Skocz do zawartości


Zdjęcie

Jak Polacy w PRL-u migali się od wojska?


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
4 odpowiedzi w tym temacie

#1

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

1.jpg

Aby uniknąć służby wojskowej w czasach PRL, młodzi chwytali się najróżniejszych sposobów.

Foto: Wiesław Gadomski/domena publiczna / Materiały prasowe

 

Samobójcze deklaracje. Nadprodukcja lekarskich zaświadczeń. A nawet łamanie kończyn. Potencjalni rekruci byli gotowi na wszystko, byle wymigać się od poboru. Co działało najlepiej, a co nie mogło się udać… ale i tak tego próbowano?

 

Zasadnicza służba wojskowa w PRL kojarzyła się z przymusem, bezmyślnością i ideologicznym praniem mózgu. Rozpoczynało się ono już od przysięgi, której rota obejmowała między innymi ślubowanie podtrzymywania braterskich stosunków z Armią Radziecką. Oczywiście, była też "fala". W efekcie dwa lata służby w wojskach lądowych i trzy lata w marynarce jawiły się wielu młodym ludziom jako czas kompletnie zmarnowany. Aby nie iść w kamasze chwytano się najróżniejszych sposobów. Niekiedy dość desperackich.

 

Najlepiej było "zachorować"

 

Najbardziej popularną metodą uniknięcia służby w ludowym Wojsku Polskim było symulowanie poważnej choroby. Fantazja poborowych była wielka. Wspierali ją zaprzyjaźnieni lekarze, wystawiający potrzebne zaświadczenia. Niekiedy wystarczyło powiedzieć: "Panie doktorze, jestem całkiem normalny, tylko nie chcę iść do wojska. Bardzo się boję, mam takie straszne lęki i nocami nie śpię z tego powodu". Prośbę wspierało się oczywiście odpowiednim prezentem.

 

W taki właśnie sposób poboru uniknął lider Czerwonych Gitar Krzysztof Klenczon. Jak zdradza wdowa po muzyku, Alicja Klenczon, w książce Krzysztof Klenczon. Historia jednej znajomości, ojciec muzyka załatwił mu odroczenie wykorzystując swoje znajomości w WKU. Lekarz przyznał chłopakowi kategorię zdrowia D. Wszystko przez to, że Krzysztof zaszantażował ojca, mówiąc, że jeśli go wezmą w kamasze, to popełni samobójstwo.

 

2.jpg

Krzysztof Klenczon uniknął poboru dzięki znajomościom ojca w WKU.

Foto: fot. pochodzi z archiwum Alicji Klenczon / Materiały prasowe

 

Lepiej do psychiatryka niż do wojska

 

Pożądane były świadectwa leczenia się na choroby serca, nerek, kręgosłupa czy schorzenia neurologiczne. Szczególnie ceniono – ze względu na trudności z ich weryfikowaniem – choroby psychiczne. Tak zwane "żółte papiery" w większości przypadków dawały gwarancję uniknięcia poboru. Starano się je zdobyć na wszelkie sposoby. Jak wyglądało to w praktyce, wspomina 48-letni Piotr:

 

Poszedłem do psychologa, a kobieta zaczęła mi wymyślać jakieś fobie, o których nigdy w życiu nie słyszałem. Wziąłem papierki, zrobiła mi paroletnią historię choroby, zostawiłem jej dodatkowo dobry trunek i udałem się do WKU. W moim środowisku nikt sobie wówczas nie wyobrażał założenia munduru i wspólnych ćwiczeń na manewrach na poligonie z Rosjanami. Więc kombinowałem, ile wlezie.

 

Piotrowi udało się uniknąć służby. Inni nie wahali się iść jeszcze dalej, godząc się nawet na pobyty w szpitalach psychiatrycznych. W 1984 roku na oddział zamknięty w Toruniu trafił Andrzej "Kobra" Kraiński, późniejszy lider grupy Kobranocka. Uciekał przed poborem do armii. To właśnie tam poznał zresztą ordynatora Andrzeja Michorzewskiego. Razem założyli zespół Latający Pisuar, z którego narodziła się Kobranocka.

 

Nie mogę iść do wojska, bo mam moczenie nocne

 

Stosowano także półśrodki, które wprawdzie nie zwalniały z obowiązku służby, ale pozwalały odroczyć jego wykonanie. Tak działało choćby udokumentowanie bytności na spotkaniach anonimowych alkoholików oraz pobytów w izbie wytrzeźwień. W cenie były też zaświadczenia o słabym wzroku i słuchu. W ostateczności ratowano się okazując w Wojskowej Komisji Uzupełnień lekarskie zaświadczenie o moczeniu nocnym.

 

Czasem wystarczyła po prostu odpowiednia ilość dokumentacji. Z powodów zdrowotnych wymigał się od wcielenia do mundurowych jeden z rozmówców z forum dyskusyjnego "Czy byłeś w wojsku?". Tak wspominał "obrady" komisji poborowej:

 

W wojsku nie byłem. Dostałem kategorię E na pierwszej komisji jeszcze za komuny. Nie musiałem za bardzo kombinować dzięki szeroko udokumentowanym problemom z nerkami z dzieciństwa. Wprawdzie było i minęło, jednak plik kart wypisowych ze szpitali grubości 20 cm zrobił wystarczające wrażenie (nawet nie obejrzeli – wystarczyła ta na wierzchu i ich ilość)…

 

Igły, żyletki, drzwi od samochodu

 

Gdy zabrakło stosownych lekarskich zaświadczeń, trzeba było sięgać po (nomen omen) ostrzejsze sposoby. Desperaci uciekali się nawet do samookaleczania. Początkowo przybierało ono formy dość łagodne. Robiono sobie na przykład za pomocą igły na rękach niewielkie wkłucia, charakterystyczne dla narkomanów.

 

3.jpg

Przez pewien czas skuteczną metodą wymigania się od wojska było robienie sobie nakłuć na rękach takich jakie mieli narkomani.

Zdjęcie poglądowe. Fot. Psychonaught/domena publiczna / Materiały prasowe

 

Jak wynika z relacji samych zainteresowanych, stosujących metodę z igłą, przez pewien czas lekarze wojskowi dawali się nabierać. Później wybieg został rozszyfrowany, uciekano się więc do coraz bardziej radykalnych sposobów. Cięto się żyletkami, a nawet łamano sobie kończyny. Rezultaty bywały tragiczne. Pod koniec lat 80. pewien młody człowiek chciał złamać sobie rękę, wkładając ją w drzwi dużego fiata. Koledzy zatrzasnęli je jednak zbyt mocno, co doprowadziło do otwartego złamania i poważnych komplikacji przy zrastaniu się kości.

 

Wpływ przymusowego poboru na poziom wykształcenia społeczeństwa

 

Drugim pod względem popularności sposobem na uniknięcie służby wojskowej było… zdobywanie wykształcenia. Kontynuowanie nauki w szkole pomaturalnej lub na studiach pozwalało uzyskać odroczenie na trzy, cztery lub nawet pięć lat. Nic dziwnego, że w Polsce Ludowej popularne wśród części młodzieży męskiej stały się szkoły policealne, pomaturalne seminaria nauczycielskie oraz uczelnie wyższe.

 

Studia opłacały się wyjątkowo, bo posiadanie tytułu magistra uprawniało do krótszej służby zasadniczej i uzyskania stopnia podchorążego (a w perspektywie podporucznika). Niepozbawiona ziarna prawdy anegdota głosi, że przymusowy pobór w PRL-u przysporzył krajowi wykształconych ludzi. Niejeden trafił na uniwersytet tylko po to, żeby nie iść do wojska.

 

4.jpg

Nietrudno odnaleźć ziarno prawdy w anegdocie mówiącej, że chęć uniknięcia służby wojskowej wpłynęła na podniesienie poziomu wykształcenia w PRL-u.  Fot. domena publiczna / Materiały prasowe

 

Pobyt na uczelniach możliwie wydłużano. Funkcjonowali na nich wieczni studenci, kształcący się siedem, osiem lat, a czasem i dłużej. Po zakończeniu jednych studiów natychmiast rozpoczynano drugie lub podejmowano studia doktoranckie. Wszystko po to, by wrażliwy okres po prostu przeczekać. Najbardziej wytrwałym, jak wyznał w jednym z wywiadów obecny minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin, udawało się studiować aż do osiągnięcia wieku zwalniającego z powołania do wojska. "Robiliśmy wszystko, stawialiśmy na głowie, żeby uniknąć służby wojskowej" – wyznał polityk.

 

Na koncercie w pudle, z koncertu do wojska

 

Młodzi obywatele Polski Ludowej sięgali też po bardziej kreatywne sposoby migania się od wojska. Częste były przypadki uchylania się przed odebraniem wezwania na WKU. "Zaprzyjaźniona pani na poczcie od razu wpisywała we właściwą rubrykę «nieodebrane»" – wspomina jeden z niedoszłych rekrutów. Czasem wręcz ukrywano się przed Wojskową Służbą Wewnętrzną, która dostarczała opornych poborowych do jednostek. Jak głosiło ówczesne przysłowie: "A on w mateczniku siedział, by się pobór nie dowiedział". Nocowano u rodziny lub znajomych, czasem w parku lub na dachu bloku.

 

Niektórzy zmieniali wygląd. "Po powrocie do Krakowa zgoliłem dla niepoznaki brodę…" – wspomina doktor Karol Życzkowski, autor "Notatek szeregowca".  Wyjeżdżano także do innych miast lub posługiwano się fałszywym nazwiskiem. W taki właśnie sposób przed wojskiem ukrywał się inny członek Czerwonych Gitar, Henryk Zomerski.

 

5.jpg

Aby uniknąć poboru basista Czerwonych Gitar Henryk Zomerski ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. Nie na wiele się to zdało.

Powyżej Zomerski na zdjęciu z 2006 roku. Foto: Tomasz Balikowski/CC BY-SA 3.0 / Materiały prasowe

 

Muzyk występował pod fikcyjnym nazwiskiem Janusz Horski. Na koncerty nie jeździł autobusem z kolegami, ale przyjeżdżał własnym samochodem. Podczas występów zaś grał na basie schowany w wielkim pudle. Jego starania zakończyły się jednak klapą. Wszystko przez to, że był zakochany w dziewczynie, której nie akceptowała jego matka. Rodzicielka Zomerskiego poinformowała więc WKU, gdzie można znaleźć syna. Basista został zgarnięty przez WSW wprost z koncertu Czerwonych Gitar w Domu Chłopa w Warszawie.

 

Do wojska zamiast do Włoch

 

Innym praktykowanym rozwiązaniem był wyjazd za granicę. "Miałem przyjaciela, który zdał na Uniwersytet Warszawski wyłącznie po to, aby po zaliczeniu pierwszych egzaminów złożyć prośbę o paszport i uciec do Stanów" – wspomina jeden z weteranów uchylania się od służby wojskowej w PRL.

 

Do tego sposobu chciał sięgnąć Życzkowski, dziś fizyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wojsko upomniało się o niego pod koniec lat 80., kiedy był świeżo upieczonym doktorem. Tak opisuje swoje plany w "Notatkach szeregowca":

 

Koledzy […] namawiali mnie do wspólnego wyjazdu na narty do Włoch. […] Aby uzyskać w Polsce paszport, należało jednak wcześniej otrzymać zgodę z wojska. Z elegancko napisanym podaniem i kopią zaproszenia z Włoch pomaszerowałem więc do Wojskowej Komisji Uzupełnień (WKU). Może nie należało przypominać władzom wojskowym o swoim istnieniu, ale sądziłem że moje papiery nie wróciły jeszcze z Zegrza do Krakowa.

 

Zawiodłem się srodze. Gdy tydzień po złożeniu podania o wyrażenie zgody na wyjazd do Włoch zameldowałem się w Komendzie Uzupełnień, znany mi już dobrze chorąży oświadczył, że zgody na wyjazd dla mnie nie ma, ale na pociechę da mi bilet do SPR [Szkoły Podchorążych Rezerwy – przyp. red.] na najbliższy, majowy pobór…

 

Wyjść za wszelką cenę

 

Ci pechowcy, którym nie udało się uniknąć wcielenia, za wszelką cenę starali się wydostać z wojska. Tu również nie przebierano w środkach. Niektóre sposoby opisał Antoni Pawlak w swojej głośnej niegdyś "Książeczce wojskowej":

 

Uciekają. Wszyscy możliwymi sposobami starają się stąd wydostać . Od prymitywnych, obliczonych na krótką metę prób przeskoczenia przez mur, po sposoby bardziej wyrafinowane. Najczęściej przez zakład psychiatryczny.

 

MAREK Pół roku służby. Z jakichś powodów nie chcą go puścić do domu na przepustkę. W nocy, w świetlicy demonstracyjnie tnie się żyletką, a raczej – jak sam mówił – mojką. Tnie się po przegubach, piersiach, brzuchu i policzkach. Staczamy z nim szaloną walkę o żyletkę, bo ma ochotę pokiereszować także i innych. Miesięczna obserwacja i do domu.

 

6.jpg

Nawet po tym jak młodzi ludzie trafili do wojska, to nie przestawali kombinować jak się z niego wyrwać.

Foto: domena publiczna / Materiały prasowe

 

ANDRZEJ II Podciął sobie żyły na tydzień przed przysięgą. Przedtem pisał jakieś podania o zamienienie mu służby wojskowej na pięć lat więzienia. Był to typowy "git" przekonany, że więzienie, oprócz tego, że go nobilituje, będzie łatwiejsze.

 

RYSZARD Przez cały rok nocne moczenie, którego w rzeczywistości nie miał. W końcu udało mu się, dostał roczne odroczenie. Ten chłopak wzbudził we mnie coś w rodzaju szczerego podziwu. Cały rok wysilał się, aby systematycznie lać w nocy pod siebie. Wyśmiewany i bity przez kolegów, nie poddał się.

[...]

Autor: Paweł Stachnik

 

źródło


Użytkownik Nick edytował ten post 01.10.2017 - 09:00

  • 8



#2

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Była jeszcze jedna opcja. a w zasadzie dwie.

 Jeżeli udowodniłeś że względy religijne lub światopoglądowe, nie pozwalają ci na odbycie zasadniczej służby wojskowej, mogłeś zostać skierowany do zastępczej służby wojskowej. 

 W moim miasteczku były to wodociągi. Praca polegała na chodzeniu i spisywaniu wodomierzy dla PGKIM.

 

 Osobiście zostałem uznany za pacyfistę. . (rocznik 1973) Technikum dało mi odroczenie, ale oni czekali. gdy zawiozłem do WKU świadectwo, bilet na mnie już czekał. Nie  wziąłem go, podpierając się podaniem o zastępczą służbę wojskową, za względu na światopogląd.

 

 Na pierwszej komisji, nie dałem rady. Nie przygotowałem się dostatecznie.

 Mimo to odwołałem się od tej decyzji, i na drugiej komisji, oficjalnie zostałem uznany za pacyfistę. Jako że był to przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, skorzystałem z bałaganu,  panującego w urzędach, i służba zastępcza również mnie ominęła. 

 

Dziwne to były czasy.


Użytkownik Panjuzek edytował ten post 01.10.2017 - 20:16

  • 1



#3

dex86.
  • Postów: 23
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ja wymigałem się od wojska dzięki znajomościom. 
Ścigało mnie WKU w Będzinie. Chorąży był cholernym służbistą i nie chciał odpuścić. Tłumaczyłem mu że prowadzę firmę, że mam kredyt na mieszkanie. Nic to nie dawało. Byłem na poborze w marcu i już miałem "zaklepany" bilet do Ustki. Powiedział jest pan po informatyce - pójdzie pan na radary. Widzę że nie ma odwrotu to mówię no dobra. 
Miałem przejść wstępne badania w maju. Idę do znajomego mówię słuchaj potrzebuję się wymigać od wojska. Powiedział coś wymyślimy. Dzień przed badaniami dał mi preparat w kroplach na podniesienie ciśnienia. Powiedział weź kilka kropel na 20 min przed badaniem. Tak też zrobiłem. Zmierzyli ciśnienie 140 w spoczynku i nie chce spaść. No to na badania do Gliwic. Ciśnienie to było ciut za mało więc pojechaliśmy do jego znajomego, który wypisał mi od ręki kartotekę 2 lata wstecz - "leczyłem się" na kręgosłup. W Gliwicach komisja przejrzała dokumenty i padło pytanie a jakie leki pan bierze? Ja mówię że nie wiem. Jak to pan nie wie? Bierze pan leki i nie wie jak się nazywają? Na to ja proszę Panią nie jestem lekarzem. Biorę co przepisują. Pokręcili nosami - skierowanie na prześwietlenie kręgosłupa. Prześwietlenie wykazało zwyrodnienie. Wbili kategorię B na pół roku. Wygasała bodajże w lutym 2008 roku a obowiązkowy pobór przestał być obowiązkowy w 2008 więc mi się upiekło. Znajomy lekarz powiedział mi wtedy. Pamiętaj. Nie ma ludzi zdrowych tylko nie do końca zdiagnozowani :)


  • 0

#4

Dr Röck.
  • Postów: 136
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Niektórzy byli durni i się nie migali od wojska. Na przykład ja. Poszedłem na szweja, bo mi się wydawało, że to będzie fajna przygoda, jak w filmach. I była, tyle że w efekcie poznałem bliżej nie te poligony i nie te jednostki, jakie bym chciał, więc nie za fajna i nie przygoda. Na plus było na pewno to, że wyrobiłem sobie sporo znajomości i się uodporniłem na właściwie wszystko.

 

Za to kumple wymigiwali się od woja smarując sobie nadgarstek cebulą i waląc kilkanaście razy w wystające kości metalowym prętem. Brzmi głupio, ale było mega skuteczne.


  • 0



#5

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Za to kumple wymigiwali się od woja smarując sobie nadgarstek cebulą i waląc kilkanaście razy w wystające kości metalowym prętem. Brzmi głupio, ale było mega skuteczne.

 

 Co ciekawe RTG po takim zabiegu pokazywało pęknięcie kości. Koleś tak robił i za każdym razem pakowali mu rękę w gips.


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych