Od jakiegoś czasu przyjaźnię się z pewną dziewczyną, bardzo ją lubię ale jedna rzecz mnie bardzo irytuje. Jest to osoba która nie chce od nikogo pomocy, wszystko chce zrobić sama, pójdzie, załatwi, postrząta, mimo że ma problemy ze zdrowiem. Często słabnie, ma różne dolegliwości, które na pewno utrudniają jej funkcjonowanie a o pomocy nie chce słyszeć. Wczoraj blada jak sciana przyszła i powiedziała, że idzie bo tabletki bo "umiera". Wiadomo, zaproponowałem, że to ja po nie pójde, po co ma wychodzić jak się źle czuje, normalka... a ona nie, poradzi sobie, nie potrzebuje pomocy, ma swój honor i inne pierdoły które mnie irytują. Mówiłem jej zeby nie strugała bohatera, że jak ktoś coś dla niej zrobi to nie zaden wstyd, żadna ujma na honorze, że tylko świadomi ludzie nie boją się prosić o pomoc, każdy jej potrzebuje.
Nie wiem czy sama w to wierzy, że tej pomocy nie potrzebuje, czy się po prostu wstydzi (raczej nie) o nią poprosić ale szkoda fajnej kobiety z paskudną cechą.