PRL to było jedno wielkie przedsiębiorstwo z generalnym zarządcą 1 sekretarzem. On wraz z Biurem Politycznym mogli zrobić wszystko ponieważ pozostałe instytucje były ze wszech miar fasadowe. Prywaciarz po domiarze (podatku uchwalanym okazyjnie) mógł zostać zlikwidowany. Ówczesne państwo było pod totalną kontrolą partii co nie znaczy, że było dobrze zarządzane. Ale PRL i PZPR to już przeszłość a my mamy teraz problem z hierarchami i klerem.
Kościół to też ludzie i wiara, to są inne sprawy ale czymś innym jest bezkarność księży i szerząca się poprzez nich jest demoralizacja.
Broniąc księży wypominano, że celebryci też są zdemoralizowani ale przecież nie są chronieni przed odpowiedzialnością przez ministerstwo kultury.
Jednak nie o to mi chodzi w tej dyskusji. Istotą jest zastanowienie się nad przyszłymi losami zgromadzonego majątku przez Kościół czy ma on należeć do Kościoła, gdy następuje laicyzacja państwa, rozumiana jako odchodzenie ludzi od praktyki religijnej. Następna nie Pisowska władza musi ten problem rozwiązać. Zlikwidowano przecież własność radziecką w Polsce tzn znacjonalizowano ją. Mam tu na myśli bazy wojskowe.
Kościół ma majątek na który ostrzy sobie zęby głównie prawica z racji swojej zażyłości z Kościołem. Uważam, że ten majątek nie powinien podlegać dzikiej prywatyzacji tylko z rozmysłem i uczciwie przekazany społeczeństwu. Np na służbę zdrowia lub systemy emerytalne itp.