Skocz do zawartości


Zdjęcie

Matki Chico Xaviera


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
2 odpowiedzi w tym temacie

#1

hansel.
  • Postów: 104
  • Tematów: 29
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

 

Wszystkim którzy zastawiają się gdzie są teraz Duchy naszych drogich zamarłych polecam obejrzeć właśnie ten  ten film:

 

 

 

,,Drogi tato Wilsonie i kochana mamo Chiquinho” zapisał dużymi, zaokrąglonymi literami Chico Xavier. Był piątek 18 października 1980 r. Kolejny z listów zapisanych przez medium psychograficznie został nieco później odczytany przez samego Chico i wprawił w ekstazę Franciscę Ruiz Dellalio i Wilsona Dellalio, rodziców Eduarda Ruiza Dellalio, który zmarł cztery miesiące wcześniej w wieku 18 lat jako ofiara wypadku motocyklowego cztery przecznice od swojego domu w dzielnicy Tatuapé w São Paulo. Był to pierwszy tekst, który otrzymali. „Myślałem o wakacjach, niczego nie przeczuwający, gdy nagle poczułem uderzenie”, można było przeczytać dalej w liście, co pokrywało się zrestą z tematami rozmów rodziców ze swoim synem w dniach poprzedzających wypadek.

Eduardo był kimś więcej niż jedynym dzieckiem pani Chiquinhi i pana Wilsona. Z dziesięciu ciąż tego małżeństwa pięć zakończyło się poronieniem, dwoje dzieci urodziło się martwe, jeden synek zmarł mając tydzień, a coreczka, Kátia, umarła, gdy skończyła roczek. „Do chwili otrzmania pierwszej wiadomości od Eduarda, po prostu nie było we mnie życia” – wspomina Chiquinha, która niegdyś wstawała w nocy i biegła w płaczu powąchać ubrania syna wiszące w szafie. „Chio wyrwał mnie z koszmaru” – twierdzi. „Był moim zbawieniem”. Chiquinha, mająca dziś 69 lat, wspomina z ogromnym oddaniem człowieka, który dzięki 22 listom zapisanych psychograficznie na niemal 300 stronach przyniósł jej otuchę, „Gdy znajdowało się obok niego, nie czuło się, że stoimy na ziemi. Chwytałam się każdego słowa, które wypowiadał”. Jeden wyjątkowy list poruszył przede wszystkim Franciscę. W wiadomości numer siedem jej syn powtórzył wyrażenie, którego używał wyłącznie w rozmowach z nią. Zwykł był mówić, że chciałby „poszerzyć to tu, to tam swoje horyzonty”, gdy potrzebował zwiększenia nieco swojej tygodniówki, by móc wyjechać na weekend ze swoimi znajomymi. „Nawet jego ojciec o tym nie wiedział” – mówi wzruszona matka. „Czuję jeszcze zapach jego perfum w domu”.

Listy, które psychografował Chico w czasie swojej pracy mediumicznej rozpoczętej w 1927 r., gdy miał 17 lat, są wyjątkowym spadkiem, który pozostawił ten największy w historii Brazylii lider spirytystyczny. Dzięki nim zmarłe osoby nawiązywały kontakt z tymi, którzy umierali na Ziemi z tęsknoty. 2 kwietnia kończą się uroczystości związane z setną rocznicą urodzin medium. Dzień wcześniej do kin wchodzi film „Matki Chico Xaviera” wyreżyserowany przez Glaubera Filho i Haldera Gomesa. Przedstawiono w nim cierpienie dwóch matek, które straciły swoje dzieci i jednej, która będąc w ciąży, przeżyła śmierć ojca swojego dziecka zamordowanego w zamachu. Film nie tylko w sposób natchniony relacjonuje prawdziwe historie, które odnaleźć można także w książce „Za zasłoną Izis” Marcela Souto Maiora, ale także pokazuje, że kobiety te zaczynają lepiej funkcjonować po stracie i wracają do normalnego życia, gdy otrzymują za pośrednictwem medium wiadomości ze sfery duchowej.

 

Kto, kto spojrzy na emerytowaną nauczycielkę Célię Diniz, 60 lat, popatrzy, jak mówi, jak się porusza z uśmiechem na twarzy i nie przejmuje się zmęczeniem, nie wyobraża sobie, ilu tragediom stawiła czoła. Wyszła za mąż 35 lat temu i zaraz przed trzydziestką urodziła w ciągu trzech lat trójkę dzieci: Agnaldo, Marianę i Rangel. W 1983 r. zmarło jej najmłodsze, mające wówczas trzy latka, dziecko. Rangel przewrócił się jadąc na rowerku i uderzył głową na tyle silnie, że nie udało się go uratować. Pięć lat temu pochowała swoją jedyną córkę. Dwudziestosiedmioletnia dziewczyna zmarła w wyniku gorączki krwotocznej. Rodzice Célii, Lico i Lia, przyjaźnili się z Chico Xavierem i kierowali Ośrodkiem Spirytystycznym im. Luiza Gonzagi, założonym przez medium w Pedro Leopoldo. Dziś ich miejsce zajmuje ich córka, emerytowana nauczycielka.

Célia była spirytystką od dziecka, więc ukształtowała ją filozofia skodyfikowana przez Allana Kardeca. Ale ból uderza także w matki będące spirystkami. „Ten los i mnie spotkał. Pamiętam jeszcze, jak gładzę włosy Rangela leżącego w trumnie i pytam się mojej mamy, jak ona sobie z tym poradziła osiem razy (mama Célii straciła ośmioro z osiemnaściorga dzieci)” – opowiada. Usłyszała wówczas od swoje matki, że uda jej się znieść ten ból, jeśli uchwyci się ręki Marii, matki Jezusa. „Te słowa mnie niespecjalnie pocieszyły. Znalazłam otuchę raczej w życiu, które moja mama prowadziła po tych trudnych momentach. Była szczęśliwą, spokojną i czułą kobietą…”

Nadzieja na ponowne spotkanie z dziećmi sprawia, że Célia idzie na przód. Rangel rok po swojej śmierci nawiązał z nią i członkami jej rodziny kontakt za pośrednictwem listu spisanego psychograficznie przez Chico.

Fakt, że zasłużyła na takie błogosławieństwo, zachęcił ją do prowadzenia wykładów i aktywnego działania w ośrodku im. Luiza Gonzagi.

„Matka odczuwa największy ból, gdy nie może złagodzić cierpienia swojego dziecka zwykłym pocałunkiem. Gdy zmarła Mariana, moim wyzwaniem stało się to, by nie umrzeć ze smutku”. Célia pokazuje na swoim przykładzie, że dzięki sile wiary normalność i szczęście mogą zagościć w życiu.

Co do tego zgadzają się wszyscy, laicy i specjaliści: żałoba matki po stracie dziecka jest najcięższą, z jaką można się spotkać. „To najsilniejszy związek, jaki istnieje” – twierdzi Vera Lúcia Dias, magister psychologii klinicznej Katolickiego Uniwersytetu z São Paulo (PUC-SP), jako terapeutka pracująca z osobami, którzy stracili bliskich i autorka pracy magisterskiej zatytułowanej „Wiadomości psychograficzne a żałoba” (PUC-SP 2002), a także książki „Gdy odwiedza nas śmierć. Psychologiczne spojrzenie na proces żałoby i na poszukiwania z wykorzystaniem psychograficznych przekazów”, która ma ukazać się w czerwcu 2011 r. Ponieważ pochodzi z Uberaby, uczestniczyła przez wiele lat w spotkaniach odbywających się w jej rodzinnym mieście, na których matki otrzymywały listy od Chico Xaviera. „Kobiety, z którymi rozmawiałam na potrzeby mojej pracy magisterskiej, mówiły, że przychodzą po wiadomości od swoich dzieci”. Wszystkie jednogłośnie stwierdzały, że otrzymanie wiadomości przyniosło im otuchę i ulgę. „Matka po stracie dziecka zadaje sobie wiele pytań: Gdzie ono jest? Czy ma się dobrze? itd. A przekazy psychograficzne przynoszą tutaj pewną pociechę”.

O działalności Chico, niosącej otuchę wielu ludziom, zaczeło być głośno w całej Brazylii, gdy mieszkał w Uberabie, miejscowości, do której przeprowadził się w 1959 r. w wieku 49 lat. Po tym, jak wziął w 1972 r. udział w programie telewizyjnym „Pinga Fogo”, zaczęły do niego przybywać tłumy Brazylijczyków, które pukały do jego drzwi w poszukiwaniu pewności na to, że ich ukochani dalej żyją po śmierci. Spisywał on jednak psychograficznie listy od lat 30, gdy mieszkał jeszcze w Pedro Leopoldo. W wieku 17 lat miał spisać psychograficznie pierwszy przekaz autorstwa zaprzyjaźnionego ducha. Tego samego dnia otrzymał list podpisany przez swoją matkę, Marię de São João de Deus, która zmarła, gdy Chico miał 5 lat. Zgodnie z tym, co mówi nam dr Marlene Nobre, przewodnicząca Brazylijskiego Towarzystwa Lekarzy Spirytystów (AME-BR), Chico pisał nieświadomie; zupełnie, jakby całkowicie oddawał się duchowi, który za jego pośrednictwem się komunikował, dzięki czemu ten mógł mówić w pełni swobodnie. Marlene Nobre wspólnie z Paulo Rossim Severino i zespołem AME-SP jest autorką książki „Życie triumfuje”, w której analizowana jest natura medialności medium. Wyjaśnia nam, że Emmanuel, duchowy przewodnik Chico, był w pewnym sensie filtrem, który wybierał duchy przygotowane do tego, by przekazać pozytywną wiadomosć. „Wskazywał te, które były gotowe przekazać jakąś radę i pomóc potrzebującym wsparcia matkom. Duch dziecka pracował wspólnie z rodzicami w tej charytatywnej misji. Jego pomoc umożliwiała w pewien sposób nawiązanie przez rodziców bliższych relacji z dzieckiem, które odeszło”. Rzeczywiście, w treści tych wiadomości zawsze odnajdujemy wezwanie do tego, by pomóc bliźniemu w cierpieniu.

 

„Od dziecka myślałam, że umrę mając 42 lata” – opowiada Lucy Ianez da Silva, dziś osiemdziesięcioletnia kobieta. „Nie umarłam. Ale straciłam dziecko, gdy miałam właśnie 42 lata”. Osiemnastoletni José Roberto Pereira da Silva, pierworodny syn Lucy, zmarł 8 czerwca 1972 r. w wypadku pociągu na tresie z Mogi das Cruzes do São Paulo. Chłopak mieszkał z rodzicami w stolicy stanu, ale zdecydował się studiować medycynę w sąsiednim mieście przede wszystkim dlatego, że mógł tam jeździć pociągami, a te były jego pasją. „Jako dziecko wolał bawić się kolejką, a nie samochodzikami czy piłką” – opowiada Lucy. Los chciał, że w jednym z pociągów stracił życie.

Kilka miesięcy po wypadku ojciec chłopca, który z tego powodu porzucił pracę, chodził trzy razy dziennie na cmentarz, gdy tymczasem Lucy starała się powrócić do siebie w domu, choć przecież ta sytuacja wydaje się dla matki bez wyjścia. „Wychowano mnie w rodzinie katolickiej: umierasz, idziesz do czyśćca, nieba albo piekła i te rzeczy. A ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić”. Była u szczytu swojej rozpaczy, gdy jedna z przyjaciółek przekonała ją do wyjazdu do Uberaby. W czasie pierwszych dwóch wizyt u Chico, nic się nie wydarzyło, ale w czasie trzeciej wszystko się zmieniło. „Mamusiu, to, co zginęło, to tak naprawdę portret, który miał się i tak kiedyś zamazać” – mówił José Roberto w pierwszym liście, otrzymanym 29 września 1973 r. Po nim przyszło kolejnych dwadzieścia. „Nie myśl o tym, by umrzeć i mnie spotkać. Ja przecież ciągle żyję. Jesteśmy razem, choć w nieco inny sposób” – podkreślał syn. Lucy ponownie zaczęła się uśmiechać i przez dwadzieścia lat powracała do Uberaby, by otrzymać kolejne wiadomości od syna. Zawsze ją tam przyjmowano.

„Chico jest wszystkim w moim życiu – mówi. – Nigdy nie widziałam kogoś takiego jak on i nigdy nie zobaczę” Katoliczka Lucy zaczęła uczęszczać chętnie na spotkania w ośrodkach spirytystycznych i współpracować przy związanych z religią pracach charytatywnych w São Paulo i w stanie Minas Gerais. Na początku lat 90. przestała odwiedzać Uberabę.

„Tyle już otrzymaliśmy, więc nie chciałam zajmowć miejsca matkom, które zawsze tam się udawały, a niczego nie otrzymały”. Dziś tęsknota przebijające się w niebieskich oczach Lucy dotyczy nie tylko syna i zmarłego już męża. Lucy tęskni też za Chico Xavierem.

Poszerzenie koncepcji rodziny, troska o cudze dzieci, ludzi, z którymi nie łączą nas więzy krwi – to w tych miejsach krzyżują się drogi matek, które otrzymały wiadomości od dzieci za pośrednictwem psychograficznych listów spisanych przez Chico Xaviera. „Jest tylko jeden sposób, by wyjść cały z tragedii takiej jak nasza: należy zapomnieć trochę o sobie i spróbować uczynić życie wokół nas odrobinę lepszym. Energia otrzymywana od ludzi, którym pomagam, jest moim pożywieniem”. – opowiada emerytowana nauczycielka Célia Diniz, 60 l., która straciła dwójkę dzieci, a której historia zainspirowała do stworzenia jednej z postaci filmu „Matki Chico Xaviera”. Maria Helena Franco, kierowniczka działu zajmującego się tematem żałoby na Katolickim Uniwersytecie w São Paulo (PUC-SP), potwierdza, że otrzymywanie wiadomości psychograficznych jest sposobem na przeżycie żałoby. „Jeśli dla nich ma to sens, dla nas jest godne tego, by to badać” – mówi. Nigdy jednak jej dział nie będzie zajmował się szukaniem odpowiedzi na to, czy wiadomości te są czy nie są prawdziwe. „To, co skłania nas do studiowania tego zjawiska, to motywacja osób, które udają się do ośrodków spirytystycznych, by otrzymać psychograficzne wiadomości”.

 

Gdy Shirley Rodrigues otrzymała wiadomość od swojego syna Sidneya, który popełnił samobójstwo w czasie służby wojskowej w São Paulo, nie uwierzyła. Myślała, że ów osiemnastoletni chłopak nie miał powodu, by tak postąpić. „Doskwierał mi ból związany z jego śmiercią, ale także cierpiałam z powodu gryzących mnie wątplwiości” – wspomina dziś 74-letnia, a wówczas 40-letnia katoliczka. Shirley oparła się pierwszej propozycji ze strony przyjaciółki, by odwiedzić Chico Xaviera, ale zrozpaczona w końcu ją przyjęła. „Odkryłam tam, że już samo to, że obok niego stałam, sprawiało, że czułam się lepiej” – opowiada nam nawiązując do swoich sześciu wyjazdów do Uberaby, które odbyła, zanim otrzymała pierwszą wiadomość od Sidneya. Ta przyszła 19 miesięcy po tym feralnym czwartku 2 grudnia 1976 r., gdy chłopak odebrał sobie życie. „Nie popełniłem samobójstwa” – czytaliśmy w liście, który opisywał, że śmiertelny postrzał z broni był wypadkiem. Zdjęcie syna zdobiące medalik wiszący na matczynej piersi drga od płaczu Shirley, która zawsze wzrusza się, czytając otrzymane wiadomości.

Chłopak przekazał, że przeglądał broń, gdy ta wypadła mu z ręki i uderzając w podłogę wystrzeliła. Pocisk odbił się rykoszetem i trafił go w podstawę czaszki po lewej stronie.  W liście chłopak prosił jeszcze, by rodzice podpisali oficjalny protokół, nawet gdyby wskazywał on, że doszło do samobójstwa, gdyż w ten sposób uda się zamknąć temat. „Gdy tak się stanie, mam nadzieję odzyskać spokój, którego potrzebuję” – twierdził Sid, jak nazywano go z zaświatów.

Tak też zrobiono w imię spookoju syna i rodziny. Ale pomimo swojej chęci, by uwierzyć, Shirley wciąż miała wątpliwości co do słów przekazanych jej za pośrednictwem Chico. „Myślałam, że medium mówi tak, by mnie pocieszyć” – opowiada. Drugi list, zgodnie z tym, co nam mówi, rozwiał wszelkie wątpliwości, gdyż cytowane w nim były imiona zmarłych członków rodziny, którzy byli przewodnikami Sida w zaświatach. „Tym, co pomogło mi dalej żyć, był spirytyzm i Chico – mówii Shirley. Bez nich nie dałabym rady”.

Matka twierdzi, że czuje obecność syna od czasu do czasu, ale czuje żal, że nie dane było jej go zobaczyć, choć taką okazję miały inne kobiety. „Chyba nie jestem na to gotowa” – smuci się Shirley.

Do lat 90. Chico Xavier wykazywał niezwykłe zdolności na otwartych spotkaniach psychograficznych Spirytystycznej Grupy Modlitwy, którą założył w Uberabie. Sesje odbywały się piątkowymi i sobotnimi wieczorami. Uczestniczyło w nich około 500 osób, które siedziały na krzesłach, parapetach albo przyglądały się wszystkiemu na stojąco. Praca rozpoczynała się od lektury fragmentów „Księgi Duchów” i „Ewangelii według spirytyzmu” Allana Kardeca, kodyfikatora spirytyzmu. Psychografia zaczynała się o 20:00 i ciągnęła się do 4:00 rano. Chico przelewał na papier około dziesięciu wiadomości dziennie – niektóre miały nawet 70 stron, jak przekazuje nam Nobre z AME_BR. „Chico upierał się, by samemu odczytywać listy i przekazywać je osobiście członkom rodziny zmarłego. Na koniec każdej sesji opowiadał jescze historyjki, żegnał się ze wszystkimi i żartował z własnego cierpienia” – opowiada przedsiębiorca Geraldo Lemos Neto, 49 l., przyjaciel Chico, który pomagał mu w organizacji spotkań w latach 1985-91. Neto jest dziś administratorem domu Chico i udziela wszystkich informacji na temat życia medium w Pedro Leopoldo. Co roku na Dzień Matki lider spirytystów psychografował wiadomość skierowaną do kobiet. Wiedział, że gdy matka rozpozna swoje dziecko w liście, uwierzy raz na zawsze, że życie trwa, miłość dalej istnieje, a śmierci nie ma. Gdy przywracał im z powrotem dziecko poprzez psychografię, ten skromny mieszkaniec Minas Gerais wstrzykiwał poezję w serca kobiet, tak jak jego imiennik z Rio de Janeiro, Chico Buarque.

 

„Nie szłam po wiadomość. Miałam nadzieję, że gdy wejdę do ośrodka spirytystycznego, spotkam ponownie moje dziecko” – przyznaje mieszkana São Paulo, Neusa Collis, 69 l., gdy opowiada nam o swoich motywach podróży do Uberaby pod koniec roku 1984. W październiku jej dwudziestoczteroletni, pierworodny syn, Antônio Martinez Collis, został zamordowany. Przez kilka miesięcy po jego śmierci schudła 30 kilo, rzadko opuszczała pokój i nie chciała widzieć nikogo. „Byłam oburzona na Boga” – podsumowuje Neusa, która wówczas była katoliczką, a dziś jest spirytystką.

W czasie pierwszego spotkania z Chico Xaveirem Neusa nie otrzymała wiadomości od syna. Ale była uparta. Pamiętała, że tydzień przed tragicznym momentem Antônio wspomniał jej, że czuje, że jego śmierć jest bliska. Czy był to znak dojrzałości duchowej? Być może. Potwierdzenie miało przyjść cztery miesiące później, w lutym 1985 r., gdy jej syn skomunikował się z nią poprzez medium z Uberaby. „Jesteś różą mojego życia” – były to pierwsze słowa listu odczytanego przez Chico Xaviera, a skierowanego do Neusy. Wówczas matka nabrała pewności, że pochodzi on od syna. „Gdy jeszcze żył, wybrałam różę i powiedziałam do siebie, że będzie ona mi go symbolizować” – przyznaje. Kolejne dowody, których potrzebowała, by potwierdzić, że ma na pewno kontakt ze swoim synem, ciągnęły się jeszcze w kolejnych przekazach psychograficznych otrzymanych przez inne media. Była to wówczas jedyna ulga w bólu, który odczuwała.

Dziś Neusa nie czyta już listów do syna – wspomnienie bardziej rani niż pociesza. Rzadko wychodzi ze swojego domu. Twierdzi, że cztery przecznice od miejsca, gdzie zginął Antônio, straciła radość życia, choć dalej jest szanowaną i zadbaną kobietą. Nie jest w stanie jednak śpiewać na urodzinach wnuków. „Spirytyzm był jedynym miejscem, gdzie znalazłam odpowiedzi – twierdzi. Pomógł mi, ale moje życie straciło blask” – wzdycha, patrząc na jeden z portretów jej syna. „Pewnego dnia spotkamy się ponownie” – mówi jednak z przekonaniem.,,


Użytkownik hansel edytował ten post 10.01.2018 - 10:45

  • 1

#2

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Spoko ale już jeden temat o nim założyłeś
http://www.paranorma...vier/?hl=xavier

Więc równie dobrze tam to by można wkleić. Każdy zainteresowany by to zobaczył bo dając na ostanie logowanie temat byłoby widać.
  • 0



#3

hansel.
  • Postów: 104
  • Tematów: 29
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ten temat jest jednak trochę o czyś innym .


  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych