Witajcie! Od jakiegoś czasu "lurkowałem" forum, nie postując, bo takowej potrzeby nie było.
Otóż od jakiegoś czasu zdarzają mi się sny, których świadomymi nazwać nie mogę. Próóóóbuję już pełny świadomy sen osiągnąć od czasu równie długiego, to czego doświadczam to coś pomiędzy zwykłymi snami a LD, więc chyba się zbliżam do celu mojej misji, aczkolwiek nie o tym jest temat. Spotkałem się z dwoma rodzajami półświadomego śnienia, oczywiście doświadczenia własne, bo nie widziałem nigdzie dyskusji/informacji o czymś takim.
Opcja 1.
Wiem, że śpię. Wiem, że śnię. Wiem co się dzieje, oglądam akcję z pierwszej osoby... ale tylko oglądam. Nie mogę zrobić NIC, tylko myśleć. Wszystko leci jak jakiś dziwny film. Z takich snów mogę się obudzić, jeżeli skupię się odpowiednio. Te na początku zdarzały się częściej niż typ drugi, potem osiągnęły punkt równowagi i zaczęły robić się co raz to rzadsze. Są dość męczące, gdyż odpoczywa tylko moje ciało, mój umysł jest w tzw. pełnej gotowości bojowej, obudzić mnie wtedy łatwo (co jest dla mnie dziwne, bo śpię tak twardo, że (uwaga offtop) pewnego razu, jak jeszcze mieszkałem w bloku, od ściany łazienki zaczęły odpadać kafelki. Kafelki spadały do wanny, hałas ogromny, rodzice myśleli że zaczęła się jakaś wojna. Matuszka podobno po ogarnięciu z ojcem sytuacji zajrzała do mojego pokoju, spałem w mym łożu niczym dziecko.)
Przykładem takiego snu był pewien, w którym to byłem najemnikiem, którego zadaniem, zleconym przez spadkobierców pewnego lorda było wyczyszczenie ruin zamku należącego do denata ze szkieletów, potworów i odzyskanie artefaktów po zmarłym. Najemników było wielu, aczkolwiek każdy działał sam. Kimś w rodzaju kwatermistrza w barakach naszej grupy była jedna z moich koleżanek (przejawiająca się w moich snach długo, zaczęła dużo wcześniej niż w ogóle zamieniłem z nią jakiekolwiek słowa, teraz wiem czemu, planuję coś z tym zrobić, mniejsza), cholernie neutralna w snach jak i w rzeczywistości osoba. Zdziwiło mnie w zasadzie tylko to, bo był to któryś sen z jej udziałem. Za każdym razem ktoś kto niby nic nie znaczy, ale się przejawia. Pamiętam, że w śnie zdziwiłem się jak ją zobaczyłem odkładając swoją zbroję na miejsce, taki przejaw pełnej świadomości, przebłysk zbliżania się do LD. Ta tylko odburknęła coś w stylu "Co tak stoisz? Odłóż ten amulet tam gdzie jego miejsce i nałóż sobie żarcia...". Sen skończył się przed kolejną wyprawą.
Opcja 2.
Śpię. Nie wiedząc o tym. Ale mogę kierować swoim działaniem. Skutek tych działań jest zależny od czegoś, na co wpływu nie mam. Taki random-number-generator. Siła wyższa, co też jest dziwne, bo w żadną nie wierzę. Z takich snów, dla kontrastu, nie chcę się budzić. Śpi mi się dobrze, jakość snu świetna, budzę się wypoczęty po raptem kilku godzinach w których to w śnie potrafi minąć miesiąc. Albo wiele. Ale opisu starczy, bo wiadomo o co chodzi. Przykłady trzy.
1. Sprzed kilku dni. Śnił mi się w zasadzie poprzedni wieczór. Dzień jak co dzień, trochę siedzenia przy komputerze, pomocy rodzicom, wieczorem na naszą wieś przyjechali goście, kilka osób, rodzina (tutaj odbieg od rzeczywistości bo był jeden przyjaciel rodziny). Piłem pewne trunki, więcej niż w rzeczywistości (bo tak normalnie skończyło się na kieliszku, dla smaku, nie byłem w nastroju do picia (z góry zaznaczam, iż 18 lat skończone mam!)). Goście pojechali, położyłem się spać... ale obudziłem się (dalej w śnie) w szkole. Rozpoczęcie roku. Druga klasa liceum (po tych wakacjach idę do 3.), siedzę na krześle na auli szkolnej, wyglądała dziwnie znajomo w swej nieznajomości, zupełnie inna niż w mojej szkole, aczkolwiek... znajoma. Była ogromna. Pamiętam rzucanie głupich tekstów z kolegami w oczekiwaniu na dyrektora, którego wszyscy (włącznie ze mną, nie wiedzieć czemu) nazywali "zarządcą". Skończyło się na tym że zaprosiłem koleżankę (tą powtarzającą się) na "wyskoczenie gdzieś po rozpoczęciu". Pamiętam, że się zgodziła, mówiąc, że pójdzie do domu się przebrać i po mnie zadzwoni. Pożegnałem się, poszedłem szukać wyjścia w tym przeklętym labiryncie, w międzyczasie dostałem wiadomość od innej koleżanki, że jej chłopak nie da rady przyjść bo pracuje i chce, żebym ją odprowadził. Odpisałem, że "ok", wtedy przyszła do mnie wiadomość od jej chłopaka, nawet gościa nie znam, z tego co wiem to jest normalny, w porządku. Było tam trochę niecenzuralnych słów, parafrazując "wara mi ją odbić gościu, masz ją tylko odprowadzić", ja odpisałem, dosłownie "OK XDDDD", po czym "Spoko, mam inną na oku, easy". Pamiętam ten fragment idealnie. Zbliżałem się do wyjścia z budynku, gdy tylko otworzyłem drzwi usłyszałem czyjś głos wołający moje imię, krzykaczem okazał się mój ojciec, który kazał mi wstawać i wyjść z psem. Ciekawe, że wyjście z budynku zbiegło się z brutalną pobudką.
2. Daaawno temu. Uciekam przed grupką osób w jakimś dystopijnym miasteczku. W dłoni mam rewolwer, wbiegam w ślepą uliczkę, okrążają mnie. Strzelam. Kule przelatują przez osobników, ci się śmieją, herszt rzuca coś o tym, że chyba mam ślepaki w tej pukawce. Podchodzę do osobnika, sprzedaję mu przysłowiową lepę, zabieram jego broń... to samo co w przypadku rewolweru. Walkę przerwało światło i moja pobudka z towarzyszącym jej "co" wymalowanym na mojej twarzy.
3. Sen krótki, ale równie zryty. Sprawdziłem po nim znaczenie symboliki. Śniło mi się, że wyszedłem przed dom, schyliłem się po coś, w oddali słychać było muzykę, coś tanecznego. Jak się schylałem to wydawało mi się że coś widziałem, podniosłem to coś i zacząłem się rozglądać. Na polu stał słoń. Tańczący słoń. Dookoła niego inne słonie w jakiejś dziwnej formacji, też tańczące (podobno zwiastują niespodziankę, na 90% się sprawdził ten zwiastun). Słoniom tym "dyrygował" mój kolega z klasy. Ehe. Tańczące słonie na polu. Jeden z najdziwniejszych snów które miałem. Obudziłem się, zaśmiałem w duchu analizując co się właśnie stało, wszystkie akcje we śnie były kierowane przeze mnie.
Piszcie co sądzicie na temat dosłownie czegokolwiek, chociażby tego jakie owe półświadomki doświadczam, jeśli coś wartego uwagi przyśni mi się ponownie, odpiszę w tym temacie.