Cześć.
Przez dzisiejszą pochmurną pogodę i nudnawy dzień zacząłem czytać historie opisywane przez użytkowników, w których mówią oni o tym jak to oni lub członkowie ich rodzin spotykali się ze zjawiskami paranormalnymi.
Gdyby nie te opowieści pewnie nie przypomniałbym sobie swojej, zwłaszcza, że znam ją tylko z opowiadań. Ale może przejdźmy do sedna.
Historia właściwa wydarzyła się jakieś 19-20 lat temu, gdy byłem jeszcze malutkim berbeciem, który ledwo wyszedł na ten świat z łona matki. Ale początki tego zdarzenia wydają się mieć miejsce kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt lat wcześniej.
Gdy urodziłem się, moja mama mieszkała jeszcze u swojej mamy, gdyż zaszła w ciążę młodo i dopiero później wyprowadziła się do mojego ojca. Jest to dość istotny fakt, bo historia raczej ma związek z domem, w którym wtedy przebywałem (a do którego w wieku 14 lat powróciłem). Dom ten ma około 100 lat i jak to w przypadku takich domów bywa, różni ludzie na przestrzeni lat go zamieszkiwali. Najbardziej ciekawą osobą była kobieta, która zaszła w ciążę, urodziła dziecko, a później chodziła po ulicach z pustym wózkiem. Nie wiem co się stało z dzieckiem, sama kobieta prawdopodobnie nie żyje, bo nie była już wtedy młoda, a historię tą opowiedziała mojemu bratu prababcia. Co ciekawe, gdy ja ją o to zapytałem, na jej twarzy pojawił się dziwny grymas i powiedziała ze nie wie o co chodzi i żebym nie pytał jej o takie rzeczy. Zaciekawiła mnie ta sprawa, prababcia co prawda zawsze bardziej lubiła mojego młodszego brata, bo on jest lektorem, ja ateistą, a prababcia jak to starsza kobieta gorliwie wyznaje Pana Jezusa, ale nigdy nie odzywała się tak do mnie, chyba że powiedziałem jej coś niemiłego (a niestety jestem człowiekiem, u którego szczerość często graniczy z chamstwem). Samo więc nasuwa się pytanie dlaczego nie chciała mi powiedzieć czegoś, co powiedziała mojemu bratu. Myślę, że nie ma to raczej związku ze stopniem sympatii, jaką darzy mnie i brata, ale z czymś znacznie ciekawszym.
Wchodzimy już tutaj w sferę, która jak zwykle wywoła kontrowersje, sceptycy zaczną mnie zjadać, że wymyślam i że w ogóle po co to pisze. No właśnie, po co? Nie musicie mi wierzyć, mam to gdzieś, chcę tylko dowiedzieć się czegoś od ludzi, którzy znają się na sprawach paranormalnych lepiej od członków mojej rodziny. No ale, do sedna.
Był to dzień mojego chrztu. Po uroczystościach w kościele wszyscy, wraz oczywiście ze mną w wózeczku, udali się na "opijanie" mojego święta do domu mojej babci, czyli też domu, w którym mieszkałem. Mój wózek stał sobie spokojnie w centrum całego zamieszania, gdy nagle zaczął się bujać, tak, jakby ktoś bujał mnie do snu. W sumie normalna sprawa, prawda? Nie pomyślał tak jednak nikt, kto był wtedy w pomieszczeniu, ponieważ wózek zaczął bujać się sam. Babcia, która mi o tym opowiadała, mówiła, że wszyscy stali i się na to patrzyli, oniemiali z zaskoczenia. Po chwili wózek przestał się ruszać, a goście zaczęli normalnie rozmawiać i reszta przyjęcia minęła już w normalnej atmosferze.
Normalnie jestem dość sceptycznie nastawiony do takich opowieści, ale wątpię, żeby ludzie z mojej rodziny uknuli jakiś spisek, żeby mnie strollować, więc sądze raczej, iż jest to prawdziwe zdarzenie (zwłaszcza, że pytałem o to ludzi wtedy tam przebywających, każdego z osobna i każdy potwierdzał tą samą wersję wydarzeń).
To jeszcze nie wszystko. Nie wiem czy było więcej dziwnych zdarzeń, ale wiem jeszcze o jednym. Po samobujającym się wózku mało się nie udusiłem we własnym łóżeczku. Moją babcię obudził mój zduszony płacz, a gdy wstała przeraziła się, ponieważ zobaczyła moją główkę między szczebelkami łóżeczka, które... było wywrócone. Udało jej się wyciągnąć moją głowę spomiędzy szczebelków dopiero po wyciągnięciu jednego z nich.
Nie wiem czy jedno zdarzenie z drugim miało jakieś powiązanie, ale tak to wygląda. Dom mojej babci jest ogólnie dziwny, ponieważ gdy byłem już starszy (14-20 lat) wielokrotnie czułem zimny oddech na swojej szyi gdy kładłem się spać, słyszałem jakby coś chodziło po strychu (to zapewne kuna albo koty), albo tłukło się w kotłowni (co już jest ciężko wytłumaczyć, gdyż wejście do kotłowni znajduje się od zewnątrz, a drzwi są na noc zamykane na klucz).
Ogólnie to chciałbym wiedzieć, czy teoretycznie jest możliwe, żeby ta kobieta chciała "opiekować się mną" lub zrobić mi jakaś krzywdę Czy jest możliwe, że to ona wywróciła to łóżeczko i wepchnęła mi głowę między szczebelki, czy może kilkumiesięczne dziecko jakimś cudem samo je wywróciło. Nie piszcie tylko od razu, że kłamię, bo sam w 100 % pewny tego być nie mogę, uznajmy więc, że mówimy tu czysto teoretycznie, jakby to się nie zdarzyło (może dzięki temu unikniemy bezsensownych spin ) .
Zapraszam do dyskusji