Wszystko zaczęło się od snu - o ile dobrze pamiętam. Idę z dwójką kolegów oraz z jednym chłopakiem którego kojarzę z ulicy. Właściwie jestem prowadzony przez tego trzeciego i odczuwam obawy że może mi coś zrobić. Tłumaczyłem mu się jakimiś pierdołami byleby tylko nic mi się nie stało. "Myślałem" o tym że moi koledzy nic nie robią by mi pomóc po prostu mnie zdradzili. Weszliśmy w jakieś podwórko, zobaczyłem starsza kobietę która chyba wieszała pranie albo prała w misce. Liczyłem na jakąś pomoc ale ta odeszła jakby nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Po chwili koleś wyciąga nóż, proszę go by tego nie robił ale ten pochyle mnie w dół i wbija nóż prosto w brzuch. Nie robi tego szybko tylko powoli tak że czuję jak mnie przebija. Nagle budzę się ale nie mogę się ruszy, nie mogę nic powiedzieć jedynie patrzę w stronę w którą mam skierowaną głowę. Widzę coś co mogłoby przypominać szkielet lekko świecący na zielonkawo a jednocześnie odczuwam strach. Staram się cokolwiek powiedzieć ale nie mogę tymczasem to coś jest już bliżej mnie. Kiedy wreszcie udało mi się powiedzieć "kim jesteś" nagle odzyskałem całkowite panowanie nad ciałem. W miejscu gdzie widziałem to coś zwisał z krzesła po prostu mój sweter oświetlony diodami z routera. Co prawda ubranie jest białe tak samo jak światło jasne a nie zielone ale wytłumaczyłem sobie że to tylko to. Pomyślałem o paraliżu sennym czy nocnej marze, chciałem sprawdzić w internecie coś o tym ale bałem się wgl. wstać z łóżka ba co chwile otwierałem oczy ze strachu przed snem.
------------------------------------------------------------------------------
Nie pamiętam całego snu ale ten konkretny moment bo było to już jakiś czas temu mimo to ten fragment utkwił mi w głowie. Biegnę przez boisko szkolne a raczej uciekam przed kimś. Na początku nie ścigał mnie ale zacząłem biec bo widziałem że niedaleko coś złego się dzieje. Kiedy był tuż za mną poczułem jakby wskoczył na mnie wbijając mi coś w plecy nie wiem czy to był nóż, miecz czy coś innego. Nie poczułem bólu tylko to jak wbija się we mnie ta broń. O dziwo nie bałem się, nie płakałem, nie cierpiałem ani nic z tych rzeczy wręcz przeciwnie czułem się dobrze. Po chwili zaczynam odczuwać szczęście jakiego nigdy wcześniej nie miałem okazji poznać. Niczym się nie przejmowałem ale jakbym zaczął się unosić w górę. Pomyślałem że nie czas na to, że nie mogę teraz odejść nawet nie chcę. W tym czasie poczułem takie uderzenia jakbym spadł na dół do swojego ciała dokładnie takie jak byście klękali kolanami na łóżku i bez oporu polecieli w stronę poduszek. Było to bardzo realistyczne aż się obudziłem w tej samej chwili.
------------------------------------------------------------------------------
Na pewno nie spałem ani nie drzemałem tak czy siak miałem zamknięte oczy. W pewnym momencie 2-3 razy poczułem jakby ciarki ale nie na ciele tylko tak w sobie równocześnie z odczuciem strachu. Za ostatnim takim odczuciem usłyszałem w "głowie" krzyk a mając zamknięte oczy zobaczyłem jakąś twarz niby kobiety ale takiej no strasznej.
Podsumowując dwie ostatnie sytuacja stały się od tak bez jakichś akcji w życiu czy miejscu. Pierwsza działa się niedawno kiedy to w niedalekiej przeszłości (tydzień około) znaleźliśmy martwego sąsiada najpewniej zapił się na śmierć. Wątpię by to miało coś wspólnego ale taka ciekawostka..
Użytkownik Latrans666 edytował ten post 16.08.2016 - 17:55