@pishor
Kiedy jesteś o czymś przekonany, to twój mózg pomaga ci spełnić, to o czym myślisz.
@Shadow
Słownik Języka Polskiego, po wpisaniu frazy "łoże śmierci", podaje synonim tego określenia - "agonia".
Definicja słowa "agonia" (według tego słownika) to -
1. «stan poprzedzający zgon»
2. «chylenie się ku upadkowi»
Wikisłownik podaje definicję frazy "łoże śmierci" jako - łóżko, łoże, w którym leży umierający lub w którym ktoś umarł
Z kolei słowo "umierający" według SJP to - «osoba umierająca»
Jakby nie patrzeć, "łoże śmierci" wiąże się albo z rychłym zgonem osoby, która w nim przebywa albo ze zgonem, który miał już w nim miejsce.
Jeżeli więc piszesz
Wiara w życie wieczne powoduje, że człowiek, nawet na łożu śmierci, nie doprowadza się do autodestrukcji. Osoba wierząca wyobrazi sobie raj, Boga, życie duchowe i odejdzie w szczęściu. Ateista wyobrazi sobie własny pogrzeb, dół, piach i robactwo. Tak obciążona psychika na pewno zniszczy ciało o wiele szybciej.
...to nie ma to wielkiego sensu dla naszych rozważań dotyczących tego, że "Z reguły osoby wierzące w Boga dłużej pozostają przy życiu"- niezależnie od tego, czy na tym łożu leży osoba wierząca, czy niewierząca.
Bo obie te osoby są w stanie agonalnym - niezależnie od tego w co i czy wierzą.
I czeka je rychła śmierć.
Nie może tu też być mowy o doprowadzaniu się do autodestrukcji (czyli, wg SJP) - niszczenia siebie samego (pod względem fizycznym, psychicznym itd.), bo są one już na takim etapie umierania, że nieważne czy będą chciały umrzeć, czy nie - umrą i tak.
Pomijam tu fakt, że jeżeli ten przykład miał być dowodem na poparcie twojej tezy, że "Z reguły osoby wierzące w Boga dłużej pozostają przy życiu", to jest to przykład dość niefortunnie wybrany.
Najoględniej rzecz ujmując.
Bo jeżeli to "dłuższe pozostawanie przy życiu" można określić dopiero na łożu śmierci, to raczej nie ma o co walczyć - chyba, że komuś zależy na przedłużeniu życia o kilkanaście godzin (w najlepszym razie).
Pomijam również i to, że nie możesz wykluczyć (bo tego po prostu nie wiesz) sytuacji odwrotnej.
To właśnie osoba wierząca szybciej się podda, w nadziei na rychłe spotkanie ze swoim stwórcą (bo przecież całe jej życie było podporządkowane nadziei na życie wieczne u jego boku), a ta niewierząca, będzie się kurczowo trzymała życia w obawie przed wieczną pustką.
Nadal jednak nie odpowiedziałaś na pytania zadane w tym poście zamiast tego, serwując mi wykład na temat jak ty rozumiesz autosugestię.
Przy czym wciąż tylko teoretyzujesz, czego widocznym dowodem jest chociażby ten cytat:
Twoja myśl wpływa na twoje ciało. Jeśli wierzysz, że nad tobą jest ktoś tak wszechmogący, że potrafi zdziałać cuda, to automatycznie ta myśl tworzy twój subiektywny świat i wpływa na ciebie. Jeśli nie wierzysz w to, że istnieje siła, która może cię uzdrowić, nie aktywujesz do tego umysłu, a on nie wpływa na twój subiektywny świat i na ciebie. Pozostajesz w miejscu, godzisz się z takim stanem rzeczy - krótkie życie i do piachu.
To, co piszesz, to zwykłe chciejstwo żeby tak było. Ale nie jest, czego nieraz doświadczyłem w swoim życiu.
Wiara w to, że istnieje siła wyższa, która uzdrawia, nie powoduje uzdrawiania, a brak tej wiary, wcale nie przyspiesza śmierci.
Owszem, zdarza się, że taka wiara może wpłynąć pozytywnie na człowieka ale to nie oznacza z automatu, że przedłuży mu ona życie.
To są jednak didaskalia i temat na zupełnie inne rozważania, bo ja prosiłem cię o jakieś dowody, na poparcie twojej tezy dotyczącej zwiększenia długości życia osób wierzących w Boga, a nie rozważania na temat ich lepszego samopoczucia w chorobie.
Zadałem też kilka dodatkowych pytań, które kompletnie zignorowałaś.
Jeżeli więc mamy nadal dyskutować w tym wątku, to prosiłbym o odniesienie się do nich - bo inaczej będę musiał uznać, że kolejny raz napisałaś coś, czego nie jesteć w stanie obronić inaczej, niż stwierdzeniem "bo ja tak sądzę".
Oczywiście, sądzić nikt ci nie zabrania ale w takim wypadku, prosiłbym na przyszłość żebyś albo stawiała mniej autorytatywne tezy albo zaznaczała przy nich, że tak ci się tylko wydaje - unikniemy w ten sposób przydługich i bezsensownych rozważań, a ty nie będziesz musiała ich udowadniać.
Tego fragmentu o klątwie nawet nie chce mi się komentować.
Więc, żeby uniknąć posądzenia o znęcanie się nad twoimi przemyśleniami - najlepiej będzie jak udam, że go nie napisałaś.