Konto na forum posiadam już od... dziesięciu lat, co jakiś czas zwykłam się na nim pojawiać, poudzielać - czasem na krócej, czasem na dłużej. Dziś postawnoiwłam, że podzielę się garścią historii, które udało mi się zasłyszeć od znajomych, rodziny, znajdzie się też miejsce na własne przeżycia
Czemu zdecydowałam się to zrobić? Dlatego że od dłuższego czasu przygotowuje się do pracy -artykułu poświęceonego tej tematyce, dlatego śledzę na internecie co ciekawego uda się znaleźć, czasem staram się wyłowić z zakamraków pamięci coś co kiedyś sama zasłyszałam, choć wiele rzeczy już uciekło z pamięci Celem tekstu nie jest udowodnianie na siłę że duchy, czy też zjawiska nadprzyrodzone istnieją, ale przedstawić ich analizę-charakterystykę, etc. Jako że ma to być tekst publikowany nie chce zdradzać szczegółów Miała pojawić się znacznie wcześniej, ale z różnych względów "prace" nad tekstem się przeciągnęły...ale to dało mi więcej czasu do dalszych "poszukiwan" i "badań" materiału
Przedstawiane przeze mnie historie publikowałam już gdzieś kiedyś, gdzie się udzielałam -a jako że jestem ich autorką, pozwalam sobie na udostępienie ich i tutaj Może ktoś pomoże wyjaśnić część z nich, lub podzieli się innymi materiałami, które mogłabym (za jego zgodą wykorzystać), ponieważ nawzajem by się uzupełniły
Pierwsze trzy opowieści pochodzić będą od mojego ojca.
1. Mój ojciec jest z natury sceptycznie podchodzi do opowieści o wszelkich zjawiskach paranormalnych , jednak i jemu przydarzyły się dwa wydarzenia, których natury nie potrafi wyjaśnić. Pierwsze z nich wiąże się z jego dzieciństwem – gdy był chłopcem mieszkał z rodzicami w starej kamienicy, jego łóżko było tak ustawione że spał twarzą do wejścia do pokoju, naprzeciw znajdowało się wejście także do kuchni. Gdy był chłopcem zawsze prosił swoją mamę, by zostawiała mu zapaloną lampkę w pokoju, czy zapalone światło w pokoju póki nie zaśnie. Mawiał iż w półmroku (gdy do ciemnej kuchni przez okno wpadało nikłe światło latarni z ulicy ) widział przechadzającą się cienistą garbatą postać. Mijały lata, z czasem się stamtąd wyprowadzili – ale babcia miała w zwyczaju odwiedzać stare sąsiadki. Pewnego razu była wśród nich kobieta, której babcia nie znała – okazało się że ta kobieta mieszkała w tej kamienicy przed wojną, a potem wyjechała gdzieś w inny zakątek Polski. Tego dnia tak się złożyło, że też postanowiła po latach odwiedzić znajome okolice. No i tak sobie kobitki rozmawiały z sobą, w pewnym momencie ta kobieta pyta się mojej babci „A gdzie pani mieszkała”. No to babcia wskazała okna swego dawnego mieszkania, a ta kobieta na to „A to tam, gdzie przed wojną mieszkała taka starsza, zgarbiona pani”. Mogę sobie tylko wyobrażać minę i reakcję mego ojca, gdy po latach, już jako dorosły mężczyzna dowiedział się że straszący go w dzieciństwie rzekomy duch, miał podstawy swej bytności Jest też dowodem że istotnie coś z tym duchem musiało być na rzeczy. Gdyby znał opowieść o tej kobiecie jako dziecko mógłby się nią inspirować i na podstawie wyimaginował sobie postać tej garbatej cienistej postaci, lecz wówczas tych opowieści nie znał przecież, nic nie mogło działać na jego sugestię.
2. Druga opowieść wiąże się także z tą kamienicą i matką mego ojca – ponoć jak jeszcze tam mieszkali babcia panicznie bała się schodzić do tamtejszej piwnicy. Miała ponoć widywać w niej duchy zagazowanych w niej podczas wojny osób (owo zagazowanie istotnie miało tam miejsce, jak udało się kiedyś memu ojcu ustalić). Niestety ta babcia zmarła gdy byłam mała – miałam około 6-7 lat więc nie mam szans się jej wypytać jak postrzegała tych ludzi, ani tego czy prócz tego miała zdolności dostrzegania takich zjawisk (bo może miała wrodzony dar, bowiem nikt z rodziny prócz niej tych ludzi nie widywał).
3. Ostatnia opowieść mego ojca, tyczy się drugiej połowy lat 80-tch. Niedawno się urodziłam, więc rodzice wraz ze wspomnianą babcią uzgodnili że wraz ze mną zamieszkają sami w mieszkaniu w bloku (w którym do dziś mieszkamy), a babci kupili działkę na obrzeżach miasta i rozpoczęli budowę domku (gdy babcia zmarła, ten domek przez kilkanaście kolejnych lat służył nam za działkę pod miastem, potem ją sprzedaliśmy i kupiliśmy nową, bardziej na wsi). Ponoć ów domek był już na wykończeniu, jednak wciąż brakowało w nim pełnego wyposażenia, większości pomieszczeń (co oczywiste). Mój ojciec został na budowie nieco dłużej, by coś tam jeszcze dokończyć w środku… W pewnym momencie zachciało mu się „siku”, a że kibla w domku jeszcze nie było musiał iść na zewnątrz. Były to okolice początku grudnia, było nieco śniegu (co będzie miało dalej znaczenie), poszedł w pobliskie krzaki rosnące pod ogrodzeniem. No i był w trakcie załatwiania swych potrzeb, gdy nagle poczuł czyjąś obecność. Obrócił się przez ramię i zobaczył dwie stojące przed nim postacie, jasne – trudno mu określić jak dokładnie wyglądały, jak je postrzegał, więc wiem że były „jasne” i nieco niewyraźne. W pewnym momencie jedna z tych postaci wyciągnęła do niego swoją dłoń, wówczas mój ojciec wystraszył się i… uciekł, bo nie wiedział co się dzieje. Następnego dnia gdy było widno poszedł tam i dostrzegł, że na śniegu widać jedynie jego ślady, żadnych innych… jednak znalazł tam medalik z Matką Boską (sam jest niewierzący i nigdy nie nosił przy sobie takich rzeczy). Wziął go jednak by pokazać go innym członkom rodziny, którzy pomagali przy budowie – w tym swojej mamie i opowiedzieć o wczorajszym wieczornym zajściu. Wiele osób widziało zatem ten medalik.. Później, tego samego dnia, ojciec zszedł do piwnicy domu po coś tam, wówczas poczuł jak coś… jak to on sam opisuje, sięgnęło do kieszeni „na piersi” jego koszuli i jakby wyciągnęło ten medalik stamtąd i cisnęło w znajdującą się tam kupkę piachu (który był używany do cementu). Ojciec nie tylko poczuł to uczucie wyciągania tego medalika z kieszeni, ale i widział jak wpada w piach. Nigdy go już nie znalazł – choć wiele razy przesiewał ten piach w jego poszukiwaniu, czy i potem ten piach był przesiewany by go użyć na budowie, nikt go już nie znalazł.
4. Kolejne opowieści wiążą się z drugą babcią – matką mojej mamy. Sama straciła matkę będąc dzieckiem (4 latka), wraz z rodzeństwem wychowywał ich tylko ojciec (mój pradziadek). Wydarzenie jakie chcę opisać miało miejsce gdy moja babcia miała 14-15 lat… może nieco mniej, ale nie dużo. W sąsiedniej wsi miało się odbyć wesele kogoś z dalszej rodziny, więc pradziadek powiedział że jak chcą to mogą z nim też iść… ale nie będzie od nikogo wozu pożyczał by mogli tam pojechać, tylko pójdą pieszo (stąd wnioskuje że do tej wsi musiał być „ładny” kawałek). Starsza siostra babci, powiedziała że skoro tak to ona nie idzie bo nie chce jej się tak daleko chodzić, a potem wracać pieszo. Moja babcia też nie poszła, ale już sama nie pamiętała czemu – może nie chciała siostry samej w domu zostawiać? W każdym razie pradziadek poszedł sam z ich bratem, a one zostały w dwie w domu.
W nocy, gdy położyły się do snu wyczuły czyjąś obecność – moja babcia spała przy ścianie i mówiła że bała się obejrzeć co to było. Ale słyszała jak coś kładzie na stole i po kilka razy kroki tego czegoś jak okrąża stół, a potem to uczucie czyjejś obecności znikło. Jak rozmawiała (czy próbowała) rozmawiać o tym z siostrą następnego dnia to wiedziała że jej siostra też była tego świadkiem, bo wówczas też nie spała… jedynie udawała, tak jak babcia że tak jest… Jednak nawet wówczas, ani później nie chciała więcej o tym mówić (może w przeciwieństwie do babci widziała tę istotę?). W każdym razie nawet jako dorosła kobieta, nawet do starości bała się zostawać sama w ciemnym domu, ba… nawet pokoju. Moja babcia nie potrafiła wyjaśnić co to była za wizyta, choć przypuszczała że być może to ich matka „przyszła” by ich strzec, tej nocy gdy zostały same? To były tylko jej przypuszczenia, nigdy się to nie wyjaśniło. Jedynie wspominała coś, jakoby kiedyś jej tata opowiadał że widział kiedyś jasną postać, która kiedyś po z mroku kręciła się koło ich gospodarstwa. Ponoć gdy dziadek chciał zwrócić na siebie jej uwagę – to nie reagowała na niego, z czasem się rozpłynęła…ale to była chyba wówczas męska postać.
5. Na wsi, w której się wychowała moja babcia chodziły opowieści o… czarowniku (jak to w starych przedwojennych wsiach). Mawiano, gdy ten mężczyzna zjawiał się gdzieś czuć było wokół niego taką dziwną… jakby aurę, a jego spojrzenie budziło niepokój w człowieku, jak to się mawia – przeszywało człowieka na wylot. Moim zdaniem (biorąc inne opowieści o nim) ten człowiek był po prostu zły – gdy katował swoje dzieci, robił to ponoć brutalnie, a na jego twarzy nie było widać śladu emocji tylko to spojrzenie… a jak to się mawia zwierzęta wyczuwają takich ludzi. Babcia zaklinała się jak kiedyś wszedł im do obory, połączonej z chlewikiem. Ponoć świnie wpadły w taką panikę, że babcia mawiała że nigdy czegoś takiego nie widziała i nigdy nie zapomni (w sumie powinnam pisać w czasie przeszłym, bo w zeszłym roku zmarła). Powyskakiwały z zagrody i musieli je długo ganiać po obejściu i łapać. Od tamtej pory pradziadek pilnował ponoć by ten człowiek im nigdy w obręb gospodarstwa nie wszedł. Inne opowieści o nim, jakie można było usłyszeć w okolicach sugerowały, że jeśli odwiedził w czyimś gospodarstwie cielną krowę, to niedługo po jego wizycie zamiast dawać mleko, z jej wymion leciał krew. Ile było prawdy w tych opowieściach – nie wiem, ale ludzie święcie w nie ponoć wierzyli. Wg. mnie on był po prostu zły jako człowiek – nie jako czarownik – a jak pisałam czasem wyczuwa się zło tkwiące w takich ludziach, tym bardziej zwierzęta to potrafią… a te krowy, które rzekomo krwawiły z wymion po jego wizycie – może były chore na coś i to był zwykły zbieg okoliczności, z tą jego wizytą? Ale ciekawostka o czarowniku jest, kto wie jak było naprawdę? ;>
6. Jak już z dziadkiem (swoim mężem) zamieszkali w moim mieście mieli kilka ciekawych sytuacji związanych z sąsiadami. Któregoś razu zmarła jedna z sąsiadek – nie miała bliższej rodziny, tylko dalszych krewnych, w tym jakiegoś bratanka/ siostrzeńca czy potomka innego kuzyna… No i on miał przejąć mieszkanie, jej oszczędności. Nie było to chyba do końca zgodne z wolą zmarłej – byli nawet bodajże skłóceni z sobą, ale nie przeszkadzało to jemu najwyraźniej sięgnąć po „spadek” po niej. Nadchodził dzień pogrzebu (a było to za czasów „komuny” nie wiem w których latach dokładnie)i mężczyzna ów miał pomóc w przygotowaniu ciała nieboszczki – ale ponoć nikt nie mógł rozebrać ciała by je obmyć, bo wszystko było sztywne, mieli problem z jej rozebraniem. Ten krewny przyleciał z prośbą do mojej babci by im pomogła. Moja babcia twierdziła, (i parę razy nie tylko u niej w wierze w przesąd się spotkałam, jak potem o nim z kimś rozmawiałam) że jak nieboszczyk miał uraz do kogoś za życia do właśnie nie da się komuś do pogrzeby wyszykować. Poszła jednak pomóc i starając się pomóc „oporządzić” te kobietę do pogrzebu cały czas do niej mówiła, przedstawiła się na początku kim jest i ponoć ciało stało się jak to opisywała „na tyle mniej oporne, że można było coś koło niego robić”. Twierdziła, że stało się tak dopiero jak przyszła – bo zmarła jej za życia ufała i po śmierci zgodziła się by babcia zaopiekowała się jej ciałem.
7. Kolejna opowieść babci tyczy się psa po zmarłej (być może tej samej bądź innej sąsiadce). Była to kobieta mieszkającą samotnie – mąż zmarł dużo wcześniej, nie mieli dzieci. I nie miał się kto tym psiakiem zająć – w końcu wzięli go tacy inni sąsiedzi. Psina pobyła u nich jakiś czas, lecz cały czas była niespokojna, w pewnym momencie, jakiś czas po pogrzebie im uciekła- ktoś nie domknął drzwi, czy pies przemknął się pomiędzy wchodzącymi do domu gośćmi i uciekł. Wszędzie go szukali, nigdzie go nie było. Dopiero jakiś czas potem ktoś pojechał na cmentarz, oporządzić grób zmarłej – i tam zastał tego psa. Teraz pytanie za milion – Jak ten pies się tam dostał z drugiego końca miasta, skoro nawet nie był na pogrzebie? Tego psa się nie dało stamtąd ponoć zabrać, jak ktoś próbował zaczęło się warczenie i gryzienie. Przynosili zatem mu jedzenie, picie na ten grób – liczyli że oswoi się ze śmiercią pani i pójdzie z nimi… Codziennie ktoś u tego psa był – ani picie, ani jedzenie było nie ruszone… w końcu psisko dokonało żywota na grobie swej pani.
8. Ostatnia opowieść związana z ta babcią – jeszcze za czasów gdy była panną i mieszkała na rodzimej wsi. Zdarzyło się że zmarł tam w jednym z gospodarstw młody chłopak, no i na wsi był zwyczaj że zmarłego trzymano przez trzy dni w jednej z izb w domu, każdy mógł wejść by się z nim „pożegnać”, pomodlić za niego. Jednego z tych dni rodzina zmarłego udała się do sąsiedniej wsi – w sumie wsio-miasteczka, by zakupić dla niego trumnę, czy tam zamówić ją. Dom był otwarty – sąsiedzi i mogli chodzić się z nim żegnać. Nagle ktoś tam wszedł, modli się – a nagle ciało rzekomego nieboszczyka unosi się pod prześcieradłem i siada. Wiadomo wrzask na całą wieś i sensacja – okazało się , że facet żyje, no i rozniosła się po całej okolicy wieść, że „Józek zmartwychwstał!” (jak to babcia opowiadała) W obecnych czasach mamy wyjaśnienia dla ewentualnego stanu, dlaczego był uznany za zmarłego, a dlaczego potem ożył. W tamtych czasach to nie było jasne, zwłaszcza na wsi. Ponoć ten facet żył jeszcze długo potem, miał co prawda problem ze znalezieniem żony – bo i żadna „umarlaka” niedoszłego nie chciała …. W końcu się jednak takowa wybranka znalazła i założył z nią rodzinę i dożył starości, po czym zmarł już na dobre… Przynajmniej tak wieść oficjalna niesie ;>
9. Jedna z moich dawnych koleżanek z podstawówki miała starszego brata… który zmarł 13 lat, przed tym jak się urodziła… A właściwie zginął podczas wybuchu gazu w blokach, które w latach 70 i 80 były powszechniejsze w blokowiskach. Co oczywiste rodzicom trudno było się pogodzić ze śmiercią syna, który był już nastolatkiem. Postarali się jednak o kolejne dziecko (moją koleżankę). Ponoć już w czasie ciąży jej mama wyczuwała jakby jego obecność, a któregoś dnia miało to miejsce – tuż po jej narodzinach i tym jak została przyniesiona do domu… Jej mama mawiała, że Darek przyszedł wówczas zobaczyć siostrę której zawsze pragnął, dlatego też nazwali ją tak jak chciał gdy za życia o tym wspominał… czyli Agnieszka…
10. Inna moja koleżanka… w sumie przyjaciółka, też od szczenięcych lat – mamy kontakt do dziś. Opowiadała kilka ciekawych historyjek z życia swej rodziny. Ponoć jedna z jej ciotek, zamieszkująca rodzimą wieś jej mamy czasem widywała przechadzacie się po domu, czy podwórzu gospodarstwa postacie zmarłych krewnych… w innym domu znajdującym się w tej samej wsi, który niegdyś zamieszkiwał dziadek (czy też pradziadek) mojej koleżanki (obecnie dom stoi pusty, na uboczu) czasem słychać jak ktoś… gra na skrzypcach – ów przodek znany był ponoć z tego że na nich bardzo ładnie grywał. Mieszkańcy tej wsi czasem mówią, że za dnia czy wieczorem jak się z pola koło tego dom wraca, owo granie właśnie czasem słychać.
Inny z dziadków koleżanki (czy też ten sam, nie wiem), kiedyś podczas pracy na roli zgubił zegarek. No i wiadomo, strata wielka bo raz że go lubił, dwa że kosztował trochę. No, ale szukał wszędzie, co roku jak było oranie, czy plony się zbierało – zegarek się nigdy nie odnalazł… do czasu…aż dziadek zmarł. Rok temu, czy tego samego roku znalazł go jego syn podczas prac na polu – zegarek wskazywał godzinę śmierci swego dawnego właściciela.
I ostatnia historia tej koleżanki tyczy się mieszkania, gdzie mieszkała wraz z rodzicami do ukończenia studiów. Stało się to ponoć po raz pierwszy gdy chodziliśmy do liceum, był już wieczór, moja koleżanka została sama z psem, odrabiała lekcje… W pewnym momencie jej sunia zaczęła szczekać na… szafę. Było to pierwszy raz gdy się tak zachowała, a widać było że psina była mocno podenerwowana, za nic nie można jej było uspokoić. W końcu koleżanka (czując się nieco nieswojo) zadzwoniła po koleżankę, która mieszkała blok obok. Na razie jej nie mówiła o co chodzi – tylko by przyszła tak szybko jak to możliwe. Gdy tak się stało, zanim padły słowa wyjaśnień, obie ponoć widziały przechodzący przez przedpokój cień. Sytuacje te parę razy się powtarzały, raz to było nawet przy mnie tzn. pies istotnie bał się czegoś, chowając się pod stołem szczekał na coś –ale niczego nie było widać.
11. Historia zasłyszana od koleżanki… która wówczas przyszła to osoby, z poprzedniej opowieści. Jej starsza siostra po śmierci babci zamieszkała we wsi, opodal naszego miasta który do wspomnianej babci niegdyś należał . I niedługo potem się zaczęło… Np. nocami było słychać jak ktoś chodził po schodach, w pokoju babci było zimniej niż innych pomieszczeniach – stąd moja koleżanka i jej siostra podejrzewają, że była to „manifestacja” ich babci. Czasem ktoś nocami szarpał za klamkę do drzwi wejściowych – a gdy siostra koleżanki otwierała je – nikogo na zewnątrz nie było. Czasem nawet specjalnie, gdy tak się działo stała za drzwiami i czekała aż znów zacznie szarpać by natychmiast zobaczyć i przyłapać ewentualnych sprawców psot… niestety zawsze nikogo nie było po drugiej stronie, gdy otworzyła drwi. Czasem też dzwoniły nocami „głuche” telefony – słuchać było tylko szum w słuchawce, czasem może jakieś zniekształcone szepty czy westchnięcia… Świadkami tego typu zdarzeń bywali także jej goście. Z czasem zdaje się te zjawiska ustały.
12. Moja kuzynka mieszkająca na Śląsku, swego czasu pomieszkiwała z rodzicami w domu dziadków – dopóki nie kupili własnego domu. Budynek ten jest bardzo stary i niegdyś pełnił funkcję niemieckiej szwalni. Przebywając w nim czasem czuła czyjąś obecność, a nocami (miała pokój nad którym znajdował się strych) czasem można było usłyszeć dźwięk, jakby ktoś toczył po podłodze beczkę… choć jak wiadomo nikogo na górze nie było.
13. Historia ta przydarzyła się siostrze mego ojca, posiada ona działkę w Tucholi, na którą mnie czasem zapraszała (póki stosunki między nią a resztą rodziny były dobre, ale to inna historia, bardziej prywatna). Miałam wówczas około 13 lat, razem z jej córką spałyśmy na piętrze domku, ona na dole. Nie byłyśmy więc bezpośrednimi świadkami wydarzenia, które opiszę… ale miało miejscu „tuż obok”… Dowiedziałyśmy się o nim rankiem, gdy wstałyśmy. Ciotka opowiedziała wówczas, że obudziła się tak między 6-7 i rozbudziwszy się nieco obejrzała się odruchowo na podwórko by spojrzeć na samochód i pogodę. Wtedy za barierą ogradzającą niewielki taras domu dostrzegła postać mężczyzny. Był wyraźny – tak iż potrafiła dokładnie go opisać, w pierwszej chwili myślała nawet że ktoś obcy przeszedł ogrodzenie i wszedł na teren posiadłości. Osobnik ów stał za barierką i spoglądał wprost na nią, a ona na niego… ogarnęło ją dziwne uczucie, sprawiające że nie potrafiła oderwać od niego wzroku.. wówczas nieznajomy…. Zaczął stopniowo rozpływać się przed jej oczami, w końcu zniknął…
14. Wydarzenie to przydarzyło się mnie osobiście i powiem szczerze nie wiem co o nim sądzić. Miało miejsce na terenie naszej obecnej działce, w pierwszych latach po jej zakupie. Schodziłam wówczas z pokojów na strychu, wówczas schody do nich prowadzące przebiegały nieco inaczej (potem podczas jednego z remontów zostały „przeniesione” na drugą stronę korytarza, który jest zarazem kuchnią). Tamte stare schody były śliskawe i bardzo strome – trzeba było na nich uważać, a mnie wówczas…zdarzyło się z nich spać. Pamiętam że straciwszy równowagę leciałam wprost na stojącą naprzeciwko mnie ścianę. Zdążyłam pomyśleć „Trochę zaboli”… i wówczas to się stało. Poczułam jakby ktoś pochwycił mnie i obróciwszy „w koło” postawił... na równe nogi tuż obok schodów. Do tej pory zastanawiam się jak to się właściwie stało, że nie runęłam na tamtą ścianę choć zgodnie z prawami fizyki powinnam – zamiast tego stałam „na równych” nogach na posadzce obok schodów…. No i to poczucie, że ktoś mnie chwyta…
Jedna część domu jest starsza od drugiej – ma nieco ponad sto lat, druga część została dobudowana potem – tego udało nam się dowiedzieć z dokumentów. Niegdyś dom wraz z podległym mu „siedliskiem” stanowił część gospodarstwa… My kupiliśmy jedynie tę „mieszkalną” część – nie posiadamy zatem pól, łąk etc… Gdy rozbieraliśmy starą kamienną oborę, by na jej miejsce postawić garaż znaleźliśmy zamurowane w niej dwa pistolety, oraz lufę od karabiny – mój ojciec znający się nieco na militariach ocenił je na okres I Wojny Światowej. Tymczasem robiąc porządki pod miejsce na jeden z klubów znaleźliśmy łuski od karabinu z okresu II Wojny. Tereny te mają bowiem historię wojenną – bowiem nieopodal przebiegała granica Rzeszy, na pobliskich polach oraz sąsiednich wsiach znajdują się miejsca rozstrzeliwań jeńców, nieopodal był front… Niestety historii domu nie udało nam się poznać, gdyż sąsiedzi ze wsi (zwłaszcza „starsi” nie chcieli o nim mówić – zapewne obawiając się potomków dawnych właścicieli tego domu…. Zapewne nie chcieli by dotarło do nich że ktoś z sąsiadów rozpowiada o tym domu… sami dawni właściciele, są troszeczkę dziwni i nie ufnie podchodzą do kwestii tego domu… Od sąsiadów wiemy jedynie przysłowiowe „Gdyby ściany tego domu mogły mówić, miałyby wiele do opowiedzenia”.
Zarówno ja jak i mój brat mieliśmy nieco dziwnych snów o tym miejscu. Kiedyś śniło mu się, że leży na łóżku a wokół otaczają go ludzie, którzy nie pozwalają mu się obudzić…miał podczas snu świadomość, że byli to dawni mieszkańcy tego budynku, lub z nim związani.
Ja z kolei widziałam we śnie postaci, które otaczały zewsząd budynek i starały się do niego przedostać, lub mnie pochwycić „przeciągnąć” na swoją stronę. Podobnie jak brat miałam przeczucie, że te istoty to byty powiązane z tym miejscem. Innym razem stałam w dużym pokoju, który we śnie pozbawiony był podłogi, ściany były obdrapane. Stałam pośrodku pokoju, otoczona przez „dusze” (?) powiązanych z tym miejscem osób, ale nie zwracały na mnie uwagi. Kolejne dwa sny były podobne –raz widziałam ogród, znacznie bardziej zarośnięty niż obecnie. Przy studni stał mój brat, zaglądał do niej. Gdy zapytałam co robi odpowiedział mi, że czeka aż nadejdzie. Co? Tego w śnie nie było wyjaśnione, ale czuć było dobiegającą z dna negatywną energię, która się do nas zbliżała. W winnym śnie znajdowałam się w miejscu ruin pobliskiego gospodarstwa, również czułam ową intensywną negatywną energię. Także po przebudzeniu.
15. I ostatnie historie – choć paranormalne to jednak z humorem Opowiedziane przez jednego z moich wujków.
Pierwsza z nich tyczy się okresu gdy sam był młodym – około 16 letnim chłopakiem. Mieszkał z rodziną na wsi, dom był niewielki – śpiąc, gnieździli się z rodziną w jednym pokoju. Mojemu wujkowi przypadło w „zaszczycie” spać w łóżku z własnym ojcem (wiem, że to brzmi dwuznacznie, tylko bez zbereźnych podtekstów proszę ). Pewnej nocy obudził się, bo poczuł czyjąś obecność – gdy spojrzał w tamtą stronę dostrzegł stojącą w wejściu do pokoju gdzie spali całą rodziną niewyraźną postać przypominającą starca. Postać spoglądała na niego i wskazywała dłonią by za nią poszedł. Wujek natychmiast obudził śpiącego obok ojca, lecz ten od razu zbagatelizował sprawę twierdząc „że pewno ci się przyśniło, bredzisz”. Wujek ułożył się tak by nie patrzeć w stronę „nocnego widma” i próbował usnąć… ale nie mógł, oczywiście z emocji jakie wzbudziło w nim owo „spotkanie”…. W końcu zachciało mu się… siku, no ale bał się iść bo bał się, że znów tego „starca” zobaczy… Ukradkiem rozejrzał się po pokoju, nie zobaczył go… więc zdobył się na odwagę iść do kibla który co nietypowe na tamte czasy – mieli w domu. Po drodze pozapalał wszystkie światła (bo się bał ) i dotarł do celu. Gdy zrobił co musiał, chciał wyjść, ale otwiera drzwi – światła pogaszone. Bał się wracać do pokoju więc… zamknął się w kiblu. Minęła dłuższa chwila coś nagle zaczyna mu do tych drzwi łomotać, szarpać za klamkę. Wujek przerażony, zastawił te drzwi szczotką jakoś by się nie otworzyły gdyby zasuwka „ustąpiła”… a to coś łomocze nadal… Wujek jak sam to określił, doznał „chwilowego nawrócenia” i zaczął się modlić na głos Nagle zza drzwi słychać głos ojca: „Otwieraj ty idioto! Bronka, twojego syna już do cna pomyliło!”
Druga opowieść od tego wujka, również z humorem tyczy się wydarzeń mających miejsce na tej samej wsi, jednak czasów dużo późniejszych. Był już dorosły, założył rodzinę, na stałe zamieszkał w naszym mieście. No i pewnego razu przyjechał na te wieś do rodziny i dawnych znajomych z wizytą. Zasiedział się u jednych z nich, wiadomo popili pogadali… I wówczas ktoś poruszył temat, że w jednym z sadów gdzie powiesił się X straszy… O ile sam fakt powieszenia się kogoś w tym sadzie był prawdziwy – ileś lat wstecz doszło do awantury na jednym z okolicznych wesel… Nie wiadomo o co poszło – ale denat wyszedł z niego i powiesił się w owym sadzie, o którym mowa. O tyle, nie było pewnym czy faktycznie po jego śmierci, w tym sadzie straszy… ot, taka lokalna „wiejska legenda”… Którą mój wujek i jego kompani po kielichu postanowili sprawdzić Nie chciało im się iść – to wsieli w trabanta, prowadził ten który był najtrzeźwiejszy i pojechali nocą w tamto miejsce. Łażą po tamtym sadzie, nagle… słychać brzdęk łańcuchów i czyjegoś poruszania się, ciężkiego stąpania. No to cała ekipa w popłoch – biegiem do samochodu. Jak wujek twierdzi – była nawet krwawa ofiara, bo jeden z nich upadając rozbił sobie mocno kolano o kamień W końcu dotarli do tego trabanta, który nie chciał odpalić – no i to wzmogło wśród nich jeszcze bardziej całą atmosferę. W końcu udało się ruszyć, gdy odjeżdżając poświecili reflektorami pomiędzy drzewami okazało się… że pasła się tam krowa… było lato, więc zamiast trzymać zwierzę w oborze, gospodarze pozwolili paść się jej w sadzie.
16. Kiedyś byłam u dawnej mojej przyjaciółki w domu – starej (rozsypującej się) kamienicy. Był dzień, popołudnie. Jakoś tak kątem oka spojrzałam w bok, a tam widzę jak zza fotela wychyla mi się pól głowy i troszkę łap opierającego się o fotel, przeciągającego się kota… zdawało mi się że słyszę nawet odgłos pazurów drapiących o materiał fotela. Mówię do niej „Ty masz kota?” (wówczas się poznawałyśmy jeszcze).
Ona, że nie – a jak powiedziałam że widziałam to obie w śmiech – wyjaśniła potem, że czasem nocą czuje jakby coś właśnie jak kot wchodziło jej na łóżko i pokociemu się na pościeli układało… Od tamtej pory jak mówiła, że nie ma zwierząt, dodawałam „Ależ masz, ślicznego pręgowanego kota!”
W ogóle jak to z starymi domami bywa, i w jej mieszkaniu nie trudno się dziwić aby jakiś byt się gdzieś tam uchował… Opowiadała mi, że zdarzyło się raz, czy potem kilka razy jeszcze jak obudziła się w nocy i poczuła zbliżająca się do niej energię, która stopniowo wchodziła do pokoju… potem coraz bliżej i bliżej jej łóżka… czuła jak siada czy staje koło niej – ale bała się spojrzeć… Kiedyś rozmawiała o tym z mamą, i wówczas i ona się przyznała że czasem też czuje ową obecność i żeby się nie bała bo być może to ktoś z rodziny.