Fajna opowiastka, wzbudza lekki dreszczyk ze względu na to, że nie wiadomo do końca co to było, bo nie zdołałyście tego ujrzeć. Wiadomo, że najprawdopodobniej był to dzik, co można wywnioskować po ciężkim tupaniu, one chyba właśnie tak się poruszają, usłyszałem nawet w głowie ten dźwięk, pewnie masz na myśli taki jak po uderzeniu pięścią czy jakimś tępym, masywnym przedmiotem w ziemię.
Tak, dokładnie tak Ale jak wspomniałam to był lipiec ok. 18 czyli jeszcze tak zupełnie ciemno nie było A autostrada znajduje sie jakieś 200 metrów od działki i tamtego miejsca. Wiem że w trakcie II Wojny przebiegała tam granica Rzeszy, na polach gdzieś niedaleko rozstrzeliwano ludzi – z tego co się dowiedziałam kiedyś. Jak robiliśmy porządki na działce, tuż po zakupie to znaleźliśmy zakopane w ziemi łuski od karabinów z tamtego okresu. Dlaczego u nas na podwórku? Nie wiem… podobnie jak rozbierało się jedną ze ścian starej obory, (bo nasza działka stanowiła kiedyś siedlisko gospodarstwa) na garaż to znaleźliśmy zagrzebane w ścianie dwa pistolety. Nie były schowane we wnęce, ale ktoś je musiał wrzucić bezpośrednio w cement –zatem mocno zniszczone są. Też nei wiadomo kto i czemu akurat tam je tam ukrył?
Choć nie chciałbym przeżywać tego zdarzenia z „dzikiem”, ponownie, bo choć miałyśmy po dwadzieścia kilka lat to jednak człowiek się w takiej sytuacji boi, bo nie widzi przeciwnika, nie wie co mu zrobi i odruchem jest właśnie ucieczka. Bałyśmy się, że coś złego może się stać - ale to wiadomo nie musiało być nic nadprzyrodzonego co takie uczucia w nas wywoływało, tylko zwykły strach. Przyznaję, nie wiem co powinnam robić gdy goni mnie dzik – czy ucieczka jest właściwa czy robić lepiej coś co go odstraszy, ale to pierwsze jest po prostu czymś naturalnym – w każdym razie cieszę się że to coś za nami nie wybiegło. Znajoma ze studiów pochodząca z okolic Łowicza opowiadała że kiedyś za czasów liceum też się czegoś wystraszyli – ale też nie jest właśnie pewna na ile coś było prawdziwe a na ile ze strachu sobie coś wmawiali. Wiem że też było już lato, ale później niż w moim przypadku, było ciemniej i szła ze znajomymi z jednej wioski do drugiej przez taki las…. I słyszeli jak coś za nimi łazi, obserwuje…. Jeden z kolegów myślała że znajomi z drugiej wioski im żarty robią to pobiegł za tym czymś gdy usłyszał, że „to” ucieka… Ponoć po dłuższej chwili wrócił do nich czymś wyraźnie przestraszony, mówił że chyba widział coś dziwnego. Na początku myśleli że chciał ich nastraszyć ale widzieli w jakim jest stanie, nastroju… zaczęli znów się czuć dziwnie, obserwowani ,coś słyszeli… niby coś widzieli ale do końca nie wiedzą coś…słyszeli odgłosy które ich przestraszyły bo nie potrafili ich rozróżnić…jak uciekali coś dziwnego w oddali im drogę przebiegło… ale wiadomo jak to wieczorem w lesie jest, nei wszystko się od początku rozpozna dobrze, albo nie rozpoznaje się – nie zna odgłosów wszystkich zwierząt i dopowiada sobie wiele rzeczy ze strachu.
Chyba każda osoba mieszkająca od urodzenia na wsi z jaką się spotkałem miała do opowiedzenia przynajmniej jedną historyjkę czy anegdotkę na temat czegoś dziwnego z czym się kiedyś spotkała. Tam wszelakie dziwne rzeczy mają szerokie pole do ukrywania się przed wzrokiem ludzkim w lasach i innych odludnych miejscach i ukazywania się na moment "kiedy trzeba". Tam ten wiejski folklor jest wciąż żywy, nie tak bardzo jak dawniej ale jest
Dokładnie tak, moja pochodząca z okolic Piątku (koło Łodzi) babcia opowiadała że mieli we wsi „czarownika”, ludzie się go bali bo rzekomo zwierzęta różnie reagowały na jego obecność, albo wpadały w panikę albo robiły się agresywne (głównie psy), czy też chorowały (krowy dawały mleko z krwią, co da się wytłumaczyć jakimś stanem zapalnym). Z innych, bardziej przyjemnych opowieści o nim wiem, że był po prostu zły… jako człowiek, zwykły śmiertelnik – nie jako czarodziej. Z kolei mój chłopak opowiadał, że we wsi skąd jego babcia pochodziła ( z okolic Kalisza) mawili ludzie że też mają czarownicę, ponoć jakiekolwiek zwierzę się u niej nie rodziło, czy cielak czy pies czy królik – rodziło się martwe. Mawiano że kobieta rzuca uroki, etc… ale to trzeba by mamy chłopaka wypytać o tę kobietę bardziej…. Wiec jeśli nie istoty nadprzyrodzone to i w takich magów w folklorze na wsiach wierzono i brano za pewnik ich istnienie
Wracając do głównego tematu to też ciekawa i możliwa opcja, że mógł to być byt niematerialny. Sensowna mi się wydaje taka hipoteza mówiąca, że wiele z niewytłumaczalnych zjawisk jak tzw. duchy czy niektóre kryptydy mogą pochodzić z innych wymiarów, być rzeczami materialnymi w innych wymiarach i takimi "prześwitami" przenikającymi do naszego wymiaru.
Ciekawa hipoteza ,zwłaszcza jak piszesz te stwory mogą i nas postrzegać jako „zjawy” w swoim świecie ale jak jest naprawdę, też nie wiemy możemy tylko przypuszczać. Podobnie jak możemy gdybać odnośnie wytłumaczenia tej całej historii z głównego tematu:)
Poza tym trzeba także pamiętać że ludzie na wsiach w dawnych wiekach często pracowali w polu latem w upalne letnie dni. Bardzo często też opowiadano sobie o tym że róznego rodzaju nadprzyrodzone byty miały atakować w samo południe….jak np. Południca….a pamiętajmy że w okolicach południa często są najwyższe temperatury i lepiej wówczas nei wychodzić z domu…teraz to wiemy, czym to grozi jakie są skutki i przyczyny…dawniej ludzie nei zdawali sobie z naukowego wytłumaczenia o wyjaśniali wszystko po swojemu….. Więc wiele tego typu spotkań mogły to być halucynacje spowodowane udarem słonecznym ,podobnie jak obolałe ciała, czy tymczasowy paraliż – folklor miał je przypisywać oddziaływaniu na człowieka mocy nadprzyrodzonych – podczas gdy z medycznego punktu widzenia te opisy ataków to skutki właśnie owego udaru, wynikającego zarówno z przebywania na słońcu w upalne dni, jak i połączenia tego faktu z samą ciężką pracą fizyczną na polu.
Użytkownik Ireth edytował ten post 26.08.2015 - 21:25