Skocz do zawartości


Zdjęcie

Report from Iron Mountain (Raport z Żelaznej Góry)


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

D.B. Cooper.
  • Postów: 1179
  • Tematów: 108
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

23j5w6d.jpg

wwl0gm.jpg
t: pixabay.com

Był rok 1967. W Nowym Jorku opublikowano jedną z tych prac, których przekaz sprawia, że po zapoznaniu się z nią ludzie inaczej postrzegają otaczający ich świat, zachodzące w nim procesy i zjawiska polityczne, społeczne, ekonomiczne. A nawet kulturalne i naukowe. Książka nosiła tytuł Report from Iron Mountain (Raport z Żelaznej Góry) i była zbiorem dokumentów, do których wstęp napisał Leonard C. Lewin, znany amerykański dziennikarz i publicysta. Notabene, praca została przetłumaczona na język polski i wydana w następnym roku przez komunistów w Polskiej Agencji Interpress. Oczywiście „do użytku głównie wewnętrznego” czerwonej kliki panującej wówczas w naszym kraju.

Zawarte w książce dokumenty wytworzyła piętnastoosobowa Specjalna Grupa Badawcza (Special Study Group), powołana w sierpniu 1963 r. Opracowany materiał przekazano wysokiej rangi urzędnikom administracji rządowej. Jego treść była ściśle tajna, ale jeden z członków grupy badawczej, nazwany przez Lewina John Doe, który jest profesorem na dużym uniwersytecie na Środkowym Zachodzie USA […] po miesiącach dramatycznych rozważań uznał, że nie może być częścią spisku i musi ten raport przekazać do wiadomości publicznej. Tak też się stało. Profesor „John Doe” dostarczył swoją osobistą kopię raportu Leonardowi Lewinowi, który z kolei wynegocjował z Dial Press jego opublikowanie. Następnie był przedrukowany przez Dell Publishing. Działo się to w czasach administracji Lyndon B. Johnsona.

Dziwne pytania w środku wojny

Jak wynika z raportu, jego opracowanie powstało na polecenie departamentu obrony kierowanego przez sekretarza obrony Roberta McNamara (później prezesa Banku Światowego w latach 1968–1981) i został opracowany przez Instytut Hudsona (konserwatywny think-tank), zlokalizowany w bazie Camp Iron Mountain nieopodal Croton-Hudson w stanie Nowy Jork.

Przypomnijmy, że był to sam środek wojny amerykańsko-wietnamskiej. Od dwóch lat lotnictwo Stanów Zjednoczonych i Wietnamu Południowego prowadziło kampanię powietrzną nad Wietnamem Północnym, zwaną „Dudniący Grom” (Rolling Thunder), mającą na celu zniszczenie infrastruktury i przemysłu komunistycznej części Wietnamu oraz przerwanie szlaków zaopatrzeniowych sił komunistycznych walczących w Wietnamie Południowym. Celem strategicznym operacji było zmuszenie Wietnamu Północnego do wycofania się z wojny. Nic nie wskazywało na to, że konflikt szybko się zakończy. Konflikt, który przeciwstawił sobie trzy nuklearne mocarstwa: USA, Chiny i ZSRR. Dwa ostatnie wspomagały komunistów indochińskich sprzętem i żywnością. Wysyłano też doradców wojskowych. Poza tym Związek Radziecki prowadził na światową skalę kampanię dezinformacyjną, w której niebagatelną rolę odegrała sowiecka agentura i pożyteczni idioci z krajów zachodnich i USA: aktorzy, piosenkarze, dziennikarze i publicyści, zainfekowani lewactwem wykładowcy wyższych uczelni. Stąd nawet w poważnych, opiniotwórczych gazetach amerykańskich: „The Washington Post” czy „The New York Times” ukazywały się artykuły nastawiające opinię publiczną wrogo do wojny. Na efekty, w postaci fali protestów przeciwko amerykańskiej obecności w Wietnamie, nie trzeba było długo czekać. Na świecie rosło napięcie związane z obawą, że konflikt wymknie się spod kontroli i panująca wówczas zimna wojna przemieni się w wojnę nuklearną. Detente jeszcze długo nie miało nastąpić. Ogólnoświatowe odprężenie pojawi się dopiero w latach 70.

Dlatego w zdumienie musiał wprawiać problem, przed jakim rząd amerykański postawił badaczy. Mieli oni bowiem, ni mniej ni więcej jak zastanowić się nad tym, w jaki sposób uchronić Amerykę i świat przed problemami, które pojawią się wraz z nadejściem trwałego, ogólnoświatowego… pokoju.

Autorzy raportu piszą we wprowadzeniu: W naszej pracy przyjęliśmy założenie, że w najbliższym czasie powstaną warunki do wynegocjowania jakiegoś rodzaju powszechnego pokoju na świecie. Obecnie można uznać, że przyjęcie komunistycznych Chin w poczet Narodów Zjednoczonych to sprawa najwyżej kilku lat [Chiny zostały przyjęte do ONZ w 1971 r. – R.K.] Jest coraz bardziej oczywiste, że konflikty interesów między USA, Chinami i Związkiem Radzieckim będzie można rozwiązać na płaszczyźnie dyplomatycznej, mimo pozornych przeszkód związanych z konfliktem w Wietnamie, z groźbą chińskiego ataku i codziennymi wrogimi deklaracjami politycznymi dochodzącymi z zagranicy. Jest również oczywiste, że konflikty, do jakich dochodzi między innymi państwami, mogą zostać łatwo rozwiązane przez trzy mocarstwa, jeśli tylko zaprowadzą między sobą pokój.

Twórcy raportu podkreślają, że w warunkach pokoju światowego doszłoby do przekształceń społecznych w krajach całego świata na niespotykaną i rewolucyjną skalę. Doszłoby do olbrzymich zmian produkcji i dystrybucji dóbr. W porównaniu z nimi przeobrażenia w tym zakresie, zachodzące w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, byłyby mało istotne. Równie daleko idące byłyby zmiany polityczne, socjologiczne, kulturowe, ekologiczne. I to właśnie stało się przyczyną, z powodu której podjęto się analizy takiej możliwej sytuacji: Celem naszych prac było przygotować odpowiedź na dwie kwestie: Czego można się spodziewać w warunkach trwałego pokoju oraz jak należy się zachować w sytuacji, gdy trwały pokój zapanuje na świecie?

Jednak w trakcie prac pojawiły się nowe wyzwania. Trzeba było na przykład odpowiedzieć na pytanie, jakie funkcje spełniają wojny we współczesnym świecie, poza obroną „rzekomych narodowych interesów”? A w przypadku braku wojen, czym te funkcje zastąpić? Czy istnieją już takie metody i instytucje, które mogłyby przyjąć na siebie zadania, jakie do tej pory spełniały wojny, czy też trzeba je dopiero stworzyć? Przyznając, że pokojowe rozwiązanie problemów światowych jest możliwe, musieliśmy zastanowić się nad tym, czy w ogóle pokój leży w interesie społecznym? Jeśli nie, to co należy zrobić, aby spowodować wzrost gotowości naszego społeczeństwa do udziału w wojnie, jeśli władza uzna ją za konieczną i usprawiedliwioną?

Dramatyczne pytania, zaskakujące odpowiedzi

Specjaliści stwierdzili, że pokój prawie na pewno nie byłby korzystny dla utrzymania stabilizacji społecznej. Wojna była zbyt ważną częścią światowej ekonomii i dlatego należało ją kontynuować: Wojna, zarówno w społeczeństwach starożytnych, jak współczesnych, odgrywała niezawodną rolę stabilizatora i kontrolera gospodarek krajowych. Do tej pory nie odkryto metody, która potrafiłaby tak efektywnie spełniać zadania w złożonej gospodarce współczesnego świata, jak czyniła to do tej pory wojna.

Amerykańscy badacze podkreślali, że wbrew temu co głosi się od wieków, głównym celem wojen nie było i nie jest rozstrzyganie politycznych konfliktów międzynarodowych, walka o interes narodowy czy jego wzmocnienie, ale kontrola bezrobocia, zmniejszenie populacji, rozwój naukowy i artystyczny, zapewnienie legitymacji władzy oraz jej utrwalenie. W sytuacji wojny bądź zagrożenia nią ludzie zgodzą się na wzmocnienie kontroli i większą ingerencję władzy w życie obywateli. Wojny pozwalają też lepiej kontrolować przestępczość, zwalczać zjawiska patologii społecznych, utrzymywać równowagę między liczbą ludności a środkami służącymi do zaspakajania jej potrzeb życiowych. Poza tym to właśnie wojny ustalają podstawowe kryteria i wartości w twórczości artystycznej. One też dostarczają najsilniejszych bodźców dla rozwoju naukowego i technologicznego: rozwój sztuki i nauki jest konsekwencją rozwoju broni.

Wszystkie te „walory” wojen oznaczają, że ich koniec „oznaczałby upadek społeczeństw”. W miejsce porządku wejdzie chaos. Zamiast cywilizacji, zapanuje barbarzyństwo. Cofniemy się do epoki plemiennej i walk plemiennych. Krótko mówiąc, trwały pokój nie uratuje nas przed wojną. Zmieni tylko jej oblicze z planowanej, przynoszącej u swego kresu korzystne efekty dla społeczeństw, w nieobliczalne zmaganie się ze sobą zanarchizowanych grup społecznych, którego jedynym efektem będzie totalne zniszczenie. Stąd w przypadku gdyby doszło do trwałego pokoju na świecie, należy stworzyć substytuty wszystkich funkcji, jakie spełnia wojna w społeczeństwie.

Tworząc je, należy trzymać się określonych kryteriów i modeli. Raport z Żelaznej Góry przedstawia je w konkluzjach swych rozważań.

W przypadku kryteriów gospodarczych należy trzymać się zasady, że tak jak w okresie wojny wydaje się określoną, zazwyczaj dużą, ilość środków na cele nieprodukcyjne, tak też w czasie pokoju należy przeznaczać porównywalną ilość środków na takie cele. Przy czym tego rodzaju „produkcja” musi być niezależna od normalnej ekonomicznej zasady popytu i podaży i musi być pod całkowitą kontrolą rządu, ustalającego rodzaj „produkcji”, jej ilość i przeznaczenie. Kryteria polityczne winny z kolei stwarzać konkretną, realną alternatywę dla zagrożenia, jakie niesie ze sobą wojna i związane z tym napięcie społeczne, jak też porównywalne do wojennego poczucie zagrożenia i lęku panującego w społeczeństwie. Do tego najlepiej nadaje się jakieś uogólnione, ale nośne i prawdopodobne niebezpieczeństwo o wymiarach globalnych i takichże katastrofalnych skutkach. Kryteria socjologiczne wymagają, aby w sytuacji braku wojny, która spełniała rolę kontrolera i eliminatora destrukcyjnych, patologicznych zachowań społecznych, stworzyć instytucje obejmujące ścisłym nadzorem wszystkie rzeczywiste bądź potencjalnie destrukcyjne segmenty społeczne. Należy też wytworzyć wszechobecny strach przed groźbą utraty życia lub zdrowia, porównywalny do tego, który jest udziałem żołnierzy na froncie. Kryteria ekologiczne, według których należy utworzyć substytut funkcji spełnianej do tej pory przez wojnę, muszą podnosić znaczenie kontroli przyrostu naturalnego ludzkości, dla zachowania równowagi między ilością ludzi a ilością środków umożliwiających im przetrwanie. W przypadku kryteriów kulturalnych i naukowych należy znaleźć zamienniki, które zdolne by były zastąpić wojnę w jej roli wyznacznika wartości kulturowych oraz bodźca dla rozwoju naukowo-technicznego.

Chore cele chorych ludzi

Poznane wyżej kryteria są podstawą dla konkretnych działań władz, dzięki którym w życiu społecznym pojawią się zjawiska do tej pory występujące tylko w czasie wojny. I tak, aby zapewnić kontrolę państwa nad dużą masą pieniędzy, należy tworzyć ambitne, kompleksowe programy socjalne, mające na celu ogólną poprawę warunków życia ludności, wprowadzać w życie wielkie programy kosmiczne o trudnych, a nawet niemożliwych do realizacji celach oraz stałe, zrytualizowane, skomplikowane systemy kontroli zbrojeń i rozbrojenia. Aby realizować substytuty politycznej roli wojen, należy stworzyć wszechobecną i wszechmocną policję międzynarodową. Lansować tezę o realnym, pozaziemskim, zagrożeniu. Podkreślać katastrofalne skutki, jakie niesie za sobą degradacja środowiska naturalnego: zanieczyszczenie przez pyły lub dwutlenek węgla, niszczenie lasów tropikalnych, ocieplenie klimatu. Kreować fikcyjnego wroga.

Substytuty socjologiczne to wprowadzenie nowoczesnych i wyrafinowanych form niewolnictwa, mobilizowanie ludzi do walki z zanieczyszczaniem środowiska poprzez celowe „pompowanie” zanieczyszczeń przez władze, tworzenie nowych religii lub mitów, „krwawe gry”, w których najbardziej agresywni będą dawać upust swym namiętnościom, a obserwatorów zmagań zamieni się w masę bezmyślnych „gapiów”. Funkcje ekologiczne spełni wprowadzany w życie program eugeniki. Najtrudniej członkom Specjalnej Grupy Badawczej przyszło wymienić substytuty funkcji kulturalnej i naukowej, jakie spełnia wojna. Wskazano tylko na to, że inspiracje dla nauki i jej rozwoju mogą spełniać plany opieki społecznej, eksploatacji kosmosu oraz eugenika.

Jaki jest cel oszukiwania ludzi, skazania ich na życie w piekle – można tak powiedzieć bez obawy o zarzut egzaltowanej przesady – poczucia permanentnego, nieobliczalnego w swych katastroficznych skutkach, zagrożenia? Do tej pory sądzono, że rozwój ludzkiego ducha i umysłu ma służyć wyzwalaniu człowieka z lęku przed światem oraz czynieniu ziemi poddanej ludzkim aspiracjom i potrzebom, w myśl biblijnego nakazu. Teraz, z nastaniem koncepcji „permanentnej wojny w warunkach stałego pokoju”, te piękne idee cywilizacji łacińskiej zdają się przeżywać swój zmierzch.

Może William Cooper, znany Czytelnikom tego działu „Warszawskiej Gazety” specjalista od teorii spisków, udzielał odpowiedzi na to pytanie w swojej pracy Behold a pale horse (Oto koń trupioblady), ujawniającej doktrynę, za pomocą której zła, patologiczna grupa ludzi chce ustanowić kontrolę nad całą ludzkością, przekształcając ją w społeczeństwo współczesnych niewolników, a nawet „stado bydła”? Grupa, która już pod koniec drugiej wojny światowej uznała, że w interesie przyszłego porządku światowego, spokoju i pokoju należy wypowiedzieć prywatną wojnę społeczeństwom całego globu, zaczynając od narodu amerykańskiego jako najbardziej żywotnego. Cele tej wojny to przekształcenie narodów świata w bydlęce stado zdolne jedynie do rozrodu, konsumpcji, odczuwania prymitywnych przyjemności, rozumienia przekazu nadawanego przez elitę rządzącą oraz przyzwyczajone do niewolniczej pracy z pożytkiem dla swoich właścicieli.

Szok i niedowierzanie…

Obywateli amerykańskich oczywiście bardzo zbulwersowała treść książki, w której autorzy zamiast troszczyć się o to, jak zaprowadzić pokój, martwią się, co będzie, jeśli on nastąpi, wieszcząc przy tym apokalipsę jako konsekwencję „stałego pokoju”. Co równie bulwersujące, ów Armagedon chcąc zatrzymać za pomocą innego końca świata – świata zachodniej cywilizacji. Opinia publiczna zaczęła domagać się wyjaśnień.

Walt Rostow, prezydencki asystent specjalny NSA, szybko ogłosił, że raport był fałszywy. Herman Kahn, kierownik Instytutu Hudsona, stwierdził, że raport nie jest autentyczny. „The Washington Post” nazwał go „zachwycającą satyrą”. Magazyn „Time” pisał o raporcie, że był zręczną mistyfikacją. Sprawie starano się nadać oblicze niepoważnej plotki, kaczki dziennikarskiej, udanej prowokacji dziennikarza o zacięciu satyrycznym.

Jednak pod koniec listopada 1967 r. Raport z Żelaznej Góry został zrecenzowany w dziale książek w „The Washington Post” przez Hershela McLadressa (pseudonim literacki Johna Kennetha Galbraitha, profesora Harvardu). Galbraith pisał, że może potwierdzić autentyczność raportu, ponieważ był zaproszony do uczestnictwa w pracach nad nim. Nie był członkiem głównej grupy badawczej, a jedynie konsultantem, proszonym od czasu do czasu o opinie. Proszono go też o utrzymanie badań w tajemnicy. Galbraith całkowicie zgodził się z wnioskami zawartymi w opublikowanym materiale: Gdybym chciał postawić mój osobisty autorytet za autentycznością tego dokumentu, to świadczyłbym za słusznością jego wniosków. Moje zastrzeżenia dotyczą jedynie jego upublicznienia. Przynajmniej trzy razy Gelbraith publicznie potwierdził autentyczność Raportu, ale zaprzeczył, by go napisał.

Leonard Lewin stwierdził w 1967 r., że nie on jest autorem Raportu. Jednak w 1972 r. w „The New York Times Book Review” przyznał: Napisałem cały „Raport” [...] moim zamiarem było po prostu ująć zagadnienie wojny i pokoju w prowokacyjny sposób. Ale czy przyznanie, że jest się autorem Raportu oznacza jednocześnie, że jego treść to political fiction?

Ostatecznie nie jest takie ważne, kto napisał Raport z Żelaznej Góry, bowiem jak czytamy na stronie nwonews.pl: Najważniejsze, że „Raport”, czy też napisany przez grupę badawczą, czy też jako satyra polityczna, wyjaśnia otaczającą nas rzeczywistość. Bez względu na swoje pochodzenie, zaprezentowane pomysły zostały wdrożone niemal w każdym szczególe […].„Raport z Żelaznej Góry” jest dokładnym podsumowaniem schematu, który tworzy naszą rzeczywistość. Teraz kształtuje naszą przyszłość.

wg.pl

Użytkownik D.B. Cooper edytował ten post 17.07.2016 - 19:10

  • 6





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych