Napisawszy kilkanaście artykułów na temat śmierci generała Władysława Sikorskiego, warto przejść do podsumowania faktów na temat tego, co wiemy o Gibraltarze.
fot/NAC
Nie jest to miejsc ani czas na długie analizy. Chodzi o zebranie dostępnych faktów i na ich podstawie wyciągnięcie wniosków, żeby było wiadomo, na czym stoimy. Będzie to teoretyzowanie, ale niczego innego nie da się przeprowadzić w prasowym artykule.
Oficjalną wersję wydarzeń najsprawniej obalają dwa wątki: sprawa Józefa Ponikiewskiego oraz Jana Gralewskiego. Choć ciągle nie wiemy, jaka dokładnie była rola Gralewskiego w całej układance, pewne jest, że był na Gibraltarze już od co najmniej 26 czerwca, podczas gdy Ludwik Łubieński relacjonował, że ów kurier przybył na Gibraltar 3 lipca. Skoro wersja oficjalna zdarzenia nie tłumaczy tajemniczej roli Gralewskiego, zmierzającego na Gibraltar dokładnie po to, by dotrzeć do Sikorskiego, oraz tego, że Józef Ponikiewski przeżył „katastrofę”, to już samo to obala wersję oficjalną, która nijak nie potrafi tych zdarzeń wyjaśnić.
Jest też oczywiście sto innych wątków związanych z tą sprawą, zwłaszcza historia bransoletki Zofii Leśniowskiej, ale te dwie wydają mi się najbardziej jasne.
fot/NAC
Na pytanie, kto to zrobił, warto odpowiedzieć pytaniem: a kto wcześniej próbował zrobić? Dość dobrze opisane są dwie poprzednie próby zamachu na generała – na kanadyjskim lotnisku Dorval oraz podczas lotu przez ocean, gdzie wszystkich uratował Bohdan Kleczyński. W obu przypadkach ani Sowieci, ani Amerykanie nie byli podejrzanymi w tej sprawie, gdyż po prostu nie mieli technicznych możliwości przeprowadzenia żadnej z tych akcji. Czyli jedynie Brytyjczycy. I teraz snucie teorii, że trzecią próbę zamachu – w bardzo krótkim odstępie czasowym – podjęli Sowieci albo Polacy wydaje się trochę niespójne. Bardziej logiczne jest założone, że to ta sama grupa podjęła trzecią próbę, tyle że w nowych okolicznościach. Sabotaż silnika samolotu i próba spalenia go nad oceanem nie powiodły się, naturalne więc, że ktoś organizujący taką operację wybrał inny projekt.
Często sceptycy powiadają: skoro już ktoś chciał zamordować Sikorskiego, to po co wybrał tak pokrętny sposób, skoro mógł zestrzelić Liberatora w locie? Otóż nie. Po pierwsze, wówczas byłoby oczywiste, że był to zamach. Po drugie, niewykluczone, że zdarzenie zaszłoby na takim terenie, że dałoby się wykluczyć możliwy udział innych sił. Po trzecie, wcale nie jest pewne czy wysłany samolot zdołałby dopaść Liberatora. Przygotowanie zamachu na własnym terenie, na ziemi, wydaje się o wiele pewniejsze.
Błędem wydaje się też podejście „cui prodest”, gdyż nie zawsze podczas spisków jego organizatorzy stają się największymi beneficjentami. Gdyby tak było, trzeba by na przykład zakładać, że Zatokę Świń zorganizował Fidel Castro, podczas gdy wiemy, że za spiskiem stała CIA. To, że wszyscy skorzystali na śmierci Sikorskiego nie oznacza, że wszyscy oni brali udział w jej przygotowaniu. Nie oznacza także, że spisek wymyślił Stalin po to, by podporządkować sobie Polskę. Zrobiłby to i bez tego, a problem z Sikorskim mieliby Brytyjczycy, nie on. Poza tym nie ryzykowałby dekonspiracji swojej siatki wywiadowczej w MI6 z Kimem Philbym na czele – a przecież Brytyjczycy dogłębnie zbadali Gibraltar i rzecz jasna utajnili podstawowe fakty – mimo to Philby aż do 1963 roku unikał zdemaskowania.
Co się więc naprawdę wydarzyło upiornej nocy 4 lipca 1943 roku? Tutaj można tylko hipotetyzować. Swoją tezę, że to działający na zlecenie wywiadu brytyjskiego agent podszywający się pod Gralewskiego wniósł na pokład bombę i potem wyskoczył na pasie startowym z samolotu (tylko tak da się wyjaśnić tajemnicę znalezionego na pasie startowym worka z pocztą), przestawiłem w komiksie Umarłem na Gibraltarze. Plan był taki, żeby bomba wybuchła po pewnym czasie, niszczcząc samolot gdzieś nad kanałem La Manche. Przy dobrze dobranym ładunku można by utrzymać teorię, że była to awaria samolotu. Ponieważ Liberator kołował sporo dłużej niż zakładano, sytuacja zrobiła się gorąca. Gdy wyskoczył zamachowiec udający Gralewskiego, załoga zorientowała się, że coś jest nie tak i że należy lądować. Ponieważ nie udało się tego przeprowadzić tak jak w Dorval, Prchal wybrał wodowanie. Kilka mint potem eksplodowała bomba, zatapiając wrak Liberatora. Oczywiście to tylko jedna z możliwych teorii, mająca słabsze punkty, ale moim zdaniem sprawniej niż inne hipotezy wyjasniająca zdarzenie, bo uwzględnia wszystkie najważniejsze jego elementy. Poza tym nie ma w niej tyle ekwilibrystyki, co w wielu innych teoriach na temat Gibraltaru.
Klucze do pchnięcia sprawy dalej są aktualnie dwa: ekshumacja Jana Gralewskiego oraz solidna kwerenda w podlondyńskich archiwach w Kew.