Skocz do zawartości


Zdjęcie

Masowy grób legendarnej pirackiej załogi Czarnego Sama


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

grob.jpg

Model Whydah Gally.

Foto: jjsala - Flickr: DSC_0342 / Wikipedia Commons

 

 

W Stanach Zjednoczonych odnaleziono masowy grób, w którym spoczywa najprawdopodobniej około stu piratów legendarnego statku Whydah Gally. Kapitanem załogi był słynny "Czarny Sam" - "Książę Piratów" i najbogatszy korsarz w historii.

 

Odkryty grób ma ponad 300 lat i odnaleziono w nim ponad sto ciał. Według archeologów, w mogile spoczywa załoga kapitana Samuela Bellamy'ego, zwanego również "Czarnym Samem", którego statek zatonął w katastrofie w 1717 roku.

 

- Wydaje nam się, że znaleźliśmy największy masowy grób w Stanach Zjednoczonych - mówi gazecie Casey Sherman, który prowadzi badania w sprawie. Jak tłumaczy, że zwłoki około stu piratów zostało wyrzuconych na brzeg w okolicy Cape Cod. Badacz nie chce jednak zdradzić dokładnego położenia mogiły. Wiadomo jednak, że piraci pochowani zostali na przylądku w miejscu, gdzieś stała kiedyś wioska Freshbook.

 

grob2.jpg

 

Każdego dnia badacze dowiadują się więcej o tym, co wydarzyło się 300 lat temu. Do tej pory odnaleziono już kilka pagórkowatych mogił i jam grobowych oraz XVII-wieczne naczynia i sztućce. Badacze mają nadzieję, że kiedy prace archeologiczne zostaną już zakończone, grób stanie się publicznie dostępnym zabytkiem.

 

Jak twierdzi Sherman, piraci - wśród których byli również rdzenni Amerykanie i zbiegli niewolnicy - byli niezwykle postępowi w demokratycznym sposobie zarządzania statkiem. Wyjątkowy był również "Czarny Sam", który - starając się unikać przemocy, gdzie tylko było to możliwe - zasłużył sobie na miano "Księcia Piratów".

 

Bellamy uważany jest za najbogatszego pirata w historii. W trakcie zaledwie jednego roku, wzdłuż wschodniego wybrzeża USA i na Karaibach, ograbił aż 54 statki. Zgromadzony wówczas łup dziś warty by był około 120 milionów dolarów.

 

Wrak legendarnego statku Whyday Gally, wraz ze znajdującym się na nim skarbem, został odkryty w 1984 roku. Na statku odnaleziono również ciało, które należeć może do samego "Czarnego Sama". Obecnie prowadzone są badania z udziałem potomków słynnego kapitana, które - na podstawie pobranego DNA - mają potwierdzić, czy szczątki należą właśnie do niego.

https://wiadomosci.o...rackiej/rwbk3z2

 

 

To tyle, jeśli chodzi o odkrycie masowego grób legendarnej załogi pirackiej Czarnego Sama.

Dla zainteresowanych zaś - świąteczny, historyczny bonus do poczytania :)

 

 

Na tropie skarbu Księcia Piratów.

Środa, 23 października 2013 (12:03)

 

 

Amerykański odkrywca Barry Clifford od 30 lat poszukuje ogromnego skarbu "Czarnego Sama" Bellamy’ego, najbogatszego pirata czasów nowożytnych. Znalezisko, na które natrafił we wrześniu, może świadczyć, że jest bliski celu.

 

0002KPYS27TNQRLO-C122-F4.jpg

 Skarby z zatopionego statku /Odkrywca /Odkrywca

 

Z początku nic nie zapowiadało, że trzydniowa wyprawa po skarby z zatopionego statku "Whydah" będzie tak owocna. Ekipa pracująca na pokładzie mozoliła się w gęstej mgle, a nurkowie wracali z pustymi rękoma. Wszyscy byli już zmęczeni i rozeźleni, ale trzeciego dnia postanowiono wykopać jeszcze jeden, ostatni już rów na dnie morza, o średnicy około 4 metrów. Gdy nurek-szperacz schodził, by go zbadać, mało kto liczył na sukces. Barry Clifford myślał już o powrocie do portu na półwyspie Cape Cod (stan Massachusetts). Zamiast po 40 minutach, jak postanowił dowódca wyprawy, nurek dał sygnał, że wraca, już 20 minut po zejściu w głębiny. Członków załogi ogarnęło przygnębienie. Gdy jednak mężczyzna wyłonił się z wody, wszyscy oniemieli. Torba na znaleziska była wypełniona po brzegi!

 

- Miał tyle różnych przedmiotów, monet i ołowianych kul, że więcej już nie mógł udźwignąć i musiał wracać. Przeczesał przy tym zaledwie 1 metr kwadratowy rowu. Monety leżały tam w kupkach, jak żetony w kasynie - powiedział Clifford, cytowany przez ABC News.

 

 

0002KPZUD950LXWT-C122-F4.jpg

Dzwon odzyskany z wraku /Odkrywca /Odkrywca

 

Nurek Rocco Paccione przyznaje, że nie spodziewał się, iż cokolwiek znajdzie podczas ostatniego zejścia pod wodę. Gdy jednak jego wykrywacz metali nagle się ożywił, od razu zorientował się, iż natrafił na nie byle co. Paccione znalazł między innymi przypominającą kawałek skały tzw. konkrecję, która powstaje wtedy, gdy metale łączą się ze sobą w wyniku chemicznych reakcji w wodzie morskiej. Wykrywacz zasygnalizował też duże skupiska przedmiotów w kształcie monet; niektóre wyglądały tak, jakby były umieszczone w workach.

 

Odkrywcom od razu podniósł się poziom adrenaliny; jeden z piratów z "Whydah" zeznał przed trzema wiekami, że właśnie w taki sposób przetrzymywano na tej jednostce zdobycz.

 

W efekcie wrześniowych poszukiwań ekipa Clifforda znalazła skarby o wartości około 0,5 miliona dolarów! Oprócz monet wyłowiono m.in. złote naszyjniki i ołowiane kule do muszkietów. Niektóre przedmioty znajdowały się w piasku aż 6 metrów pod dnem. Amerykański poszukiwacz ma nadzieję, że jest już blisko odkrycia zasadniczej części skarbu "Czarnego Sama" Bellamy’ego - ładunku złotych i srebrnych monet o wadze kilku ton.

 

Mistrz morskiego rozboju

 

Człowiek, który zgromadził to bogactwo - Samuel Bellamy - był jednym z najskuteczniejszych morskich rabusiów w historii światowego piractwa. W lutym 2013 roku magazyn "Forbes" umieścił go na pierwszym miejscu listy "najlepiej zarabiających" piratów. Według ekspertów "Forbesa", w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, jego majątek wynosiłby obecnie 120 milionów dolarów.

 

Urodzony w Anglii w 1689 roku, mały Sam został majtkiem na okręcie. Jako młodzieniec pływał do brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej, służył też na okrętach korsarskich w czasie wojny z Hiszpanią. Na Cape Cod poznał niejaką Marię Hallett. Połączył ich namiętny związek, ale rodzice dziewczyny nie chcieli mieć za zięcia biednego  marynarza. Bellamy postanowił wtedy spróbować sił jako... poszukiwacz skarbów. Wraz ze swym kompanem Palgravem Williamsem zorganizował wyprawę po kosztowności z zatopionych statków hiszpańskiej tzw. Srebrnej Floty. Były to regularne konwoje, którymi Hiszpanie przewozili do kraju bogactwa ze swoich kolonii w Ameryce - srebro, złoto, klejnoty, perły, korzenie, cukier, tytoń itd. Wiele jednostek zatonęło podczas sztormów, część padała ofiarą napaści piratów i korsarzy. Na trasie Srebrnej Floty można więc było liczyć na "tłuste kąski".

 

0002KPZ32IHTO0WL-C122-F4.jpg

Mapa z lokalizacją wraku „Whydah Gally” przy brzegach stanu Massachusetts /Odkrywca /Odkrywca

 

Bellamy’emu i Williamsowi nie powiodło się jednak. Poszukiwania skarbów w morzu i dziś są niezwykle trudne, a co dopiero mówić o początkach XVIII wieku, kiedy nie dysponowano żadnym specjalistycznym sprzętem. Dwaj Brytyjczycy nabrali jednak takiego apetytu na hiszpańskie bogactwa, że postanowili zdobyć je inną drogą. Zaciągnęli się na piracki statek "Mary Anne" kapitana Benjamina Hornigolda.

 

Atmosfera na "Mary Anne" nie była najlepsza. Sporej części załogi nie podobała się postawa kapitana, który, jako lojalny poddany Korony Brytyjskiej, nie chciał atakować i rabować brytyjskich statków. W lecie 1716 r. postanowiono rozstrzygnąć spór wśród załogi poprzez głosowanie. Hornigold przegrał, złożył rezygnację z funkcji kapitana i opuścił jednostkę wraz z grupą lojalnych wobec niego ludzi. Pozostałych 90 marynarzy nieoczekiwanie wybrało na nowego dowódcę Sama Bellamy’ego. Świeżo upieczony kapitan miał zaledwie 28 lat, ale - jak się wkrótce miało okazać - talentów mu nie brakowało. Tak zaczęła się trwająca nieco ponad rok oszałamiająca piracka epopeja.

 

Po przechwyceniu statku "Sultana" Bellamy przesiadł się na tę jednostkę, a kapitanem "Mary Anne" mianował swego przyjaciela Williamsa. Na swoją bazę wybrał niewielką wysepkę Blanco w zatoce Trellis. Piraci zbudowali tam osadę, w której gromadzili łupy, leczyli rany i organizowali huczne libacje po udanych rabunkach. Pływając pod czarną banderą z trupią czaszką i dwoma skrzyżowanymi piszczelami, "Sultana" i "Mary Anne" siały postrach na Karaibach, łupiąc statek za statkiem w błyskawicznym tempie. Bellamy’ego zaczęto nazywać "Czarnym Samem", gdyż nosił charakterystyczne długie czarne włosy, które związywał satynową opaską. Zyskał sobie opinię rycerskiego rabusia, bo załogi i pasażerów zajętych jednostek traktował łaskawie i - jeśli nie stawiali oporu - nie czynił im krzywdy. Stąd wziął się jego drugi przydomek - "Książę Piratów".

Na zaszczytnym pierwszym miejscu "Czarny Sam" Bellamy z łupami wycenionymi na 120 milionów dolarów.

 

1. Samuel "Czarny Sam" Bellamy - 120 milionów dolarów.
2. Sir Francis Drake - 115 milionów dolarów.
3. Thomas Tew - 103 miliony dolarów.
4. John Bowen - 40 milionów dolarów.
5. Bartholomew "Czarny Bart" Roberts - 32 miliony dolarów.
6. Jean Fleury - 31,5 miliona dolarów.
7. Thomas White - 16 milionów dolarów.
8. John Halsey - 13 milionów dolarów.
9. Harry Morgan - 13 milionów dolarów.
10. Edward "Czarnobrody" Teach - 12,5 miliona dolarów.

 

Początkowo atakował tylko niewielkie jednostki. Wykorzystując każdą małą zdobycz, pieczołowicie uzupełniał zbrojownie swoich statków, a załogi wzmacniał nowymi ochotnikami. Najmłodszym piratem w załodze "Czarnego Sama" został 11-letni John King. Bellamy zaatakował i opanował statek, którym chłopak podróżował wraz z matką. Małemu Johnowi tak spodobały się obyczaje morskich zbirów i perspektywa zostania morskim rabusiem, że poprosił o przyjęcie do korsarskiego bractwa. Zaczął nawet grozić matce, że się zabije, jeśli nie pozwoli mu zostać z "Czarnym Samem". Rozbawieni piraci zabrali małego Johna ze sobą, pozostawiając na obrabowanym statku jego zrozpaczoną matkę.

 

Tropem handlarzy niewolników

 

Zimą 1717 r. Bellamy doszedł do wniosku, że jest już wystarczająco silny, by zaryzykować atak na większy statek. Celem flotylli "Czarnego Sama" miał się okazać niewolniczy trójmasztowiec "Whydah". Była to nowoczesna, niedawno zwodowana jednostka o wadze 272 ton, uzbrojona w 18 armat. "Whydah", którego nazwa pochodziła od portu w Afryce Zachodniej, uczestniczył w niesławnym "trójkątnym handlu" na Atlantyku. Brytyjczycy najpierw płynęli do Afryki, gdzie w zamian za liche ubrania, alkohol, świecidełka i broń małego kalibru nabywali niewolników. Następnie transportowali ich w straszliwych warunkach przez 3-4 tygodnie do Ameryki, by sprzedać "żywy towar" plantatorom. Otrzymawszy zań złoto, srebro, indygo i drzewo chinowe, wracali do Anglii, ciesząc się niebotycznym zyskiem.

 

Drugi w swoje karierze rejs "Whydah" odbył z Afryki na Karaiby z niemal 400 czarnymi niewolnikami na pokładzie. Około 50 z nich zmarło podczas morderczej podróży przez Atlantyk. Resztę skutych kajdanami biedaków sprzedano na targach niewolniczych i wkrótce statek wypłynął z powrotem do Anglii obładowany złotem i srebrem. Właśnie wtedy w pobliżu Hispanioli ruszyły za nim "Sultana" i "Mary Anne". Pościg trwał trzy doby. Gdy piraci dogonili "Whydah", jego armaty na nic się zdały.

 

Załoga wpadła w panikę i zaczęła naciskać na dowódcę, kapitana Lawrence’a Prince’a, by poddał statek. "Sultana" oddała tylko jeden ostrzegawczy strzał z armaty. Zorientowawszy się, że jego ludzie nie mają najmniejszej ochoty do walki, Prince kazał wywiesić białą flagę. Piraci "Czarnego Sama" wskoczyli na pokład supernowoczesnego żaglowca i rozbroili jego załogę. W ładowniach znaleziono ogromny majątek - 4,5 tony złota i srebra, skrzynie ze złotymi i srebrnymi monetami o wartości około 20 tys. funtów szterlingów, a także ładunek indygo i kości słoniowej. Dla marynarzy, zarabiających ówcześnie około 2 funtów miesięcznie, był to bajeczny wprost łup. Każdy z nich "zarobił" tego dnia równowartość płacy za kilka lat ciężkiej harówki na pokładzie. Zdobyczą był także wspaniały statek. Bellamy postanowił, że "Whydah" będzie odtąd jego okrętem flagowym.

 

Przesiadł się wraz z załogą, liczącą już około 150 osób, na zdobyczny trójmasztowiec. Jak zwykle wspaniałomyślny, puścił wolno dotychczasowego dowódcę Lawrence’a Prince’a, przekazując mu "Sultanę". Część załogi Prince’a dołączyła do piratów, a pokonany kapitan odpłynął wraz z pozostałymi. "Czarny Sam" zaczął się zastanawiać co dalej... Gdy podjął decyzję, uroczyście przemówił do załogi:

 

- No, chłopaki, dość się już nachapaliśmy. Pora do domu!

 

Uznał, że po obrabowaniu w ciągu roku około 50 statków jego ludziom należą się wakacje. Zamierzał uciec daleko na północ, przewidując, że po ostatnim wyczynie królewska marynarka zorganizuje na niego wielką obławę.

 

Na początku kwietnia 1717 r. obładowane złotem "Whydah" i "Mary Anne" ruszyły w stronę Richmond Island. Po drodze nie gardzili okazjami... zatrzymywały się i rabowały napotykane statki. W pewnym momencie "Czarny Sam" zmienił kurs i skierował się na Cape Cod. Do dzisiaj nie wiadomo, co nim kierowało. Według legendy Bellamy chciał się zobaczyć ze swoją ukochaną Marią Hallett. Niektórzy historycy twierdzą jednak, że pirat zrabował na jednym ze statków ("Agnes") duży ładunek beczek madery i chciał go jak najszybciej spieniężyć na brzegu. Tak czy inaczej "Czarny Sam" i Palgrave Williams uzgodnili, że na razie się rozstają. "Mary Anne" popłynęła w swoją stronę, a "Whydah" w swoją - prosto w paszczę sztormu.

 

Zabójczy ocean

 

Był 26 kwietnia 1717 roku. Z każdą godziną wieczoru sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna, a morze zamieniało się w szalejącą kipiel. Według świadków o burty uderzały ogromne fale, a porywy wiatru uniemożliwiały jakiekolwiek działania na pokładzie. Przed północą "Czarny Sam" próbował zawrócić, ale obładowanym łupami statkiem nie sposób było skutecznie manewrować. Z pokładu "Whydah" widać już było brzeg, gdy trójmasztowiec nagle zarył w podmorski grzbiet. Ogromna fala wdarła się do wnętrza statku przez rozdarty kadłub, zmiatając wszystko na swej drodze. Maszty pękły jak zapałki. Dowódca wydawał jeszcze jakieś rozkazy, ale nikt go nie słyszał. Wir uniósł ze sobą ludzi, worki monet, armaty, skrzynie z muszkietami, kule armatnie, beczki z maderą i suszonym mięsem, klejnoty, pistolety i szpady - wielki skarb. Potem rozległ się potworny trzask - statek pękł na pół i wszystko, czego nie zabrały jeszcze fale, zaczęło wypływać na zewnątrz.

 

"Whydah" poszedł na dno razem z całą swoją załogą.

 

0002KPZKVIVWWTFO-C122-F4.jpg

Amerykanin Barry Clifford, odkrywca wraku „Whydah Gally”

/Odkrywca /Odkrywca

 

Rankiem na wybrzeżu zaczęli gromadzić się lokalni farmerzy. Jedni obserwowali dziesiątki zwłok unoszących się na wodzie i żywo komentowali, inni chodzili po plaży, gorączkowo szukając monet i kosztowności. Znalazłszy ciało pirata, obcinali palce z pierścieniami i wyrywali kolczyki z uszu. Wkrótce na miejscu pojawił się kapitan Cyprian Southack, któremu miejscowy gubernator wyznaczył zadanie zebrania wszystkiego, co się da ocalić z rąk szabrowników. Jak relacjonował potem Southack, co najmniej dwustu miejscowych przeszukiwało wybrzeże na długości około 30 kilometrów. Z około 150-osobowej załogi pirackiego statku ocalało tylko dwóch mężczyzn - półkrwi Indianin, genialny nawigator John Julian oraz Walijczyk Thomas Davis. Obu schwytano i odstawiono do Bostonu, gdzie stanęli przed sądem. Davis zeznał tam, że na pokładzie "Whydah" znajdowało się 180 wielkich worów ze złotymi i srebrnymi monetami, podzielonych już po równo pomiędzy wszystkich członków załogi.

 

Feralnej nocy na dno poszedł nie tylko "Whydah", ale również - jak się później okazało - "Mary Anne". Ze statku Williamsa ocalało siedmiu członków załogi. Dołączyli w Bostonie do dwójki kolegów z "Whydah" - razem zostali osądzeni za rozbój na morzu. Dwóch piratów uniewinniono, gdyż udało im się przekonać sędziego, że dostali się do kompanii "Czarnego Sama" jako jeńcy i do uprawiania piractwa zmuszono ich groźbami. Sześciu powieszono w październiku 1717 roku. Król Anglii chciał im darować co prawda życie, ale zanim wiadomość o akcie łaski dotarła na drugi kraniec Atlantyku, było już trzy tygodnie po egzekucji. Pół-Indianina Juliana sprzedano w niewolę.

 

Choć kapitan Southack bardzo się starał, udało mu się odzyskać jedynie mikroskopijną część łupu z "Whydah". Wezwał miejscowych do zwrotu znalezionych przedmiotów, ale przynosili tylko kawałki masztów, broń, czasem jakiś pierścień z wydłubanym diamentem. Na Cape Cod zaczęła rodzić się legenda o ogromnym skarbie "Czarnego Sama" spoczywającym na dnie oceanu. Niewiele więcej mogąc zrobić, Southack dokładnie zaznaczył miejsce katastrofy na swojej mapie. Opisał też poszukiwania w dzienniku, który prowadził.

 

Wkrótce dokumenty Southacka trafiły do archiwów, po czym o nich zapomniano. Żyła tylko legenda, ubarwiana nowymi, coraz bardziej fantastycznymi opowieściami. Przez niemal trzy stulecia wrak leżał na dnie morza, czekając na swego odkrywcę.

 

Dzwon i noga małego Johna

 

Świat ponownie usłyszał o "Whydah" w latach 80. XX wieku. Korzystając z mapy Southacka oraz ustaleń historyka Kena Kinkora, poszukiwacz skarbów Barry Clifford odnalazł pozostałości niewolniczego trójmasztowca w pobliżu Cape Cod. Nurkowie namierzyli fragmenty statku 1,5 metra pod dnem oceanu, w miejscu o głębokości zaledwie kilku metrów.

 

Z wykształcenia historyk, Clifford pasjonował się od młodości eksploracją morza. W latach 70. pracował przy podmorskich odwiertach ropy naftowej i uczestniczył w operacjach ratowniczych. Potem poświęcił się bez reszty poszukiwaniom podmorskich wraków. Nic dziwnego - urodzony na Cape Cod, od dziecka słyszał opowieści o gigantycznym skarbie leżącym gdzieś niedaleko wybrzeża. Wizje ukrytych pod dnem worków złota, armat, skrzyń z bronią i figurek z kości słoniowej rozpalały jego wyobraźnię. W swej karierze poszukiwacza umiejętnie połączył wykształcenie historyczne z technicznymi umiejętnościami nabytymi podczas pracy dla firm naftowych. W archiwalnych dokumentach odnajdywał informacje o rejonach katastrof morskich, a następnie przeszukiwał je za pomocą najnowocześniejszych detektorów.

 

Po znalezieniu statku Bellamy’ego ekipa Clifforda zaczęła kopać w dnie rowy, krok po kroku wydzierając morzu skarby sprzed trzech wieków. Eksploracja miejsca, gdzie znajdują się szczątki "Whydah", jest piekielnie trudna; to dlatego poszukiwania trwały ponad 30 lat. Wiatry i prądy morskie są tam tak niesprzyjające, jakby ocean za wszelką cenę bronił zaginionych bogactw. Prowadząc poszukiwania, Clifford musiał unieruchamiać swój statek za pomocą aż siedmiu kotwic. Woda ma bardzo ciemny kolor, a dno jest muliste i pod wpływem podwodnych prądów ciągle zmienia swe ukształtowanie. Każdy rów wykopany przez nurków znikał po kilku godzinach i trzeba było kopać na nowo.

 

W 1985 roku Clifford zademonstrował dzwon okrętowy z napisem "The Whydah Gally 1716", kładąc kres wszelkim wątpliwościom dotyczącym jego odkrycia. Potem nurkowie wydobyli z morskiego dna ok. 100 tys. przedmiotów, niezliczone złote i srebrne monety, biżuterię, armaty, flinty skałkowe. Wśród skarbów odnaleźli kość nogi chłopca w wieku 8-11 lat, XVIII-wieczny dziecięcy bucik i strzępy jedwabnej pończochy - prawdopodobnie pozostałości po małym głuptasie Johnie Kingu, który dołączył do piratów i zginął razem z nimi w katastrofie.

 

Ekipa Clifforda nazbierała już tyle pamiątek ze statku Bellamy’ego, że w Provincetown otwarto Muzeum Pirackiego Wraku "Whydah". Zwiedzający mogą tam oglądać m.in. armatę z lufą nabitą kosztownościami i część z 12 tysięcy znalezionych dotychczas monet. Zdziwienie budzi ilość ozdób, którymi rabusie ozdabiali swoje stroje: ozdobnych guzików, zapinek do mankietów, pierścieni, łańcuchów, klamerek.

 

0002KPZC5UURB9CY-C122-F4.jpg

Amerykanin Barry Clifford, odkrywca wraku „Whydah Gally” /Odkrywca /Odkrywca

 

Największy skarb wciąż jednak leży gdzieś pod dnem i Clifford zapowiada, że nie ustanie w jego poszukiwaniach. Według odkrywcy w momencie zatonięcia na pokładzie "Whydah" znajdował się nie tylko łup z tego żaglowca, ale również 400 tysięcy złotych i srebrnych monet (całość o wadze 4,5-5 ton) zrabowanych niedługo przed katastrofą z dwóch statków zmierzających ku Jamajce. - Bellamy ładował całą zdobycz na "Whydah". Zakładamy, że była tam wprost nieprawdopodobna ilość bogactw - podkreśla poszukiwacz skarbów.

 

Clifford traktuje znaleziska z Cape Cod jako historyczne dziedzictwo, a nie towar. Nie sprzedawał dotychczas znalezionych monet oraz przedmiotów i podkreśla, że nie będzie tego robił w przyszłości, bez względu na to, jak dużej wartości skarby uda mu się odnaleźć. Pewną ilość monet rozdał tylko za darmo jako pamiątki. Dwie z nich zostały wystawione na sprzedaż w domu aukcyjnym na Florydzie - za tę droższą uzyskano cenę 11,4 tys. dolarów, czyli 36 tys. złotych. Jak zaznaczają eksperci od wyceny zabytkowych przedmiotów, jeśli poszukiwacz znajdzie główną część skarbu "Czarnego Sama", cena jednej monety spadnie do około 1 tys. dolarów. 400 tysięcy czy chociażby nawet 100 tysięcy monet i tak byłoby oszałamiającym bogactwem.

http://fakty.interia...1047331,nPack,2

 


Użytkownik Nick edytował ten post 02.04.2018 - 12:57

  • 5



#2

Komarzyca.

    The daughter of Satan.

  • Postów: 114
  • Tematów: 11
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Co oni robią potem z tymi wszystkimi monetami znalezionymi na dnie okrętu? Są przeznaczane na przetop, czy trafiają poszczególne rodzaje do muzeum a reszta?


  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych