Napisano
30.11.2015 - 19:19
Witam wszystkich serdecznie!
Imię me to Michał. 30 lat za pasem. Aktualnie przebywam we Francji, w okolicach Lyonu. Nie piję od... tfu! To nie tu;-) Na codzień sporo czytam. Głównie fantastyka. Interesuje się trochę socjologią. Szczególnie, wpływem społeczeństwa na jednostki. Nie oszczędzam też głośników. Ale nie ograniczam się tylko do jednego gatunku. Wszystko to, co potrafi wprowadzić w klimacik, jest u mnie mile słyszane. Jakiś czas temu zainteresowałem się rysunkiem. Kupiłem nawet blok i przybory. Patrzą teraz na mnie z półki i błagają o odkurzenie. Mój słomiany zapał aż z butów wychodzi.
Na forum pojawiłem się pod wpływem impulsu. Do wczoraj, nawet nie wiedziałem, że takie miejsce istnieje. Parapsychologia, wywoływała u mnie dotychczas odruch łapania za kija. Poza małym epizodem w liceum, w ogóle nie zagłębiałem się w te tematy. Oczywiście, oglądałem "Archiwum X", czy "Twin Peaks". Bardzo mi się podobały. W sumie nadal lubie takie klimaty w filmach i serialach. Ale w realnym życiu, jestem raczej sceptykiem. Bardziej Scully, niż Moulder.
Co więc tu robię? Zaczeło się niewinnie... Pewnego dnia, czytając wiadomości ze świata. Doszedłem do wniosku, że ludzkość obrała złą drogę. Ale hej! Jak to tak? Wysadzamy się wszyscy powietrze, z imieniem Boga na ustach? Miłuj bliźniego swego, a później kopnij go w ... tego? Niewierny do gazu. Kriszna wcina mięso. A Budda jak siedział pod drzewem tak siedzi. Niech uważa tylko na drwali, co by mu tego drzewa na łeb nie zrzucili. Nagle dotarło do mnie, że to wszystko nie ma sensu. Bo jeżeli sami głosiciele tych prawd, ich nie przestrzegają. Święte księgi same sobie przeczą. To na co ja, zwykły szarak, mogę liczyć?
Zacząłem zadawać sobie pytania. Skoro raczej nie ma co liczyć na życie wieczne w towarzystwie 100 dziewic. Skoro dobro i zło to pojęcie względne, i zależy jak komu pasuje, tak z niego korzysta. I skoro znaczna ilość ludzi, biegnie tam gdzie im ktoś lub coś podpowie, niczym muchy, tfu, pszczoły do miodu. To może jednak nie jesteśmy tacy super jak nam wmawiają. Popatrzyłem na to wszystko z dystansu. Mniej więcej z odległości Plutona. I przyznałem sam przed samym sobą, że gdyby ta nasza 3 planeta od Słońca znikneła nagle. To raczej nikt ani nic by tego nawet nie zauważyło. Troszkę kiepsko to wygląda, w starciu z poglądem o naszej wyjątkowości.
W tym czasie, jeździłem trochę w pogotowiu ratunkowym. Miałem praktyki w szpitalu. Ludzie umierali na moich oczach. Czasami, trzymając mnie za rękę. Czasami w samotności. Czasami na oczach innych. Gwałtownie lub spokojnie. Dzieci, kobiety mężczyźni. Obcy. A czasami ci, których znałem. Wszyscy jesteśmy pod tym względem równi. Podchodziłem do tego z dystansem. Musiałem. Taka praca. Wręcz się znieczulałem na śmierć i ból. No ale ile można. Musiałem zacząć zadawać pytania. Skoro i tak wszyscy umrzemy, czy jest sens się starać? Co będzie lepsze? Być egoistą? Czy poświęcić się bliskim lub światu. Czy ma to w ogóle jakieś znaczenie? Żadna satysfakcjonująca mnie odpowiedź, nie padała. No cóż. Nikt nie mówił, że będzie lekko.
Zanim popadłem w totalną apatię, drugi raz rzuciłem okiem na całą sprawę. Tym razem, z trochę bliska. A dokładniej, na pewną panią przechodzącą obok. Wszyscy wiemy, że ludzie w środku, wyglądają mniej więcej tak samo. Poza szczegółami, jakimi różnią się panowie i panie, wszyscy mamy skórę, kości, narządy, i to wszystko co pływa między nimi, prawie że identyczne. To czemu jesteśmy tacy różni? Czemu jedni wyciągają pomocną dłoń, a drudzy są agresywni. Tworzymy dzieła, muzykę, obrazy. I podobają nam się one. Lub nie. Wymyślamy nowe idee, konstrukcje czy rozwiązania. Naukowcy silnie starają się to wytłumaczyć za pomocą hormonów i neuronów. Miłość to chemia mówią. Jakieś enzymy i fluidy. Ok. Rozumiem motylki w brzuchu czy szybsze bicie serca. Ale za cholerę nie rozumiem, czemu akurat ten utwór mi się podoba. Ten film przykuł moje oko. Tamta fotografia nie chce wylecieć mi z głowy... Rytm, kolor. Nie do każdego to przemawia. Pomyślałem, że jednak musi być w nas coś więcej. Coś wrażliwego. Coś co odbiera od świata sygnały. Coś, co powoduje, że tęsknimy za tymi, co odeszli. Że tęsknimy za tymi co żyją, lub ich nienawidzimy. Jest nadzieja! Jednak różnimy się czymś od tych kamieni przy drodze. Od mrówek co włażą nam do mieszkania, czy od zwierząt, co wesoło nam plumkają po pokoju. Jest sens żyć. Musi!
Super. Ale jak się o tym dowiedzieć? Jak się upewnić w swoim przekonaniu. Mam łazić od drzewa do drzewa, w oczekiwaniu na spadające jabłko? Czy udać się w pielgrzymkę, w jednym bucie, do jakiegoś świętego miejsca. Nieee, to nie dla mnie. Z pomocą przyszła mi moja narzeczona. Nieświadomie. Powiedziała raz do mnie, "ale ty masz popierdzielone sny". Hmm. Sny powiadasz? Nie powiem. Często miewam sny. Treść jest zróżnicowana. Zapaliła mi się lampka w głowie. Przeczytałem kiedyś, że prawda jest w nas. Że w samym sobie musimy szukać odpowiedzi. A nie przyjmować gotowe odpowiedzi. Ludzie się mylą. Często wprowadzają w błąd. Świadomie lub nie. Patrząc w twarze światowych liderów, zastanawiam się, czy to są jeszcze "człowieki". Czy aby nie przypadkiem diabły wcielone ;-) Nie wierzę, że nie widzą w którą stronę ciągną za sobą ludzkość. Bo moim zdaniem, dążymy do samozagłady. I to coraz szybciej.
Ostatnio naszła mnie taka myśl, że skoro po śmierci i tak nasze ciała lądują w ziemi lub piecu, rzeczy materialne nie mają żadnego znaczenia. Nie zabierzemy ich przecież ze sobą. Dlatego, powinniśmy skupić się na swoim duchu, i na swojej świadomości. Na rozwijaniu ich. Bo tylko to idzie dalej. Przynajmniej taką mam nadzieję. Dlatego tutaj jestem. Kierowany jakimś tchnieniem. Porozglądam się po działach o świadomym śnieniu i projekcji astralnej. Będe grzeczny, obiecuję! Może znajdę coś, co mi pomoże. A może sam pomogę komuś.
Pozdrawiam!