Skocz do zawartości


Zdjęcie

Zjawa w szkarłatnej sukni na zamku w Morągu


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Kronikarz Przedwiecznych.

    Ten znienawidzony

  • Postów: 2247
  • Tematów: 272
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 8
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zjawa w szkarłatnej sukni na zamku w Morągu

 

14o3og9.jpg

 

Na zamku w Morągu od dawna dzieją się niesamowite rzeczy. Niejeden spędził tam noc, a potem uciekał, gdzie pieprz rośnie. Niewidzialne moce powodują, że ludzi i zwierzęta dopada nagły strach, słychać jakieś tajemnicze hałasy, rozładowują się baterie aparatów fotograficznych, nie udają się zdjęcia, bez przyczyny włącza się i wyłącza instalacja elektryczna. Niektórym mężczyznom ukazuje się duch kobiety w czerwonej sukni. Te zjawiska są tak częste, że przed zamkiem ustawiono ostrzegawczą tablicę z napisem „Uwaga na duchy!".

    Parę lat temu pewien młody mężczyzna wracał późną nocą do zamku, gdzie spędzał wakacje wraz z grupą kolegów. Był już blisko budynku, kiedy spojrzał do góry i nagle wydało mu się, że w oknie pierwszego piętra widzi jakąś nieznajomą kobietę. Otworzył furtkę, przeszedł przez wielką renesansową bramę i pchnął zamkowe drzwi. Kiedy szedł przez sień w stronę schodów, nagle pojawiła się przed nim piękna, młoda brunetka. Miała na sobie długą, czerwoną suknię, a za rękę trzymała kilkuletniego chłopca. Mężczyzna nie spodziewał się, że kogoś takiego ujrzy w tym miejscu i zdziwiony potrząsnął głową, zamykając przy tym oczy. Kiedy je otworzył, w sieni nie było już nikogo.

Ruszył więc do przodu. Zdążył jednak zrobić zaledwie dwa lub trzy kroki, kiedy otrzymał tak potężny cios w pierś, że wylądował na plecach. Podniósł się, ale już nie szedł dalej. Cofnął się do drzwi i do rana przesiedział na dworze. Następnego dnia wyjechał do domu. Taką opowieść Karola Wasilewskiego można przeczytać na stronie: www.turystyka.eurocity.pl.
    Nie była to jedyna osoba, która w popłochu opuściła zamek, bo coś ją przestraszyło. Tę samą długowłosą kobietę w szkarłatnej sukni i towarzyszącego jej małego chłopca widziano innego wieczoru na klatce schodowej, tuż przed wejściem do wielkiej sali balowej na pierwszym piętrze. Stała i błagalnie patrzyła, jakby prosząc o pomoc, a po kilku sekundach znikła. Widywano ją także w zamkowych komnatach mieszkalnych. Zwykle ukazywała się mężczyznom. Nigdy nikomu nie udało się do niej zbliżyć, bo jakaś niewidzialna siła przewracała takiego śmiałka na podłogę. Jedna z turystek zwierzyła się, że kiedyś zwiedzała zamek w towarzystwie swojego psa. Przed wejściem do sali balowej zwierzę dostało takiego ataku paniki, że zaparło się łapami i za nic nie chciało wejść do środka.

 

2u6juw7.jpg

Ostrzegawczy znak ustawiony przed wejściem na teren zamkowy

 

Kto tutaj straszy?

     - Mieszkam w tym budynku od czterech lat i nigdy jej nie widziałam, ale za to nieraz słyszałam dziwne hałasy, jakieś stukanie albo kroki. Czasem czułam przewiew zimnego powietrza, kiedy wszystkie okna i drzwi były pozamykane. Wiele razy, kiedy wchodziłam do zupełnie pustej komnaty, miałam wrażenie, że jest tam jeszcze jakaś niewidzialna istota, która mi się przygląda - mówi opiekująca się zabytkiem Liliana Adrian, zwana też kasztelanką morąskiego zamku. - Pamiętam taką sytuację: jest nas kilkoro, siedzimy przy stole w sieni. Brama zewnętrzna jest zamknięta. Nikt obcy nie może tutaj wtedy wejść. I nagle słyszymy jakiś straszny łomot do drzwi. Wychodzimy, patrzymy, a tam nikogo nie ma. Innym razem pewien mężczyzna dokładnie w tym miejscu - pani Liliana wskazuje punkt na podłodze odległy o dwa metry od mojej nogi - przewrócił się nagle, bo coś niewidzialnego uderzyło go w pierś z ogromną siłą. Czasem przychodzą do nas ludzie z miasta, żeby zrobić sobie tutaj zdjęcia z okazji ślubów lub pierwszych komunii świętych. No i wtedy zdarzają się niespodzianki. Bardzo często fotografie nie udają się wcale albo pojawiają się na nich jakieś dziwne plamy czy kreski. Nieraz wyładowują się baterie w aparatach fotograficznych. Zdarzało się i tak, że aparat nie działał we wnętrzu zamku, a potem, na dworze, znów był sprawny. Kiedyś mała dziewczynka, którą mama przyprowadziła tutaj, żeby zrobić jej fotkę w sukience komunijnej w jednej z mniejszych komnat na piętrze, tak się czegoś przestraszyła, że nie mogła do niej wejść. Twierdziła, że „coś" ją odpycha, kiedy próbuje przejść przez próg!

Niektórzy spekulują, iż tajemnicza kobieta w szkarłatnej sukni, ukazująca się gościom morąskiego zamku, to zjawa czternastoletniej Barbary Schwan, która mieszkała tutaj w pierwszej połowie XVIII wieku. Była to prawdopodobnie córka kogoś z zamkowej służby. Lokalne źródła historyczne podają, że dziewczyna zaszła w ciążę, urodziła syna, a potem go zabiła. Stanęła przed sądem oskarżona nie tylko o dzieciobójstwo, ale także o czary i konszachty z diabłem. Ponieważ nie chciała wyznać, kto jest ojcem dziecka, uznano ją za czarownicę spółkującą z szatanem. Najpierw została poddana próbie wody, potem torturowana. Umęczoną Barbarę skazano na ścięcie.
    Jej głowa została zatknięta na długiej pice tuż przy murach miejskich jako przestroga dla innych kobiet, by nie kontaktowały się z mocami nieczystymi. Publiczna egzekucja odbyła się 22 lipca 1749 r. Pogłoski mówią, że świadkiem śmierci dziewczyny był kilkuletni wówczas Johann Gottfried Herder, późniejszy wielki niemiecki poeta i prekursor romantyzmu.

Pruskie procesy o czary

      W dawnych Prusach niewiele wystarczyło, by oskarżyć kogoś o czary. Czyjeś krowy przestały dawać mleko, a kury nieść jajka? Ktoś zachorował? Komuś nagle padł wierzchowiec? Dziewczyna urodziła dziecko niewiadomego pochodzenia? Jeszcze w XVIII wieku uważano, że sprawić to mogą czary i szatańskie knowania. Nie bez przyczyny jedną z miejskich baszt Morąga przez kilka stuleci nazywano wieżą czarownic. Trzymano tam w zamknięciu i torturowano nieszczęsne kobiety, na które ktoś rzucił podejrzenie o czary. W XVII czy nawet w XVIII wieku oskarżenie kobiety o to, że ma syna z diabłem, nie było niczym nadzwyczajnym. Podobny przypadek zdarzył się w Morągu już wcześniej, w 1678 r., kiedy to kilka tutejszych mieszkanek zostało posądzonych o współżycie płciowe z szatanami. Była wśród nich przedstawicielka miejskiej elity, piękna pastorowa Maria Schienemann, która jakoby kupiła od pewnej wieśniaczki dwóch diabłów ubierających się na czerwono. Joanna Poros w artykule „Zły duch Peter w kulce wosku" cytuje wypowiedź profesora Jacka Wijaczki, autora książki „Procesy o czary w Prusach Książęcych Brandenburskich w XVI-XVIII wieku" napisanej na podstawie dokumentów z Tajnego Archiwum Pruskiego w Berlinie. Toruński historyk twierdzi, że owe morąskie diabły nie czyniły żadnych złych rzeczy innym ludziom, a kobiety miały je tylko po to, aby z nimi sypiać i płodzić dzieci. Jeden z diabłów pastorowej przynosił jej pieniądze, a drugi zboże i inne rzeczy.

 

2n08pox.jpg

Wielka sień zamku w Morągu. To tutaj, niedaleko od widocznego po lewej stronie stołu, jakaś tajemnicza niewidzialna siła przewróciła na plecy dorosłego mężczyznę

 

2zhnq14.jpg

Właśnie tu, w pobliżu wejścia do wielkiej sali balowej, najczęściej widywano zjawę kobiety w szkarłatnej sukni

 

Identycznie mogła wyglądać sprawa oskarżenia o czary Barbary Schwan, która być może ze strachu nie chciała wydać ojca swego dziecka, więc ktoś rzucił podejrzenie, że jest nim sam diabeł. W efekcie procesu uśmiercono niewinną dziewczynę, być może ofiarę gwałtu. Czy można domniemywać, że teraz jej duch błąka się w zaświatach, dopominając się sprawiedliwości na podobieństwo bohaterów romantycznych ballad?
     Liliana Adrian twierdzi, że niesamowite zjawiska na zamku nasilają się w rocznicę śmierci Barbary, dlatego obecni właściciele zabytku od kilku już lat zamawiają msze święte, które dokładnie 22 lipca odprawiane są w intencji spokoju jej duszy w położonym w sąsiedztwie zamku gotyckim kościele parafialnym pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Po takiej mszy „straszenie" na pewien czas ustaje. - Kiedyś planowano namalowanie jej portretu - mówi pani Liliana.
     - Z Warszawy przyjechał artysta malarz. Wieczorem, po długich debatach, jak ma wyglądać Barbara, zaczął robić szkice. Pracował samotnie, w odosobnionej komnacie. Niestety, obraz nie został ukończony. Następnego dnia rankiem malarz wyjechał, nie mówiąc wcale, co się stało. Widocznie musiało go coś w nocy tak przestraszyć, że nie mógł wykonać zlecenia. Pozostał po nim tylko zarys kobiecej postaci na płótnie.

Budynek naznaczony cierpieniem

 

- Kolejnym wytłumaczeniem, dlaczego tutaj straszy, może być fakt, że właśnie w tym budynku mieściły się przez pewien czas sąd i więzienie - opowiada morąska Kasztelanka.
      - Na strychu są ślady, gdzie przykuwano więźniów, którzy też zapewne bardzo cierpieli, skrępowani ciężkimi łańcuchami.
Zamek w Morągu ma wiele tajemnic. Jego historia jest długa i skomplikowana. Pierwsza budowla w tym miejscu, na cyplu oblanym wodami jeziora Morąg, powstała około 1280 r. Był to zbudowany przez Krzyżaków ceglany zamek. Miał trzy skrzydła mieszkalne i nietypowy, spiralny układ murów obronnych. W XVI w, po sekularyzacji Zakonu Krzyżackiego, mieściła się tam siedziba starostów książęcych, którymi przez długi czas byli przedstawiciele zamożnego pruskiego rodu zu Dohna. Dawny klasztor został rozbudowany, powstały dodatkowe skrzydła mieszkalne oraz nowa renesansowa brama. W okresie swej największej świetności, pod koniec XVI w., zamek miał około trzy i pół tysiąca metrów kwadratowych powierzchni. Jednak wkrótce zu Dohnowie wystawili sobie w sąsiedztwie własną, okazałą siedzibę, a opuszczonej przez starostów budowli przypadła skromniejsza rola. Mieściła się tam m.in. kalwińska świątynia, sąd, więzienie i archiwum. Po drugiej wojnie światowej w budynku było kino. Do dzisiaj zachowało się tylko jedno skrzydło mieszkalne pochodzące z czasów renesansu oraz odkopane niedawno podziemia gotyckiej siedziby Krzyżaków.

Obecnie jest to prywatny budynek, który kryje w sobie stylowo zaaranżowane wnętrza, no i tę przerażającą historię z duchem, wskazującą na to, że zamkowe cegły mogą nosić w sobie pamięć ludzkiego cierpienia sprzed wieków. Byłam tam w długi majowy weekend, na zewnątrz świeciło słońce, śpiewały ptaki i kwitły niezliczone kwiaty mniszka lekarskiego. Z dziedzińca można było podziwiać malowniczą panoramę pól obsianych kwitnącym na żółto rzepakiem, którego zapach dochodził aż tutaj. Jednak w środku budynku panowała już inna, raczej mroczna atmosfera. Im dalej wchodziłam w głąb zamkowych pomieszczeń, tym bardziej miałam wrażenie, że otacza mnie jakaś ciężka, niewidzialna energia. Podobnie jak wspomniany wyżej pies jednej z turystek, poczułam lęk przed wejściem do wielkiej zamkowej sali; zaś fotografie robione w jej wnętrzu moim zwykłym aparatem wcale nie wyszły. Nie widziałam ani nie słyszałam żadnego ducha, jednak bez wątpienia mogę przyznać, że w tym zamku mieszka coś dziwnego!
      Prawdopodobnie nie jest to koniec tej historii, o czym świadczy wpis na forum www.marienburg.pl. Okazuje się, że wkrótce po tym, jak opuściłam zamek w Morągu, znów zdarzyły się tam zjawiska nie z tej ziemi. Internauta kryjący się pod pseudonimem „svolo" napisał 9 maja 2009 r.: w ostatni długi weekend na zamku było ponad W osób. W nocy z niedzieli na poniedziałek zrobiła się tak wielka zawierucha, jakieś kroki, bieganie, zapalanie świateł, otwieranie drzwi przez nie wiadomo kogo, że koniec końców wezwana została policja, która oczywiście po przeszukaniu całego obiektu niczego ani nikogo podejrzanego nie znalazła. Dziesięć wspomnianych osób wyjechało dzień wcześniej. Przed zapadnięciem zmierzchu.

Źródło: Czwarty wymiar
Artykuł: Anna Kowalska


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych