@Noxili,
Po pierwsze, ów ośrodek międzygwiazdowy nie jest niczym mitycznym. To zwyczajna materia (gaz - głównie wodór i hel ok. 99% i pył ok. 1%) wypełniająca przestrzeń międzygwiazdową. Zaczyna się nie gdzieś daleko za granicą heliosfery, ale tuż na jej skraju czyli mniej więcej tam, gdzie do dziś dotarły już oba Voyagery (ok 100-150 j.a. od Słońca). A sugestie, że ośrodek międzygwiazdowy miałby się zaczynać za strefą Hilla, to już niedorzeczność. Zupełne pomieszanie pojęć i zjawisk (strefa Hilla określa obszar dominacji grawitacyjnej Słońca, a heliosfera obszar dominacji wiatru słonecznego). Gdzieś Ty o tym przeczytał? Słoneczna strefa Hilla, której kraniec wyznacza w przybliżeniu granica hipotetycznego kometarnego Obłoku Oorta sięga głęboko w obszar przestrzeni międzygwiezdnej.
Po drugie, wcale nie żyjemy w najczyściejszej części Układu Słonecznego. W rejonie Ziemi gęstość ośrodka międzyplanetarnego jest ok. 10-krotnie większa od gęstości ośrodka międzygwiazdowego (pomyśl o tych tysiącach wysłanych do tej pory satelitów). Oczywiście jego gęstość maleje z odległością od Słońca, ale dopiero w okolicy Jowisza osiąga wartość zbliżoną do tej międzygwiezdnej (ostatecznie osiąga wartość ok. 10-krotnie od niej mniejszą na granicy heliosfery; dane z Voyagerów).
Po trzecie, piszesz o kosmicznym "gruzowisku" który otacza Słońce oraz inne gwiazdy. Ale czy zdajesz sobie sprawę jaka jest faktyczna skala zagrożenia z jego strony? Weźmy na to wspomniany wcześniej Obłok Oorta. W końcu komet o średnicy powyżej 1 km w liczbie szacowanej na kilka bilionów nie powinniśmy chyba lekceważyć? Na pierwsze rzut oka tak mogłoby się wydawać. Ale pamiętaj, że ta liczba przypada na olbrzymią przestrzeń będącą kulą o promieniu 100 tys. j.a. To daje średnio jedną kometę na ok. 1400 j.a3 , co odpowiada objętością kuli o promieniu ok. 7 j.a. Statek kosmiczny z wykonanego w podlinkowanym poście szacunku trafiałby na taką kometę średnio co… ok. 6 biliardów lat! Krótko mówiąc, nigdy by w taki obiekt nie trafił. To jest właśnie ta "magia" bezmiernej kosmicznej przestrzeni.
Po czwarte. Zapytasz pewnie zaraz: A co z drobniejszymi ciałami? Jest ich znacznie więcej, a też mogą być groźne. Ok, zgadza się. Ale przy założeniu, że liczebność obiektów wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do sześcianu ich rozmiaru (czyli obiektów 10 razy mniejszych jest 1000 razy więcej) okazuje się, że prawdopodobieństwo zderzenia w Obrębie obłoku Oorta staje się istotnie znaczące dopiero dla drobin o rozmiarach 2-3 mm. Zderzenie takiego ciała z osłoną statku odpowiadałoby wybuchowi ok. 500 kg trotylu. Nic nadzwyczajnego, sprawa jak najbardziej do ogarnięcia.
Po piąte. Być może zaraz zarzucisz mi, że to tylko obliczenia statystyczne. A przecież zawsze może coś się "niestatystycznego" przypatoczyć i wszystkie nasze plany wezmą w łeb. Zresztą jak sam napisałeś "Jak statek leci do innego układu planetarnego to tak czy inaczej nie można opierać się na stężeniu gruzu wg średniego wyliczenia materii wewnatrz pustki". Sęk w tym, że właśnie coś takiego się robi. Jeśli nie mamy dokładniejszych informacji na temat rozkładu przestrzennego materii, to na takich średnich, statystycznych danych w znacznej mierze opiera się planowanie misji kosmicznych – wykonuje się stosowne obliczenia, bierze jakiś rozsądny, bezpieczny zapas i zabiera do roboty. Gdybyśmy nadmiernie skupiali się na obawach, że zawsze może nam w statek coś konkretniejszego "walnąć", to nigdy byśmy nie znaleźli się w kosmosie.
Po szóste. Wcale nie trzeba prędkości 0,5 c, aby wykonać podróż międzygwiezdną we względnie rozsądnym czasie. Wspomniane 0,1 c oparte na napędzie termojądrowym w zupełności wystarczy. Swoją drogą, uważam, że konstruktorzy statku osiągającego 0,5 c (napęd musiałby się opierać na energii anihilacji) na pewno poradziliby sobie także z problemem jego ochrony przed interakcją z materią międzygwiazdową.