Czytałem o tym i naszła mnie taka przerażająca refleksja...gdyby on wtedy uciekł i przeżył, to i tak nie miałoby znaczenia. Czytając ten artykuł...czy on zginął wtedy mając 35 lat czy umarłby mając 75 lat, dla nas nie robiłoby różnicy. To jest takie przerażające, że za te 300, 500 czy 1000 lat zostanie z nas dokładnie to samo co z niego bez względu w jaki sposób umrzemy i w jakim wieku.
Tego nie wiemy. Czlowiek ten mogl byc wynalazca, mogl tez wyglaszac racje, ktore zapoczatkowalyby jakas ogromna zmiane w spoleczenstwie badz byc moze splodzilby corke/syna, ktorzy zmieniliby diametralnie bieg historii. Mysle, ze takie spojrzenie na sprawe jest dosc "plytkie" - w sensie krotkowzroczne. Ja zupelnie przeciwnie mysle, ze kazda nasza aktywnoscia bardzo mocno zmieniamy swiat i wydarzenia jakie tutaj u nas maja miejsce teraz lub w przyszlosci.
Mysle, ze mowisz tak temu, ze znasz wydarzenia jakie mialy miejsce pozniej i traktujesz je jako "pewnik", ze tak musialo byc. Chyba wszyscy zazwyczaj tak patrzymy na przeszlosc, a zwlaszcza ta odlegla.