Skocz do zawartości


Zdjęcie

Cały kraj uwierzył w jej bajeczkę...


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Simba.

    Simbarosa

  • Postów: 441
  • Tematów: 290
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 51
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"Cały kraj uwierzył w jej bajeczkę. To ona zabiła własne dziecko!"

 

 

Śmierć małego Samuela wstrząsnęła Włochami tak, jak śmierć Madzi poruszyła Polskę. Okrutne dzieciobójstwo, którego powód trudno zrozumieć i trudno wyjaśnić: depresja poporodowa, choroba psychiczna, wypadek? Tak jak w Polsce wiele kontrowersji wzbudziło działanie detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, we Włoszech krytykowano metody pracy adwokata Carla Taorminy. Sprawa była pożywką dla mediów, które zostały wykorzystane do manipulowania opinią publiczną. Właśnie mija 12 lat od tej potwornej tragedii...

 

9k5hrm.jpg

 

"Czy płakałam za bardzo?" - te słowa dzieciobójczyni do jej adwokata podzieliły całe Włochy. Zostały wypowiedziane tuż po występie w telewizji, gdy myślała, że mikrofony zostały już wyłączone i nikt jej nie słyszy.

 

Dzięki wystąpieniom telewizyjnym Annymarii Franzoni, która wylewała krokodyle łzy i zapewniała o swojej niewinności - część telewidzów była przekonana, że sędziowie popełniają błąd skazując ją za dzieciobójstwo. Druga część opinii publicznej myślała, że matka nie tylko odgrywa bardzo dobrze rolę ofiary, by ukryć swoją zbrodnię, ale i że czerpie olbrzymią przyjemność z protagonizmu medialnego. Franzoni wreszcie przestała być zwykłą "kurą domową" i stała się gwiazdą - spełniła marzenie, jakie odebrało jej macierzyństwo.

 

Jak do tego doszło?

 

Rankiem, 30 stycznia 2002 r., o godz. 8.28, Annamaria Franzoni zadzwoniła na pogotowie, w wyraźnym stanie podniecenia, mówiąc, że właśnie znalazła trzyletniego synka Samuela Lorenzi, we własnym łóżku i że dziecko "wymiotowało krwią". O godzinie 8.27, matka zawiadomiła również lekarza rodzinnego - Adę Satragni, która jako pierwsza przybyła do willi Franzonich, trochę odizolowanej, bo położonej na wzgórku w miejscowości Montroz, koło Cogne w Val d'Aosta.

 

Lekarka postawiła też pierwszą diagnozę - dziecko miało tętniaka mózgu, który pękł pod wpływem płaczu, powodując otwarcie się głowy. Próbując ratować dziecko umyła zakrwawioną twarz i ranę na głowie, a podejmując próby reanimacji przeniosła je na dwór, na zaimprowizowanych noszach. Te działania zatarły wiele śladów.

 

Kiedy dotarli lekarze pogotowia ratunkowego, którzy ze względu na trudności spowodowane śniegiem, musieli przylecieć helikopterem - sytuacja stała się jasna. Poważna rana głowy była wynikiem aktu przemocy. Dziecko było w stanie krytycznym.

 

Zgon stwierdzono o 9.55 w szpitalu w Aosta. Późniejsza autopsja wykazała, że przyczyną śmierci była seria uderzeń - co najmniej siedemnaście - tępym narzędziem w głowę. Na ranie ofiary znaleziono mikroskopijne ślady miedzi, co sugerowało, że dziecko zostało bite przedmiotem wykonanym z tego metalu. Drobne urazy stwierdzono również na rękach małego, będące prawdopodobnie wynikiem zdesperowanej obrony.

 

Kobieta tłumaczyła policji, że ubrała się i wyszła ze starszym synem na przystanek, gdzie przejeżdżał autobus szkolny. Gdy wróciła do domu po niecałych dziesięciu minutach - znalazła małego w takim stanie. Kiedy przyjechał mąż, Annamaria mówiła do niego: "Zróbmy jeszcze jedno dziecko! Muszę mieć jeszcze jedno dziecko!". Jej zachowanie zdziwiło śledczych.

 

Czterdzieści dni po śmierci trzyletniego Samuela - matka Annamaria Franzoni została oskarżona o morderstwo. Kobieta nigdy nie przyznała się do zabicia dziecka. Zawsze twierdziła, że jest niewinna.

 

Trudne dochodzenie

 

Policja nie znalazła narzędzia zbrodni. Hipotezy na temat przedmiotu, którym rozbito głowę dziecka były różne: chochla miedziana, garnek do gotowania mleka, młotek lub coś podobnego. Do tej pory tego nie ustalono. Dochodzenie opierało się głównie na badaniach prowadzonych przy pomocy luminolu, mającego wykryć szlak krwi.

 

Stwierdzono obecność licznych plam krwi na piżamie matki, która została ukryta pod pościelą. Zdaniem oskarżyciela - taka ilość krwi, a także ślady mózgu i odpryski kości na rękawach piżamy świadczą o tym, że zabójca miał ją na sobie w chwili zadawania ran dziecku. Ślady krwi ofiary zostały znalezione także na podeszwach pantofli matki. W całym domu nie znaleziono żadnych śladów intruza, który mógłby być potencjalnym zabójcą. Osoby, które były w okolicy nie zauważyły nic podejrzanego, ani żadnego obcego.

 

Według obrony, morderca nie miał na sobie bluzy i spodni piżamy, gdyż te leżały na pościeli i pobrudziły się same. Ktoś obcy wkradł się do domu, gdy Annamaria Franzoni wyszła odprowadzić starszego syna na przystanek. Powodem był zamiar dokonania gwałtu na kobiecie lub zemsta na niej. Kiedy intruz zobaczył dziecko - zadał mu śmierć bijąc je po głowie, a potem uciekł.

 

- Wszystko to w mniej niż osiem minut, bez pozostawienia żadnych śladów krwi w jakimkolwiek innym pomieszczeniu w domu lub poza nim i nie będąc zauważonym przez nikogo? - prokurator podważał tezę obrony.

 

Z domu nie zniknęły żadne przedmioty, ani kosztowności, żadne drzwi, ani okna nie nosiły śladów włamania. Franzoni, początkowo oświadczyła, że zamknęła drzwi na klucz kiedy wychodziła ze starszym synem. Następnego dnia jednak zmieniła zeznania (pod wpływem wskazówek męża podsłuchanych w komisariacie przez policję) i twierdziła, że zostawiła drzwi otwarte i włączony telewizor, aby mały Samuel się nie niepokoił, że jej nie ma. W domu, śledczy nie znaleźli żadnych śladów obcej osoby.

 

Proces w mediach

 

Sprawa dzieciobójstwa wywołała olbrzymie zainteresowanie mediów. Annamaria Franzoni, pokierowana przez swojego wpływowego adwokata, występowała w wielu programach telewizyjnych. Jej obrońca Carlo Taormina - parlamentarzysta i znany polityk partii premiera Berlusconiego (w przeszłości również jego adwokat), manipulował poprzez media opinią publiczną i starał się utrudnić prowadzenie śledztwa i oczernić prokuraturę oraz sędziów prowadzących sprawę.

 

Przez cały długi okres procesualny kobieta pozostała na wolności i odpowiadała z wolnej stopy, gdyż nie zachodziło niebezpieczeństwo ucieczki oskarżonej.

 

Rodzina Annamarii Franzoni powierzyła jej obronę najlepszym włoskim adwokatom, wydając na to majątek. Oskarżoną o dzieciobójstwo matkę bronili: najpierw słynny prawnik Carlo Federico Grosso, później Carlo Taormina, a po jego rezygnacji, w proteście za oskarżenie o manipulację i sfingowanie dowodów - adwokat z urzędu Paolo Savio.

 

W rok po śmierci Samuela - 26 stycznia 2003 roku, Annamaria Franzoni urodziła trzecie dziecko - Gioela Lorenzi. Informacja o tym, że kobieta jest w ciąży została ogłoszona w programie telewizyjnym i miała przechylić na jej korzyść szalę niewinności.

 

Manipulacje adwokata

 

W lecie 2004 roku, zaraz po skazaniu kobiety na 30 lat więzienia w procesie w pierwszej instancji, adwokat Taormina i powołany przez niego biegły, przeprowadzili kolejne oględziny domu Franzonich przy pomocy luminolu. Obrońca ogłosił mediom, że na drzwiach sypialni znalazł krwawy odcisk palca należący do "prawdziwego mordercy" oraz ślady krwi ofiary w garażu domu (co oznaczałoby, że tamtędy uciekł).

 

Szybko okazało się jednak, że odcisk palca został pozostawiony przez pracownika laboratorium kryminalnego, który dokonywał pierwszych oględzin miejsca zbrodni, a krew wykryta w garażu nie była pochodzenia ludzkiego, lecz zwierzęcego.

 

W lipcu 2004 r., Annamaria Franzoni i jej mąż Stefano Lorenzi, złożyli doniesienie na sąsiada - Ulyssesa Guichardaza, wskazując go jako "rzeczywistego mordercę", gdyż był maniakiem seksualnym prześladującym matkę Samuela.

 

Policja wielokrotnie przesłuchała mężczyznę, który miał żelazne alibi, gdyż w czasie morderstwa na dziecku był we własnym sklepie, gdzie widzieli go klienci. Mężczyzna nie miał też żadnych precedensów na tle seksualnym. Małżeństwo zostało pozwane za zniesławienie.

 

Pojawiły się też ciężkie insynuacje wobec drugiej sąsiadki - Danieli Ferrod, która w przeszłości miała błahe spory z matką zmarłego dziecka. Również ona miała mocne alibi i jako pierwsza przybyła z pomocą.

 

Dochodzenie ujawniło także, że cała rodzina Annymarii spiskowała przeciwko sąsiadom, chcąc obarczyć ich winą za morderstwo i uwolnić od zarzutów matkę Samuela. Policja założyła podsłuch w willi i dzięki temu dowiedziała się, że mąż i ojciec kobiety planowali w okolicach domu Guichardaza podłożyć młotek, symulując, że sąsiad uciekając zgubił narzędzie zbrodni.

 

Procesy

 

W 2004 roku, Annamaria Franzoni została skazana w pierwszej instancji na karę 30 lat więzienia. Obrońca Carlo Taormina przedstawił dowody, których autentyczność została zakwestionowana. Doprowadziło to do nowego procesu (tak zwanego "Cogne bis") za swingowanie poszlak, oszustwo i zniesławienie, w którym oskarżonymi byli Franzoni i jej mąż Lorenzi oraz adwokat Taormina.

 

W dniu 27 kwietnia 2007 roku, Sąd Apelacyjny uznał matkę winną dzieciobójstwa i skazał ją na karę 16 lat, uwzględniając okoliczności łagodzące. 21 maja 2008, Sąd Najwyższy potwierdził wyrok, który w wyniku amnestii został zmniejszony do 13 lat. Tego samego wieczoru Franzoni została aresztowana przez policję i osadzona w więzieniu.

 

W listopadzie 2008, po zbadaniu kobiety na jej własne życzenie, psychiatra wydał orzeczenie, że może ona powtórnie dopuścić się dzieciobójstwa i zabronił jej widzeń z dziećmi poza więzieniem. 19 kwietnia 2011 r., sąd w Turynie skazał Annęmarię Franzoni na 1 rok i 4 miesiące więzienia za pomówienie sąsiada. Kobieta aktualnie odbywa karę w więzieniu w Bolonii. Wyjdzie na wolność najprawdopodobniej już w 2014 r., za dobre sprawowanie.

 

W 2006 r., Annamaria Franzoni napisała książkę z pomocą dziennikarza Gennaro De Stefano, pt: "Prawda", która stała się bestsellerem wśród zwolenników teorii jej niewinności.

 

Dlaczego zabiła własne dziecko?

 

Osobowość Annymarii Franzoni była od samego początku przedmiotem badań psychologów i psychiatrów. Podczas procesu apelacyjnego, kobieta odmówiła poddania się drugiemu badaniu psychiatrycznemu i orzeczenie zostało wydane na podstawie dokumentów audiowizualnych i złożonych wcześniej materiałów. Specjaliści uznali, że cierpiała na nerwicę histeryczną, przejawiającą się w teatralności zachowań i symulacji, ponieważ nie była w stanie sprostać w sposób dojrzały problemom codziennego życia.

 

Najwyraźniej, po urodzeniu drugiego syna Samuela, matka cierpiała na depresję poporodową, która nie leczona przerodziła się w stres związany z prowadzeniem domu i jednoczesnym opiekowaniem się małymi dziećmi. Lekarz domowy (ta sama osoba, która udzielała pierwszej pomocy rannemu dziecku), przepisała jej słabe leki antydepresyjne, których Franzoni jednak nigdy nie zażywała.

 

Sytuacja stresogenna przełożyła się również na konflikt pomiędzy małżonkami. Annamaria wraz z małym dzieckiem wyprowadziła się na krótko do swojej matki, potem jednak wróciła do domu w Cogne.

 

W nocy, przed zabójstwem Samuela, kobieta uskarżała się na dolegliwości mogące być symptomami ataku paniki - mąż dzwonił dwukrotnie na pogotowie. Później jednak rodzina umniejszała całe zdarzenie, twierdząc, że duszności były wywołane przeziębieniem.

 

Annamaria Franzoni nigdy nie przyjęła do świadomości, że może mieć zaburzenia psychiczne i nigdy nie zgodziła się by ta teza była wykorzystana w jej obronie. Dla wielu ekspertów natomiast, którzy opiniowali w tej sprawie - częściowa niepoczytalność i związana z nią amnezja po dokonaniu czynu, mogłyby być wytłumaczeniem dzieciobójstwa.

 

"Niektóre matki zabijają własne dzieci, zdarza się..." - to zdanie wypowiedziała Franzoni w dzień po zabójstwie, podczas przesłuchania.

 

 

 

 

 

 

 

 

źródło : http://nasygnale.pl/...,wiadomosc.html


Użytkownik Simbarosa edytował ten post 29.12.2014 - 18:47

  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych