Skocz do zawartości


Zdjęcie

Zabójcze piękno


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
18 odpowiedzi w tym temacie

#1

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Pocałunek śmierci

 

Jak mawiał Platon, „kobieta bez makijażu jest jak jedzenie bez dodatku soli”. Jeśli mielibyśmy dosłownie potraktować porównanie greckiego filozofa, to jego zdaniem dama stroniąca od kolorowych kosmetyków wygląda po prostu niesmacznie. Najwidoczniej naiwne panie za bardzo wzięły sobie do serca tego rodzaju opinie, bo dla pięknego wyglądu były w stanie poświęcić naprawdę wiele. Kontrowersyjne metody w dbaniu o urodę cieszyły się niegdyś wielką popularnością i w większości przypadków doprowadzały do poważnych chorób oraz śmierci.

 

Untitled.png1.png

fot/kobieta.wp.pl

 

O zjawiskowej urodzie starożytnych Egipcjanek krążą legendy. Wówczas makijaż był nie tylko sposobem na podkreślenie atrakcyjności – miał on również znaczenie symboliczne i duchowe. Nic więc dziwnego, że kobiety przywiązywały do niego szczególną wagę.

 

Choć podstawowym zadaniem makijażu było podkreślenie oczu (oko w starożytnym Egipcie było najważniejszym symbolem – przyp.red.), kobiety z równą dbałością podchodziły do malowania innych części ciała. Niestety, damy zakochane w odcieniu purpurowej czerwieni na ustach, nie cieszyły się długo z efektów modnego trendu. Otóż barwniki takich kosmetyków zawierały szkodliwe związki bromu, często będące przyczyną wielu chorób, a nawet śmierci. Biada mężczyźnie, który zakochał się w piękności z czerwonymi ustami – namiętny pocałunek mógł być dla niego ostatnią chwilą miłosnego uniesienia

 

Śmiertelna bladość

 

Untitled.png

fot/kobieta.wp.pl

 

Złota opalenizna, a czasem nawet skóra w odcieniu dojrzałej pomarańczy to marzenie wielu współczesnych kobiet. W końcu wiele z nich żyje w przekonaniu, że kwadrans odpoczynku w mieniącej się ultrafioletem trumnie z solarium jeszcze nikomu nie zaszkodził. O zgubnych skutkach takich przyjemności żadna oczywiście nie pomyśli.

 

Najwidoczniej z podobnego założenia wychodziły kobiety w dawnych czasach– te, w przeciwieństwie do wyżej wspomnianych, pożądały jedynie skóry w kolorze mleka. Im jaśniejszą karnację miała dama, tym wyższy był jej status społeczny. Aby wspiąć się na najwyższy szczebel społecznej drabiny, unikały słońca, stosowały zabiegi flebotomii, czyli upuszczania krwi, albo piły ocet. Jednak powyższe metody nie niosły za sobą tak poważnych konsekwencji jak popularne m.in. na wersalskim dworze bielidła.

 

Mieszanka białego ołowiu, kredy oraz rtęci maskowała brud oraz wszelkie niedoskonałości cery. Skutki uboczne wyglądu porcelanowej lalki kończyły się utratą włosów oraz śmiercią.

 

Arszenik dla urody

 

Untitled.png2.png

fot/kobieta.wp.pl

 

Magiczne tabletki z arszenikiem miały czynić cuda – zapewnić piękne i zdrowe włosy oraz gładką bladą cerę bez niedoskonałości. Dziś każdy wie, że popularny niegdyś specyfik to trucizna, która była przyczyną wielu groźnych chorób oraz śmierci.

 

Wzrok, który zabijał

 

Untitled.png3.png

fot/kobieta.wp.pl

 

Wilcze jagody dla urody? Dawniej kobiety nieświadome trujących właściwości tej rośliny nie miały nic przeciwko używaniu zrobionego z nich ekstraktu. Krople do oczu z pokrzyku wilczej jagody z założenia miały dodawać blasku spojrzeniu i rozszerzać źrenice. Panie były zachwycone efektem, jaki uzyskiwały za pomocą magicznego płynu – tylko dzięki niemu oczy wydawały się większe i bardziej atrakcyjne.

 

Włoszki nazywały wilcze jagody „Belladonna” (po włosku „piękna pani” – przyp.red.). Marzące o pięknym wyglądzie kobiety nie spodziewały się jednak niepożądanych efektów. Otóż krople zaburzały zdolność widzenia. Ostatecznie używanie kontrowersyjnego kosmetyku kończyło się utratą wzroku. W najgorszym wypadku również śmiercią.

 

Radioaktywne kremy

 

Untitled.png4.png

fot/kobieta.wp.pl

 

Odkrycie radu przez Marię Skłodowską-Curie i jej męża Piotra Curie miało niezaprzeczalny wpływ m.in. na rozwój medycyny ( sole Ra2+ były niegdyś używane w terapii nowotworowej – przyp.red.). Właściwości pierwiastka doceniono również w przemyśle kosmetycznym, czego dowodem są treści reklam z początku XX wieku. W jednej z nich, z 1915 roku, zapewniano o skuteczności radioaktywnych kremów w walce ze zmarszczkami:

 

„Kiedy zaaplikujesz krem na zmarszczki na twarzy lub na zmęczoną skórę, radioaktywne moce natychmiastowo zadziałają na nerwy i tkanki. Prąd stały energii przepłynie przez twoją skórę i w niedługim czasie zmarszczki znikną”.

 

Skuteczny sposób na ucieczkę od starości? W sumie tak. W końcu regularne stosowanie takich kremów nie pozwalało jej spokojnie doczekać, bo prowadziło do śmierci.

 

Śmierć w platynowej fryzurze

 

Untitled.png5.png

fot/kobieta.wp.pl

 

Jean Harlow była pierwszą platynową blondynką, która zdobyła popularność w Hollywood. Co ciekawe, to właśnie jasny kolor włosów zagwarantował jej miejsce wśród najsłynniejszych gwiazd srebrnego ekranu. W latach 30. dziennikarze rozpływali się w zachwytach nad jej wyjątkową urodą, nazywając młodą aktorkę „słodkim, blondwłosym stworzeniem” i nowym ideałem kobiecego piękna.

 

Za takie wyróżnienie musiała jednak zapłacić bardzo wysoką cenę. Otóż osiągnięcie wymarzonej platyny było możliwe tylko dzięki szkodliwym metodom rozjaśniania włosów. W skład toksycznej mikstury wchodziły płatki mydlane, utleniacz, amoniak oraz wybielacz. Choć oficjalnie Jean Harlow zmarła na mocznicę, czyli przewlekłą chorobę nerek, to często mówi się, że przyczyną jej dolegliwości były właśnie zabójcze chemikalia. Hollywoodzka blondynka zmarła w wieku zaledwie 26 lat.

 

Źródło: wp.png





#2

dziewięć.

    Apprentice

  • Postów: 472
  • Tematów: 9
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

 

Włoszki nazywały wilcze jagody „Belladonna” (po włosku „piękna pani” – przyp.red.). Marzące o pięknym wyglądzie kobiety nie spodziewały się jednak niepożądanych efektów. Otóż krople zaburzały zdolność widzenia. Ostatecznie używanie kontrowersyjnego kosmetyku kończyło się utratą wzroku. W najgorszym wypadku również śmiercią.

 

Atropina dalej stosowana jest w okulistyce. Wiem z doświadczenia, że zaburza widzenie, ale o tym, że traci się od tego wzrok nie słyszałam.

 

Dodam od siebie, że w epoce wiktoriańskiej dużą popularnością cieszyły się zielone suknie, które nasączone były arszenikiem. Arszenik stosowany był też w obiciach mebli, tapetach i zasłonach. Ludzie słabli i umierali a chyba dopiero pod koniec XIX czy na początku XX wieku zakazano tego barwnika.

No i kosmetyki i leki z tego okresu to też bardziej czary-mary i chodźmy się podtruć. Nie tylko dokładnego składu tych specyfików nikt nie podawał, to jeszcze popularne dziś narkotyki były przypisywane dzieciom na kaszel. Strach pomyśleć co w takich kremach było.

 

Z resztą kobiety z powodu swoich urojeń i statusu biologicznego zawsze miały pod górkę, kiedy wiedza była jeszcze mało powszechna. W XX-leciu międzywojennym popularnym środkiem antykoncepcyjnym były irygacje miejsc intymnych wybielaczem. Wiem, że to nie jest związane z dbaniem o urodę, ale mimo wszystko wchodzi w kategorię higieny osobistej.


Użytkownik dziewięć edytował ten post 14.07.2016 - 19:17

  • 2



#3

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Moim zdaniem niektóre dziewczyny , aż przesadzają z tym wyglądem- wyzywające makijaże  , które zakrywają urodę i  operacje plastyczne , Fuj! :)


  • 0



#4

Książe Zła.
  • Postów: 683
  • Tematów: 77
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Ciekawe, jakie kosmetyki w dzisiejszych czasach mają takie "zabójcze" działanie.
  • 0



#5

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Bardzo zabójczy w dużych ilościach jest botoks.

Jad kiełbasiany, inaczej toksyna botulinowa, botulinotoksyna, botulina, w skrócie BTX (z łac. botulus – kiełbasa) – białkowa, należąca do neurotoksyn, egzotoksyna wytwarzana przez bezwzględnie beztlenowe bakterie – laseczki o nazwie gatunkowej Clostridium botulinum, a także przez nielicznych innych przedstawicieli rodzaju Clostridium. Substancja ta w zależności od podanej dawki może być silnie trująca dla organizmu człowieka lub też wykazywać określone działanie lecznicze – np. w medycynie estetycznej przy walce ze zmarszczkami mimicznymi, leczeniu kurczu twarzy i powiek czy nadmiernej potliwości. Polega to na czasowym paraliżu określonych mięśni, a raczej końcówek nerwowych, które z czasem się odbudowują i zabieg trzeba powtórzyć po około 6 miesiącach.

Botulina jest jedną z najsilniejszych znanych toksyn. Dawka śmiertelna dla człowieka oceniana jest na ok.:

1,3–2 ng/kg dożylnie
10–13 ng/kg inhalacja
1 μg/kg doustnie





#6

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

W skład toksycznej mikstury wchodziły płatki mydlane, utleniacz, amoniak oraz wybielacz.

Zupełnie tak jak dzisiaj. Tylko pewnie składniki inne.

 

Do wymienionych dochodzą jeszcze kosmetyki z kolorowymi pigmentami mineralnymi, nieraz bardzo toksycznymi. Jako różu do policzków ale też pigmentu pomadek używano dawniej cynobru, będącego związkiem rtęci; alternatywą mogła być minia ołowiowa, rozdrobniony antymonit był używany do czernienia rzęs.


  • 0



#7

riseman.
  • Postów: 705
  • Tematów: 27
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Najlepsze są panie w urzędach w okienkach czy przy biurkach... Niemłode już kobity, widać że rano godzina spędzona przed lustrem na podrzucaniu tynku na facjatę, następna godzina na zacieranie, nie wspominając o pazurach. Wyobrażam sobie te kielnie, japony i blichówy przy lustrach stojące.

Ostatnio jedna na poczcie nie była w stanie odkleić naklejki na polecony i kolejnej na priorytet przez długość swoich szponów. Miała problem z napisaniem 5,50zł na karteczce. O klawiaturze kompa nawet nie chcę myśleć... Po co wam to baby? Zwłaszcza jak już chłopa usidlicie i nie musicie szukać dalej?


  • 0



#8

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 Po co wam to baby? Zwłaszcza jak już chłopa usidlicie i nie musicie szukać dalej?

Wiesz.... nikt nie zna dnia, ani godziny...





#9

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

To chyba wynik pewnej rywalizacji z innymi kobietami, na zasadzie "moje ozdóbki będą ładniejsze i większe".


  • 0



#10

szczyglis.
  • Postów: 1174
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

 

Włoszki nazywały wilcze jagody „Belladonna” (po włosku „piękna pani” – przyp.red.). Marzące o pięknym wyglądzie kobiety nie spodziewały się jednak niepożądanych efektów. Otóż krople zaburzały zdolność widzenia. Ostatecznie używanie kontrowersyjnego kosmetyku kończyło się utratą wzroku. W najgorszym wypadku również śmiercią.

 

Atropina dalej stosowana jest w okulistyce. Wiem z doświadczenia, że zaburza widzenie, ale o tym, że traci się od tego wzrok nie słyszałam.

 

Atropina to standardowy specyfik przy badaniu wzroku. Miałem wkraplaną atropinę i to nie do końca tak, że powoduje zaburzenie wzroku. Atropina po prostu powoduje natychmiastowe rozszerzenie źrenic i stan taki utrzymuje się około pół godziny (zależnie od dawki). Źrenice przez ten czas nie zwężają się nawet patrząc na silne źródła światła, co wywołuje niezłe oślepienie. Pamiętam swój powrót od okulisty przez pół miasta z buta lata temu. W środku lata, pod Słońce, z atropiną w oczach. O mało nie oślepłem, musiałem trzymać rękę nad czołem (nie miałem okularów), bo inaczej szedłbym już całkowicie na ślepo. To nie żadne zaburzenie wzroku, tylko zwyczajny efekt skutkujący blokadą zwężania się źrenicy.


  • 0



#11

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Człowiek, to takie zwierzę, że w pogoni za własnym pięknem, chęcią podobania się, jest w stanie zaryzykować nawet własnym zdrowiem lub życiem. To co usprawiedliwia zaszłe epoki, to fakt, że mogli nie znać działania "ubocznego", że tak nazwę to eufemistycznie, poszczególnych związków chemicznych.





#12

dziewięć.

    Apprentice

  • Postów: 472
  • Tematów: 9
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Atropina to standardowy specyfik przy badaniu wzroku. Miałem wkraplaną atropinę i to nie do końca tak, że powoduje zaburzenie wzroku. Atropina po prostu powoduje natychmiastowe rozszerzenie źrenic i stan taki utrzymuje się około pół godziny (zależnie od dawki). Źrenice przez ten czas nie zwężają się nawet patrząc na silne źródła światła, co wywołuje niezłe oślepienie. Pamiętam swój powrót od okulisty przez pół miasta z buta lata temu. W środku lata, pod Słońce, z atropiną w oczach. O mało nie oślepłem, musiałem trzymać rękę nad czołem (nie miałem okularów), bo inaczej szedłbym już całkowicie na ślepo. To nie żadne zaburzenie wzroku, tylko zwyczajny efekt skutkujący blokadą zwężania się źrenicy.

 

Zaraz po zakropleniu widzenie się pogarsza, później dochodzi do siebie i pozostaje tylko światłowstręt. Tak ja miałam, tak ludzie zwykle mają. Ten efekt jest nazywany zaburzeniem wzroku.

 

Jeżeli o dbanie o urodę chodzi. Makijaż ładnym niepotrzebny a brzydkim i tak nie pomoże jak to mówią ^^ Ale z biologią się nie wygra. U ludzi samice zawsze rywalizowały o samca a strojenie się jest to metoda zapisana w genach. Jakieś tam pisemka kobiece kiedyś próbowały przemianować pindrzenie się z naturalnych instynktów na nowoczesną rywalizację pomiędzy kobietami. Rywalizacja oczywiście jest, ale o samca a nie o samo to, która lepiej wygląda jak to próbowano wyjaśnić.


  • 2



#13

Claire.
  • Postów: 294
  • Tematów: 12
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Do tej pory tak jest. Kobiety robią sobie straszne rzeczy cały czas... wstrzykują botoks, wklepują w siebie tony kosmetyków wyszczuplających, opalają się całymi dniami, depilują się rakotwórczymi kremami, robią głodówki wielodniowe, powiększają piersi.. i robią tysiące innych rzeczy, żeby zatrzymać czas.

Ja mam 33 lata i  już dwie moje rówieśniczki, które tak bardzo o siebie dbały, nie żyją, bo umarły na raka. Ponadto mam jedną rówieśniczkę, która jest w psychiatryku już od dłuższego czasu bo ma anoreksję, jeszcze inna cierpi na poważną depresję, uciekła za granicę, ja sama mam depresję i biorę leki.

 

Czasy się nie zmieniły, jeśli już to na gorsze. To chory pęd to zatrzymania czasu, do bycia najlepszym, najszczuplejszym... To chore. chory jest ten świat a raczej ludzie są zryci. Zamiast się cieszyć z ptaszków, wiosny, tego, że mamy co jeść, gdzie spać... że mamy dzieci .. To zawsze nam mało i mało.... To nas gubi.


  • 0

#14

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

kosmetyki--340x340.jpg

Dziewiętnastowieczna aktorka musiała starannie

nakładać grubą warstwę makijażu (fot. domena publiczna).

 

 

Ołów, arszenik, rtęć… To nie lista trucizn, a substancje, po które sięgały dawne piękności. Traciły nie tylko pieniądze, czas i wygodę, ale zdrowie, a nawet życie. Co jeszcze były gotowe znieść w pogoni za urodą i wieczną młodością?

 

Stare porzekadło głosi, że piękno wymaga poświęceń. Ale nie precyzuje, jak wielkich. Nawet dzisiaj marzenie o idealnej cerze, zgrabnej sylwetce czy młodym wyglądzie często wygrywa ze zdrowym rozsądkiem. A współczesne inwazyjne zabiegi wydają się błahostką w porównaniu z tym, co kobiety znosiły w przeszłości. Przede wszystkim, nie mając świadomości lub zwyczajnie o to nie dbając, aplikowały sobie codziennie szereg niebezpiecznych substancji. Czym dokładnie się truły?

 

Nieskazitelnie ołowiana cera

 

Ołów posiada długą i barwną – nomen omen – historię w kosmetyce. Wchodził na przykład w skład kohlu, rodzaju czerniącej kredki do oczu, za pomocą której nadawano oczom migdałowy kształt. Przede wszystkim stosowano go jednak do wybielania cery. Robiły to już Egipcjanki i Rzymianki. Aby twarz była nieskazitelna, nakładały na nią silnie toksyczną biel ołowianą zwaną cerusytem lub bielą wenecką. Tak o działaniu tego specyfiku opowiada w książce: „Facepaint. Historia makijażu” Lisa Eldridge:

 

Dzięki zawartości czystego ołowiu, właściwościom matującym i satynowemu wykończeniu, które nadawał, cerusyt wenecki stał się najbardziej pożądanym białym podkładem. Preferowała go głównie europejska arystokracja, która mogła sobie na taki wydatek pozwolić. Problem polegał na tym, że im więcej cerusytu się używało, tym więcej trzeba go było nakładać, aby ukryć przykre skutki jego działania.

 

Długotrwałe stosowanie powodowało przebarwienia skóry, cera stawała się szara, zmęczona, nabierała odcieni żółci, zieleni i fioletu, przez co twarz w końcu zaczynała wyglądać jak wysuszony stary owoc. Ciągłe używanie specyfiku było również przyczyną próchnicy zębów, nieświeżego oddechu i wypadania włosów, a nawet trwałego uszkodzenia płuc.

 

ninon.jpg

Ninon de L’Enclos. Kosmetyk nią inspirowany miał usuwać piegi. (fot. domena publiczna)

 

Renesansowe piękności, na czele z królową Elżbietą I Tudor, zapamiętale stosowały szkodliwe kosmetyki. Ołowica z czasem zaczęła zbierać wśród nich śmiertelne żniwo. I choć negatywne efekty nadmiernego upodobania do stosowania kosmetyków na bazie ołowiu było widać gołym okiem, to i tak szybko trafiły one do masowej sprzedaży.

 

W czasach wiktoriańskich rynek zalały produkty takie jak „Bloom of Ninon de L’Enclos”, które rzekomo usuwały piegi czy blizny, a skórze twarzy, dekoltu i rąk nadawały niezwykłą białość i gładkość. Słynny preparat nosił imię siedemnastowiecznej kurtyzany Anny „Ninon” de L’Enclos i był podobno sporządzany według jej receptury. Ponoć stosowała go z upodobaniem sama Maria Antonina. Popularność takich produktów utrzymywała się przez cały XIX wiek, zwłaszcza wśród arystokracji i artystów.

 

Kąpiele w arszeniku

 

Innym cudownym produktem, który „gwarantował” doskonale gładką i jasną cerę, był… arszenik. Ten niezwykle toksyczny związek chemiczny niszczył czerwone krwinki. Zapewniał wprawdzie w ten sposób pożądaną bladą skórę, ale stosowanie go prowadziło do śmierci. Nie wszyscy zdawali sobie z sprawę z zagrożenia, co wykorzystała w XVII wieku Giulia Tofana. Zbiła fortunę na sprzedaży cudownego arszenikowego pudru mieszkankom Palermo, Neapolu i Rzymu. Produkt nosił nazwę „Aqua Tofana”, a jego autorka doskonale wiedziała, że sprzedaje truciznę. Przypisuje się jej ponad 600 ofiar, w tym sześciu mężów. Ostatecznie włoska bizneswoman stanęła przed sądem i została skazana na śmierć.

 

Produkty na bazie arszeniku – tym razem do zażywania – zalały też na przełomie XIX i XX wieku rynek amerykański. Najczęściej były sygnowane nazwiskami nieistniejących lekarzy, jak „Dr Rose’s French Arsenic Complexion Wafers” czy „Dr. McKenzie’s Improved Harmless Arsenic Complexion Wafers”. Uznawano je za nieszkodliwe. Według producentów miały uczynić cerę promienną, jędrną i gładką.

 

Szybko okazało się, że długotrwałe zażywanie arszeniku nie pozostaje bez wpływu na ogólny stan zdrowia. Powodowało uszkodzenia układu nerwowego i nerek, utratę włosów, krwotoki, ślepotę, chorobę skóry zwaną rogowaceniem arsenowym czy bielactwo. Koszt pogoni za pięknem był wysoki. W amerykańskiej prasie można było przeczytać na przykład o młodej damie z Indianapolis, która straciła wzrok wskutek zażywania arszeniku. Z kolei w 1911 roku 18-letnia Hildegarde Walton z St Louis zmarła po zażyciu kilku pudełek „cudownego” produktu.

 

Na tym wykorzystanie arszeniku do celów pielęgnacyjnych się nie kończyło. Lola Montez, aktorka i pisarka doby wiktoriańskiej, pisała w książce „The Arts of Beauty” o Czeszkach regularnie zażywających kąpieli w wodach zawierających wysokie stężenie arsenu. Podobno „zapewniały ich skórze transparentną biel”. Ostrzegała jednak, że cena jest wysoka: „muszą zażywać kąpieli w arsenowych źródłach aż po kres swoich dni, inaczej grozi im rychła śmierć”.

 

J.-W.-Waterhouse-Circe-600x387.jpg

Obraz Johna Williama Waterhouse’a przedstawiający Kirke,

często uważany błędnie za portret Giulii Tofany (źródło: domena publiczna).

 

Z delikatnym połyskiem rtęci

 

Rtęć była popularna już w renesansowej kosmetyce. Zanim wynaleziono nadtlenek benzoilu, używano jej do eliminowania wyprysków czy przebarwień. Leczono nią także syfilis, stąd powiedzenie, że jedna noc z Wenerą może skutkować resztą życia w objęciach Merkuriusza. Jakby tego było mało, często stosowano ją razem z silnie toksycznym antymonem. Powodowało to między innymi drażliwość, huśtawki nastrojów, utratę włosów i zębów, bóle głowy czy bezsenność.

 

Bez rtęci nie potrafiły się obyć zwłaszcza XVIII-wieczne Francuzki. Nakładały na ubielone twarze grubą warstwę barwiczki. Jako pigment przez wieki stosowany był siarczek rtęci zwany cynobrem. Toksyczna rtęć penetrowała grubą warstwę ołowiu, wnikając do krwioobiegu i powodując przebarwienia czy złuszczanie skóry, którą trzeba było pokrywać kolejną warstwą kosmetyków.

 

Podobny zabieg stosowały Włoszki, jak opowiada autorka książki „Facepaint. Historia makijażu”:

 

Weneckie piękności tej epoki, łącznie z wielką damą świata mody, francuską królową Katarzyną Medycejską, używały też mieszanki rtęci (niezawodnego składnika do rozjaśniania przebarwień i piegów) i arszeniku z odrobiną piżma. Jak na ironię, piżmo i jego składowe mogą wywołać hipopigmentację, co dowodzi po raz kolejny, że im więcej ktoś miał pieniędzy na kosmetyki, tym gorzej mógł w efekcie wyglądać.

 

katarzyna-medycejska.jpg

Katarzyna Medycejska miała niezrównaną polityczną intuicję.

W przypadku zamiłowania do bielideł instynkt ewidentnie ją zawiódł. (fot domena publiczna).

 

Cena była wysoka, ale nie zrażało to ówczesnych piękności. Lekki połysk kosmetyków na bazie rtęci zapewniał im przecież tak pożądany efekt młodości, niewinności i promiennej skóry.

 

Maseczka z radu na promienną cerę

 

Nowe „pokusy” dla miłośniczek piękna pojawiły się wraz z odkryciem radu w 1898 przez Marię i Piotra Curie. Przedsiębiorczy handlowcy wkrótce przedstawili propozycje zupełnie nowych zastosowań promieniotwórczych pierwiastków. „W energii radu kryje się tryskająca fontanna młodości i piękna!” – obiecywała reklama kosmetyków Radior z 1918 roku.

 

W latach 30. we Francji powstała marka Tho-Radia, której nazwa pochodziła od dwóch radioaktywnych związków: chlorku toru i bromku radu. Producent obiecywał kobietom jędrną skórę, szczupłą figurę, usunięcie wszystkich niedoskonałości, zatrzymanie objawów starzenia, świeżą i młodą cerę. Kosmetyków tego typu pojawiało się więcej: w latach 20. popularne były na przykład radioaktywne glinki w formie maseczek. Sprzedawano je między innymi pod egidą marki Kemolite.

 

W latach 20. i 30. XX wieku produkty na bazie pierwiastków promieniotwórczych były absolutnym must have. Obejmowały całą gamę kosmetyków od kremów po pasty do zębów. Co ciekawe, substancje aktywne można było wówczas znaleźć nawet w produktach dla niemowląt, czekoladzie, prezerwatywach i papierosach. Dopiero późniejsze badania dowiodły, że „promienna” cera bywała okupiona wymiotami, anemią, krwotokami wewnętrznymi i nowotworami.

 

Gładka skóra wymaga cierpienia

 

Kobiety narażały się też na niebezpieczeństwo, próbując znaleźć sposób na szybkie i łatwe pozbycie się niepożądanego owłosienia. Używały do tego… talu. Ten odkryty w 1861 roku silnie toksyczny i trujący pierwiastek początkowo uchodził za doskonale lekarstwo na choroby weneryczne, grzybicę, dyzenterię czy gruźlicę. Pomysł zastosowania go do depilacji pojawił się, gdy zauważono, że środek, przepisywany na grzybicę skóry głowy, powoduje wypadanie włosów.

 

Krem na rynek amerykański wypuściła marka Koremlu. Już w latach 30. w związku ze szkodliwym działaniem specyfiku wybuchła afera. Niestety wówczas produkt nie był sklasyfikowany jako lek przez Agencję Żywności i Leków, więc rząd nie mógł nic zrobić.

 

W tym okresie na pierwsze strony gazet trafiały kolejne szokujące wypadki. Pewne dziecko zmarło po zjedzeniu chleba posmarowanego zabójczym produktem. Przeciwko producentowi mnożyły się pozwy cywilne. Bezskutecznie – „uratował się” ogłaszając bankructwo.

 

Ostatecznie oczekujący szybkiego i łatwego zysku przedsiębiorcy musieli pogodzić się z tym, że zastosowanie talu należało ograniczyć do trutek na szczury. Albo wykorzystać go jako narzędzie zbrodni, jak morderczyni z kryminału Agathy Christie „Tajemnica Bladego Konia”.

 

radior.jpg

Radior był popularnym prepatarem, który miał dodać „radioaktywnego blasku”.

Reklama z 1918 roku. (fot. domena publiczna).

 

Kobiety miały jednak do wyboru także inną, nie mniej niebezpieczną metodę usuwania owłosienia. Oferowano im zabiegi tego typu, a także leczenie egzemy i trądziku, za pomocą… odkrytych na początku XX wieku promieni rentgena.

Niektóre zdesperowane panie potrafiły dawać się naświetlać przez wiele godzin. Owszem, włosy wypadały, ale w bonusie pojawiały się popękane naczynka, pęcherze na skórze i zgrubienia. Te ostatnie często przeradzały się w nowotwór, wówczas nieuleczalny. Po szeregu pozwów o odszkodowanie także ten intratny biznes stracił na popularności.

 

W pogoni za pięknem

 

Czy współczesne trendy w kosmetyce tak bardzo różnią się od tego, co obowiązywało pięćdziesiąt, sto czy trzysta lat temu? Dziś, gdy reklamy bombardują nas wizerunkami modelek o doskonałych sylwetkach, idealnie młodej i gładkiej skórze oraz błyszczących włosach wydaje się, że nie. W pogoni za ideałem kobiety wstrzykują dziś sobie w skórę neurotoksyny. Cierpliwie poddają się też bolesnym zabiegom z użyciem promieni lasera, które mają rozjaśnić ich cerę, usunąć zmarszczki czy zbędne owłosienie.

 

Nakładają na skórę czy włosy wiele kosmetyków, często rakotwórczych i silnie trujących, jak formaldehyd obecny w produktach do pielęgnacji ciała czy paznokci. Mimo wieloletniej batalii o wyeliminowanie metali ciężkich z produktów kosmetycznych nadal są one obecne. Ołów można znaleźć w szminkach popularnych marek, a rtęć choćby w mascarach. Czy powinniśmy wierzyć producentom, że mimo to są bezpieczne?

 

Literatura:

    Rajiv Shah, Kelly E. Taylor, Concealing Danger: How the Regulation of Cosmetics in the United States Puts Consumers at Risk, „Fordham Environmental Law Review”, tom 23, nr 1/2011.
    Aleksandra Zaprutko-Janicka, Piękno bez konserwantów, Znak Horyzont 2016.
    Agnieszka Bukowczan-Rzeszut, Barbara Faron, Siedem śmierci. Jak umierano w dawnych wiekach, Astra 2017.
    Eldridge, Facepaint. Historia makijażu, tłum. B. Zandman, Znak Horyzont 2017.
    Lola Montez, The Arts of Beauty; Or, Secrets of a Lady’s Toilet, Dick & Fitzgerald 1858.

źródło


  • 1



#15

Daniel..
  • Postów: 4137
  • Tematów: 51
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Te kobiety na obrazach z dawnych lat naprawdę wszystkie były tak potwornie brzydkie i bardzo w tej brzydocie podobne do siebie czy to po prostu jakieś dziwne zniekształcenia artystów? W zasadzie atrakcyjne kobiety na dziełach sztuki pojawiają się stosunkowo od niedawna, ciekawe.


  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych