Skocz do zawartości


Zdjęcie

35 lat temu kosmici wylądowali w Warszawie


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

35 lat temu kosmici wylądowali w Warszawie

 

Pod koniec września 1982 r. na Czerniakowie doszło do spektakularnego lądowania "latającego dysku". Dwóch wątłych humanoidów, którzy z niego wysiedli widział Władysław S. oraz jego 12-letni syn. Jakiś czas potem okazało się, że kosmitów z balkonu obserwował także pewien wysoki rangą funkcjonariusz MO.

 

 

  • Późną nocą 29 września 1982 r. w rejonie zbiegu ulic Wolickiej i Czerniakowskiej widziany był latający dysk, wokół którego kręciły się dwa wielkogłowe humanoidy – informował warszawski ufolog Kazimierz Bzowski.
  • Świadkami zdarzenia byli wracający z działki Władysław S. oraz jego 12-letni syn. Jakiś czas później do Bzowskiego zgłosił się też milicjant twierdzący, że obserwował kosmitów z balkonu.
  • Nie był to pierwszy tego typu przypadek na Czerniakowie. Pod koniec lat 70. doszło tam do lądowania świetlnej kuli, z której wysiadła trójka "karzełków".

 

Patrząc dziś na zbieg ulic Wolickiej i Czerniakowskiej trudno uwierzyć, że 35 lat temu doszło tam do jednego z najbardziej spektakularnych incydentów ufologicznych w PRL-u. Pod koniec września 1982 r. ojciec i syn, wracając z działki podczas "godziny milicyjnej", poczuli swąd. Wkrótce okazało się, że był to dym wydobywający się spod obiektu w kształcie "bochna", wokół którego spacerowały dwie chuderlawe postaci. Gdy UFO odleciało, w miejscu pozostał wypalony owal.

 

Najpierw znaleziono dziwny ślad

Początek stycznia 1983 r. był w stolicy bezśnieżny, z temperaturami oscylującymi wokół zera. Wracający do domu na ulicę Bernardyńską Tadeusz J. postanowił pójść na skróty przez pole leżące niedaleko zbiegu Wolickiej i Czerniakowskiej. Tam rzucił mu się w oczy dziwny czarny owal zlokalizowany w zagłębieniu terenu. Przyjrzawszy mu się, J. pognał do kolegi – Kazimierza Bzowskiego, który mieszkał zaledwie kilkaset metrów dalej. Bzowski – chemik i były powstaniec, koordynator lokalnego UFO-klubu, na wieść o znalezisku zebrał ekipę badaczy, która udała się na pole.

 

Ufolog pisał, że na pewno nie była to pozostałość ogniska. Owal miał wymiary 4,4 x 3,2 m, a korzenie roślin w nim rosnących były wypalone do głębokości 15 cm. Paweł Żar, który zbadał ich szczątki pod mikroskopem odkrył, że musiało na nie działać "silne promieniowanie, a nie otwarty utleniający płomień" – wspominał Bzowski, dodając, że ślad z nieznanych przyczyn zakłócał też działanie kompasu.

 

Nie mogąc przeprowadzić dodatkowych badań z racji braku sprzętu, warszawscy ufolodzy obfotografowali "wypalenisko", odkrywając, że wokół niego znajdowało się kilka podobnych owali. Grunt nie był w nich jednak spalony, tylko lekko sprasowany. Dało im to pewność, że w miejscu oddalonym o zaledwie 150 m od skupiska budynków, wśród których znajduje się dzisiejszy III oddział ZUS, zdarzyło się coś anomalnego. Sęk w tym, że nikt nie zgłosił niczego dziwnego i trudno było ustalić dokładną datę powstania "owalu".

 

Sprawa nabrała rozpędu dopiero po kilku miesiącach. Bzowski pisze, że latem 1983 r. prowadził w jakimś osiedlowym klubie na Czerniakowie pogadankę o UFO. Kiedy pokazał zdjęcia wypaleniska oraz rysunki humanoidów, których w 1981 r. w okolicy Chałup spotkał pewien artysta-malarz, z sali nagle odezwał się głos: "Myśmy też takich widzieli!".

 

Ojciec i syn opowiedzieli o spotkaniu z kosmitami

Słowa te padły z ust 43-letniego wówczas Władysława S. twierdzącego, że 29 września 1982 r. razem z 12-letnim synem wracał z ogródka działkowego przy Wolickiej, gdzie, jak wyjaśniał, zbierali oni jabłka i przygotowywali drzewka na zapowiadane przymrozki. Pracowali do ok. 2 w nocy. W drodze powrotnej obawiali się spotkania z patrolem MO (trwał stan wojenny i spacery po nocy były zakazane), więc szli po cichu i bardzo ostrożnie. Wkrótce poczuli swąd palonego siana, a pan Władysław dostrzegł błyski pomarańczowego światła wyglądające jak "przygasające ognisko".

 

Blask dochodził z obniżenia terenu na pobliskich nieużytkach. Kiedy znaleźli się w odległości kilkunastu metrów od źródła światła okazało się, że to wcale nie ogień. Oddajmy głos panu Władkowi, który obserwował to wszystko ukryty za krzewami czarnego bzu.

"Ziemia jarzyła się tym ‘pomarańczowym promieniowaniem’. Tuż nad nią, nie wyżej niż trzy-czwarte metra unosił się płaski od dołu, ale wypukły od góry dysk średnicy 6 m, barwy ‘starej miedzi’. On nie promieniował. Na tle tego dysku było widać postać niby ludzką, wzrostu ok. 1,5 m" – powiedział Bzowskiemu.

 

Mężczyzna dodał, że "promieniowanie", o którym wspominał było pomarańczową poświatą sprawiającą, że tliła się trawa znajdująca się pod obiektem, zza którego wkrótce wyłoniła się kolejna postać.

 

"Wzrostu miały nie więcej niż metr, były chude i jakby bez ubrania. Jedna z nich chodziła wokół tego pojazdu z pochyloną wielką i łysą głową o ziemistym kolorze skóry, czegoś pilnie wypatrując w trawie. Druga miała w dłoni kółko o średnicy ok. 20 cm i trzymała je poziomo na wysokości ok. 70 cm. Wodziła tym kółkiem nad ziemią, a z niego też biła w dół pomarańczowa poświata. Gdy (ufonauta) zaszedł za dysk, a ten bliższy odwrócił się plecami do nas, pomału, cichutko, zawróciliśmy z synem i chyłkiem wróciliśmy na działki, gdzie przesiedzieliśmy do świtu" – wspominał S., przyznając, że incydent zrobił na nim kolosalne wrażenie.

Bzowski postanowił poszukać innych świadków lądowania UFO. W tym celu napisał o nim krótki artykuł dla pisma "Stolica". Pewnego dnia do pana Kazimierza zapukał sąsiad z bloku – wysoki rangą funkcjonariusz MO, który zdobył się na chwilę szczerości.

 

"Czytałem pański artykuł w ‘Stolicy’ i przyszedłem coś panu powiedzieć" – wyznał. "Wróciłem wtedy do domu około północy z pracy. Poszedłem na balkon wychodzący na tamtą stronę, by wypalić papierosa i patrząc w ciemność widziałem to ‘jarzenie się’ nisko na trawie. Myślałem, że to może rzeczywisty ogień. Poszedłem więc po lornetkę. Z pomocą dobrej ośmiokrotnej lornety myśliwskiej widziałem tych ufoludków, o których pan pisał i wszystko, co się tam działo. Byłem tak zafascynowany, że obserwowałem ich ponad godzinę. Widziałem też jak później znikali, chyba wsiadali do tego ich pojazdu. Stał on nadal nieruchomo nad ziemią, a gleba pod nim jarzyła się" – dodał.

 

To nie jedyne lądowanie w "warszawskiej UFO-zonie"

Przemek Więcławski – młody pasjonat ufologii z Warszawy mówi, że dziś w miejscu bliskiego spotkania z 1982 r. przebiega Trasa Siekierkowska. W ostatnich latach kosmici rzadziej pokazują się jednak w mieście, co nie oznacza, że zniknęli w ogóle. Od czasu do czasu pojawiają się interesujące zgłoszenia, ale to nic w porównaniu z sytuacją z ostatniej dekady PRL-u – dodaje.

 

– Liczba ufologicznych zdarzeń mających miejsce w Warszawie głównie w latach 80. może przyprawić o ból głowy zwłaszcza tzw. sceptyków. Co konkretnie było ich przyczyną pozostaje jednak zagadką – mówi Przemek, dodając, że Bzowski i jego ludzie wyznaczyli nawet specjalną stołeczną "zonę", którą UFO nawiedzało z większą częstotliwością.

 

Był to obszar tzw. starorzecza Wisły ze zwróceniem szczególnej uwagi na Czerniaków. Wiele zdarzeń z tamtego rejonu Bzowski opisał w swoich książkach. Niektóre incydenty były fascynujące, inne zabawne. Do tych drugich zalicza się spotkanie hydraulika pana R. z pojazdem UFO w kształcie "otwartej małży", który wessał mężczyznę do środka. W archiwach pana Kazimierza znajduje się także sprawa z 1984 r. opowiadająca o zderzeniu małego Fiata z niewidocznym "obiektem". Maluch był tak zniszczony, że milicjanci nie mogli nadziwić się, że kierowca wyszedł z tego bez szwanku.

 

Przemek – autor bloga "UFO-Skywatching" dodaje, że wiele spraw z tamtego okresu odeszło jednak w zapomnienie wraz ze śmiercią Bzowskiego. Żona pana Kazia pozbyła się bowiem jego "ufologicznego archiwum", w którym znajdowały się na pewno zdjęcia wspomnianego wypaleniska.

 

Po latach Przemek dowiedział się, że było też drugie, jeszcze bardziej niezwykłe lądowanie ufonautów na Czerniakowie. Informacje o nim zdobył od jednego z dawnych towarzyszy Bzowskiego, pana Dariusza.

Do zdarzenia miało dojść pod koniec lat 70. na terenie ogródków działkowych. Grupa mężczyzn zauważyła wówczas niewielki kulisty obiekt znajdujący się na sąsiedniej posesji. Wokół niego spacerowały trzy istoty o wzroście… 15 cm, ubrane w srebrzyste skafandry. Jak się potem okazało, próbowały one komunikować się z właścicielką działki, która ze strachu skryła się w altance. Po krótkim czasie "karzełki" wróciły do pojazdu, który bezgłośnie znikł. Potem widywano go tam jeszcze kilkakrotnie.

_____________

Cytaty pochodzą z książki K. Bzowskiego "Z pamiętnika ufologa" (Rybnik 2011).

źródło


  • 5



#2

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"Dwóch wątłych humanoidów, którzy z niego wysiedli widział Władysław S. oraz jego 12-letni syn. Jakiś czas potem okazało się, że kosmitów z balkonu obserwował także pewien wysoki rangą funkcjonariusz MO"

W tego typu historiach o ufo praktycznie zawsze jest mowa o wysokim rangą wojskowym, policjancie, urzędniku etc. Takie postawienie sprawy ma oczywiście podnieść wiarygodność takiej historii. Tak jakby ktoś z troche wyższym stanowiskiem nie mógł być pijany albo po prostu ściemniać.
Reszta z tych opowieści jest podobna to tego co pisał Jan Pająk czyli ecie pecie co pan plecie.

Użytkownik Wszystko edytował ten post 12.09.2017 - 19:26

  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych