Skocz do zawartości


Zdjęcie

Seria samobójstw w gminie Przyłek

#Samobójstwo #EfektWertera

  • Please log in to reply
4 replies to this topic

#1

Ni_Ka172.
  • Postów: 16
  • Tematów: 16
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

106275392_654773821775485_3198824255431791011_n.png

Jedna gmina, jedna parafia, cztery wsie, sześć samobójstw w ciągu 2 miesięcy… To nie scenariusz horroru. Taka seria zdarzeń miała miejsce naprawdę - w Polsce, w okolicy Przyłęk w 2010 roku. Co doprowadziło tych ludzi do samobójstwa? Klątwa? Fatum? Szatan? Zabobon? Czy jest inne racjonalne wyjaśnienie?

 

- Bieda. Każdy chwyta się, czego może, żeby zarobić parę groszy. Truskawki, krowy, świnie, ale żadnego widoku z tego nie ma. Jak który zdenerwowany, to mówi, że tylko sznurek na łeb założyć i nie mordować siebie, i jeszcze kogoś - mówi Wiesław Markowski, mieszkaniec gminy Przyłęk.

 

Janina

Odnaleziona 22 maja - zaginiona 20 kwietnia, znaleziona w lasach koło Łaguszowa.

 

Janina (61 lat) została odnaleziona w lesie przez mężczyznę, który przyjechał zrobić ścinkę drzew przeznaczonych na opał. Kobieta zaginęła miesiąc wcześniej. Jej ciało znajdowało się w zaawansowanym stadium rozkładu. Powiesiła się na bandażu elastycznym…

Policja obok jej ciała znalazła torebkę, a w środku znajdowały się nienaruszone: dokumenty, telefon komórkowy i grosik na szczęście…

Szukała ją rodzina, przyjaciele i znajomi. Nikt nie wiedział, co mogło się stać. Tego dnia wyjechała do Puław, aby wpłacić ratę kredytu. Przy okazji miała zrobić niewielkie zakupy, a następnie wrócić do domu… Jednak już nigdy nie przekroczyła progu swojego domu…

Prawdopodobnie do tak drastycznego kroku doprowadziły ją problemy finansowe. Rodzinie do tej pory jest w ciężko zaakceptować, to co się stało…

 

Stanisław

4 maja, Łaguszowa.

 

W przedsionku własnego domu powiesił się emerytowany listonosz…

Wszyscy znali pana Stanisława. Był miłym, dobrotliwym człowiekiem. Nigdy nie skarżył się na problemy. Czasem tylko narzekał na zdrowie.

 

Jego najbliższa rodzina dopiero po śmierci dowiedziała się o jego problemach finansowych. Nieszczęsny staruszek został namówiony przez znajomych na podżyrowanie kilku kredytów. Oszukano go. Naciągacze zainkasowali pieniądze i nie mieli zamiaru płacić rat. Doszło do tego, że banki upomniały się o swoje od pana Stanisława. Komornik zaczął mu ściągać pieniądze z i tak już niewysokiej renty. Zostawało mu na życie ledwie 400 zł…

 

Popadał w coraz większą udrękę i przygnębienie. Nie był wstanie przeżyć za taką sumę. Nie potrafił też prosić o pomoc. Całe życie zmagał się sam ze swoimi problemami i nie chciał obciążać bliskich. W końcu nie wdział już sensu swojej dalszej egzystencji. Odebrał sobie życie…

 

Henryk

9 maja mieszkaniec Łaguszowa znaleziony w Mszadli Starej.

 

- Wyglądał tak, jakby stał, a nie wisiał - mówią świadkowie.

Stanisław odciął sąsiada Henryka (54 lat) ze sznura. Już 8 maja próbował targnąć się na swoje życie. Został uratowany dzięki szybkiej reakcji rodziny. Miał żonę, pięcioro dzieci. Niestety, to go nie powstrzymało przed następną próbą samobójczą…

 

- Wypić lubił jak każdy, ale co mu teraz do głowy przyszło - wszyscy się tu zastanawiamy - stwierdził jeden z rozmówców.
Sąsiedzi mieli o nim dobre zdanie. Uważali go za pracowitego i twardego człowieka. Udało mu się poradzić z pożarem traktora i domu, który zdołał odbudować. Te wydarzenia mogły zostawić trwały ślad w jego psychice. Mężczyzna od jakiegoś czasu miał problemy emocjonalne. Zbyt często zaglądał do kieliszka i mówił o samobójstwie.

Henryk w Mszadli Starej powiesił się na przydrożnym krzyżu. Został odnaleziony przez dwójkę nastolatków około 8 rano. Prawdopodobnie chłopcy szli do kościoła.

 

- Zauważyła go dwójka młodych ludzi. Zastukali do mnie do domu, powiedzieli, że na krzyżu wisi człowiek. Sznur był przytwierdzony do prawego ramienia krzyża, przód ciała był skierowany w stronę pomnika. Wyglądał tak, jakby stał, a nie wisiał - mówił nam mieszkaniec Mszadli.

 

W dniu odnalezienia zwłok Henryka w pożarze swojego domu zginął jego brat. Kolejny brat próbował się powiesić. Został na czas odcięty…

 

Po tych wydarzeniach ksiądz poświęcił krzyż w Mszadli…

 

Ryszard

Połowa maja, Wólka Łagowska.

 

Ryszard mieszkał z matką oraz siostrą i jej rodziną. Zajmował się stolarką i utrzymywał się z prac dorywczych.
Ryszard załamał się po wypadku, który miał miejsce w listopadzie 2009 roku. Został potrącony przez samochód. Kierowca uciekł z miejsca przestępstwa. Jego noga była w fatalnym stanie. Czekała go długa i kosztowna rehabilitacja.

 

- Syn bardzo cierpiał - z trudem poruszał się o kulach, zamówiłam więc dla niego taki specjalny wózek, by mógł jeździć po wsi. Zrobił go znajomy ze starych części od rowerów i samochodu. Zapłaciłam za niego 100 złotych - wspomina matka.

 

Ryszard nie mógł pogodzić się z tą sytuacją. Pomału zdejmowano mu gips. Kawałek po kawałeczku. Kilka dni przed śmiercią jego noga została całkowicie odsłonięta.

 

- Brat widząc siniznę, przeraził się. Dzwonił do mnie ze szpitala, mówił, że utną mu nogę i żeby zabrać go do domu. Po tej rozmowie rozmawiałam z ordynatorem. Uspokoił mnie.

 

Ale gdy odwiedziłam brata w szpitalu, usłyszałam, jak inni pacjenci straszyli go odcięciem nogi…- opowiada siostra.
Rodzina odebrała Ryszarda. Jak sami przyznają, martwili się o jego psychikę. Zachowywał się jak inny człowiek - niezrównoważony człowiek.

 

- Potrafił mówić, że jest namierzany GPS-em, że ktoś go śledzi. W niedzielę w nocy też był bardzo niespokojny. Zadzwonił do mnie twierdząc, że dopiero co przyjechał autobus z sektą, która będzie chciała go wykończyć tak, jak wykończyła panią Janinę. Okazało się, że rzeczywiście był, ale szkolny autobus, który po występach odwiózł moją córkę - mówiła siostra.

 

Matka przeczuwała, że może coś się stać. Nie spała po nocach i czuwała nad synem. Tej nocy sen dopiero ją zmorzył o godzinie 4.30.

 

- O wpół do siódmej syn jeszcze żył, bo zięć wziął od niego recepty do wykupienia - przypomina sobie matka.
Około 7:30 matka znalazła syna martwego. Wisiał na haku z tyłu budynku gospodarczego.

 

Bartek

25 maja, Łagowa

Bartek miał tylko 15 lat. Był bardzo skrytym nastolatkiem. „Miał swój świat” i nikomu się nie zwierzał. Wydawał się być wyjątkowo wrażliwym chłopcem. Lubił spędzać czas w samotności. Izolował się trochę od ludzi. Mimo że powtarzał pierwszą klasę miał opinię spokojnego chłopca. Nie sprawiał większych problemów wychowawczych. Nikt nie był wstanie przewidzieć tragedii. Niedawno kupił sobie króliki. Planował też wybrać się na ryby. Umówił się z sąsiadem, że popracuje u niego w wakacje…

 

- Był bardzo pracowity, marzył o kupnie skutera - opowiada mieszkaniec wsi.

Pewnej nocy po prostu nie wrócił do domu. Przerażona matka zaczęła go szukać. Takie zachowanie nie leżało w jego naturze. Zawsze potulnie wracał do domu. Ku swojej wielkiej rozpaczy matka go znalazła. Był już martwy… Wisiał na płocie sąsiada…

 

- Płakali nauczyciele, płakali uczniowie. Poprosiłem o przyjazd psychologa ze Zwolenia. Rozmawiał z grupami uczniów i indywidualnie - wspomina Sławomir Pastuszko, dyrektor gimnazjum w Wólce Zamojskiej, do której chodził Bartek.

 

Andrzej

11 czerwca, Rudki.

 

- Przyjechał rowerem ze szkoły, jak zawsze. Powiedział ”cześć mamuśka”, kiedy zapytałam, jak w szkole - powiedział, że dobrze. Chłopcy byli na komputerze, zajrzał do nich, i wyszedł - wspomina zrozpaczona matka Andrzeja.

Wyszedł i powiesił się na drzewie w pobliżu domu… Po 15 znaleziono jego ciało…

 

- Chodził do drugiej klasy, był dobry w sporcie, nie sprawiał większych kłopotów wychowawczych Rzeczywiście, był zagrożony z kilku przedmiotów, ale w pierwszej klasie potrafił sobie pod koniec roku poradzić i dostał promocję. W tym roku sytuacja wyglądała podobnie - mówi Jerzy Kamionka, dyrektor szkoły w Przyłęku.

 

Ten 14-letni chłopiec miał problemy z nauką, ale zaliczył pomyślnie polski. Został mu tylko materiał z języka angielskiego. Czy to był powód dla którego targnął się na swoje życie? Nic nie wcześniej nie wskazywało, że może dojść do takiego dramatu.

Śledztwo

 

- Nic nie wskazuje, aby te sprawy można było ze sobą łączyć, może poza tym, że wydarzyły się w jednej gminie. Do podobnych tragedii dochodzi zresztą i na terenie innych gmin, tyle tylko, że nie są one tak nagłaśniane - przekonuje Grażyna Dzik, prokurator rejonowy ze Zwolenia.

 

Prokuratura dokładnie zbadała tajemniczą serie samobójstw. Nie znaleziono żadnych powiązań. Choć seria samobójstw może wydawać się szokująca, to historia zna wiele takich przypadków…

 

- Do każdej sprawy trzeba podchodzić indywidualnie, każda ma inne podłoże. Niekiedy w tle był alkohol i patologia. Poszkodowanym rodzinom staramy się teraz pomagać jak tylko możemy - zapewniał wójt Marian Kuś.

 

Klątwa, fatum, zabobon...

 

Mieszkańcy i znajomi samobójców mówili o fatum lub klątwie, która zawisła nad nimi. Matka Ryszarda uważała, że to „szatan”…

 

- Chcemy zaprosić do naszego domu inne rodziny samobójców i księdza, by odprawił tu mszę za dusze naszych bliskich - mówiła matka Ryszarda.

 

Ludzie popadli w pewnego rodzaju psychozę. Bali się i czekali, kto będzie następny… Andrzej był ostatnią osobą, jaka popełniła samobójstwo. Czy pomogły modlitwy? Czy wypełniła się klątwa? Czy efekt Wertera zatoczył swój krwawy krąg?

 

Egzorcysta

 

- To rzeczywiście rzadkie zjawisko, tyle samobójstw w jednym miesiącu – tak powiedział diecezjalny egzorcysta ksiądz Sławomir Płusa.

„Według niego podobna sytuacja, ale nie o takim natężeniu, miała miejsce w parafii Solec. Wówczas podczas rekolekcji wielkopostnych zaprosił parafian na Mszę Świętą z modlitwą o uzdrowienie międzypokoleniowe i o uwolnienie od skutków nie odpokutowanych grzechów przodków”.

 

- Do dzisiaj nie było tam samobójstwa. Wydaje mi się, że msza święta o uwolnienie od ducha śmierci samobójczej i w tej parafii i o uzdrowienie międzypokoleniowe mogłaby pomóc - stwierdził.

 

Psycholodzy

 

Przypadkami samobójstw w Przyłęku zainteresowali się suicydolodzy, specjaliści od samobójstw.

 

- Człowiek, który myśli o samobójstwie, cierpi. Często jedyną osobą, która może mu pomóc jest lekarz, psychiatra. Można w środowisku zagrożonym samobójstwami zrobić wykłady, warsztaty, autopsję psychologiczną z rodzinami. Do tego potrzeba jednak ich zgody - mówi dr Anita Młodożeniec, suicydolog.

 

Anna Malaśnicka, psychoterapeutka z Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu, rozmawiała Piotrem Kutkowskim:

PK: Pięć samobójstw w przeciągu miesiąca w trzech sąsiadujących ze sobą wsiach. Da się to racjonalnie wytłumaczyć

AM: Można pokusić się o takie wytłumaczenie. Ludzie mają swoje problemy, a niektórzy upatrują sposobu na ich rozwiązanie w samobójstwach. Są też takie czynniki jak chociażby uzależnienia. Ktoś, kto ma nieuporządkowane życie emocjonalne, bardzo przeżywa zgony znajomych, a w małych społecznościach są one szczególnie nagłaśniane. Złą rolę mogą też spełniać media. Dla kogoś mniej dojrzałego taka śmierć może stać się wzorem na rozwiązanie własnych problemów. Niestety, samobójstwa są naśladowcze.

PK: Jak im zapobiegać?

AM: Istnieją specjalne programy stworzone w tym celu. Na pewno potrzebna jest interwencja psychologa i wsparcie dla ludzi żyjących w tym środowisku. Tworzą oni przecież system naczyń połączonych.

 

Efekt Wertera

 

Przyczyną samobójstw w Przyłęku prawdopodobnie był efekt Wertera. Po nagłośnieniu informacji o jakimś samobójstwie bardzo często zdarza się, że parę dni później kolejne osoby decydują się na to, by ze sobą skończyć. Tak jest wtedy, gdy na życie targnie się jakiś znany muzyk lub wówczas, gdy motyw samobójcy jest nośny, istotny dla wielu innych osób.

 

- To się dzieje w drodze naśladownictwa. Osoba w stanie depresji jest osobą słabą, pozbawioną sił energetycznych, sił do życia. I wtedy przemawia do niej każdy przykład, który odpowiada jej nastrojowi – tłumaczy prof. Brunon Hołyst, który od lat zajmuje się profilaktyką samobójstw i jest prezesem Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego.

 

A jaka jest prawda?

 

https://uwaga.tvn.pl...tvn,138167.html
https://echodnia.eu/...aczy/ar/8721233
https://nowiny24.pl/...odni/ar/6087667
https://wspolczesna....iada/ar/5714548
https://uwaga.tvn.pl...tvn,138134.html

Efekt Wertera:
https://www.naukatol...nasladownictwa/
https://natemat.pl/2...ie-teraz-wiecej
https://www.focus.pl...e-byc-zarazliwe

Artykuł pochodzi z „Anatomia Zła - Sprawy Kryminalne w Polsce i nie tylko "”


Użytkownik Ni_Ka172 edytował ten post 29.07.2020 - 19:37

  • 6

#2

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Efekt Wertera mógłby tłumaczyć te dwa ostatnie przypadki, gdy nieletni bez znanych poważnych problemów zdecydowali się na powieszenie tak jak pozostali w okolicy. Wcześniejsza kumulacja to pewnie zbieg okoliczności. Gdyby pierwszą samobójczynię, Janinę, znaleziono od razu po zaginięciu, w kwietniu, to wydarzenia byłyby bardziej rozciągnięte w czasie, a tak pojawia się w świadomości od razu po tych trzech i podbiła nastrój.

 

Niestety we wsiach samobójstwa są częste, jest ich więcej niż w miastach. Po części to efekt tego, że wszyscy się znają i czasem trudno jest się komukolwiek wygadać bez obaw, że to się pojawi w plotkach. Do tego słaby dostęp do opieki psychologicznej, sporo osób żyjących na zasiłkach i tragedia gotowa.


  • 1



#3

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Samobójstwo to nie wirus, nie można się zarazić depresją czy chęcią zabicia siebie. Gdyby tak zebrać samobójstwa z jakiegoś miasta, to obraz mógłby być jeszcze bardziej przerażający lub nie. Reguł nie ma żadnych, to wszystko przypadki, które zwyczajnie zbiegły się w jednym miejscu i czasie bez wzajemnej zależności.

Niemniej, temat ciekawy.





#4

Ill.

    Nawigator

  • Postów: 1656
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Samobójstwo to nie wirus, nie można się zarazić depresją czy chęcią zabicia siebie.


Gdy stosunkowo mała społeczność po cichu zaakceptuje samobójstwo jako akceptowalne wyjście z trudnych sytuacji, to takie sytuacje, z pozoru wyglądające jak efekt wirusowy, mogą mieć miejsce. Jeden przykład, który akurat przyszedł mi do głowy, to seria prawie 30 samobójstw na przestrzeni kilku lat w Brigend w Walii.

https://en.wikipedia...icide_incidents

Sprawa była dość głośna i medialna, polecam pokopać. Były spekulacje na temat samobójczych kultów, infradźwięków, opętań, dziedziczonych chorób psychicznych itd., ale jakoś mało się wspominało o tym, że to miasteczko to trochę zadupie bez perspektyw oraz o stresie wywołanym samonapędzającą się nagonką na samobójstwa w "miasteczku samobójców", jak wtedy nazywano to miejsce.


Użytkownik Ill edytował ten post 08.08.2020 - 17:07

  • 0

#5

noxili.
  • Postów: 2849
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Brigend w Walii --"miasteczko to trochę zadupie bez perspektyw"

Argument z mało chwalebnej części ciała. Gdyby to miało wpływ to dlaczego prawdziwe zadupia nie są istnymi Himalajami statystyk samobójstw.


  • 1





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych