Skocz do zawartości


Zdjęcie

Szaleństwa narcos z "małej Kolumbii"


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

697e37671f0dce9b.jpg

Z prawej: Francisco Tejón. Foto: East News

 

 

Szef największego gangu przemytników haszyszu w Europie oddał się w ręce policji. Wcześniej zamienił południe Hiszpanii w krainę bezprawia, którą media porównują do Kolumbii z czasów Pablo Escobara.

 

Szef największego gangu przemytników haszyszu w Europie, w środę 17 października po prostu wszedł na komisariat w południowej Hiszpanii i oddał się w ręce policji. Dwa tygodnie wcześniej zdołał z niej zakpić, gdy zagrał główną rolę w teledysku nakręconym w domu, którego przez lata używał do spotykania się z prostytutkami – nikt go nie zatrzymał, choć był najbardziej poszukiwanym przestępcą w kraju.

 

Francisco Tejón, lider gangu Los Castañas, ukrywał się od 2016 r., kiedy wraz z młodszym bratem Antoniem wymknął się z wielkiej obławy na swoją organizację – choć początkowo przebywali w Maroku, to od wielu miesięcy służby mundurowe podejrzewały, że powrócili w rodzinne strony. Ostatecznym dowodem miał być utrzymany w konwencji reggaeton teledysk do utworu "Candela" artysty Clase–A, który opublikowano w serwisie YouTube 2 października (nim usunięto go po kilku dniach, zebrał kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń). Muzyk o jego kręceniu informował w swoich mediach społecznościowych przez cały wrzesień – stąd wiadomo, że był aktualny, bo Clase–A specjalnie do zdjęć zafarbował wówczas część włosów na czerwono.

 

W dodatku całe wideo rozgrywa się przed i wewnątrz bardzo dobrze znanego policji domu, który wcześniej służył braciom Tejón do urządzania dla siebie i podwładnych słynnych w półświatku imprez seksualnych (jedno z pomieszczeń zostało nawet wyposażone w specjalistyczny sprzęt do zabaw sado–masochistycznych). Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, to na początku nagrania Clase–A oznajmia, wysiadając z Francisco z wartego 200 tys. euro Bentleya, że "powrócił król imprezy".

 

A nie ma dziś Hiszpana, który by nie wiedział jak wygląda "impreza" w rodzinnych stronach Los Castañas, czyli prowincji Kadyks w zachodniej Andaluzji. W czerwcu zeszłego roku zastrzelili ścigającego ich policjanta. W lutym dwudziestoosobową grupą odbili ze szpitala trzymanego tam pod strażą rannego kolegę.

 

Miesiąc później 200 mieszkańców dzielnicy, gdzie urodzili się bracia Tejón, obrzuciło kamieniami mundurowych, próbujących powstrzymać rozładunek haszyszu na miejskiej plaży. W maju kilkudziesięciu przemytników zrobiło sobie przerwę w imprezie komunijnej swoich dzieci, żeby na pobliskim parkingu zaatakować kijami i tłuczonymi butelkami dziewięciu funkcjonariuszy. Ostatnio w modzie jest też taranowanie ich radiowozów kradzionymi samochodami, w lipcu rannych zostało w takich wypadkach dwóch policjantów.

 

Dlatego lokalne media przezywają prowincję Kadyksu "małą Kolumbią", nawiązując do popularnego ostatnio serialu "Narcos" opowiadającego, jak Pablo Escobar wydał otwartą wojnę swojej ojczyźnie. Jego andaluzyjscy naśladowcy, choć nie tak znani, mają nie mniej barwne biografie.

 

Szybki jak Dzieciak

 

Bracia Tejón urodzili się La Línea de la Concepción, miasteczku dosłownie przylegającym do Gibraltaru. Brytyjskie terytorium jest kluczowe dla lokalnej gospodarki, tak oficjalnej (co czwarty mieszkaniec z hiszpańskiej strony granicy pracuje u anglojęzycznych sąsiadów), jak i tej z szarej strefy: ledwie 34–tysięczna enklawa co roku importuje ponad 70 mln paczek papierosów, widok przerzucanych nad ogrodzeniami kartonów i szybko odjeżdżających z nimi hiszpańskich chłopców na skuterach to codzienność.

Dla lokalnych narcos dużo ważniejsze jest jednak to, co leży za słynną skałą. Na całym wybrzeżu od Taryfy na zachodzie do właśnie La Línea na wschodzie, gołym okiem widać Maroko, w niektórych miejscach odległe o zaledwie 15 km.

 

Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości, to największy na świecie producent haszyszu. Choć władze kraju oficjalnie zwalczają narkotyk, tamtejsze służby co roku rekwirują po kilkaset ton suszu, a od początku tego wieku powierzchnia upraw zmniejszyła się aż czterokrotnie, to nawet marokańskie ministerstwo spraw wewnętrznych przyznaje, że z tego sektora wciąż utrzymuje się ponad 700 tys. obywateli. Według szacunków ONZ, mogą co roku produkować nawet 2,5 tys. ton haszyszu, w dodatku odznaczającego się dużo większą mocą niż gorsze jakościowo używki z Libanu czy Afganistanu.

 

Jak skorzystać z tej nadpodaży świetnego towaru i bliskości do Europy, pokazał wszystkim "Dzieciak". Mohamed Taieb Ahmed pod koniec lat 90. zaczął przewozić haszysz w superszybkiej motorówce, dzięki której mógł przepłynąć z jednego wybrzeża na drugie w pół godziny.

 

Stał się najskuteczniejszym przemytnikiem w zachodniej części Morza Śródziemnego i chociaż był zatrzymywany kilkadziesiąt razy (w tym za dźgnięcie nożem hiszpańskiego policjanta oraz za wdanie się w strzelaninę z bawiącym się na dyskotece ochroniarzem króla Maroka), to zawsze powracał do rodzinnej Ceuty.

 

To jedna z dwóch, obok Melilli, hiszpańskich enklaw otoczonych przez Maroko i ciągnących się w ogonie statystyk: najwyższe bezrobocie, najwyższy dług publiczny, najwięcej przedwcześnie przerywających naukę, najkrótsza oczekiwana długość życia.

 

c35c53d7f7ee514c.jpg

Francisco Tejón na planie teledysku. Foto: East News

 

Dzieciak był idolem młodzieży z tamtejszych slumsów, hojnie dzielił się pieniędzmi (potrafił rozdać przyjaciołom nowe volkswageny) i podejmował brawurowe akcje – któregoś razu nagrał kamerą samego siebie, jak bez problemu ucieka motorówką przed nie mogącym za nią nadążyć policyjnym helikopterem.

 

Jego wyczyny stały się luźną inspiracją dla kinowego hitu „Dzieciak” (w Polsce wyświetlanego pod tytułem „9 mil”) z 2014 r. Taieb Ahmed nie zdążył go jednak zobaczyć na dużym ekranie: dwa tygodnie przed premierą został zastrzelony na własnej łodzi w gangsterskich porachunkach.

 

Messi daje pracę

 

Palmę pierwszeństwa w przemycie haszyszu do Europy pełnił jednak wówczas już od kilku lat Abdellah El Haj Sadek. Znany bardziej jako "Messi": ze względu na miłość do barcelońskiego klubu i to, że potrafił kiwać celników oraz policję jak Argentyńczyk obrońców na boisku.

 

Działał po drugiej stronie Cieśniny Gibraltarskiej niż Dzieciak – z rodzinnego Tangeru już jako 14–latek przeprowadził się do Algeciras, gdzie zamieszkał w El Saladillo, najgorszej dzielnicy tego portowego miasta. Jeden z miejscowych dilerów chciał zmienić dostawcę i poprosił nowego kolegę o skontaktowanie go bezpośrednio z producentami haszyszu w Maroku, Messi zaczął zarabiać coraz więcej jako pośrednik, a nim skończył 25 lat przydarzył mu się największy prezent w karierze: światowy kryzys gospodarczy.

 

W 2008 r. Hiszpania, do tej pory budująca koniunkturę na bańce budowlanej, wpadła w najgorszą recesję w swojej historii. Na bezrobociu znalazł się co czwarty obywatel (wśród młodzieży – co drugi), 800 tys. osób wyemigrowało w poszukiwaniu pracy, eksmisją objęto 600 tys. mieszkań, a liczba samobójstw wzrosła o jedną piątą. Rząd wprowadził drastyczne cięcia w budżetówce – finansowanie programów antynarkotykowych w prowincji Kadyksu zmniejszono o połowę, w całej Andaluzji zlikwidowano dwa tysiące policyjnych etatów.

 

Messi był jednym z niewielu, którzy mogli przekuć kryzys w sukces. Młodym bezrobotnym oferował pracę i to za stawki, z jakimi nie mogła się równać legalna gospodarka: chłopcom stojącym po prostu na czatach wypłacał po tysiąc euro za noc. Inwestował w szyfrowane telefony komórkowe i przenośne radary wykrywające jednostki policyjne. Kupował 12–metrowe motorówki wyposażone w najmocniejsze silniki na rynku, za którymi nie mogły nadążyć łodzie niedofinansowanych mundurowych – kiwał ich jak piłkarz, wysyłając pustą jednostkę na przynętę, a w tym czasie kierował inną – z ładunkiem do celu oddalonego o wiele kilometrów.

 

Pewnej nocy dwóch policjantów bezsilnie obserwowało z brzegu, jak na rzekę Guadarranque wpływają motorówki przemytników, a gdy ci wypięli w stronę funkcjonariuszy gołe tyłki, sfrustrowani stróże prawa zaczęli strzelać w powietrze: skończyło się to dla nich naganami za nieprzepisowe użycie broni, narcos nie zostali złapani.

 

Król przemytu korzystał z życia: własny jacht, luksusowe samochody, imprezy z prostytutkami. Ale jego największą pasją pozostawał futbol, z własną drużyną piłkarską (której był oczywiście kapitanem) w 2013 r. wywalczył mistrzostwo ligi amatorskiej, mimo miłości do Barcelony fotografował się z prezesem Realu Madryt Florentino Pérezem, a w domu odwiedził go późniejszy kapitan tej drużyny i reprezentacji Sergio Ramos.

 

Zgubiło go właśnie zamiłowanie do tego, by być znanym przez wszystkich. Jego pseudonim pojawiał się w każdej podsłuchiwanej przez policję rozmowie telefonicznej andaluzyjskich narcos i wiecznie niedofinansowani funkcjonariusze postawili sobie za cel schwytanie króla przemytników. Wpadł cztery lata temu, w tym samym tygodniu, gdy prokuratura postawiła formalne zarzuty oszustw podatkowych... prawdziwemu Messiemu.

 

Dziś Abdellah odpowiada z wolnej stopy – z aresztu wypuszczono go, gdy poszedł na układ. Oficjalnie nie wiadomo jaki, choć w lokalnej prasie pojawiły się anonimowe wypowiedzi, że miał się podzielić informacjami, które pomogły rozbić siatkę terrorystyczną. Zorganizowana przestępczość nie lubi jednak donosicieli, dlatego teraz Messi spadł do niższej ligi, a czasy gwiazdy ekstraligi może już tylko wspominać.

 

Kasztan daje zarobić sąsiadom

 

Choć Hiszpania wyszła z recesji w tym samym roku, gdy aresztowano Messiego, to w La Línea wcale tego nie widać. Co trzeci mieszkaniec wciąż jest bez pracy, prawie 4 tys. osób w gminie to analfabeci, a na zwalczenie skutków kryzysu nie ma po prostu pieniędzy: miasto jest zadłużone na 150 mln euro, które będzie spłacać co najmniej do 2038 roku. To właśnie w okolicach La Línea dochodzi do najgłośniejszych wydarzeń, przez które media nazywają prowincję Kadyksu "małą Kolumbią" – na miejscu pracuje bowiem jedynie 300 policjantów, podczas gdy według szacunków służb mundurowych, osób zaangażowanych bezpośrednio w narcobiznes jest tam aż dziesięciokrotnie więcej.

 

To zasługa braci Tejón, których do biznesu wprowadził kiedyś Messi, a którzy od jego upadku mieli według funkcjonariuszy zwalczających przestępczość narkotykową przejąć kontrolę nad 70 proc. przemytu haszyszu do Europy.

 

W rodzinnej La Línea mówią na nich Los Castañas, "Kasztany", bo ich ojciec oraz dziadek handlowali nimi w przerwach pomiędzy odsiadkami za handel papierosami bez akcyzy i drobne włamania. Wychowani w biedzie, nauczyli się dzielenia, co stało się ich największym atutem: policja ocenia, że choć bracia na jednym kursie zarabiają średnio po 200 tys. euro, to w ciągu pięciu lat odłożyli "tylko" 30 mln euro prywatnej fortuny, bo większość środków przeznaczają na sowite wypłaty dla każdego, kto zechce im pomóc.

 

Po tysiąc euro można od nich dostać już za samo zebranie wyrzuconych na plażę paczek z haszyszem, wynagrodzenia dla pilotów motorówek idą w dziesiątki tysięcy za kurs. Krewni współpracowników mają legalną pracę w założonych przez gang biznesach: siłowniach, sklepach z odzieżą i barach. Los Castañas kupują domy w okolicy miasta i umieszczają w nich bezrobotne rodziny, którym wypłacają zasiłki – w zamian bracia Tejón wymagają jedynie, by lokale służyły za magazyny i kryjówki, a ich mieszkańcy pozostawali lojalni.

 

To właśnie ta wierność pozwoliła Kasztanom na zdominowanie biznesu. Pracowników rekrutują spośród mieszkańców ubogiej, rybackiej dzielnicy La Atunara, którzy są wdzięczni rodzinie Tejón i wrogo nastawieni do obcych, to właśnie dwustu tamtejszych sąsiadów w marcu rzucało kamieniami w funkcjonariuszy próbujących zatrzymać rozładunek haszyszu na przylegającej do osiedla plaży.

 

Przed dwoma laty pomogli obu braciom umknąć z wielkiej policyjnej obławy, a potem skutecznie kryli Antonia, gdy odwiedzał mieszkające w Atunarze dzieci – młodszy Kasztan wpadł dopiero na początku czerwca, gdy do jego zatrzymania wysłano ponad setkę mundurowych.

 

Teraz dołączy do niego Francisco, który 17 października – dwa tygodnie po pojawieniu się na niesławnym już teledysku – w towarzystwie swojego prawnika po prostu wszedł na komisariat w La Línea i oddał się w ręce policji. Być może starszy Tejón uznał, że ze kratami bezpiecznie przeczeka burzę, jako nadciąga w świecie andaluzyjskich narcos.

 

Zaledwie tydzień wcześniej pod siedzibą sądu w Kadyksie mężczyzna dźgnął nożem oczekującego na rozprawę podejrzanego. Obaj są częścią przemytniczego półświatka, zaatakowany to właściciel motorówki, której pilot w maju stracił kontrolę i wpadł na dziewięcioletniego chłopca, a napastnik to ojciec zmarłego na miejscu dziecka. Dźgnięcie pod sądem miało być zemstą, ale mężczyznę odratowano w szpitalu, a ponieważ obaj uczestnicy zajścia należą do różnych gangów, lokalne media spekulują, że otwarta wojna jest tylko kwestią czasu.

 

W dodatku od miesiąca świat narcos w La Línea żyje skandalem: ktoś zaczął publikować na Instagramie zdjęcia bandytów z kochankami i prostytutkami. Choć zdrady małżeńskie są w tym środowisku na porządku dziennym, to upublicznienie wizerunków w taki sposób, że ogląda je cała Atunara, wzbudziło powszechną wściekłość wśród przemytników, którzy teraz oferują nagrody pieniężne za ujawnienie tożsamości właściciela instagramowego profilu i wzajemnie oskarżają się o jego prowadzenie, mimo że został skasowany po zaledwie kilku dniach.

 

Kłótnie w organizacji i groźba niekontrolowanej przemocy mogą więc być wystarczającymi powodami, dla których Francisco Tejón postanowił się oddać w ręce policji: w końcu lepiej skończyć jak Messi niż jak Dzieciak. Ale ta sztafeta kolejnych władców przemytu na pewno nie skończy się na starszym Kasztanie – cena haszyszu idzie w górę, kilo kosztuje już 1,6 tys. euro, więc "mała Kolumbia" za niedługo wyda pewnie nowego lokalnego Escobara.

źródło


  • 3





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych