Skocz do zawartości


Zdjęcie

Mityczne stwory i dziwy Szwajcarii


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1

Alis.

    "Zielony" uspokaja ;)

  • Postów: 690
  • Tematów: 171
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dzięki Tolkienowi nasza kultura przesiąknięta jest mitologią celtycką i nordycką. Każdy ma jakieś wyobrażenie, jak wyglądają i gdzie mieszkają krasnoludy, czy gnomy, małe dziewczynki chcą być elfkami, lub czarodziejkami, a chłopcy chcą walczyć z krwiożerczymi ogrami. Niewiele osób pamięta, że nasz słowiański folklor jest równie bogaty, choć dość daleki od celtyckiego. Za to nasze przeszłe wierzenia przeplatają się i dopełniają z mitologią germańską, dlatego w moich opowieściach będziecie mogli na pewno odnaleźć słowiańskie odpowiedniki. (Tak jak jedna z czytelniczek skomentowała historię o demonie nocnym Toggeli – „przecież to nasz polski dusiołek!”).

 

Jaka szkoda, że zdecydowana większość współczesnej fantastyki międzynarodowej i polskiej bazuje wyłącznie na mitologii celtyckiej i nordyckiej (z wyjątkiem wampirów, które pochodzą z mitologii bałkańskiej). Wizerunek elfów, czarodziejów i krasnoludów tak bardzo wbił się w naszą świadomość, że niewielu pisarzy próbuje wyjść poza tą mityczną trójcę. Jest jeden chlubny wyjątek – jest to Andrzej Sapkowski, który w swojej Sadze o Wiedźminie obszerną chochlą czerpie ze wszelkich źródeł dając Geraltowi przeciwników w walce ze wszystkich mi znanych regionów Europy.

 

Co niegdyś straszyło małą Heidi z alpejskich hal?

 

BABERGAZI

Czy pamiętacie z czym walczył Geralt z Rivii w kopalni w „Wieży Jaskółki”? Tak, pan Sapkowski sięgnął tutaj do mitologii szwajcarskiej!

 

Barbegazi.gif

fot. domena publiczna

 

Jednak Babergazi nie są aż tak krwiożercze i przerażające, jak implikował nam pan pisarz! (To znaczy się, jak ustalił Szymon, czytelnik bloga, Babergazi bardzo krwiożerczo i przerażająco obsikał Geraltowi buty.) To coś w rodzaju górskiego gnoma z długą splątaną brodą, którego skóra pokryta jest białym futrem.  Jego stopy są olbrzymie i bardzo szerokie, dzięki czemu przypominają buty śniegowe, albo jak niektórzy sądzą – deskę snowboardową.

 

Stwory przesypiają całe lato w alpejskich grotach i na powierzchnię wychodzą dopiero, gdy pojawi się pierwszy śnieg w Alpach. Babergazi uwielbiają ślizgać się na grzbiecie lawiny wydając niskie gwiżdżące odgłosy. Babergazi są bardzo nieśmiałe, ale zawsze pomocne. Zawsze, gdy widzą człowieka, który jest zagrożony zejściem lawiny ostrzegają go niskim gwizdem. Jeśli jednak człowiek nie zdąży się schronić i zostanie przykryty lawiną, próbują go odkopać. Nigdy jednak nie zdarzyło się, żeby odkopany człowiek miał możliwość podziękowania babergazi. Stwory są bardzo nieśmiałe i jak tylko widzą, że człowiek żyje, jak najszybciej się oddalają. Dlatego też często odbierane są jako wizje w malignie osoby, która uniknęła o włos śmierci.

 

Barbegazi.jpg

fot. domena publiczna

 

A teraz zrobi się nam straszno – na warsztat pójdzie germańska bogini Perchta, która wiedzie cały orszak Dzikiego Gonu:

 

PERCHTA (BERCHTA) i DZIKI GON

Czy znacie baśń o Królowej Śniegu Andersena? Królowa śniegu rozbiła magiczne, diabelskie zwierciadło, którego okruch wpadł do oka małego chłopca o imieniu Kaj siejąc w jego sercu udrękę, tak że chłopiec nie zaznał szczęścia i spokoju, póki nie przywiązał swoich sanek do upiornego orszaku schwytanych dusz.

 

Tak brzmi baśń dla dzieci (a współcześni rodzice mówią, że te dzisiejsze kreskówki są brutalne!). Skąd Andersen wziął ten pomysł? Ze starszej niż sam Jezus Chrystus europejskiej opowieści o Dzikim Gonie prowadzonym przez boginię śmierci Perchtę. Dlaczego europejskiej? Bo opowieść ta istnieje w mitologii germańskiej (po niemiecku Wilde Jagd), celtyckiej (po staroangielsku Herlaþing – zgromadzenie Herli), słowiańskiej (Dziki Gon, Dziki Łów), nordyckiej (po norwesku Åsgårdsreia – Jazda Asgardu). Natomiast badacze udowadniają, że ta ponura legenda pochodzi z terenów południowych Niemiec, Szwajcarii i Austrii.

 

1024px-Aasgaardreien_peter_nicolai_arbo_mindre.jpg

fot. domena publiczna

 

Dziki Gon przewala się przez zimowe niebo przez 12 nocy pomiędzy Wigilią Bożego Narodzenia a Świętem Trzech Króli. Jest to orszak duchów i porwanych dusz prowadzony przez boginię przeznaczenia i umarłych Perchtę. Gdy ktoś dostrzeże Dziki Gon, będzie to oznaczało jego zgubę. Wedle jednych opowieści – bogini porwie go do swojego szalonego orszaku duchów, wedle innych – będzie to po prostu oznaczało jego rychłą śmierć.

 

Kto to jest w takim razie Perchta? Niektórzy ją opisują jako boginię o dwóch twarzach – dobrej i złej. Bogini grzecznym dzieciom wrzuca srebrne monety do butów ustawionych przed drzwiami, a niegrzecznym wypruwa flaki. Takie to oto subtelne bajki opowiadali nasi pra- pradziadowie swoim przerażonym wnusiom. Dlaczego bogini ma dwie twarze? Bo ponoć dobrym ludziom pokazuje się w postaci przepięknej kobiety, a złym – przeraźliwej maszkary z jedną olbrzymią, łabędzią stopą, kłami, rogami i wywalonym jęzorem. Tutaj przykład:

A wy byliście grzeczni w tym roku, czy Perchta wypruje Wam flaki i zje ze smakiem?

 

Perchtenmaske.jpg

fot. domena publiczna

 

KOBOLD

Kobold to duszek domowego ogniska, żyjący w każdym domu. Imię Kobold to tylko jedno z bardzo wielu nadawanych chochlikowi przez wieki w każdym germańskim domu. Stworek może przyjmować różne postacie: ludzką, zwierzęcą, może nam się objawić w ogniu lub różnych przedmiotach. W ludzkiej postaci jest niski zaledwie jak kilkuletnie dziecko i drobny, ubrany w zgrzebną koszulę i robotnicze spodnie. Często pali długą fajkę. Niektórzy obserwatorzy opisują, że skóra Kobolda ma czarny odcień, inni mówią o odcieniu zielonkawym.

 

Kobold_artlibre_jnl.jpg

fot. domena publiczna

 

Najczęściej jednak Kobold jest niewidzialny. Gdy zmusisz Kobolda do ukazania się w swojej ludzkiej postaci, może się okrutnie zemścić. Jedna historia o służącej spod St. Gallen jest taka: pewna dziewczyna każdego dnia prosiła stworka, żeby jej się ukazał. Po wielu latach próśb, Kobold odpowiedział: – Mogę ci się ukazać, ale będzie to najbardziej przerażający widok, jaki dotąd widziałaś. Służąca nadal nalegała. Wobec tego Kobold kazał jej przynieść kankę wody, nalać wody po brzegi i spojrzeć do naczynia. Służąca zerknęła i postradała zmysły. Okazało się, że w lustrze wody zamiast Kobolda zobaczyła swoje dziecko, które urodziła i zabiła, żeby nie utrzymywać bękarta.

 

Domownicy starali się przynajmniej raz w tygodniu zostawiać resztki posiłków i piwa dla domowego chochlika. Nie można też było go obrażać. Był niewolnikiem domowym, ale wkurzony potrafił wyrządzić wiele złego. To jego oskarżano o spowodowania kalectwa domowników lub urodzenie chorego dziecka. To on był przyczyną wszelkich domowych nieszczęść.

 

TATZELWURM

W tym legendarnym zestawieniu znalazło się zwierzę, które według wielu plotek i doniesień niegdyś naprawdę istniało w wielu alpejskich rejonach Europy: między innymi w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i Włoszech.

Zwierzę to jednak było obdarzone wyglądem, które niejednego by wprawiło w prawdziwe przerażenie – to taka niby-jaszczurka z przednią częścią ciała kota i tyłem węża.

 

Pierwsze doniesienia pochodzą aż z XV wieku o kilkumetrowym „smoku” o tułowiu kota, który panoszył się na alpejskich halach pożerając owieczki i okazyjnie dziewice. Ponoć nawet Tatzelwurm został schwytany i jego truchło przez wiele lat było wystawione w kościele we włoskim miasteczku Nambino, jednak później poszło z dymem razem z kościołem. Tatzelwurm był ponoć bardzo agresywny, szybki i skoczny. To jemu przypisywano większość zaginięć w Alpach, na pewno niesłusznie, ale faktem jest, że zachowało się wiele doniesień na temat spotkań z tym przedziwnym stworem. Natomiast niestety nie zachowały się kości, zdjęcia, bądź inne materialne dowody jego istnienia.

 

Niestety jedyne zdjęcie wykonane przez szwajcarskiego fotografa w 1934 roku okazało się falsyfikatem. Niebezpieczny stwór, istniał czy nie, należy jednak już do przeszłości, ponieważ ostatnio widziano go na końcu pierwszej połowy XX wieku. A może po prostu ukrył się gdzieś w jaskini i przesypia te ostatnie 50 lat na szwajcarskim złocie, żeby kiedyś wyskoczyć i pożreć biednych alpinistów jak na porządne legendarne stworzenie przystało?

 

SENNENTUNTSCHI

Na koniec pozostawiłam najkrwawszą legendę. Legendę o Sennentunschi. Trzech pastuszków wybrało się na całe lato pasać owce wysoko na alpejskich halach. Całe late bez delikatnych i powabnych kobiecych kształtów, wyobrażacie to sobie? Po dwóch ciężkich miesiącach pasterze postanowili stworzyć sobie seks-lalkę marząc, że ożyje i będzie ich żywą nocną towarzyszką. Uważaj na to, czego sobie życzysz, nawet jeśli jesteś szwajcarskim pastuszkiem… Dzień przed zejściem z hal lalka ożywa i zabija pastuszków, a następnie schodzi z owcami do wsi jako demon. W postaci pięknej, nagiej kobiety ukazuje się mężczyznom w letnie, pogodne noce kusząc ich w ustronne miejsca, żeby ich potem zamordować bez litości.

 

Jak widzicie ten szwajcarski mit jako żywo przypomina Frankensteina, czy Golema – stworzonego przez człowieka potwora, który wymyka się spod kontroli i zaczyna zabijać. Helweci jednak dodali do tego, o dziwo, wiele elementów seksualnych – zakazanego owocu, spełnionych marzeń, które stają się przekleństwem. W 2010 roku szwajcarski reżyser Michael Steiner nakręcił krwawy horror oparty o tą alpejską legendę:

 

 

Wiem, że lepiej „sprzedają się” opowieści polityczno – podatkowo – językowo – realiowe o Szwajcarii! Kto tam w dzisiejszym pędzącym świecie ma czas, żeby zagłębić się w historię o wiedźmach i dziwnych stworach, w które ktośtam kiedyś wierzył? No i co z tego, że wierzył, jak teraz już nie wierzy! I w żaden sposób to nie wpływa na obecną rzeczywistość!

 

Dzisiaj w modzie jest być racjonalistą – ateistą. Równo obrywa się po głowie i matce z wózkiem z czerwoną wstążeczką i babciom śpiewającym majowymi wieczorami „pod figurą”. Ale mi się robi smutno, gdy sobie wyobrażam, że dzisiejsze dzieciaki zgodnie z racjonalistycznym trendem wyrosną bez odrobiny czegoś nadprzyrodzonego, co jest świetną pożywką dla wyobraźni. Dzieci, w których szafach, ani pod łóżkiem nie czai się upiór. Dzieci, dla których pies napotkany w lesie to tylko pies, a nie gadający wilk. Dzieci, które na pewno pójdą na politechnikę, bo tak praktycznie i rozsądnie, a książki, które będą czytać to instrukcje obsługi, a nie powieści…

 

 

 

źródło: http://szwajcarskie-...jcarii-czesc-1/


  • 3



#2

Książe Zła.
  • Postów: 683
  • Tematów: 77
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Hehe, widząc te nazwy jak Barbegazi, aż chce się odświeżyć sagę wiedźmińską :) Kultura Szwajcarii jest ciekawa, już kiedyś badałem ten temat, lecz jakoś potem przestał mnie interesować
  • 0



#3

Adventus.
  • Postów: 386
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Co do Wiedźmina i tej bogini Dzikiego Gonu / Królowej Śniegu -Należy dodać, że i ona była niejako wspomniana w opowiadaniu "Okruch Lodu". W świecie sagi Sapkowskiego też istnieje legenda o okruchu lodu który gubi Śnieżna Królowa przelatująca po niebie. Geralt powiedział, że to tylko piękne i poetyckie opisanie prawdziwego zjawiska, jakim jest Dziki Gon.

 

Takich nawiązań i smaczków znajdzie się pewnie jeszcze od groma ;)


Użytkownik Adventus edytował ten post 04.01.2016 - 00:41

  • 0



#4

TheToxic.

    Faber est quisque suae fortunae

  • Postów: 1627
  • Tematów: 59
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Jak już istnieje temat o stworach i legendach to wrzucam tutaj.
 

Stwory z legend miejskich


Tajemnicze samochody porywające dzieci, duchy autostopowiczek, sataniści składający na czarnych mszach ofiary z dzieci czy długoręki Slenderman to tylko niektóre postaci z legend miejskich.

Same legendy są nieodłączną częścią folkloru. Niektóre z nich mają charakter lokalny, inne zaś w różnych formach występują na całym świecie. Część z nich powstała współcześnie, inne wywodzą się z powtarzanych od wieków mitów i podań ludowych. Ciągle pojawiają się nowe odmiany już istniejących opowieści, a świat zaludnia coraz więcej dziwnych stworów.
 

2ckahz.jpg

 

Diabeł z New Jersey


Wszystko wskazuje na to, że legendy o diable są bardzo stare. Sięgają czasów, kiedy na tych terenach mieszkało indiańskie plemię Lni Lenape. Indianie unikali miejsca, w którym widywano potwora - nazywali je “Miejscem smoka”. Pierwsze oficjalne wzmianki o dziwnym potworze pojawiającym się w lasach New Jersey datowane są na 1735 rok. Miał on zabijać zwierzęta domowe i atakować ludzi. W roku 1740 miejscowy pastor odprawił egzorcyzmy, mające przez sto lat chronić miejscową ludność przed bestią. Podobno ataki ustały.

Na początku XX wieku wiele osób widziało diabła przelatującego nad ich domami. W lokalnej gazecie opublikowano jego podobiznę. Miał mieć głowę psa, a pysk konia. Był wysoki na 3,5 stopy. Miał długą szyję, wielkie skrzydła i zakończone kopytami patykowate nogi. Wydawał z siebie przeraźliwe wrzaski. Kule z pistoletów przechodziły przez niego, nie robiąc mu żadnej krzywdy.

Legenda głosi, że w 1735 roku żona miejscowego pijaka, Lucy Leeds (nazywana Matką Leeds) rodziła swoje trzynaste dziecko. W czasie porodu przeklinała swój los i przychodzącego właśnie na świat potomka. Wzywała diabła, by je zabrał. Noworodek był potwornie zdeformowany, a wkrótce miał odlecieć przez komin. Według innej wersji tej opowieści matka w szoku poporodowym utopiła niemowlę, a ono zamieniło się w diabła. Jeszcze inny wariant mówi o tym, że nowo narodzony diabeł pożarł matkę i rodzeństwo. Według niektórych Matka Leeds była wiedźmą. Wiele osób wierzy, że pojawienie się Diabła z Jersey zapowiada wojnę.


Owlman z Mawnan


W 1976 roku grupa nastolatków z miasteczka Mawnan w Kronwalii ujrzała unoszącą się nad wieżą kościoła dziwną postać. Stwór pokryty był piórami, miał czarny dziób, spiczaste uszy, czerwone oczy i ręce przypominające ptasie pazury. Wkrótce tajemniczą postać widziało więcej mieszkańców miasteczka. Zazwyczaj unosiła się ona nad kościelną wieżą. Z powodu wyglądu nazwano go Owlman - Człowiekiem-sową.

Postać ukazywała się dość często, aż do lat osiemdziesiątych, kiedy to przez dziesięć lat nie odnotowano ani jednego spotkania. Po raz kolejny o Owlmanie usłyszano pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Ukazał się pewnej kobiecie, która była przekonana, że przeżyła spotkanie z UFO. Według jej relacji Owlman miał być łącznikiem pomiędzy naszym światem a przybyszami z kosmosu. Po tym spotkaniu przez kolejne dziesięć lat nikt nie spotkał dziwnej postaci. Jednak w roku 2009 12-letnia Jessica Wilkins zgłosiła, że widziała Owlmana. Czyżby był aktywny w cyklach dziesięcioletnich i po raz kolejny usłyszymy o nim ok. roku 2019?


Mothman - Człowiek-ćma


Pierwsze doniesienia o dziwnej, przypominającej ćmę istocie w Point Pleasant i hrabstwie Mason w Wirginii Zachodniej datowane są na 1961 rok, jednak największą jej aktywność zanotowano pomiędzy jesienią 1966 a wiosną 1967, kiedy wielu mieszkańców zgłaszało spotkania z nią. Stwór miał mieć około dwóch metrów wzrostu, wielkie czerwone oczy i błoniaste skrzydła o rozpiętości ok. 3,5 metra. Pokryty był ciemną, brązową lub czarną skórą. Wydawał z siebie bardzo głośny dźwięk. Niektórym przypominał pisk myszy, innym krzyk kobiety. Na widok ludzi rozwijał nietoperzowe skrzydła i wzbijał się w powietrze. Jego obecność zakłócała sygnał radiowy i telewizyjny. Szybko pojawiły się plotki, że taki stwór zwiastować musi nieszczęście. Zwolennicy tej teorii znaleźli jej potwierdzenie, kiedy w 1967 miała miejsce katastrofa mostu Silver Brigde. Zginęło w niej czterdzieści sześć osób. Po zdarzeniu nikt nie widział już Mothmana.

Wiele było prób wyjaśnienia, czym jest tajemniczy potwór. Według jednej z nich miał to być przedstawiciel rzadkiej odmiany żurawia. Inna teoria mówi o tym, że przybysze z kosmosu próbują komunikować się z nami i ostrzegać o zbliżających się katastrofach. Podobno przed wieloma nieszczęściami widywano podobne do Mothmana dziwne istoty - istnieją zgłoszenia, między innymi z Czarnobyla, gdzie przed wybuchem elektrowni widywano dziwną postać, Czy możliwe jest, że Mothman to ostrzegający nas przed nieszczęściami anioł?


Goatman z Maryland


Człowiek-koza z Maryland miał być wynikiem doświadczeń prowadzonych przez szalonego naukowca Stephena Fletchera, który jak głoszą plotki, pracował nad nową rasą kozy. Próbował on połączyć zarodek ludzki ze zwierzęcym. Eksperymenty wymknęły się jednak spod kontroli i zmutowana mieszanka kozy i człowieka uciekła z laboratorium. Podobno mieszka w opuszczonej jaskini, w pobliżu starego, pordzewiałego mostu. Oszalały stwór czasem atakuje siekierą jadące drogą z Beltsville samochody i morduje jadące nimi osoby. Inna odmiana tej legendy mówi o tym, że Goatman to bardzo stary pustelnik żyjący w lasach Maryland. Zwykł on nocami spacerować po drodze Fletchertown Road. Jego wygląd i trzymany przez niego topór przerażają mijających go kierowców. Jeśli wierzyć jeszcze innej wersji opowieści, to Goatman jest zbiegiem ze szpitala psychiatrycznego.

Legenda ta w różnych odmianach umiejscowiona jest również w innych częściach Stanów Zjednoczonych. Pierwsze opowieści o Goatmanie pochodzą z 1957 roku. Świadkowie twierdzili, że widzieli go w okolicach Forestville i Upper Marlboro. Kolejne zgłoszenia pochodzą z roku 1962. Wtedy to oszalała bestia miała zaatakować autobus z jadącymi na wycieczkę uczniami. Zabiła dwanaścioro dzieci i dwójkę opiekunów. Osoby, które przeżyły masakrę oczywiście pozostają anonimowe, jednak ze szczegółami opowiedziały o ataku. W aktach policyjnych nie ma śladu po tej sprawie.


Char-man


W kalifornijskim parku Camp Comfort County Park turystów atakuje Char-man. Według miejscowych jest to duch człowieka, który spłonął w pożarze. W 1948 roku ojciec i syn wybrali się razem do na wyprawę do parku. Syn zamordował tam ojca, jego zwłoki zawiesił na gałęzi i zdjął z niego skórę. Nie wiedział, że w lesie wybuchł pożar. Ogień odciął mordercy drogę ucieczki. Przybyli na miejsce strażacy byli przerażeni. Podobno oszalały i mocno poparzony syn uciekł strażakom i zniknął w lesie.

Według innej wersji opowieści do lasu wybrało się młode małżeństwo. Ogień odciął im drogę. Mąż próbował ratować ukochaną, jednak ta zginęła. Mężczyzna oszalał. Strażacy znaleźli go leżącego na ziemi i przeraźliwie krzyczącego. Na ich widok poderwał się i uciekł. Trzecia wersja mówi o potwornym wypadku samochodowym, który miał miejsce na moście. Kierowca spłonął w rozbitym samochodzie.

Legenda głosi, że jeśli przyjedzie się na znajdujący się w parku most, wysiądzie z samochodu i głośno zawoła “Char-man” lub “Pomocy! Pomocy!”, to pojawi się przy nas duch potwornie poparzonego mężczyzny. Jego ciało jest niemal całkowicie zwęglone. Wokół niego czuć smród spalenizny. Jednak wywoływanie ducha nie jest bezpieczne, gdyż może on zaatakować śmiałka i zerwać z niego skórę. Potem okrywa się nią i znika wśród drzew.

Miejscowi policjanci mówią zaś o tym, ze w latach sześćdziesiątych w okolicy żył starszy mężczyzna, który chorował na raka skóry. Choroba zdeformowała jego twarz i ręce. Denerwował się, kiedy ludzie na niego patrzyli, dlatego w nocy chodził na spacery z psem w odludne miejsce. Tam zauważyła go grupa nastolatków. Przestraszeni zaczęli opowiadać o Char-manie z parku.

 
źródło





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych