Skocz do zawartości


Zdjęcie

LSD, czyli inne światy w mózgu


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

LSD, czyli inne światy w mózgu

 

 

Niebo dzieli od piekła dosłownie mgnienie oka, a piekło bywa naprawdę przerażająco realne - wynika z psychodelicznych eksperymentów narkotycznych.

Dokładnie z eksperymentów  czeskiego psychiatry Stanislava Grofa . Ten wybitny naukowiec, od kilkudziesięciu lat mieszkający w Stanach Zjednoczonych,  jeden z pionierów i liderów tak zwanego ruchu transpersonalnego, rozpoczął karierę od prowadzonych w latach 50. w komunistycznej Pradze eksperymentów ze świeżo wówczas odkrytą substancją o nazwie LSD (dietyloamid kwasu D-lizergowego). Historia tego odkrycia warta jest przypomnienia.

 

Pomyłka z LSD czyli myszy i ludzie

W 1938 r. w bazylejskim laboratorium należącym do jednej ze szwajcarskich firm farmaceutycznych zsyntetyzował ją młody chemik Albert Hofmann. Prowadził wówczas  badania nad lekami poprawiającymi funkcjonowanie układu krążenia i sądził, że LSD będzie miało zastosowanie w kardiologii. Pomylił się – dziś to wiemy – radykalnie. Mało jednak brakowało, a świat nie dowiedziałby się o LSD. Gdyby nie czysty przypadek, zostałoby ono zaliczone w poczet substancji niemających żadnego uchwytnego działania i zesłane do przepastnego chemicznego archiwum. Myszy, którym Hofmann podawał LSD, były bowiem nieporuszone. Prowadzone przez dłuższy czas badania nie dały żadnych rezultatów. Wyglądało na to, że LSD nic w żywych organizmach nie aktywizuje.

 

W 1943 r. Hofmann – wiedziony, jak twierdzi, irracjonalnym przeczuciem – ponownie wziął na warsztat tę z pozoru bezużyteczną substancję. I któregoś dnia, przebywając w laboratorium, poczuł się dość dziwnie. Pisał o tym w jednym z esejów w książce „Eliksir Hofmanna”, w Polsce również opublikowanej nakładem Okultury: „Pod zamkniętymi powiekami (...) bez przerwy rozbłyskały fantastyczne obrazy o niezwykłej plastyczności i intensywnej, kalejdoskopowej grze barw”. Doszedłszy jakimś sposobem do wniosku, że to niechybnie przypadkowo zażyte LSD było odpowiedzialne za powyższe doświadczenia, Hofmann postanowił zażyć je tym razem świadomie i sprawdzić, co się stanie.  Efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwania.

 

LSD jako lek

Albert Hofmann zmarł w roku 2008 w wieku 102 lat i do końca życia cieszył się doskonałym zdrowiem i jasnością umysłu. W wielu wywiadach i tekstach podkreślał, że od samego początku miał wrażenie, iż LSD to substancja obdarzona wielkim potencjałem – ale też ekstremalnie niebezpieczna. Od 1943 roku, kiedy Hofmann odkrył jej psychodeliczne właściwości, aż do połowy lat 60., kiedy to praktycznie na całym świecie została zdelegalizowana i uznana za niebezpieczny narkotyk, wydarzyło się – zwłaszcza w dziedzinie psychologii i psychiatrii – bardzo wiele.

 

 

Prowadzone przez Stanislava Grofa badania – w trakcie których najpierw w Czechosłowacji, a później w Stanach Zjednoczonych podawał LSD osobom cierpiącym na depresje czy psychozy – ujawniły, jego przynajmniej zdaniem, dość szczególne właściwości ludzkiej psychiki, na co dzień niedostępne czy też uśpione. Po pierwsze więc – twierdził Grof – wielu spośród jego pacjentów w trakcie owych psychodelicznych sesji cofało się w wyobraźni do momentu narodzin, niekiedy zaś jeszcze wcześniej – a mianowicie do czegoś, co przypominało „poprzednie wcielenia”. Po drugie, powtarzające się w wizjach motywy symbolicznej śmierci i odrodzenia, a także rozmaite fantazyjne postacie i figury, bardzo często przypominały motywy znane ze światowych mitologii – choć ludzie, którzy ich doświadczali, nie mieli wiedzy z tego zakresu.

 

Mityczne miejsca

Na podstawie tych opowieści – a także eksperymentów przeprowadzanych na sobie samym – Grof skonstruował swoistą mapę psyche, którą opisał w swojej pierwszej książce, „Obszary nieświadomości”. Postawił w niej także bardzo kontrowersyjne wnioski, jak choćby taki, że tradycje mistyczne wszystkich światowych religii opisują de facto tę samą rzeczywistość ludzkiego ducha – nieśmiertelnego, autonomicznego wobec czasu i przestrzeni, wcielającego się w materię, ale względem niej pierwotnego i nadrzędnego – do której dotrzeć i którą obudzić w sobie można za pomocą LSD.

 

Nawet zakładając, że świat jest taki, jakim go odbieramy na co dzień, a „efekt LSD” albo doświadczenie mistyczne czy medytacyjne to nie żaden wgląd w inny, zewnętrzny wymiar, tylko nadzwyczaj silna erupcja wyobraźni – i tak jest to interesujące. Dlaczego? Bo pokazuje wyraźnie, że są gdzieś w nas inne światy i inne rzeczywistości. Są niemal na wyciągnięcie ręki. Wystarczy drobna zmiana w biochemii naszego mózgu, wystarczy drobne przesunięcie trajektorii jakiegoś minimalnego neuronalnego impulsu, a to, co znamy, rozbija się w drobny mak, na jego miejsce przychodzi zaś coś kompletnie odmiennego.

 

 

Te inne światy i inne rzeczywistości spotykamy zarówno w doświadczeniach pacjentów Grofa, jak i w wizjach szamanów, zarówno w halucynacjach osób cierpiących na zaawansowane stany psychotyczne, jak i w największych tradycjach mistycznych świata, zarówno w snach i marzeniach, jak i w medytacyjnych wglądach, baśniach i mitach wszystkich kultur. Tę ich właściwość – przed Stanislavem Grofem – opisywali między innymi psycholog Carl Gustav Jung i religioznawca Joseph Campbell.

 

Efekt LSD do miejsc metafizycznych

Czym są te nieskończone mitologiczne krainy, czym jest nieogarniona przestrzeń ludzkiej psyche? Czy tkwi ona gdzieś w strukturach naszych mózgów – jako uboczny produkt ewolucji, efekt przystosowawczych funkcji umysłu, wzmacniający społeczną adaptację, jak twierdzą dziś nieliczni neurobiolodzy zajmujący się fenomenologią doświadczeń religijnych (wśród nich jeden z głównych koryfeuszy ruchu nowych ateistów Sam Harris, autor rewelacyjnej książki „The End of Faith”)? Czy też źródło jej istnienia leży zupełnie gdzie indziej: poza naszymi poznawczymi kompetencjami, gdzieś w sferach metafizycznych albo wręcz boskich – jak chcieliby Stanislav Grof czy Albert Hofmann?

 

Jedno jest pewne. Jak podkreślali i podkreślają wszyscy badacze zajmujący się tą przedziwną problematyką – nie należy podejmować żadnych samodzielnych, amatorskich podróży. Kończą się one zazwyczaj tragicznie. Jeśli bowiem czegokolwiek możemy się z owych psychodelicznych eksperymentów narkotycznych nauczyć, to z całą pewnością tego, że niebo dzieli od piekła dosłownie mgnienie oka. I że piekło bywa naprawdę przerażająco realne. Niebo zresztą też.

 

źródło


Użytkownik Endinajla edytował ten post 30.11.2017 - 23:56

  • 3



#2

owerfull.
  • Postów: 1320
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Te substancje są wręcz stworzone do samodzielnych i amatorskich podróży. Specyfiki działania, dawkowania, a także sposobów i celów produkcji nie da się zmienić. Tzn da się stworzyć nie-psychodeliczne analogi, ale wtedy to już nie ta sama substancja. Najgorszym jest fakt, że ze względu na nielegalność klasycznych narkotyków ciągle poszukiwane są nowe, lecz oparte na oryginale (tzw analogi), nierzadko niebezpieczne substancje chemiczne, które będą służyć jako alternatywa.

 

Niech żałuje ten kto choć raz w życiu nie zaznał psychodelii :D


  • 3



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych