Skocz do zawartości


Zdjęcie

Zbrodnia w szpitalu psychiatrycznym.


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
2 odpowiedzi w tym temacie

#1

Alis.

    "Zielony" uspokaja ;)

  • Postów: 690
  • Tematów: 171
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zagadkowa śmierć nastolatka na długie lata zapadła w pamięć mieszkańcom Park Ridge, maleńkiej miejscowości położonej zaledwie 30 kilometrów od Chicago. Opuszczony szpital psychiatryczny przez długie lata był zmorą nie tylko dla tamtejszego krajobrazu. Szybko okazało się, że czyha w nim zło, o którym boimy się nawet myśleć.

 

adbf8eb313219d4f4c792e6e766c64b7.jpg

 

Co naprawdę wydarzyło się 7 października 1988 roku w amerykańskim miasteczku? Historia jak z horroru. Opuszczony, niszczejący budynek, ciemna noc, grupa nastolatków i bestialski oprawca. Znamy takie opisy nie od dziś. Światowe kino z imponującą częstotliwością zarzuca nas opowieściami, przy których notorycznie obgryzamy paznokcie ze strachu. Tym razem to rzeczywistość napisała scenariusz, który śmiało można by było wpisać w kanon klasyki horroru. Niestety, wydarzeń z Park Ridge nie możemy nazwać fikcją. Siedemnastoletni Andy Watson został z zimną krwią zamordowany, dzień przed swoimi osiemnastymi urodzinami. Policja przez długie lata szukała sprawcy, niestety bezskutecznie. Zeznania świadków pominięto w śledztwie. Przyjaciele zamordowanego nastolatka zostali uznani za niepoczytalnych, ze względu na szok, jakiego doznali tamtej feralnej nocy. Jakie fakty zlekceważyła policja?

Czy ich ignorancja mogła przyczynić się do ucieczki mordercy? A może należałoby zapytać czy w ogóle możliwe było schwytanie zabójcy Andy'ego Watsona? Tragedia rozegrała się w murach opuszczonego szpitala dla psychicznie chorych. Grupka młodych przyjaciół urządziła sobie w budynku na obrzeżach miasteczka miejsce wieczornych spotkań. Tam znaleźli swój azyl. Nie przypuszczali, że miejsce, do którego uciekali od problemów, stanie się zmorą prześladującą ich do końca życia. 7 października 1988 roku Matthew, Jake i Stuart, jak w każdy weekend, spotkali się w swojej samotni. Wieczór miał wyglądać normalnie - karty, piwo i męskie pogaduchy. Stały scenariusz. Nowym elementem miał być kolega z sąsiedztwa, Andy. Nie trzeba było długo czekać, by okazało się, że nie tylko obecność Andy'ego zburzy spokój tej nocy. Po pewnym czasie chłopcy usłyszeli dziwne szumy, trzaski i jęki. Nagle w budynku zaczęły błyskać żarówki, choć od wielu lat nie było tam światła.

 

Jakby znienacka pojawił się potężny mężczyzna w pasiastej piżamie. Jego twarz mroziła krew w żyłach, a wzrok zdawał się być morderczy. Matthew, Stuart i Jake zamarli z przerażenia. Strach był tak paraliżujący, że nie byli w stanie rzucić się do ucieczki. Szybko okazało się, że byli tylko zbędnym tłem w całej tej mrocznej sytuacji. Mężczyzna podszedł do Andy'ego, złapał go silnymi rękoma i z całym impetem rzucił wątłym chłopcem o ścianę. Siła uderzenia była tak wielka, że chłopak zginął na miejscu. Zanim reszta chłopców zdążyła się obejrzeć, pasiasta piżama mordercy mignęła tylko w oparach mgły. Po tamtej nocy już nigdy nie zjawili się na miejscu zbrodni, ale drastyczne wydarzenia jeszcze długo prześladowały ich w koszmarach sennych.

Ponad 10 lat później detektyw James O'Reilly, na wzmiankę o tajemniczym morderstwie w szpitalu trafił przypadkiem w archiwalnym numerze lokalnej gazety. Szybko postanowił dowiedzieć się, kto tamtej nocy bestialsko zamordował siedemnastolatka. Po wielu tygodniach poszukiwań natrafił na trop, a wkrótce elementy układanki zaczęły tworzyć spójną, logiczną całość. W kronikach Park Ridge odnalazł wzmiankę o głośnym przypadku samobójstwa nastolatka, który załamał się po tym, jak jego ojca zamknięto w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie chorych w Park Ridge. Kolejnym elementem układanki okazał się być Theodor Watson, ordynator szpitala i główny psychiatra, który skierował Malcolma Browna na oddział zamknięty. Niestety, nie udało się dotrzeć do szpitalnej dokumentacji, ponieważ po likwidacji szpitala została ona spalona.

 

Z nieoficjalnych informacji wiadomo jednak, że Malcolm Brown wielokrotnie odwoływał się od decyzji tamtejszych psychiatrów, ale odpowiedź za każdym razem była taka sama: odmowna. Jaki związek mogła mieć śmierć Andy'ego Watsona z historią sprzed kilkudziesięciu lat? Otóż zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa. Theodor Watson był pradziadkiem Andy'ego! Detektyw O'Reilly był prawie pewny, że to duch Malcolma tamtej nocy zamordował Andy'ego, by pomścić na Watsonach samobójstwo swojego syna. Co więcej, obaj chłopcy w chwili śmierci byli w tym samym wieku. Do zamknięcia układanki detektyw potrzebował jedynie dowodu na to, że tajemniczym oprawcą był właśnie pacjent dawnego szpitala. Taki dowód mogli mu dać jedynie świadkowie masakry z 7 października. O'Reilly zabrał ze sobą zdjęcie starego Browna i wyruszył na poszukiwanie chłopców. Udało mu się dotrzeć do Stuarta Jonesa, który mieszkał w Chicago.

 

Był właścicielem jednej z renomowanych firm kurierskich, stąd nie było trudno go odszukać. Przypuszczenia, jakie wysunął O'Reilly natychmiast się potwierdziły. Wzrok Stuarta mówił sam za siebie, strach w jego oczach był jeszcze silniejszy niż tamtej nocy w szpitalu. "Miałem nadzieję, że to już nie wróci..."- wyszeptał drżącym głosem. Prawda była jednoznaczna. Andy Watson zginął z rąk zjawy Malcolma Browna, który w ten sposób pragnął pomścić śmierć swojego jedynego syna. Przeszłość upomniała się o sprawiedliwość... Andy Watson poniósł karę za winy swoich przodków.

 

 

źródło: http://strefatajemni...atrycznym/73965


  • 3



#2 Gość_.Uzurpator.

Gość_.Uzurpator..
  • Tematów: 0

Napisano

Był właścicielem jednej z renomowanych firm kurierskich, stąd nie było trudno go odszukać. Przypuszczenia, jakie wysunął O'Reilly natychmiast się potwierdziły. Wzrok Stuarta mówił sam za siebie, strach w jego oczach był jeszcze silniejszy niż tamtej nocy w szpitalu. "Miałem nadzieję, że to już nie wróci..."- wyszeptał drżącym głosem. Prawda była jednoznaczna. Andy Watson zginął z rąk zjawy Malcolma Browna, który w ten sposób pragnął pomścić śmierć swojego jedynego syna. Przeszłość upomniała się o sprawiedliwość... Andy Watson poniósł karę za winy swoich przodków.

 

 

W tą część tekstu muszę uwierzyć na słowo. Detektyw w Polsce o takich wnioskach, że jak się czegoś nie potrafi to wyjaśnia się duchami raczej długo by nie zabawił w branży.

 

Źródło tekstu kończy się na Onet. W necie nic nie ma pod "Park Ridge Andy Watson"

Gdzie coś jest? https://www.google.p...y watson murder

 

Wszędzie gdzie jest coś z duchami czy innymi bajkami na wyśnienie zjawiska morderstwa to nic innego jak bardzo profesjonalna creepypasta. Tylko tworzona w celu by trafiła do szerokich mediów. Być może sponsoruje to Watykan żeby wiara była silna i prawdziwa.

 

W latach 1950-1990 chciałbym żyć w USA bo tam warunki na bycie szaleńcem, seryjnym mordercą, psychopatą były idealne. Wielkie tereny, wielki kraj, walisz w łeb i odjazd w ten sam dzień na wiele kilometrów. To ja bo bym się bał wpadki większość zabijała seriami i mieszkała praktycznie latami po środku masakry. Póki dochodzeniówki policyjnie nie rozwinęły się, centrala i w ogóle technologia kryminalistyki to były takie kwiatki. Jakoś wszystkie historie o duchach takie w mocnej skali urywają się jak te o UFO czyli do max 1999 roku gdzie technologia tak skoczyła do przodu że bujdę można łatwo obalić.


  • 1

#3

ghost25.

    My life in my hands

  • Postów: 67
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ja tam wierzę w życie poza grobowe czyt. inne wymiary ale takie historie to są bajki żeby straszyć małe dzieci, to się tak ładnie nazywa: Urban Legends.


  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych