Działo się to jakieś 2, 3 lata temu.
Siedziałam z rodzicami w pokoju, kiedy nagle usłyszeliśmy głośny huk, dobiegający z kuchni. Wszyscy zrobiliśmy takie
miny i popędziliśmy w kierunku hałasu. Jak się okazało, ze ściany spadł bluszcz. Kwiatek umieszczony w takim specjalnym koszu, z jednej strony płaskim, aby właśnie można było go umieścić na ścianie. Okna były zamknięte, więc wykluczyliśmy przeciąg, pozatym moja mama jest przewrażliwiona na tym punkcie i w domu nigdy nie może być nawet najmniejszego przeciągu... Najdziwniejsze było to, że kosz na kwiaty wisiał dalej, tam gdzie jego miejsce, a bluszcz leżał NA ZIEMI, w trakcie gdy pod nim znajdowała się szafka, i nawet jeśli jakimś cudem spadł, to powinien wylądować na owej szafce... :hmm:
Tamtego wieczoru nie wpadliśmy na żadne logiczne wytłumaczenie, co mogło się stać i więcej nie wracaliśmy do tej sprawy. Pamiętam jeszcze, że po tym co się stało, kazałam tacie ściągnąć ze ściany innego bluszcza, który wisiał w podobnym koszu, nad moim łóżkiem
Co o tym sądzicie?