Mówiłam, że szukałam już jakichkolwiek rzeczy które mogłyby to wyjaśnić - soku też, miałyśmy wtedy tylko herbatę, a plama po tuszu tak nie wygląda.
Ćma przywalona książką była w jednym miejscu, później książka pół metra dalej od martwej ćmy - tej samej, która zmarła właśnie po przytrzaśnięciu słownikiem.
Nie szukam na siłę nadprzyrodzonego, szukam logicznego wyjaśnienia - takiego, który nie sprawi, że już nigdy w życiu nie wejdę ze strachu do swojego pokoju w rodzinnym domu. Niestety żadne z tych wyjaśnień dotychczas przez Was podanych nie rozjaśniło mi tej sprawy, bo nie miałyśmy soku, okno było za wysoko, nie zostawiałam dziewczyn samych, a atramentu też żadna z nas nie miała. Jedyne, co mi to wyjaśnia, jest fakt, że w momencie wyjścia na spacer nie zamknęłam domu - ale wolę nie myśleć o obcej osobie chodzącej po moim domu i robiącej plamy po suficie.