Tytułowe pytanie dotyczące podróży wstecz w czasie zahacza w pewnym sensie o tzw. paradoks dziadka, obrazujący związany z nimi problem paradoksów przyczynowo-skutkowych. Podróże w przeszłość można jednak uratować bez łamania zasady przyczynowości. Zgodnie z teorią względności podział na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość ulega rozmyciu (ze względu na względny charakter równoczesności zdarzeń). Zdarzenia już nie dzieją się w czasie i przestrzeni, ale po prostu są w czasoprzestrzeni. Tworzą niezmienną, ustaloną sieć wzajemnych relacji. Mając to na uwadze, założenie istnienia między zdarzeniami relacji tworzących zamknięte linie czasowe (pętle), które teoretycznie teoria ta dopuszcza, nie musi wprowadzać żadnych przyczynowo-skutkowych komplikacji. Wynika to z tego, że ów niezmienny, ustalony zbiór zdarzeń w czasoprzestrzeni musi po prostu tworzyć zgodną i spójną całość (zasada samospójności Nowikowa). Praktycznie rzecz ujmując, podróżnik cofając się w czasie wypełnia swoje przeznaczenie. Skoro jego podróż w czasie jest składnikiem owej czasoprzestrzeni, to i on sam tym składnikiem musi być. I nic tego zmienić już nie może, bo z natury jest to niemożliwe. Wygląda to jak trudny do zaakceptowania skrajny fatalizm, ale nie jest powiedziane, że tak właśnie sprawy się nie mają. Być może prawa fizyki uniemożliwiają wystąpienie jakiejkolwiek logicznej niespójności i jakakolwiek wizja próby jej spowodowania (np. uśmiercenia własnego przodka czy samego siebie) jest już u podstaw błędna.
Ci, których obraz takiego fundamentalnego zniewolenia uwiera, zwykle uciekają się do mechaniki kwantowej, a dokładnie do koncepcji wielu światów. Zgodnie z nią, każde próba ingerencji w przeszłości inicjuje powstanie nowej równoległej, alternatywnej wersji przyszłości, w której zabicie swojego przodka co najwyżej uniemożliwi przyjście na świat równoległej wersji podróżnika. Sprawca całego zamieszania zachowuje zarazem swoją egzystencję i wolną wolę. Oczywiście może się wydawać, że ratowanie teorii względności zdającą się przeczyć zdrowemu rozsądkowi, pełną osobliwych zjawisk dziedziną fizyki, to niczym uciekanie z deszczu pod rynnę. Ale być może to tylko pozory.
A to dlatego, że ten ratunek może być wzajemny. Wiele osobliwych zjawisk kwantowej rzeczywistości takich jak splątanie kwantowe czy efekt tunelowy, które wydają się przeczyć teorii względności staje się bardziej zrozumiałych, gdy na ową teorię spojrzymy mniej konserwatywnie i w jej ramach dopuścimy możliwość istnienia, mogących poruszać się wstecz w czasie, nadświetlnych tachionów.
Niestety, ostateczne zrozumienie natury czasoprzestrzeni, z racji tego, że sami jesteśmy jej częścią, może okazać się niemożliwe. Zresztą, samo określenie czasoprzestrzeń może być już nawet mylące, gdyż wskazuje istnienie jakiegoś rozróżnienia, dualizmu w jej naturze, który wcale nie musi mieć miejsca. Być może doświadczana przez nas odmienność czasu od przestrzeni jest tylko subiektywnym efektem naszej percepcji rzeczywistości, a nie obiektywną jej cechą. Przy braku takiego, być może sztucznego podziału, pewne rzeczy wydają się prostsze. Na przykład odwrócenie współrzędnych poniżej horyzontu zdarzeń czarnej dziury, gdy czas zamienia się z przestrzenią. Wtedy zastanawianie się nad tym, jak wygląda trójwymiarowy czas (Nolan w "Interstellar" to próbował zrobić) traci na znaczeniu.