Skocz do zawartości


Zdjęcie

NASA odkryła pierwszy układ słoneczny, zawierający 7 planet skalistych, które mogą przypominać Ziemię


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
75 odpowiedzi w tym temacie

#61

Mariush.
  • Postów: 4319
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Generalnie w sumie dąże do napisania pewnej konkluzji na to wszystko... ludzie jako zorganizowana cywilizacja ustaliła bardzo słaby piorytet na misje pozaziemskie. Nie ogranicza nas tylko technologia a fakt, że kapitalizm doprowadza do stałego konsumowania na Ziemi gdzie wszystko co niesie za sobą pewnę ryzyko i wydaje się niemożliwe do realizacji funduszy brak. Dla przykładu... mamy pełno baniek spekulacyjnych, jak aktualnie Snap, Inc. Ta aplikacja na smartfony nie wnosi absolutnie nic, jest denna intelektualnie a właśnie inwestorzy władowali w to 25 mld $.

Cóż, to co opisujesz, to właśnie wspomniana przeze mnie polityka. A dokładniej polityka i ekonomia - dwa ściśle zależne od siebie czynniki. Niestety, jeśli chodzi o badanie kosmosu (w tym eksplorację), dziś nie ma dobrego politycznego klimatu. Budżety agencji kosmicznych nie są "kosmiczne" i specjalnie nie przyrastają (może cieszyć jedynie fakt, że skończyło się już ciągłe ich obcinanie). Liczby nie porażają - 42 mld $ rocznie w skali globalnej to tyle, co nic. Gdy porówna się to z 40-krotnie większymi wydatkami na zbrojenia, to jasne jest, jakie są dzisiaj priorytety. Bez jakiegoś dodatkowego impulsu, pojawienia się konieczności lub po prostu zmiany sposobu myślenia ciężko będzie cokolwiek konkretnego zrobić. W latach 60-tych XX wieku motorem była rywalizacja między USA i ZSRR. Bez niej wykonanie tak znaczącego skoku jakościowego, jakim był załogowy lot na Księżyc (zaledwie 8 lat po pierwszym człowieku w kosmosie) jeszcze długo kazałoby nam czekać na realizację. No, ale NASA miała wtedy na to ponad 2 razy więcej pieniędzy (warto wspomnieć, że wydatki te stanowiły wtedy niemal 4,5% budżetu federalnego, a dziś to zaledwie 0,5%). Podejrzewam, że gdyby to tempo rozwoju utrzymało się do dziś, załogowe loty międzyplanetarne, nie tylko na Marsa, nie byłyby już niczym nadzwyczajnym. Pieniądze i polityka - to dziś przede wszystkim hamuje rozwój astronautyki. Swego czasu napędzało, ale dziś niestety hamuje. Fizyka ma tu pomniejsze znaczenie.
 

Z drugiej strony to może być hipotetyczny problem nie tylko u nas. Gdyby szukało się takich czynników społecznych, które są naszym problemem rozwojowym to można wykluczyć jeszcze większą liczbę przypadków. Jednocześnie zmiejszając szanse na kontakt z obcą cywilizacją, bo ona sama jest od tego daleka. Albo ogólnie nasza rywalizacja geopolityczna z ideologią w tle oraz religia, u nas doprowadzając do stanu z dzisiaj, w innym miejscu rujnuje światy. Koniec końców może się okazać, że nasze loty poza atmosfere Ziemi to wielkie osiągnięcie organizmów biologicznych i jesteśmy czołówką na tle innych miejsc gdzie rozwinęło się życie. To może być przykra rzeczywistość, na razie wszystko na to wskazuje.

To możliwe. Liczba zaawansowanych obcych cywilizacji może wcale nie być tak duża, jak by sobie niektórzy optymiści życzyli. Być może to, co wydarzyło się na Ziemi jest bardziej ewenementem, niż regułą. Zresztą, nawet gdybyśmy założyli, że w samej Drodze Mlecznej jest ok. 10 000 zaawansowanych cywilizacji, to dzieliło by je średnio od siebie ok. 1000 lat świetlnych. To wystarczający dystans, aby zapewnić ich wzajemną izolację, a jednocześnie każdej z nich pozwolić na eksplorację najbliższej międzygwiezdnej okolicy (w promieniu 100 lat świetlnych znajduje się kilka tysięcy gwiazd).
  • 5



#62

Dager.
  • Postów: 3079
  • Tematów: 64
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Na zmianę obecnego sposobu myślenia politycznych decydentów (USA-ESA-ROSJA) w kwestii podziału budżetu na cele eksploracyjne (Kosmos),dziś  raczej bym nie liczył. Tylko CHINY mają potencjał i program księżycowy jest politycznym priorytetem obecnej władzy.CHINY realizują ten program skutecznie i wiedzie się im.


  • 0



#63

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ale już nawet pomijając ten szczegół i to, że musiałbyś zabrać tych głowic (no właśnie... ile?) to nawet, gdybyś zabrał ich cały magazyn to gdy przyjdzie do hamowania po XXX latach mogłoby Ci się okazać, że materiał rozszczepialny w głowicach już uległ rozpadowi ;)

Ja cały czas pisałem o fuzji jądrowej. Reakcji syntezy deuteru z helem-3. Oba składniki można praktycznie w nieograniczony sposób pozyskiwać z atmosfer planet olbrzymów. Pewnie zarzucisz mi zaraz, że jest to technicznie niewykonalne. Racja - jest. Ale teraz.

Owszem. Póki co energia uzyskana jest mniejsza niż zuzyta. Ale to kwestia czasu. Problemem jest to że utrzymanie plazmy w ryzach, jest dość trudne. W przypadku awarii może dojść do wielkiego bum. Dodatkowo w jako sposób użyłbyś uzyskaną energię do napędu statku?
Druga sprawa to pozyskiwanie paliwa. W jaki sposób poradziłbyś sobie z ogromną grawitacją olbrzymich planet? Aby zaczerpnąć z ich atmosfery potrzebne składniki, trzeba by było po pierwsze: dolecieć do nich, co wyklucza tankowanie w przestrzeni między gwiezdnej, a po drugie, należało by zwolnić i pokonać silne przyciąganie, co wymagało by sporej ilości energii. Bilans niekoniecznie byłby dodatni.
  • 1



#64

Mariush.
  • Postów: 4319
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Owszem. Póki co energia uzyskana jest mniejsza niż zuzyta. Ale to kwestia czasu. Problemem jest to że utrzymanie plazmy w ryzach, jest dość trudne. W przypadku awarii może dojść do wielkiego bum. Dodatkowo w jako sposób użyłbyś uzyskaną energię do napędu statku?

Utrzymanie plazmy w ryzach? Przecież nie mówimy tu o wyzwalaniu energii w reaktorze, ale o mikroeksplozjach termojądrowych. Jedyne, co trzeba byłoby zrobić, to ukierunkować ruch produktów wybuchu za pomocą pola magnetycznego.
A co do wielkiego bum. W lotach kosmicznych ryzyko zawsze istniało i zawsze istnieć będzie. Nie da się go całkowicie wyeliminować, ale dzięki licznym badaniom i testom można je skutecznie zminimalizować.
 

Druga sprawa to pozyskiwanie paliwa. W jaki sposób poradziłbyś sobie z ogromną grawitacją olbrzymich planet? Aby zaczerpnąć z ich atmosfery potrzebne składniki, trzeba by było po pierwsze: dolecieć do nich, co wyklucza tankowanie w przestrzeni między gwiezdnej, a po drugie, należało by zwolnić i pokonać silne przyciąganie, co wymagało by sporej ilości energii. Bilans niekoniecznie byłby dodatni.

W przypadku Urana problemu z grawitacją by nie było. Na poziomie umownej powierzchni (ciśnienie 100 kPa - ciśnienie odpowiadające ciśnieniu przy powierzchni Ziemi) ciążenie odpowiada 90% ciążenia ziemskiego. Za Uranem (mimo, że odleglejszym od Jowisza i Saturna) przemawia jeszcze kilka innych czynników m.in.: spokojniejsza i zimniejsza (niższy koszt skraplania gazu) atmosfera.

A rozwiązań jest kilka, z których chyba najbardziej korzystnym jest bazujące na wykorzystaniu aerostatów.
Unoszące się w atmosferze na balonach minifabryki pobierałyby gaz z atmosfery, który następnie podlegałby destylacji i skraplaniu i w takim stanie byłby transportowany (np. na orbitę) za pośrednictwem statków wielokrotnego użytku. Koszt energetyczny przetwarzania i transportu w przeliczeniu na gram helu-3 wynosiłby ok. 5*108 J, co w porównaniu z uzyskaną z tego grama energią równą 6*1011 J daje zysk na poziomie ponad 1000-krotnym. Tutaj trochę na ten temat.


  • 0



#65

asbiel.
  • Postów: 394
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

To możliwe. Liczba zaawansowanych obcych cywilizacji może wcale nie być tak duża, jak by sobie niektórzy optymiści życzyli. Być może to, co wydarzyło się na Ziemi jest bardziej ewenementem, niż regułą. Zresztą, nawet gdybyśmy założyli, że w samej Drodze Mlecznej jest ok. 10 000 zaawansowanych cywilizacji, to dzieliło by je średnio od siebie ok. 1000 lat świetlnych. To wystarczający dystans, aby zapewnić ich wzajemną izolację, a jednocześnie każdej z nich pozwolić na eksplorację najbliższej międzygwiezdnej okolicy (w promieniu 100 lat świetlnych znajduje się kilka tysięcy gwiazd).

 

Nie myślę nawet o możliwości podrózy międzygalaktycznej. To są odległości liczone w milionach lat świetlnych. Przecież to już by nie była cywilizacja a 'coś', co bezpośrednio rządzi wszystkim w pojęciu Wszechświata. Ogólnie uważam, że nasze wierzenia duchowe przyczyniły się do takich sugestii by takie coś miało w ogóle mieć szanse miejsce. To już jest kwestia pasjonatów filmów sci-fi w połączeniu z rzeczywistością. 

 

Pamiętajmy, że napęd Warp to czysto teoretyczna-koncepcja. Dlatego masz dużo racji gdyby już szukać cywilizacji to tylko w naszym lokalnym środowisku jak Droga Mleczna. A cywilizacji może być wiele na różnym etapie zaawansowania, nie zapominajmy też dlaczego ssaki urosły gdy wymarły gady (wielkie dinozaury). Może być sporo planet pełnego życia, ale to dzikie życie odbiera możliwość wychowania inteligentnej rasy dwunożnych. 

 

Gdyby skonstruować listę na podstawie wydarzeń, które miały istotny wpływ na rozwój życia na Ziemi może wyjść, że tak zaawansowana rasa jak homosapiens jest unikalna. Jednak nie unikalna w formie samego ukształtowania człowieka, być może życie na super-ziemiach często występuje lecz otrzymanie wyniku dwunożnej istoty z całego etapu ewolucji przez DNA aż po inteligencje to losowanie nie 6 liczb jak w Lotto, a 50. Jakie mogą istnieć szanse, że komuś wypadnie 50 losowych liczb w zakupionym kuponie? 

 

Więc chcąć skończyć. Nie dość, że warunki planety, otoczenia, gwiazdy, satelity są istotne to samo życie planety, jej cykl, tektonika muszą być tą konkretną liczbą by wkońcu cała masa związków zależnych dała inteligencje na statku matce... czyli planeta zrodziła swoją świadomość. Patrzeć na odkryte planety, to nasza w kosmosie wręcz żyje.


Użytkownik asbiel edytował ten post 11.03.2017 - 22:06

  • 1

#66

Mariush.
  • Postów: 4319
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Mam zbliżone zdanie. Wydaje mi się, że życia we Wszechświecie jest sporo, ale wysokorozwiniętego inteligentnego życia już niekoniecznie. Uważam jednak, że kluczowe przeszkody na drodze do niego nie są związane z względnie późnymi etapami ewolucji (z wymarłych gadów też mógłby wyewoluować wysoce inteligentny gatunek), ale z bardzo wczesnymi. Ziemskie życie zdaje się właśnie na taką ewentualność wskazywać. Tutaj artykuł prezentujący bardzo ciekawą koncepcję.
 
Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że nie zawsze inteligencja, nawet wysoce rozwinięta, musi pociągać za sobą rozwój technologii, którą moglibyśmy wykryć. Przykładowo jestem w stanie sobie wyobrazić istnienie bardzo starej, dojrzałej społecznie, wysoce inteligentnej, a zarazem całkowicie atechnologicznej kultury, którą tworzą rybokształtne istoty zamieszkujące niezmierzone wody jednej z pozasłonecznych oceanicznych superziemi.
  • 0



#67

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Mariush

 

 

Utrzymanie plazmy w ryzach? Przecież nie mówimy tu o wyzwalaniu energii w reaktorze, ale o mikroeksplozjach termojądrowych. Jedyne, co trzeba byłoby zrobić, to ukierunkować ruch produktów wybuchu za pomocą pola magnetycznego.

 

 Synteza czy podział, to w tym wypadku prawie to samo. Bum to bum. tyle że bum z fuzji trochę większe. Ukierunkowywanie wybuchu za pomocą pola magnetycznego ma sens, ale w laboratorium.  Wytworzenie takiego pola wymaga sporo energii. A skąd ją brać??

 Dodatkowo, aby uzyskać temperaturę odpowiednią do zainicjowania fuzji, używa się reakcji rozszczepiania ( mówię o bombach) więc mamy problem z radiacją. Tym większy że operujemy w otoczeniu o temperaturze kilkuset stopni poniżej zera.  A "zimna fuzja" to na razie tylko hipoteza, a i tak dotyczy temperatur znacznie wyższych niż te panujące na Saharze w upalny dzień. A Ty piszesz o reakcjach w temperaturze poniżej  -200 stopni Celcjusza.  Więc jak na razie, te mikroeksplozje termojądrowe, muszą być poprzedzone przez "NANO" (takie modne słowo :))) eksplozje jądrowe.  Problemem istotnym jest radiacja. Odpowiednie osłony sporo ważą.  Poruszenie każdej  masy, wymaga energii wprost proporcjonalnej do niej. Czyli im większa masa, tym większa energia, co równoznaczne jest z większą radiacją, a co za tym idzie skuteczniejszą osłoną, a ta jak wiadomo swoje musi ważyć (dopóki nie wymyślimy odpowiedniego materiału na co jak na razie, się nie zanosi) I kółko się zamyka.

 

 Reasumując. Fuzja, wprawdzie daje więcej energii niż rozszczepianie jąder, ale niesie ze sobą te same problemy i dodatkowo dodaje wiele niewystępujących w reakcjach jądrowych. 

 

 

W przypadku Urana problemu z grawitacją by nie było. Na poziomie umownej powierzchni (ciśnienie 100 kPa - ciśnienie odpowiadające ciśnieniu przy powierzchni Ziemi) ciążenie odpowiada 90% ciążenia ziemskiego. Za Uranem (mimo, że odleglejszym od Jowisza i Saturna) przemawia jeszcze kilka innych czynników m.in.: spokojniejsza i zimniejsza (niższy koszt skraplania gazu) atmosfera.

 

 W przypadku Urana może nie... Ale rozmawiamy o podróżach między gwiezdnych.  Masz namiary na jakieś Urany po drodze???

 

 

 

A rozwiązań jest kilka, z których chyba najbardziej korzystnym jest bazujące na wykorzystaniu aerostatów.
Unoszące się w atmosferze na balonach minifabryki pobierałyby gaz z atmosfery, który następnie podlegałby destylacji i skraplaniu i w takim stanie byłby transportowany (np. na orbitę) za pośrednictwem statków wielokrotnego użytku. Koszt energetyczny przetwarzania i transportu w przeliczeniu na gram helu-3 wynosiłby ok. 5*108 J, co w porównaniu z uzyskaną z tego grama energią równą 6*1011 J daje zysk na poziomie ponad 1000-krotnym. Tutaj trochę na ten temat.

 

 A ile czasu potrwało by takie tankowanie, w innym układzie słonecznym??? I jak dostarczyć tam te mini-fabryki?  Po za tym, heliosfera w porównaniu z dystansem jaki nas dzieli od np.: układu Centauri no zaledwie mała drobina. Co z całą tą przestrzenią pomiędzy naszym układem słonecznym a innym najbliższym, ne mówiąc nawet o trzydziestu dziewięciu latach świetlnych.

 

O ile nie wymyślimy czegoś zupełnie przełomowego, nie ma szans, aby wysłać choćby sondę do najbliższej gwiazdy, nie mówiąc o misji załogowej. Prędkość światła to za mało.

 Być może to jest, powód, dla którego nie udało nam się skontaktować z jakąkolwiek inną cywilizacją. Być może nie ma innych sposobów podróży czy też nawet komunikacji, które przełamywały by ograniczenie prędkości światła. Być może podprzestrzeń, Warp, prędkość nadświetlna, czy też worm hole, po prostu nie istnieje, podobnie jak każdy inny pomysł na super szybkie podróże.  W takim wypadku na zawsze pozostaniemy sami we wszechświecie, mimo iż cywilizacji może być tam, nieskończona ilość. Oni też zostaną sami.

 

 

P.S.

 Przepraszam za zwłokę. przeprowadzałem się a mój dręczyciel internetowy potrzebował więcej czasu niż ja :/


Użytkownik Panjuzek edytował ten post 17.03.2017 - 22:47

  • 3



#68

Mariush.
  • Postów: 4319
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Synteza czy podział, to w tym wypadku prawie to samo. Bum to bum. tyle że bum z fuzji trochę większe. Ukierunkowywanie wybuchu za pomocą pola magnetycznego ma sens, ale w laboratorium.  Wytworzenie takiego pola wymaga sporo energii. A skąd ją brać??

Jak to skąd? Przecież tylko część (ok. 1/4) energii wyzwalanej w reakcji fuzji przekładała by się na ciąg statku. Zatem zostaje jej jeszcze trochę (nawet uwzględniając straty) na zasilenie innych systemów statku (w tym innych elementów układu napędowego).
 

Dodatkowo, aby uzyskać temperaturę odpowiednią do zainicjowania fuzji, używa się reakcji rozszczepiania ( mówię o bombach) więc mamy problem z radiacją. Tym większy że operujemy w otoczeniu o temperaturze kilkuset stopni poniżej zera.  A "zimna fuzja" to na razie tylko hipoteza, a i tak dotyczy temperatur znacznie wyższych niż te panujące na Saharze w upalny dzień. A Ty piszesz o reakcjach w temperaturze poniżej  -200 stopni Celcjusza.  Więc jak na razie, te mikroeksplozje termojądrowe, muszą być poprzedzone przez "NANO" (takie modne słowo :))) eksplozje jądrowe.  Problemem istotnym jest radiacja. Odpowiednie osłony sporo ważą.  Poruszenie każdej  masy, wymaga energii wprost proporcjonalnej do niej. Czyli im większa masa, tym większa energia, co równoznaczne jest z większą radiacją, a co za tym idzie skuteczniejszą osłoną, a ta jak wiadomo swoje musi ważyć (dopóki nie wymyślimy odpowiedniego materiału na co jak na razie, się nie zanosi) I kółko się zamyka.

W konceptach takich jak Dedal do zapłonu wykorzystuje się wysokoenergetyczne wiązki np. fotonów (takie eksperymenty wykonuje dzisiaj NIF w Livemore).
 

W przypadku Urana może nie... Ale rozmawiamy o podróżach między gwiezdnych.  Masz namiary na jakieś Urany po drodze???

A po co Ci Urany po drodze? Tankuje się raz na początku i leci do celu.
 

A ile czasu potrwało by takie tankowanie, w innym układzie słonecznym??? I jak dostarczyć tam te mini-fabryki?

Czasy trwania misji, o których tu mówimy liczone są co najmniej w dziesiątkach, a nawet setkach lat. Z założenia nie są to loty z opcją powrotną, tak jak na Księżyc. Nawet w wariantach bezzałogowych, które musiałyby poprzedzać późniejsze ewentualne loty załogowe (mające raczej status kolonizacyjny).
 

O ile nie wymyślimy czegoś zupełnie przełomowego, nie ma szans, aby wysłać choćby sondę do najbliższej gwiazdy, nie mówiąc o misji załogowej. Prędkość światła to za mało.

Nie uważam, żeby potrzebny był jakiś szczególnie wielki przełom, aby w perspektywie najbliższych 200-300 lat można byłoby zrealizować pionierski załogowy lot do najbliższych gwiazd. Ale tak jak już wcześniej wspomniałem, pewnych etapów rozwoju nie da się przeskoczyć - zanim sięgniemy gwiazd musimy wpierw dobrze rozgościć się w Układzie Słonecznym i wykorzystać możliwości, które nam oferuje (m.in. surowce). Przy sprzyjającym klimacie politycznym i ekonomicznym jest to możliwe w najbliższych stuleciach. A tu może być różnie. Kwestie technologiczne to tu chyba najmniejszy problem.

A przełom zawsze może nastąpić. W sumie biorąc pod uwagę horyzont czasowy, to niemal pewna sprawa. Pytanie tylko, czy ten ewentualny kolejny krok naprzód nie będzie krokiem w przepaść. Taki scenariusz zawsze trzeba brać pod uwagę.
 

Być może to jest, powód, dla którego nie udało nam się skontaktować z jakąkolwiek inną cywilizacją. Być może nie ma innych sposobów podróży czy też nawet komunikacji, które przełamywały by ograniczenie prędkości światła. Być może podprzestrzeń, Warp, prędkość nadświetlna, czy też worm hole, po prostu nie istnieje, podobnie jak każdy inny pomysł na super szybkie podróże.  W takim wypadku na zawsze pozostaniemy sami we wszechświecie, mimo iż cywilizacji może być tam, nieskończona ilość. Oni też zostaną sami.

Cóż, to tylko gdybanie. Ale możesz mieć rację. 
 

P.S.
 Przepraszam za zwłokę. przeprowadzałem się a mój dręczyciel internetowy potrzebował więcej czasu niż ja :/

Ktoś Cię dręczy w sieci? Zgłoś sprawę na policję. ;)

P.S.
Też przepraszam za zwłokę. :)
  • 2



#69

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Mariush

 

 

Jak to skąd? Przecież tylko część (ok. 1/4) energii wyzwalanej w reakcji fuzji przekładała by się na ciąg statku. Zatem zostaje jej jeszcze trochę (nawet uwzględniając straty) na zasilenie innych systemów statku (w tym innych elementów układu napędowego).

 

 Nadal nie rozumiem jak chcesz odzyskać tą energię. Przecież pisałeś:

 

Utrzymanie plazmy w ryzach? Przecież nie mówimy tu o wyzwalaniu energii w reaktorze, ale o mikroeksplozjach termojądrowych. Jedyne, co trzeba byłoby zrobić, to ukierunkować ruch produktów wybuchu za pomocą pola magnetycznego.

Czyli jednak musimy, utrzymać plazmę w ryzach. Czy nie? Mikroeksplozje kojażą mi się z projektem, w którym za statkiem, odpalane są ładunki jądrowe, a siła wybuchu popycha statek do przodu. Czyli coś takiego, co nazywa się projektem Orion :

 

Napęd pulsacyjny w swoich założeniach pozwalał na wykorzystanie energii jądrowej do napędu pojazdów kosmicznych przy minimalnych nakładach projektowych. Projekt zakładał napędzanie pojazdu przez bomby atomowe wyrzucane z rufy pojazdu i detonowane w pewnej odległości za statkiem. Otaczająca bombę woda lub wosk (możliwe byłoby również zgromadzenie całej substancji napędowej w obrębie bomby) w chwili detonacji tworzyłyby wysokoenergetyczną plazmę, która uderzając w płytę na rufie pojazdu popychałaby go naprzód.

https://pl.wikipedia...i/Program_Orion

 

Raczej trudno w tej wersji odzyskać jakąś energię. Piszesz o ukierunkowaniu tych eksplozji za pomocą pola magnetycznego. Czyli jednak Tokomak* . Np. taki:

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/ITER

 

 

ITER (International Thermonuclear Experimental Reactor) - dosł. Międzynarodowy Eksperymentalny Reaktor Termonuklearny – reaktor termonuklearny, jak również międzynarodowy program badawczy z nim związany, którego celem jest zbadanie możliwości produkowania na wielką skalę energii z kontrolowanej fuzji jądrowej. Głównym zadaniem jest budowa wielkiego tokamaka, wzorowanego na wcześniej budowanych mniejszych DIII-D, TFTR, JET, JT-60 i T-15. Program jest przewidywany na 30 lat (10 lat budowy i 20 lat pracy reaktora), i ma kosztować w przybliżeniu 10 miliardów €[1]. Tym samym jest to drugi najdroższy na świecie program badawczy, droższy jest jedynie program Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Według decyzji z dnia 28 czerwca 2005 tokamak powstanie w centrum badawczym Cadarache w pobliżu Marsylii, na południu Francji. W projekcie uczestniczą finansowo i naukowo: Unia Europejska, Japonia, Rosja, Stany Zjednoczone, Chiny (od 2003), Korea Południowa (od 2003) i Indie (od 2005). Przed przystąpieniem do programu Indii zakładano, że Unia Europejska pokryje 50% kosztów jego budowy, a pozostałe strony po 10% każda w formie komponentów[2].

Pierwszy zapłon przewidywany jest na rok 2019. Według projektów ITER ma każdorazowo podtrzymywać reakcję fuzyjną przez około 1000 sekund, osiągając moc 500-1100 MW[3]. Dla porównania JET utrzymuje reakcję przez kilka-kilkanaście sekund i uzyskuje moc do 16 MW. Energia w tym reaktorze będzie wydzielać się w postaci ciepła, nie jest przewidywane przetwarzanie jej na energię elektryczną. Na bazie ITER ma powstać przyszła generacja reaktorów fuzyjnych osiągających moc 3000–4000 MW.

 

 *-Tokomak.

 

 

Tokamak (język rosyjski:Toroidalnaja Kamiera s Magnitnymi Katuszkami - „toroidalna komora z cewką magnetyczną”) – urządzenie do przeprowadzania kontrolowanej reakcji termojądrowej. Główna komora ma kształt torusa. Dzięki elektromagnesom tworzony jest pierścień plazmy. Komora wypełniona jest zjonizowanym gazem (deuterem albo mieszaniną deuteru i trytu). Zmienne pole magnetyczne pochodzące z transformatora indukuje prąd elektryczny w pierścieniu gazu. Prąd ten powoduje wyładowania w gazie. Zachodzi jeszcze większa jego jonizacja i ogrzewanie. W końcu tworzy się gorąca plazma. Gorąca plazma jest utrzymywana w zwartym słupie wewnątrz pierścienia dzięki silnemu polu magnetycznemu.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Tokamak

 

Więc jak w końcu, wyobrażasz sobie taki napęd?

 

P.s.

Przepraszam za linki do wiki, ale piszę z głowy a wiki podaje od ręki to czym chcę się podeprzeć.


  • 0



#70

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Do odzyskania energii wystarczy klasyczny generator parowy, może nawet termoelektryczny, bo coś takiego wytwarza dużo ciepła. Niekoniecznie też muszą to być małe wybuchy - w końcu klasyczne silniki rakietowe opierają się o spalanie wybuchowej mieszanki, ale jest to przeprowadzane tak, że tworzy się stały ciąg.

 

Tylko że na razie to gdybanie bo kontrolowanej fuzji jądrowej nie udało się uzyskać.


  • 0



#71

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Przytoczę znany Wam na pewno artykuł (no, może nie ten sam, ale o podobnej treści), ponieważ kilka portali dość dawno się tematem zajmowało.

 

Na początku bieżącego tysiąclecia brytyjski inżynier Roger Shawyer stworzył silnik EmDrive, który miał łamać jedno z podstawowych praw fizyki - prawo zachowania pędu - wobec czego Shawyer nie mógł się ze swoim wynalazkiem przebić, mimo że prezentował działający prototyp. Jego działanie potwierdzili w zeszłym roku Chińczycy, a teraz dokonała tego sama NASA.

 

Silnik taki byłby ogromną rewolucją, bo obecnie wszelkie pojazdy kosmiczne - nawet mające dostęp do nieograniczonego źródła energii słonecznej - potrzebują do działania gazu pędnego, który wyrzucany jest z silnika i powoduje odrzut statku w kierunku przeciwnym.

EmDrive - dzieło Shawyera, który nie jest człowiekiem z ulicy - to jeden z najlepszych speców od aeronautyki w Europie - ma dość skomplikowane zasady działania. To zamknięty, stożkowy pojemnik, który po wypełnieniu rezonującymi mikrofalami generuje ciąg ku szerszemu końcowi stożka zwiększając pęd układu. Z kolei zasada zachowania pędu mówi, że jeśli na układ ciał nie działają siły zewnętrzne - układ ten ma stały pęd.

 

Silnik ten opierać ma swoje działanie o zjawisko ciśnienia promieniowania. Promieniowanie elektromagnetyczne, po zaabsorbowaniu, odbiciu lub rozproszeniu wytwarza po prostu ciśnienie odpowiadające gęstości energii strumienia pola podzielonej przez prędkość światła - a tym samym generuje pewną, bardzo niewielką siłę. Tak zwana prędkość grupowa fali elektromagnetycznej i tym samym generowana przez nią siła, może zależeć od geometrii falowodu, w którym się ona rozchodzi (co zostało udowodnione już w latach 50 XX wieku).

 

                                                     fig01-460x345.jpg

                                                     grafika/NASA

 

Shawyer wykoncypował, że jeśli falowód będzie taki, że na jednym jego końcu prędkość fali będzie znacznie różniła się od prędkości fali na drugim końcu (a taką możliwość daje stożek) to odbijając tę falę pomiędzy dwoma końcami uzyska się różnicę w ciśnieniu promieniowania, a więc siłę wystarczającą do wygenerowania ciągu.

 

System taki jest zamknięty, a więc na pierwszy rzut oka łamie on prawo zachowania pędu, jednak w grę wchodzi einstenowska względność, bowiem według Shawyera sam silnik znajduje się w innym układzie odniesienia, a falę w jego wnętrzu - w innym.

 

Mimo prezentowania przez wynalazcę działających (choć bardzo małych, generujących zaledwie 16 mN siły ciągu) modeli został on, mimo swego dużego doświadczenia i zasług (był on przez wiele lat jednym z szefów europejskiej spółce kosmicznej EADS Astrium), wyśmiany przez kolegów po fachu, którzy określali jego urządzenie "kolejnym perpetum mobile".

 

Wynalazca jednak pracował dalej, szykował kolejne modele i cały czas je badał czy przypadkiem osiągnięta siła ciągu nie jest wynikiem tarcia, efektów elektromagnetycznych czy nawet zwykłego ruchu powietrza - jednak nie mógł znaleźć błędu.

 

Jego praca nie poszła jednak na marne - wpadła ona w oko profesor Yang Juan z Politechniki Północno-zachodniej w Xi'an, która posiada ogromne doświadczenie w pracy z silnikami do statków kosmicznych. Jej zespół najpierw bardzo dokładnie przejrzał teoretyczne podstawy działania EmDrive, a dopiero po ich potwierdzeniu zabrał się za eksperymenty. I te, których wyniki opublikowano w zeszłym roku przyniosły jednoznaczny wynik - z kilku kilowatów mocy udało się wygenerować 720 mN siły ciągu.

 

To bardzo mało, jednak silniki jonowe XIPS produkcji Boeinga, które stosowane są w satelitach do delikatnego korygowania ich pozycji, generują mniej niż 1/4 tej siły zużywając dwukrotnie więcej energii, a do tego wymagają do działania gazu pędnego, którego rolę pełni tu szlachetny ksenon.

 

Problem jest jednak taki, że chińskim naukowcom ich koledzy z szeroko pojętego zachodu nie chcieli uwierzyć. Teraz jednak wygląda na to, że mogą oni nie mieć wyjścia, bo zbliżone rezultaty udało się osiągnąć amerykańskiemu badaczowi Guido Fettcie, który nie tylko stworzył swoją własną wersję silnika mikrofalowego, a do tego przekonał NASA aby go przetestowała.

 

NASA zaprezentowała wyniki tych testów parę dni temu podczas Joint Propulsion Conference w Cleveland i były one pozytywne. Pięciu naukowców z z Centrum Lotów Kosmicznych imienia Lyndona B. Johnsona przez parę dni badała dokładnie silnik osiągając ciąg 30-50 mikroniutonów - bardzo niewiele, jednak nie zmienia to faktu, że silnik działa - łamiąc pozornie zasadę zachowania pędu.

 

Pozornie, bo zdaniem speców z NASA w grę wchodzić mogą efekty kwantowe, a dokładniej rzecz biorąc oddziaływanie z pojawiającymi się i po chwili wzajemnie anihilujacymi się cząstkami materii i antymaterii w kwantowej próżni (ale jak sami napisali oni w swoim artykule - ich celem nie było poznanie tu dokładnej zasady działania silnika lecz sprawdzenie czy w ogóle on działa).

Sam Shawyer uważa, że silnik Fetty działa bardzo podobnie do jego EmDrive, ale dla brytyjskiego wynalazcy najważniejsze jest to, że teraz już chyba nikt nie odważy się nie uwierzyć w to, że on naprawdę działa.

 

A fakt, że silnik ten działa to nie tylko ważne wieści dla Shawyera lecz dla nas wszystkich - może dojść bowiem do sporej rewolucji w astronautyce. Można będzie dużo niższym kosztem wysyłać satelity na orbitę (gaz pędny może stanowić obecnie nawet połowę wagi satelity, zatem koszty zmalałyby również o połowę), a zainstalowanie EmDrive na ISS pozwoliłoby utrzymać stację w miejscu bez konieczności tankowania.

 

Shawyer ma też gotowy pomysł jak zwiększyć moc silnika. Podstawą jego wydajności jest Q - dobroć - czyli wielkość charakteryzująca ilościowo układ rezonansowy. Według wynalazcy wykorzystując nadprzewodniki uda się zwiększyć Q - a zatem siłę generowanego przez silnik ciągu - kilka tysięcy razy. A to dałoby możliwość napędzania z jego pomocą statków kosmicznych, a wtedy podbój kosmosu przez człowieka mógłby wkroczyć w zupełnie nową fazę.

 

Źródła: NASA.png    ARC.png    wired.png    geek.png





#72

Twoja stara.
  • Postów: 53
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Generalnie w sumie dąże do napisania pewnej konkluzji na to wszystko... ludzie jako zorganizowana cywilizacja ustaliła bardzo słaby piorytet na misje pozaziemskie. Nie ogranicza nas tylko technologia a fakt, że kapitalizm doprowadza do stałego konsumowania na Ziemi gdzie wszystko co niesie za sobą pewnę ryzyko i wydaje się niemożliwe do realizacji funduszy brak. Dla przykładu... mamy pełno baniek spekulacyjnych, jak aktualnie Snap, Inc. Ta aplikacja na smartfony nie wnosi absolutnie nic, jest denna intelektualnie a właśnie inwestorzy władowali w to 25 mld $.

 

 

Dokładnie tak! Czytałem wiele razy na tym forum, że nawet jakbyśmy byli w stanie polecieć na jakąś planetę oddaloną o kilka lat świetlnych w kilkadziesiąt lat to i tak to ślamazarny wynik nie opłaca się bo i tak za długi czas, kto w ogóle zdecydowałby się na podróż bez powrotu itd. 

 

Ludzie się zmienili. Cofnijmy się kilka wieków wstecz i przypomnijmy sobie postać Kolumba. Wierzył, że uda mu się dopłynąć do Indii okrążając kulę ziemską. Ale nie wiedział tego, tylko wierzył. Nie wiedział, czy uda mu się dotrzeć do celu, nie wiedział ile to potrwa, czy przeżyję podróż itd. 

 

 

 

Podejrzewam, że gdyby to tempo rozwoju utrzymało się do dziś, załogowe loty międzyplanetarne, nie tylko na Marsa, nie byłyby już niczym nadzwyczajnym. Pieniądze i polityka - to dziś przede wszystkim hamuje rozwój astronautyki.

 

 

 

Dokładnie mam takie samo odczucie. Ludzie teraz chcą mieć wszystko w tym momencie, nie patrzą długoterminowo. Po co ktoś ma inwestować na rzecz przyszłych pokoleń, rozwoju. Łatwiej zyskiwać hajs na rzeczach prostych, które zwracają się w krótkim czasie.


Użytkownik Twoja stara edytował ten post 27.03.2017 - 18:11

  • 0

#73

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Do odzyskania energii wystarczy klasyczny generator parowy, może nawet termoelektryczny, bo coś takiego wytwarza dużo ciepła. Niekoniecznie też muszą to być małe wybuchy - w końcu klasyczne silniki rakietowe opierają się o spalanie wybuchowej mieszanki, ale jest to przeprowadzane tak, że tworzy się stały ciąg.

 

 

 

 Mam spore wątpliwości, czy klasyczny generator parowy by się nadał. Pamiętajmy że mówimy o reaktorze fuzji, gdzie rozgrzana do tysięcy stopni Celcjusza plazma musi być utrzymywana w polu magnetycznym, gdyż znane nam matriały nie są wystarczająco odporne na temperaturę.

 Masz rację z tym ciepłem.  Problem polega na tym że potrzeba sporo energii, żeby tą plazmę rozgrzać i utrzymać z dala od ścian Tokomaka. Dopiero we wrześniu 2013 roku udało się po raz pierwszy uzyskać dodatni bilans energetyczny w urządzeniu National Ignition Facility. Ale puki co nie ma urządzenia zdolnego tę energię przetwarzać.

 

 

Tylko że na razie to gdybanie bo kontrolowanej fuzji jądrowej nie udało się uzyskać.

 

 Owszem udało się. I zostało zbudowane kilka działających urządzeń.  Problemem jest jednak bilans energetyczny, I fakt że nie potrafimy utrzymać tej reakcji zbyt długo. Chyba że masz na myśli zimną fuzję,  ale to już prawie "paranauka".

 

@Staniq

 Mam wrażenie że gdzieś było na forum coś o tym silniku. Faktycznie rewelka. Chociaż mam wątpliwości co do misji załogowych. Mimo większej wydajności niż silnik jonowy, to nadal zbyt mało do wytworzenia ciągu wystarczająco dużego do zaistnienia grawitacji (przeciążenia) wystarczającego do utrzymania załogi w dobrej kondycji co jest niezbędne przy postulowanych przez @Mariusha misjach obliczonych na dziesiątki czy nawet setki lat. Można kręcić statkiem, ale to z kolei powoduje drastyczne zwiększenie jego wymiarów i co za tym idzie masy. Dodatkowo tak długa misja wymaga stworzenia odpowiedniego dla ludzi habitatu, który będzie zużywał sporo energii, którą będzie trzeba wytwarzać na pokładzie, i to z dala od słońca.

 

 Chociaż biorąc pod uwagę nadprzewodniki, i to że w przestrzeni kosmicznaj, raczej nie będzie problemu z chłodzeniem tychże:), to, może to tylko kwestia skali.  Gdyby zbudować taki napęd, o mocy ciągu zbliżonej do 1g To było by coś. Eksploracja układu słonecznego na pewno ruszyła by z kopyta. Jedno z dużych ograniczeń, jakim jest degeneracja ludzkiego ciała, w warunkach zerowej grawitacji przestał by istnieć. MOżna by było rozpędzać się przez połowę drogi a potem hamować, dzięki czemu astronałci byli by w dobrej kondycji nawet podczas wielomiesięcznych podróży.   


  • 0



#74

Mariush.
  • Postów: 4319
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Czyli jednak musimy, utrzymać plazmę w ryzach. Czy nie? Mikroeksplozje kojażą mi się z projektem, w którym za statkiem, odpalane są ładunki jądrowe, a siła wybuchu popycha statek do przodu. Czyli coś takiego, co nazywa się projektem Orion
 
Raczej trudno w tej wersji odzyskać jakąś energię. Piszesz o ukierunkowaniu tych eksplozji za pomocą pola magnetycznego. Czyli jednak Tokomak*

Więc jak w końcu, wyobrażasz sobie taki napęd?

Trochę zamieszałeś, ale być może sam się do tego przyczyniłem używając pewnych skrótów myślowych. Postaram się pewne rzeczy sprostować.

 

Urządzenia typu Tokamak to trochę inna bajka. Plazma w nich jest kondensowana do stanu umożliwiającego fuzję za pomocą pola magnetycznego (tzw. magnetyczne uwięzienie plazmy). Tymczasem w sugerowanym przeze mnie napędzie stan plazmy umożliwiający syntezę jądrową osiągany jest przez zogniskowanie na niej wysokoenergetycznych wiązek cząstek np. elektronów lub fotonów (tzw. inercyjne uwięzienie plazmy; patrz NIF Livermore).

 

Mikroeksplozje następujące po sobie  w ognisku półkulistej lub parabolicznej komory reakcyjnej wytwarzają wysokoenergetyczną plazmę, a ta jak w reflektorze ulega ukierunkowaniu. Poruszająca się plazma wytwarza pulsujące pole magnetyczne, które dzięki indukcji elektromagnetycznej umożliwia generowanie w odpowiednich układach cewek energii elektrycznej potrzebnej do zasilania różnych systemów statku, w tym elementów napędu takich jak: iniektor paliwa, generatory wiązek laserowych, czy cewki dyszy magnetycznej. Pisząc o ukierunkowaniu produktów za pomocą pola magnetycznego miałem właśnie na myśli ostateczne kształtowanie strumienia plazmy w dyszy magnetycznej.


  • 0



#75

asbiel.
  • Postów: 394
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Dość ciekawą hipotezą na to wszystko może być istotny element, który rzadko jest brany pod uwagę. Co jezeli Ziemia jako stan surowy w sensie planetarnym daje wszelkie materiały ku obwitości w życie kosztem braku surowców i paliw odpowiednich na wydostanie się z tej zupy egzystencji organicznej.


Użytkownik asbiel edytował ten post 29.03.2017 - 01:31

  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych