Skocz do zawartości


Zdjęcie

Fabryka nadludzi


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1

Macha.

    Ciekawski

  • Postów: 2267
  • Tematów: 76
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

To był pomysł Heinricha Himmlera: stworzyć miejsca, w których nordycka krew będzie przekazywana z pokolenia na pokolenie. Zaczęło się w 1935 roku. Wtedy ruszyła gigantyczna fabryka nadludzi, przez którą przeszło kilkaset tysięcy osób.

Lebensborn - źródło życia. Tak nazywała się organizacja, która miała zmienić świat. Zamysł był prosty. Himmler wyłożył go w kilku zdaniach podczas jednego ze swoich przemówień: - Jeśli dobra krew, na której się opieramy, nie będzie się mnożyła, to nie będziemy mogli panować nad światem. Jeżeli kiedyś mielibyśmy za mało synów, to ci, którzy przyszliby po nas, musieliby stać się tchórzami. Naród, który ma przeciętnie czterech synów w rodzinie, może zdecydować się na wojnę, bo jeśli dwóch polegnie w walce, dwaj pozostali będą dziedziczyć nazwisko.

Dołączona grafika

W walce o czystość krwi

Formalnie Lebensborn podlegał Głównemu Urzędowi ds. Rasy i Osadnictwa (RSHA). Naprawdę jednak był państwem w państwie i oczkiem w głowie Himmlera. Już w 1936 roku organizacja zarządzała sześcioma ośrodkami rozsianymi po całych Niemczech. Pierwotnie jednym z celów stowarzyszenia była opieka nad niezamężnymi matkami, które zaszły w ciążę z esesmanami, oficerami gestapo i żołnierzami. Warunkiem roztoczenia opieki była "czystość rasowa" młodych matek. W domach Lebensbornu mogły znaleźć opiekę, urodzić dziecko, a stowarzyszenie zajmowało się nakłonieniem ojca do poślubienia dziewczyny, z którą je spłodził. Jeśli to się nie udawało, a niezamężna matka nie mogła sama wychowywać potomstwa, dziecko oddawano do adopcji w "czystych rasowo" rodzinach niemieckich. Chodziło o to, by uniknąć aborcji, zachować "wartościowe jednostki" dla III Rzeszy i uniknąć skandali.

Pierwszy dom Lebensbornu powstał w Steinhoering koło Monachium. Młode ciężarne kobiety były tam otoczone opieką lekarzy i pielęgniarek. Większość z nich stanowiły członkinie Bund Deutscher Maedel (Stowarzyszenia Niemieckich Dziewcząt), które spotykały się z żołnierzami Wehrmachtu i SS podczas organizowanych przez partię wieczorków tanecznych i imprez plenerowych. W domach Lebensbornu nie brakowało niczego. Nawet w czasie wojny, kiedy zdobycie świeżego mleka czy pieluch było trudne.

- Kiedy zgłosiłam się do Lebensbornu, od razu się o mnie zatroszczyli - wspomina Erica Mehle, która w drugim roku wojny, w wieku 17 lat, trafiła do jednego z "pensjonatów" Źródła. - Dostałam czystą bieliznę, własne łóżko, przybory toaletowe, a przez cały dzień kręcili się wokół lekarze i pielęgniarki. Jedzenie było wyśmienite i nic nie musiałyśmy robić. Jedno tylko było nieprzyjemne: cały czas byłam obserwowana i kontrolowana. Nie można było zrobić kroku bez pozwolenia siostry przełożonej. Po pięciu miesiącach urodziłam zdrowego chłopca. Jego ojciec od roku był na froncie i przez cały czas nie miałam od niego żadnej wiadomości. Przez następne osiem miesięcy też. W końcu dostałam wiadomość, że Kurt nie żyje. Dziecko było cały czas pod opieką sióstr, bo nie miałam warunków, by zapewnić mu wychowanie. W końcu po długim wahaniu zdecydowałam się oddać je do adopcji. Do dzisiaj nie mogę się z tym pogodzić - mówi 83-letnia dzisiaj kobieta.

Bykowe dla fuhrera

Organizacja działała też innymi metodami. Oficerowie SS mieli obowiązek wpłacania składek na rzecz Lebensbornu. Ich wysokość była uzależniona od liczby potomstwa i wieku mężczyzny. Im więcej dzieci, tym mniejsza składka. Bezdzietny 26-letni esesman nie płacił nic. 34-letni oficer SS, który nie miał dzieci, musiał wpłacać na konto Lebensbornu ok. 6% swojej miesięcznej pensji.

- Bezdzietne rodziny SS, które według orzeczenia lekarskiego nie mogły spodziewać się dzieci, były wzywane przez Reichsfuhrera, by wzięły z Lebensbornu jedno lub więcej dzieci na wychowanie - pisze w swoich wspomnieniach R. Hoess, osławiony komendant obozu koncentracyjnego Auschwitz.

I ty możesz zostać ubermenschem

Źródło Życia obejmowało opieką nie tylko "czyste rasowo" Niemki. Działało też krajach podbitych przez III Rzeszę - Francji, Norwegii i Polsce gdzie szczególnie upodobało sobie Polaków przymusowo wpisanych na tzw. czwartą volkslistę.

Agnieszka Richert urodziła się w kaszubskiej wsi w okolicy Kartuz. Jej mąż walczył w kampanii wrześniowej po polskiej stronie (został ranny podczas obrony Warszawy). Oboje czuli się Polakami. Rząd nazistowski uznał jednak, że są Niemcami czwartej kategorii. Wpisano ich na "Der vierte Volksliste". W 1941 roku przyszła na świat ich córka Janina. - Dostaliśmy kupony na cukier, mleko, materiał na pieluchy i prześcieradła - wspomina. - Co miesiąc przyjeżdżała niemiecka pielęgniarka, która sprawdzała, jak się chowa moja córka. Rodzina Richertów przetrwała wojnę nie dając się zniemczyć. Ich córka jest Polką. Nie wszyscy mieli jednak takie szczęście.

Na Śląsku, jeśli rodzice nie chcieli podpisać listy, przymusowo odbierano im dzieci i wywożono w głąb Rzeszy. Podobnie skazane na wynarodowienie były dzieci przymusowo pracujących tam Polek. Jeśli przyszła matka nie spełniała kryteriów rasowych, poddawano ją przymusowej aborcji.

Jak pisze Richard C. Lucas w swojej wydanej 1995 roku książce "Zapomniany Holocaust", dzieci rodziców, którzy nie dali się zgermanizować, trafili do obozów albo zostali straceni, przymusowo były wysyłane do Rzeszy, nawet gdy opiekowała się nimi dalsza rodzina. - Tysiące dzieci o niebieskich oczach i jasnych włosach wysłano z Zamojszczyzny do Niemiec celem zgermanizowania - pisze Lucas. - Tylko w ramach jednej akcji deportowano 30 000 osób. (...) Niemcy zmieniali im polskie nazwiska i wystawiali fałszywe metryki urodzenia. Często nowe nazwiska zawierały pierwsze dwie, trzy litery polskiego oryginału. I tak: Sosnowska stawała się Soemann, Mikołajczyk - Micker, a Witaszek Wittke. Czasami nowe nazwisko stanowiło transliterację poprzedniego: Pątek-Pionteck, Jesionek-Jeschonneck.. Niektóre były dokładnym tłumaczeniem: Ogrodowczyk-Gaertner, Młynarczyk-Mueller. Trudno ustalić liczbę małych Polaków, którzy przewinęli się przez Lebensborn i BDM, ale jedno z polskich źródeł szacuje ją na ok. 200 000.

Z centralnych dzielnic Łodzi Niemcy usunęli do 1940 r. blisko 60 tys. Polaków i zgermanizowali kilka tysięcy dzieci w wieku od 2 do 14 lat. Działały też specjalne obozy dla dzieci. Jeden z nich, dla małoletnich więźniów, przy ul. Przemysłowej (od XII 42 r.) przetrwał do końca okupacji. Więziono w nim polskie dzieci (w wieku od 2. do 16. roku życia), których rodzice zostali zamordowani bądź przebywali w obozach i więzieniach, a także skierowane tam na podstawie wniosku policji za "włóczęgostwo", "złe zachowanie". Ogółem w obozie i jego filii w Dzierżążnie przebywało około dwóch tysięcy dzieci. Największym "powodzeniem" Lebensbornu cieszyły się najmłodsze dzieci, choć w przypadku "materiału przydatnego rasowo" nie gardzono i siedemnastolatkami. Wszystkie tego typu poczynania koordynował Urząd ds. Wysiedlania Polaków i Żydów przy Wyższym Dowództwie SS i Policji w Poznaniu, przekształcony w marcu 1940 r. w Centralę Przesiedleńczą w Poznaniu. Najwięcej polskich dzieci trafiło do "ludowych ośrodków wychowawczych" w Bawarii, głównie w miejscowości Niederaltreich (chłopcy) i do Aachern w Badenii (dziewczęta). Ile ich było? Do dzisiaj nie wiadomo.

Europejczycy bez przeszłości

Heinrich Himmler w jednym ze swoich przemówień powiedział : - Fuhrer miał genialny plan! W ciągu 20 lat skolonizować obecne wschodnie prowincje, poczynając od Prus Wschodnich po Górny Śląsk, a także Generalne Gubernatorstwo. Musimy zgermanizować i zasiedlić Białoruś, Estonię, Łotwę i Litwę, Ingermanlandię i Krym. Jako esesmani, naszą ideowością, życiem i wychowaniem i uczestnictwem w bojach musimy osiągnąć to, aby został stworzony niemiecki wschód, rozpościerający się aż po Ural. Będzie to krynica niemieckiej krwi. Gdy tak się stanie, to po 500 latach w wypadku ewentualnych konfliktów kontynentów będziemy mieli do dyspozycji już nie 120, lecz 500-600 milionów Niemców!

Plan nie powiódł się. Pociągnął jednak za sobą nieodwracalne szkody i setki tysięcy ludzkich dramatów. Z dala od swoich rodzin i korzeni znalazła się nieprzeliczona masa małych obywateli Polski, Norwegii, Niemiec. Nieprzeliczona do dzisiaj, bowiem przed końcem wojny Niemcy, by ukryć swoje zbrodnie, zniszczyli większość archiwów Lebensbornu. Niektóre ofiary już jako dorośli ludzie podjęły próby poznania i odzyskania swojej tożsamości. Po 1945 roku w Norwegii i w Polsce powstały stowarzyszenia osób, które jako dzieci padły ofiarą szalonej idei Reichsfuhrera Himmlera i wykonujących jego rozkazy Niemców.

Niezwykle trudne i żmudne poszukiwania przodków kończyły się niekiedy sukcesem. Bywało też często, że mimo pomocy Czerwonego Krzyża i innych organizacji humanitarnych na spotkanie po latach było za późno - prawdziwi rodzice już nie żyli. Zdarzało się też, że przybrani opiekunowie utrudniali poszukiwanie prawdy, tając przed "swoimi" dziećmi ich rzeczywistą tożsamość. Wielu z tych, którzy przeszli przez fabrykę nadludzi stworzoną przez SS, ma dzisiaj własne dzieci, a nawet wnuki, i niewielka jest szansa, że kiedykolwiek dowiedzą się, kim są ich prawdziwi przodkowie i skąd pochodzą.

Tomasz Zając

http://wiadomosci.o2.pl/?s=512&t=7663
  • 0



#2

Tiamat.
  • Postów: 3048
  • Tematów: 29
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Patrzac na twarz Himmlera, to on z nordycka krwia raczej mial niewiele wspolnego.
  • 0

#3

vcore.
  • Postów: 833
  • Tematów: 26
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

wygląda na jakiegos zniewieściałego gaya :-| :wow:
a co do artykułu jest ciekawy - ja dodam od siebie ze oni takze robili testy na "miłosc"
a wygladało to mniej wiecej tak ze rodziły sie dzieci ... jedne dziecko wsadzali do jednej "celi" tylko z niezbedna opieka ... zaś 2 miało opieke i opiekunke - co sie okazało ze dziecko bez kochajacego opiekuja bylo w stanie przezyc tylko 3tyg :)
  • 0

#4

Fender.
  • Postów: 20
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

chodzi o to, ze male dzieci, ktorym nie sa dostarczane bodzce w wyniku zaniku ukladu nerwowego umieraja (mowila mi to babka od biologii na przykladzie badan jakiegos Rosjanina sprzed 100 lat), dlatego im czesciej bedziemy przytulac nasze dzieci tym lepiej bedzie dla nich ;-)


ciekawe ilu z tych 60 000 lodzian (jestem z Lodzi i mnie to boli :-/ ) i 200 000 Polakow wywiezionych do Niemiec jest teraz naziolska szmata :roll:
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych