Skocz do zawartości


Zdjęcie

Gwiazdy jednego porwania


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
2 odpowiedzi w tym temacie

#1

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

porwanie.jpg

Roger Holder, 28, in Paris in 1977, and Cathy Kerkow in 1972. Associated Press

 

On – dezerter przetrącony wojną w Wietnamie. Ona – dilerka marihuany pracująca w salonie masażu. Udało im się uprowadzić samolot pasażerski na rekordową odległość i uzyskać rekordowy w tamtym czasie okup. A wszystko to bez broni.

 

Do lądowania w Seattle pozostaje niecałe pół godziny. Wysoki, czarnoskóry pasażer w galowym mundurze wstaje z miejsca, wyjmuje spod siedzenia aktówkę i trzymając ją w ręku rusza na tył samolotu. Stewardesy jedzą tam posiłek. Mężczyzna dyskretnie pokazuje im dwie kartki.

 

"Jest nas czworo i mamy dwie bomby. Słuchajcie rozkazów, a nie dojdzie do strzelaniny" – czyta jedna ze stewardes. Żądania mężczyzny są jasne: drugi pilot i nawigator mają opuścić kokpit. Na drugiej kartce widać rozrysowany schemat bomby. Porywacz twierdzi, że trzyma ładunek w aktówce – i zwraca uwagę stewardes na drut i zawleczkę owiniętą wokół palca.

 

"Powinienem był wysadzić samolot zaraz po starcie. I tak wszyscy umrzemy" – dodaje po chwili. Kapitan Boeinga 727, który za moment zobaczy obie kartki, to były żołnierz piechoty morskiej – stwierdzi od razu, że bombę zrobił ktoś znający się na rzeczy.

 

Stewardesy nie wiedzą, że porywaczy wcale nie jest czworo. A kapitan nie wie, że w teczce nie ma bomby. Napastnik, William Holder, ma na pokładzie tylko jedną wspólniczkę. I żadne z nich nie ma broni. Jest 2 czerwca 1972 roku. Tak się zaczyna jedno z najsłynniejszych porwań w historii amerykańskiego lotnictwa.

 

Dezerter dostaje znak z nieba

 

Porywacze stanowili osobliwą parę.

 

Holder był weteranem z Wietnamu. Zaciągnął się do armii kilka lat wcześniej, bo jako nastolatek został przypadkowo ojcem bliźniaczek i nie miał innego pomysłu, aby zarobić na ich utrzymanie. W Wietnamie został ciężko ranny. Wojna uderzyła mu do głowy dwojako: z jednej strony podobała mu się adrenalina (kilka razy przedłużał służbę na własny wniosek), z drugiej pojawiły się lęki i inne objawy stresu bojowego, które uśmierzał olbrzymimi ilościami łatwo dostępnej marihuany.

 

Miał pecha – przyłapano go z jointem akurat wtedy, gdy naciskany przez polityków Pentagon zabrał się do zwalczania wszechobecnego w Wietnamie problemu z narkotykami. Holder został zdegradowany, trafił do więzienia i w końcu także wycofano go do kraju jako psychicznie niestabilnego. Był wściekły i rozczarowany. Po powrocie do Stanów zdezerterował i wyrobił sobie dokumenty na fałszywe nazwisko. Eksperymentował z LSD, pakował się w kolejne przygodne romanse (żonę nakrył w łóżku z kolegą ze szkoły średniej), w końcu aresztowano go za oszustwa.

 

Wyszedł za kaucją. Mógł albo czekać na proces, albo ujawnić prawdziwą tożsamość i tak czy inaczej pójść siedzieć za dezercję. Szukając ucieczki od tak niepomyślnego obrotu spraw, Holder zaczął studiować książki i czasopisma astrologiczne – ubzdurał sobie, że "kosmos" szykuje dla niego udział w niezwykłym przedsięwzięciu, które polepszy jego los.

 

W San Diego natknął się przypadkiem na atrakcyjną dziewczynę, którą skądś znał. Okazało się, że raz zamienił z nią słowo w dzieciństwie. Teraz uznał, że to spotkanie jest znakiem od gwiazd.

 

Catherine Kerkow, czyli owa atrakcyjna dziewczyna, miała wtedy 21 lat i kompletnie brakowało jej pomysłu, co zrobić ze swoim życiem. Od szkoły średniej polegało ono głównie na imprezowaniu z przystojnymi facetami. Chwytała się dorywczych prac, z których ją szybko wyrzucano – czasem za obijanie się, czasem za kradzieże. Zaczepiła się końcu w salonie masażu, dorabiając handlem marihuaną. Przyciągnęła ją także radykalna Partia Czarnych Panter – nie tyle z powodów politycznych, co z uwagi na sznyt: skórzane kurtki, berety, atmosferę konspiracji.

 

Przede wszystkim jednak Kerkow miała słabość do czarnoskórych mężczyzn. Kiedy w progu wynajmowanego przez nią mieszkania pojawił się Holder (przyszedł do jej współlokatorki), szybko pojawiła się wzajemna fascynacja. Holder dość szybko zdradził się jednak jako typ obsesyjny i zaborczy – łaził za Kerkow krok w krok, albo opowiadając jej o Wietnamie, albo dzieląc się tym, co w oparach marihuany wyczytał w sennikach i podręcznikach wiedzy tajemnej. Pracować nie chciał, bo uważał, że "kosmos się o nich zatroszczy".

 

Z Syzyfem przez Wietnam do Australii

 

Tylko skąd się w tym wszystkim wziął pomysł porwania samolotu?

 

Holder w tamtym czasie znalazł w prasie wzmiankę o Angeli Davis – nauczycielce akademickiej z Kalifornii, o której było głośno z powodu jej radykalnych, komunizujących poglądów. Władze wymusiły usunięcie jej z uczelni, a potem oskarżono ją o morderstwo. Nie miała z nim nic wspólnego – poza tym, że brał w nim udział jej ochroniarz, którego wynajęła, bo jej samej grożono śmiercią.

 

W umyśle Holdera skandaliczna sprawa Davis połączyła się z upokorzeniem, jakiego on doznał od armii (do więzienia nie poszedł, ale skończyło się na tzw. niehonorowym zwolnieniu z wojska). Uznał, że czas zrobić "coś wielkiego": porwać samolot z pasażerami, a potem zwolnić ich w zamian za wolność dla Angeli Davis. Następnie Holder, Kerkow i Davis mieli polecieć tym samolotem do Wietnamu Północnego, gdzie wykładowczyni otrzymałaby azyl. Tu trzeba dodać, że sama Davis nie miała pojęcia ani o istnieniu Holdera, ani tym bardziej o tym, że ktoś zamierza jej w ten sposób "pomóc".

 

Niewyobrażalne? Nie dla Holdera – uważał, że gwiazdy mu sprzyjają. Inteligencji nie można mu było skądinąd odmówić: dzięki zaprzyjaźnionej stewardesie zaczął sprawdzać lotnicze procedury bezpieczeństwa, zdobył podręcznik do konstruowania bomb i to tam znalazł projekt, który miał później wprawić w przerażenie załogę porwanego boeinga. Czytał w prasie o wcześniejszych porwaniach i rozważał, co się w nich powiodło, a co nie. Całe przedsięwzięcie nazwał wzniośle operacją Syzyf.

 

Opracował kilka odrębnych wersji planu. Według ostatecznej uprowadzony samolot miał wylądować w San Francisco, gdzie część pasażerów miała zostać wypuszczona, a władze miały przekazać porywaczom spory okup oraz Davis. Następnie maszyna miała lecieć na Hawaje, by tam zatankować i zostawić resztę pasażerów. Ostatecznym celem miało być Hanoi – tam Holder chciał publicznie przekazać Davis i okup pieniądze Wietnamczykom, niejako samemu "rozliczając" się z własnego udziału w wojnie po złej stronie.

 

Porywacze mieli natomiast dostać się do Australii, sprowadzić tam córki Holdera i założyć szczęśliwą rodzinę. Kiedy Holder opowiedział o tym wszystkim Cathy Kerkow, ta była zachwycona.

 

Desperaci w przestworzach

 

Cały ten zamysł z perspektywy 35 lat wygląda niedorzecznie (nie tylko ze względu na zainteresowania Holdera). Trzeba jednak mieć na uwadze, że w tamtych czasach w Ameryce uprowadzenie samolotu pasażerskiego nie wydawało się szczególnie trudne, jeśli tylko porywacz był wystarczająco zdeterminowany.

 

Porwania samolotu długo nie uważano nawet za przestępstwo federalne, bo władzom nie mieściło się w głowie, że pierwsi sprawcy mogą znaleźć naśladowców. Po co ktoś miałby porywać samolot, by dolecieć poza USA, skoro po prostu można było kupić bilet? Ustawa o piractwie powietrznym działała dopiero od września 1961 roku, ale przez pewien czas po jej wprowadzeniu wydawało się, że groźba kary śmierci albo długoletniego więzienia ograniczyła skalę zjawiska.

 

Choć podejmowano próby sporządzenia psychologicznego profilu porywacza, sprawców uprowadzeń niewiele łączyło. Praktyka pokazywała, że samolot równie dobrze może porwać wypalony weteran wojenny, co hazardzista, oszust, splajtowany biznesmen, bezrobotny ojciec rodziny, który popadł w konflikt z prawem czy zakochany nastolatek.

 

Zachowania tych ludzi bywały absurdalne i nieraz sprzeczne z dotychczasową biografią, natomiast wspólnym mianownikiem było desperackie przekonanie, że nie mają już żadnego innego sposobu, by poprawić swój los. Pierwsi amerykańscy porywacze samolotów uciekali głównie na castrowską Kubę, naiwnie wierząc, że będą tam witani jak bohaterowie i znajdą schronienie.

 

Zanim Holder i Kerkow zabrali się za realizację swojego planu, od początku lat 60. uprowadzano w USA samoloty pasażerskie niemal 160 razy. Było to możliwe, bo ani na lotniskach, ani na pokładach nie istniały jeszcze żadne systemy i procedury bezpieczeństwa. Całą drogę od wejścia na lotnisko na pokład samolotu każdy mógł pokonać bez przeszkód. Nie było kontroli osobistych pasażerów, aparatów rentgenowskich, wykrywaczy metalu czy wyszkolonej ochrony. Aż do końca tamtej dekady przewoźnicy intensywnie lobbowali w Kongresie, aby zmiany tego stanu rzeczy nie wymusiła żadna ustawa.

 

Linie lotnicze obawiały się, że koszty spadną na nie, a pasażerowie wystraszą się latania. Bardziej wręcz "opłacało się" wkalkulować co jakiś czas porwanie samolotu niż wprowadzić stałe i kosztowne środki bezpieczeństwa. Załogom zalecano, by w razie czego spełniały żądania porywaczy i nie narażały życia swojego ani pasażerów. Najgorszy scenariusz, jaki mieścił się w głowach podróżnych, to przymusowe lądowanie na Kubie i oczekiwanie na powrót w hotelu nad szklanką rumu. Dopiero w 1969 r. wprowadzono wyrywkowe, choć mało inwazyjne kontrole osobiste.

Spryt i potknięcia

 

Holder i Kerkow wybrali datę uprowadzenia samolotu na dzień procesu Angeli Davis, ale mało brakowało, a nie dostaliby się na pokład. W Los Angeles przyłapano ich na tym, że za przelot zapłacili czekami bez pokrycia i kazano zwrócić bilety. Kerkow zdołała jednak wymienić niewykorzystany bilet, który przypadkiem miała w torebce.

 

W samolocie do Seattle usiedli, zgodnie z planem, osobno. Kerkow miała być "oczami" Holdera i alarmować, gdyby coś szło nie tak. Już po sterroryzowaniu załogi Holder miał się do niej zwracać przez komunikację pokładową pseudonimem "Stan". Tymczasem próbował uspokoić nerwy serwowanym na pokładzie bourbonem.

 

Kiedy już dostał się do kokpitu, piloci byli zdziwieni jego zachowaniem. Przywitał się z nimi uściskiem dłoni i wydawał się rozkojarzony – zamiast przedstawiać żądania, zaczął opowiadać zmyśloną historię swojego życia. Przynajmniej jej część wynikała z planu: powiedział, że na pokładzie są Weathermeni (członkowie radykalnej organizacji studenckiej, która przeprowadzała zamachy na terenie USA) i że zmusili go do udziału w ich planach, porywając jego dzieci. Co jakiś czas podawał przez komunikator pokładowy kolejne "zaszyfrowane przekazy".

 

To była ta sprytniejsza część planu – załoga i pasażerowie uwierzyli, że nawet gdyby zdołali unieszkodliwić Holdera, ktoś inny mógł wysadzić samolot.

 

Holder nie wziął za to pod uwagę, że nie od razu zdoła wymusić lot do San Francisco (piloci musieli zatankować w Seattle) i że dzień porwania przypada na piątek, więc nikt nie będzie mógł podjąć z banku oczekiwanej przezeń sumy okupu – 3 mln dolarów. Musiał więc ograniczyć żądanie do pół miliona.

 

Mało tego: porywacz nie uwzględnił, że porwany Boeing 727 ma zbyt mały zasięg, by dolecieć na Hawaje, a potem do Hanoi. Plan zaczynał się komplikować. Holder zażądał "przesiadki" – ale obawiał się, że na ziemi spróbują go zastrzelić snajperzy z FBI. W międzyczasie pilot dezorientował go mówiąc, że Angela Davis została uniewinniona (co jeszcze wtedy nie nastąpiło). Holder uznał to za kolejny znak od gwiazd – tym razem wskazujący nowy cel podróży.

 

Do samolotu podstawionego w San Francisco wsiadła nowa załoga, przekazano także porywaczowi 15-kilogramową torbę z okupem. Połowę pasażerów Holder zostawił w boeingu – byli wolni. Resztę zmusił do zajęcia miejsc w drugim samolocie. FBI nie zdążyło nic zrobić – także dlatego, że utrudniły to Biuru linie Western Airlines, obawiające się o bezpieczeństwo zakładników.
Napiwek dla pilotów, okup do zwrotu.

 

Holder już po starcie kazał pilotom lecieć do Algieru. (W Algierii znalazło schronienie wielu działaczy Czarnych Panter). Ci przekonali go, by podczas koniecznego tankowania w Nowym Jorku zwolnił resztę pasażerów. Dopiero po starcie ze Wschodniego Wybrzeża okazało się, że Holder ma tylko jedną wspólniczkę – wszak Kerkow jako jedyna pasażerka została na pokładzie.

 

Na lotnisku w Algierze czekał na porywaczy przedstawiciel bezpieki tamtejszego dyktatora Hueriego Bumediena. Piloci, którzy po zatankowaniu samolotu bezpiecznie odlecieli, znaleźli w maszynie 5 tys. dolarów, które porywacz zostawił im jako "napiwek".

Dopiero w Algierze, po otwarciu "teczki z bombą" Holdera, okazało się, że w środku był tylko budzik, pudełko po maszynkach do golenia i podniszczony egzemplarz książki "Nauka tajemna" słynnej okultystki i rzekomej medium Heleny Bławatskiej.

 

Holder i Kerkow po przesłuchaniach trafili pod opiekę Czarnych Panter. Bumedien zapewnił im azyl, ale odebrał im rekordowy okup, bo nie chciał drażnić Amerykanów. Liderzy Czarnych Panter byli naciskami zmuszani do opuszczania bezpiecznego dla nich dotąd kraju. Sam Holder czuł się coraz bardziej osaczony i popadał w paranoję, a Kerkow – zmęczona opieką nad nim. Ich intensywny jeszcze niedawno związek szybko się wypalał.

 

Kilkanaście miesięcy później przedostali się do Paryża, korzystając ze wsparcia tamtejszych lewicujących działaczy i intelektualistów. Policja aresztowała porywaczy 1975 r., ale zanim przekazano ich Amerykanom, za ich obronę zabrał się znany antyestablishmentowy prawnik. Francuski sąd dał się przekonać, że porwanie mogło mieć podłoże polityczne, a poza tym uznał wniosek ekstradycyjny za niekompletny.

 

Zanim Francuzi sami zabrali się za proces porywaczy, ci zaczęli brylować na salonach. Kerkow, zawsze lubiąca blichtr i towarzystwo bogatych mężczyzn, była w siódmym niebie. Słabiej znosił to wszystko Holder, który coraz bardziej podupadał na zdrowiu i zmagał się z poczuciem winy z powodu pozostawienia córek w USA. Przed francuskim sądem stanął w końcu tylko on (bo Kerkow wyjechała do Szwajcarii i rozpłynęła się w powietrzu).

Ostatnie takie porwania czyli koniec epoki

 

Dostał ledwie pięć lat w zawieszeniu. Po wyroku wrócił, w fatalnym stanie psychicznym, do Stanów, gdzie sądzono go raz jeszcze (1988). "Nie powiem, bym czuł, że zrobiłem coś szczególnie złego" – mówił. Skończyło się na czteroletnim wyroku, "tylko" za "zakłócanie pracy załogi samolotu".

 

Zapewne sąd nie byłby tak łagodny, gdyby do procesu doszło krótko po porwaniu. Wszak niedługo po wyczynie Holdera i Kerkow doszło do kolejnych uprowadzeń, sprawcy domagali się coraz wyższych okupów, a opinia publiczna coraz głośniej się domagała, by służby przestały się z przestępcami obchodzić łagodnie.

 

Miesiąc po akcji Holdera i Kerkow doszło do porwania Boeinga 747. Podczas uzupełniania paliwa rozwścieczony kapitan samolotu i jeden z pasażerów, emerytowany policjant, zabili porywacza i wyrzucili jego ciało na płytę lotniska. W kraju pilota przywitały wiwaty.

 

Parę miesięcy później inni porywacze zagrozili, że skierują samolot na budynek reaktora jądrowego laboratorium Oak Ridge. Na szczęście zdołano ich unieszkodliwić, ale samo to, że ktoś wpadł na pomysł użycia samolotu jako broni masowego rażenia, ostatecznie wpłynęło na zmianę sposobu myślenia o bezpieczeństwie lotów – i u polityków, i u przedstawicieli linii lotniczych.

 

Z początkiem 1973 roku standardem na lotniskach stały się kontrole osobiste i sprawdzanie bagażu podręcznego. Do masowego użytku weszły urządzenia rentgenowskie. Swoje zrobiły także rozmowy Waszyngtonu o umowach ekstradycyjnych z Kubą i Algierią – ewentualni porywacze zdawali sobie sprawę, że spada liczba miejsc, w których będą mogli się ukryć. Wbrew obawom przewoźników podróżni zareagowali wyrozumiale – liczba pasażerów nie spadła.

 

Przez cały rok 1973 i 1974 w USA nie miało miejsca ani jedno porwanie. To, co udało się Holderowi i Kerkow, było jednym z ostatnich aktów epoki.

 

porwanie - plane.jpg
http://www.aviatione..._Boeing_707.jpg

 

źródło


  • 3



#2

Taper.
  • Postów: 293
  • Tematów: 44
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Dziś tak to można wsiąść do pociągu. Chyba jeszcze składy nie są masowo porywane. Pewnie do czasu.


  • 0

#3

Sarazuican.
  • Postów: 5
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pociągiem nie uciekniesz gdzieś ani nie skierujesz w wieżowce bo ograniczają go tory, chyba nie będzie takich porwań.
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych