Cześć!
Chciałbym podzielić się z Wami moją krótką historią. Przepraszam za chaos w tekście, nigdy nie byłem dobrym pisarzem.
Nie będzie w tej historii fajerwerków, lewitacji i mówienia innym głosem, po prostu historia Bogobojnego mnie.
Okey, zaczynajmy.
Aktualnie mam 23 lata, ale z mojego dzieciństwa nie mam żadnego miłego wspomnienia. Ojciec alkoholik, ciężka sytuacja w rodzinie. Jedyne co pamiętam z okresu dojrzewania to kłótnie, pijackie awantury i wigilia kiedy chciałem popełnić samobójstwo wbijając sobie nóż w serce. Powstrzymał mnie od tego ojciec.
Całe te sytuacje sprawiły, że zacząłem się modlić. Prosiłem Boga o to żeby ojciec przestał pić, o to żeby zaczęło nam się powodzić i...moje modlitwy zostały wysłuchane - ojciec po roku był już po odwyku i nie pije do dziś. No ale... Widząc, że modlitwa się spełnia zacząłem modlić się o nadprzyrodzone zdolności i od tego momentu zaczęły się dziać dziwne rzeczy wokół mnie. Czułem obecność, nie mogłem spać, miałem dziwne koszmary z piekłem w roli głównej, a apogeum nastąpiło kiedy radio ściszyło się samo w mojej obecności ("pokrętłem")Brat był tego świadkiem. Przeraziłem się i porzuciłem te modlitwy, ale od tego czasu moje podejście do kościoła nigdy nie było takie samo. Lęk przed mszą, sakramentem, ogromne pocenie się w kościele i chęć wyjścia przez przekonanie, że zaraz zemdleję. Mam tak do dziś, nie chodzę do kościoła bo się boje. A jak już idę, to staję jak najdalej.
Uczucie obecności powoli ustępuje, ale zdarzają mi się napady lęku (np idąc ulicą musze co chwile się odwracać, czuje mrowienie i pojawia się na mnie zimny pot)
Bardzo dobrze pamiętam, że po zakończeniu jednej z modlitw zadałem sobie pytanie "Ciekawe czy szatan mógłby mi pomóc".
Wiem jak te objawy wyglądają, więc nie zdziwię się, jeśli ktoś zarzuci chorobę psychiczną.
Myślicie, że to jedno zdanie nawiązujące do szatana sprawiło, że moje życie potoczyło się tak a nie inaczej, i to własnie on spełnił moje modlitwy?