Skocz do zawartości


Zdjęcie

10 najciekawszych nierozwiązanych zbrodni


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
7 odpowiedzi w tym temacie

#1

Cait Sith.
  • Postów: 685
  • Tematów: 159
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Oto 10 zagadek kryminalnych, które do dziś rozpalają wyobraźnię czytelników i policjantów. Bo jak to możliwe, że zbrodnia pozostała nierozwiązana przez dziesięciolecia?

 

 

Zbrodnia nr 1: Mała miss, 1996

 

Ktoś, kto uważnie śledził rozpalającą Polskę aferę małej Madzi z Sosnowca, w historii JonBenet Ramsey odnajdzie znajome szczegóły - rzekome porwanie i śmierć dziecka, nieporadność policji, współczucie dla rodziców przemieszane z medialnym sądem i powszechną chęcią zlinczowania matki dziewczynki. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Przypadek polski rozwiązany był po kilku dniach, historia z amerykańskiego Boulder w stanie Kolorado do dziś stanowi tajemnicę, choć minęło już 16 lat.

Wszystko zaczęło się w Boże Narodzenie 1996 r., kiedy rodzice 6-letniej JonBenet Ramsey, ślicznej jak laleczka wielokrotnej uczestniczki dziecięcych konkursów piękności, zgłosili policji, że ich córka została porwana - w kuchni odnaleziono nieco kuriozalny list z żądaniem okupu w wysokości 118 tys. dol. Jeszcze tego samego dnia okazało się jednak, że w piwnicy ich domu leżą zwłoki dziewczynki, uduszonej i z obrażeniami głowy.

 

 

Od tej chwili niemal przez cały czas uwaga policji, mediów i społeczeństwa skoncentrowała się na państwu Ramseyach. Trudno zresztą było z nimi sympatyzować - nadanie dziecku wyjątkowo pretensjonalnego imienia (wielka litera w środku, WTF?!) i nakładanie mu tapety na twarz, żeby podbudować własne ego w konkursach małej miss to zbrodnie niemal dorównujące dzieciobójstwu.

Ale akurat na ich udział w morderstwie nie było dowodów. Zaś John i Patsy Ramseyowie twardo i niezmiennie obstawali przy swojej wersji - dziewczynkę zabił intruz, który chciał ją porwać, albo dla okupu, albo by wykorzystać ją seksualnie. Mieli pieniądze (John był jednym z czołowych przedsiębiorców w Boulder), więc pracowali dla nich świetni prawnicy, a także detektywi. Dopiero po dwunastu latach jednak prokurator okręgowy wystawił im oficjalny glejt, zgodnie z którym ani John, ani Patsy, ani nawet ich syn Burke nie są już uważani za podejrzanych. Koniec sprawy? Nic z tego, wszak do dziś nie wiadomo, co właściwie stało się tej świątecznej nocy w Kolorado. Zaś jeśli przyjrzeć się dyskusjom internautów pod artykułami o tej sprawie, głosy dzielą się mniej więcej po połowie. Jedni wyrażają oburzenie, że policja nie potrafiła znaleźć tajemniczego pedofila-zabójcy, inni domagają się, by powiesić matkę. Choć Patsy, ofiara raka jajników, sama nie żyje już od sześciu lat...

 

 

Zbrodnia nr 2: Ścigany i zaszczuty, 1954

 

Jeśli rzeczywiście Ramseyowie byli niewinni, to media z policją urządziły im prawdziwy czyściec. Ale skoro sięgamy już po dantejskie metafory, to życie doktora Sama Shepparda stało się - dzięki prasie i wymiarowi sprawiedliwości - zupełnym piekłem. O ile, oczywiście, wierzymy w jego niewinność.

Dziś trudno sądzić inaczej. W 1966 r. sąd uniewinnił Shepparda od zarzutu zabójstwa własnej żony, a w 1993 r. Harrison Ford tak przekonująco zagrał w "Ściganym" postać wzorowaną na lekarzu z Ohio, że nie sposób już podejrzewać go o ten okrutny, krwawy mord. Ale blisko 60 lat temu trzeba było naprawdę niezależnych poglądów, by wyłamać się z powszechnego przekonania o lekarzu zbrodniarzu. O jego winie przekonane były nie tylko gazety i policjanci. Sędzia w jego procesie jeszcze przed jego rozpoczęciem był łaskaw powiedzieć jednej z dziennikarek, że jego zdaniem Sheppard "jest winny jak jasna cholera".

 

 

Nikt nie wierzył opowieści doktora, że pewnej lipcowej nocy 1954 r. zbudził go hałas dobiegający z sypialni na piętrze, w której spała jego żona (sam lekarz miał drzemać na kozetce przy schodach). Kiedy tam dotarł, dostał w łeb i stracił przytomność. Ocknął się po chwili, zobaczył swoją żonę leżącą w kałuży krwi i znów usłyszał hałas, tym razem z dołu. Ruszył w pogoń za "kudłatym" bandytą za dom. W pobliżu jeziora Erie (willa stała na bogatym przedmieściu Cleveland) wdał się z napastnikiem w kolejną walkę i znów stracił przytomność. Kiedy znów się zbudził, żona była już martwa. Od tej chwili jego życie toczyło się już po równi pochyłej.

Sąd skazał go na dożywocie. Miesiąc później matka popełniła samobójstwo, a ojciec zmarł na raka. Po 10 latach sąd zgodził się na wznowienie procesu i tym razem uznano, że nie ma dowodów jego winy. Sheppard był wolny, ale jako wrak człowieka. Pił coraz więcej, kariera medyczna się załamała, występował więc jako zapaśnik wolnoamerykanki. Zmarł zaledwie cztery lata po uwolnieniu, nie dożywszy nawet pięćdziesiątki. Jego syn, także o imieniu Sam, do dziś walczy o całkowite oczyszczenie imienia ojca. A kudłacz pozostaje tajemniczy jak ???, choć najbardziej prawdopodobnym podejrzanym jest niejaki Richard Eberling, złota rączka i czyściciel szyb zatrudniany kilkakrotnie przez Sheppardów.

 

 

Zbrodnia nr 3: Lizzie z toporkiem, 1892

 

 

2uf6o0w.jpg

 

Lizzie swą matkę, jak głoszą wieści,

dziabnęła toporkiem razy czterdzieści.

Potem zaś tatę, kiedy spał,

dziabnęła razy czterdzieści dwa.

 

Ten wierszyk jest najlepszym dowodem na to, że dziecięcym rymowankom nie należy wierzyć. Po pierwsze, Abby Borden nie była matką Lizzie, ale jej macochą. Po drugie, uderzono ją ostrym narzędziem nie czterdzieści, a "zaledwie" dziewiętnaście razy. Ojciec Lizzie Andrew Borden otrzymał jedenaście ciosów, nie czterdzieści dwa. Przede wszystkim zaś - do dziś nie da się z całą pewnością stwierdzić, czy to jego córka trzymała toporek.

To jedna z najsłynniejszych spraw kryminalnych w dziejach. Uważni czytelnicy powieści Agathy Christie nieraz trafiają na odniesienia do tej afery. Christie nie miała wątpliwości co do winy Lizzie Borden, podobnie jak większość jej współczesnych. Pikanterii dodawano sprawie, przedstawiając Lizzie jako małą dziewczynkę, choć w chwili zbrodni miała ona 32 lata. Zaś całą aferę unieśmiertelnił sąd w New Bedford w stanie Massachusetts, wydając wyrok uniewinniający.

Lizzie była wolna, w dodatku z połową majątku swego bogatego ojca (drugą połowę wzięła jej siostra Emma) - to właśnie ten spadek miał być głównym motywem zbrodni, bo Andrew Borden miał rzekomo zapisać całość żonie Abby, dając córkom jedynie marne zachowki. Wolna, ale poddana ostracyzmowi, bo społeczność Nowej Anglii nie wierzyła sądowi. Zmarła samotnie w 1927 r.

Ale jej historia żyje do dziś. Wydano dziesiątki książek poświęconych sprawie, kręcono o niej filmy, wystawiano sztuki, a nawet spektakle baletowe. I przerzucano hipotezami: że to Emma zabiła rodziców, że zrobiła to służąca Bridget, a nawet nieślubny syn Andrew - William Borden. Jedną z najnowszych książek wydano już w 2000 r., choć zdawałoby się, że nic nowego w tej sprawie nie da się powiedzieć.

 

 

Zbrodnia nr 4: Bohdan, syn Bolesława, 1957

 

 

102uhqw.jpg

 

Jeśli się przez chwilę nad tym zastanowić, to zdumienie człowieka ogarnia, że jeszcze nikt nie nakręcił o tym filmu. Bo w tej historii jest wszystko, czego potrzeba - jest wielka polityka, jest jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci Polski XX w., być może zemsta prześladowanych podczas okupacji, pogłoski o operacji Mossadu albo udziale sowieckich tajnych służb, jest wreszcie akcja jak z najlepszej kinowej sensacji.

Ofiarą w tej opowieści jest Bohdan Piasecki, uczeń warszawskiego liceum porwany z ulicy 22 stycznia 1957 r. Ale prawdziwym bohaterem - jego ojciec Bolesław, polski faszysta i antysemita, po wojnie ochoczy współpracownik komunistycznych władz i twórca katolickiego stowarzyszenia PAX. Porywacze nie kryli nawet, że uprowadzili chłopaka, by odegrać się na ojcu, nigdy jednak nie sprecyzowali, za co. Domagali się tylko okupu w wysokości 4 tys. dolarów i 100 tys. złotych (później zwiększyli żądaną kwotę o kolejnych 100 tys. zł). Piasecki był gotów zapłacić, ale porywacze nigdy nie podjęli pieniędzy. Wysyłali tylko ojca na coraz bardziej upokarzające "misje" po mieście - kazali mu m.in. paradować po Warszawie bez czapki (był środek zimy), za to z jelenim porożem w ręku. Wreszcie zupełnie zerwali kontakt. Zwłoki chłopaka z nożem wbitym w serce znaleziono przypadkiem dwa lata później, w nieużywanej piwnicy naprzeciwko budynku sądów w stolicy.

 

347fgk5.jpg

 

Jedyną osobą powiązaną ze zbrodnią był Ignacy Ekerling, kierowca taksówki, do której wsiedli porywacze z młodym Piaseckim. Ponieważ Ekerling był Żydem, najbardziej prawdopodobna hipoteza nasuwała się sama - porwanie miało być zemstą środowisk żydowskich za zachowanie Piaseckiego przed wojną i podczas niej (partyzanci założonej przez Piaseckiego Konfederacji Narodu mordowali Żydów podczas okupacji). Jakich dokładnie środowisk?

nierozwiązana zagadka kryminalnaWersje są różne - według jednych chodziło o pracowników polskiej SB, inni obarczali odpowiedzialnością Mossad. Jeszcze inni są zdania, że "wątek żydowski" to tylko zasłona dymna, a rozkaz likwidacji przyszedł z Moskwy. Tak naprawdę nie ma twardych dowodów na żydowski ślad, a Ekerlingowi nawet nie sposób udowodnić z całą pewnością współpracę z porywaczami (choć wiele na nią wskazuje). Zagadka śmierci Bohdana Piaseckiego pozostaje jedną z największych tajemnic PRL.

 

 

Zbrodnia nr 5: Śmierć w kapsułce, 1982

 

Nawet na tle innych opisywanych tu zagadek, sprawa "tylenolowych morderstw" jest jedną z najbardziej tajemniczych. Nie tylko nie znamy ich sprawcy, ale morderca jest postacią niemal bezcielesną, bez kształtu, płci i jakichkolwiek cech szczególnych. A także bez choćby szczątkowego sumienia.

Bo czy można podejrzewać o sumienie kogoś, kto morduje siedem całkowicie przypadkowych osób (w tym dzieci), dosypując do kapsułek z popularnym środkiem przeciwbólowym (tylenol to USA odpowiednik naszego paracetamolu) cyjanku potasu i podrzucając tak spreparowane leki w aptekach w Chicago i okolicach? Każda buteleczka zawierała 10 tysięcy razy więcej cyjanku niż wynosi dawka niezbędna do zabicia dorosłego człowieka. Producent medykamentu wpadł w panikę i rozpoczął wycofywanie produktu ze sklepów w całym kraju. Jeszcze większa histeria ogarnęła zwykłych Amerykanów. Do szpitali dzwonili ludzie z prośbą o ratunek, bo rzekomo zauważyli u siebie objawy zatrucia. Ta zbiorowa panika spowodowała, że szef jednego z centrów toksykologicznych wydał specjalny komunikat, w którym wyjaśnił mieszkańcom swojego stanu - jeśli naprawdę połkniecie cyjanek, będziecie martwi, zanim podniesiecie słuchawkę. nierozwiązana zagadka kryminalnaOperacja wycofania tylenolu z rynku kosztowała 125 milionów dolarów (chodziło o 31 mln buteleczek). Ale na szali była reputacja i przyszłość firmy Johnson & Johnson.

Sytuację udało się opanować - więcej ofiar nie było, a nauczone doświadczeniem firmy farmaceutyczne rozpoczęły pakowanie swoich produktów do odpowiednio zabezpieczonych butelek. Media chwaliły J&J za wzorowo przeprowadzoną akcję. Tyle że nadal nikt nie wiedział, kto stoi za zatruciem tabletek. Jednym z podejrzanych był facet, który napisał do J&J list z żądaniem okupu, ale samego czynu nie udało mu się udowodnić - został skazany tylko za wymuszenie. W ostatnich latach pojawiły się informacje, że FBI podejrzewa o "tylenolowe morderstwa" Teda Kaczynskiego, znanego lepiej jako Unabomber.

 

b47s03.jpg

 

 

 

Zbrodnia nr 6: Tajemniczy kwiat, 1947

 

 

2csgmth.jpg

 

Zdarza się czasem tak, że jakieś miasto w jakiejś konkretnej epoce nabiera szczególnego kolorytu i klimatu. Staje się zupełnie wyjątkowe i przez dziesięciolecia inspiruje pisarzy, filmowców i artystów. A popełnione w tym czasie mordy fascynują miłośników krwawych historii.

Tak było z wiktoriańskim Londynem i zagadką Kuby Rozpruwacza. Do dziś kręci się filmy o Chicago z czasów prohibicji i przestępstwach Ala Capone. Zaś Los Angeles lat 40. XX w. znamy nawet z gier komputerowych - ręka w górę, kto nie grał w "LA Noire" i nie słyszał o Czarnej Dalii. Albo nie, ręce w dół, do tego przyznawać się nie wypada.

Media ochrzciły ją Czarną Dalią, ale znamy jej nazwisko. Zwłoki Elizabeth Short, bezrobotnej kelnerki, znaleziono na pustej działce przy Norton Avenue w Los Angeles. Urodziwa Betty swoje krótkie życie spędziła, szukając kariery, szczęścia i miłości. Kariery nie zrobiła, Hollywood wypluło ją jak miliony innych nieszczęśników i wpędziło w nędzę. Szczęście znalazła tylko na chwilę, u boku pewnego pilota, który miał się z nią ożenić, ale zginął na wojnie z Japończykami. Miłości nie dał jej żaden z setek mężczyzn, z którymi szalała od tej pory po nocnych klubach LA. Jeden z nich za to zatłukł ją na śmierć, być może przez tydzień gwałcił i torturował, rozciął jej usta jak Jokerowi z Batmana, wreszcie przepołowił zwłoki w pasie, jakby nieudolnie bawił się w scenicznego magika. Betty miała wtedy 23 lata.

Potem morderca bawił się z mediami, wysyłając do gazet jej dokumenty i rzeczy osobiste. Po czym zamilkł na wieki (OK, na razie na 55 lat). Do dziś nie wiemy, kto zabił Czarną Dalię, choć teorii było mnóstwo. Co ciekawe, wyjątkowo dużo ludzi twierdziło, że to ich tatuś.

 

 

 

 

Zaś tajemnica wciąż kusi scenarzystów. Brian De Palma nakręcił film "Czarna Dalia", który luźno podchodzi do historii Betty. W "LA Noire", jednej z najlepszych gier ostatnich lat, nie rozwiązujemy tajemnicy tego morderstwa, ale odniesienia do niego pojawiają się nieustannie.

 

 

Zbrodnia nr 7: Gdzie jest Jimmy Hoffa, 1975

 

 

2n9fk1g.jpg

 

Jeśli przyjrzeć się uważnie amerykańskim i polskim działaczom związkowym,widać wyraźnie jedną różnicę - ci pierwsi lubią przede wszystkim towarzystwo mafiosów, ci drudzy wolą bratać się z politykami. Na wszelkie pytania odpowiadam od razu: nie, ja w gruncie rzeczy też nie dostrzegam tej różnicy.

Jimmy Hoffa był działaczem wzorcowym. Twardą ręką rządził Teamsters, jednym z największych związków zawodowych w USA - syndykatem kierowców ciężarówek, który dziś jeszcze liczy prawie półtora miliona członków. No i ci przyjaciele... Do jego towarzystwa należał m.in. Anthony Provenzano, zwany Tony Pro, który swoich przeciwników zaznajamiał z budową rozdrabniarki do drewna. Od środka. Inny kolega, Anthony Giacalone, czyli Tony Jack, pierwszy raz przed sądem stanął w wieku 35 lat, choć wcześniej 14 razy zatrzymywany był pod zarzutami rozboju, gwałtu i nielegalnego hazardu. Równie utalentowany był Anthony Corallo, zwany Tony Ducks, bo z łatwością unikał wymiaru sprawiedliwości (ang. to duck - uchylać się). Za pieniądze z funduszu emerytalnego związkowców Morris "Moe" Dalitz, żydowski gangster z Detroit, współtworzył potęgę Las Vegas.

Dobra passa Hoffy skończyła się, kiedy prokurator generalny Bobby Kennedy postawił sobie za punkt honoru skończyć z tym mafijnym rajem. W 1967 r. związkowiec trafił do więzienia za łapówkarstwo i defreaudację. Odsiedział trzy lata i postanowił wrócić na szczyt.

Były tylko dwa problemy. Po pierwsze, zgodnie z prawem Hoffę - jako skazańca - obowiązywała jeszcze pięcioletnia karencja w ubieganiu się o stanowisko związkowe. Ale Jimmy był gotów czekać. Większy kłopot polegał na tym, że na tym szczycie już umościł się niejaki Frankie Fitzsimmons, który ze związku zawodowego kierowców uczynił spółkę córkę koncernu Cosa Nostra SA. Mafiosi lubili Fitzsimmonsa. Mafiosi nie lubili już Hoffy. Kiedy więc Hoffa dał do zrozumienia, że będzie ubiegał się o szefowanie związkowi, mafiosi postanowili Hoffę zniknąć.

 

 

I jak postanowili, tak zrobili. Na tyle skutecznie, że do dziś nikt nie wie, gdzie są zwłoki związkowego magnata. A hipotez jest mnóstwo: skarmiono nimi aligatory na Florydzie, przerobiono w zakładzie przetwarzania odpadów przy rzeźni, zakopano pod basenem, parkingiem wielopoziomowym albo lądowiskiem dla helikopterów. Mnie jednak najbardziej przemawia do wyobraźni plotka o tym, że szczątki Hoffy spoczywają pod murawą futbolowego stadionu zdobywców ostatniego SuperBowl - New York Giants. Touchdown!

Jeśli zaś dziś wejdziecie na stronę www Teamsters, powita was tam uśmiechnięta twarz i uniesiony w górę kciuk aktualnego prezesa związku - Jamesa P. Hoffy, juniora.

 

 

Zbrodnia nr 8: Znikający lord, 1974

 

Trafiłem kiedyś z przyjacielem do pubu The Plumbers Arms przy Lower Belgravia Street w Londynie. Usiedliśmy na stołkach przy centralnej kolumnie, na której wisiały pożółkłe ze starości wycinki gazet.

Wczytałem się w nie, ze zdumieniem odkrywając, że knajpa, w której siedzę, była sceną jednej z najbardziej niesamowitych historii kryminalnych w Anglii. 7 listopada 1974 r. do pubu wbiegła mieszkająca naprzeciwko Veronica hrabina Lucan. - On chciał mnie zamordować, ratujcie moje dzieci - krzyknęła zakrwawiona kobieta. Klienci zachowali się, jak przystało na prawdziwych Anglików, czyli powrócili do swoich piw. Tylko barman zadzwonił po policję.

Policjanci odkryli, że dzieci mają się dobrze, czego nie dało się powiedzieć o ich niani. Ta leżała z rozbitą czaszką w piwnicy Lucanów. Lady Lucan zeznała, że sprawcą był jej mąż, z którym od jakiegoś czasu pozostawała w separacji i który mieszkał parę ulic dalej. Małżeństwo rozpadło się, bo hrabina po kolejnych porodach wpadła w depresję i miała czarne myśli. Hrabia wprawdzie stawiał na czarne, ale przy stołach do ruletki. Trwał proces o opiekę nad dziećmi i podział majątku. Lady Veronica podejrzewała, że małżonek chciał ją zamordować i przez pomyłkę zdzielił w głowę gazrurką nianię, która w czwartki zwykle miała wychodne. Kiedy zauważył swój błąd, zamierzał go naprawić i zabić żonę, ale ta wymknęła mu się i uciekła do pubu.

Kiedy policja przesłuchiwała lady Lucan, jej mąż ukrywał się u przyjaciółki. Dzwonił po znajomych i wszystkim opowiadał historię, która brzmiała równie wiarygodnie, jak "kolega przewrócił się plecami na nóż, szesnaście razy". Otóż lord przypadkiem przechodził akurat obok domu swojej żony i przypadkiem zauważył, że walczy ona z niezidentyfikowanym napastnikiem. Przypadkiem odstraszył zbrodniarza i przypadkiem uratował małżonkę. Potem jednak przeraził się, że policjanci mają problem z przyswajaniem takich bajek. I tu zaczyna się najciekawsza część tej opowieści. - Muszę uciekać - oświadczył Lucan przyjaciołom. Wsiadł do samochodu i zniknął. Jak kamfora. Jak kamień w wodę. Auto znalazło się później na południowym wybrzeżu Anglii. Lorda Lucana do dziś nie odnaleziono, choć co jakiś czas do prasy zgłaszają się ludzie, którzy rzekomo widzieli hrabiego we Francji, w Zimbabwe czy Brazylii. Dopiero po 25 latach oficjalnie uznano go za zmarłego, jego syn (miał 7 lat w czasie zbrodni) wciąż jednak nie może przejąć po ojcu miejsca w Izbie Lordów.

 

 

Zbrodnia nr 9: Skoczek z okupem, 1971

 

 

Stojąc w koszmarnych kolejkach do kontroli bezpieczeństwa na lotniskach, niejeden pasażer myśli pewnie, że ten żmudny obowiązek zawdzięcza muzułmańskim terrorystom. Nic bardziej błędnego.

Obyczaj sprawdzania bagaży wprowadzono po niebywałym wyczynie pewnego tajemniczego mężczyzny przed 41 laty. Tajemniczego, bo do dziś nie wiemy, kim właściwie był. A co chyba najbardziej niesamowite, nikt nie zna odpowiedzi na pytanie: rozbił bank czy tylko łeb?

 

5x1v68.jpg

 

Znamy go pod nazwiskiem D.B. Cooper, choć nigdy tak się nie przedstawił. Kiedy w wigilię Święta Dziękczynienia 1971 r. podszedł do okienka linii Northwest Orient na lotnisku w Portlandzie, podał nazwisko Dan Cooper (inicjały D.B. to późniejsze przekłamanie prasy). Kupił bilet na lot do Seattle i wszedł na pokład z neseserem w ręku. Krótko po starcie samolotu przekazał stewardessie karteczkę z żądaniem okupu. - Jeśli nie spełnicie moich żądań, moja walizeczka eksploduje razem z całym samolotem - wyjaśnił grzecznie, bo przez cały czas był ponoć ujmująco uprzejmy.

Od tej chwili wszystko potoczyło się wyjątkowo sprawnie, bo i plan Coopera był perfekcyjny. W Seattle przygotowano 200 tys. dolarów (na dzisiejsze około miliona). Maszyna wylądowała, porywacz wypuścił wszystkich pasażerów, zatrzymując tylko pilotów i jedną stewardessę. Na pokład dostarczono mu okup (10 kg banknotów) i kilka spadochronów. Samolot zatankowano do pełna i polecieli w kierunku Reno w Nevadzie. Krótko po starcie Cooper zamknął załogę w kabinie, otworzył tylne drzwi i przepadł bez śladu. Nie wiadomo, kiedy i gdzie dokładnie wyskoczył. Nie wiadomo, czy przeżył. Nie wiadomo, co stało się z pieniędzmi. Nie wiadomo, kim był. Nie wiadomo niczego.

 

 

Część okupu znaleziono w 1980 r. na brzegu rzeki Columbia. Ponieważ pozostałe banknoty nigdy nie pokazały się na rynku (FBI spisało ich numery), agenci uważają, że Cooper rozchlastał się o skały w dziczy. Ale miłośnicy filmowych historii wolą myśleć, że autor skoku doskonałego (pamiętajmy, że nikomu nie zrobił krzywdy) dożywa swoich dni na którejś z karaibskich wysp. Np. w towarzystwie Lorda Lucana.

 

 

Zbrodnia nr 10: Strzał do premiera, 1986

 

W Polsce, gdzie służbowa limuzyna z kierowcą i kogutem przysługuje nawet wicedyrektorowi Wydziału Flądry Departamentu Rybołówstwa w Ministerstwie Rolnictwa, to, żeby premier państwa poszedł z żoną na piechotę do kina, nie mieści się w głowie. Zwłaszcza że nie chodzi o premiera Wysp Dziewiczych, ale Szwecji.

 

21absys.jpg

 

W Skandynawii jednak posłowie jeżdżą do pracy na rowerach, więc widok Olofa Palmego, który 28 lutego 1986 r. spacerował z żoną po ulicach Sztokholmu, nikogo nie zdumiał. Ten i ów był tylko lekko zaskoczony, że premierowska para porusza się bez ochrony.

Chwilę po godz. 23 Olof i Lisbet Palme wyszli z kina, w którym oglądali nieco absurdalną szwedzką komedię "Bracia Mozart". Postali chwilę na ulicy, pogadali z synem i synową, po czym pożegnali się z nimi i spokojnym krokiem ruszyli w stronę metra. Kiedy byli 100 m od wejścia do stacji Hötorget, ktoś podszedł do nich od tyłu i oddał dwa strzały z przyłożenia - jeden w plecy premiera, drugim ranił jego żonę. Morderca ruszył w stronę schodów na ulicy Tunnelgata i zapadł się pod ziemię.

Premier zmarł jeszcze tej samej nocy w szpitalu, a szwedzka policja rozpoczęła jedno z najdłużej trwających i najdroższych śledztw w historii - pięć lat temu oszacowano je na 45 mln dol. W jego trakcie sprawdzono tyle teorii i spiskowych hipotez, że smoleńska chmura helu, babuszka z Dallas i ewakuacja Żydów z World Trade Center wydają się przy tym całkiem przytomnymi domysłami. Wszystko na próżno, ślepymi uliczkami okazały się wątki: jugosłowiański, neofaszystowski, południowoafrykański, indyjski, chilijski i niemiecki. Faktem jest, że Palme był politykiem wyrazistym/oszołomem (niepotrzebne skreślić) i w czasie swojej kariery zdołał sobie narobić wrogów na całym świecie.

 

 

Za to morderstwo skazano niejakiego Christera Petterssona, drobnego przestępcę, ćpuna, alkoholika i po prostu świra. Tyle że sąd wyższej instancji uniewinnił go z braku przekonujących dowodów. Przez następnych 18 lat Pettersson bawił się z całą Szwecją w kotka i myszkę, w kolejnych wywiadach i występach telewizyjnych to przyznając się do winy, to odwołując te zeznania. Zmarł w 2004 r., zabierając swoją tajemnicę do grobu. Jeśli to rzeczywiście on zabił Palmego, pozostaje pytanie: dlaczego? Najbardziej prawdopodobna odpowiedź brzmi niestety: bo tak.

 

http://www.logo24.pl/ )


  • 9



#2

Ogon.
  • Postów: 14
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

A gdzie nieschwytany-seryjny zabojca Zodiak?


  • 0

#3

Cait Sith.
  • Postów: 685
  • Tematów: 159
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

A gdzie nieschwytany-seryjny zabojca Zodiak?

 

No wszystkiego w 10 zmieścić się nie da. Jak chcesz to napisz o tym coś więcej tu ;)


  • 0



#4

Cascco.
  • Postów: 589
  • Tematów: 9
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Myślałem że będzie to o Kennedym.


  • 0

#5

Cait Sith.
  • Postów: 685
  • Tematów: 159
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Myślałem że będzie to o Kennedym.

 

O nim można całkiem spory, osobny temat napisać.


  • 0



#6

Last Sicarius.

    Ostrzewtłumie

  • Postów: 1437
  • Tematów: 84
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

O JKF już na forum jest sporo, a o Zodiaku też się coś znajdzie.

Tu podobny temat: http://www.paranorma...onych-morderstw


Użytkownik Ostrzewtlumie edytował ten post 19.01.2015 - 15:12

  • 0



#7

Yenisey.
  • Postów: 62
  • Tematów: 32
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

JonBenet Ramsey przyszła na świat 6 sierpnia 1990 roku w Atlancie. Była drugim dzieckiem Johna i Patsy. John Ramsey kierował dobrze prosperującą firmą graficzną. W 1991 roku ze względów służbowych przeprowadził się z rodziną do Boulder w Kolorado. Patsy Ramsey, Miss Zachodniej Wirginii z roku 1977, zaczęła zapisywać kilkuletnią JonBenet na konkursy piękności. Dziewczynka w swoim krótkim życiu zdobyła wiele tytułów, m.in.: Amerykańskiej Małej Miss, Małej Miss Kolorado, Dziecięcej Gwiazdy, Narodowej Małej Miss i tak dalej, i tak dalej. 

jonbenet%2Bramsey110743.jpg

 

Patsy_Ramsey.jpg

Patsy Ramsey w 1977 roku

 

 

Rodzina Ramsey spędzała Święta Bożego Narodzenia 1996 roku w swojej trzypiętrowej posiadłości w Boulder. W nocy z 24 na 25 grudnia w domu znajdowały się tylko cztery osoby: państwo Ramsey, JonBenet oraz jej dziewięcioletni brat Burke. Według zeznań Patsy Ramsey kobieta wstała wcześnie rano 25 grudnia i odkryła list od porywaczy na blacie w kuchni. List rozpoczynał się słowami:
„Drogi Panie Ramsey,

Słuchaj uważnie! Jesteśmy grupą ludzi, którzy reprezentują zagraniczną organizację. Szanujemy pański biznes, lecz nie kraj, któremu służy. Pańska córka znajduje się w naszych rękach. Jest bezpieczna i nie stanie jej się krzywda. Jeśli chcesz, by doczekała 1997 roku postępuj zgodnie z poniższymi warunkami (…)”
Następnie następowało żądanie wypłacenia 118 tysięcy dolarów. Co ciekawe, jest to kwota identyczna do kwoty premii, jaką otrzymał John Ramsey zeszłego roku. Porywacz poinformował, że zadzwoni pomiędzy godziną 8 a 10 w celu podania miejsca przekazania okupu. Dużą część listu zajmowały ostrzeżenia, że każda próba kontaktu z policją czy nawet znajomymi oznacza automatyczną egzekucję jego córki. List był podpisany literami „S.B.T.C.”.

 

181705_JonBenet_Ramsey_10th_1.JPG

 

ransom-note-jonbenet-ramsey.gif

Oryginał listu

 

Rodzice prędko odkryli, że list nie jest żartem, a JonBenet zniknęła ze swojego łóżka i nie było jej w domu. Pomimo wyraźnych ostrzeżeń rodzice zadzwonili po policję oraz bliskich znajomych. W domu prędko zaczęli pojawiać się bliscy i sąsiedzi. Do domu Ramseyów oddelegowano policjantkę Lindę Arndt, która miała sprawdzić dom i oczekiwać z Ramseyami na telefon od porywaczy. W tym samym czasie John uruchomił procedurę podjęcia pieniędzy z banku, a jego przyjaciel podjął je zaraz po otwarciu placówki. John Ramsey wraz z dwójką przyjaciół przeszukał też pospiesznie wszystkie pomieszczenia domu, ominęli jednak jedną komórkę w piwnicy, ponieważ drzwi zdawały się być zacięte. Oględziny domu nie wskazały żadnych widocznych oznak włamania. Można było jedynie wejść do domu usuwając kratę zakrywającą okna w piwnicy i otwierając jedno z nich poprzez szybę, którą przypadkiem stłukł John kilka miesięcy wcześniej. Minęła godzina 10, jednak nikt nie zadzwonił. Według obserwacji Lindy Arndt, Ramseyowie nie zdawali się być szczególnie zdziwieni brakiem telefonu. Nie rozmawiali też wiele ze sobą, a większość czasu spędzili w osobnych pokojach. Zachowanie to wzbudziło podejrzenia policjantki, jednak należy pamiętać, że człowiek w wyniku szoku i stresu postępuje często w sposób nieoczekiwany. Linda zrobiła obchód z Johnem po domu z nadzieją, że może dostrzeże on jakieś niewidoczne dla niej oznaki włamania. Zeszli do piwnicy i tym razem udało się otworzyć blokujące się wcześniej drzwi. A za nimi, na brudnej podłodze, leżały zwłoki JonBenet Ramsey, owinięte białym kocem. Ręce i nogi dziecka były skrępowane białym sznurkiem, a usta zaklejone taśmą izolacyjną

 

ramseje.jpg

 

Zatrzymajmy się w tym momencie i wyliczmy wszystkie dotychczasowe błędy. Policja pozwoliła rodzinie i przyjaciołom swobodnie wchodzić oraz wychodzić z domu, prawdopodobnie doprowadzając do zatarcia ważnych śladów. John wyniósł zwłoki dziecka na górę i uwolnił je z więzów oraz taśmy. Należy podkreślić, że policjanci z policji okręgowej w Kolorado z początku podejrzewali rodziców o morderstwo córki i nie przywiązali wystarczającej wagi do zabezpieczenia miejsca zbrodni. W wielu wywiadach, artykułach i dokumentach najbliższe godziny po odkryciu listy z żądaniem okupu, oraz godziny po odkryciu zwłok opisywane są w różny sposób. Nie ma w tym nic dziwnego, bo panowało ogromne zamieszanie, a każdy ze świadków zapamiętuje wydarzenia na swój sposób.
Sekcja zwłok przeprowadzona 27 grudnia wykazała, że przyczyną śmierci było uduszenie w połączeniu z urazem czaszkowo-mózgowym. Ciało miało kilka otarć na rękach i nogach oraz prawym policzku. Nie było widocznych oznak gwałtu, lecz znaleziono niewielkie otarcia i ślady krwi w pochwie, więc nie wykluczono oznak molestowania seksualnego, mimo iż owe ślady nie były typowe dla gwałtu. Ciało JonBenet nie nosiło żadnych śladów nadużycia, zaniedbania czy wcześniejszego molestowania, co mogłoby stawiać rodziców w złym świetle. Dziewczynka została uduszona pętlą wykonaną ze sznurka połączonego z rączką pędzla zabranego z pokoju JonBenet. Śledczy zwracają uwagę, że pętla została wykonana przez kogoś znającego się na węzłach. Analiza treści żołądka wykazała, że dziewczynka tuż przed śmiercią jadła ananasy, jednak rodzice zaprzeczyli, aby karmili nimi JonBenet. Na zdjęciach wykonanych w domu Ramseyów w dniu zbrodni można dopatrzeć się otwartej puszki z ananasami. Żeby było ciekawiej znaleziono na niej odciski palców brata ofiary, Burke’a. Jednak rodzice są przekonani, że ich syn spał całą noc swoim pokoju i przez początkowe godziny poszukiwań JonBenet.
Na piżamie dziewczynki znajdowały się niewielkie ślady krwi oraz moczu. JonBenet często moczyła łóżko w nocy i to samo przydarzyło jej się w noc przed śmiercią, o czym świadczy zmoczone plastikowe prześcieradło.

 

131026104131-exp-newday-intv-james-kolar

 

 

Patsy i John Ramsey szybko stali się najbardziej znienawidzoną parą Ameryki. Oskarżano ich o wykorzystywanie córki poprzez wożenie ją po konkursach piękności i odbieranie tym sposobem dzieciństwa. Umalowana twarz JonBenet zdobiła pierwsze strony wszystkich gazet. Powstała teoria, że Patsy wstała w nocy, zbudzona przez JonBenet, która zmoczyła łózko i w przypływie nieopanowanej złości zabiła dziewczynkę. Wszystkie późniejsze zabiegi miały na celu upozorowanie nieudanego porwania. Silnym dowodem przeciw Patsy był rzekomy list od porywaczy. Kilka analiz grafologicznych wykazało bardzo wyraźnej podobieństwo pomiędzy pismem porywacza a pismem Patsy. Rodzice jednak obstawili przy swojej niewinności i wynajęli nawet byłego agenta FBI, by przeprowadził dla nich prywatne śledztwo.

 

w3.gif

Po lewej: wybrane litery z pisane przez Patsy, a po prawej wybrane litery pisane przez porywacza.

 

 

Zatrzymajmy się na chwilę i zastanówmy nad tym nawałem informacji. Jeżeli rozważymy teorię Patsy-morderczyni to mamy do czynienia z matką, która w gniewie bije swoją córkę z powodu moczenia łózka. Możemy też rozważyć, że Patsy podjęła próby przebrania córki, lecz ta w wyniku nieszczęśliwego wypadku uderzyła o coś głową i doznała poważnych obrażeń. Patsy była zapewne kobietą przejmującą się opinią innych i  wizja zostania kimś, kto zabił przypadkiem własne dziecko mogła doprowadzić ją do nieracjonalnego działania i podjęcia prób upozorowania porwania. Jednak nie zapominajmy, że JonBenet została uduszona z zimną krwią za pomocą przemyślanej pętli. Patsy musiałaby być osobą niezwykle wyrachowaną, żeby tym sposobem dobić własne dziecko. Dziecko, które w opinii wszystkich bliskich kochała nad życie.

 

garrote3.jpg

Narzędzie zbrodni

 

Próba upozorowania włamania i ataku kojarzy mi się trochę ze sprawą Rity Gorgonowej. Rita zabijając swoją pasierbicę spenetrowała palcem jej pochwę w celu upozorowania gwałtu. Niewielkie obrażenia JonBenet wspomniane wyżej mogą świadczyć o czymś podobnym.  Na taśmie zdjętej z ust dziewczynki nie ma śladów śliny czy prób odklejenia taśmy, co oświadczy o tym, że dziewczynka była cały czas nieprzytomna lub że taśma została naklejona po jej śmierci.
Jednak jesteśmy zmuszeniu porzucić na razie teorię rodziców-morderców.
Dzięki stale rozwijającym się metodom medycyny sądowej w 2003 roku udało się wyodrębnić z plam krwi na ubraniu ofiary DNA nieznanego mężczyzny. Ślady znajdowały się w trzech różnych miejscach i nie mogło być mowy o przypadku. Odwróciło to zupełnie uwagę od Johna i Patsy, którzy po prawie 10 latach otrzymali list z przeprosinami od policji Kolorado. Jednak wyodrębnione DNA nie znajdowało się z żadnej z dostępnych baz i śledztwo znów utknęło  w miejscu.
W 2006 roku gazety ogłosiły zakończenie sprawy JonBenet. Czterdziestojednoletni  były nauczyciel, skazany wcześniej za posiadanie dziecięcej pornografii, John Mark Karr, przyznał się do morderstwa. Został aresztowany w Tajlandii po wysłaniu kilku e-maili z przyznaniem się do winy do dziennikarza w Kolorado. Podczas przesłuchania zeznał, że podał dziewczynce narkotyki i molestował ją, jednak jej śmierć była wypadkiem. Nie zgadzało się to zupełnie z autentycznym stanem rzeczy, ponieważ autopsja wykluczyła obecność jakichkolwiek narkotyków. DNA John Marka Karra nie pasowało również do DNA wyodrębnionego z ubrania dziewczynki. Karr został zwolniony, a prasa ogłosiła, że morderca dziewczynki jednak wciąż pozostaje na wolności.

 

john_mark_karr6.jpg

John Mark Karr

 

Teoria, jakoby rodzice byli mordercami zdała się legnąć w gruzach. Gdzie zatem poszukiwać mordercy? Zastanówmy się nad przebiegiem teoretycznego porwania. Ktoś włamuje się do domu Ramseyów poprzez okno w piwnicy, ogłusza dziewczynkę, knebluje i schodzi z nią do piwnicy, po drodze zostawiając list z żądaniem okupu. W piwnicy dochodzi do jakiegoś wypadku lub napastnik zmienia zdanie i morduje JonBenet używając do tego między innymi pędzla, który zabrał z jej pokoju. Wszystko wydaje się chaotyczne i improwizowane, nie jak zorganizowane porwanie przez jakąś tajemniczą organizację.  Idąc dalej tym tokiem myślenia, morderca musiał znać dobrze układ pokoi w dużym domu Ramseyów. Musiał znać Ramseyów osobiście i być tam wcześniej. Możliwe też, że włamał się do domu wcześniej, na przykład w ciągu dnia i ukrywał w którymś z pomieszczeń. Jednak to wszystko wydaje się niezwykle ryzykowne, po co włamywać się do pełnego domu w czasie świąt, gdy można łatwiej uprowadzić dziewczynkę w drodze do szkoły lub w czasie,  gdy w domu jest mniej świadków? 
Dwie główne teorie – zarówno nieudane porwanie jak i morderstwo dokonane przez rodziców zdają się nie mieć uzasadnienia. Do kogo należy zagadkowe DNA? Dlaczego list z żądaniem okupu jest napisany pismem łudząco przypominającym pismo Patsy? Czy możliwe, aby morderca naśladował jej styl celowo?

CTJ5Y94UsAIBVWe.jpg%2Blarge.jpg

Burke i JonBenet

 

Zastanawia mnie osoba Burke’a Ramseya. Od początku był chroniony przez rodziców przed zainteresowaniem mediów. Jednak ten odcisk palca na puszce z ananasami... To on musiał być tym, który karmił siostrę przed śmiercią. Są informacje, że chłopiec został przesłuchany, jednak nie ma o tym zbyt wielu informacji. Chodziła mi po głowie teoria, że Burke zazdrosny o młodszą siostrę, która musiała być oczkiem w głowie rodziców zrobił jej krzywdę. A rodzice odkrywszy to postanowili upozorować porwanie i kryć chłopca. Jednak zagadkowe ślady krwi burzą tą odważną teorię. Czy możliwe, by ślady krwi też zostały sfingowane?
Patsy Ramsey zmarła w 2006 roku na raka jajników, z którym walkę rozpoczęła jeszcze za życia córki. John Ramsey w 2011 ożenił się ponownie i żyje w Michigan. Nie ma zbyt wielu informacji o losach Burke’a.
Śledztwo zostało ponownie otwarte w 2013 roku, jednak nie przyniosło nowych tropów.

 

źródło: http://natropiemorde...net-ramsey.html

 


  • 2

#8

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W Polsce w latach międzywojennych mieliśmy jeszcze tajemniczą "aferę Grzeszolskich" - ojciec rodziny został oskarżony o otrucie dzieci talem, niezwykle rzadką trucizną (przed tą aferą tylko raz zanotowano podobne otrucie). Powodem miało być drugie małżeństwo, na które dzieci nie wyrażały zgody, chciał się ożenić z o połowę młodszą od niego dziewczyną, zaledwie kilka miesięcy po nagłym zgonie żony.

Sprawa ciągnęła się wiele lat, z naprzemian rozprawami na których go skazano i rozprawami na których go uniewinniano, musiał się wiele razy przeprowadzać. Było oczywiste, że ktoś podawał dzieciom truciznę, na tyle rzadką że nikomu wcześniej nie przyszło do głowy sprawdzać tej możliwości. Problemem pozostawało natomiast udowodnienie kto był sprawcą, ale tutaj nikogo nie dało się złapać za rękę. Prasa podejrzewała także służącą, która podkochiwała się w Grzeszolskim, oraz sąsiada który z kolei puszczał oczko do narzeczonej Grzeszolskiego.

 

Sprawa ma też tragiczny finał - po kilkunastu latach zajął się nią sąd najwyższy. Na wieść o tym, Grzeszolski z żoną udali się do innego miasta i tam otruli sublimatem (chlorek rtęci), zostawiając list w którym tłumaczyli, że robią to z powodu zadręczania przez prasę i sądy. Ona ostatecznie przeżyła, jego nie odratowano. Jak na ironię w tym czasie sąd uznał, że nie ma przekonujących dowodów ich winy, a ponieważ była to najwyższa instancja uwalniało ich to ostatecznie od dalszych oskarżeń.

W efekcie sprawa pozostaje w zasadzie otwarta - pewien ścisły krąg podejrzanych i żadnemu nie da się udowodnić winy.


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych