Internet obiegła niedawno wieść o wynalazku testowanym w laboratoriach NASA – napędzie bezodrzutowym, którym można by napędzać statki kosmiczne bez użycia paliwa. Nazywany przez odkrywców Q-Drive lub EM-Drive silnik miałby generować siłę napędową wyłącznie z dostarczonego prądu, bez żadnej masy reakcyjnej.
O napędzie bezodrzutowym usłyszeliśmy pierwszy raz w 2001 roku, kiedy brytyjski inżynier Roger Shawyer założył firmę mającą doprowadzić ten wynalazek do komercyjnego wykorzystania. Shawyer zaproponował urządzenie odbijające mikrofale wewnątrz stożkowej komory. Różnica ciśnień, jakie wywiera promieniowanie na przednią i tylną część komory miała powodować powstanie siły popychającej całe urządzenie w kierunku szerszego końca stożka.
EM-Drive jest pozornie zamkniętym systemem, nie wyrzucającym na zewnątrz żadnej masy reakcyjnej – co byłoby złamaniem zasady zachowania pędu. Według wynalazcy, EM-Drive nie łamie żadnej znanej zasady fizycznej, a uzyskuje pęd kosztem pędu fal elektromagnetycznych.
Przez długi czas EM-Drive nie był traktowany poważnie przez społeczność naukową, choć w ciągu kilku pierwszych lat istnienia firmy brytyjscy naukowcy poparli badania Shawyera i zarekomendowali go do grantu brytyjskiego rządu. W kolejnych latach chińscy i amerykańscy naukowcy niezależnie przetestowali podobne urządzenia. W kolejnych publikacjach naukowych znalazły się głównie wyniki testów, a próby teoretycznego wyjaśnienia zasady działania urządzenia zawierały taki technobełkot jak „odpychanie od fluktuacji kwantowej próżni”.
Wreszcie w ostatnich latach EM-Drive zaczyna być testowany w coraz bardziej rygorystyczny, naukowy sposób. W zeszłym miesiącu dział NASA zajmujący się badaniami nad teoretycznymi formami napędu wyeliminował jedno z możliwych źródeł pomyłki. EM-Drive przetestowano w komorze próżniowej, co dowodzi, że siła wytwarzana przez urządzenie nie jest wynikiem nagrzewania się elementów i konwekcji powietrza wokół maszyny.
Ale do bezsprzecznego dowiedzenia, że jak działa EM-Drive i co zrobić, żeby stał się praktyczny jest jeszcze bardzo daleko. Najbardziej wiarygodny do dziś test EM-Drive wykazał siłę napędową o rzędy wielkości niższą, niż rzekomo uzyskana przez wynalazcę.
Wykres pokazuje stosunek dostarczonej energii do uzyskanego ciągu. Różne rodzaje napędów jonowych, od lat rutynowo stosowanych jako silniki manewrowe w satelitach i główne w sondach badawczych, są znacznie bardziej efektywne, choć wymagają niewielkich ilości masy reakcyjnej: do uzyskania takiego samego ciągu potrzebują mniej energii, niż najbardziej optymistyczne raporty na temat EM-Drive.
A gdyby to działało?
Propagatorzy EM-Drive wskazują wiele potencjalnych zastosować takiego napędu. Pojazd kosmiczny dysponujący nadwyżką energii (np. satelita z ogniwami słonecznymi na orbicie Ziemi) mógłby bez paliwa wykonywać skomplikowane manewry, na przykład przemieścić się samodzielnie z niskiej orbity Ziemi na orbitę geostacjonarną. Dziś wymaga to zastosowania potężniejszej rakiety. Również podróże w centralnym Układzie Słonecznym (np. z Ziemi na Marsa), gdzie energia słoneczna jest dostępna w ogromnych ilościach, stałyby się tańsze i prostsze.
Zastosowanie bezodrzutowego napędu do dalszych podróży jest nieco bardziej problematyczne. Choć EM-Drive nie potrzebuje masy reakcyjnej, wymaga zasilania, i to o dużej mocy. Najbardziej użytecznym sposobem dostarczenia mu prądu jest reaktor jądrowy, a taki waży dość dużo w porównaniu do typowych sond kosmicznych. Obecnie wysoki koszt i względy bezpieczeństwa nie pozwalają używać znacznie prostszych i bezpieczniejszych termoelektrycznych reaktorów radioizotopowych. Gdybyśmy już zdecydowali się na reaktor jądrowy, można wykorzystać nuklearną rakietę termiczną, która przy podobnej masie i wielkości daje znacznie wyższy ciąg.
Na razie EM-Drive jest znacznie ciekawszy jako urządzenie do poszerzenia wiedzy fizycznej, niż jako praktycznie przydatna metoda napędu. Dopóki nie zostanie jednoznacznie udowodnione jego działanie, i dopóki jego ciąg uzyskany z każdego wata dostarczonej energii nie wzrośnie o co najmniej dwa rzędy wielkości, pozostaje on w sferze fringe science.
Źródło: http://pclab.pl/news63528.html