Skocz do zawartości


Zdjęcie

Jak Grecy w Krościenku spółdzielnię zakładali


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

ec383a23ed8f25d7.jpg

Foto: Thinkstock / Thinkstock

 

 

Bieszczady mają w sobie magię pogranicza. W górzystym krajobrazie przez wieki splatały się kultury, historie, opowieści. Czasem tak niezwykłe, jak ta o Grekach ze słonecznej Tesalii i Macedonii, którzy po wojnie przyjechali tutaj, by zbudować sobie raj w Krościenku koło Ustrzyk Dolnych.

 

 

Śladów jest niewiele

 

Po pierwsze groby. Szare, zwyczajne, niektóre chowają się pośród wybujałej trawy, większość z lekka sfatygowana przez upływający czas. Część opatrzona została krzyżami, gdzieniegdzie z owali czarno-białych fotografii spoglądają smagłe twarze. Na tablicach litery greckiego alfabetu układają się w imiona, nazwiska, inskrypcje. Niczym szyfr, czasem tylko przetłumaczony na "łacinkę".

 

Po drugie pomnik w sercu wsi. Z otoczonej łańcuchami podmurówki wyrasta kolumna z napisami w dwóch językach: "Nikos Belojannis, członek KC KPG, działacz międzynarodowego ruchu robotniczego, bohater narodu greckiego, urodz. 1915, stracony 30-III-1952 przez reakcyjny rząd grecki". Monument wieńczy płaskorzeźba z męskim profilem.

 

656efe44c8f9c710.jpg

Foto: pl.wikipedia.org © Creative Commons

 

Po trzecie ruiny pośród łak. Pomalowane na biało budynki obłażą z farby, porastają zielskiem, gubią dachówki, zapadają się w sobie. Przed laty należały one do rolniczej spółdzielni "Nea Zoi". Tutaj właśnie Grecy chcieli zacząć wszystko raz jeszcze, od zera.

Groby, pomnik, ruiny - okruchy starego świata, który trwał tylko przez chwilę.

 

Kierunek Polska, czyli nowy początek

 

Krościenko to niewielka wieś w Bieszczadach. Przez wieki przechodziła z rąk do rąk - stanowiła własność króla polskiego, Austriaków, w 1918 roku weszła w skład odrodzonej Rzeczpospolitej, wreszcie po drugiej wojnie światowej znalazła się w granicach Związku Radzieckiego. Jak się okazało - na krótko. Sowieci rychło doszli do wniosku, że kawał niezbyt urodzajnej ziemi korzystnie będzie wymienić z Polską na tak zwaną Sokalszczyznę, gdzie zalegały złoża węgla. Umowa podpisana została w 1951 roku.

 

625d898aeb6e1952gen.jpg

Krościenko, Cerkiew Narodzenia Matki Bożej, Foto: Onet

 

W czasie, kiedy Sowieci sposobili się do korekty granicy, na drugim krańcu Europy, w Grecji dogorywała wojna domowa, w której naprzeciw siebie stanęły wojska wspierające monarchię i prawicę oraz oddziały komunistów z DSE. W 1949 roku ci drudzy ponieśli klęskę. W kraju wprowadzona została wojskowa dyktatura, a komuniści oraz osoby o lewicowych sympatiach wraz z rodzinami zaczęli masowo wyjeżdżać za granicę. Na początku lat 50. na emigrację udało się łącznie 65 tysięcy osób.

 

- Kilkanaście tysięcy z nich wybrało Polskę - wyjaśnia Stefan Skotis ze Stowarzyszenia Greków w Polsce ,,Odysseas". - Większość trafiła na Dolny Śląsk. Około trzech tysięcy zostało osiedlonych w Bieszczadach - dodaje.

 

Grecy trafili w okolice Ustrzyk Dolnych, na ziemie dopiero co przekazane Polsce przez Związek Radziecki. Zajęli kilka niemal całkowicie wyludnionych wsi. Sercem nowego świata, który chcieli zbudować było Krościenko. - Grecy pochodzili głównie z Tesalii, Macedonii. Bieszczady trochę przypominały im dom - podkreśla Skotis.

 

Świat rozkwita, świat gaśnie

 

Pierwsi imigranci zajęli opuszczone gospodarstwa. W Krościenku założyli rolniczą spółdzielnię produkcyjną "Nea Zoi", co po grecku znaczy "Nowe Życie". Uprawiali ziemię, hodowali krowy, przede wszystkim jednak - owce i barany. Świat, chociaż zbudowany od podstaw, miał mieć grecką twarz.

 

- W spółdzielni pracowała większość mieszkańców okolicznych wsi. Językiem na co dzień tam używanym - można powiedzieć urzędowym - był grecki. Ludzie starali się pielęgnować ojczystą kulturę, tradycje, obchodzić narodowe święta - wylicza Skotis. Ale uczyli się też polskiego. Tym bardziej że wraz z upływem lat w zamieszkiwanych przez nich wioskach przybywało Polaków.

 

04b2fb2c463524e3.jpg

Foto: Paweł Wodzyński / Agencja BE&W

 

- Rodzice przyjechali do Krościenka za pracą, kiedy miałam osiem lat - wspomina Leokadia Bis. - Z Grekami żyło nam się bardzo dobrze. Pamiętam, jak rodzice napominali nas, żeby sąsiadom zawsze się grzecznie ukłonić. Poznaliśmy też trochę greckich słów. Psami to chleb, kalimera - dzień dobry, kalispera - dobry wieczór. Więcej nie pamiętam... - opowiada.

 

Ale Bieszczady to nie Peloponez. Wielu Greków nie potrafiło się tu do końca zadomowić. Doskwierał im wilgotny klimat, tęsknili. Kiedy w połowie lat 70. w Grecji upadła dyktatura i ukonstytuował się lewicowy rząd Andreasa Papandreu, spora ich część postanowiła wrócić.

 

- Ci, którzy zdecydowali się na wyjazd, brali ze sobą cały swój ruchowy dobytek - lodówki, łóżka, ubrania. Co mogli, pakowali w ogromne skrzynie i ruszali w drogę - opowiada Skotis. W Bieszczadach zostali nieliczni. Głównie ci, którzy wcześniej wżenili się w polskie rodziny. Grecki świat w odległym zakątku Polski zaczął gasnąć tak szybko, jak rozbłysnął.

[...]

 

Rozdarte serce

 

Tak więc grecki świat przestał istnieć. W Krościenku i okolicach nadal jednak można usłyszeć jego dalekie echa. Kilka lat temu we wsi został zorganizowany festiwal kultury greckiej. Założona przez imigrantów rolnicza spółdzielnia produkcyjna pozbyła się części budynków, ale działa nadal. Zachowała nawet nazwę "Nowe Życie".

 

Świadectwem dawnego świata są kamienie, ale też ludzie. W Krościenku i okolicach nadal żyje kilkanaście, może kilkadziesiąt osób, w żyłach których płynie grecka krew. Jedną z nich jest Aleksandra Ziembicka, sołtys Krościenka. - Grekiem był mój tato, ja czuję się Polką. Ale coś jednak w człowieku zostaje. Kiedy podczas mistrzostw Europy Polska grała z Grecją, serce miałam rozdarte... - uśmiecha się.

źródło


  • 3





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych