Cóż, to co opisujesz, to właśnie wspomniana przeze mnie polityka. A dokładniej polityka i ekonomia - dwa ściśle zależne od siebie czynniki. Niestety, jeśli chodzi o badanie kosmosu (w tym eksplorację), dziś nie ma dobrego politycznego klimatu. Budżety agencji kosmicznych nie są "kosmiczne" i specjalnie nie przyrastają (może cieszyć jedynie fakt, że skończyło się już ciągłe ich obcinanie). Liczby nie porażają - 42 mld $ rocznie w skali globalnej to tyle, co nic. Gdy porówna się to z 40-krotnie większymi wydatkami na zbrojenia, to jasne jest, jakie są dzisiaj priorytety. Bez jakiegoś dodatkowego impulsu, pojawienia się konieczności lub po prostu zmiany sposobu myślenia ciężko będzie cokolwiek konkretnego zrobić. W latach 60-tych XX wieku motorem była rywalizacja między USA i ZSRR. Bez niej wykonanie tak znaczącego skoku jakościowego, jakim był załogowy lot na Księżyc (zaledwie 8 lat po pierwszym człowieku w kosmosie) jeszcze długo kazałoby nam czekać na realizację. No, ale NASA miała wtedy na to ponad 2 razy więcej pieniędzy (warto wspomnieć, że wydatki te stanowiły wtedy niemal 4,5% budżetu federalnego, a dziś to zaledwie 0,5%). Podejrzewam, że gdyby to tempo rozwoju utrzymało się do dziś, załogowe loty międzyplanetarne, nie tylko na Marsa, nie byłyby już niczym nadzwyczajnym. Pieniądze i polityka - to dziś przede wszystkim hamuje rozwój astronautyki. Swego czasu napędzało, ale dziś niestety hamuje. Fizyka ma tu pomniejsze znaczenie.Generalnie w sumie dąże do napisania pewnej konkluzji na to wszystko... ludzie jako zorganizowana cywilizacja ustaliła bardzo słaby piorytet na misje pozaziemskie. Nie ogranicza nas tylko technologia a fakt, że kapitalizm doprowadza do stałego konsumowania na Ziemi gdzie wszystko co niesie za sobą pewnę ryzyko i wydaje się niemożliwe do realizacji funduszy brak. Dla przykładu... mamy pełno baniek spekulacyjnych, jak aktualnie Snap, Inc. Ta aplikacja na smartfony nie wnosi absolutnie nic, jest denna intelektualnie a właśnie inwestorzy władowali w to 25 mld $.
To możliwe. Liczba zaawansowanych obcych cywilizacji może wcale nie być tak duża, jak by sobie niektórzy optymiści życzyli. Być może to, co wydarzyło się na Ziemi jest bardziej ewenementem, niż regułą. Zresztą, nawet gdybyśmy założyli, że w samej Drodze Mlecznej jest ok. 10 000 zaawansowanych cywilizacji, to dzieliło by je średnio od siebie ok. 1000 lat świetlnych. To wystarczający dystans, aby zapewnić ich wzajemną izolację, a jednocześnie każdej z nich pozwolić na eksplorację najbliższej międzygwiezdnej okolicy (w promieniu 100 lat świetlnych znajduje się kilka tysięcy gwiazd).Z drugiej strony to może być hipotetyczny problem nie tylko u nas. Gdyby szukało się takich czynników społecznych, które są naszym problemem rozwojowym to można wykluczyć jeszcze większą liczbę przypadków. Jednocześnie zmiejszając szanse na kontakt z obcą cywilizacją, bo ona sama jest od tego daleka. Albo ogólnie nasza rywalizacja geopolityczna z ideologią w tle oraz religia, u nas doprowadzając do stanu z dzisiaj, w innym miejscu rujnuje światy. Koniec końców może się okazać, że nasze loty poza atmosfere Ziemi to wielkie osiągnięcie organizmów biologicznych i jesteśmy czołówką na tle innych miejsc gdzie rozwinęło się życie. To może być przykra rzeczywistość, na razie wszystko na to wskazuje.