Skocz do zawartości


Zdjęcie

Największe fałszerstwo w historii. Jak świat nabrał się na "Dzienniki Hitlera"


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

h1.jpg

Gerd Heidemann prezentuje "Dzienniki Hitlera"

Foto: Chris Pohlert / PAP

 

Dziennikarze, historycy i miliony czytelników. Wszyscy zostali wykiwani przez sprytnego oszusta, który twierdził, że odnalazł dzienniki napisane ręką Adolfa Hitlera. Chociaż mistyfikacja była przeprowadzona wyjątkowo nieudolnie, fałszerz wyprowadził w pole największe autorytety.

 

 

Czy można popełnić ordynarne oszustwo i nabrać ekspertów na całym świecie? Historia Konrada Kujau pokazuje, że nawet najbardziej ordynarne fałszywki mogą zostać uznane za prawdziwe informacje i wywołać historyczną reakcję opinii publicznej. To zdjęcie obiegło cały świat: reporter niemieckiego tygodnika "Stern" Gerd Heidemann trzyma w prawej podniesionej ręce pokaźnej wielkości wolumin w granatowej okładce, na której znajdują się dwie czerwone pieczęcie oraz srebrne inicjały FH.

 

25 kwietnia 1983 roku redakcja renomowanego magazynu politycznego w obecności kilkuset niemieckich i zagranicznych dziennikarzy po raz pierwszy poinformowała opinię publiczną o sensacyjnym odkryciu: odnaleziono dzienniki Adolfa Hitlera, które rzucają nowe światło na dzieje II wojny światowej. - Historia Trzeciej Rzeszy będzie musiała być w dużej części napisana od nowa - stwierdził redaktor naczelny "Sterna" Peter Koch, zapewniając o autentyczności dzienników, własnoręcznie spisywanych przez nazistowskiego przywódcę.

 

W jaki sposób redakcja dziennika weszła w posiadanie niezwykłych dokumentów? W latach 70. o rzekomym istnieniu dzienników usłyszał jeden z reporterów "Sterna", Gerd Heidemann. Dziennikarz przez wiele lat obracał się w kręgach byłych nazistowskich dygnitarzy, w końcu trafiając do "doktora Fischera" - kolekcjonera militariów i właściciela dzienników. Miały one znajdować się na pokładzie samolotu, który rozbił się 21 kwietnia 1945 roku w okolicach Drezna. W ich posiadanie wszedł brat "Fischera" - Heinz, generał enerdowskiej armii, który chciał spieniężyć bezcenne znalezisko i wywieźć je z terenów wschodnich Niemiec.

 

h2.jpg

Dyrektor archiwum Josef Henke z Koblenzer Bundesarchiv pokazuje kopię okładki pamiętników Hitlera wykutych przez Konrada Kujau

Foto: THOMAS FREY / PAP

 

Heidemann nie zweryfikował tożsamości sprzedawcy. "Doktor Fischer" w rzeczywistości nazywał się Konrad Kujau i był uciekinierem z NRD, który trudnił się fałszerstwem pamiątek z czasów III Rzeszy. Na swoim koncie miał już m.in. oszukanie Fritza Steifela, innego kolekcjonera nazistowskich artefaktów, który kupił 160 obrazów oraz 80 stron przemówień i wierszy, rzekomo stworzonych przez Hitlera.

 

Sprawa na miarę Watergate

 

Dziennikarz, który sam miał dużą słabość do zbierania pamiątek po nazistach, nie ukrywał radości. Jego rozmówca twierdził, że posiada nie tylko dzienniki Führera, ale także trzecią część "Mein Kampf" oraz rękopis opery skomponowanej przez wodza III Rzeszy. Heidemann poinformował o całej sprawie swoich przełożonych, którzy postanowili szybko dobić targu. Zdecydowano się zakupić 62 tomy dzienników Hitlera, płacąc 85 tys. marek za każdy. Szefowie "Sterna" liczyli, że wydatki zwrócą się z nawiązką, kiedy inne gazety będą chciały odkupić prawa do druku. Tak się też stało - do niemieckiego tygodnika zgłosili się przedstawiciele takich tytułów jak "Newsweek", "Time", "Parisch Match" i "El Pais".

 

Do zbadania autentyczności dzienników zatrudniono historyków, badających dzieje II wojny światowej. Ich reakcje były niezwykle entuzjastyczne. - To najbardziej doniosłe wydarzenie dotyczące historii najnowszej ostatnich dziesięcioleci. To taki sam dowód dziennikarskiej odwagi jak sprawa Watergate - powiedział prof. Hugh Trevor-Roper. Brytyjski naukowiec w 1945 roku przesłuchiwał załogę bunkra Hitlera, aby prześledzić ostatnie dni wodza nazistów, więc jego słowa traktowane były jak wyrocznia. Pozytywnej oceny udzielił także Gerhard Weinberg, amerykański historyk. Żaden z naukowców nie dopuszczał do siebie myśli, że fałszerzowi chciałoby się zapisać kilka tysięcy stron szwabachą, pracochłonnym gotyckim pismem.

 

Nikomu nie przeszkadzało, że uczeni bardzo pobieżnie zapoznali się z treścią dzienników. Zignorowano także opinię analityków, którzy stwierdzili, że strony dzienników były celowo postarzane przez rozpylanie nad nimi kawy i herbaty. Wątpliwości co do autentyczności zapisków wyrażał także gen. Wilhelm Mohnke, który dowodził obroną dzielnicy rządowej w czasie oblężenia Berlina. Niektórzy sceptycy pytali, dlaczego na okładkach widnieją litery FH, zamiast AH? - To skrót od Führerhauptquartier (kwatera główna Führera - red.). W rzeczywistości fałszerz pomylił litery, bowiem gotyckie F przypominało mu A. Decydujący głos miała jednak pozytywna opinia grafologów, porównujących dzienniki z próbkami pisma Hitlera. Problem w tym, że próbki ekspertom dostarczył Kujau.

 

"Groteskowo prostackie" fałszerstwo

 

Pomimo wielu wątpliwości, włodarze "Sterna" zdecydowali się na opublikowanie sensacyjnych informacji. Reakcja opinii publicznej przekroczyła najśmielsze oczekiwania, a nakład gazety sięgał rekordowych wyników. Do głosu doszły jednak osoby zadające pytania, które powinny paść o wiele wcześniej.

 

Brytyjski historyk David Irving dociekał, jak to możliwe, że po zamachu 20 lipca 1944 roku Hitler nadal na bieżąco prowadził zapiski, chociaż po wybuchu miał niesprawną prawą rękę. Inni badacze zwracali uwagę na brak informacji o prześladowaniach Żydów. Pod datą 10 listopada 1938 roku (dzień, w którym doszło do masowych wystąpień antyżydowskich) rzekomy Führer zapisał, że wybijanie szyb w żydowskich sklepach nie jest korzystne, ponieważ powoduje straty dla gospodarki.

 

Niemiecka gazeta starała się odpierać zarzuty krytyków, jednak już 6 maja agencja AP wystosowała depeszę o treści: "Pamiętniki Hitlera są falsyfikatem". Federalny Urząd Kryminalny i Federalne Archiwum stwierdziły po przeprowadzeniu szczegółowych badań, że dzienniki zostały podrobione w sposób "groteskowo prostacki". Papier, na którym zapisano pamiętniki, wyprodukowano wiele lat po zakończeniu wojny, a atrament w niektórych tomach był "nie starszy, niż 12 miesięcy."

 

h3.jpg

Przewodniczący Archiwum Federalnego, profesor Hans Boom (z prawej) i Louis Ferdinand Werner (po lewej)
z BKA z kopiami rzekomych pamiętników Hitlera na konferencji prasowej.

Foto: Georg Popp / PAP

 

Szefowie "Sterna" musieli przeprosić swoich czytelników, a sprzedaż tygodnika drastycznie spadła.

W jaki sposób na tak ordynarne fałszerstwo nabrali się dziennikarze i eksperci? Początkowo w redakcji gazety nie dawano wiary rewelacjom na temat sensacyjnego odkrycia. - Heidemann, niech pan zostawi to nazistowskie g**no w spokoju! - miał powiedzieć swojemu dziennikarzowi Peter Koch, redaktor naczelny. Górę wzięły jednak emocje i olbrzymie pieniądze, które wydawnictwo mogło zarobić na prawach do druku. Zastępca naczelnego, Felix Schmidt, groził sceptykom w redakcji: "Dla ludzi, którzy kwestionują prawdziwość dzienników, nie ma miejsca w zespole".

 

Fałszerz celebrytą, dziennikarz pariasem

 

- Nikt nie miał wątpliwości. Chcieliśmy mieć przebój stulecia - tłumaczył wpadkę były redaktor "Sterna" Leo Pesch. Psycholog Harald Welzer uważa, że fascynacja Hitlerem i mit dobrego wodza, wprowadzanego w błąd przez otoczenie, w latach 70. i 80. były w RFN ciągle jeszcze żywe i ułatwiły bezkrytyczną reakcję na pamiętnik. Dzienniki do dziś leżą w redakcyjnym sejfie, nosząc miano "brunatnej gnojówki".

 

Główny sprawca całego zamieszania stanął przed wymiarem sprawiedliwości. Konrad Kujau został skazany na cztery i pół roku pozbawienia wolności. Po dwóch latach został zwolniony z więzienia ze względu na zły stan zdrowia. Dzięki opinii skandalisty stał się osobą rozpoznawalną, prowadził sklep z kopiami obrazów znanych mistrzów, a w 2000 roku kandydował na burmistrza Stuttgartu.

 

Los był mniej łaskawy dla Gerda Heidemanna. Sąd skazał go na cztery lata więzienia, a w trakcie procesu ujawniono, że dziennikarz był tajnym współpracownikiem Stasi (policja polityczna w Niemieckiej Republice Demokratycznej - red.). Po wyjściu na wolność nie mógł już znaleźć pracy w zawodzie. Jeden z najbardziej cenionych dziennikarzy, zdobywca World Press Photo, stał się bankrutem, żyjącym z niewielkiego zasiłku.

 

Sprawa jest dziś symbolem destrukcyjnego wpływu fake newsów. Historia wielkiego fałszerstwa stała się inspiracją dla Helmuta Dieta, który w 1992 roku nakręcił komedię "Schtonk!", nominowaną do Złotego Globu i Oscara.

 

źródło


  • 3





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych