Skocz do zawartości


Zdjęcie

Dominacja Ameryki i walka z terroryzmem


  • Zamknięty Temat jest zamknięty
18 odpowiedzi w tym temacie

#1

Eury.

    Researcher

  • Postów: 3467
  • Tematów: 975
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 108
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Debata na temat: Dominacja Ameryki i walka z terroryzmem

Czy dominacja Ameryki, zbrojenia militarne i walka z terroryzmem jest potrzebna w dzisiejszym świecie?

:arrow: Forma debaty: 1 vs 1

:arrow: Zasady debaty:

- Każdy uczestnik posiada prawo do 5 wpisów (przy czym pierwszy wpis powinien mieć formę wprowadzenia, a ostatni być konkluzją, czyli podsumowaniem)

- Na kolejne wpisy uczestnicy debaty mają maksymalnie 7 dni czasu

- Za każdy kolejny dzień zwłoki (po przekroczeniu limitu 7 dni) naliczane są 2 punkty karne.

- O kolejności wpisów zadecyduje rzut monetą


:arrow: Uczestnicy debaty:

Aquila - wg. którego dominacja Ameryki i jej walka z terroryzmem JEST potrzebna światu.

Mike - wg. którego dominacja Ameryki, zbrojenia militarne i walka z terroryzmem NIE jest potrzebna światu.


:arrow: Opiekun debaty:

Eurycide


:arrow: Komisja oceniająca:

sędzia Przemo
sędzia Muhad
sędzia Sadhu
  • 0



#2

Eury.

    Researcher

  • Postów: 3467
  • Tematów: 975
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 108
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Miło mi powitać wszystkich na kolejnej debacie, która odbędzie się na forum paranormalne.pl. Tematem debaty jest dominacja Ameryki i walka z terroryzmem.


W debacie wezmą udział:

Aquila - wg. którego dominacja Ameryki i jej walka z terroryzmem JEST potrzebna światu ;
oraz
Mike - wg. którego dominacja Ameryki, zbrojenia militarne i walka z terroryzmem NIE jest potrzebna światu.


- W rzucie monetą wyłoniono osobę, która rozpocznie debatę, a jest nią Aquila. Debata rozpocznie się w dniu 9 grudnia (sobota) o godzinie 20:00. Wtedy to, temat zostanie odblokowany i od tej chwili Aquila będzie miał 7 dni na pierwszy wpis.

- Debata jest dostępna publicznie, jednak bez możliwości komentowania w tym wątku dla osób postronnych. Za każdy wpis w tym temacie osoby, która nie bierze udziału w debacie przysługuje 1 ostrzeżenie. Debatę należy komentować wyłącznie w kuluarach.

- Po zakończeniu debaty komisja przyzna oceny zgodnie z systemem oceniania i odbędzie się podsumowanie.

- Skład komisji oceniającej:

sędzia Przemo
sędzia Muhad
sędzia Sadhu

- Przypominam o zasadach prowadzenia debaty i ilości wpisów jaka przysługuje każdemu z debatujących.

POWODZENIA!
  • 0



#3

Eury.

    Researcher

  • Postów: 3467
  • Tematów: 975
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 108
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

OTWIERAM DEBATĘ VRP "DOMINACJA AMERYKI I WALKA Z TERRORYZMEM"


Powodzenia Aquila
Powodzenia Mike


Niech zwycięży lepszy!


  • 0



#4

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Witam wszystkich bardzo serdecznie.

W tej debacie będziemy próbować odpowiedzieć na pytanie: czy dominacja Stanów Zjednoczonych Ameryki, zbrojenia jakie ten kraj dokonuje oraz jego walka z terroryzmem jest uzasadniona i czy jest potrzebna.


Według mnie jest.


W każdej sytuacji znajdzie się ktoś, kto jest w czymś lepszy. Spośród losowo wybranej grupy ludzi, zawsze jeden z nich będzie najwyższy, najsilniejszy lub najsprytniejszy. To jest normalne, że nie ma na świecie równości. Zawsze będą ci silniejsi i ci słabsi, lepiej zorganizowani i ci, u których wszystko idzie niesprawnie.
Ta reguła odnosi się nie tylko do ludzi, odnosi się również do państw.

Na kartach historii zapisane są dzieje wielu narodów, które w swoich czasach dominowały nad światem. Począwszy od Egiptu, Persji, przez hegemonię Helleńską, majestat Rzymu, potegę Franków, po czasy świetności Rzeczypospolitej, dominacji Hiszpanii i Anglii aż do potęgi III Rzeszy Niemieckiej - w danym okresie historii zawsze można wyodrębnić pewne państwo, które swoją siłą i dyplomatycznymi wpływami bardzo silnie oddziaływało na resztę świata.
Czy to zjawisko nagle znikło? Wyparowało? Czy możliwe jest, aby nagle coś takiego, jak dominacja jednego państwa nad innymi przestało istnieć?

Niestety, albo stety, nie. Ta sama zasada, która istniała od wieków, dzisiaj ma się równie dobrze jak kiedyś. Także dzisiaj mamy na świecie pewien kraj, który dominuje nad innymi pod wieloma względami. Jest nim oczywiście USA.

Wszelkie tego zalety niebawem postaram się zaprezentować.

Dzisiaj, wielu patrzy na ten kraj z pogardą. Staram się czasami zrozumieć te czasem pełne nienawiści myśli i wypowiedzi, lecz przyznam szczerze, że nie potrafię. Czasami wręcz, wydaje mi się, że jest to krytyka dla samej tylko krytyki. Skoro chcę sobie na coś ponarzekać, to ponarzekam sobie na Amerykę. Skąd to się bierze? Czy naprawdę Stany Zjednoczone zasłużyły sobie na taką negatywną opinię? A może to wynik zazdrości? A moze to sprawka tego, że przyjemnie jest obrzucić błotem kogoś potężego, ważniejszego od nas tak samo jak przyjemniejsze dla niektórych byłoby obrzucenie bluzgami prezydenta zamiast pijaka spod sklepu mimo że obaj byliby Bogu ducha winni frustracji bluzgającego. A może po prostu jest to wynik tylu lat uparcie wbijanej ludziom do głowy propagandy komunistycznej, według której stonkę na pola zrzucały amerykańskie samoloty?

Dołączona grafika

Czy nikt już nie pamięta absurdu, jakim karmił świat przez tyle lat Związek Radziecki?
Wielu z pewnością pamięta. Co gorsza, wielu do dzisiaj wierzy, że ta propaganda mówiła prawdę. Nie zapomnę już chyba widoku starej babuszki z rosyjskiej wsi, która nie tak dawno krzyczała do kamery, że gangsterzy z Ameryki przylecieli w nocy i wysuszyli jeziorko, które zaopatrywało wioskę w wodę...
Władze oczywiście wstydziły się jej zachowania, lecz propaganda raz zasiana, jest już bardzo trudna do wyplenienia.
Czy USA miało jakiś interes w wysuszaniu syberyjskiego jeziora?
A czy wiele zarzutów co do tego kraju, jakie dzisiaj wciąż się słyszy, nie jest aby równie bezsensownych?


Słyszałem kiedyś pewne słowa, które doskonale można zastosować do tematu tej debaty.

Ludzie lubią oczerniać ważniejszych i mogących więcej od siebie.

Stąd tak wiele kawałów i złośliwości o szefach w pracy - choćby nawet byli to ludzie doskonale prowadzący firmę.
Stąd też tak wiele złośliwości o politykach - nawet dobrze wykonujących swoje obowiązki.
Stąd tak wiele teorii spiskowych osadzanych - no właśnie, gdzieżby indziej jak nie w USA, stąd też prezentowanie rządu USA jako niemalże zbrodniczego, stąd też złośliwe wyśmiewanie i oczekiwanie na każdą porażkę Ameryki (doskonale pamiętam, jak mój brat oczekiwał pogromu drużyny USA w meczu z Włochami - jednak widok jego rozczarowanej twarzy po meczu był dla mnie bezcenny :D )


Świat jednak, pomimo ludzkiej złośliwości i niechęci do pewnych zjawisk trwa dalej. Ameryka jak była mocarstwem, tak dalej nim jest.
I powiem na razie tylko tyle - możemy być jej wszyscy za to wdzięczni.


A dlaczego? To już w następnej mojej odsłonie tej debaty.
  • 0



#5

Mike.
  • Postów: 259
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

We're all living in America (Wszyscy żyjemy w Ameryce)
Amerika ist wunderbar (Ameryka jest cudowna)
Coca-Cola sometimes war (Coca-cola, czasem wojna)
We’re all living in America (Wszyscy żyjemy w Ameryce)
Amerika Amerika (Ameryka, Ameryka)

This is not a love song (To nie jest pieśń miłosna)

Dołączona grafika Dołączona grafika


Witam serdecznie drogich forumowiczów!

W tej debacie stanę do „walki” z bardzo wymagającym przeciwnikiem jakim jest Aquila. Daje to silną podstawę by ta debata stała na bardzo wysokim, wymagającym wiele uwagi (i debatujących i forumowiczów) poziomie.

Stany Zjednoczone Ameryki, kraj liczący niespełna 300mln mieszkańców, zaledwie 230 lat historii i zajmujący powierzchnię 31 razy większą od powierzchni naszej ojczyzny jest imperium na naszym globie. Jest krajem dyktującym warunki, oceniającym i dominującym. Słusznie Aquila zauważył, iż w każdej grupie znajdzie się jednostka najsilniejsza, która dominuje i zaczyna rządzić. Tego nie da się podważyć. Nawet na tym forum są administratorzy i oni decydują co jest dobre, a co jest fe.
I w tym miejscu chciałbym zaznaczyć – nie będziemy oceniać czy wolno komuś dominować czy też nie. Nie będziemy oceniać czy USA jako kraj jest dobry czy zły. Będziemy jednak starać się pokazać czy działania rządów Stanów Zjednoczonych są potrzebne w skali globalnej. Będziemy starali się ukazać czy USA tak silnie są potrzebne w wielu rejonach świata. Czy świat i globalny ład potrzebuje tak, a nie inaczej oceniającej USA i czy w ogóle mieszanie się Ameryki jest potrzebne i do czego doprowadziło.

Dołączona grafika


I co bardzo ważne nie będziemy się zastanawiać czy ludzie lubią oczerniać ważniejszych i mogących więcej od siebie. Nie nad tym będziemy pracować w tej debacie.
Zastanowimy się CZEMU ludzie tak postrzegają USA jak postrzegają, czemu "islam" (i nie tylko) tak nienawidzi Ameryki, czemu świat widzi w Ameryce „dyktatora”, a nie partnera i czemu cały świat układa się pod Stany Zjednoczone udając, że nic nie widzi. Czemu nasz rząd kupuje za ciężkie pieniądze podatników F-16 oraz czemu Rammstein nagrał „We're all living in America” i czemu ten utwór stał się tak popularny (nie w USA :D ).

Pytań jest wiele, zagadek jeszcze więcej, historia jest brutalna, a moja żona tą debatę bardzo ironicznie i prześmiewczo zaczęłaby tak:

Witam was czytacze nieźle pojechanego forum dla niechcianych dzieci swoich rodziców.

Dziś zamierzam przedstawić popaprany świat USA.
Zaczęło się wiele lat temu od ekspansji kogoś tam na biednych aborygenów, czy jakiś tam innych Indian. Była krwawa jatka i przodkowie teraz szanowanych obywateli świata wybili w pień ludność, która sobie spokojnie żyła i pasła owieczki(lamy może). Od tamtej pory Stany Zjednoczone uważają się za władców świata, bo skoro poradzili sobie z dzikimi, bezdusznymi Indianami, to mogą jechać w kaszę wszystkich, którzy stoją im na drodze do podboju naszej planety.

Koniec


C.D.N. (of course :))
  • 0

#6

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Oj Mike...

I co bardzo ważne nie będziemy się zastanawiać czy ludzie lubią oczerniać ważniejszych i mogących więcej od siebie. Nie nad tym będziemy pracować w tej debacie.


Oczywiście, że nie głównie nad tym, ale wydawało mi się, że taki "poszukiwacz prawdy" strzelający z bicza, aby głośno słyszano jego prawdy, weźmie też przynajmniej pod uwagę to, że jednak wiele tejże niechęci do USA wynika z tej właśnie skłonności do oczerniania.

"Ja wiem lepiej i nie będzie mi ten kałboj z Teksasu mówił o swoich racjach!"

Wiele też takich przykładów antyamerykanizmu ma swoje podłoże w braku wiedzy - a jak obaj wiemy, gdzie wiedza nie sięga, tam fantazja tworzy.


Ale cóż, różne są koleje historii.


Naród amerykański jest, jak już zauważył Mike, narodem młodym. Państwo powstałe pod koniec XVIII wieku - co to moze być za państwo?
Nie mają zamków, nie mają tradycji rycerskich, nie mają wielu rzeczy, którymi Europa może się pochwalić - nadrabiają wieżowcami, mitem o dzikim zachodzie, technologią niosiącą za sobą potężną dawkę wyobraźni...

Już od samego początku był to naród niezwykły - wydawać by się mogło, że mały bunt kilkunastu kolonii nie zdziała zbyt wiele przeciwko potędze, do której należała 1/4 świata...
Jednak wytrwałość i pomoc sojuszników sprawiła, że w końcu marzenie stało się faktem - ogłoszono i potwierdzono czynem niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Przez całą swoją skromną historię kraj ten, jak każdy inny, popełnił wiele błędów. Czy to coś nienormalnego? Skąd. Każdy popełnia błędy.

Ktoś zechce tutaj wypominać mordy na Indianach? Dobrze, niech nazywa teraz Amerykanów mordercami, skoro taka jego wola. Ale w takim razie niech też i sam siebie nim okrzyknie - my też potrafiliśmy szablą i ogniem pacyfikować rozmaite nacje.
I dzisiaj wcale nie próbujemy zadośćuczynić temu tak, jak robią to Amerykanie...
Ale nie będę już wdawał się w tą sprawę, z powodu bardzo luźnego związku z tematem debaty.


Zamiast tego prześledźmy sobie krótką historię XX wieku.

Rok 1917 - USA przystępują do I wojny światowej. Czy gdyby tego nie dokonali, to zmieniłyby się losy Europy? Zapewne nie, choć ich pomoc mniej więcej zbiegła się z ustanowieniem pokoju na froncie wschodnim a co za tym idzie przerzuceniem wojsk na front zachodni.

Rok 1941 - USA przystępuje również do II wojny światowej. I tutaj sytuacja się zmienia drastycznie. Czy można powiedzieć, że ten konflikt wygrały tylko Stany Zjednoczone? Oczywiście, że nie. Ale czy wygranoby go bez ich zaangażowania?
Przenigdy.

Zbyt długo zajęłoby wymienianie wszystkich zasług, na jakie zasłużyli sobie Jankesi w tych okrutnych czasach.

Jak długo wytrzymałaby Anglia bez dostaw żywności i broni z Ameryki? Niedługo... upadłaby błyskawicznie, nie posiadając porządnej armii lądowej... Nie oszukujmy się - same dywizjony RAF-u i nawet potęga Royal Navy nie zatrzymałyby machiny Niemiec...

Czy Rosjanie zdołaliby utrzymać swoje pozycje bez podobnych dostaw z USA? Być może, lecz pomoc Amerykańska miała bardzo istotne znaczenie dla tego biednego i zniszczonego kraju.

Czy ktokolwiek inny mógł zatrzymać ekspansję Japonii na Pacyfiku? Australia? Kolonie Brytyjskie? Wydarzenia w Singapurze i Birmie udowodniły, że nie.



Jak zatem wyglądałby świat, bez udziału USA w wojnie?

Europa od Atlantyku aż po Ural w rękach nazistów. Wyspy Brytyjskie pod okupacją niemiecką. Północna Afryka pod butem Włochów. Słaba Rosja zepchnięta na Syberię. Japonia rządząca niepodzielnie w Indiach, Chinach, Australii i całym regionie.

Wspaniała perspektywa, nie ma co :]

Oczywiście to tylko czyste spekulacje - lecz jedno jest pewne - przynajmniej za udział w II wojnie światowej powiniśmy być Ameryce wdzięczni.



A po wojnie? Cóż, dwa bloki - zachodni i wschodni wytyczyły nowe, ponadpaństwowe granice. Od tamtej pory żelazna kurtyna, postawiona przez komunizm, przedzieliła świat.

Co w tamtym czasie robiła Ameryka? Wystarczy spojrzeć na dostatek dzisiejszej Europy zachodniej aby wiedzieć co takiego. Plan Marshalla - zbawienie Europy. Pomoc, jakiej Ameryka udzieliła powojennej Europie doprowadziła jej do obecnego stanu i sprawiła, że stanęła ona na nogi.
Wyzwolenie od nazizmu tychże terenów i podniesienie ich z ruin - to niezaprzeczalne dokonania Ameryki w tym rejonie.


A Pacyfik? No cóż, Japonia oczywiście i zasłużenie upadła, lecz jako ciekawostkę dodam fakt, że do dzisiaj Kraj Kwitnącej Wiśni posiada tą samą konstytucję, którą narzucił im okupant amerykański. A czemu? Bo jest wg nich idealna.
Można powiedzieć, że po raz drugi już Ameryka przekształciła pozytywnie ten wyspiarski kraj. Za pierwszym razem w XIX wieku, kiedy to wyrwano Japonię z ciemności i zmuszono do otwarcia na świat, a po raz drugi gdy podnoszoną ją ze zgliszcz II wojny światowej, sprzedając technologie i przekazując pieniądze na odbudowę...

Ot, jak "okupacja" może czasem zaowocować wzrostem poziomu życia :] Każdy, kto ogląda dzisiaj TV dzięki firmie Sony albo jeździ samochodem made in Nippon powinien o tym pamiętać ;)



Sytuacja powojenna nie była zbyt optymistyczna. Dwa antagonistczne bloki posiadające ogromne ilości broni stojące po obu stronach umownej barykady raczej nie pozwalały ludziom spać bezpiecznie...

Nazizm upadł, lecz równie zbrodniczy reżim komunistyczny pozostał. Świat oczyścił się z jednego wielkiego zagrożenia, ale kolejne wyrosło na jego miejscu jeszcze potężniejsze.



Nastała Zimna Wojna.

Więcej o niej w nastęnej odsłonie.


(proponuję, aby ze względu na święta Bożego Narodzenia i związane z tym przygotowania, spędzanie ich w gronie rodziny i ewentualny odpoczynek po nich, 7 dni oczekiwania na post Mike'a nie liczyc od tego postu, lecz przesunąć na okres po świętach)
  • 0



#7

Eury.

    Researcher

  • Postów: 3467
  • Tematów: 975
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 108
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Przychylam się do tej prośby.

Mike ma czas do 2 stycznia 2007 roku na swój wpis.
  • 0



#8

Mike.
  • Postów: 259
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Witam w drugiej części debaty!

Ktoś zechce tutaj wypominać mordy na Indianach? Dobrze, niech nazywa teraz Amerykanów mordercami, skoro taka jego wola. Ale w takim razie niech też i sam siebie nim okrzyknie - my też potrafiliśmy szablą i ogniem pacyfikować rozmaite nacje.
I dzisiaj wcale nie próbujemy zadośćuczynić temu tak, jak robią to Amerykanie...


Dołączona grafika

Dołączona grafika
Sand Creek, 29 listopad 1864 roku


Może Ty drogi Aquilo powinieneś do swojej „ukochanej ojczyzny” wyemigrować? :) (joke) Twoja miłość do (wszyscy wstać na baczność) USA (można usiąść) jak widać nie zna granic…
Może założymy drugą debatę – jak Amerykanie miłują i zadośćuczyniają – bardzo czy bardzo bardzo :rotfl:
My też jesteśmy mordercami i killerami – zajęliśmy ogromny obszar (aktualnie o wielkości 312 tyś km2) mordując, gwałcąc, paląc i przesiedlając wszystko co tu żyło… Najeżdżaliśmy, paliliśmy. Moi pradziadkowie na początku XVII wieku zapędzili się pod Moskwę, ich pradziadkowie wycinali plemiona słowiańskie osiadłe między Odrą a Łabą… Wstyd mi…
Znając Aquile temat zostanie nieźle przewałkowany :)

A teraz powrót do sedna debaty:
Pół mojego życia związanego jest z Ameryką i pół waszego zapewne też (mniej lub bardziej świadomie). Pisząc ten tekst korzystam z komputera opartego m.in. o procesor, dysk twardy, system operacyjny wywodzący się z amerykańskich firm. Słucham przede wszystkim amerykańskiej muzyki i oglądam amerykańskie filmy. Gram też w amerykańskie gry. Tak naprawdę to lubię USA!

Tak jak zrobił Aquila delikatnie prześledzimy historię:

Udział Amerykanów w I wojnie światowej to data 6 kwietnia 1917 roku. Do Europy pierwsze oddziały zaczęły docierać pod koniec czerwca. Jednak żołnierze ci nie brali udziału w walce aż do października, ponieważ potrzebne było ich przeszkolenie oraz wyposażenie. Jednak przez rok amerykanie w liczbie około 2 mln żołnierzy mocno przyczynili się do zwycięstwa i podpisania zawieszenia broni 11 listopada 1918 roku.

DRUGA WOJNA ŚWIATOWA – „Amerykański smród”

Dołączona grafika


TORA! TORA! TORA!
7 grudnia 1941 r. japońskie wojska zaatakowały Pearl Harbor rozpoczynając tym samym wojnę na Pacyfiku. Hasło do rozpoczęcia ataku nadał o 7:49 komandor porucznik lotnictwa Mitsuo Fuchida. Śmiały atak poprowadzili: japoński admirał Isoroku Yamamoto i admirał Chuichi Nagumo. Flota japońska składała się z 6 lotniskowców (z 360 samolotami), 2 pancerników, 2 ciężkich krążowników, jednego lekkiego krążownika, 9 niszczycieli, 10 okrętów podwodnych i 8 zbiornikowców. W Pearl Harbor znajdowało się akurat 8 pancerników, 2 ciężkie i 6 lekkich krążowników, 30 niszczycieli, 4 okręty podwodne, oraz 49 innych jednostek, na lotniskach zaś 387 samolotów. Jednak w porcie nie było dwóch amerykańskich lotniskowców bazowanych w Pearl Harbor, czyli najbardziej wartościowych okrętów floty i głównych celów dla Japończyków. USS Lexington wypłynął z portu 5 grudnia z zadaniem dostarczenia grupy samolotów na wyspę Midway, a USS Enterprise wypłynął 28 listopada z podobnym zadaniem dostarczenia grupy samolotów na wyspę Wake.

Dołączona grafika


Atak Japończyków był bezprecedensowy, bowiem nie wypowiedzieli oni wcześniej wojny Amerykanom. Dziś wiemy już, że amerykański wywiad był poinformowany o zbliżającym się niebezpieczeństwie, ale albo zignorowano te doniesienia jako mało wiarygodne, lub, jak twierdzą niektórzy wielbiciele teorii spiskowych, celowo je ukryto, aby niezapowiedziany atak wstrząsnął opinią publiczną w USA i ułatwił rządowi prezydenta Franklina Roosevelta przeprowadzenie ustaw umożliwiających skończenie z polityką izolacjonistyczną.

Dołączona grafika


Niewyjaśnionych spraw jest sporo: dlaczego okręty i jednostki wojskowe w Pearl Heabor nie zostały postawione w stan gotowości, a prezydent wiedział o krokach Japonii do wojny (depesza do barona Oshimy, nakaz zniszczenia ksiąg kodowych, nota zrywająca rokowania); a jeśli wierzyć V.Cavendish-Bentickowi, to także o tym, że zespół japońskich okrętów zbliża się na Hawaje. Por. Brotherhood dostarczył odszyfrowany tekst depeszy tłumaczowi ok. godz. 5 rano. Tekst zawierał 42 wyrazy i kilka cyfr. Dlaczego jego tłumaczenie trwało do 10.20 - ponad 5 h. 6 grudnia por. Kramer zawiózł 13-częściową notę japońską do Roosevelta, którego w tej sprawie wywołano z kolacji. Dlaczego nie zrobił tego mając znacznie ważniejszy dokument - ostatnią część noty z którego jasno wynikała możliwość ataku o 13. czasu waszyngtońskiego. Dlaczego gen. Marshall nie skorzystał z bezpośredniego połączenia z bazą na Hawajach, aby przekazać ostrzeżenie, choć musiał zdawać sobie sprawę, że podana jest godzina ataku, wystarczyło podawać rozkaz postawienia bazy w stan najwyższej gotowości bojowej bez konkretnego powodu(wprawdzie mógł się obawiać, że Japończycy dowiedzą o złamaniu ich szyfru, a tylko wtedy gdyby podał tę godzinę). Dlaczego płk. French wiedząc, że czas nagli, nie poszedł do radiostacji aby jak najszybciej przekazać zaszyfrowane ostrzeżenie. Po prostu uznał, że nadajnik jest za słaby i nie podjął nawet próby łączności. Po wojnie wyszło, że Brytyjczycy przechwycili i odszyfrowali japońskie rozkazy wskazujące na atak, a Churchill ostrzegł Amerykanów, natomiast Holendrzy zauważyli koncentrację floty japońskiej koło Kuryli i ciszę radiową co wskazuje na atak i również ostrzeżenie napłynęło. W czasie wojny 6-krotnie wznawiano śledztwo w sprawie Pearl Heabor, po wojnie również to zrobiono. Nie znaleziono winnych, ale komisjom po prostu brakowało dowodów. Chyba nigdy nie odkryjemy tajemnicy tego, co się stało.

Dołączona grafika


Trochę przypomina sytuację z pierwszej wojny światowej, kiedy Amerykanie też wyczekiwali, dobrego momentu do włączenia się do wojny. Co do Pearl Harbour, Roosvelt nauczony doświadczeniami I wojny, chciał zaangażować się w działania wojenne, i oczekiwał pretekstu do wypowiedzenia państwom osi wojny. USA nie tyle chciało pomóc Brytyjczykom w wojnie z III Rzeszą, co chciało się wzbogacić na przemyśle zbrojeniowym. USA, jako jedyny kraj biorący udział w I wojnie po jej zakończeniu zyskał pod względem gospodarczym, jak i stał się potęgą polityczną.

Dołączona grafika


Jeżeli do tego dodamy, że USA (pytanie tylko czy świadomie) same wmanewrowały Japonię w działania wojenne wprowadzając embargo na surowce strategiczne pół roku przed atakiem na Pearl Harbour i mając do tego pełną świadomość, że zapasy tych surowców w Japonii wystarczą na 6 miesięcy, to tylko wyjątkowa ślepota lub świadoma niechęć dostrzeżenia prawdy tłumaczą tę "niewiedzę".

Wydaje się że ten cios był rzeczywiście dobrym pretekstem dla Roosevelta przeciwko izolacjonistom w USA. Czy czegoś to wam nie przypomina?? Nic nie sugeruję :)

Dołączona grafika


Idąc dalej tropem – dużo czytania, ale warto. Powstawiałem dużo grafiki by było milej dla oka :) :

recenzja zamieszczona w roczniku "Azja Pacyfik" nr 4 z roku 2001

7 grudnia 2001 roku minęło 60 lat od napaści Japonii na amerykańską bazę morską w Pearl Harbor. Wydarzenie to przez dziesięciolecia było uznawane za podręcznikowy przykład perfidii Japończyków, którzy znienacka napadli na bazę amerykańską na Hawajach, zniszczyli trzon amerykańskiej floty wojennej i wycofali się przy niewielkich stratach własnych.
W okresie powojennym wielu politologów i historyków II wojny światowej próbowało odpowiedzieć na pytanie - czy Stany Zjednoczone wiedziały o zagrożeniu ze strony Japonii i czy wiedząc o tym, mogły temu skutecznie zapobiec.
Książka Roberta B. Stinnetta daje na te pytania zaskakującą odpowiedź. Na podstawie tysięcy dokumentów i wielu rozmów z uczestnikami ówczesnych wydarzeń autor nie ma wątpliwości, że atak na Pearl Harbor był wynikiem działań, starannie przygotowanych przez najwyższe czynniki USA, których celem było sprowokowanie Japonii do zaatakowania amerykańskich sił stacjonujących na Hawajach.
Osiągnięcie tego celu wcale nie było trudne. Historia stosunków amerykańsko-japońskich od chwili ich wymuszonego nawiązania w 1854 r. była pełna wrogości i nienawiści. Japończycy przez wiele wieków uznawali białego człowieka za zagrożenie dla ich kultury. Z tego powodu na początku XVII stulecia zamknęli swój kraj dla "białych barbarzyńców", zerwali kontakty z sąsiadami, nie pozwolili ani swoim rodakom opuszczać wysp, ani nikomu obcemu się do nich zbliżać.
W latach 1853-1854 Stany Zjednoczone podjęły próbę "otwarcia" tego wyspiarskiego kraju. Amerykanie zamierzali ożywić gospodarkę swojego zachodniego wybrzeża poprzez zwiększenie handlu z Chinami. Po drodze do portów chińskich znajdowała się "zamknięta" Japonia. Dla Stanów Zjednoczonych było to zjawisko nienormalne. W 1851 r. prezydent USA Millard Fillmore wyraził opinię, że żaden naród nie ma prawa odgradzać się od kontaktów z innymi narodami.

Dołączona grafika
Prezydent Millard Fillmore


Kierując się tą zasadą w 1853 r. wysłano do Japonii cztery okręty wojenne pod wodzą komandora M.C. Perry'ego, który w imieniu rządu Stanów Zjednoczonych złożył szogunowi czyli najwyższemu dowódcy wojskowemu, propozycję otwarcia dwóch portów, opieki nad rozbitkami, możliwości zakupu węgla, wody i żywności przez amerykańskie parowce pływające w tym rejonie Pacyfiku oraz zawarcia układów handlowych. Po odpowiedź komandor Perry wrócił na czele już licznej eskadry w marcu 1854 r. i w Kanagawie podpisano traktat o pokoju, handlu i przyjaźni, na mocy którego otwarto dla Stanów Zjednoczonych dwa porty - Shimoda i Hakodate. Zagwarantowano w nich uprzywilejowaną pozycję cudzoziemcom poprzez wprowadzenie eksterytorialności oraz ustanowienie minimalnych ceł na wwożone do Japonii towary amerykańskie.
W rozmowach z szogunem jako środka perswazji użyto dziesięć uzbrojonych okrętów, na których było 250 dział i 1600 marynarzy, traktując je jako ultima ratio regum (ostateczny argument królów).

Dołączona grafika


Pokazano też Japończykom inne wytwory cywilizacji technicznej Zachodu, jak lokomotywy i telegraf. Wywołało to w przeludnionej i głodnej Japonii strach przed nieznanymi możliwościami "białych barbarzyńców". Japończycy, poza tym, że zrozumieli, iż muszą dogonić świat, by nie spotkał ich los Chin uzależnionych od mocarstw zachodnich, uznali Stany Zjednoczone za swego głównego wroga, z którym wejście w otwarty konflikt było jedynie kwestią czasu.

Wyjście Japonii na arenę międzynarodową spowodowało zderzenie się jej interesów z interesami białych mocarstw, głównie Stanów Zjednoczonych. Miejscem pierwszego konfliktu były Hawaje, gdzie Japończycy, z uwagi na sprzyjający klimat, chętnie się osiedlali, zakładając plantacje trzciny cukrowej i ananasów. Już w drugiej połowie XIX w. stanowili oni najliczniejszą grupę mieszkańców archipelagu. Japonia miała nadzieję, że uda się jej skolonizować te wyspy, ale podobne ambicje miały także Stany Zjednoczone. Od 1867 r. rozbudowywały one swe wpływy w regionie Pacyfiku, a w roku 1898 zaanektowały Hawaje, które stały się w ich systemie obrony "Gibraltarem Pacyfiku". W ich portach, które były jedynym punktem postoju na Oceanie Spokojnym między Ameryką Północną a Japonią, musiał zatrzymać się każdy okręt płynący tą trasą. Każdy kto posiadał Hawaje - panował na Pacyfiku i kontrolował wszystko, co się na nim mogło wydarzyć.
Japończycy nie opuścili archipelagu. W 1935 r. wśród liczącej 357 tys. tamtejszej populacji było ich 145 tys., a w 1941 r. już 157 tys. (103 tys. białych) co stanowiło 37% mieszkańców wysp. Aż 120 tys. hawajskich Japończyków było pełnoprawnymi obywatelami Stanów Zjednoczonych.

Dołączona grafika
Imigranci japońscy przybywający do Ameryki


Problemem zapalnym w stosunkach japońsko-amerykańskich byli emigranci. Emigracja Japończyków do Stanów Zjednoczonych rozpoczęła się w drugiej połowie XIX w. Osiedlali się oni głównie w Kalifornii, gdzie zmonopolizowali uprawę warzyw, na Florydzie i w Arizonie. Już w latach 90. XIX w. zaczęto ich traktować jako zagrożenie dla białych Amerykanów, głośno mówiąc o "żółtym zagrożeniu", "żółtej zarazie". Na początku XX w. wprowadzono szereg środków administracyjnych, w celu odizolowania Japończyków od reszty amerykańskiego społeczeństwa. W 1906 r. władze szkolne w San Francisco wydały ustawę, na mocy której dzieci emigrantów z Azji, w tym także japońskie, były zobowiązane uczyć się w specjalnych szkołach "dla żółtych".

Dołączona grafika
Szkoła dla „żółtych”


Zabroniono też obywatelom Stanów Zjednoczonych zawierania związków małżeńskich z osobami należącymi do rasy mongolskiej. W 1920 r. wydano zakaz kupna ziemi przez Japończyków na terytorium Stanów Zjednoczonych, a w 1924 r. ustawę ograniczającą imigrację z Japonii. Mimo to liczba ludności japońskiej w Stanach Zjednoczonych ciągle wzrastała. W 1920 r. w USA żyło 24 tys. Japończyków, pod koniec lat 30. ubiegłego wieku już 120 tys., z czego 90% mieszkało na Zachodnim Wybrzeżu. Ich przyrost naturalny był tak szybki, że wśród Amerykanów wytworzyła się swoista psychoza, iż kiedyś mogą zostać wyparci z własnej ziemi.

Dołączona grafika
Zdemolowany sklep japońskiego właściciela po anty-azjatyckich zamieszkach


Rasistowskie traktowanie Azjatów na początku XX w. wywołało wzrost napięcia w stosunkach USA-Japonia. Wszystkie ustawy dyskryminacyjne Japonia odebrała jako świadomą obrazę godności narodowej. Frustrację pogłębiła postawa Amerykanów na konferencji pokojowej w Wersalu, gdzie z jednej strony uznano Japonię za mocarstwo światowe, z drugiej ciągle dawano do zrozumienia, że Japończycy nie mogą się równać z białą rasą. To właśnie na konferencji pokojowej Stany Zjednoczone przyczyniły się do odrzucenia wniosku japońskiego o równouprawnienie wszystkich ras obawiając się, że przyjęcie takiej deklaracji mogłoby spowodować napływ imigrantów chińskich i japońskich do Stanów Zjednoczonych. Konferencja morska, która odbyła się w latach 1921-1922 określona została przez Japończyków jako "hańba w Waszyngtonie". W istotny sposób wykazano tam, że Japonia nie może dorównywać pozycji Stanów Zjednoczonych ani Wielkiej Brytanii na morzu, czego wyrazem było ustalenie parytetu tonażu flot. Siły japońskiej marynarki stanowić miały 60% sił Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii (5:5:3).
Japończycy poczuli się urażeni działaniami białych, a szczególnie postawą Stanów Zjednoczonych. W latach 30. XX w. w Japonii nasiliła się kampania nienawiści, skierowana przeciwko Zachodowi, a wszystko co amerykańskie wywoływało gwałtowne reakcje. Obie strony głośno mówiły, że starcie między nimi jest nieuniknione: "Nie mamy potrzeby obawiać się Ameryki", "Japonia i Ameryka na skraju przepaści", "Nie bać się", "Czy Japonia zwycięży Amerykę?", "Wojna z Ameryką stała się obowiązkiem narodu" - pisano w Japonii, zaś w Stanach głoszono, że "Japonia jest najgroźniejszym naszym wrogiem".

Dołączona grafika


Kiedy wybuchła II wojna światowa w Europie, Amerykanie byli przeciwni udziałowi Stanów Zjednoczonych w "nie swoim konflikcie". Kierownicze koła Ameryki myślały jednak inaczej i podjęły świadome działania w celu sprowokowania Japonii do zaatakowania stacjonujących na Hawajach amerykańskich sił lądowych, morskich i powietrznych oraz brytyjskich i holenderskich baz wojskowych na terytoriach kolonialnych w regionie Pacyfiku. Biały Dom spodziewał się w wyniku tego zasadniczej zmiany nastrojów społecznych w USA, co umożliwiłoby natychmiastowe przystąpienie Ameryki do wojny.

Koncepcja prowokacji Japonii zawarta była w tajnej notatce z 7 października 1940 r., opracowanej przez komandora podporucznika Arthura H. McColluma, szefa sekcji Dalekiego Wschodu Biura Wywiadu Marynarki Wojennej czyli ONI (Office of Naval Intelligence). Składało się na nią osiem działań, po których realizacji Japonia z dużą dozą pewności, miała zaatakować Stany Zjednoczone. Zalecenia McColluma przewidywały uzyskanie zgody Wielkiej Brytanii na wykorzystanie jej baz na Pacyfiku, a zwłaszcza w Singapurze, udostępnienie Stanom Zjednoczonym przez Holandię urządzeń wojskowych i zapasów w bazach w ówczesnych Holenderskich Indiach Wschodnich, udzielenie wszelkiej możliwej pomocy rządowi Czang Kaj-szeka, wysłanie floty ciężkich krążowników w rejon Dalekiego Wschodu, Filipin lub Singapuru, skierowanie dwóch dywizjonów okrętów podwodnych na Daleki Wschód, zgrupowanie trzonu floty amerykańskiej w rejonie Wysp Hawajskich, wpłynięcie na Holandię, by odrzuciła żądania Japonii wzrostu dostaw surowców strategicznych, zwłaszcza ropy naftowej oraz nałożenie wraz z Wielką Brytanią całkowitego embarga na handel z Japonią.

Dołączona grafika


Dlaczego administracja prezydenta Roosevelta dążyła do włączenia Ameryki do wojny wbrew opinii większości Amerykanów? Otóż wojskowi doradcy F. D. Roosevelta oraz czołowi eksperci Departamentu Stanu nie mieli wątpliwości, że w przypadku ewentualnego zwycięstwa w Europie Trzecia Rzesza stanie się realnym zagrożeniem dla Ameryki.

Dołączona grafika


Amerykański wywiad obawiał się, że konsekwencją zwycięstwa hitlerowskich Niemiec nad Wielką Brytanią byłby efekt domina: Kanada i brytyjskie terytoria w środkowej i południowej Azji oraz w rejonie Morza Karaibskiego znalazłyby się w strefie niemieckich wpływów. W efekcie więc największe zagrożenie dla USA stanowiły Niemcy, nie zaś Japonia. Dalekosiężnym celem autorów wspomnianego planu było sprowokowanie Japonii do dokonania jawnego aktu agresji po to, by pozostali dwaj sygnatariusze Osi, czyli Niemcy i Włochy pośpieszyły jej na pomoc. W takiej sytuacji USA weszłyby "tylnymi drzwiami" do wojny w Europie uniemożliwiając Niemcom pokonanie Wielkiej Brytanii.
Pod nadzorem Roosevelta przeprowadzono szereg prowokacyjnych działań wobec Japończyków. Już w kwietniu 1940 r. znaczna część Floty Stanów Zjednoczonych wypłynęła z baz na zachodnim wybrzeżu na Hawaje, gdzie została zgrupowana, jak twierdzi autor, tylko po to, by ponieść straty podczas pierwszego uderzenia Japończyków. Jeszcze przed końcem 1940 r. Amerykanie wysłali 24 okręty podwodne do Manili, i spowodowali, że Holandia odmówiła dostarczania Japończykom ropy naftowej i innych surowców strategicznych.

Dołączona grafika


Od marca do lipca 1941 r. prezydent osobiście zatwierdził wysłanie w okolice Japonii jednostek floty USA. W nocy 31 lipca 1941 r. dwa amerykańskie krążowniki pojawiły się w cieśninie Bungo, między wyspami Kiusiu i Sikoku, która łączyła Pacyfik z Morzem Japońskim, uważanym za najważniejszy akwen operacyjny Cesarskiej Marynarki Wojennej.

Wszystkie te działania przyniosły oczekiwany efekt. Nastąpiła koncentracja dużej liczby japońskich okrętów wojennych na Morzu Wschodniochińskim w rejonie Indochin. 26 listopada trzon floty uderzeniowej na Pearl Harbor wypłynął z baz na Wyspach Kurylskich. Biuro Wywiadu Marynarki Wojennej na początku grudnia 1941 r. już wiedziało o wyjściu w morze japońskich lotniskowców. Na podstawie danych wywiadowczych prowadziło też dokładny nakres ich drogi, z którego wyraźnie wynikało, że szły kursem wschodnim wzdłuż 40 równoleżnika w kierunku Hawajów.

Dołączona grafika


Amerykańskie stacje nasłuchowe przejęły serię meldunków radiowych nadawanych między 18 listopada a 1 grudnia 1941 r. zarówno przez japońskie lotniskowce jak i admirała Isoroku Yamamoto, dowódcę Cesarskiej Marynarki Wojennej. W jednej z tych depesz, rozkodowanych przez amerykańskich kryptologów, admirał Yamamoto w dniu 25 listopada rozkazał zgrupowanym okrętom wyjść 26 listopada z portu Hitokappu na wyspie Etorofu w archipelagu Kurylów, udać się na Hawaje i zaatakować zgromadzone tam amerykańskie okręty. Podano w niej również odcinki trasy przejścia. W jednej z depesz określono miejsce zgrupowania okrętów otwartym tekstem. Do dzisiejszego dnia depesze te uznawane są jako ściśle tajne, z uwagi na zasadnicze znaczenie dla bezpieczeństwa narodowego USA.
Dostępne dzisiaj źródła ujawniają, że Japonia zaczęła planować atak na USA już jesienią 1940 r. Jego początkiem miał być niespodziewany nalot na Pearl Harbor.

Dołączona grafika


O zamiarach Japończyków przestrzegał administrację już 24 stycznia 1941 r. sekretarz marynarki wojennej Frank Knox. O miejscu planowanego ataku został powiadomiony w styczniu 1941 r. przez ambasadę amerykańską w Tokio również Departament Stanu. Kopię depeszy otrzymał komandor podporucznik Arthur McCollum. Nie powiadomił jednak o zamiarach Japończyków dowództwa Floty Pacyfiku, ale zmniejszył znaczenie informacji, oficjalnie uznając ją za plotkę. Przecież zaskoczenie miało być centralnym punktem jego planu. I tak już będzie do 7 grudnia 1941 r.: admirał Husband E. Kimmel, od 1 lutego 1941 r. dowódca stacjonującej na Hawajach Floty Pacyfiku zostanie odcięty od dopływu tajnej korespondencji na temat przygotowań Japończyków do agresji, mało tego, nigdy się nie dowie, że amerykańscy kryptolodzy złamali japońskie tajne kody. O niebezpieczeństwie zagrażającym bazie wiedzieli admirał Walter S. Anderson, dowódca okrętów liniowych Floty Pacyfiku i komandor-porucznik Vincent R. Murphy, asystent Kimmela do spraw planowania operacyjnego, ale nie powiedzieli mu na ten temat ani słowa.

Dołączona grafika


Przyśpieszenie przygotowań Japończyków do ataku na Pearl Harbor nastąpiło w lipcu 1941 r., kiedy to zgodnie z planem McColluma Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wprowadziły jednocześnie embargo na handel z Japonią. Amerykanie z treści przechwytywanych depesz wiedzieli o reorganizacji floty japońskiej, o gromadzeniu broni i amunicji oraz o wycofaniu marynarki wojennej z Chin i o zbliżaniu się "czasu decydującej próby". Amerykański ambasador w Tokio Joseph Grew najprawdopodobniej od osoby wysoko usytuowanej w otoczeniu cesarza Hirohito uzyskał informacje o naradzie 2 listopada 1941 r., na której zapadła decyzja o wypowiedzeniu wojny USA. Admirał Yamamoto otrzymał polecenie skierowania zespołu uderzeniowego na Hawaje. Następnego dnia o wynikach narady w Tokio wiedział już Biały Dom. Grew uzupełnił informacje wynikami rekonesansu przeprowadzonego przez amerykańskiego attache morskiego komandora podporucznika Henri'ego Smith-Huttona: nie było wątpliwości, że Japończycy przygotowywali się do inwazji. W podobnym duchu ostrzegał admirała Kimmela komandor porucznik Joseph J. Rochefort, dowódca ośrodka dekryptażu Marynarki Wojennej USA w Pearl Harbor. Reakcją Waszyngtonu było ogłoszenie północnego Pacyfiku obszarem "czystego morza" i rozkaz wycofania z tego rejonu wszystkich jednostek amerykańskich i alianckich. Kiedy admirał Kimmel próbował przeprowadzić rozpoznanie morskie na północ od Hawajów, otrzymał z Waszyngtonu polecenie wycofania jednostek. Po wojnie zarzut zaniechania rozpoznania stanowił jeden z głównych zarzutów wobec admirała.

Dołączona grafika
admirał Husband E. Kimmel


Po klęsce Pearl Harbor 1460 tysięcy rozkodowanych japońskich depesz, raporty oraz dzienniki tajnej korespondencji zamknięto w sejfach Biura Wywiadu Marynarki Wojennej. O ich istnieniu nie wiedziała nawet komisja Kongresu USA, prowadząca po wojnie przesłuchania w sprawie ustalenia odpowiedzialności za klęskę. Zeznający przed komisją najwyżsi dowódcy marynarki amerykańskiej kłamali bez drgnięcia powieką, że najistotniejsze dla śledzenia japońskich posunięć militarnych kody morskie, zostały złamane dopiero wiosną 1942 r. Edwin Laton, który kierował wywiadem w sztabie admirała Kimmela łgał przed komisją, że stacje nasłuchowe niczego nie przechwyciły, gdyż Japończycy przestrzegali ciszy radiowej. Mimo że dysponował rozkodowanymi informacjami o zgrupowaniu okrętów japońskich w Hitokappu, najwyraźniej na polecenie "góry" nie przekazał ich admirałowi Kimmelowi. Być może chodziło o ukrycie za wszelką cenę faktu złamania japońskich kodów morskich. Homer Kisner, szef służby radiowej Floty Pacyfiku, doskonale zorientowany w planach ataku japońskiego na Hawaje, w ogóle nie zeznawał przed żadną komisją dochodzeniową w sprawie Pearl Harbor, a ostatnia taka komisja obradowała w 1995 r.

Dołączona grafika


Robert B. Stinnett stawia administracji i osobiście prezydentowi Rooseveltowi zarzut świadomego skazania Floty Pacyfiku na zagładę. Największym błędem lub najbardziej perfidnym posunięciem było wycofanie Floty Pacyfiku z północnych rejonów wokół Hawajów i zaprzestanie rozpoznania lotniczego. Biały Dom nie odpowiedział na depeszę admirała Kimmela o zbliżaniu się Japończyków w rejon Hawajów. Po 45 godzinach od jej otrzymania Roosevelt polecił wprowadzić podwyższoną gotowość bojową w amerykańskich siłach zbrojnych, ale nadal nie odpowiadał na depeszę Kimmela, mimo że świetnie orientował się w sytuacji. Dopiero 28 listopada Kimmel otrzymał depeszę z Waszyngtonu z zakazem "podejmowania jakichkolwiek działań ofensywnych, dopóki Japonia nie dokona jawnego aktu agresji". W tym czasie Waszyngton miał już wyniki radionamiarów, które informowały o zbliżaniu się floty japońskiej, w tym lotniskowców, ale nie przekazał tych wyników admirałowi Kimmelowi. Generał George Marshall parę godzin przed inwazją znając treść rozkazów wydanych przez ministra Togo do najwyższych japońskich dowódców wojskowych w sprawie rozpoczęcia wojny ze Stanami Zjednoczonymi powiadomił Hawaje w ostatniej kolejności.

Dołączona grafika


7 grudnia 1941 r. samoloty startujące z japońskich lotniskowców zrzuciły pierwsze bomby na Pearl Harbor o godz. 7.55. Nalot zakończył się o 9.35 Japończycy zatopili siedem okrętów wojennych. W czasie ataku zginęło 2897 Amerykanów. 16 grudnia 1941 r. admirał Kimmel został zwolniony ze stanowiska dowódcy Floty Pacyfiku i zdegradowany do stopnia kontradmirała.

Dołączona grafika


Pierwsze próby wyjaśnienia przyczyn klęski w Pearl Harbor podjęła tzw. Komisja Robertsa. Dopatrzyła się ona ewidentnej winy po stronie admirała Kimmela, który miał dopuścić się błędów i zaniedbań w okresie poprzedzającym japoński atak. W tym samym czasie kontradmirał Leigh Noyes, dyrektor Biura Łączności Marynarki Wojennej wydał swym podwładnym polecenie zniszczenia wszystkich dowodów, które mogłyby pogrążyć administrację Roosevelta w oczach opinii publicznej. Rozkodowane depesze marynarki i japońskiego MSZ, wskazujące na to, że administracja wiedziała o przygotowaniach Japończyków do inwazji, otrzymały klauzulę najwyższej tajności i spoczęły w wojskowych sejfach. Po wojnie admirał Ernest King zagroził wszystkim tym, którzy ujawnią fakt złamania japońskich kodów karą więzienia oraz wyrzuceniem z wojska bez prawa do emerytury. Aby zatrzeć ślady, depesze niszczono, a z dzienników korespondencji usuwano strony z zarejestrowanymi rozkodowanymi depeszami. Żadna z komisji badających przyczyny klęski w Pearl Harbor nigdy nie poznała treści tych depesz, bo nigdy nie dowiedziała się o ich istnieniu. Dlatego nie można było udowodnić tezy o pozbawieniu dowódców na Hawajach dostępu do ważnych informacji wywiadowczych.
Wielu znawców tego okresu historii Stanów Zjednoczonych, choć potępia generalnie wyrachowane działania administracji Roosevelta, w wyniku których Ameryka doznała upokarzającej klęski oraz strat w ludziach i sprzęcie, jednocześnie je usprawiedliwia w kategoriach "mniejszego zła". Trzeba było przejść przez Pearl Harbor, by pokonać nazistowskie Niemcy. Znawcy historii wywiadów napomykają na razie jeszcze nieśmiało, że wywiad brytyjski miał wyprzedzające informacje o ataku Luftwaffe na Coventry w 1940 r., ale zachował je w tajemnicy, w celu zwiększenia determinacji Brytyjczyków w oporze przeciwko nazistowskim Niemcom.

Dołączona grafika
Iwojima zdobyta!


Flagę wbija m.in. Ira Hayes - amerykański żołnierz z plemienia północnoamerykańskich Indian Pima, jeden z pięciu żołnierzy uwiecznionych podczas wznoszenia amerykańskiej flagi nad Suribachi, najwyższym szczytem wyspy Iwo Jima, podczas inwazji wojsk amerykańskich na wyspę 23 lutego 1945 roku. Indiański bohater II wojny światowej, próbował uciec od zgubnej sławy, powracając do rodzinnego rezerwatu w Arizonie, ale i tam przybywali ludzie, którzy chcieli zobaczyć "Indianina, który zatknał flagę" - i zwykle także napić się z nim. Uhonorowany ponownie hucznym przyjęciem przez prezydenta Eisenhowera, krytycznie i z rezygnacją przyjmował nienależne mu - jego własnym zdaniem - zaszczyty. Z czasem jego wojenne zasługi zaczęły tracić na znaczeniu, a on sam musiał się zmierzyć z twardymi realiami życia w ubogiej społeczności tubylczych Amerykanów, otoczonej przez nieprzychylnych "indiańskim darmozjadom" białych sąsiadów. Nigdy nie ożenił się, coraz częściej zaś - jak wielu podobnych mu "zwykłych Indian" - trafiał do aresztu za pijaństwo w miejscach publicznych i włóczęgę. Pozbawiony pomocy kraju, za który walczył, bez stałej pracy i perspektyw, rozżalony, wyśmiewany i prześladowany przez rasistowskie otoczenie, coraz bardziej pogrążał się w nałogu i beznadziei.
W 1954 roku Ira Hayes uczestniczył w ceremonii odsłonięcia zaprojektowanego przez Felixa DeWeldona pomnika bohaterów Iwo Jimy na Narodowym Cmentarzu Arlington pod Waszyngtonem. 10 miesięcy później zasnął po pijanemu w przydrożnym rowie – jedynym źródle wody w rezerwacie Indian Pima - i zmarł z zimna, nie ukończywszy 33 lat.


KONFERENCJA JAŁTAŃSKA – 4-11 Luty 1945

Dołączona grafika


Zamieszczam tekst Dariusza Baliszewskiego - historyka, publicystę, autora programu "Rewizja nadzwyczajna" – artykuł znalazł się w tygodniku "Wprost", Nr 1159 (20 lutego 2005). Grafikę dorzuciłem ja.

Drugie spotkanie wielkiej trójki. To miał być punkt zwrotny w dziejach świata. Wielokrotnie odkładane, przygotowywane od wielu miesięcy. Pierwsze - w Teheranie w grudniu 1943 r. - decydowało o kolejach wojny. To spotkanie miało zadecydować o losach pokoju. Trzech ludzi: Franklin D. Roosevelt, Winston Churchill i Józef Stalin od 4 lutego do 11 lutego 1945 r. na Krymie, w rosyjskiej Jałcie, rozstrzygało los pokonanych Niemiec, zasady powojennego ładu, strukturę ONZ, przebieg granic i los milionów ludzi w Europie.
Jeśli sądzić po pierwszych wrażeniach, konferencja jałtańska okazała się sukcesem. Roosevelt, opuszczając Jałtę, pisał do Stalina: "Odjeżdżam podniesiony na duchu rezultatami konferencji między Panem, Premierem i mną". Churchill w Izbie Gmin stwierdził: "Marszałek Stalin i inni przywódcy sowieccy chcą współżyć na zasadach honorowej przyjaźni i równości z zachodnimi demokracjami. Wyczuwam, że ich słowo jest ich zobowiązaniem".

"Jałta to ja"
Najbliższa przyszłość miała wykazać, że skutkiem konferencji krymskiej był w praktyce podział Europy na strefy wpływów i zniewolenie przez Rosję państw Europy Wschodniej i państw bałtyckich na prawie pół wieku. Działano wszędzie według tego samego scenariusza: terror, deportacje, nacjonalizacja mienia, przejęcie władzy przez partie komunistyczne i "wolne wybory". W kilka lat pod władzą Stalina znalazły się dziesiątki milionów ludzi. Przez dwa lata wywieziono do łagrów Syberii 100 tys. Estończyków, 105 tys. Łotyszy, 85 tys. Litwinów, 300 tys. Ukraińców, 150 tys. Polaków, Węgrów, Bułgarów, Rumunów... Nikt nie jest w stanie oszacować liczby ofiar, tym bardziej że znaczną ich grupę stanowili Rosjanie: jeńców wojennych, więźniów obozów, tzw. białych emigrantów, którzy na mocy porozumień jałtańskich zostali deportowani z zachodu Europy do Rosji. Podobno gdy Rumuni powołali się na literę umów jałtańskich, Stalin odpowiedział: - Jakie znowu umowy jałtańskie, Jałta to ja!

Polska katastrofa
Dla Polaków Jałta to była katastrofa. Maria Dąbrowska zapisała w dzienniku słowa, które oddawały zbiorowe polskie uczucia: "To, co teraz zrobiono z Polską, przechodzi wszystko, co znane jest w dziejach jako cynizm i narzucenie narodowi obcej woli przemocą. I pomyśleć, że ten nieszczęsny naród po pięciu latach tak straszliwych ofiar, takiej niezłomnej walki i pracy podziemnej przeciw Niemcom nie ma nawet tej satysfakcji, żeby historię tej cudownej walki, pracy, ofiar ujawnić i laurem uwieńczyć. Bo tę naszą krew i walkę opluto, zbezczeszczono, przekreślono".
13 lutego 1945 r. po ogłoszeniu decyzji jałtańskich rząd polski w Londynie złożył oświadczenie rzadko przypominane: "Decyzje Konferencji Trzech zostały przygotowane i powzięte nie tylko bez udziału i upoważnienia rządu polskiego, ale i bez jego wiedzy. Metoda ta w stosunku do Polski jest nie tylko zaprzeczeniem elementarnych zasad, które obowiązują sojuszników, ale stanowi niewątpliwe naruszenie litery i ducha Karty Atlantyckiej oraz prawa każdego do występowania w obronie własnych interesów. Rząd Polski oświadcza, że decyzje Konferencji Trzech nie mogą być uznane przez Rząd Polski i nie mogą obowiązywać Narodu Polskiego". Kilka dni później Rada Jedności Narodowej, rząd podziemnej Polski, po dramatycznych dyskusjach zdecydowała się przyjąć uchwały jałtańskie, "pragnąc widzieć w nich w dzisiejszej rzeczywistości możliwość ratowania niepodległości Polski". Nie miało jednak znaczenia, czy Polacy przyjmą Jałtę, czy nie. Polskiego głosu nikt nie słuchał.
W 60. rocznicę w polskiej pamięci konferencja jałtańska pozostaje synonimem zdrady, obłudy i krzywdy. Wbrew zobowiązaniom sojuszniczym zadecydowała o utracie prawie połowy polskiego terytorium, narzuceniu obcej władzy i obcego porządku. W rezultacie zadecydowała o polskiej degradacji cywilizacyjnej, ekonomicznej i moralnej na długie dziesięciolecia. Dla Polaków cztery wolności Roosevelta, do których ma prawo każdy człowiek, a w które tak wierzono w latach wojny (wolność słowa, wolność wyznania, wolność od strachu i wolność od niedostatku) okazały się pustym frazesem. Dla Polaków Karta atlantycka z 14 sierpnia 1941 roku, gwarantująca małym narodom prawo do samostanowienia, dla Zachodu jeden z najważniejszych dokumentów XX wieku, okazała się dokumentem zakłamania i fałszu. Czy zresztą można było inaczej niż dwuznacznie rozumieć rolę wielkiej trójki w Jałcie, jeśli się przypomni słynne słowa Roosevelta o Polsce, "która od pięciu stuleci przyprawia świat o ból głowy", czy słowa Churchilla o polskiej gęsi, która się zatchnie niemieckim sadłem, jeśli Polacy w ramach rekompensaty za ziemie na wschodzie otrzymają zbyt wiele na zachodzie? Czy więc można inaczej niż my zinterpretować to, co się zdarzyło w Jałcie?

Dołączona grafika


Dołączona grafika


Prawdy narodów
Okazuje się, że można. Amerykańska i brytyjska prawda o Jałcie daleko odbiega od polskiej interpretacji. Przede wszystkim przywołuje dokument końcowy konferencji: "Ponownie stwierdzamy nasze wspólne pragnienie ujrzenia Polski jako państwa silnego, wolnego, niepodległego i demokratycznego". Czy to słowa zdrady i wiarołomstwa? - pytają zachodni historycy. Czy w uzgodnionym w Jałcie planie przekształcenia rządu tymczasowego w rząd utworzony na szerszej podstawie z włączeniem przywódców demokratycznych z kraju i emigracji można się doszukać intencji sprzedania Polski Stalinowi? Albo w żądaniu przeprowadzenia "możliwie najprędzej" wolnych wyborów powszechnych? Pokażcie - proszą - takie miejsce w dokumentach konferencji, w których ktokolwiek zgadza się na podział świata i zdradza sojuszników. Owszem, przyjęto linię Curzona jako wschodnią granicę Polski, w zamian za co Polska miała uzyskać "poważny przyrost terytorialny na zachodzie i północy". To uzgodnienie zapadło jednak już w Teheranie, o czym strona polska wiedziała od dawna i z czym musiała się pogodzić, bo w tej sprawie Stalin nie podejmował dyskusji. Polskie czy wschodnioeuropejskie przekonanie o dokonanym w Jałcie podziale świata i zdradzie Europy Wschodniej jest więc niczym innym jak mitem Jałty, jedną z najniebezpieczniejszych legend okresu powojennego.
Zachód stoi na stanowisku, że jeśli Polska została oszukana, to także Churchill i Roosevelt zostali oszukani. Raz, przez politykę faktów dokonanych Stalina, w myśl której tam, gdzie stanęła noga sowieckiego żołnierza, powstawał porządek sowiecki. Był to aspekt trudny do zlekceważenia, jeśli zważyć, że w czasie konferencji jałtańskiej wojska sojusznicze stały nad Renem, a sześć milionów radzieckich żołnierzy stało już nad Odrą i zajmowało Bałkany. Po wtóre, dopiero miało się okazać, że mówiąc o wolności i demokracji, Rosjanie mają na myśli inną wolność i inną demokrację. W Jałcie Roosevelt i Churchill jeszcze wierzyli, że Stalin, podpisując Kartę atlantycką i stwierdzając, że "ZSRR w polityce zagranicznej kierował się i kieruje zasadami samostanowienia narodów", rzeczywiście deklarował poszanowanie zasad i ideałów bliskich wolnemu światu. Rzeczywistość już kilka tygodni po konferencji jałtańskiej miała tę iluzję boleśnie rozwiać. Rok później, w marcu 1946 r., miała się rozpocząć zimna wojna.
Czy można więc 60 lat po tych wydarzeniach zrozumieć Jałtę i znaleźć odpowiedź na pytanie, co się naprawdę wydarzyło w krymskim kurorcie? Wielu sądzi, że najpełniejsza odpowiedź jest zawarta w ulubionym dowcipie Stalina: "Churchill, Roosevelt i Stalin poszli na polowanie. Udało im się ustrzelić niedźwiedzia. Churchill powiedział: - Ja wezmę skórę. Niech Roosevelt i Stalin podzielą się mięsem. Roosevelt powiedział: - Nie, ja wezmę skórę. Niech Churchill i Stalin podzielą się mięsem. Stalin milczał, więc Churchill i Roosevelt zapytali go: - Panie Stalin, a co pan powie? A Stalin odparł po prostu: - Niedźwiedź należy do mnie - w końcu to ja go zabiłem".
Jałta była bez wątpienia polską klęską. I bez wątpienia można mówić o nie oszacowanych polskich ofiarach Jałty. Warto jednak przywołać opinię Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który dziesięć lat temu tak wypowiadał się na temat Jałty: "Polski naród z pomocą Boga w swojej upartej, ofiarnej i nieustępliwej walce odwrócił koło fortuny i zamienił dziejową klęskę w zwycięstwo. Bowiem organizm państwowy, który wyłonił się po upadku porządku jałtańskiego w 1989 r., jest o wiele mocniejszy i zdrowszy zarówno w sensie swego potencjału ekonomicznego, jak i zwartości etnicznej od Polski 1939 r.".


Cóż w tym poświąteczno-posylwestrowym wpisie starałem się zachować świąteczny klimat i nie przedstawiać "drastycznej" strony, natomiast umieściłem obraz Ameryki wkraczającej do walki w odpowiednim momencie. Nie omawiałem jeszcze tego co działo się w okresie zimnej wojny, gdzie „co kolejny prezydent tym większy smród”. Będzie ciekawie i to bardzo. Debata podobnie jak ta o roku 2012 raczej nie skończy się na 5 wpisach, bo materiałów jest tak dużo, że i 50 nie wystarczy :) Mam nadzieję, że dzięki nim część z nas przekona się jak polityka USA jest wspaniała i zadośćuczyniająca.

Na koniec żartobliwie:

Dołączona grafika


  • 0

#9

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Na początku muszę to stwierdzić: brawo Mike! Aleś się rozpisał :) Szkoda tylko, że tak strasznie pretensjonalnie i na dodatek strrrasznie jednostronnie. No ale cóż, po kolei:

Drogi Mike, ja też lubię USA :] Ale skoro chcesz wstawać na baczność na sam dźwięk nazwy tego kraju... cóż, Twój wybór. Ja wolę zamiast tego poczytać troszkę więcej na temat historii albo coś w tym rodzaju :)

Mniejsza o to, jedziemy.

Każdy naród miał pewien okres w swojej historii kiedy wyrzynał swoich słabszych przeciwników na wszelkie wymyślne sposoby. My również. Ale co ciekawe, ogromna część zysków z parków narodowych Ameryki jest przeznaczana plemieniom, które mają prawa do tych ziem. Co roku gigantyczne ilości pieniędzy zasilają Rady plemienne. Sami Amerykanie przyznają, że to i tak zbyt mało, aby zadośćuczynić krzywdom jakie zadali pierwotnym mieszkańcom tych ziem, lecz trzeba przyznać, że takie traktowanie jest czymś raczej niespotykanym w dzisiejszym świecie.


Wiedziałem (a tak właściwie przypuszczałem jedynie) że prędzej czy później pojawi się tutaj nawiązanie do 11 września.

No cóż, taka jest natura niektórych ludzi, że lubią dawać wiarę „spiskowym teoriom dziejów”. Choćby były jak najbardziej absurdalne – patrz lądowanie na Księżycu, twarze na Marsie czy też „nie-Boeing” w Pentagonie.
Zmieszanie fikcji z niedomówieniami połączone z przemilczeniem paru kwestii podlane sosem antykrajowym/antyrządowym (w domyśle – antyamerykańskim).

Ale o tym nie teraz! Bez obaw, nie będzie o przyczynach powstawania takich nowoczesnych mitów, „urban legends”. Bardziej o historii:

Opisałeś długo i obszernie Twoją wersję postrzegania ataku na Pearl Harbor. Wszystko ślicznie – godzinki, postaci dramatu, rzekoma wiarygodność i... jednostronność.
Od długiego czasu Japonia nieźle dokazywała w Azji. Posługując się pretekstem incydentu na moście Marco Polo, wdarła się do Chin i wyraźnie rozpoczynała swoją żmudną drogę do „bycia mocarstwem”, dominującą siłą w tymże rejonie. Aby temu zapobiec, Stany Zjednoczone próbowały nakładać szereg coraz ważniejszych sankcji na Japonię, mając nadzieję, że to ostudzi troszkę zapały „skośnookich diabłów”. No cóż, aspiracje Japończyków były jednak silniejsze.
Jednak nie podane zostało u Ciebie, że przed atakiem, Stany zjednoczone stosowały wiele zabiegów dyplomatycznych, których zamiarem było pokojowe rozwiązanie sprawy. Kiedy ambasador Kichisaburo w listopadzie 1941 roku prezentował stanowisko Japonii, wg których miała ona otrzymywać milion galonów paliwa lotniczego w zamian za powstrzymanie działań zbrojnych w Chinach, Jankesi byli skłonni podpisać pakt (jednakże ze zastosowanymi zmianami wg których paliwo miało być jedynie do użytku cywilnego).
Niestety (albo stety) prezydent Roosevelt dowiedział się o planach uderzenia Japonii na Indochiny oraz o tym, że flota cesarska już w rejon tychże Indochin płynie. Zerwano rozmowy z powodu nieszczerości Japończyków, którzy mieli obiecywać wstrzymanie dalszych działań zbrojnych.
Ostateczna nota, tzw. „nota Hulla”, żądająca wycofania się wszystkich wojsk Japonii z okupowanych terenów została doręczona 26 XI 1941 roku. Japonia odrzuciła ją, jako „ostateczne ultimatum” na które zgodzić się nie mogła.
Sęk w tym, że okręty „Kido Butai” (czyli floty uderzeniowej) wypłynęły z misją ataku już rano – przed dostarczeniem noty.

Jak widać, Amerykanie próbowali negocjować pokój (a tak właściwie to wydłużenie okresu pokoju), lecz nie mogli tego osiągnąć z prostej przyczyny – ogólnej niechęci Japonii.
Czy uderzonoby na USA gdyby nie wprowadzono embarga na ropę? Cóż, Japonia pragnęła być mocarstwem w rejonie – a nie może być dwóch mocarstw w danym regionie, bo konflikt murowany. W holenderskich koloniach były duże złoża ropy. I Japonia patrzyła na nie bardzo pożądliwym wzrokiem. Czy mając zaplecze w postaci indonezyjskiej ropy, dalej tolerowałaby amerykańską obecność na Filipanach, swoim „podbrzuszu”?

Cóż mogę więcej powiedzieć – spiskowa teoria dziejów swoją drogą, historia swoją. Dziś patrząc na USA możemy zobaczyć praktyczność w prawie każdej dziedzinie życia – ot, to taka obecnie narodowa cecha Jankesów.

Ale nie zawsze tak było.
Przykład jest prosty – ale jakże wymowny.
W 1941 roku USA nie posiadała ani CIA, ani żadnej innej superwspaniałej agencji wywiadowczej. Istniały dwa niezależne oddziały wywiadu – wywiad marynarki i wywiad armii. Niestety to, co się wtedy działo można porównać do dzisiejszej rywalizacji komandosów z „Delty” z komandosami „Rangersów”.
Oba wywiady niezdrowo ze sobą rywalizowały, co wpływało beznadziejnie żałośnie na ich skuteczność

Ale paranoją jest też to, że jeden wywiad (zlokalizowany zupełnie w innym miejscu niż ten drugi) przyjmował dane w dni parzyste, a drugi w dni nieparzyste!
Nigdy nie opracowywano żadnych wspólnych raportów! Nigdy nie omawiano jednych danych z jednego wydziału na podstawie danych z drugiego! Nawet same obie agencje nie mogły bazować na swoich materiałach, bo były one tajne!

Paranoja na maxa! I to w moim ulubionym kraju. Lecz ja to widzę – nie przymykam oczu na pewne fakty. Wywiad USA był w tamtych czasach żałośnie niekompetentny. Więcej, z powodu zwykłej ludzkiej głupoty zniweczono wysiłki kryptologów kiedy z dumą stwierdzono, że nie ma szyfru, którego nie mogą Jankesi złamać. Oczywiście spowodowało to masową wymianę szyfrów używanych w innych krajach i cała zabawa zaczynała się od nowa...


Jednak jest też coś, co sprawia, że teoria spisku pt: „Pearl Harbor” jest nielogiczna. Otóż faktem jest, że Roosevelt chciał wojny. Lecz wojny z Niemcami. Japonia w ogóle nie liczyła się w jego planach. Zatem po co miałby stosować politykę zmuszania Japonii do wojny? Owszem, Japonia była w sojuszu z nazistami, lecz atak Japończyków nie był pretekstem do wypowiedzenia wojny Niemcom! Co zatem miał otrzymać Roosevelt w swoim dążeniu do wojny z Japonią? Więcej, gdyby Roosevelt naprawdę chciał wykorzystać taki zbrojny atak jako casus belli, to czemu nie wykorzystał ataków U-bootów na okręty amerykańskie pływające w eskorcie konwojów do Europy? Niemiecki okręt zatapia amerykański statek zabijając obywateli USA, a prezydent chcąc wojny z Niemcami jednak nie wykorzystuje tego tylko aby wypowiedzieć wojne nazistom zmusza Japonię do krwawego ataku, pomimo, że nie chce z nią wojny i pomimo, że jej atak nie jest casus belli do wypowiedzenia wojny Niemcom. Zawiłe? Jak najbardziej. Ale to już takie "spiskowe myślenie" - ono wcale nie musi się trzymać kupy.

Wojnę USA wypowiedziały Niemcy – co było ruchem niespodziewanym przez nikogo. Niemcy posiadały z Japonią pakt, lecz zobowiązujący jedynie do wzajemnej obrony, nie ataku.
No cóż, Hitler słynął z podejmowania katastrofalnych decyzji ;)

Japończycy przed atakiem wysłali obszerną notę do ambasadorów – złożoną z 14 części. Była to nota dyplomatyczna (bo militarnych szyfrów Amerykanie nie złamali) której jedynie ostatnia, dopiero 14 część sugerowała wypowiedzenie wojny (choć nie mówiła tego też wprost). Została ona po prostu przetłumaczona po czasie i to stało się pożywką dla teorii spisku... Niestety wywiad amerykański (sama armia zresztą też) była wówczas w opłakanym stanie. Wtedy nawet my bylibyśmy w stanie im dokopać i to nieźle.

Otrzymano też wiadomości, że flota Japońska opuściła port. Lecz nic więcej! Flota Japonii wypływała wtedy bardzo często i w wielu kierunkach. Japonia prowadziła wojne w Chinach! Lecz sensacje typu „wiedziano, że wypłynęli” – jak to fajnie brzmi! Lepiej, podobno co niektórzy na podstawie wiadomości, że jedynie "wypłynęli z portu" potrafili rzekomo powiedzieć - dokąd płynie! W jakim kierunku! Zabawne...

Siły lotnicze stacjonujące na Hawajach były w (a jakże) opłakanym stanie. Brak było odpowiedniej liczby samolotów zwiadowczych rozpoznania morskiego dalekiego zasięgu. Więcej, w wielu opracowaniach i analizach, jakie wcześniej opracowywano na zlecenie rządu i armii, uważano, że Hawaje nie mogą być obiektem ataku! Lekceważono taką możliwość już w latach 30! Więc nie wymagajmy, aby tak nagle przestano ją lekceważyć w roku ’41.

Lotniskowce wypłynęły dużo wcześniej z misjami – kolejna pożywka dla „spiskowców”. Oba te okręty miały swoje misje wyznaczane długo wcześniej – to nie jest decyzja typu:

„- to co, Charles, każemy im wypływać?
- taaaak, niech się ładują i płyną już teraz”.

Długofalowa decyzja (przygotowanie okrętu do przebazowania to nie jest takie hop) której wynikiem było wypłynięcie okrętu na czas nie mogła być spowodowana świadomym spiskowym działaniem, bo gdy padał rozkaz z głównego dowództwa to flota Japonii była w tym czasie daleko od Hawajów i nic o niej nie wiedziano.

Lecz i tak po ataku zawrócono jak najszybciej oba z nich a załodze obrony przeciwlotniczej na Hawajach udało się nawet „przywitać” ogniem z dział swoich rodaków, którzy startowali z lotniskowca i gnali na złamanie karku aby wspomóc zaskoczonych obrońców...
Ale najciekawsza jest jeszcze jedna wiadomość, dziwnym trafem zapominana przez "spiskowców"... tak, tak, Mike, świadomie pomijana. Lotniskowiec „USS Enterprise” płynął tak właściwie..... z powrotem. Czy ktoś o tym wiedział?

Najlepszy kwiatek – ten lotniskowiec miał przybyć do Pearl Harbor 6 grudnia, lecz został opóźniony przez złą pogodę...Z przyczyn całkowicie niezależnych od człowieka nie stał się celem ataku. Czyżby pogoda też spiskowała po stronie USA?

Niestety atak ten był tak wielkim szokiem, że powstała cała masa różnorakich teorii mających na celu wyjaśnienie tak upokarzającej klęski. Tak tak, to była upokarzająca klęska. Jak ją wyjaśnić? Najwygodniejszy dla Amerykanów był... spisek. Lepiej wierzyć dziecinnie, że to sam rząd dokonał ataku spiskując, niż mieć świadomość totalnego schrzanienia sprawy...
(pojawiały się nawet pogłoski, że Japońska ludność Hawajów... wygniatała strzałki na polach aby naprowadzić pilotów... paranoja na maxa)


Na koniec – niespodziewana zagrywka.... JAŁTA? Mike, przyjacielu... co to ma wspólnego?

Co złego zrobiło USA podczas konferencji? Ewentualnie zapobiegło kolejnemu konfliktowi. Cóż, po prostu oddano ZSRR to, co już samo posiadało. Wiedziano doskonale, że Sowieci nie ustąpią w swoich żądaniach. Jednakże USA głośno i wyraźnie deklarowało, że w państwach „wyzwolonych przez sowietów” mają być przeprowadzone wolne wybory. Jak było, każdy z nas wie....

Więc rosyjski but to wina USA? A może brak szynki w PRL-u to też ich wina? Nie przesadzajmy... Jałta to był wyjątkowo nietrafiony chwyt, Mike...
Ziemie wschodniej Europy były pod butem sowieckim. USA doskonale wiedziały, jak bardzo ograniczone ma pole manewru. Co zatem, ryzykować zerwanie rozmów i liczyć się tym samym z fiaskiem inwazji ZSRR na Japonię, która była Jankesom tak bardzo potrzebna?


Ale widzisz, jeden aspekt tego wydarzenia jest jasny. Bez mocarstwowej pozycji USA – pomyśl sam, co zrobiliby sowieci.
Nie lubisz ich? Nie lub. Ale doceń to, że ocalili zachód Europy.


I wybacz mi, że z powodu zmęczenia piszę tak luźno. Postaram się w historii bardziej nowożytnej szerzej opisać zagadnienie.

Zatem bez żadnych pytań oddaję Ci głos. Mam jednak nadzieję, że w swojej wypowiedzi wspomnisz o działaniach USA w Korei, Grenadzie, Haiti, Panamie, Kubie, Somalii, wojnach izraelsko-arabskich...


Aha, Ira Hayes był zwykłym pijakiem, a rów ten to był kanał irygacyjny który był jedynym źródłem wody doprowadzanej na pola, który mógł być tam wykopany tylko dlatego, że decyzją rządu USA wybudowano tamę, aby umożliwić indianom Pima zaopatrywanie się w świeżą wodę ;) Bez tej tamy – każdy kanał na pustyni byłby bezsensowny. Więc oprócz łzawej opowieści powiedz też, że wykopano go aby pola indian mogły przynosić jeszcze więcej plonów.
  • 0



#10

Mike.
  • Postów: 259
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Witam w trzeciej części debaty!

Na początku odpowiem na Twój post, potem przejdę do omawiania amerykańskich interwencji, ich zasadności i wyniku.

Aquila – przyjacielu - moje stanowisko w związku z obraną stroną nie może być inne. Piszesz o stronniczości, o tym, że pisze pretensjonalnie. Cóż to Twój punkt widzenia. Mój jest taki, że to Ty jesteś stronniczy i pretensjonalny :) . Nie mnie jednak to oceniać, tylko sędziom oraz czytelnikom. Niech każdy sam wyciągnie wnioski z tego co przeczyta w tej debacie. Niech poczyta historię, ale nie tylko podawaną przez mass-media czy podręczniki szkolne. Niech poczyta również opinie kontrowersyjnych publicystów, historyków czy badaczy. Uruchomi samodzielne myślenie i sam oceni jak wygląda świat amerykańskiej pomocy. To co tu przedstawię w tym wpisie oraz w dwóch kolejnych to tylko mały ułamek.

Tak aby tą stronniczość z mojej strony wyrównać powiem Ci, że Japonia nie była niewiniątkiem i świętością, ale nie rozmawiamy o Japonii, a o Ameryce. Pearl Harbour i to co się tam wydarzyło 7 grudnia 1941 roku przedstawiłem z pewnych powodów, które z czasem odkryję.

Prawda o tej jednostronnej bitwie jest brutalna i historia odkrywa mroczne strony tego wydarzenia. Historycy są jednomyślni - atak Japonii bez wypowiedzenia wojny to czyn haniebny. I to nie podlega dyskusji. Jednak wielu badaczy mówi otwarcie, że to było potrzebne USA do włączenia się do wojny! Pamiętam nawet minę Bogusława Wołoszańskiego, który opowiadając w jednym ze swoich programów o Pearl Harbour dziwił się tak długiemu tłumaczeniu depeszy.
Wielu historyków się wcale nie dziwi jak słyszy, że Ameryka potrzebowała takiego ataku. Usprawiedliwiają to „zaślepienie” Stanów. Dzięki niemu do wojny dołączyła siła, która przechyliła losy tej wojny! I ja zdaję sobie z tego sprawę! To co przedstawiłem w poprzednim poście to nie teoria spisku, tylko sucha, goła prawda. Fakt za faktem i nie usprawiedliwia tego głupota amerykańskich wywiadów i ich rywalizacji.
Amerykanie „otworzyli” Japonię siłą i tego nikt nie jest w stanie odszczekać. Sami byli mocarstwem i się rozpychali. Jednak to co jest problemem USA to to, że uważają się i dążą za wszelką cenę by być jedynym supermocarstwem.

I nie jest tak jak piszesz, że Roosvelt mógł wypowiedzieć wojnę Niemcom po zatopieniu Amerykańskiego okrętu. U-boty zatapiały wszystko co płynęło do i z Wielkiej Brytanii. Mało ważne jaką miało banderę. Stan wojny z Anglią to „usprawiedliwiał”. Niemieccy kapitanowie i oficerowie często nawet nie zdawali sobie sprawy czy w torpedowanym konwoju płyną amerykańskie okręty. Oczywiście zatapiali je również często z pełną świadomością.

Dołączona grafika

Dlaczego Roosvelt nie mógł wypowiedzieć Niemcom wojny po zatopionym kolejnym amerykańskim transportowcu? Bo przeciwko wojnie było społeczeństwo, media oraz część polityków. On pragnął, potrzebował, pożądał ataku na amerykańskie terytorium, które podburzyłoby opinię publiczną i wepchnęłoby Stany w otwartą wojnę z Japonią oraz Trzecią Rzeszą. Pearl Harbour to kolonia, ale to w zupełności wystarczyło.

A co do negocjacji pokojowych Ameryki z Japonią (przed napaścią na Pearl Harbour) to wiesz dobrze, że były prowadzone tak by do pokoju nie doprowadzić. No i oczywiście ja zdaję sobie sprawę, że przez obie strony :)
Wojna była NIEUNIKNIONA – to mówią wszyscy liczący się historycy, którzy dogłębnie znają czasy przedwojenne. Rząd Amerykański też o tym wiedział. W Europie od 2 lat toczyła się ciężka wojna, Hitler się panoszył, zajął pół Europy, nękał Wielką Brytanię… przecież to daje do myślenia. To, że w latach trzydziestych lekceważono atak skośnookich wojowników nie dziwi, ale to, że Japonia w sojuszu z Niemcami, które od ponad 27 miesięcy prowadziły wojnę w Europie mogła lada moment zaatakować nie może dziwić. No chyba, że Amerykanów…

I kolejna rzecz, z którą się nie zgodzę. Niby to, że amerykańska armia była w opłakanym stanie… Ty wręcz uważasz, że my (Polska) bylibyśmy w stanie im dokopać… Zostawię to bez komentarza – niech sędziowie sami to przemyślą.

Dołączona grafika


Dołączona grafika

ORP “Orzeł” oraz ORP „Błyskawica” (powyżej) atakujący USS Lexington albo USS Enterprise (poniżej) hihihihi

Dołączona grafika


Dołączona grafika


I jeszcze jedno – wszyscy sobie zdają sprawę, że schrzaniono przed Pearl Harbour, nikt nie doszukuje spisku. Tak po prostu było. Do tego „schrzanienia” po prostu przyłożono rękę. W porównaniu z tym co się działo później, a szczególnie ostatnio Pearl Harbour to czysta karta historii :)

Jałtę przytoczyłem jako polską tragedię – i nic nie zmieni już historii, ani płacz nad nią, ani jej usprawiedliwianie. To (już na szczęście) historia. A jaki był Stalin wiedział i Roosvelt i Churchill. Nie musieli być jasnowidzami…

Więc po podsumowaniu czas na coś nowego. Hmm. W zasadzie tyle tego, że nie wiadomo od czego zacząć, więc może zaczniemy w miarę chronologicznie.

Kuba
I terrorystyczna wojna USA przeciwko Kubie. Rozpoczęła się krótko po zdobyciu władzy przez Castro, za rządów prezydenta Eisenhowera, a za Kennedy'ego była prowadzona z jeszcze większym nasileniem. Kennedy zorganizował operację "Mangusta", będącą w jednoznaczny sposób operacją terrorystyczną. Kierował nią brat prezydenta Robert, prokurator generalny USA. W ramach "Mangusty" agenci CIA wysadzali zakłady petrochemiczne, zatapiali statki rybackie, podkładali bomby w hotelach - w zamachach zginęły setki ludzi! Jak twierdzi Arthur Schlesinger - historyk, doradca prezydenta Kennedy'ego i biograf jego brata Roberta - jednym z głównych priorytetów było zesłanie na Kubę - cytuję - "wszystkich horrorów świata".
Tej wojnie towarzyszyła wojna ekonomiczna zaprojektowana w taki sposób, że uderzała w ludność, bo to przecież Kubańczycy ponosili odpowiedzialność za to, że mieli taki, a nie inny rząd. To również jest terroryzm. Rozpoczęta wtedy wojna ekonomiczna trwa do dziś. Ot – amerykańska interwencja „humanitarna”.

Można mówić, że Kuba jest be i fe. Że ściągnęli od Chruszczowa radzieckie pociski rakietowe z głowicami nuklearnymi, ale to był rok 1962 (październik). A operacja „Mangusta” i przygotowania rozpoczęły się w latach 1959-1960.

Dołączona grafika

Do pierwszej próby planowania akcji eliminacji Fidela Castro doszło w lipcu 1960 roku. Szef placówki CIA w Hawanie otrzymał rozkaz z Waszyngtonu, aby zorganizować "wypadek", który zabiłby brata Fidela, Raula Castro. Operację tę odwołano zanim rozpoczęły się jakiekolwiek do niej przygotowania.
Plany eliminacji Fidela Castro przez CIA posuwały się naprzód. CIA postanowiła skorzystać z usług mafii, która straciła ogromny majątek po dojściu Castro do władzy na Kubie i była całkiem zadowolona, że ich partnerem w tym przedsięwzięciu będzie rząd USA. CIA zaangażowała do tej sprawy dwie ważne postacie w hierarchii mafijnej – Johna Rossellego i Sama Giancanę.
Żadna z prób zamordowania Fidela Castro nie powiodła się, a Giancana i Rosselli zostali zamordowani w 1975 roku, mniej więcej w tym samym czasie kiedy specjalna komisja Churcha prowadziła przesłuchania w sprawie prób eliminacji Castro przez CIA.

Oczywiście można powiedzieć, że na Kubie panował komunizm, z którym walczyła Ameryka. Dobry i szlachetny cel! Obalenie chorego ustroju! Wielu z nas akcje USA potraktowałoby jako konieczne metody w walce z komunizmem, ale USA nie rozpoczęły walki z Kubą dlatego, że tam była dyktatura! Dziś już znamy dokumenty z tamtych lat i wiemy, że USA zaczęły walkę z powodu - jak to definiowały administracje Kennedy'ego i Johnsona - "skutecznego niepodporządkowania się" Castro polityce prowadzonej przez USA w regionie od 150 lat, tj. od czasów doktryny Monroe'a [na mocy której USA przyznały sobie prawo zbrojnych interwencji w regionie]. Obawiano się - co jest napisane czarno na białym w dokumentach - że pomyślny rozwój Kuby mógłby mieć wpływ na cały region. Dla amerykańskich polityków problemem była idea Castro brania spraw we własne ręce przez społeczeństwa cierpiące represje ze strony bestialskich reżimów. Na to nie było zgody Ameryki, dlatego Kubańczycy mieli ucierpieć.


Teraz może przedstawię definicję „interwencji humanitarnej”.
Spójrzmy na historię XX wieku. Przed II wojną światową były trzy przypadki "humanitarnej interwencji": inwazja Mussoliniego na Etiopię, przejęcie Sudetów przez Hitlera oraz najazd Japonii na Mandżurię. To co przytoczyłem to oczywiście IRONIA - nie były to interwencje humanitarne, choć tak zostały przedstawione. Hitler obiecywał, że zakończy etniczny konflikt w Czechosłowacji, a biednym Czechom i Słowakom miał zapewnić dostęp do niemieckich zdobyczy cywilizacji. Wszyscy wielcy przywódcy w historii deklarowali misyjne cele.

Dołączona grafika

Mussolini mówił, że jego celem jest ucywilizowanie barbarzyńskich Etiopczyków, że chce ich włączyć w krąg zachodniej cywilizacji. Departament Stanu USA udzielił mu wtedy mocnego poparcia. Japończycy najeżdżający Mandżurię w północnych Chinach mieli usta pełne szlachetnej retoryki. Stalin też mówił, że ochrania mniejszości narodowe i walczy z faszyzmem. Francuzi mieli "cywilizacyjną misję" w Algierii... Każda interwencja wojskowa jest przedstawiana przez jej autorów jako humanitarna, nawet te dokonywane przez najgorsze monstra.

Ameryka nie jest inna, zapomnijmy o amerykańskiej wyjątkowości. Każda potęga zawsze była "wyjątkowa" dokładnie w ten sam sposób. Żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie bierze poważnie deklaracji politycznych przywódców. Być może Hitler wierzył, że niesie Czechosłowacji pokój. Ale jakie znaczenie ma to, w co on wierzył? Czy porównuje amerykańskich przywódców do Hitlera i Stalina?

Nie, ja tylko świadomie przywołuję nazwiska Hitlera i Stalina, bo to największe potwory historii, i chcę pokazać, że deklaracje amerykańskich intencji tak samo nie mają znaczenia w przypadku Hitlera, Stalina, jak i każdego innego przywódcy mocarstwa. Trzeba zobaczyć, co idzie za deklaracjami. Znane są jakieś dowody na to, że Ameryce chodzi o misję szerzenia demokracji na Bliskim Wschodzie? Oj zapędzam się za daleko, więc Bliski Wschód sobie zostawimy na później.

Dołączona grafika

Napalm w wiosce wietnamskiej

Tak samo było z amerykańską interwencją w Wietnamie, którą usprawiedliwiano "zbiorową samoobroną" i "wewnętrzną agresją". Co się działo w Wietnamie omówimy trochę później, bo warto.

Ale czy w naszej historii są prawdziwe interwencje humanitarne?
Po II wojnie światowej są tylko dwa przypadki takich interwencji. Pierwszy to inwazja Indii we wschodnim Pakistanie w 1971 r., która ocaliła prawdopodobnie miliony istnień. Drugim była interwencja Wietnamu w Kambodży w 1978 r., która powstrzymała mordy Pol Pota i usunęła go.

Dołączona grafika

Pol Pot

Trochę to wspomnijmy. Po zdobyciu Phnom Penh [największego miasta i stolicy Kambodży] Czerwoni Khmerzy rozpoczęli wprowadzanie ludobójczego eksperymentu społecznego – przymusowej budowy społeczeństwa bezklasowego. Jego efektem była śmierć ponad 1,5 miliona osób w ciągu następnych czterech lat do momentu inwazji armii wietnamskiej, która obaliła Czerwonych Khmerów w styczniu 1979 roku. Czerwoni Khmerzy jako siła antywietnamska uzyskali wówczas wsparcie polityczne i pomoc materialną USA i ChRL stanowiąc trzon sił zbrojnych opozycji.

Dołączona grafika

Działalność Pol Pota w Kambodży - 1,5mln ofiar! - tak jakby wymordować mieszkańców Warszawy

W przypadku interwencji w Kambodży USA i Wielka Brytania natychmiast pospieszyły z poparciem dla Pol Pota, w ONZ nalegały, żeby obaleni w wyniku wietnamskiej interwencji Czerwoni Khmerzy mieli swoje przedstawicielstwo [ponieważ byli antyradzieccy].

W 1971 r. Pakistan, który dokonywał rzezi na zbuntowanej ludności [dzisiejsze tereny Bangladeszu] był sojusznikiem USA, i Waszyngton zagroził interwencjonującym Indiom wojną. Interwencja Indii psuła też politykę Henry'ego Kissingera [ówczesnego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego USA] zbliżenia z Chinami. [Pakistan był w tamtym czasie regionalnym sojusznikiem Chin].

Te przypadki nie pojawiają się jednak w dyskusjach o humanitarnej interwencji. Spytacie dlaczego?
Ponieważ dokonali ich "niewłaściwi" ludzie i ponieważ USA zawzięcie przeciwstawiały się obu interwencjom.

USA poparły również napaść Chin na Wietnam, przeciwko Wietnamowi ogłoszono jeszcze surowsze sankcje...
Zbrodnie popełnione w Wietnamie były straszne – dla ciekawych, ale i twardych polecam film dokumentalny „Pomarańczowa śmierć” – który przedstawia kulisy operacji Ranch Hand. Miała ona spowodować głód w armii wietnamskiej podczas wojny w latach 1965-1975. Plan, który początkowo nosił nazwę Hades, polegał na zastosowaniu substancji o nazwie Agent Orange, zawierającej dioksyny. Tą śmiercionośną pomarańczową mieszanką amerykańskie bombowce spryskiwały tereny Wietnamu. Substancja pozbawiała rośliny i drzewa liści, mogła też spowodować śmierć płodu, wynaturzenia i nowotwory, nawet wiele lat po zastosowaniu. Śledztwo wykazało, że rozkaz użycia broni chemicznej padł z ust admirała Elmo Zumwalta. Paradoksalnie, działanie dioksyn spowodowało śmierć jego syna, żołnierza armii amerykańskiej. Drugi syn admirała, również weteran wojny w Wietnamie, do dziś walczy o prawa ofiar operacji Ranch Hand. Skutkiem użycia substancji były choroby i śmierć ponad miliona osób, również Amerykanów walczących w Wietnamie.

Dołączona grafika

Agent Orange w akcji...

Prawdziwym twardzielom polecam w google.pl wpisać hasło Agent Orange - i przejść do wyszukiwania grafiki. Mniej wrażliwych przestrzegam by sobie odpuścili!!!

Łącznie w Wietnamie i tym konflikcie zginęło około 4mln ludzi!

A propos filmów dokumentalnych polecam też „Amerykańskie zbrodnie wojenne w Korei” - Masakra w No Gun Ri podczas wojny w Korei zaliczana jest do najbardziej okrutnych zbrodni wojennych na ludności cywilnej, popełnionych w XX wieku przez żołnierzy amerykańskich. Na początku wojny koreańskiej, w lipcu 1950 r., jakichś 400 koreańskich cywilów - głównie kobiet, dzieci i starców - zostało rozstrzelanych z karabinów maszynowych przez oddziały Stanów Zjednoczonych w południowokoreańskiej wsi No Gun Ri. Wypędzani ze swych wsi przez siły amerykańskie i ostrzeliwani przez samoloty wojskowe Stanów Zjednoczonych zdesperowani chłopi szukali schronienia pod mostem kolejowym. Tam zostali metodycznie wyrżnięci przez żołnierzy Pierwszej Dywizji Kawalerii. Po tym, gdy w 1999 r. masakra ta została zdemaskowana w serii artykułów agencji Associated Press, które przyniosły jej nagrodę Pulitzera, śledztwo Pentagonu konkludowało, że to, co się stało, nie było "rozmyślnym zabijaniem", lecz raczej "nieszczęśliwym wypadkiem", spowodowanym przez spanikowanych żołnierzy działających bez rozkazu. Teraz to przejrzyste kłamstwo zostało zniszczone przez ostatnio ujawniony dokument, dowodzący że siły Stanów Zjednoczonych w Korei miały politykę - zdecydowaną na najwyższych szczeblach rządu i soldateski - zabijania cywilów uciekających przed walkami.

Wracając do Wietnamu i spisków (ogólnie) to nie ja się ich doszukuje, często prawda sama wychodzi na wierzch:
4 sierpnia 1964 USS Maddox i USS C. Turner Joy patrolowały wody międzynarodowe u wybrzeży Wietnamu Północnego. Ze względu na sygnały o ataku torpedowym, obie jednostki rozpoczęły intensywny ostrzał celów widocznych na radarze i manewry w celu uniknięcia trafień przez torpedy. Powojenne ustalenia (m.in. komisji senackiej USA) niezbicie dowiodły że nie było ponownego ataku na okręt USS Maddox incydent z 4 sierpnia był albo pomyłką obsługujących radar marynarzy albo świadomą mistyfikacją administracji prezydenta i CIA.

Ty się Aquila nie przyznawaj, że USA to Twój ulubiony kraj, bo dostaniesz bana od Eurycide…

Na dziś starczy… Czytanie, oglądanie stron gdzie są zdjęcia, dokumenty, wypowiedzi cywilów i wojskowych to naprawdę nieprzyjemna część tej debaty. Gdybym wiedział ile mnie to będzie kosztowało chyba nie brałbym w tej debacie udziału. Nie prezentuję wszystkich faktów. Masakr amerykańskich żołnierzy, zdjęć ofiar po napalmie, użyciu broni chemicznych… Żadna wojna nie przynosi korzyści, to wielka tragedia dla zwykłych, bezbronnych cywili... Ameryka tego nie rozumie i stara się narzucić swoje szczęście innym. Do czego to doprowadziło zobaczymy w kolejnej odsłonie debaty.

Została nam m.in. Nikaragua, RPA, Timor Wschodni i cały bliski wschód (Izrael, Liban, Syria, Egipt oraz to co mnie najbardziej przeraża, czyli Irak i Iran). Będzie bolało i będzie niemiło, szczególnie dla wrażliwych… Przykro mi taki temat.

Na koniec by trochę rozluźnić atmosferę film Michael’a Moore’a:
http://www.funportal...0f/podglad.html
  • 0

#11

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Witam po raz kolejny.

W swoim ostatnim poście Mike znowu ukazał kolejne wydarzenia z historii naszej wspólnej planety, którą przyszło nam dzielić z rozmaitymi systemami politycznymi stosowanymi w różnych krajach. Czas więc teraz, abym dopowiedział to i owo, rzeczy, które szanowny Mike zapomniał najwyraźniej w natłoku zajęć dodać.

Ale zacznijmy od początku - czemu to zatapianie amerykańskich okrętów nie miałoby być przyczyną do wypowiedzenia wojny? Czyż nie pamiętasz jak to się stało, że USA przystąpiły do I wojny światowej? Wystarczył jeden okręt - Lusitania. I to w czasach izolacjonizmu amerykańskiego.
A w czasie drugiej wojny tonęły okręty made in USA - zarówno transportowce jak i niszczyciele eskortowe. I w czasach kiedy ten izolacjonizm chciano znieść, to paradoksalnie nie wystarczało. Zaiste, dziwny tok myślenia.

Napisałeś:
"I nie jest tak jak piszesz, że Roosvelt mógł wypowiedzieć wojnę Niemcom po zatopieniu Amerykańskiego okrętu. U-boty zatapiały wszystko co płynęło do i z Wielkiej Brytanii. Mało ważne jaką miało banderę. Stan wojny z Anglią to „usprawiedliwiał”."

Dołączona grafika

Pała z historii! Tutaj wspomnę tylko krótko o tym, bo troszkę zbaczamy z tematu, lecz już w styczniu 1940 roku Oberkommando der Kriegsmarine wydało ścisłe zarządzenie aby torpedować wszystkie statki z wyjątkiem (i tutaj podane było z naciskiem) okrętów amerykańskich, włoskich, japońskich i sowieckich. Zwyczajnie obawiano się, że to mogłoby stać się pretekstem do wojny... Jak widać Hitler bał się, że zatopienie okręów US Navy spowodowałoby wciągnięcie USA do wojny, ale paradoksalnie wg Ciebie Jankesi woleli kombinować z Japończykami, bo sami nie podzielali najwyraźniej strachu Adolfa.

A mówiąc o dokopaniu Jankesom przez nas, miałem na myśli wojska lądowe - wszak kraj o ówczesnej linii brzegowej takiej jak przedwojenna Polska nie może się równać z marynarką USA - lecz armia lądowa Stanów Zjednoczonych oraz US Air Force prezentowało się wówczas.... żałośnie. Jedynie to miałem na myśli, zresztą - niech liczby mówią same za siebie: w 1939 roku liczebność armii lądowej Wojska Polskiego wynosiła ok. 900 000 żołnierzy a USA - ok. 170 000...

Lecz wracając na kurs (wybacz, ale musiałem naprostować tamte kwestie) - kwestia Kuby.

Zaczynając naprawdę chronologicznie, zmuszony jestem opowiedzieć, jak wyglądały relacje mocarstw - USA i ZSRR, tuż po II wojnie światowej, gdyż tam tkwi sedno sprawy. Tak jak Rooseveltowi udawało się umiejętnie współpracować ze Stalinem aby wygrać II wojnę światową, tak już jego następca - Harry Truman - takowej zdolności nie posiadał. Również sowieci zaczynali wykazywać coraz więcej niechęci do współpracy - coraz częściej dochodziło do spięć na temat powojennej wizji europy i samych Niemiec. Amerykanie ze zdumieniem zaczęli sobie uświadamiać, że ich dotychczasowy sympatyczny "Wujek Joe" - sojusznik, wcale nie ma aż tak dobrych intencji na jakie wskazywały ich dotychczasowe działania i zapewnienia. Dzisiaj już wiemy, czym tak naprawdę kierował się wówczas Stalin - ideą ogólnoświatowej rewolucji i podporządkowania sobie przeróżnych państw.

Dołączona grafika
("Tow. Lenin oczyszcza świat z nieczystości")

Wówczas to, widząc rosnącą wrogość wobec USA oraz powszechne łamanie praw i konwencji przez sowietów, Truman wprowadził drastyczną doktrynę - "powstrzymywania komunizmu" (dzięki Bogu - dzięki temu wiele narodów uniknęło smutnego losu jakiego np my doznaliśmy). Na czym ona polegała? To proste - poznano się wówczas na tym, jak też wygląda prawdziwe oblicze komunizmu. I postanowiono stanąć na drodze ekspansji tego zbrodniczego systemu.

Dołączona grafika
("Dwa światy - dwa plany. My wprowadzamy nowe życie, oni sieją śmierć")

Na nadarzającą się okazję nie trzeba było zbyt długo czekać - w Grecji już w 1947 roku panował chaos - komunistyczna partyzantka stanowiła realne zagrożenie i obawy, że kraj ten mógłby dołączyć do bloku wschodniego. Zdecydowano się do tego nie dopuścić i dzięki ogromnej pomocy USA wojska rządowe zdołały zdławić rebelię i dzięki temu kraj ten nie stał się, jak my, postsowiecką ruiną.
Kolejna okazja nadarzyła się już w 1948r. - tym razem we Włoszech. Popierana i finansowana przez Moskwę Włoska Partia Komunistyczna startowała do wyborów w których miała realne szanse zwycięstwa. Stany Zjednoczone poprzez CIA przygotowała wtedy zakrojoną na szeroką skalę akcję rozklejania ulotek ukazujących prawdziwe, nie zmaniupolowane przez propagandę oblicze komunizmu, nadając krótkie audycje w radiu i publikując książki i artykuły na tenże temat. Skutek - zwycięstwo demokratów oraz to, że przez najbliższe 48 lat partie lewicowe nie wygrały żadnych wyborów. Kolejny tak ważny strategicznie kraj nie wpadł w ręce sowietów.
Lecz jak to się ma do Kuby? - można zapytać. Otóż, "doktryna powstrzymywania" stosowała się także do tego kraju. Kiedy w wyniku rewolucji Fidel Castro przejął władzę (ostatecznie doprowadzając swój kraj do ruiny gospodarczej) stało się jasne, że komunizm ustanowił swój przyczółek na zachodniej półkuli - pod samym nosem USA. Zgodnie z przewidywaniami analityków (oraz twórców doktryny Trumana) - pozwolenie jednemu krajowi na przyjęcie komunizmu inicjuje efekt domina - jest wstępem do przyjęcia go przez inne kraje regionu. Tak właśnie się działo - pod sztandarem rewolucji, wspierając finansowo i militarnie komunistyczne partyzantki w praktycznie wszystkich krajach Ameryki Łacińskiej, Castro realnie zagrażał interesom USA. Istotnie, wielokrotnie próbowano dokonać na niego zamachu, lecz się to nie udawało. Jakie były wyniki działań Fidela? Podburzanie całego regionu do walki, finansowanie "rewolucjonalistów" (mit mordercy "Che" Guevary - jak to dzisiaj bohatersko dla młodzieży brzmi, kiedy młodzi ludzie nie wiedzą o zbrodniach jakie popełniał), przyczynienie się do największego kryzysu w dziejach świata - kiedy to Związek Radziecki ustawił swoją broń rakietową na Kubie...
Cóż, historia osądzi kto miał rację w sporze USA - Kuba. Patrząc na ruinę tej biednej i umęczonej wyspy oraz na destabilizację rejonu finansowaną głównie przez Castro - wynik wydaje się niemalże przesądzony.

Dołączona grafika
(zdesperowani uciekinierzy z kubańskiego raju wykazują czasami niezwykłą pomysłowość)

Ale co do "humanitaryzmu", do tego jeszcze wrócimy, bo jest też o czym mówić.

Wspominając Kambodżę przyznaję, że dotknąłeś prawdopodobnie najbardziej czułej strony obrony mojego stanowiska. Faktem jest, że USA wspomagało antywietnamską partyzantkę. Lecz warto dodać troszkę kontekstu historycznego, którego nie podałeś. Interwencja wietnamska nie była przede wszystkim interwencją "humanitarną"! Ot, zwykła bezwzględna inwazja na kraj słabszy który Wietnam przeprowadził, licząc na poparcie światowej społeczności tłumacząc się właśnie owym "humanitaryzmem". Ciekawe, twierdzisz, że wszyscy (w tym i Hitler) tłumaczą swoje działania tymże słówkiem - racja, nawet Ty sam teraz dla poparcia swojego stanowiska inwazję tą tłumaczysz względami "humanitarnymi". No cóż, jak widać od pewnych zasad naprawdę nie ma wyjątków. Wietnam ingerując w sprawy Kambodży (z powodu ataków Khmerów na ludność przygraniczną Wietnamu, nie przez troskę o losy ludności kambodżańskiej) groził destabilizacją regionu - zwyczajnie obawiano się pochłonięcia całych Indochin przez komunizm w wydaniu wietnamskim, który był o niebo bardziej zaawansowany i groźniejszy politycznie od jakiegokolwiek innego w tym rejonie. I tutaj także zadziałała "doktryna Trumana". "Każdy wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" - jakże to prawdziwe. Finansowano partyzantkę antywietnamską, lecz trzeba przyznać, że nie istniał wtedy ani sprawny rząd Kambodży, ani nawet terytorium tego kraju. Wspierano wtedy nie kraj Kambodży, lecz grupki ludzi (niekoniecznie powiązanych z Pol Potem - ugrupowań partyzanckich było wiele) w walce z zagorzałym wrogiem USA.
Pytanie teraz - czy popieram USA w tym konflikcie? I tak, i nie. Z jednej strony widzę ogólny kontekst historyczno-polityczny, który nie pozwala mi na zaakceptowanie działań Wietnamu w regionie, z drugiej jednak strony Kambodża jest tym elementem polityki USA, co do którego sam miewam mieszane uczucia. Na koniec zatem pozostaje mi stwierdzić, że pomimo słuszności powstrzymywania Wietnamu tę akcję można byłoby przeprowadzić inaczej. Jednak przeprowadzić ją trzeba było.

A co do samego Wietnamu... często wiedza młodych ludzi na temat tego konfliktu ogranicza się do "dostali w dupę od żółtków hahaha!"...
Dlaczego Mike nigdy nie podasz szerszego kontekstu historycznego, jakże ważnego w tejże debacie?
Zaczynając od początku: Francja, kontrolująca wówczas Indochiny, walczyła z komunistami dążącymi do proklamowania komunistycznego państwa - Wietnamu. Jak już wiemy, zgodnie z doktryną Trumana oraz "efektem domina" uznano, że należy powstrzymać rozprzestrzenienie się tego zbrodniczego systemu aby zapobiec opanowaniu przez niego całych Indochin. Stany Zjednoczoe wspomagały Francuzów w ich wysiłkach wojennych, lecz w końcu podpisamo rozejm, wg którego powstały dwa niezależne państwa - Wietnam Północny, pod władzą komunistów, oraz prozachodni Wietnam Południowy. Ustalono linie demarkacyjną i wszystko wyglądało ok, do czasu, gdy komuniści z północy zaczęli wspomagać partyzantkę komunistyczną na południu. Bojąc się właśnie tego "efektu domina" oraz możliwości przejścia całego regionu na komunizm, USA zaczęło wspomagać Wietnam Południowy i tym samym zaczęła się wojna wietnamska. Czym ona była? Otóż jest to przykład zwycięstwa militarnego, za którym nie idzie zwycięstwo polityczne.

Dołączona grafika
(Vietcong niesie sprawiedliwość i dobrobyt)

Brzydzisz się Mike użyciem tej broni o której wspomniałeś? I znów zmuszasz mnie do dodania pewnych istotnych danych, których zapomniałeś (?) dodać...
Po pierwsze - na wojnie nie ma broni, która nie zabija. Broń, która łatwiej i szybciej wyeliminuje wrogów jest marzeniem dowódców.
Lecz po drugie - przyjrzyjmy się historii "Agent Orange". Sam pomysł początkowo ograniczał się do spryskania głównych szlaków w celu usunięcia wszelkich liści (aby zredukować zagrożenie ze strony zasadzek komunistów) i zastanawiano się dopiero nad użyciem tejże broni jeżeli chodzi o uprawy.
Prezydent Diem (z Wietnamu Południowego) szybko stał się entuzjastą tej nowej metody walki i zaczął naciskać na Waszyngton ciągle pytając, czemu Stany Zjednoczone tak wstrzymują się z wykorzystaniem herbicydów w walce. Presja Diema stale rosła, aż w październiku 1962 r. zaczęto spryskiwanie pól uprawnych.
Wbrew pozorom i obawom, państwa komunistyczne nie zareagowały tak negatywnie jak się spodziewano. Faktem jednak jest, że propaganda komunistyczna wyolbrzymiła skutki działań operacji "Ranch Hand" - co jak co, ale trzeba im to przyznać - propagandę mieli znakomitą...
Lecz najważniejsze w tym wszystkim jest to, że udowodnione jest, że tylko trzy naloty lub więcej na dany rejon dopiero może powodować skutki uboczne w postaci chorób. A rejonów, które poddane zostały trzykrotnym nalotom było ogółem mniej jak 12% całego obszaru oprysków i były to głównie niezamieszkane zalesione tereny! Warto też wziąć pod uwagę oczywiste korzyści, jakie czerpie biedniutki Wietnam z zawyżania liczby swoich ofiar wojennych...
Zważywszy na ogólny ton Twojej wypowiedzi Mike, wcale nie zdziwiłem się gdy zauważyłem kolejne "naciągnięcie historii"...
Napisałeś:
"Powojenne ustalenia (m.in. komisji senackiej USA) niezbicie dowiodły że nie było ponownego ataku na okręt USS Maddox incydent z 4 sierpnia był albo pomyłką obsługujących radar marynarzy albo świadomą mistyfikacją administracji prezydenta i CIA."
Lecz powiedz mi - cóż chciałeś uzyskać przez to zdanie? Czy do wybuchu incydentu potrzebny był jakikolwiek "ponowny atak"? Stwierdzasz, że nie było ponownego ataku - jasne, zgadzam się - tak właśnie było. To była pomyłka marynarzy. Ale nie możesz zaprzeczyć, że "pierwszy atak" miał jak najbardziej miejsce. USS Maddox uniknął pierwszego ataku torpedowego i został ostrzelany z pokładowego karabinu maszynowego. Być może wg Twojej wersji ataku torpedowego nie da się udowodnić, ale ślady po pociskach karabinu raczej nie zostały spreparowane ;)

Lecz nie wolno też zapomnieć o "MEDCAP" - jak nazywali je Jankesi.

Dołączona grafika
(Dentyści MEDCAP)

Była to również zakrojona na szeroką skalę akcja humanitarna - tak się szczęśliwie składa, że mam książkę poświęconą działalności 25 dywizji piechoty USA w tymże programie. W samym tylko 1966 roku ta jedna tylko dywizja opiekowała się i wyleczyła z rozmaitych chorób ok 80 000 Wietnamczyków - głównie dzieci. Również ta sama tylko dywizja brała udział w 293 innych programach związanych z opieką zdrowotną oraz 44 programami związanymi z edukacją.
Wygrzebmy w mroków przeszłości także te pozytywy.

USA wycofały się z Wietnamu pod presją protestów własnego społeczeństwa uznając swoją porażkę. Wietnam mógł czuć się zwycięsko. Jaki był ostateczny wynik wojny? Wietnamowi, a także Kambodży i Laosowi (jak się obawiano) narzucono system komunistyczny. W ciągu kilku pierwszych miesięcy zamknięto w obozach i więzieniach około 300 000 więźniów politycznych - studentów, intelektualistów, zakonników, żołnierzy, policjantów, urzędników reżimu południowowietnamskiego oraz polityków (w tym także komunistycznych). Wiele innych osób wymordowano od razu. Szacuje się, iż przez kompleks wietnamskich obozów "reedukacyjnych" przewinęło się od 500 000 do 1 mln ludzi do roku 1986 (średnia populacja w Wietnamie w tamtym czasie to ok. 20 mln ludzi). Drastycznie spadł poziom życia mieszkańców. Miliony uchodźców uciekało drogą morską ze swego "raju" (jakaż to śliczna analogia do Kuby Castro). Kraj podupadł... Komunizm spustoszył kolejny kraj.

Dołączona grafika
("Jesteśmy solidarni z tobą, Wietnamie")

Miło Mike, że przychyliłeś się do części mojej prośby i wspomniałeś o Korei. Jednak znowuż - bardzo tendencyjnie. Tym razem muszę zareagować stanowczo, bo użyłeś świadomego (?) kłamstwa.

Zacznę jednak od początku i postaram się krótko streścić konflikt w Korei, który jest kolejnym sukcesem i niezaprzeczalnym zwycięstwem dominacji USA. Nie dziwie się więc, że tak rozpaczliwie chcesz go zdyskredytować nawet posuwając się do kłamstwa.
Otóż po przystąpieniu ZSRR do wojny z Japonią, armia radziecka wkroczyła do Korei - ustanowiono wówczas tymczasowy podział według 38 równoleżnika dzieląc półwysep na dwie strefy okupacyjne. Jednak jak się okazało, ZSRR już zdołał zainstalować swój marionetkowy rząd w swojej części niwecząc plany USA na zjednoczenie całego półwyspu.
W roku 1950 Armia Korei Północnej z błogosławieństwem Moskwy uderzyła na Koreę Południową. Po przegłosowaniu stosownej rezolucji ONZ wysłano tam wojska (głównie USA - ponad 50% wszystkich wojsk "sił zjednoczonych") w ostatniej chwili - kiedy obrońcy z południa trzymali się już jedynie na malutkim skrawku terenu. Siły amerykańskie szybko wypędziły najeźdzcę z Korei Południowej i zapędziły się aż pod granicę z Chinami, lecz interwncja armii Chin spowodowała odwrót i ustabilizowanie frontu nieco powyżej 38 równoleżnika.

Dołączona grafika

Znaczenie tej wojny jest ogromne - po raz pierwszy USA walczyło w otwartej wojnie z komunizmem wspieranym przez ZSRR. Cele zostały zrealizowane - obroniono demokratyczne południe i powstrzymano komunizm. Do dzisiaj widać skutki tego zwycięstwa. Tak jak Korea jest obecnie państwem bogatym i bardzo rozwiniętym, tak w Korei Północnej wciąż szaleje komunistyczny reżim. Nie wolno zapomnieć, że to Stany Zjednoczone krwią własnych żołnierzy zmieniły los tego rejonu.

Dołączona grafika
Dołączona grafika
(czcze północnokoreańskie marzenia - swoją drogą, dzisiaj jedynie słuszną w tamtym kraju wersją historii jest ta, która mówi, że Korea obroniła Azję przez zbrodniczą inwazją USA, które chciało podbić cały kontynent :] )

A przechodząc do sedna mojego wzburzenia - powołujesz się na źródło które skłamało. Associated Press wydało artykuł, nagrodzony zresztą nagrodą Pulitzera, który, jak się okazało, nijak ma się do prawdy. Powoływał się on na słowa Edwarda Dailey'a wg których był on tam na miejscu i słyszał wyraźnie rozkaz strzelania do cywilów. Jednak zostało udowodnione, że nie był on w tym czasie w tamtym miejscu i nie mógł być świadkiem zdarzenia. Co więcej, Daily przez 15 lat pobrał nielegalnie łącznie 300 000$ odszkodowania za traumę spowodowaną rzekomo walką, w której udowodnione zostało jednak, że nie brał udziału!
Główny świadek, na którym AP oparło swój sensacyjny artykuł nie ma żadnej sensownej wartości. A jak mają się fakty? Na żadnej fotografii z tamtego rejonu i czasu nie ma śladów ani ciał ani grobów 400 ludzi co jest dziwne.
Dane szacują ok. 70 zabitych cywilów. Wszystko sprowadza się do wydanego i rozgłaszanego wcześniej przez żołnierzy USA zakazu przekraczania linii frontu przez cywilów. Jednak okazało się, że ku liniom okopanych żołnierzy zbliża się duża ich grupa. Obawiano się, że wśród nich znajdują się północnokoreańcy żołnierze w przebraniu, co zdarzało się dość często (tak samo jak pędzenie przez nich cywili przed swoimi czołgami). Najprawdopodobniej wydano rozkaz otwarcia ognia z moździerzy, który miał trafić przed grupę uchodźców i odstraszyć ich przed zbliżaniem się, lecz salwy zwyczajnie zamiast trafić przed nich, trafiły pomiędzy... Staszne, lecz taka bywa wojna. Kolejnym kłamstwem natomiast jest, że lotnictwo brało w tym udział. W tamtym czasie i w tamtym rejonie wykonano jedynie dwie akcje z użyciem samolotów, lecz żadna nie strzalała do tychże uchodźców. Kłamstwem też jest, że dokonywano tam "metodycznego mordowania"- żołnierze jankescy siedzieli w swoich okopach i czekali na atak wojsk koreańsko-chińskich które były tuż-tuż i nie mieli czasu aby bawić się w "eksterminację chłopów".
Bardzo rozczarowałem się tą żałosną, no spójrzmy prawdzie w oczy, próbą zdyskredytowania sukcesu wojny w Korei. Mówisz jednakże o ujawnionym ostatnio dokumencie, który wszystko nam powie. Pokaż go nam, a nie opowiadaj tylko, skoro jest taki cudowny. Opowiadając nam o odległym dokumencie, który tam gdzieś daleko działa cuda, a nie pokazując go wcale stosujesz typową demagogię spiskową (porównaj sobie kłamstwo z Żydami i WTC).

Ufff, mnie też wiele kosztuje ta debata, a głównie prostowanie Twojej wizji historii w której dziwnym trafem brakuje paru niezwykle istotnych szczegółów. Ileż pracy byś mi oszczędził podając obszerny kontekst historyczny albo chociażby weryfikując swoje sensacje ;)

Tak właściwie to tak dużo czasu i miejsca w poście muszę poświęcać tejże "korekcie", że nie wiem sam czy starczy mi miejsca na moją własną argumentację... No ale przejdźmy powoli do moich konkretów.

Zacznijmy od najmniejszego i najskromniejszego z sukcesów - Grenada.

Dołączona grafika

Grenada to mała wyspa leżąca na Morzu Karaibskim, na której w 1979 roku obalono dotychczasowy rząd oraz dzięki inspiracji i pomocy Castro (ah, ten Fidel...) ulokował się nowy - jak to sam siebie określał "marksistowsko-leninowski" nie kryjący się z zamiarem przyłączenia się do osi ZSRR - Kuba. Urzędujący wówczas prezydent USA Ronald Reagan (ten od sowieckiego "imperium zła") zareagował jednoznacznie, gdy sytuacja w 1983r. zmusiła go w końcu do interwencji - szykując się do zbrojnej inwazji, która po doświadczeniach Wietnamu miała być szybkim i precyzyjnym atakiem. Operacja "Urgent Fury" rozpoczęła się 25 października - zaatakowała desantem spadochroniarzy i desantem piechoty morskiej Grenadę i pokonała 1500 żołnierzy grenadyjskich i około 600 kubańskich. Po upewnieniu się, że Grenada nie podzieli smutnego losu Kuby - wycofano się pozostawiając ją własnemu rządowi.
Kolejny kraj uniknął komunizmu, który jak wiemy nie ma prawie żadnych pozytywnych stron.
Zresztą, niech to zdjęcie mówi samo za siebie:

Dołączona grafika
("Dzięki Bogu za amerykańskich i karaibskich bohaterów wolności")

Dalej czas na Afganistan - tutaj posłużę się cytatem analityka CIA: "Afgańczycy kontrolują sytuację na ziemi. Rosjanie w powietrzu. Strąćcie Rosjan z nieba, a przegrają". Dzięki potajemnej pomocy USA, CIA zaopatrywała mudżahedinów afganistańskich (w tym także swego późniejszego wroga nr 1, Osamę ibn Ladena) pomagając im w walce w najeźdzcami z Rosji. Aby złamać siłę radzieckich helikopterów uczono bojowników obsługi ręcznych wyrzuni plot "Stinger" - po krótkim czasie ogromna masa sowieckiego złomu zaległa na pustyni... Kraj co prawda uniknął buta spod znaku sierpa i młota, lecz wkróce popadł w kolejny zbrodniczy i fanatyczny reżim kiedy grupka ludzi uznała, że chce przejąć władzę...

Kolejna chronologicznie ważna interwencja USA to niezaprzeczalnie I wojna w zatoce perskiej. Po początkowych ciepłych stosunkach z USA, Irak stopniowo ochładzał stosunki aż wreszcie przekreślił swój dotychczasowy wizerunek najeżdżając na suwerenny Kuwejt. Być może tak odległy skrawek terenu nie jest dla nikogo niczym ważnym, lecz w końcu koalicja ONZ (głównie USA ze swoimi 575 000 żołnierzy, druga pod względem liczebności jest Wielka Brytania ze swoimi 50 000 żołnierzy biorącymi udział w walkach) dokonała zbrojnej interwencji i wyparła całkowicie wojska irackie z Kuwejtu, restaurując tam suwerenny rząd, a także goniąc je przez pustynię iracką nie pozwalała im na przegrupowanie i kontratak. Być może należało wtedy "iść na całość" i już wtedy wykończyć Saddama (iluż by to zbrodniom zapobiegło), lecz z obawy na reakcję świata nie dokonano tego.
Jest to kolejny sztandarowy przykład tego, co dokonało USA dzięki swojej dominacji. Bez udziału Stanów zapewne nie doszłoby do interwencji. Kolejny kraj uniknął straszliwego losu - tym razem nie losu stania się komunistyczną marionetką Moskwy, lecz równie złowrogim.

I na razie bardziej medialna wśród młodych ludzi interwencja - Somalia, 1993 rok. Jakie były jej przyczyny? Otóż w Somalii w wyniku zamieszek obalono rząd i o władzę zabiegały aż cztery frakcje - w skrócie USC, SSDF, SPM i SNM. Walki o władzę błyskawicznie doprowadziły i tak już ubogi kraj do ruiny. Klęska pomocy humanitarnej (przywłaszczanej przez liderów grup i używanej dla celów militarnych) oraz ryzyko totalnej klęski głodu spowodowało wysłanie obserwatorów ONZ (ze Stanów Zjednoczonych) do nadzorowania rozdawnictwa żywności. Lotnictwo USA przewiozło w ciągu zaledwie 6 miesięcy 48 000 ton jedzenia i leków głodującym mieszkańcom Somalii. Dla zabezpieczenia tychże dostaw wysłano tam też siły ONZ (w tym także jankeskie rzecz jasna - choć dużą rolę odegrały też siły np Pakistanu - to trzeba im przyznać).
Wiele z klanów zgodziło się wówczas na zaprzestanie walk, jednak klan Habar Gedir do którego należał właśnie słynny Mohammed Farah Aidid planował zwiększenie wrogości w stosunku do żołnierzy USA.
Kulisy akcji mającej na celu złapanie tegoż watażki znamy z pewnością wszyscy z filmu "Black Hawk Down".
Film koncentruje się jedynie na aspekcie misji wojskowej, tymczasem była ona drobnym epizodem akcji w Somalii. W wyniku tejże misji uratowano wiele istnień od głodu, dzięki wyraźnej pomocy Stanów Zjednoczonych.


Jednak dominacja USA nie ogranicza się tylko do konfliktów i interwencji zbrojnych w celu obalenia zbrodniczych komunistycznych reżimów. Pozycja mocarstwowa USA to także pomoc humanitarna udzielana krajom rozwijającym się. W samym tylko roku 2005 organizacja CARE USA dokonała tego, że:
- ponad 21 milionów osób uzyskało pomoc materialną lub szkolenie w dziedzinie rolnictwa tym samym przyczyniając się do zmniejszenia głodu.
- 2.8 miliona osób z krajów biednych uzyskało dostęp do oświaty
- 10.5 miliona osób uzyskało natychmiastową pomoc w czasach katastrof i inych nagłych tragicznych wydarzeń - w tym głównie kobiety i dzieci
- prawie 31 milionów osób uzyskało dostęp do usług medycznych
- więcej niż 23 miliony osób brało udział i uzyskało pomoc w programie przeciw AIDS
- ponad 2.8 miliona osób, z czego 70% to kobiety, brało udział w programie nauki tworzenia i rozwijania własnych gospodarstw
- 2.5 miliona osób uzyskało dostęp do świeżej wody pitnej
Oraz dokonano wielu, wielu innych wspaniałych aktów pomocy humanitarnej.

Nikt nie jest w stanie zaprzeczyć faktowi, że USA są w ścisłej czołówce państw wspomagających pomoc humanitarną na świecie. Dominacja wynikająca z roli bycia mocarstwem to nie tylko duża ilość czołgów i samolotów oraz najsilniejszy głos w dyplomacji. To także wydajność ekonomiczna oraz dobrobyt dużej części społeczeństwa - kolejne fakty, którym się nie da w przypadku USA zaprzeczyć. Wynika z tego zatem także zwiększona pomoc humanitarna.

Oprócz działalności militarnej (stosowanej przeciwko reżimom lub w obronie sojuszników) oraz humanitarnej (olbrzymiej), Stany Zjednoczone Ameryki działały także potajemnie - niektórzy doliczają się ponad 4000 ważniejszych akcji wywiadu który przez lata stawał naprzeciw działalności KGB.

Dołączona grafika
Dołączona grafika

Mam nadzieję, że każdy zna realia świata w czasach, w których to USA stało na straży czujnie obserwując ruchy komunistów. Reaganowskie "Imperium zła" - Związek Radziecki i jego poplecznicy - m.in. Polska, Korea Południowa, NRD, kraje Europy wschodniej, Mongolia itd. w istocie był w ówczesnym świecie ucieleśnieniem zła - wielki, komunistyczny, skorumpowany moloch o ambicjach mocarstwościowych wspartych potężnym (choć dość zawodnym i zdeka przecenianym) arsenałem chcący podporządkować świat ideologii komunistycznej (czyli sobie), mający na sumieniu niezliczoną liczbę ofiar w tym także mordów na swoim własnym narodzie i odpowiedzialny za zbrodnie marionetkowych rządów w podporządkowanych przez siebie państwach stanowił najpoważniejsze zagrożenie na Ziemi od czasów gdy człowiek wylazł z jaskini. Na drodze tego zbrodniczego systemu politycznego stanęły Stany Zjednoczone. Ani słaba i zniszczona Europa zachodnia ani Australia ani żadne inne demokratyczne państwo oprócz USA nie było w stanie być godną przeciwwagą dla tego bloku militarnego i politycznego. Dlatego musiano rozwijać technologię militarną, która początkowo stała na niższym poziomie od radzieckiej. Wyścig zbrojeń był wymuszony i nie do powstrzymania. Choć USA skonstruowało bombę A jako pierwsze, KGB szybko wykradła plany bomby atomowej łamiąc monopol Stanów i jeszcze bardziej zagrażając stabilności na świecie.

Wywiad amerykański wciąż działał - potajemnie wyłapując szpiegów infiltrujących blok zachodni a także wspomagając kraje trzeciego świata w walce przeciw komunizmowi. Nie można zapominać też o tym, że CIA aktywnie i wielokrotnie wspomagała Jana Pawła II oraz Solidarność a także, że stała za ewakuacją Dalaj Lamy z okupowanego przez Chiny Tybetu.
Nie można też zapominać o Radiu Wolna Europa lub VoA - Voice of America - które nadawały prawdziwy obraz świata i który był słuchany także przez moich rodziców potajemnie w domu pomimo prób zagłuszania sygnały dokonywanych przez nasze polskie wojsko...


USA swoją potęgą militarną stały nie tylko na straży swoich interesów, lecz przy okazji były niezachwianą przeciwwagą dla komunizmu. Po raz kolejny zatem powtarzam - to największa rzecz, za którą powinniśmy być im wdzięczni.

No cóż, Mike, w następnym poście czas na Twoje ostatnie zarzuty "ofensywne", abyśmy zostawili sobie podsumowanie na wyłącznie "defensywne" teksty mające na celu obronę naszych stanowisk. Mam nadzieję, że Twoja wersja historii Nikaragui i sprawy "Contras" oraz RPA, Timoru Wschodniego i bliskiego wschodu nie będzie wymagała moich drobnych, acz jakże niezwykle ważnych korekt :)

A co do radosnej twórczości Moore'a - wszyscy znamy jego totalną stronniczość i manipulację faktami ;)
  • 0



#12

Mike.
  • Postów: 259
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Czwarty wpis. Witam wszystkich ponownie!

Ty prostujesz i ja też muszę. Tak naprawdę żaden z nas niczego nie jest w stanie wyprostować. Historia jest oceniana przez każdego z nas indywidualnie. Każdy ma swoje zdanie czy pomoc amerykańska dokonywana poprzez interwencje zbrojne = wojny = tysiące, setki tysięcy czy miliony ofiar to sposób na jakąkolwiek pomoc. Ty masz swoje zdanie, ja swoje – niech czytelnicy i sędziowie sami ocenią. Oczywiście często jest tak, że gdyby nie pomoc to macki jakiegoś zwyrodnialca czy dyktatora zabiła by tysiące istnień ludzkich, ale często ta pomoc jest równoznaczna z dojściem do władzy takiego patafiana. Ja się nad tym mocno zastanawiam.

Dalej będę podtrzymywał swoją tezę, że U-boty zatapiały wszystko co płynęło do i z Wielkiej Brytanii! I mało ważne jaką miało banderę! Tak, tak – nie wycofam się z tego zdania! Jak tylko oficerowie lub kapitan dostawali namiary konwoju lub sami go namierzali, zbliżali się jak tylko mogli i torpedowali co popadnie! Nie zaprzeczam, że w styczniu 1940 roku Oberkommando der Kriegsmarine wydało ścisłe zarządzenie aby torpedować wszystkie statki z wyjątkiem okrętów amerykańskich, włoskich, japońskich i sowieckich.

A kto pływał do Wielkiej Brytanii? Japończycy? Rosjanie? Włosi? Nie! Pływały przede wszystkim okręty brytyjskie, amerykańskie, norweskie…
Więc jak coś „namierzono” to walono bez zastanowienia. Amerykańskie okręty pływały przede wszystkim w dużych angielskich konwojach. Stąd też brano je za cel. Tak jak napisałem wcześniej – czasem przez przypadek czasem całkowicie świadomie. I żadna pała z historii! Po prostu się nie zrozumieliśmy tak jak z kolejną rzeczą jaką jest dokopanie Jankesom przez… polską armię.

Może i przewaga w liczbie żołnierzy była po naszej stronie. Jednak i marynarka i lotnictwo i co najważniejsze… rezerwy i zdolność mobilizacji amerykanie mieli ogromny! Co pokazali przecież będąc wiodącą siłą w II wojnie światowej. Tak, tak Aquila lotnictwo też mieli lepsze!
Niecałe 400 maszyn typu P-7, P-11, „Karasi” czy „Łosi” za nic nie równało się Korpusowi Powietrznemu Armii Stanów Zjednoczonych! (nie US Air Force :) )

Dołączona grafika


Dołączona grafika

Myśliwiec P-7


Dołączona grafika

Myśliwiec P-11


Z naszym lotnictwem naprawdę było katastrofalnie! Nie będę się rozpisywał – jak ktoś ciekawy niech poczyta jak rozbijały się „Karasie”, jakie super były P-7…
Fakt, że amerykanie latali na dwupłatowych myśliwcach (P-12 czy P-6) :) , ale mieli niezłe bombowce jak na tamte czasy – B-10 oraz już słynną superfortecę – B17.

Sam piszesz o tym, że Truman wprowadził drastyczną doktrynę „powstrzymywania komunizmu”. Sam przyznajesz – drastyczną. Oto Amerykanie stwierdzili, że komunizm jest be i fe. Tylko demokracja i liberalizm. Jak gdzieś rodzi się komunizm to trzeba go zdławić, zadusić, zniszczyć. Bardzo często przy pomocy interwencji wojskowej. Doprowadziło to do silnego podziału świata, zimnej wojny, wielu konfliktów, w których zginęły miliony osób! Czy ja popieram komunizm? Ależ skąd!!! Mój tato za komuny był kierownikiem sklepu mięsnego (Społem) i jako mały chłopczyk w tym sklepie naklejałem kartki na arkusze, a do domu ciągle przychodzili sąsiedzi z prośbami o jakieś mięso czy wędliny. Dobrze nie pamiętam tamtych czasów (rocznik 79), ale opowieści dziadka czy taty mi wystarczą. Nie lubię tego ustroju, choć jego ideologia nie jest negatywna, ale o tym nie jest debata.

Dołączona grafika

Wracając do tematu świat powojenny to dwa światy – amerykańskiej demokracji, liberalizmu oraz radzieckiego socjalizmu. Oba się ścierały i dążyły do powiększenia swoich wpływów. Grecja i Włochy są tego przykładem. Są przykładem pozytywnego działania Ameryki. Kuba? Tego już bym nie powiedział. Piszesz o tym, że Fidel przyczynił się do największego kryzysu – rozlokowania rakiet radzieckich. A czym to było spowodowane? Ogromną nienawiścią do Ameryki! Nienawiść, która rosła pod wpływem działań Ameryki, próbom likwidacji Castro, przejęcia wyspy za pomocą wojska. Fidel był w 1962 przerażony możliwością ataku Ameryki, więc ubłagiwał Chruszczowa, który jednak wcale nie tak chętnie się zgadzał na to co się wydarzyło, a w odpowiednim momencie potrafił się wycofać.
W 1962 USA wprowadziły embargo handlowe i blokadę morską Kuby i wpisały to państwo na listę krajów popierających terroryzm. Do dnia dzisiejszego nic w tych kwestiach się nie zmieniło. Fidel rządzi, Kubie nikt nie pomaga. Jak w końcu umrze (oraz cała jego klika) to może ktoś w Ameryce się obudzi i pozwoli normalnie się im rozwijać. Na razie dominuje szaleńcza nienawiść, na której cierpią zwykli ludzie.

Odnośnie Kambodży – tłumaczysz, że Czerwonym Khmerom pomagano, gdyż interwencja Wietnamu w sprawy Kambodży groziła destabilizacją regionu i obawiano się pochłonięcia całych Indochin przez komunizm w wydaniu wietnamskim. Stąd też obrano politykę pomocy człowiekowi i ugrupowaniu (tak jak to Ty piszesz - grupkom ludzi i ugrupowaniom partyzanckim), którzy wymordowali łącznie 1,5mln osób! Oto dowód jak w Ameryce postrzegano komunizm i chciano zatrzymać jego ekspansję! Robiono to wszelkimi kosztami – Wietnam też to udowodnił. Nie liczyli się żołnierze amerykańscy, cywile. Ofiary szły w setki tysięcy czy miliony. Mało ważne - trzeba było powstrzymać ekspansję komunizmu, a że prowadziło to do ogromnych tragedii całych pokoleń… Amerykańska wizja świata musiała zwyciężyć.

Pytasz się mnie Dlaczego Mike nigdy nie podasz szerszego kontekstu historycznego, jakże ważnego w tejże debacie?Mam Cię pogrążać coraz bardziej? Każdy kto chce niech przeczyta historię Wietnamu i oceni czy amerykańska interwencja była niezbędna. Przytoczymy w takim razie trochę tego kontekstu historycznego:

Z chwilą utworzenia w 1930 r. przez wietnamskich komunistów Komunistycznej Partii Indochin, głównym celem ich działalności stało się zdobycie władzy na terytorium całych Indochin Francuskich i wyzwolenie Wietnamu spod kolonialnej dominacji. W latach 30. przewagę w wietnamskim ruchu wyzwoleńczym zdobyli komuniści. W latach okupacji japońskiej pod kierownictwem komunistów utworzono Viet Minh, a w grudniu 1944 roku z połaczenia oddziałów partyzanckich powstała Wietnamska Armia Ludowa którą dowodził Vo Nguyen Giap. 13 sierpnia 1945 roku wybuchło w Wietnamie powstanie narodowe, zaś 2 września 1945 roku Ho Chi Minh proklamował powstanie Demokratycznej Republiki Wietnamu. Francja nie miała jednak zamiaru rezygnować z imperium kolonialnego w Indochinach. W efekcie kilkuletniej, krwawej wojny z Francuzami (USA pokrywało większość kosztów francuskiej wojny kolonialnej, zaś w jej ostatnim etapie wzięli udział amerykańscy lotnicy i doradcy wojskowi), na mocy porozumień genewskich z 1954 r., suwerenność DRW została uznana w północnej części Wietnamu. Oddziały Wietnamskiej Armii Ludowej i działacze Viet Minhu w większości przeniosły się na obszar DRW. W części południowej łamiąc postanowienia genewskie stanowiące że 17 równoleżnik jest tymczasową linią demarkacyjną, a nie granicą polityczną jednostronnie proklamowano Republikę Wietnamu, której pierwszym prezydentem został Ngo Dinh Diem.

Czyli co nam mówi historia? Że Wietnamczycy walczyli o niepodległość z Francją. Nie chcieli być kolonią, chcieli stanowić samodzielne, wolne państwo. Amerykanie jednak widzieli „efekt domina”, który zagrażał całemu światu. Komunizm przeskakujący z państewka na państewko obok. Więc wspomagali Francuzów. Pewnie miało się to spotkać się ze zrozumieniem i miłością wśród Wietnamczyków?
Idziemy dalej:

Porozumienia genewskie przewidywały przeprowadzenie wyborów po obu stronach 17 równoleżnika (tymczasowej linii demarkacyjnej) do 20 lipca 1956 roku oraz jedność i integralność terytorialną kraju. Jednak niepopularny w społeczeństwie premier Diem wspierany przez USA obawiał się porażki w starciu wyborczym z twórcą niepodległego Wietnamu Ho Chi Minhem. Odwołał wybory, anulował reformę rolną i proklamował powstanie Wietnamu Południowego. W rządach oparł się głównie na swoich współwyznawcach - katolickiej mniejszości religijnej popadając w ostry konflikt z buddyjską większością Wietnamczyków i buddyjskim duchowieństwem. Prześladował dawnych weteranów partyzantki antyfrancuskiej uważając ich za stronników komunizmu. W 1957 r. miejscowi komuniści rozpoczęli pierwsze działania przeciwko rządowi w Sajgonie. Początkowo ograniczały się one do sporadycznych zamachów na przedstawicieli administracji i podporządkowywania sobie ludności wiejskiej na bardziej odludnych terenach. Jednak działania komunistów w Wietnamie Południowym szybko zyskały wsparcie komunistów północnowietnamskich.

Czy muszę to komentować? Oderwanie się Wietnamu Południowego od Wietnamu miało też zostać zaakceptowane przez społeczeństwo, które tego nie popierało? Odwołane wybory, odwołane reformy, prześladowania weteranów…
W 1958 r. na 15 plenum Wietnamskiej Partii Pracujących Biuro Polityczne - większością głosów podjęło decyzję o poparciu powstania komunistycznego na Południu. Od tej chwili rozpoczęto przerzucanie na terytorium Republiki Wietnamu kadr partii komunistycznej i żołnierzy – pierwszych kilka tysięcy wysłano do Wietnamu Południowego już w 1959 r. W 1964 r. komuniści kontrolowali około połowy terytorium Wietnamu Południowego.
Amerykańskie interesy w samym Wietnamie były minimalne, jednak Amerykanie obawiali się, że zajęcie przez komunistów całego Wietnamu będzie krokiem na drodze do stopniowego opanowania przez nich całej Azji, zgodnie z tak zwaną "teorią domina". Dlatego USA pokrywały 40%, 60% a w końcu 78% kosztów finansowych I wojny indochińskiej zaś w końcowym jej etapie wzięli udział amerykańscy doradcy wojskowi. Stany Zjednoczone podjęły decyzję, że nie mogą dopuścić do zdobycia władzy w całym Wietnamie przez komunistów i po odejściu Francuzów postanowiły poprzeć zbrojnie i finansowo antykomunistyczny rząd Wietnamu Południowego. Początkowo Stany Zjednoczone udzielały wsparcia pod postacią wysłania doradców wojskowych, jednak z czasem przerodziło się ono w rosnące zaangażowanie militarne. W lipcu 1964 r. nowy amerykański prezydent Lyndon B. Johnson wydał rozkaz zwiększenia obecności militarnej w Wietnamie Południowym. Wysłano tam doradców wojskowych zwiększając łączną liczbę wojsk USA w tym kraju do 21 tys.

7 sierpnia 1964 r. Senat USA zatwierdził rezolucję w sprawie Zatoki Tonkińskiej, która dawała pozwolenie prezydentowi Johnsonowi na eskalację działań zbrojnych przeciw Wietnamowi Północnemu. No i się zaczęło… Tak jak pisałem w poprzednim poście – 4 mln ofiar konfliktu wietnamskiego, drugie tyle rannych, dramat setek tysięcy osób, zniszczone państwo, wymęczone USA opuszczają Wietnam w niesmaku. Oto koszt doktryny Trumana – powstrzymywania komunizmu.

Ładne zdjęcie „Vietcong niesie sprawiedliwość i dobrobyt”, nawet bardzo sympatyczne. A AMERYKAŃSKIE INTERWENCJE NIOSĄ SPRAWIEDLIWOŚĆ I DOBROBYT?
Piszesz, że propaganda komunistyczna wyolbrzymiła skutki działań operacji "Ranch Hand" – ja tego nie skomentuję, po prostu nie mam siły… Sędziowie dla obiektywnej oceny proszę o kliknięcie linku -> Agent Orange. http://images.google...q...aj obrazĂłw
Reszta czytelników klika na własną odpowiedzialność. Ja nie chciałem brutalności w tej debacie jednak Aquila bagatelizuje i każdy z nas może to łatwo sprawdzić (google, wikipedia, itp.)

Serwujesz też piękne zdjęcia MEDCAP’u :) Śliczni, przystojni amerykańscy lekarze pomagają biednym, schorowanym Wietnamczykom… No cóż ja tego nie zbagatelizuję i nie zwalę tu winy na propagandę amerykańską tylko uczciwie powiem – tak było. Ale cóż to za hipokryzja – z jednej strony Agent Orange, a z drugiej MEDCAP. Amerika ist wunderbar.

Kończymy temat Wietnamu i przechodzimy dalej – do czegoś co zabolało mnie najbardziej. Według ciebie użyłem świadomego kłamstwa! No tu poczułem się urażony! Trzeba mieć silne dowody, aby kogoś o to posądzać! Może i powołałem się na pewne źródło, ale nijak nie zdawałem sobie sprawy z tego, że kłamało! Więc Twoją pewność o moje kłamstwo możesz sobie wsadzić… a następnym razem, gdy posądzisz mnie o kłamstwo zastanów się sto razy, bo ja Ciebie też już kilka razy mógłbym o nie posądzić, lecz zdaję sobie sprawę, że nie jesteś zawodowym historykiem i nie siedzisz bezpośrednio przy wydarzeniach tylko czerpiesz swoją wiedzę z pewnych źródeł. Przechodzę więc do obrony:

Po pierwsze zacytowałem opis tego filmu dokumentalnego – zaczerpnąłem go ze strony TVP(!).

Po drugie i co najważniejsze sprawa nie wygląda na zamkniętą. Zacząłem zgłębiać temat i faktycznie Daily kłamał, ale udowodniono, że tylko on, a w sprawie pojawiają się nowe wątki, które rzucają znów bardzo negatywne światło na całą tą historię! Artykuł amerykańskiego historyka Sahr Conway-Lanz, który został opublikowany w styczniu 2005 roku, jego wykład w kwietniu 2006 oraz artykuł dziennikarzy AP Charles’a J. Hanley’a i Marthy Mendozy zamieszczony w Washington Post 29 Maja 2006 roku. http://www.washingto...6052900485.html
poznamy znając życie za lat kilka, może kilkanaście, a może i w ogóle.


Nikaragua

USA prowadziły w latach 80. wojnę terrorystyczną przeciwko Nikaragui, którą Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości potępił i oskarżył USA o "bezprawne użycie siły" - czyli międzynarodowy terroryzm. Trybunał nakazał USA powstrzymanie się od popełniania zbrodni i zapłacenie ogromnych reparacji. Decyzja została podjęta w dwóch rezolucjach Rady Bezpieczeństwa ONZ - obie USA zawetowały. Za tym poszła eskalacja wojny i terroru, tj. ataki na tzw. miękkie cele, czyli pozbawione zaplecza obronnego cywilne ośrodki: spółdzielnie rolnicze, przychodnie zdrowia. Ten skrajny przejaw międzynarodowego terroryzmu cieszył się notabene poparciem obu partii - Republikanów i Demokratów. Trochę historii:

Dołączona grafika

Anastasio Somoza García

W latach 1934-1979 krajem rządził reżim wojskowy, na czele którego stanął najpierw Anastasio Somoza García, a później jego synowie. Mieli oni poparcie amerykańskie. W 1961 zrodził się Front Wyzwolenia Narodowego im. Sandino (FSLN), nazwani tak na cześć Augusta Sandino, przywódcy antyamerykańskiej partyzantki z lat 20.-30. W roku 1978 został zamordowany skrytobójczo wydawca opozycyjnej gazety „La Prensa” Pedro Chamorro. Wydarzenie to doprowadziło do intensyfikacji wystąpień przeciwko dyktaturze. FSLN stanęło na czele walki zbrojnej przewodząc dwa razy powstaniom w 1978 i 1979 roku. Sandiniści połączyli się z liberalno-demokratyczną opozycją i wystąpili razem przeciwko Somozie w czerwcu 1979 roku. Powstanie doprowadziło w lipcu 1979 do obalenia długoletniej dyktatury klanu Somozów. Koalicja opozycji utworzyła wspólny rząd zapowiadając reformy polityczne i społeczne. Szybko doszło do rozłamu i powstania opozycji skupionej wokół gazety „La Prensa” i wdowy po Pedro Chamorro – Violecie Chamorro. W 1984 wybory parlamentarne wygrał FSLN a prezydentem został sandinistowski przywódca Daniel Ortega Saavedra. Sandiniści głosili pluralizm polityczny, politykę niezaangażowania i mieszaną gospodarkę co podkreślili w konstytucji z 1987 roku. Lewicowy FSLN łączył doktrynę marksizmu z teologią wyzwolenia. Sandiniści utrzymywali bliskie kontakty z Kubą i blokiem wschodnim. USA finansowały i udzielały wszechstronnej pomocy wszelkim przeciwnikom FSLN. CIA z byłych członków Gwardii Narodowej Somozy zorganizowała antyrządowe grupy zbrojne zwane contras. Niewypowiedziana wojna USA przeciwko Nikaragui trwała od 1981 do 1989 roku. Dziesiątki tysięcy ludzi w Nikaragui zostaje zabitych. W państwach sąsiadujących (w Salwadorze, Gwatemali i Hondurasie) zostają stworzone oddziały terrorystyczne złożone z najemników finansowanych, uzbrojonych i kierowanych przez CIA. W przeciągu zaledwie roku w Salwadorze zamordowano 40 tys. osób.


Zachodnia Papua, cicha wojna przeciwko bezbronnym - John Pilger

Ze względu na ograniczenia wpisu w debacie cały tekst koniecznie do przeczytania znajduje się tutaj: LINK

Irak

Rok 1963 - obalono wtedy reformatorski rząd Kassema, który w 1958 roku zerwał neokolonialną zależność od USA i Wlk. Brytanii. Saddam wsparł pucz wojskowy przeciwko Kassemowi, którego CIA planowała już wcześniej zabić. Husajn kierował wówczas bojówkami partii Baas pomagającymi wojskowym w przewrocie. Przez 9 miesięcy bojówkarze Saddama z pomocą CIA i wywiadu brytyjskiego MI6 prześladowali, aresztowali, więzili, torturowali i mordowali zwolenników obalonego rządu, przeciwników nowej władzy i komunistów.
W efekcie terroru zginęło ponad 5000 ludzi, bardzo wiele ofiar pochodziło z list sporządzonych przez amerykańskich i brytyjskich agentów.

Co ciekawe Saddam był sądzony za zbrodnie popełnione m.in. w 1982 r., czyli dokładnie wtedy, kiedy Ronald Reagan doprowadził do skreślania Iraku z listy krajów popierających terroryzm. Dzięki temu USA mogły słać Saddamowi ogromną pomoc, w tym środki umożliwiające rozwijanie broni masowego rażenia. Do Bagdadu został wysłany Donald Rumsfeld, żeby dobić politycznego interesu. To był czas, w którym Saddam popełniał zbrodnie i okrucieństwa, gazował Kurdów, a jego polityka nie zmieniła się także po zakończeniu wojny z Iranem...

W połowie lat 80. wojsko krwawo stłumiło powstanie irackich Kurdów. W czasie pacyfikacji północy kraju używano broni chemicznej przeciwko cywilom. 17 marca 1988 wojsko irackie dokonało przy pomocy zakupionej w USA broni chemicznej masakry 5 tysięcy mieszkańców (75% ofiar stanowiły kobiety i dzieci) kurdyjskiego miasta Halabdża. Podobny los spotkał setki innych kurdyjskich wiosek.

W 1991 r. wybucha powstanie szyitów w południowym Iraku, które prawdopodobnie obaliłoby Saddama. USA oferują tyranowi pomoc w zdławieniu rebelii, giną dziesiątki tysięcy powstańców. I Waszyngton wyjaśnia dokładnie, dlaczego poparł tyrana.
Wystarczy wziąć "New York Timesa", którego korespondent pisał: reżim Saddama ocalono, ponieważ doszło do konsensusu między USA i sojusznikami - Wielką Brytanią i Arabią Saudyjską. Uznano, że Saddam daje większą nadzieję na stabilizację w regionie niż ludzie, którzy próbowali go obalić. Thomas Friedman, ówczesny korespondent dyplomatyczny - w mojej opinii głos Departamentu Stanu w "NYT" - pisał, że najlepszym wyjściem byłyby rządy żelaznej pięści kogoś takiego jak Saddam, choć nie jego, bo on wprawia Amerykę w zakłopotanie. Ale skoro nikogo innego nie było, rządzić dalej miał on. Następnie przyszły sankcje ekonomiczne, które zdewastowały społeczeństwo irackie, zabiły setki tysięcy ludzi i umocniły Saddama.

Dołączona grafika

DRUGA WOJNA W ZATOCE
Żeby nie przeciągać debaty będę się streszczał :)

W listopadzie 2002 Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła Rezolucję nr 1441, która dawała Irakowi 30 dni na ostatecznie zastosowanie się do wcześniejszych rezolucji ONZ, a w szczególności przedstawienie dowodów zniszczenia zapasów broni masowego rażenia i dopuszczenie inspektorów ONZ do wszystkich obiektów na terenie Iraku. Przedostatni punkt (nr 13) tej rezolucji groził Irakowi bliżej niesprecyzowanymi "poważnymi konsekwencjami", co było później interpretowane przez rządy "koalicji antyirackiej" jako legalna podstawa rozpoczęcia inwazji na ten kraj.

Z opinią tą do samego końca nie zgadzał się sekretarz generalny Kofi Annan, a także trzech stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ: Chiny, Rosja i Francja, argumentując, że taka interpretacja punktu 13. rezolucji 1441 jest sprzeczna z aktem wyższego rzędu - Kartą Narodów Zjednoczonych, której artykuł 42, wyraźnie stwierdza nielegalność militarnego naruszenia granic suwerennego państwa bez osobnej rezolucji Rady Bezpieczeństwa, która jawnie zezwalałaby na takie naruszenie. Tymczasem przeciw planowanemu atakowi na Irak wypowiedziała się większość członków Rady Bezpieczeństwa - trzech z pięciu stałych (z których każdy ma prawo weta) oraz 7 z 10 członków niestałych.

Druga wojna w Zatoce Perskiej to konflikt zbrojny, który rozpoczął się 20 marca 2003 między koalicją sił międzynarodowych (głównie USA oraz m.in. Wielkiej Brytanii i Polski) a armią Iraku.

Dołączona grafika


Dołączona grafika


Dołączona grafika


Deklarowane powody ataku.
Zgodnie z deklaracjami sekretarza obrony USA Donalda Rumsfelda najważniejszymi celami ataku były:

obronne
- znalezienie i eliminacja broni masowego rażenia oraz baz terrorystów

- zdobycie cennych informacji na temat powiązań międzynarodowych organizacji terrorystycznych

humanitarne
- zakończenie sankcji ekonomicznych nałożonych na Irak i dostarczenie do tego kraju pomocy humanitarnej

prawne
- zrealizowanie rezolucji ONZ nr 1205 z 1999 r.
- zrealizowanie rezolucji ONZ nr 1441 z 2002 r.

polityczne
- likwidacja reżimu Husajna
- pomoc w ustanowieniu demokracji w Iraku

ekonomiczne
- zabezpieczenie pól naftowych Iraku i innych zasobów naturalnych tego kraju

Wielu doradców i członków administracji Busha uzasadniało rozpoczęcie wojny bardziej ambitnymi celami, twierdząc, że ustanowienie dobrze prosperującej demokracji w Iraku stanie się na zasadzie dobrego przykładu katalizatorem podobnych przemian w innych krajach islamskich, które miałyby nastąpić spontanicznie i w rezultacie spowodować zanik przyczyn występowania terroryzmu. Marzenia te jednak nigdy nie były podawane jako jeden z oficjalnych celów wojny i miały charakter wypowiedzi kuluarowych.

Tymczasem w Ameryce przeciwnicy wojny (politycy, eksperci militarni, specjaliści bliskowschodni, dziennikarze) nie zgadzali się z wieloma argumentami przedstawianymi przez rząd USA. Twierdzono, że większości z tych celów nie da się zrealizować, że wojna da odwrotne do zakładanych rezultaty, i że deklarowane cele mają charakter czysto propagandowy. Rozmaite grupy politologów w różnych krajach twierdziły, że prawdziwymi celami wojny było:

ekonomiczne
- przejąć kontrolę nad irackimi rezerwami ropy naftowej i gazu ziemnego - po to, aby utrzymać monopol dolara na rynku paliwowym (Irak jako jeden z nielicznych krajów rozliczał swoje kontrakty paliwowe w euro)
- aby udowodnić, że USA sprawuje pełną kontrolę militarną nad największymi zasobami paliw na świecie
- niedopuszczenie do wzrostu cen paliw na świecie, co mogłoby skutkować ogólnoświatowym kryzysem ekonomicznym

wewnętrzne
- utrzymać i powiększyć dopływ państwowych środków finansowych do sektora militarno-zbrojeniowego
- utrzymać i wzmocnić "wojenną" popularność prezydenta Busha, która zapobiega obarczaniu go winą za atak terrorystyczny na Nowy Jork

Saddam Husajn nie współpracował z Al Kaidą. Przeciwnie obawiał się jej.
Saddam Husajn nie były zaangażowany w 9/11
Saddam Husajn nie posiadał broni masowego rażenia.

Uzasadnienie:

BROŃ MASOWEGO RAŻENIA

Dołączona grafika

2004 rok, najważniejszy architekt wojny, amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld:
,,It turns out that we have not found weapons of mass destruction [...] Why the intelligence proved wrong I'm not in a position to say [...] But the world is a lot better off with Saddam Hussein in jail'' - Okazuje się, że nie znaleźliśmy broni masowego rażenia [...] Dlaczego informacje wywiadu okazały się nieprawdziwe, nie potrafię powiedzieć [...]ale świat jest o wiele lepszy z Saddamem Husseinem w więzieniu

Tony Blair:
,,The evidence about Saddam having actual biological and chemical weapons [...] has turned out to be wrong [...] The problem is I can apologise for the information that turned out to be wrong but I can't, sincerely at least, apologise for removing Saddam'' - Dowody o tym, że Saddam posiada bronie biologiczne i chemiczne [...] okazały się fałszywe [...] Problem w tym, że mogę przepraszać za to, że informacja okazała się fałszywa, ale nie mogę, przynajmniej szczerze, przepraszać za usunięcie Saddama

25.04.2005r.
Amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) definitywnie zakończyła poszukiwania broni masowego rażenia w Iraku. Domniemane istnienie BMR w Iraku było głównym argumentem, którym rząd St. Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii posługiwał się uzasadniając inwazję na Irak.

W opublikowanym wczoraj, 25.04.2005r. dokumencie specjalny doradca CIA Charles Duelfer, który nadzorował poszukiwania BMR w Iraku w ramach "Iraq Survey Group" stwierdza, iż Irak nie miał zapasów broni biologicznej ani chemicznej, a program nuklearny został zawieszonyn jeszcze przed interwencją wojskową USA, blisko dwa lata temu. Wyniki badań wskazują również na to, iż ewent. zapasy broni nie zostały wywiezione do Syrii.

92 stronicowy raport relacjonuje szczegółu poszukiwań BMR w Iraku, prowadzonych przez 1,000 wojskowych i cywilnych specjalistów.

TERRORYZM

Terroryzm jako powód wojny przemawiał do wielu ludzi na świecie z powodu żywej pamięci o zniszczeniu przez Al Kaidę budynków World Trade Center w Nowym Jorku 11 września 2001 oraz . . . z powodu nieznajomości realiów arabskich. Otóż trudno znaleźć logiczny związek pomiędzy Irakiem a Al Kaidą. Samemu Saddamowi Husseinowi zależało na władzy własnej a nie mułłów islamskich, dla których był tak samo bezlitosny jak dla pozostałych obywateli. Irak był najbardziej świeckim państwem regionu -- i to był główny punkt sporu między nim a Al Kaidą. Po kilku nieudanych próbach Al Kaidy nawiązania jakiejś współpracy, Osama bin Laden ogłosił Husseina zdrajcą islamu. Irak był rządzony okrutnie, obywatele byli ściśle kontrolowani i o terroryzmie nie było mowy dla tych samych powodów, dla których nie było o nim mowy pod rządami KGB w Związku Radzieckim. Dla światowej opinii publicznej fakt ten staje się stopniowo coraz jaśniejszy, w miarę jak nie udaje się znaleźć żadnych śladów dawnego terroryzmu a za to coraz aktywniejszy staje się terroryzm nowy, wyrosły na nienawiści do agresorów.

Administracja amerykańska i rząd brytyjski wiedzieli jeszcze przed najazdem na Irak, że Al Kaidy tam nie znajdą. Około połowy stycznia 2003 ukazał się raport wywiadu brytyjskiego opisujący ideologiczny konflikt między bin Ladenem a Husseinem (por. art. BBC z 5 II 2003 Leaked report rejects Iraqi al-Qaeda link). Również na początku 2003 ukazał się raport komisji badającej atak na WTC 11 IX 2001 stwierdzający brak jakichkolwiek związków. W paździeniku 2004 taki brak związków został dodatkowo potwierdzony przez CIA.

Jednak Biały Dom wiedział, że otwarte przyznanie, że żadnych związków nie ma, znacząco zmniejszy poparcie dla wojny w amerykańskim społeczeństwie, które bronie masowego rażenia znało tylko teoretycznie, ale okrutnego aktu terrorystycznego doświadczyło naprawdę. Dlatego Bush jeszcze w czerwcu 2004 twierdził:
,,The reason I keep insisting that there was a relationship between Iraq and Saddam and al-Qaida is because there was a relationship between Iraq and al-Qaida.'' - powodem mojego upierania się, że były związki między Irakiem i Saddamem a al Kaidą jest to, że były związki między Irakiem a al Kaidą
(art. The Washington Times z 18 VI 2004 White House defends Iraq-al-Qaida link). Zapytany, na czym polegały te związki, Bush odpowiedział, że głównie na tym, że Saddam zagrażał Stanom Zjednoczonym dokładnie tak samo, jak Osama zagrażał Stanom Zjednoczonym.

Współpracownicy Busha zachowują się w tej sprawie różnie. Sekretarz stanu Colin Powell od początku unikał sugerowania jakichkolwiek związków. Na przeciwnym biegunie -- wiceprezydent Dick Cheney podkreślał współpracę Saddam-Osama. Sekretarz obrony Donald Rumsfeld nie może się zdecydować: najpierw glosił współpracę Saddam-Osama, potem oświadczył, że nigdy o takich związkach nie słyszał, a po kilku godzinach jednak usłyszał i stwierdził, że go źle zrozumiano (por. art. MSNBC News z 5 X 2004 Rumsfeld backtracks on al-Qaida, Iraq links).

Wielu opozycyjnych polityków amerykańskich zarzuca Bushowi, że przez napaść na Irak zdradził sprawę walki z terroryzmem. Patrz np. przemówienie senatora Edwarda Kennedy'ego w dn. 14 I 2004 pt. America, Iraq, and Presidential Leadership):
,,By far the most serious consequence of the unjustified and unnecessary war in Iraq is that it made the war on terrorism harder to win. We knocked Al Qaeda down in the war in Afghanistan, but we let it regroup by going to war in Iraq [...] War with Iraq has given Al Qaeda a new recruiting program for terrorists. For each new group of terrorist recruits, the pool is growing of others ready to support them and encourage them [...] Al Qaeda and the Taliban fighters who support them are stepping up their terrorist campaign in Afghanistan, launching more and more attacks against military personnel and civilians alike. The warlords are jeopardizing the stability of the country. They make their money from the drug trade, which is now booming again.'' Zdecydowanie najpoważniejszą konsekwencją nieusprawiedliwionej i niepotrzebnej wojny w Iraku jest to, że uczyniła wojnę z terroryzmem trudniejszą do wygrania. Powaliliśmy Al Kaidę w wojnie z Afganistanem, ale pozwoliliśmy jej się przegrupować przez pójście na wojnę w Iraku [...] Wojna w Iraku dała Al Kaidzie nowy program werbowania terrorystów. Z każdą nową grupą zwerbowanych terrorystów wzrasta pula ludzi gotowych ich popierać i zachęcać [...] Al Kaida i popierający ją bojownicy Talibanu nasilają działania terrorystyczne w Afganistanie dokonując coraz większej liczby ataków terrorystycznych zarówno przeciwko personelowi wojskowemu jak przeciwko cywilom. Przywódcy bojowników niszczą stabilność kraju. Zarabiają na handlu narkotykami, który obecnie znowu kwitnie.

OBALENIE REŻIMU SADDAMA I JEGO ZBRODNIE

Ten punkt nie mógł służyć jako oficjalny powód wojny, bo prawo międzynarodowe nie zezwala rządom na zbrojne wymierzanie sprawiedliwości na terenie innych państw. Stany Zjednoczone głoszą, że te elementy prawa międzynarodowego, które odnoszą się do suwerenności rządów na swoim terenie, muszą zostać zrewidowane. Żądają dla siebie prawa do zbrojnej ingerencji w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa krajów pokojowych przez rogue states - państwa bandyckie. Zaprowadzenie ,,porządku'' w rogue state należy traktować jako działanie w imię interesu ważniejszego niż suwerenność państwowa. Jednak zbrodniczość reżimu irackiego była zawsze tylko emocjonalnym dodatkiem do argumentacji prowojennej. W końcu na świecie jest wiele krajów, których obywatele cierpią okrucieństwa z rąk swoich rządów, co nie zakłóca snu amerykańskiemu rządowi.
I w ten sposób punkt ten stał się tylko elementem propagandy mającym nastawić opinię światową przeciwko reżimowi Husseina, awansował do rangi jedynego powodu wojny. Nie ma wątpliwości, że reżim Husseina był w istocie nieludzki. Jest tylko wątpliwość, czy jego obalenie warte było śmierci tysięcy Irakijczyków z rąk Amerykanów.


JAK WYGLĄDA WOJNA W IRAKU

Kwiecień 2003 roku.
Agresorzy uciekają się do barbarzyńskich metod walki
Użyli bomb rozpryskowych


Międzynarodowa organizacja obrony praw człowieka Amnesty International potępiła w czwartek rząd brytyjski za to, że zgodził się na użycie bomb rozpryskowych w południowym Iraku. AI podkreśliła, że są one dużym zagrożeniem dla ludności cywilnej i jako takie powinny być zakazane.
Wcześniej organizacja zażądała od rządu USA wprowadzenia moratorium na używanie tego rodzaju broni w związku z doniesieniami, że Amerykanie użyli bomb rozpryskowych w czasie walk w miejscowości al-Hilla. Zginęło wtedy co najmniej 33 cywilów, w tym dzieci. Około 300 osób odniosło rany.
Ten rodzaj bomby po wybuchu rozrzuca na znacznym terenie tysiące mniejszych ładunków, które nie wybuchają od razu. Do zbombardowania celów irackich z użyciem bomb rozpryskowych przyznał się brytyjski resort obrony.

AMERYKAŃSKIE WIĘZIENIA W IRAKU

System amerykańskich więzień w Iraku (oraz słynne Guantanamo) jest tematem, od którego opadają ręce. Świat udawał, że nie wie, aż zobaczył kompromitujące zdjęcia... i zaczęło się - patrz np. The memory hole:
Photos of Iraqis Being Abused by US Personnel strona 1,
Photos of Iraqis Being Abused by US Personnel strona 2.

Obecnie wychodzą na jaw coraz nowe rewelacje. Cokolwiek napisać, po tygodniu staje się nieaktualne, bo w międzyczasie ujawnione zostały okropności, od których te wczorajsze bledną. Oficjalna wersja amerykańskiego prezydenta i Pentagonu jest jeszcze na etapie ,,izolowanych incydentów'', ale amerykańska kongresowa komisja śledcza już namacała wielki system obozów koncentracyjnych, zinstytucjonalizowane tortury i zabójstwa więźniów, podręczniki i instruktorów kształcących oprawców, system selekcji sadystów (czyli ,,twardych żołnierzy'') na strażników... Trudno o tym pisać jeszcze dlatego, że człowiekowi o normalnej wrażliwości wszystko to z trudem przechodzi przez klawiaturę.

Latem 2003 w 17 obozach koncentracyjnych w Iraku Amerykanie trzymali ponad 14 tys. security internees, czyli internowanych ze względu na bezpieczeństwo, bez wyroków ani postawionych zarzutów (por. wywiad z Janis Karpinski w SCV, 4 VII 2004). Najczęściej pochodzili oni z dosyć przypadkowych łapanek po jakichś wydarzeniach; np. po jakimś wybuchu coś tam krzyknęli albo stali blisko kogoś, kto krzyknął. Co do niektórych, istniały niejasne przypuszczenia, że może coś wiedzą. W języku oficjalnym ich tortury nazywają się enablers for interrogation, czyli umożliwiacze przesłuchania - chodzi o zmiękczenie, żeby łatwiej wygadali co wiedzą. Ale niektórych poddawano upokorzeniom tylko po to, żeby zrobić dobre fotografie, które potem można pokazywać innym więźniom w celu ich zmiękczenia.
Do oficjalnie dopuszczonych przez Pentagon technik należały m.in. (por. np. artykuł BBC z 9 V 2004 Iraq abuse: US policy or anomaly?):

- sensory deprivation (pozbawienie bodźców zmysłowych) - skutego więźnia w kapturze zakrywającym całą twarz pozostawiano przez ponad dobę w sytuacji braku jakichkolwiek bodźców zewnętrznych,
- długotrwały bardzo męczący hałas i rażące światło w oczy,
- pozbawianie snu,
- ograniczanie jedzenia,
- przesłuchiwanie w stresujących pozycjach (np. więzień musiał długo stać na krześle z zakrytymi oczami i z rozstawionymi ramionami),
- użycie psów bez kagańców przeciwko skutym więźniom,
- zdzieranie ubrania i pozostawianie nago przez wiele dni,
- zmuszanie do publicznego onanizowania się i innych czynności seksualnych (eksploatowano tu różnice pomiędzy europejską a arabską wstydliwością w sprawach seksu),
- groźby pozbawienia życia,
- bicie dla złamania oporu...

Ograniczenie się do takich technik tłumaczy się tym, że w irackich więzieniach i łagrach mają ponoć obowiązywać konwencje genewskie. Pod tym względem Irak ma być przeciwieństwem do amerykańskiego obozu koncentracyjnego w Guantanamo, gdzie od ponad czterech lat przetrzymywani są jeńcy afgańscy bez postawienia zarzutów i bez żadnych praw. W Guantanamo żadne konwencje nie obowiązują dlatego, że... nie. Na zarzut, że również te irackie metody łamią konwencje genewskie, rzecznik Pentagonu Lawrence Di Rita umiał tylko powiedzieć, że
- There's an enormous amount of subjectivity in the interpretation of the Geneva Conventions. (w interpretacji konwencji genewskich jest ogromna ilość subiektywizmu).

Jednak na miejscu w Iraku nikt żadnymi konwencjami głowy sobie i tak nie zawraca. W dodatku nikt ich nie zna, bo żadne szkolenia strażników nie przewidują niczego o konwencjach genewskich. Oficerowie military intelligence (wywiad wojskowy), mający za zadanie wydobywać z więźniów informacje zachęcają military police (żandarmerię wojskową), z której wywodzą się strażnicy łagrów, do twórczego rozwijania ,,technik zmiękczania'' więźniów.
Pierwszy raport o bestialstwach popełnianych na więźniach (autorstwa Amnesty International) został ogłoszony 1 lipca 2003. Pierwszy raport amerykański potwierdzający rewelacje Amnesty International pochodzący od generała Donalda Rydera dotarł do Pentagonu na początku listopada 2003. Drugi, autorstwa generała Antonia Taguby (MSNBC News z 4 V 2004 zamieszcza oficjalne streszczenie tego raportu p.t. U.S. Army report on Iraqi prisoner abuse), dotarł do sekretarza obrony Rumsfelda na początku marca 2004. Oba zostały olane przez adresatów.

Dopiero w maju 2004 świat potraktował te doniesienia poważnie, kiedy ujawnione zostały zdjęcia tortur i poniżeń stosowanych w stosunku do przypadkowo zatrzymanych Irakijczyków przez strażników więzienia Abu Ghraib w Bagdadzie (patrz np. artykuł BBC z 15 VI 2004 In pictures: Iraqi prisoner abuse). Poza tym, co zobaczyliśmy na zdjęciach i przeczytaliśmy, zaczęły napływać doniesienia o gwałceniu więźniów oraz o ,,sodomii przy pomocy ampułek z substancjami chemicznymi'' - nie wiem co to znaczy, ale brzmi fatalnie.
W wyniku ogólnego oburzenia na ujawnione fotografie amerykański sekretarz obrony Donald Rumsfeld rozkazał w maju 2004 zwolnić wielu zatrzymanych w Bagdadzie; nie wiadomo jednak, czy w miejscach słabiej dostępnych dla zagranicznych korespondentów również. Oficjalnego powodu ich zwolnienia nie podano - widać nagle internowani przestali stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa. Równocześnie najdrastyczniejsze metody przesłuchań i dręczenia skreślono z listy oficjalnie dopuszczonych, np. wolno nadal pozbawiać snu, ale tylko przez 72 godziny (por. art. BBC z 15 V 2004 US restricts Iraq interrogations). Postawiono też przed sądem wojskowym kilkoro niższych rangą strażników łagrowych. Zapewne będą się oni bronić, że wykonywali wyraźne i jednoznaczne rozkazy. Nie wiadomo, czy uda im się tą linię utrzymać; w końcu sąd jest amerykański, wojskowy i patriotyczny. Nie jest jasne, jak wysokie kary im grożą; w każdym razie odpowiedzialność przez Międzynarodowym Trybunałem im nie grozi, bo USA kilka lat temu odmówiły podpisania międzynarodowej konwencji o Trybunale i o ściganiu zbrodni wojennych. Przypuszczalnie dlatego, że te zbrodnie były już wtedy na deskach kreślarskich wojskowych planistów (to i tak bardzo optymistyczne założenie).

Dołączona grafika


PONAD 650 TYS. ZABITYCH I ZMARŁYCH PODCZAS WOJNY

Wskutek wojny od 2003 r. zginęło lub zmarło 655 tys. Irakijczyków - podsumowuje raport opublikowany w medycznym piśmie amerykańskim "Lancet". Liczba ta kilkakrotnie przekracza dotychczasowe szacunki oparte na informacjach w mediach. Dlatego wywołała krytykę oraz oskarżenia, że ma spełniać funkcje polityczne przed listopadowymi wyborami. Autor raportu, dr Gilbert Burnham z wyższej szkoły lekarskiej Johns Hopkins Bloomberg, odrzuca te zarzuty, wyjaśniając metodykę badań. Tak więc porównano średnią śmiertelność w Iraku przed 2003 r. ze zgonami w ostatnich ponad dwóch latach - okazało się, że są one trzy razy większe. Po wtóre, od maja do początku lipca br. ankieterzy odwiedzili 1849 domów z 12 810 mieszkańcami, którzy informowali o śmierci najbliższych. Dane raportu ukazują nie tylko ofiary walk zbrojnych, ale również zejścia będące następstwem pogorszenia warunków życia i opieki medycznej. Nawiasem mówiąc, analiza ta stwierdza, że 31 proc. zabitych wskutek przemocy zbrojnej to ofiary operacji przeprowadzanych przez siły koalicyjne.
Liczba podana przez raport dr. Burnbhama może szokować, ale pośrednio uwiarygodniają ją codzienne doniesienia. Od kilku tygodni oficjalnie rejestruje się ok. 100 śmierci w zamachach i strzelaninach, np. we wtorek to dokładnie 96 (60 ofiar wzajemnych rzezi sunnicko-szyickich, 13 zabitych w zamachu na piekarnię na bagdadzkim bazarze i 23 osoby, które zginęły w innych częściach kraju). A już w środę okazało się, że kilku przypadków nie włączono do tego bilansu.
Gwałtowny wzrost śmiertelności nie jest jedynym skutkiem wojny. Jak podał minister ds. imigracji Abdul-Samad Sultan, ponad 300 tys. Irakijczyków zostało zmuszonych do porzucenia domów i ucieczki. Chodzi o ludzi, którzy bali się pozostawać w miejscowościach ogarniętych walkami zbrojnymi, w tym amerykańskimi pacyfikacjami (np. Ramadi) lub zastraszonych szyicko-sunnickimi krwawymi rozprawami. Wystarcza bowiem tylko należeć do jednej z tych wspólnot, by życie stanęło pod znakiem zapytania. Szczególnie groźne są bojówki szyickie. Dlatego chcąc uniknąć śmierci, sunnici coraz częściej zmieniają nazwiska i imiona, aby upodobnić się do szyitów. Jak pisze korespondent AP, sunniccy taksówkarze oblepiają auta szyickimi emblematami i puszczają głośną muzykę szyicką.
Doskwiera nie tylko emigracja wewnątrz kraju. Jak powiedział min. Sultan, od 2003 r. z ok. 30-milionowego Iraku wyjechało do Iranu, Jordanii i Syrii niemal 900 tys. ludzi. Powodem jest lęk o życie i gwałtowne pogorszenie warunków bytowych.
Można się spierać o dokładne liczby ofiar wojny irackiej. Nie zmienia to jednak faktu, że przyniosła ona katastrofę humanitarną.

STYCZEŃ 2007 - USA I WIELKA BRYTANIA ZAGARNĄ BOGACTWA IRAKU

Dołączona grafika


Koncerny naftowe Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytani zagarną lwią część bogactw naftowych Iraku dzięki nowej ustawie, która wkrótce będzie poddana pod głosowanie w irackim parlamencie - pisze w wydaniu z 7 stycznia brytyjski "The Independent on Sunday".

Gazeta, która miała dostęp do projektu ustawy, przygotowanego przy bezpośrednim udziale amerykańskich ekspertów, podała, że zapewnia ona wielkim koncernom naftowym BP, Shell i Exxon trzydziestoletnie kontrakty na eksploatację irackiej ropy naftowej.

Przedsiębiorcy i analitycy sektora naftowego, na których powołuje się gazeta, twierdzą, że ustawa pozwoli w pierwszych latach koncernom amerykańskim i brytyjskim na zatrzymywanie 75% zysków i stanowi to jedyny możliwi sposób doprowadzenia do odbudowy zniszczonego irackiego przemysłu naftowego.

Rozwiązania, które wprowadzi ustawa, nie były praktycznie stosowane dotąd na Bliskim Wschodzie, gdzie - np. w Arabii Saudyjskiej i Iranie - bogactwa naftowe pozostają pod kontrolą państwa.

Krytycy przygotowanej ustawy - pisze brytyjska prasa- podkreślają, że USA i W. Brytania chcą zmusić Irak, którego gospodarka zależy w 70 procentach od ropy, do faktycznego wyrzeczenia się swej suwerenności, "aż po niemożliwie do zaakceptowania granice".

Przypominają jednocześnie, ze w 2003 r. brytyjski premier Tony Blair, uzasadniając przed parlamentem inwazję na Irak, nazwał "fałszem" oskarżenia, według których jedynym celem wojny przeciwko Irakowi było zagarnięcie przez Waszyngton i Londyn bogactw tego kraju.


GUANTANAMO

Dołączona grafika

Baza stała się słynna w związku z "wojną z terroryzmem" prowadzoną przez administrację USA na początku XXI wieku. W bazie zorganizowano miejsce przetrzymywania osób podejrzewanych o działalność terrorystyczną, nazwanych przez administrację amerykańską "najgorszymi ze złych". Nie mają jednak ani statusu oskarżonych, ani jeńców wojennych (którym przysługują pewne prawa na mocy konwencji genewskich, choć mogą być sądzeni za zbrodnie wojenne). Administracja USA określa ich jako "wrogich bojowników", co jest kategorią nieznaną prawu międzynarodowemu. Wszyscy uwięzieni są przetrzymywani bez postawienia zarzutów ani sądu.
Od pierwszych transferów do Guantanamo 11 stycznia 2002 w bazie było przetrzymywanych co najmniej 775 osób z ponad 40 krajów - najwięcej z Arabii Saudyjskiej i Jemenu. Na początku 2007 było ich poniżej 400 - pozostali zostali zwolnieni bez stawiania im jakichkolwiek zarzutów. Uwolnieni często uskarżali się, że w bazie byli poddawani torturom lub maltretowani w inny sposób. Wśród sposobów torturowania i poniżania zatrzymanych, było bicie, długotrwałe trzymanie w izolacji, deprywacja sensoryczna, pozbawianie snu lub światła, długotrwałe przesłuchiwanie, szczucie psami, zmuszanie do długotrwałego przebywania w niewygodnych pozycjach, przeszkadzanie w modlitwie i znieważanie przedmiotów religijnych, jak Koran. Stosowanie tortur potwierdził także raport FBI. Częste są wypadki samookaleczeń i próby samobójcze wśród wśród więźniów - trzy z nich, w czerwcu 2006, były skuteczne.
Sytuacja w Guantanamo stała się powodem licznych protestów światowych organizacji zajmujących się ochroną praw człowieka. Zamknięcia Guantánamo domagali się między innymi: Bill Clinton, Jimmy Carter, były Sekretarz Generalny ONZ Kofi Annan, obecny Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki Mun, Władimir Putin, Angela Merkel, a także Parlament Europejski, Rada Europy i Komitet Przeciwko Torturom ONZ. Również Międzynarodowy Czerwony Krzyż, ktory wizytuje miejsce zatrzymania, publicznie skrytykował sytuację prawną, w jakiej znajdują się zatrzymani. W protestach uczestniczą także byli więźniowie Guantanamo, którzy po uwięzieniu okazali się nie mieć żadnych związków z terroryzmem. Niektórzy zostali wydani Amerykanom przez afgański Sojusz Północny lub Pakistan za pieniądze lub w wyniku sąsiedzkich waśni. Jeden z nich, Sayed Abassin, okazał się na przykład taksówkarzem. W Guantanamo więzi się także kilku nieletnich - najmłodszy miał 13 lat w momencie przybycia do bazy.

CZY AMERYKA UDZIELA SCHRONIENIA TERRORYSTOM?

Ludziom, których FBI i Departament Sprawiedliwości uznały za "czołowych międzynarodowych terrorystów" chowa w sobie Ameryka. Jednym z nich jest Orlando Bosch, którego FBI oskarżało o 30 zamachów terrorystycznych - również na terytorium USA - a Departament Sprawiedliwości nazwał go człowiekiem zagrażającym bezpieczeństwu USA, i domagał się jego deportacji. [Bosch przeprowadził m.in. zamach na samolot pasażerski kubańskich linii lotniczych w 1976 r., w którym zginęły 73 osoby]. Prezydent Bush senior ułaskawił go i Bosh żyje teraz szczęśliwie na Florydzie, współpracując z komórkami terrorystycznymi, które atakują Kubę z terytorium USA.

Innym terrorystą chronionym przez USA jest Luis Posada Carriles, wspólnik Boscha w zamachu na samolot pasażerski. Odsiadywał wyrok w Wenezueli - to nad jej terytorium wysadzili kubański samolot - jednak w cudowny sposób zbiegł z więzienia. Znalazł schronienie w Salwadorze w bazie wojskowej, skąd razem z płk. Oliverem Northem [postacią nr 1 afery Iran-contras z lat 80.], dostarczał broń dla terrorystycznych operacji contras w Nikaragui. Przypomnę, że za udział w tej operacji USA zostały potępione przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości i członków Rady Bezpieczeństwa. Potem Posada Carriles uczestniczył w innych akcjach terrorystycznych, wreszcie przyjechał do USA. Wenezuela domaga się jego ekstradycji - USA mają z tym krajem traktat o ekstradycji - ale do tej pory bez skutku. Sprawa jest w stanie zawieszenia, jednak nie zdziwię się, jeśli Posada Carriles wyląduje, tak samo jak jego kumpel Bosch, na Florydzie.

Weźmy jeszcze inny przypadek: Haiti, gdzie na początku lat 90. szalał potworny terror. Głównym jego siewcą był Emmanuel Constant, dowódca grup paramilitarnych kooperujących z CIA, odpowiedzialnych za zamordowanie około czterech tysięcy ludzi. Gdy do władzy powrócił Jean-Bertrand Aristide [wcześniej obalony w zamachu stanu], Constant zbiegł do USA i żyje spokojnie w Queens w Nowym Jorku. Haiti wielokrotnie prosiło o jego ekstradycję, ale USA wszelkie prośby po prostu ignorowało.
Wedle doktryny Busha za udzielanie schronienia terrorystom USA powinny zostać zbombardowane i najechane.

Dołączona grafika


A teraz zrobimy wielki zwrot i może wytłumaczę po co tak usilnie w drugim wpisie tej debaty zająłem się mało istotnym (tak by się zdawało) wydarzeniem dla tej debaty jakim było Pearl Harbour.

Wszyscy pamiętamy 11 Września 2001 roku i zamachy w Nowym Jorku, atak na Pentagon i rozbity samolot w Pensylwanii. O historii wydarzeń 11/9 i kontrowersyjnych teoriach spiskowych na temat wyburzeń nie będę tu pisał, jednak poruszę coś co bardzo trapi wielu obywateli tego świata.

Uderzenie w Pentagon
Są też tacy [sceptycy], który skłonni są uwierzyć, że boeing 757 faktycznie - tak jak zapewnia władza - wyparował w chwili zderzenia. Jednak nie mogą pojąć, dlaczego go wcześniej nie zestrzelono. Wierzą, że obrona powietrzna miała rozkaz, by do niego nie strzelać. Ich zdaniem wskazuje na to fragment zeznań ówczesnego sekretarza transportu Normana Minety przed Komisją 11 Września (zeznania są dostępne na oficjalnej stronie komisji).

Norman Mineta opowiada o rozmowie w podziemnym bunkrze pod Białym Domem, w którym znalazł się, zanim nastąpił atak na Pentagon. - Był tam młody człowiek, który wszedł i powiedział do wiceprezydenta [Dicka Cheneya]: "Samolot jest oddalony o 50, o 30 mil". Potem poinformował: "Samolot jest oddalony o 10 mil". Ten młody człowiek zapytał też wiceprezydenta: "Czy rozkazy wciąż obowiązują?". A prezydent odwrócił się, pokiwał głową i odrzekł: "Oczywiście, że obowiązują. Czy słyszałeś cokolwiek innego?".

Ten fragment zeznania nie wzbudził zainteresowania komisji. Czołowy teoretyk ruchu 9/11 Truth profesor teologii David Ray Griffin (którego większość mediów nie uważa za paranoika) domyśla się, że "rozkazy" były de facto zakazem strzelania do maszyny lecącej w stronę Pentagonu. Młody człowiek nie może uwierzyć, że wiceprezydent nie odwołuje tego rozkazu - tak rozumie tę sytuację Griffin.

David Ray Griffin zauważa, że to właśnie oficjalna, propagowana przez rząd wersja wydarzeń z 11 września 2001 roku nosi znamiona teorii spiskowej. Kilkunastu facetów z nożykami do tektury wykiwało najpotężniejszy wywiad świata, wykpiło najlepiej wyszkolone siły powietrzne i z niemal zegarmistrzowską precyzją wykonało największy terorystyczny atak na Amerykę.

Jest jeszcze wiele ciekawostek:

W maju zeszłego roku prezydent Iranu Mahmud Ahmadinedżad wysłał George'owi Bushowi osobliwy list. Była to pełna sarkazmu cenzurka wystawiona polityce amerykańskiego prezydenta. Ahmadinedżad napomknął też o 11 września. "Wszystkie rządy mają obowiązek chronić życie, dobytek i dobrostan swoich obywateli. Podobno Pański rząd posługuje się rozbudowanymi systemami bezpieczeństwa, ochrony i wywiadu, a nawet poluje na swoich przeciwników za granicą. 11 września to nie była prosta operacja. Czyż dałoby się ją przeprowadzić bez koordynacji ze służbami bezpieczeństwa i wywiadu lub ich głębokiej infiltracji? To oczywiście spekulacja. Dlaczego wiele aspektów związanych z atakami utrzymuje się w sekrecie?". Po czym Ahmadinedżad, zupełnie jak amerykańscy zwolennicy teorii spiskowych, wypytuje, po co w Stanach Zjednoczonych stale podsyca się atmosferę strachu, zagrożenia Al-Kaidą, czemu służy retoryka "wojny z terroryzmem"?

Warto przytoczyć jeszcze i to:

- Jesteśmy w stanie wojny - to były pierwsze słowa, które 11 września z bazy lotniczej Offutt w Nebrasce wypowiedział prezydent Bush do Condoleezzy Rice i grona najbliższych współpracowników. Rice zacytowała je podczas przesłuchania przed Komisją 11 Września. Wedle zeznań Colina Powella, ówczesnego sekretarza stanu, część "jastrzębi" w otoczeniu prezydenta Busha od razu chciała "wykorzystać te wydarzenia jako sposób rozwiązania problemu z Irakiem". Innymi słowy - 11 września miał się stać pretekstem do wojny z Saddamem Husajnem.

I tu leży sedno spiskowych teorii na temat tego strasznego dnia. Paul Wolfowitz, Donald Rumsfeld, Dick Cheney, brat prezydenta Jeb Bush - wszyscy ci ludzie w latach 90. współtworzyli Projekt na rzecz Nowego Wieku Ameryki - organizację przygotowującą intelektualne zaplecze przyszłej neokonserwatywnej administracji. Jesienią 2000 roku, w dobie kampanii wyborczej, Projekt opublikował raport pod tytułem "Rebuilding America's Defenses" ("Odbudowa amerykańskiej obronności"). Był to apel o wzmocnienie militarnej dominacji USA na świecie. O swego rodzaju remilitaryzację po latach rozluźnienia spowodowanego końcem zimnej wojny. Bez nowego Pearl Harbor taka remilitaryzacja będzie trudnym, powolnym procesem - zauważali autorzy. Bez wojny niezdyscyplinowane społeczeństwo nie będzie chciało utrzymywać globalnego imperium. W myśl tej logiki wojna jest konieczna, a by do tej wojny zmotywować społeczeństwo, przydałby się Pearl Harbor.

W pierwszym orędziu do narodu po „zamachu terrorystycznym” na World Trade Center George W. Bush powiedział: „Oto drugie Pearl Harbor!”...


Tematów związanych z Amerykańską mocarstwowością i dobrocią jest strasznie dużo do opisania.
Dla wytrwałych polecam kilka stron:
http://www.prawda.pl/content/view/69/
http://pl.indymedia..../05/20440.shtml
http://www.prawda.pl...tent/view/80/1/
http://www.uni.wroc....ski/chomsky.htm
http://psr.racjonali...l/kk.php/s,2418
http://www.racjonali...l/kk.php/s,2826

Ehh już nawet nie mam siły pisać o RPA, więc tylko napomknę dla chętnych pogrzebania w sieci.
Jeszcze w 1988 r. - a więc zaledwie na kilka lat przed upadkiem apartheidu - Pentagon z Colinem Powellem jako szefem połączonych sztabów potępił Kongres Narodowy Nelsona Mandeli jako jedną z notorycznych grup terrorystycznych na świecie. USA popierały też rząd RPA, gdy popełniał on zbrodnie na masową skalę w sąsiednich krajach - szacuje się, że w Angoli i Mozambiku zabito około 1,5 mln ludzi.

Na koniec kolejny film :) NOT AS SEEN ON TV


Pozdrawiam i do zobaczenia w piątym, podsumowującym debatę wpisie!
  • 0

#13

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Oto i przyszedł czas na mój ostatni post w tejże debacie. Co jak co, ale muszę przyznać, że naprawdę ciekawa dla mnie była ta wymiana poglądów. Nie tyle ze względów historycznych - kto lubi historię - ten ją zna i bez takich debat. Najciekawsza dla mnie była próba "zagłębienia się" w umysł człowieka antyamerykańskiego, poznania przyczyn takiego sposobu myślenia - samego sposobu rozumowania. To naprawdę była pouczająca lekcja.


Lecz przejdźmy do konkretów. Historia jest oceniana przez każdego z nas z osobna, ale też i przez ogół ludzi - spadkobierców tejże historii. Ktoś, kto nie lubi Ameryki zawsze będzie każdy konflikt (obojętnie czy sprawiedliwy, czy też nie) odbierał wyłącznie w negatywnym świetle. W końcu łatwiej jest powiedzieć: USA - wojny - tysiące zabitych. Problem w tym, że gdyby raz tej wojny z udziałem USA nie było, to śmierć zebrałaby jeszcze większe żniwo. Masz rację - każdy, w tym i sędziowie, ocenią sami, czy takie ingerencje USA w sprawy państw trzecich przynoszą w ogólnym rozrachunku więcej, czy mniej dobrego. Każdy też może sobie dzisiaj, na spokojnie przemyśleć całość historii XX wieku - wieku pojedynku świata demokracji i wolności ze światem czerwonego zła.


(teraz dokonam tutaj maleńkiej, ostatniej już dygresji jeżeli chodzi o sprawę u-bootów - sędziowie i czytelnicy, wybaczcie, ale muszę ;) )

Wszystko pięknie - zatapiano "co się da" w konwojach, lecz nie chodziło mi jedynie o okręty transportowe. Otóż przed przystąpieniem USA do wojny, zatapiano też i amerykańskie niszczyciele eskortowe - a kapitanowie unterseebootów nie byli głupi ani niewyszkoleni - poznawali typ okrętu po samej sylwetce i to z daleka. Zatem - wiedzieli doskonale w co walili ze swoich "węgorzy" ;)

(tutaj już definitywnie kończę prostowanie wiadomości z Atlantyku z okresu II wojny - jednak Mike, skoro tylko zechcesz to zachęcam do zapoznania się dokładniej z tymże tematem, wiele jest książek na ten temat - to naprawdę iście fascynujący fragment dziejów Ziemi)


"Amerykanie stwierdzili, że komunizm jest be i fe".

Otóż właśnie tak. Całe szczęście, że przyznałeś się, że komunizmu nie popierasz (choć komunistycznych watażków i zbrodniarzy komunizmu bronisz zawzięcie tylko z tej racji, że walczyli z USA) - bo dzisiaj znamy już jak tenże komunizm wyglądał. Lecz komunizm to nie tylko brak mięsa w sklepie i smutne dziecięce wspomnienia (mi los tego oszczędził - w chwili upadku komunizmu miałem 3 latka i niewiele pamiętam). Komunizm to, nie przesadzając ani trochę, KREW I ŁZY. Każda odmiana komunizmu, począwszy od pierwowzoru bolszewickiego, poprzez odmiany krajów zniewolonych siłą i podstępem (jak np my) aż po kraje, w których władzę przejęła komunistyczna partyzantka - była tym samym zbrodniczym reżimem i tak samo nękała ludzi - WŁASNYCH obywateli. Nie będę dokładniej opisywał okrucieństw komunizmu - tego jest naprawdę zbyt wiele. Chętnych zrobienia tego na własną rękę zapewniam - dużo będzie w tych opowieściach o "czerwonym reżimie" głodu, wyzysku, aresztowań, mordów, nękania ludzi, drastycznego spadku poziomu życia... Smutne. Tym bardziej, że dotykało bezbronnych mieszkańców takiego "socjalistycznego raju".
Dziś już ludzie o tym powoli zapominają. Jeszcze niedawno koszulka z "Che" była czymś modnym. Zapomina się powoli o największej zarazie jaka toczyła naszą planetę. Mówię to z pełną świadomością - komunizm był morderczym systemem, który miał realne szanse na okrycie całego świata czerwonym płaszczem rewolucji.

Dzięki Bogu do tego nie doszło. Zapytajcie starszych, popytajcie rodziców - nie zapominajmy o tym, co czerwona władza robiła ludziom. Dowiedzcie się na początek, co ten komunizm zrobił Polsce, w jaki sposób ją gnębił. To nasza historia! Potem, jeśli zechcecie, poczytajcie o tym, co komunizm zdziałał w innych państwach. Poczytajcie o ZSRR, o Białorusi, poszukajcie wiadomości o tym, jak dzisiaj żyje się na Kubie, w Wietnamie, w Korei Północnej...

Poznajcie oblicze komunizmu, a lepiej zrozumiecie dlaczego Stany Zjednoczone Ameryki tak otwarcie z nim walczyły. I wtedy sami zdecydujcie, sędziowie jak i drodzy czytelnicy, czy warto było niszczyć go w zarodku, gdzie tylko się on pojawiał.

Grecja i Włochy to nie jedyne miejsca starć z komunizmem. Takich pojedynków było znacznie więcej - jedne otwarte (Korea, Wietnam, Grenada itp), drugie mniej jawne.
A Kuba? Po rewolucji, jakiej dokonał Castro, oraz jego przejęciu siłą wszystkich amerykańskich plantacji i dóbr na wyspie oraz oficjalnego przejścia na zbrodniczy system (zachęcam do poczytania, jak wiele "dobrego" przyniosła Kubie rewolucja i jak "szczęśliwi" są tamtejsi mieszkańcy) nie miało miejsca w regionie nic pozytywnego. Komunizm oczywiście nie dość, że pustoszył Kubę, to Castro rozsiewał tę zbrodniczą ideologię po całym rejonie...

(mała ciekawostka - po paru nieudanych reformach gospodarczych i porażkach swoich "planów kilkuletnich", Fidel postanowił, że Kuba dokona wspaniałego czynu i wyprodukuje 10 milionów ton cukru w ciągu roku. Wszyscy ochoczo i z radością (oficjalnie) a w rzeczywistości siłą i przymusem, byli zawożeni na pola trzciny cukrowej i pracowali. Zaniedbywano inne gałęzie przemysłu, ale plan Fidela był przecież najważniejszy. Sam wódz objeżdżał cały kraj i instruował swych "poddanych" jak zwiększać produkcję. Oczywiście ludziom się nie podobał ten pomysł pracy przymusowej, lecz władza kazała, a w więzieniu nikt siedzieć nie chciał... Wyprodukowano około 8 milionów ton. Wszystko to jeszcze bardziej pogłębiło kryzys gospodarczy. Kuba umierała...)

I drogi Mike, nie zwalaj winy za stan tejże wyspy na USA. Sam Castro doprowadził ją do ruiny. Lecz, aby dodatkowo zaprezentować Ci, że nie masz racji, przypomnę Ci pewne wydarzenie z historii:
Otóż Amerykanie zmęczeni całą sytuacją z Kubą zaproponowali Fidelowi normalizację stosunków. Fidel, najwyraźniej w przebłysku normalności, był gotów zgodzić się na tę propozycję. Kuba stała przed realną szansą powrotu do normalności, przynajmniej jeśli chodzi o stosunki z USA. Ambasadorzy przygotowywali się do rozmów, lecz pech sprawił, że w Angoli komunistyczna partyzantka zaczęła walczyć z proamerykańskimi władzami. Castro, mimo, że miał szansę nawiązania z USA normalnych stosunków, uznał w wystąpieniu radiowym i telewizyjnym, że wizja wspierania walki ramię w ramię z komunistycznymi sojusznikami jest dla niego najważniejsza. Posłał więc armię aby wesprzeć partyzantkę w Angoli. Rozmowy zerwano. Kuba dalej pozostała w izolacji. Ludność Angoly żyje oczywiście w "dostatku i szczęściu" do dzisiaj :P


O zmaganiach Jankesów w Wietnamie już opowiadałem, wiemy już też (Ci, co się zainteresowali historią komunizmu wiedzą lepiej) jak wyglądał i co ze sobą niósł tenże czerwony ustrój.
Zobacz Mike, co się stało z tym biednym krajem, kiedy do władzy doszli tam komuniści. Jak myślisz, skąd tak wielu Wietnamczyków w Polsce? Myślisz, że lepiej im byłoby w swojej ojczyźnie? Albo Chińczykom, w których komunistycznym kraju istnieją wciąż obozy koncentracyjne, łamanie praw człowieka na ogromną skalę, przywiązanie do ziemi na wsi oraz polowania (łapanki) w miastach na mieszkańców wsi jak na zwierzęta, którzy za chlebem wyjechali ze swoich gospodarstw? To jest oblicze kominizmu i wybacz, ale każda ofiara jest warta walki z tym najbardziej zbrodniczym z reżimów.
Zresztą, Ci, co stamtąd pouciekali sami wiedzą najlepiej jak wyglądało życie po ewakuacji Amerykanów. Z normalności przerodziło się w czerwone piekło... Czy za zbrodniczość komunizmu też są winni Amerykanie, Mike? Sam sobie odpowiedz, jak też i zrobią sędziowie, na pytanie - co przyniosło krajowi ogromną nędzę - prezydent Diem, czy też komunistyczny reżim?

Ciekawa również zagrywka - "nie pokażę Wam jak wyglądają skutki Agenta Orange", a w następnym poście od razu ładny link z adnotacją "na własne ryzyko". I tak wiemy, że 99% czytelników klikneło na tenże zakazany owoc. W czym jednak problem - załóżmy teraz taką czysto hipotetyczną sytuację: reżim morduje milion ludzi. Dokonuje tego brutalnie, nie liczy się z nikim i z niczym. Dokumenuje się to i pokazuje ludziom. Ogólnie widać ciała, lecz nie da się z powodu ogromnej liczby trupów wyłowić szczegółów.

A następnie inna grupa ludzi z przeciwnego obozu zabija kilkuset ludzi, lecz podczas tego zabijania ktoś robi zdjęcie zabitej małej dziewczynki pośrodku trupów...

Czyja sprawa będzie bardziej poruszała ludzi? Milionów anonimowych zabitych, czy też tych kilkuset, a tak właściwie to tej jednej dziewczynki?
Z tego, co znam media i ludzi, sprawa milionów ucichnie, lub będzie mało istotna, a wśród ludzi panowało będzie powszechne wzburzenie za śmierć tych kilkuset (z powodu tejże dziewczynki)...

Tak właśnie jest obecnie ze sprawą Agent Orange i sprytną zagrywką psychologiczną, jaką nam wszystkim serwuje Mike.
Powiedz nam wszystkim, drogi przyjacielu - czy naprawdę mamy uznać sprawę Agenta Orange za bardziej okrutną niż miliony ofiar, jakie zgotował swoim własnym rodakom komunizm wietnamski? Jakim prawem? Nie dość im było mordowania podczas wojny - to zabijali i wtrącali do obozów już po wycofaniu się wojsk USA...
Chcesz nam zakryć zdjęciami upośledzonych na wskutek działań chemikaliów ludzi widok milionów (tak tak, znacznie większej liczby niż ofiar Agenta Orange) zamordowanych i okaleczonych przez reżim czerwonych? Myślisz, że jak pokażesz zdjęcia ofiar Agenta Orange to zapomnimy o tych, którzy zginęli w walkach z Vietcongiem, zostali przez tenże vietcong wymordowani w swoich domach albo zostali zamordowani już przez własne władze po wycofaniu się USA? Nie próbuj nawet przytaczać tu porównań ofiar jednej i drugiej strony, bo sam wiesz że wyszłoby to miażdżąco na Twoją niekorzyść.
Sędziowie z pewnością zachowają godną ich rozwagę. Sami z pewnością przejrzeli ten chwyt psychologiczny, który chciałeś nam zaserwować.
Ja będę ponad takie działania. Nie ukażę zdjęć pomordowanych, nie pokażę stosów trupów zabitych przez komunistów, choć zdjęcia osób z pourywanymi kończynami, spalonych żywym ogniem, z roztrzaskanymi kolbą głowami albo zarżniętymi bagnetami byłyby równie drastyczne i szokujące jak te podane przez Ciebie.

Miło, że nie zaprzeczasz dokonaniom MEDCAP-u. Szkoda też, że ironią próbujesz zdyskredytować wszystko to, co Tobie niepomyślne...

Co do tego kłamstwa z Korei, celowo postawiłem z nawiasie znak "?" przy słowach "świadome kłamstwo", ponieważ jakaś część mnie zwyczajnie nie mogła dopuścić myśli, że ktoś taki jak Ty zniżyłby się do tak podłego działania. Faktem jednak jest, że nie raczyłeś potwierdzić prawdziwości swojej opowieści o ludobójstwie w innym źródle, i to był błąd. Czy naprawdę chciałeś w ten sposób spróbować zdyskredytować wielki sukces USA w Korei, czy też była to tylko smutna niechciana wpadka? Tego już nie wiem. Jednak drobny niesmak pozostaje. Zaś sprawa jest mniej otwarta niż się może wydawać, ale to już inna historia, choć co nieco pasująca do tej debaty - tworzenia się kolejnego antyamerykańskiego mitu.

W sumie jest to już moja końcowa wypowiedź w tejże debacie, lecz wciąż muszę reagować na kolejne stawiane USA zarzuty. Mam nadzieję, że starczy mi miejsca na właściwe "podsumowanie". W każdym razie - będę tematy omawiał możliwie jak najkrócej.

Nikaragua - kolejny kraj który również był wspierany przez (a jakże) Fidela Castro. Istotnie powołano tzw contras, których zamiarem było walczyć z reżimem komunistycznym. Nie będę ponownie opowiadał o najwyższej zbrodniczości tego systemu - to wie już każdy obserwator tej debaty. Czy zatem warto było walczyć? Historia odpowie na to pytanie.

A teraz ten nieszczęsny Irak... Czemu nieszczęsny? Bo mało osób niestety wie co i jak - zbyt wielu skupia się wyłącznie na opluwaniu Ameryki ;)
Posłuchajcie zatem opowieści o złym Saddamie i jego relacjach z Ameryką.

"Dawno, dawno temu, choć nie tak dawno jakby się mogło wydawać, w pewnym pustynnym kraju rządził sobie Saddam Husajn. Był on co prawda zły, lecz nie aż tak zły jak w późniejszym okresie. W sąsiednim Iranie, w 1979 roku, w wyniku rewolucji obalono Szacha i proklamowano Islamską Republikę Iranu, z Ruhollachem Chomeinim na czele. Była to tak zwana "Islamska rewolucja" - całkowite podporządkowanie państwa religii islamskiej. Co się wtedy okazało? Że każdy obawiał się tejże rewolucji a także tego, że rozprzestrzeni się ona na inne kraje regionu. Zatem USA, a także Francja, Wielka Brytania, RFN, ZSRR oraz inne państwa arabskie wsparły Irak finansowo i technologicznie, bowiem w tamtych odległych czasach to Iran był baaardzo be i fe, a Saddam był dość ok. Stany Zjednoczone przekazały Irakowi materiały do produkcji broni chemicznej, którą Saddam z ochotą stosował na wojnie przeciwko Iranowi.
Lecz co się okazało? Że Saddam z czasem zaczął się bać Kurdów. I co zrobił? Zagazował ich tymże gazem..."

Bajka dość smutna, bo o wojnie, Lecz równie piękną bajkę zafundował nam wszystkim Mike.

Dla wyjaśnienia dlaczego - małe kalendarium:

1979 - islamska rewolucja w Iranie. Saddam - ok, Chomeini - bad guy.
1980 - wojna Irak - Iran - Saddam - ok, wspierany przez USA, Europę, Kraje arabskie.
1982 - skreślenie Iraku z listy państw popierających terroryzm. Irak dostaje broń chemiczną aby walczyć ze złym Iranem.
1987-1988 - Kurdowie domagają się niepodległości - Saddam używa na nich broni chemicznej.


Kiedy sprzedawano Saddamowi broń chemiczną, to on był "tym dobrym". Nie miał na sumieniu zbrodni jakich później dokonał. Walczył, mając powszechne poparcie zarówno Europy jak i świata arabskiego, z Iranem - wrogiem nr 1 w regionie. Dopiero potem, gdy poczuł się zagrożony, użył tejże broni na Kurdach. A obwinianie teraz USA za to, że jest temu winne, jest równie śmieszne jak obarczanie winą USA za ewentualne użycie w przyszłości naszych F-16 przeciwko np Kaszubom - bo przecież nam je sprzedały.

A co do powstania szyitów z 1991 r - oto fakty:

po pierwsze, rezolucja ONZ zezwalała wtedy tylko na wyzwolenie Kuwejtu, nic więcej

po drugie, przeciw atakowi na Bagdad (w tym i Saddama) oponowali arabscy sojusznicy USA

po trzecie, Bush bał się, że Irak zamieni się w drugi Iran, ogarnięty islamską rewolucją

Gdyby szyici doszli do władzy po obaleniu Saddama, mielibyśmy tam drugi Iran albo Afganistan Talibów.


Co zaś do drugiej wojny w zatoce - sami oceńmy, czy naprawdę jej przyczyny są takie, jakie są powszechnie uważane przez społeczeństwo.
- Czy w Iraku była broń masowego rażenia? Nie znaleziono jej - to jest fakt. Lecz jak wiemy, nie znalezienie nie jest dowodem na nieistnienie ;) Jakie poszlaki wskazują na to, że ją posiadał? Gazował Kurdów - używał broni chemicznej (czyli tzw broni masowego rażenia). To znaczy, że ją miał przynajmniej w latach 1987-1988. Czy zużył ją całą? Nie wiadomo. Rozum podpowiada, że raczej nie (nie wykorzystuje się nigdy swoich rodzajów broni do końca, zawsze zostawia się "zapasy"). W 1998 r. Saddam zerwał współpracę z inspektorami ONZ, którzy mieli nadzorować, czy właśnie tejże broni nie ma. Ogólnie mówiąc, wszelkimi sposobami utrudniał pracę ludziom, którzy mieli czuwać nad tym, aby takiej broni nie posiadał. Kiedy wpuszczał już inspektorów do magazynów po paru dniach od planowanej kontroli (zwyczajnie nie wpuszczano ich do środka kiedy przyjeżdżali na inspekcję i kazano wrócić za parę dni), wszystkie były puste ze śladami pospiesznej ewakuacji "czegoś". Takim zachowaniem nie wzbudzał zaufania... Mówiąc inaczej - sam zakładał sobie powoli pętlę na szyję. Nie ściemniajmy, Saddam miał czas, aby wszystko zatuszować w razie ataku. Czy tak zrobił, lub czy w istocie nie miał tej broni - tego naprawdę nie da się już określić. Lecz możemy także przyjąć od razu - skoro nie znaleziono - no to jej nie miał. Jakie to proste i wygodne.

A jak dzisiaj wygląda sytuacja w Iraku? Tzn może inaczej - jak każdy postrzega to, co tam się dzieje? "Przez Jankesów zginęło tam tyle a tyle biednych Irakijczyków. No co za mordercy ci Amerykanie".

A jak jest naprawdę? Prawda jest prosta i smutna zarazem - Irakijczyków mordują Irakijczycy. To nie Amerykanie wysadzają bomby na targowiskach, to nie Amerykanie ostrzeliwują miasta i osiedla, to nie Amerykanie zabijają tych, co się zgłaszają do pracy w policji. To ci, którzy pamiętają dawną władzę i to, że mogli gnębić swoich rodaków mając tę władzę, dziś walczą o powrót tej tyranii. Powiem jasno i wyraźnie - oni mają gdzieś to, jak się będzie żyło ich rodakom. Pragną jedynie władzy i trzymać słabszych od siebie za mordę. Ameryka dała szansę Irakijczykom - szansę jakiej sami nigdy by sobie nie wywalczyli. Mogą być naprawdę wolni. Mogą żyć w dostatku. Nic nie powinno stać im na drodze, aby w Iraku żyło się równie dobrze jak ludziom w Kuwejcie albo Arabii Saudyjskiej. Irak jest WOLNY od tyranii. Ale tym, którzy wcześniej mieli władzę to oczywiście nie odpowiada.

Pytanie - co byłoby lepsze dla Iraku - podążenie za USA i dobrobyt jak w Kuwejcie, czy też zastraszenie się terrorystom i powrót dyktatury?

Irakijczycy sami zaprzepaszczają tę szansę, jaką Ameryka im podstawiła pod sam nos. Czy naród iracki okaże się godny podołania temu wyzwaniu, czy też ugnie się pod wpływem bandytów, to już historia pokaże.
Na koniec powiem jedno - żałuję, że Amerykanie nie zrobili tego za czasów komunizmu w Polsce z nami - że nie weszli zbrojnie (nierealny scenariusz, wiem, ale pogdybać można). Nie miałbym problemów ze zdecydowaniem się, komu wtedy pomóc i za którą stroną się wtedy opowiedzieć. I pytanie - kto wtedy byłby prawdziwym patriotą? Popierający reżim PRL podkładający bomby na ulicach, czy walczący o wolność od tego reżimu ramię w ramię z Amerykanami?

Co do więzień - tutaj krótko, z racji ostatniego wpisu. Zapraszam do zaznajomienia się z realiami pozyskiwania informacji - głównie chodzi mi o książkę agenta pracującego w Afganistanie z jeńcami - szczegółowo są tam opisane metody przesłuchań wstępnych (a także absolutny zakaz stosowania wtenczas przemocy fizycznej i psychicznej - do znalezienia w Empiku). Jeńców z uzasanionymi podejrzeniami kierowano dalej, gdzie po pierwsze:

- metody stosowania środków nie powodujących trwałych obrażeń są niestety najlepszym sposobem uzyskiwania informacji i tychże tortur będzie stosował każdy - tak tak, kraje europejskie nie są w tym odosobnione, same mają swoje słuzby szkolone do takich zadań - zresztą - czy ktoś zaryzykuje stwierdzenie, że konwencje genewskie są w ogóle realne? Że w czasie wojny człowiek będzie dla swojego wroga wyrozumiały i w imię konwencji zrezygnuje z wydobycia istotnych informacji?

- przypominam też o słynnym eksperymencie, który wyzwalał w człowieku agresję - eksperyment w którym studenci dzielili się na "więźniów" i "strażników" - przerwany z powodu niebezpiecznie wysokiego stopnia agresji jaki się z racji "wyższości" ujawnił u normalnych skądinąd ludzi - "strażników".


A Guantanamo? Po pierwsze - ludzie, którzy tam się dostają, nie siedzą tam za niewinność. Wielu pragnie dla przestępców najwyższej wagi kamieniołomów i innych surowych warunków. Ale Guantanamo się krytykuje, bo jest amerykańskie :P

Po drugie - jakby ci ludzie zrobili to samo mojemu krajowi - nie miałbym absolutnie nic przeciwko takiemu ich traktowaniu.



Na koniec odpowiadania na post Mike'a - powoli przechylasz się niebezpiecznie w stronę teorii spiskowych. Wiem, jak popularne są takie teorie głównie w Stanach, które są ich wylęgarnią, lecz to jest naprawdę rozczarowujące. My tutaj o poważnej polityce, o losach świata w XX wieku, a Ty nagle, drogi Mike, wychylasz się z populistyczną teorią spisku, której nikt z poważnych ludzi znających się na rzeczy na serio nie bierze...

Terroryzm był na świecie od dawna - istniał, atakował, zabijał... W końcu 9/11 stało się atakiem ponad wszystkie inne. Oczywiscie, że powstały od razu teorie spiskowe, rzekome rozkazy (ktoś tak słyszał, że ktoś tam powiedział, że ktoś tam wydał taki rozkaz) i inne "sensacje", ale niestety jest to czysta fantazja, na której ktoś zarabia $ głosząc "prawdę" w internecie.

I błagam, nie oczerniaj żołnierzy Wojska Polskiego, którzy mordercami nie są. To, że jakiemuś zakompleksionemu pacyfiście nie podoba się interwencja i że wolałby Saddama na tronie, to już jego osobista krzywda psychiczna. Przytaczając te zdjęcia obrażasz tych, którzy tam walczyli i narażali życie oraz ich rodziny.


Przykro mi, że być może niezbyt wyczepująco wg kogoś prostuję wersję historii Mike'a, lecz jestem już tak wyczerpany tą debatą, że pozostaje mi tylko jedno:


UFFFFFFFFFFFFFF.................




Czy postawa USA, jako mocarstwa, jest potrzebna światu?

Oczywiście. Przez lata XX wieku świat stał w obliczu zagrożenia na światową skalę. Tylko USA były w stanie stanąć na jego drodze. Od ogromnej pomocy w walce z nazizmem, poprzez podnoszenie świat z ruin aż po stanowczą walkę z komunizmem - Stany Zjednoczone wpływały na świat.

Czy możemy od nich wymagać, aby Amerykanie byli bezbłędni w swoich działaniach? Skąd. Oni też popełniają błędy, jak każdy. Lecz patrząc na ogólny bilans - możemy z czystym sumieniem stwierdzić, że mocarstwowa pozycja USA przyniosła światu o wiele więcej dobra, niż zła. Mocarstwowość USA to nie tylko wojny i walki. To świadomość, że nie jesteśmy sami w walce z wrogiem. To gwarancja pokoju - dzięki strachu przed ich interwencją nie wybuchło wiele wojen - dlaczego dziś Egipt nie zaatakuje Izraela? Bo dostaje za samo nieatakowanie dostaje 2 miliardy dolarów rocznie...

Amerykanie też czasami popełniają błędy w swoich działaniach - lecz gdyby nie działali wcale świat dzisiaj wyglądałby inaczej... Czy lepiej? Z pewnością nie. Swiadkiem tego są Japończycy, mieszkańcy Tajwanu, Korei Południowej, Europy Zachodniej...
Dzisiaj trudno już niektórym pojąć, że to właśnie USA obroniło świat przez grozą czerwonej zarazy i że było motorem rozwoju - także technologicznego. Dzięki nim w olbrzymim stopniu posunęła się do przodu technologia i medycyna. Wiele narodów czerpie pomoc humanitarną z Ameryki...

Można nie kochać Stanów Zjednoczonych Ameryki. Ale znać prawdę historyczną - to nasz obowiązek. A być ponad najczęściej zwyczajnie puste antyamerykańskie hasła - to po prostu oznaka mądrości i własnego, niezależnego myślenia.

Łatwo jest podchwycić populistyczne, puste hasełka. Łatwo jest uwierzyć w selektywne albo jednostronnie i naiwnie prezentowane teorie. Ale aby zobaczyć sedno sprawy, trzeba się już natrudzić.

USA ma możliwości i ma "misję". Bronić swoich interesów i bronić interesów swoich sojuszników oraz demokracji, przed zakusami zła.
Mam nadzieję, że choc trochę przybliżyłem Wam, drodzy czytelnicy, prawdziwy obraz historii, pozbawiony tak powszechnego dziś jadu antyamerykańskiego, wynikającego głównie z... niewiedzy.

Na zmianę czyjegoś sposobu patrzenia jednak nie liczę, mam tylko nadzieję, że debata ta będzie powodem przemyśleń, czy aby naprawdę krytyka USA nie jest czasem sztucznie przesadzona.


Czas na Twoje podsumowanie, Mike!

Bez ściemniania, to była naprawdę fajna, choć wyczerpująca, debata ;) Nawet jeśli wynik będzie dla mnie niekorzystny, to po takiej walce z takim przeciwnikiem nie wstyd będzie przegrać ;)
  • 0



#14

Mike.
  • Postów: 259
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Witam wszystkich w piątym finałowym :) wpisie.

Zgodnie z zasadami ustalanymi z Aquilą – żadnych nowych wątków w podsumowaniu. Myślę, że podsumowanie i dobre ocenienie tego co już napisałem starczy, aby wam pokazać świat amerykańskiej „pomocy”.

ODPOWIEDŹ NA ZAKOŃCZENIE AQUILI


Dołączona grafika

Już na początku ostatniej wypowiedzi Aquili zostałem sklasyfikowany jako człowiek antyamerykański, a mój umysł jako umysł człowieka antyamerykańskiego. I tu już widać jak postrzegany jest racjonalnie, spokojnie i w miarę obiektywnie, a nie hurra-amerykańsko myślący i oceniający świat człowiek. Każdy kto nie stoi murem za Ameryką jest antyamerykański. Ciekawe.

Potem kolejne celne i cenne spostrzeżenie oponenta – ktoś kto nie lubi Ameryki zawsze będzie każdy konflikt odbierał wyłącznie w negatywnym świetle. Oraz: Łatwiej powiedzieć USA – wojny – tysiące zabitych.
Wiesz jak się to nazywa przyjacielu? Generalizacja.
Nie oceniam każdego konfliktu czy interwencji negatywnie. Uważam, że wiele konfliktów w które zaangażowała się Ameryka można było rozwiązać innymi środkami, w inny sposób.
Ale ja nie bronię Ameryki w tej debacie, ja nie przedstawiam sukcesów Ameryki – to było Twoje zadanie. Moim było pokazać to co było lub jest nie do końca OK. Myślałem, że Ty jako przyszły prawnik zrozumiesz to najlepiej, ale Ty w każdym wpisie czepiałeś się mnie czemu się tak przypiąłem USA…

KOMUNIZM, DYKTATORZY


Komunizm to zło i nie ulga to wątpliwości. Jednak system zwalczania go przyjęty przez USA może się podobać na takich przykładach jak Grecja czy Włochy, a całkowicie nie w takich krajach jak Wietnam czy Kuba. Uwolnienie żadnego kraju z jarzma tego okrutnego systemu nie może kosztować 4 mln istnień ludzkich tak jak było to w Wietnamie! Nie można używać w takich wojnach chwytów poniżej pasa (broń masowego rażenia), bo obrócą się przeciwko. Ameryka ze swoimi idealnymi założeniami dążyła do celu często po trupach, nie licząc ofiar. Nie liczyli się cywile, żołnierze. Cel trzeba było osiągnąć często wbrew ogromnym naciskom społeczeństwa (sprzeciw amerykanów wojnie w Wietnamie, teraz Irak).

Dołączona grafika

Dołączona grafika


Nikt nie liczył się z tragediami jakie dotykały zwykłych ludzi – śmierć, kalectwo, choroby, gwałty, wypędzenia, utrata domów, rozdzielenia rodzin…

Dołączona grafika

Dołączona grafika

Dołączona grafika

Cierpienie dotyka też samych amerykanów.


Wojna, bomby, karabiny, miny – to wszystko niesie ROZPACZ, ŁZY, CIERPIENIE, UPADEK CZŁOWIEKA. Żaden cel wojny nie rekompensuje ogromu nieszczęść i zniszczeń jaką niesie za sobą wojna. Takich rzeczy nie da się wyliczyć, żaden komputer nie przeprowadzi symulacji strat i zysków.

AGENT ORANGE


Piszesz o jakimś chwycie psychologicznym, zagrywce… No cóż szkoda, że nie dostrzegasz swojego bagatelizowania sprawy. Może wytłumaczę Ci jak pięciolatkowi czemu jednak zdecydowałem się umieścić link do zdjęć. Otóż w moim trzecim wpisie opisałem film dokumentalny przedstawiający ten aspekt wojny w Wietnamie – „Pomarańczowa Śmierć”. Napisałem choroby i śmierć dotknęły ponad milion osób. Ty w swoim wpisie napisałeś jaką to doskonałą propagandę miał Wietnam i wyolbrzymił skutki działań operacji "Ranch Hand". Napomknąłeś o 12% opryskanych terenów i o korzyściach jakie odnosi Wietnam zawyżając liczbę ofiar… W tym momencie mi ręce opadły ponieważ nawet amerykańskie raporty z przed kilku lat mówiły o tym, że opryskami objętych mogło być od 2,1mln do 4,8mln ludzi!!!

Dołączona grafika

Opryskiem objęto ponad 3100 wiosek w Wietnamie! (źródło: Wikipedia amerykańska, hasło Agent Orange) A jakie to korzyści Wietnam otrzymuje -> zacytuję polską edycję Wikipedii:
„…odszkodowania do tej pory nie dostał żaden mieszkaniec Wietnamu. 10 marca 2005 roku sędzia Jack Weinstein z Brooklyńskiego Sądu Federalnego oddalił sprawę wietnamskich poszkodowanych przez działanie Agent Orange, wytoczoną przeciw koncernom chemicznym, którzy produkowali defolianty i herbicydy….”

GUANTANAMO


Aquila - kochasz Amerykę jak matka swoje zwyrodniałe dziecko. Nie jesteś w stanie dostrzec wad tego dziecka, kochasz je za to że jest. Mało ważne co robi i jak - Twoja miłość jest nieskazitelna.
To co zauważają zwykli ludzie, dziennikarze, publicyści, historycy jest przez Ciebie całkowicie ignorowane. Tylko część samych amerykanów popiera Guantanamo tak jak Ty. Natomiast ogromna część opinii publicznej krzyczy by zamknąć ten obóz koncentracyjny!

Dołączona grafika

Tak! Nie boję się użyć tak mocnych słów. Dla poparcia podam definicję (za Wikipedią) obozu koncentracyjnego i niech każdy z nas się zastanowi jak bardzo Guantanamo pasuje:

Obóz koncentracyjny - miejsce przetrzymywania, zwykle bez wyroku sądu, dużej liczby osób uznawanych za niewygodne z rozmaitych powodów dla władz. Służyć może różnym celom: od miejsca czasowego odosobnienia osób, wobec których zostaną podjęte później inne decyzje, poprzez obóz pracy przymusowej, czyli de facto niewolniczej, aż po miejsce fizycznej eksterminacji stosowanej rozmaitymi metodami.

Oto amerykański obóz koncentracyjny w XXI wieku! Nie Chiny czy Korea Północna, a Ameryka! Oczywiście osoby uwielbiający Amerykę powiedzą: przecież to nie terytorium USA. Jakie ma to znaczenie…

IRAK


17 VI 1925 r. zatwierdzono protokół dotyczący zakazu używania na wojnie gazów duszących, trujących lub podobnych oraz środków bakteriologicznych (Protokół Genewski z 1925 r.)

Dołączona grafika

1987 - wojna Irak-Iran. Saddam Husajn rozkazał zrzucić na Teheran bomby wypełnione mieszanką sarinu i iperytu. Hekatomba ludności cywilnej.
1988 - operacja Anfal. Irak zaatakował gazami bojowymi kurdyjskie miasto Halabjah. Zginęło 5 tys. ludzi.

Skąd Irak i Saddam Husajn miał broń chemiczną? Zakupił od m.in. Ameryki by używać jej w wojnie z Iranem. Ehh... no i po co te protokoły??

Druga wojna w Zatoce Perskiej – piszesz, że nie znaleziono broni, ale…nie znalezienie nie jest dowodem na nieistnienie. Hmm… To Ameryka takim tokiem myślenia może władować się WSZĘDZIE gdzie chce pod byle pretekstem. Właśnie to jest najbardziej przerażające. Teraz na ich liście jest Iran, bo wywiad uważa, że chcą mieć broń jądrową. Po ataku (o ile takowy nastąpi) wywiad dozna oświecenia i stwierdzi: jednak chcieli elektrownię…
Amerykanie przez Irakijczyków są uważani za okupanta. Irakijczycy sami mówią, że USA nie władowałaby się do nich gdyby nie siedzieli na „karnistrze z benzyną”…

PODSUMOWANIE



Dołączona grafika

Ludzkość musi położyć kres wojnie, bo inaczej wojna położy kres ludzkości.

Te piękne słowa wypowiedział John F. Kennedy zmarły przedwcześnie wskutek zamachu, który stał się największą zagadką USA.

Czy dominacja Ameryki, zbrojenia militarne i walka z terroryzmem jest potrzebna w dzisiejszym świecie?

Dominacja Ameryki, jej zbrojenia militarne i walka z terroryzmem NIE jest potrzebna światu. Świat cierpi od wojen, w które angażuje się USA. Świat XXI wieku powinien kierować się ku pokojowi, radości życia, harmoni współżycia z naszą planetą.

USA podjęło po II wojnie światowej kilka bardzo błędnych decyzji, które kosztowały miliony ludzi życie. Kolejne miliony stały się kalekami, kolejne przeżyły straszne cierpienie. Często decyzje te były trudne i Ameryka chciała nieść dobro... Lecz często nie potrafiła udźwignąć ciężaru odpowiedzialności jaki sama na siebie narzuciła. Ameryka stała się ofiarą swojej polityki - polityki szerzenia demokracji, pokoju.

Uważam, że USA powinna spojrzeć w głąb siebie, rozwiązać problemy które nękają samych amerykanów, a nie nieść "pomoc", która często jest niechciana, ale wciskana na siłę.
A jak Ameryka tak bardzo chce dobra świata to może najwyższy czas zastanowić się nad protokołem z Kioto. No i może czas ograniczyć handel bronią (polecam "Pan życia i śmierci" - doskonały film z Nicolas'em Cage'm w roli głównej). Może...

A na koniec jeszcze raz:
NIE TAK WIDZIELIŚMY TO W TV
Armia Amerykańska wyzwala biedny Irak od dyktatora bez broni masowego rażenia i bez Al-Quaidy, ale swój kraj zostawia na pastwę losu... Tak wygląda Ameryka...
  • 0

#15

Eury.

    Researcher

  • Postów: 3467
  • Tematów: 975
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 108
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Debata została zakończona



Debatujący Mike i Aquila przedstawili swoje poglądy. Każdy z nich miał możliwość zamieszczenia 5 wpisów, z wyraźnym podziałem na wstęp - 1 wpis, rozwinięcie - wpisy od 2 do 4 i podsumowanie - 5 wpis. Muszę przyznać, że był to pojedynek gigantów a wyraźnego zwycięzcę wskaże dopiero podsumowanie punktowe. Z uwagi na bogactwo treści, sędziowie otrzymują 10 dni czasu na ocenę debaty.


Sędziowie w składzie:

sędzia Przemo
sędzia Muhad
sędzia Sadhu

Mają od tej chwili 10 dni czasu, do 19 lutego do godziny 23:00 aby jeszcze raz zapoznać się z przebiegiem debaty i przedstawić swoje oceny zgodnie z regułami oceny debat. Jako opiekun debaty również do 19 lutego przedstawię swoją ocenę.

Zwycięzca debaty trafi do galerii najlepszych debatujących serwisu VRP.
  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych