Najbardziej samotny wieloryb na świecie
Jego basowe wołanie niesie się po wodach północnego Pacyfiku na odległość setek kilometrów. Od lat szuka partnerki albo choć bratniej duszy, ale na jego wezwania nikt nie odpowiada....
Usłyszały go w końcu wojskowe hydrofony, które w czasach zimnej wojny Amerykanie rozmieścili wzdłuż wybrzeży Pacyfiku, aby wykrywać i śledzić ruch obcych okrętów podwodnych. Na początku lat 90. zeszłego wieku, gdy rozpadł się ZSRR, Amerykanie poczuli się bezpieczniejsi i zaczęli udostępniać zapisy z podwodnego nasłuchu naukowcom, choć z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Okazały się kopalnią wiedzy o zgiełku i życiu w oceanicznych głębinach.
To z tych nagrań naukowcy wyłowili unikalny wielorybi śpiew. Pojawiał się co sezon. Miał wszelkie cechy godowego śpiewu waleni mającego przyciągać partnerki, ale jego podstawowa częstotliwość wynosiła 52 Hz i była wyższa niż u płetwali błękitnych (16-28 Hz) czy finwali (20 Hz). Nie pasowała do żadnego znanego gatunku z północnego Pacyfiku.
Naukowcy nazwali wieloryba "52 herce", a śledzenie trasy jego sezonowych wędrówek stało się niemal obsesją Billa Watkinsa z Instytutu Oceanograficznego w Woods Hole, który był pionierem morskich badań akustycznych.
"52 herce" pojawiał się jesienią, między wrześniem i grudniem, a mniej więcej na przełomie stycznia i lutego znikał poza zasięgiem hydrofonów. W ciągu jednego sezonu wieloryb przemierzał od tysiąca do 10 tys. km wzdłuż wybrzeża Ameryki Północnej - od Wysp Aleuckich na północy po Kalifornię na południu. Jego sezonowe migracje w latach 1992-2014 pokazuje poniższa mapa:
Halo? Czy ktoś tu jest?
52 Hz to jeden z najniższych tonów, jaki może rejestrować ludzkie ucho (jeden z najniższych basów tuby), ale w świecie wielorybów brzmi jak wysoki dyszkant. Co gorsza, może być w ogóle poza zakresem słyszenia innych dużych waleni. A te wielkie ssaki bardziej polegają na swoim słuchu niż na wzroku czy węchu. Z jego pomocą znajdują partnera, rozpoznają się nawzajem, socjalizują, a także nawigują w oceanicznej toni.
W 2004 roku zespół z Woods Hole opublikował w magazynie "Deep-Sea Research" analizę 12 lat nagrań, z której wynikało, że "52 herce" nigdy nie wędrował w tandemie lub większej grupie, a więc prawdopodobnie przez te lata pływał sam jak palec. Na próżno przywoływał i szukał towarzyszy.
Media okrzyknęły go wtedy najbardziej samotnym wielorybem na świecie, a naukowców zalała fala e-maili pełnych współczucia dla stworzenia, także od głuchoniemych, którzy sugerowali, że wieloryb może dzielić ich niepełnosprawność.
Geografia i czas wędrówek "52 herców" przypomina zwyczaje płetwali błękitnych, ale one są znane z tego, że synchronizują ze sobą podstawową częstotliwość śpiewu. Utrzymują ją na jednakowym poziomie z dużą dokładnością. Dlaczego ten jeden miałby śpiewać inaczej?
Niektórzy sugerują, że jest przybyszem z drugiego końca świata. Całkiem niedawno odkryto bowiem, że płetwale błękitne mówią różnymi dialektami, stosując inne kombinacje impulsów i pisków.
Choć dwa płetwale mogą się słyszeć nawet z odległości ponad 800 km, to wcale nie znaczy, że się rozumieją. Język tych, które zamieszkują północno-zachodnie obszary Oceanu Spokojnego, różni się od mowy płetwali pływających w Pacyfiku zachodnim. Jeszcze inaczej brzmi dialekt płetwali błękitnych z okolic Antarktydy. Najbardziej dziwacznie gadają płetwale pływające u wybrzeży Chile, które wydają z siebie bardzo niskie, pulsujące dźwięki.
Niewykluczone więc, że inne walenie słyszą "52 herce", ale biorą go za dziwaka. Nikt nigdy nie spotkał płetwala śpiewającego tak wysokim tonem, ale wciąż niewiele wiemy o ich języku, kulturze i zwyczajach.
Inna hipoteza mówi, że ma jakąś wrodzoną wadę albo jest mieszańcem płetwala z finwalem (takie hybrydy są możliwe i zostały już udokumentowane), co sprawiło, że anatomicznie różni się od innych waleni. Po 1992 roku ton jego głosu nieznacznie się obniżył, co jest normalne u dojrzewających waleni, więc wydaje się, że jest zdrowy i wszystko z nim jest w porządku. Oprócz tej dziwnie wysokiej częstotliwości głosu.
Być może wkrótce uda się ustalić coś więcej, bo organizowana jest wyprawa poszukiwawcza. W tym roku amerykański reżyser Joshua Zeman zdołał zebrać w internecie ponad 400 tys. dol. datków od fanów wieloryba, co pozwoli mu tej jesieni z grupą naukowców wyruszyć na Pacyfik, aby odnaleźć "52 herce" i... No właśnie, nie bardzo wiadomo, co ma z tego wyniknąć, choć z pewnością powstanie fascynujący film dokumentalny. Nie tylko o wielorybie, ale także o ludziach.
- Wciąż dostaję listy, e-maile, także wiersze, przede wszystkim od kobiet - mówi badaczka Mary Ann Daher z Instytutu w Woods Hole (była współautorką pracy z 2004 r. o samotnym "52 herce" i stanęła na czele zespołu badawczego po tym, jak Bill Watkins umarł na raka). - Serce ściska, gdy je czytam. Ich autorzy współczują i identyfikują się z tym stworzeniem, bo też czują się samotni i inni w naszym świecie.
Nikt nie ma pojęcia, jak wygląda "52 herce" i czy rzeczywiście czuje się samotny. - Kto wie, co siedzi w głowie i sercu takiego wielkiego ssaka - mówi Mary Ann Daher. - Na razie ta historia więcej mówi o ludziach, którzy są nią poruszeni, niż o samym zwierzęciu.
Posłuchaj głosu wieloryba "52 Hz"
źródło: Gazeta Wyborcza
autor: Piotr Cieśliński