Kiedys na religii siostra opowiedziala nam pewna historie. Mowila, ze zna starsza siostre z zakonu, ma teraz ona ok. 80-u lat o ile pamietam. Byla w bardzo slabym stanie fizycznym, ale na tle psychicznym byla zupelnie zdrowa, zachowywala 100% swiadomosci umyslu. Pewnego dnia poszla do lazienki by cos wziasc, nie pamietam co. Poruszala sie o kulach. Potknela sie o cos i leciala do przodu. Dzialo sie to jakby w zwolnionym tempie, pomyslala wtedy dokladnie te slowa: "Matko Boska ratuj". Nie pamietam czy tak myslala czy to wykrzyknela. Wiem, ze znaczaca czesc historii jest dalej... W trakcie tego jak "leciala" straciala swiadomosc tzn. mozna powiedziec, ze zemdlala. Ale nastapilo to juz po potknieciu sie. W trakcie tej straty swiadomosci snily jej sie pewne liczby, wypadek samochodowy, a na tle wlasnie Maryja, ale nie pamietala jakie liczy. Obudzila sie po nieokreslonym dla niej czasie w salonie siedzac na fotelu. A jej "podpórki" leżały w łazience...
