Cześć,
Chciałem podzielić się swoją historią sprzed sześciu lat. Najpierw kilka słów wstępu, które naświetlą zdarzenie.
Miałem ojczyma - Bogdan, drugi mąż mojej mamy - z którym miałem bardzo dobrą relację jako dziecko. Kochałem go, nazywałem "tatą", często spędzaliśmy czas. Niestety, był alkoholikiem i w fazie, kiedy był w cugu, był bardzo złym człowiekiem. Gdy wchodził w trzeźwą fazę, był przeciwieństwem swojego pijackiego alter ego, bardzo cierpiał z powodu dokonanych czynów i wypowiedzianych słów. Był wrażliwym artystą - malarzem, muzykiem, dowcipnym i ciepłym człowiekiem. Można by powiedzieć, że to były dwie osobowości w jednym ciele. W pewnym momencie jednak w pijackim szale na moich oczach (miałem wtedy 8 lat) rozbił głowę mojej mamy o futrynę drzwi. Przeżyła, choć skończyło się szpitalem. To był jednak koniec małżeństwa i moja relacja z ojczymem się zakończyła.
Jedyne, co mi po nim zostało, oprócz uczucia gniewu i rozczarowania, to obraz - piękna, martwa natura, którą namalował, a która wisiała u mnie w pokoju, przypominając mi o tym, że był także dobrym człowiekiem.
21 grudnia 2011 roku, gdy byłem już dawno dorosłym człowiekiem, późną nocą, kiedy oglądałem jakiś film, obraz z hukiem spadł ze ściany, rama rozbiła się. Zignorowałem początkowo to wydarzenie, ale 27 grudnia tego roku nabrało sensu. Jak dowiedziałem się od jego mamy (z którą wciąż miałem dobre relacje i kontakt), nie odzywał się całe święta, więc zawiadomiła policję. Sądziła, że wpadł w alkoholowy ciąg, ale trwało to dość długo. Znaleziono jego ciało w mieszkaniu - pijany spadł z antresoli swojego mieszkania na parter lokalu, roztrzaskując się o podłogę. Mieszkanie było zimne, datę zgonu ciężko było ustalić dokładnie, ale od razu pomyślałem o obrazie i na chłodno przeanalizowałem zdarzenie.
Gwóźdź został w ścianie. Zatem, aby obraz spadł, należało podnieść go nieco do góry i pociągnąć do siebie (wiecie, jak są skonstruowane takie zawieszki). Obraz wisiał na tej ścianie latami i nagle spadł. Nie jestem człowiekiem, który od razu szuka niewyjaśnionych zjawisk wokół siebie, ale nie wierzę w tak złożone zbiegi okoliczności. Zniszczenia ramy także wydały mi się zbyt duże, aby wywołane były samą grawitacją, ale to już spekulacja podparta jedynie intuicją. Wcześniej słyszałem o portretach umierających osób, które spadały ze ściany, o zdjęciach, które się przewracały, ale nie traktowałem tego poważnie. Jakie mogły być przyczyny takiego zdarzenia? Czy w chwili nagłej śmierci mojego ojczyma uwolniła się jakaś jego zła energia, która powędrowała do mnie, połączona przez jego przedmiot i zamanifestowała w ten sposób? Czy była to jego energia, czy jakiś nienawistny byt, który opętał go za życia i sprawiał, że dokonywał złych czynów? Obraz spaliłem jakiś czas później.
Jest jeszcze jeden wątek związany z tą historią, ważniejszy, niż mój obraz. Pogrzeb Bogdana na początku stycznia. Podszedłem po ceremonii złożyć kondolencje jego mamie. Nie chciałem wspominać jej absolutnie o zdarzeniu z obrazem, aby jej nie denerwować. Ale ona, 80-letnia kobieta, odciąga mnie na bok:
- Coś się stało tej nocy, której zginął Bogdan. - mówi. Po jej wyrazie twarzy widzę, że to coś, co mocno ją poruszyło i, mając w pamięci mój obraz na ścianie, już wiem, że stało się coś dziwnego. W tym miejscu nadmienię, że "babcia" była bardzo twardo stąpającą po ziemi kobietą - księgowa, bardzo religijna, bez wybujałej fantazji (ba! pozbawiona fantazji). Powiedziała, że obudziła się w środku nocy i poczuła, że ktoś jest w pokoju. Na fotelu nieopodal łóżka zobaczyła "sylwetkę ogromnego, czarnego psa o czerwonych oczach". Pies dyszał i wpatrywał się w nią. Zaczęła się modlić i pies zniknął. Jak stwierdziła, "diabeł przyszedł wtedy po duszę Bogdana". Zdarzyło się to oczywiście 21 grudnia w nocy. Nigdy przedtem ani potem nie słyszałem od niej podobnej historii, nie opowiadała o duchach ani dziwnych zjawiskach, zatem nie mogłem uznać wszystkiego za zbieg okoliczności.
To zdarzenie było dla mnie kluczem otwierającym drzwi do zainteresowania tematami paranormalnymi, na które dotąd nie zwracałem uwagi i traktowałem z przymrużeniem oka.
Okazało się między innymi, że czarny pies z czerwonymi oczami to nie jest odosobniony przypadek mojej babci:
http://www.yourghost...php?story=10756
https://en.wikipedia.org/wiki/Barghest "It may also foretell the death of an individual by laying across the threshold of his or her house"
http://www.hauntedam...d/DevilDogs.php