Skocz do zawartości


Zdjęcie

Spuk z Rosenheim – przedziwne nawiedzenie z Niemiec


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
2 odpowiedzi w tym temacie

#1

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Spuk z Rosenheim – przedziwne nawiedzenie z Niemiec

 

W kancelarii Sigmunda Adama w Rosenheim na oczach kilkudziesięciu ludzi rozgrywały się sceny rodem z horroru. Ciężkie meble ożywały, żarówki eksplodowały, a telefony dzwoniły jak opętane. Naukowcy stwierdzili, że to wina "nieznanej energii", inni wskazywali na złego ducha. Prawda okazała się jeszcze dziwniejsza.

 

 

  • W kancelarii Sigmunda Adama w Rosenheim samoczynnie dzwoniły telefony, pękały żarówki i przesuwały się ciężkie meble.
  • Świadkami wydarzeń byli wezwani tam technicy i inżynierowie, którzy uznali, że odpowiedzialna jest za to "siła o nieznanym charakterze".
  • Dr Hans Bender stwierdził, że źródłem zjawisk nie jest zły duch, lecz paranormalne zdolności osoby z otoczenia mecenasa.

Na początku grudnia sensację w polskich mediach wywołały doniesienia o "nawiedzonym domu" w Turzy Wielkiej pod Działdowem, którego mieszkańcy mieli być nękani przez niewidocznego agresora ciskającego w nich różnymi przedmiotami. Eskalacja ataków sprawiła, że na miejsce wezwano egzorcystę, choć ci często okazują się bezradni wobec aktywności poltergeistów. Termin ten, pochodzący od niemieckiego słowa oznaczającego "hałaśliwego ducha", odnosi się do ataków destrukcyjnej, nieuchwytnej siły. Do czego zdolne są poltergeisty pokazał przypadek z 1967 r., kiedy na oczach wielu świadków (w tym naukowców) złośliwy "byt" demolował kancelarię prawniczą w bawarskim Rosenheim.

 

"Duch" zagnieździł się w biurze Sigmunda Adama

Kiedy elektryk Bauer przybył do kancelarii Sigmunda Adama przy Königstraße, by kolejny raz naprawić oświetlenie, był pewien, że to, co się tam dzieje jest sprawką żartownisia. Zamontowawszy świetlówki, schodził z drabiny, kiedy usłyszał głośny huk i zauważył, że coś znowu wyłamało je z gniazd. Uznał wtedy, że to nie figle, tylko czarna magia – pisał w styczniu 1968 r. Der Spiegel, próbując dociec, co leży u źródła tajemniczych wydarzeń rozgrywających się od wielu miesięcy w małym bawarskim mieście.

 

Wszystko zaczęło się niewinnie wiosną 1967, kiedy prawnik z Rosenheim, Sigmund Adam, zauważył, że coś jest nie tak z telefonami w jego kancelarii. Początkowo aktywność Spuka (niem. "zjawa" lub "hałas"), jak nazwano zagadkową siłę, była ledwie zauważalna. Zaczęło się od urywanych rozmów telefonicznych i dziwnego zachowania aparatów. Zdarzało się, że wszystkie cztery dzwoniły jednocześnie, lecz nikt nie odzywał się w słuchawkach. Bardziej niż tym Adam zaskoczony był horrendalnie wysokim rachunkiem za połączenia. Próbując to wyjaśnić, skontaktował się z producentem telefonów, ale nie wykryto w nich usterek.

 

Z końcem roku Spuk zrobił się bardziej złośliwy. Telefony w kancelarii dosłownie oszalały i, jak ustalono, nawet do kilkudziesięciu razy na kwadrans samoczynnie dzwoniły na… zegarynkę. Adam nie mógł normalnie pracować, tym bardziej, że wkrótce pojawiły się ciągłe problemy z zasilaniem albo oświetleniem. Coś wykręcało z gniazd kilkudziesięciocentymetrowe świetlówki. Kiedy zdecydowano się zamienić je na żarówki, te eksplodowały (jedna poraniła pracownicę biura). By wyjaśnić zagadkę, w połowie listopada 1967 r. do kancelarii udała się ekipa ekspertów z miejskiego zakładu energetycznego pod kierownictwem Paula Brunnera. Zamontowawszy urządzenia pomiarowe, stali się oni nieoczekiwanie świadkami "cudów", o których wieść ściągnęła do Rosenheim dziennikarzy z całego kraju.

 

W trakcie badań trwających cztery tygodnie elektrycy wielokrotnie słyszeli głuche uderzenia i znajdowali szkło z pękniętych żarówek. Brunner zaobserwował z kolei, jak obraz na ścianie "wykonał szybki obrót o ok. 320 stopni w lewo, wskutek czego splątał się drucik, na którym był on zawieszony" – relacjonował.

 

Najciekawsze, że Spuk nie przejmował się obecnością badaczy ani klientów kancelarii. Przykładowo, 19 października Adam usłyszał krzyk 19-letniej sekretarki Annemarie Schaberl, że znowu poruszają się meble, co poświadczył obecny na miejscu urzędnik skarbowy. W sumie – jak oszacowali badacze – efekty działania nieuchwytnej siły obserwowało ok. 40 osób, w tym inżynierowie oraz fizycy.

W niektóre dni aktywność "ducha" była intensywniejsza. Przykładowo protokół z 4 grudnia 1967 informuje, że od 11.00 do 15.00 w biurze doszło do eskalacji dziwnych zjawisk. Najpierw oszalały telefony, potem kołysały się obrazy i żyrandole, a na koniec fotokopiarka zaczęła "parskać" atramentem. Z czasem horror, w jaki przemieniło się życie zawodowe Adama, nabrał elementów groteski. By powstrzymać Spuka przed dzwonieniem na zegarynkę, mecenas (dosłownie) pozamykał telefony na kłódkę, jednak bez skutku. Co gorsza, nawet ekipa Brunnera nie potrafiła wyjaśnić, co się tam dzieje. Jej zdaniem "anomalie" nie wynikały z usterek w instalacji elektrycznej, bo ta została dokładnie sprawdzona.

 

"Za te zjawiska są odpowiedzialne siły o nieustalonej proweniencji" – napisał Brunner w raporcie z grudnia 1967 r., co nie usatysfakcjonowało Adama, do którego coraz częściej zgłaszali się egzorcyści oraz łowcy duchów skłonni przepędzić lubującego się w elektryce upiora.

 

To nie duch, lecz oddziaływanie żywego człowieka

Na początku grudnia 1967 do Rosenheim przybył dr Hans Bender (1907-91) – psycholog z Fryburga, którego zainteresowania badawcze skupiały się na zagadnieniach z pogranicza. Znając z literatury oraz autopsji przypadki bliźniaczo podobne do tego, co działo się w kancelarii przy Königstraße, badacz postawił szokujący wniosek: wywołujący panikę i chaos Spuk nie pochodził z zaświatów.

 

Bender wyjaśniał, że były to manifestacje mimowolnej telekinezy – oddziaływania mocy psychicznych na przedmioty materialne. Dodał, że energia zdolna do przesunięcia mebla o wadze ponad 100 kg musiała być generowana przez "psyche" kogoś z otoczenia Adama. Wskazał na wspomnianą Annemarie Schaberl, która – jak zauważył – zawsze była w pobliżu, gdy uaktywniał się "duch".

 

"Kiedy ta młoda dama szła korytarzem, kołysały się za nią żyrandole" – odpowiadał Bender sceptykom sugerującym, że była to jej umyślna mistyfikacja.

 

Ta koncepcja nie przemawiała jednak do wszystkich. Trudno bowiem wyobrazić sobie, w jaki sposób siła umysłu może przesuwać meble albo sprawić, że telefon sam dzwoni na zegarynkę. Badacz z Fryburga również nie potrafił powiedzieć, jakie mechanizmy tym kierują, ale posiłkując się doświadczeniem innych parapsychologów tłumaczył, że Spuk, a właściwie poltergeist, jest rodzajem energii mentalnej emitowanej przez osoby mające do tego predyspozycje. Najczęściej są to dziewczęta w okresie dojrzewania, które z jakichś powodów stanowią tymczasowy "katalizator" tych zjawisk. Poltergeist ujawnia się zazwyczaj, gdy taka osoba jest sfrustrowana albo zdenerwowana.

Schaberl, chociaż starsza od typowych "telekinetyczek", była osobą niestabilną psychicznie i silnie znerwicowaną z racji problemów osobistych – zauważył Bender, który – jak się wkrótce okazało – mógł mieć rację. Kiedy na początku kolejnego roku kobieta zwolniła się z kancelarii przy Königstraße, znikł też poltergeist, który rzekomo udał się z nią do nowej pracy, gdzie był dużo mniej aktywny. Nim do tego doszło, przez kilka styczniowych dni 1968 r., mocno dawał się we znaki mec. Adamowi:

 

"Na oczach fizyka prof. Büchela, samoczynnie wysuwały się szuflady, a ponad 150-kilogramowa szafa z dokumentami odsunęła się 30 cm od ściany. Z haków spadały obrazki i kalendarze" – odnotował Bender.

 

Naukowcy czuli niedosyt, nie potrafiąc określić natury zagadkowych oddziaływań. Fizyk dr Karger, choć próbował ustalić, co napędza Spuka, nie mógł powiedzieć o tym zbyt wiele: "Zjawiska te wydają się być efektem nieregularnych, krótkotrwałych sił" – stwierdził, dodając jednak, że niektóre epizody sugerowały, że fenomenem kierowała jakaś inteligencja.

 

Czy było to więc nawiedzenie? Wiele lat później Annemarie Schaberl w rozmowie ze stacją PRO 7 wypowiadała się krytycznie o teorii dr. Bendera.

– Jestem normalną osobą. To musiało być coś innego – powiedziała, dodając, że nigdy w życiu nie dysponowała żadnymi supermocami.

 

źródło


  • 3



#2

Churchyard dweller.
  • Postów: 356
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Przypomina to historie Joasi z Sosnowca z lat 80 (jest temat na forum). Tam nawet lustro latalo i przeniklo przez sciane. Tez swiadkami byli i sprawe badali naukowcy. Twierdzili ze zrodlem Poltergeista byla Joasia. Czy to mozliwe ze przedmioty naprawde sie przesuwaly i lataly? Jesli tak czy mogly to byc sztuczki kobiet? Czy swiadkowie klamia czy dali sie oszukac?
  • 0

#3

Wirowmaker.

    Go Beyond! Plus Ultra!

  • Postów: 85
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Uwielbiam takie tematy masz wielkiego plusa!

Sprawą Joasi z Sosnowca a potem z Czeladzi interesowałem się bardzo bo ... sam mieszkam w Czeladzi i ten przypadek też znam. Wielokrotnie przyglądałem się tej sprawie, szczególnie że przypadki z manifestacją i związane z Super mocami to dziecięce marzenie którego się nie wstydzę hehe. :)

 

Dla mnie te zjawiska i relacje mogą mieć w sobie ziarno prawdy ponieważ zostały udokumentowane jako prawdziwe. Według mojej opinii po mimo braku stwierdzenia istnienia telekinezy coś w tym jest nie było to 4-5-10 a ponad 40 ludzi którzy widzieli co się dzieje i byli to urzędnicy, naukowcy i Ci bardziej nawiedzeni ludzie nie tylko niewykształceni zabobonni ludzie a specjaliści i tęgie głowy ... wiadomo że człowiek do dzisiaj ma problemy z poznaniem swojego ciała a co dopiero machiny takiej jak mózg który ukrywa przed nami wielkie tajemnice. Czy telekineza jest prawdopodobna ? Czy istnieje ? Czy każdy mógł by się jej nauczyć? ... Marzę o tym od dziecka lecz na razie te pytania pozostają bez odpowiedzi ... i czekają miejmy nadzieję na swoje odkrycie.


  • 1



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych