Skocz do zawartości


Zdjęcie

Rosjanie też mają swoją katastrofę smoleńską *


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W tragicznym locie CASY pod Mirosławcem i Tu-154 pod Smoleńskiem zginęło polskie dowództwo wojskowe.

Dla zwolenników zamachu to oczywista zbieżność.

 

Podobne teorie powstały po zagładzie radzieckich dowódców Floty Oceanu Spokojnego.

W niewyjaśnionej i przez lata utajnionej katastrofie pod Puszkinem śmierć poniosło 16 admirałów i generałów oraz 20 komandorów. Dopiero po 16 latach wdowy dostały informację, że ich mężowie zginęli na służbie.

 

 

Puszkin.jpeg

 

 

– Pod dom podjechały samochody. Po chwili do mieszkania weszli funkcjonariusze w czarnych płaszczach. Spytałam, czy Wasilij Iwanow wrócił. Usłyszałam krótkie – nie. Zemdlałam. Jak doszłam do siebie, usłyszałam jeszcze słowa, że żaden (z dowódców – przyp. red) nie wróci – opowiada wdowa, Nina Tichonowa.

 

Dom we Władywostoku, w którym żyła Tichonowa zajmowało jeszcze kilka rodzin marynarzy. Lament dochodził zza każdych drzwi.

 

– Gdy leciałyśmy na pogrzeb, przestrzegano nas, aby nie pytać o przyczyny katastrofy. My i tak wiedziałyśmy, byłyśmy nauczone, że pytać nie można – dodaje kolejna wdowa.

 

Rodziny zmarłych zostały poinformowane, że zwłoki zostały zidentyfikowane i włożone do osobnych trumien.

– Okazało się potem, że nie było żadnej identyfikacji. Nie było za bardzo, jak ich zidentyfikować – wyznaje Tichonowa.

 

 

Przeczucia mylić nie mogą

W styczniu 1981 r. Dowództwo Floty Oceanu Spokojnego poleciało z Władywostoku do Leningradu, obecny Petersburg.

To była typowa coroczna odprawa. Spotkaniu przewodniczył Siergiej Gorszkow, szef Marynarki Wojennej Związku Radzieckiego. Gorszkow doprowadził do ogromnej rozbudowy i modernizacji podległych mu sił zbrojnych.

 

W tych strukturach flota Pacyfiku słynęła ze szczególnej roli. Nie tylko kierowała nią marynarska elita, ale również została wyposażona w najnowsze osiągnięcia techniczne: atomowe łodzie podwodne, krążowniki rakietowe. Flotę uzupełniały wojska desantowe, a nawet lotnictwo strategiczne. Oceaniczna pięść ZSRR budziła strach wśród Amerykanów. W grudniu 1980 r. radzieccy marynarze przeżyli trudne chwile, nad północnymi rejonami oceanu przeszedł bowiem tajfun.

 

– Sztorm wyrządził wiele szkód. Mój mąż leciał do Leningradu pełen obaw. Spodziewał się, że może nawet będzie pociągnięty do odpowiedzialności. Bardzo to przeżywał, dlatego ani razu czasie pobytu w Leningradzie nie zadzwonił do mnie – opowiada Nina Tichonowa.

 

Już dużo wcześniej wiceadmirała, Wasilija Tichonowa, nękały złe przeczucia. Powiedział nawet do żony:

Zostaniesz wdową, ale ty musisz żyć.

 

Natomiast ich sąsiadka, Tamara Czułkowa, w dzień wylotu męża widziała, jak jeden z oficerów wrócił się do mieszkania po czapkę:

Pomyślałam wtedy, że to zły znak.

 

 

Staliśmy. Nie mogliśmy pomóc

Tymczasem wbrew obawom wiceadmirała Tichonowa w Leningradzie nie poruszano sprawy tajfunu.

Jak zwykle w tzw. grach sztabowych dowództwo Floty Oceanu Spokojnego wypadło znakomicie. Kadra wracała do domu 7 lutego 1981 r. z bazy wojskowej Puszkino pod Leningradem. W Tu-104 wszystkie miejsca były zajęte. Leciały łącznie 52 osoby.

 

Pogoda nawet sprzyjała lotnikom.

Obsługa zatankowała do zbiorników maszyny 20 ton paliwa. Samolot rozpędził się po płycie lotniska. Poderwał i niemal tuż za pasem startowym przechylił na prawą stronę. Runął z wysokości 50 metrów.

 

Dym po eksplozji było widać z wielu kilometrów.

Na ratunek rzuciły się służby gaśnicze lotniska, a nawet marynarze z innych flot czekający na wylot. Kontradmirał Władimir Dworjanczikow wspominał:

Biegliśmy przez głęboki śnieg. Ogon samolotu leżał kilkanaście metrów od reszty kadłuba. Pośrodku była ogromna, płonąca dziura.

Staliśmy i tylko bezradnie patrzyliśmy. Nie mogliśmy nic pomóc – dodaje kolejny marynarz.

 

 

To na pewno inwazja

Lecący samolotem nie mieli szans przeżyć katastrofy.

Jedyną ocalałą osobą był mechanik, którego wybuch wyrzucił z kabiny. A nawet i on kilka godzin później zmarł w szpitalu.

Co ciekawe nie należał do składu załogi i przebywał w kabinie pilotów.

 

Tego dnia zginęło 16 generałów i admirałów oraz 20 komandorów, w tym dowódca Floty Oceanu Spokojnego: admirał Emil Spiridonow.

 

To był największy pogrom kadry radzieckiej floty w jej dziejach.

Nawet w czasie II wojny światowej ZSRR stracił tylko czterech admirałów. Jeden popełnił samobójstwo w oblężonym Leningradzie, kolejny na skutek stalinowskich represji, a dwaj pozostali zeszli śmiercią naturalną.

Dla Moskwy ogarniętej manią otoczenia przez „wrogów” katastrofa pod Leningradem była niemal pewnym sygnałem, że zaczął się światowy konflikt.

To przecież nie mógł być przypadek…

 

Wojsko zostało postawione w stan najwyższej gotowości, ale czas płynął, a inwazji wciąż nie było. Radary i nasłuch nie odnotował wzmożonej aktywności potencjalnych wrogów.

 

 

Nekrolog na przedostatniej stronie

Mimo że w katastrofie zginęło tak wiele osób i to ważnych, informacja o tragedii nie została przekazana do publicznej wiadomości. To kolejna cecha radzieckiej mani – tajność i poufność.

Jedyny nekrolog pojawił się później na przedostatniej stronie „Czerwonej Gwiazdy”.

 

Tymczasem we Władywostoku żony czekały na mężów.

Nina Tichonowa: – Nie wiem, co mnie tchnęło, spojrzałam na zegarek i powiedziałam do syna – „Jeśli jutro zobaczymy ojca, to będziemy najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi”.

 

Niedługo później do Tamary Czułkowej przyszła do sąsiadka Swietłana Berezhowa. Kilka dni wcześniej chwaliła się, że z okazji powrotu męża przygotuje ucztę. Udało się jej zdobyć kaczkę na pieczeń.

Miałam wstawić ją do piekarnika, ale nie mogę. Nie rozumiem, co się dzieje. Wszystko mi z rąk leci – skarżyła się sąsiadce.

 

 

Byłem podejrzany o zamach

Tymczasem wojskowi śledczy i służby bezpieczeństwa przystąpiły do działania.

Okazało się, że na liście pasażerów Tu-104 nie znalazł się szef sztabu Floty Oceanu Spokojnego Rudolf Gołosow. Na pokładzie nie było też dowódcy floty z bazy w Pietropawłowsku. Ten ostatni po prostu wybrał lot rejsowy bezpośredni na Kamczatkę.

 

Rudolf Gołosow w rozmowie z dziennikarzami przyznał: – Dowiedziałem się później od jednego z oficerów, że mnie nawet podejrzewano o zamach.

 

Śmierć kolegów miałaby przyspieszyć jego karierę, ale widać śledczy odrzucili tę wersję.

Pod uwagę też brano, również mało prawdopodobną przyczynę, przesuniecie ładunku. Tu-104 to samolot pasażerski, który nie mieścił dużego bagażu.

Nieprawdopodobnie również brzmi teoria o złym rozlokowaniu pasażerów, co miało spowodować przechył, wszystkie bowiem fotele były przez nich zajęte.

Zespół wyjaśniający przyczyny katastrofy ustalił, że samolot wznosił się zbyt wolno – o 25 km/h od prędkości wymaganej. Nie wyjaśniono jednak dlaczego piloci postanowili zredukować prędkość.

 

Przyczyn tragedii nie podano. Wyraźnym jej następstwem było wycofanie przez wojsko z eksploatacji wszystkich Tu-104. Dwa lata wcześniej, taka decyzje podjął Aerofłot, który obsługuje linie cywilne.

 

 

Musiały walczyć o pamięć

Pogrzeb marynarzy odbył się szybko, bo już 12 lutego.

Ich rodziny dostały specjalny dodatek pieniężny – dorośli po 1000 rubli, dzieci 500. Wdowom przyznano rentę i możliwość wyprowadzenia się do dowolnego miasta w ogromnym ZSRR. Większość rodzin wybrała Petersburg.

Nawet zamieszkały w jednym „chruszczowskim” bloku.

Mieli tylko zapomnieć o katastrofie.

 

Wdowy co roku w rocznice śmierci mężów spotykają się na Cmentarzu Serafimowskim w Petersburgu.

Przez lata wywalczyły, że na mogile ich mężów zamontowano tabliczkę z ogólnikową adnotacją: ku czci zmarłych na Pacyfiku marynarzy. Po kolejnych staraniach pojawiły się nazwiska, aż w końcu data i miejsce katastrofy.

 

Natomiast dopiero w 2005 r. podobna tablica została wmurowana w ścianę budynku Dowództwa Floty Oceanu Spokojnego we Władywostoku. Jednocześnie zabiegały o żołnierski honor tragicznie zmarłych…

Po katastrofie wdowy poszły do nowego dowódcy floty Władimira Sidorowa i pytały, dlaczego w aktach zgonu nie ma adnotacji, że ich mężowie zginęli na służbie.

Zdaniem komandora, takiego sformułowania nie ma w radzieckim prawie cywilnym.

Po 16 latach dobijania się do różnych instytucji, 3 marca 1997 r., dostały dokument, który zaprzeczył słowom dowódcy. Oficjalnie potwierdzono, że ich mężowie zginęli na służbie.

Jedna z wdów tłumaczyła dziennikarzom: – Nam nie chodzi o ustalenie przyczyn, oskarżeniu winnych, tylko aby, pamiętano o nich, o tragedii.

 

 

Korzystałem, m.in. z:
http://fakty.ua/9836...ficera-vmf-sssr
http://www.vesti.ru/...how/vid/670159/

 

autor: Włodzimierz Szczepański

źródło

 

 

 

* Krótka adnotacja ode mnie (a propos tej gwiazdki przy tytule).

 

Zastanawiałem się, czy nie zmienić oryginalnego tytułu na Rosjanie też mają swój Mirosławiec, bo obie te katastrofy mają ze sobą jednak więcej wspólnego niż z katastrofą w Smoleńsku ale ostatecznie pozostawiłem tytuł w oryginalnym brzmieniu.

 

Nie chciałbym jednak, żeby on jakoś determinował ewentualną dyskusję - sam myślę, że to, co się stało w Smoleńsku ma inny charakter (ale także ciężar gatunkowy) i doszukiwanie się podobieństw akurat z tym wypadkiem nie ma większego sensu.


  • 3



#2 Gość_.Uzurpator.

Gość_.Uzurpator..
  • Tematów: 0

Napisano

Taka informacja utwierdza mnie tylko w tym co wierze. Czy zwykły lot czy lot z papieżem każdy może się rozbić. Ważne głowy nie są odporne od przypadkowych katastrof.


  • 0

#3

Anunnaki.
  • Postów: 540
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

aby doszło do katastrofy wystarczą nawet drobne zaneidbania choćby usuwanie  lodu ze skrzydeł/stateczników   pozatym samolot z byle powodu nie może ood tak przechylic się jak chcę  prawdopodobnie  wypowiedziała posłuszeństwa hydraulika  bo żaden "zdrowy" samolot nie spada , drugi czynnik to pogoda ale w tym wypadku była dobra.  jeśli zbyt szybko  wystartował mogło go też  załatwić przeciągnięcie


  • 0

#4

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wystarczyłby jakiś głupi błąd pilota, a przykładami takich błędów pisana jest cała historia katastrof lotniczych.

Przykładowo, pilot mógł omyłkowo wciskać "hamulec", sądząc, że dodaje "gazu".

Tak było podczas katastrofy, która wydarzyła się też w Rosji. Tej, w której zginęła praktycznie cała drużyna hokeja na lodzie.

Wtedy błędne ustawienie stopy pilota na pedale skutkowało tym, że samolot również runął tuż po starcie.

Pilot do końca był przekonany, że robi wszystko dobrze, a w rzeczywistości hamował samolot w czasie rozbiegu - bo wcześniej latał na innym typie  maszyny i nabrał innych, w tym przypadku - złych nawyków.


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych