Skocz do zawartości


Zdjęcie

Posłaniec śmierci


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Kronikarz Przedwiecznych.

    Ten znienawidzony

  • Postów: 2247
  • Tematów: 272
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 8
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ten człowiek może przejść do historii jako jeden z największych seryjnych morderców w dziejach niemieckiej kryminalistyki. Pielęgniarz Niels H. przyznał się do zgładzenia kilkudziesięciu pacjentów, ale prokuratura przypuszcza, że ma na sumieniu ponad setkę ofiar. Jak to możliwe, że zdołał uśpić czujność dyrekcji szpitali i wymiaru sprawiedliwości?

 

Sześćdziesięcioletnia pacjentka cierpiała na ciężką astmę, ale nie wymagała podłączenia do respiratora. Pewnej nocy przy jej łóżku wyrósł pielęgniarz i dał jej jakiś zastrzyk. Nagle serce kobiety zaczęło kołatać w piersi, jak ptak uwięziony w klatce, a po chwili przestało bić.

 

Później pacjentka dokładnie opisała mężczyznę, który nocą pojawił się przy jej łóżku. Rosły, dobrze zbudowany, z ciemnymi, kręconymi włosami. Pamiętała nawet, że jego prawe ucho było trochę zniekształcone. Bez trudu go rozpoznała, gdy wreszcie doszła do siebie. Tamtej pamiętnej nocy znalazła się na skraju śmierci.

 

Pielęgniarz Niels H. wstrzyknął pacjentce trzy ampułki leku nasercowego Gilurytmal zamiast pół, a następnie szybko wyszedł z sali. Po upływie 15 sekund włączył się alarm w urządzeniu monitorującym pracę serca. Pielęgniarz wpadł jak burza i natychmiast rozpoczął akcję reanimacyjną. Z pomyślnym skutkiem.

 

Po odzyskaniu przytomności pacjentka zeznała, że zachowanie pielęgniarza wydało się jej podejrzane. Policja przesłuchała mężczyznę, ale zadowoliła się jego wyjaśnieniami i umorzyła śledztwo. Niels H. przyszedł do pacjentki, której rzekomo uratował życie i przysiadł na brzegu łóżka. - Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło - uspokajał ją.

Było to zgodne z jego chorą logiką. Pielęgniarz tylko raz wyzywał śmierć na pojedynek. "Odpuszczałem, jeśli pacjent miał szczęście i przeżył pierwszą próbę" - wyznał Niels H. badającemu go psychiatrze.

 

Niewyjaśnione zgony

 

Niestety, przynajmniej trzydziestu podopiecznych pielęgniarza nie miało szczęścia. Policja bada, czy sanitariusz-morderca nie ma na sumieniu więcej ofiar. Być może lista przekroczy 170 albo nawet 200 osób, bo tyle niewyjaśnionych zgonów odnotowano w szpitalu w Oldenburgu i Delmenhorst, kiedy pracował tam Niels H. Na obecnym etapie śledztwa można powiedzieć, że pielęgniarz jest największym seryjnym mordercą w powojennej historii niemieckiej kryminalistyki. Na razie przyznał się do usiłowania zabójstwa 90 osób. Trzydzieści z nich zmarło.

 

Proces toczy się przed Sądem Krajowym w Oldenburgu. Sala rozpraw sprawia schludne, miłe wrażenie. Proces przebiega spokojnie, rzeczowo, bez wielkich emocji. Sędzia zapewnił oskarżonego, że będzie mógł złożyć obszerne wyjaśnienia w sprawie motywów swego postępowania. Rozprawie przysłuchują się rodziny zamordowanych. Słuchają opinii biegłego psychiatry. Konstantin Karyofilis wyjaśnia, że człowiek, który sprowokował śmierć ich matek i ojców "nie chciał zabić, tylko wykazać się niezwykłymi umiejętnościami w ratowaniu życia".

 

Lekarz spotykał się z oskarżonym pięć razy. Rozmawiali wiele godzin. Niels H. zwierzył się, że świadomie doprowadzał pacjentów na skraj śmierci, żeby później wykazać się w akcji reanimacyjnej jako super pielęgniarz i ratownik. Gdy udało się uratować chorego od śmierci, czuł się jak zwycięski zawodnik po wejściu na medalowe podium. Pewnego razu koledzy z pracy upletli z wenflonów wieniec oliwny dla "mistrza reanimacji". Niels H. jak wyczynowiec potrzebował coraz większej dawki adrenaliny i huśtawki uczuć - od paraliżującego lęku, po skrajną euforię. Powoli tracił kontrolę na swymi emocjami. Potrafił wstrzykiwać pacjentom środki wywołujące zaburzenia pracy serca nawet podczas obchodu lekarskiego.

 

Na sali sądowej nie słychać dramatycznych krzyków, czy rozdzierającego serce płaczu. Tylko raz żona jednej z ofiar podniosła rękę i zapytała, czy może zadać oskarżonemu pytanie. Sędzia odpowiedział, że rozumie jej cierpienie, ale ustawodawca nie dopuszcza takiej możliwości. Rozprawa toczyła się dalej bez żadnych niespodzianek.

 

Morderca przerywa milczenie

 

W rozprawie uczestniczy w charakterze oskarżycielki posiłkowej Kathrin Lohmann. W marcu 2003 roku jej 60-letnia matka niespodziewanie zmarła w szpitalu w Delmenhorst. Córka zdążyła ją odwiedzić po południu. - Mam czuła się lepiej. Oglądałyśmy telewizję i rozmawiałyśmy, co będziemy robić, kiedy wyjdzie ze szpitala - opowiada młoda kobieta. Matka nadspodziewanie dobrze zniosła śpiączkę farmakologiczną i podłączenie do respiratora. - Cieszyła się, że następnego dnia odwiedzą ją znajomi - dodaje Kathrin Lohmann. W nocy córa otrzymała telefon z informacją, że stan matki niespodziewanie się pogorszył. Natychmiast pojechała do szpitala. Matka już nie żyła. Zabiła ją ostra niewydolność krążenia.

 

Kathrin Lohmann w skupieniu śledzi przebieg rozprawy. Nie chce ujawniać swych uczuć przed oskarżonym. Niels H. oparł głowę na lewej dłoni i patrzy przed siebie spod ciężkich, nabrzmiałych powiek. Ma 38 lat, ale wygląda znacznie starzej. Po sześciu latach pobytu w więzieniu wreszcie przełamał milczenie i wyjaśnia okoliczności śmierci matki Kathrin Lohmann, jednej z trzech ofiar pielęgniarza, które ponownie zaprowadziły go na ławę oskarżonych.

 

Dla Nielsa H. ojciec był niedościgłym wzorem do naśladowania. Pielęgniarz z Wilhelmshaven był powszechnie lubiany i szanowany. Psychiatra opowiada, że rodzice hołdowali wysokim normom moralnym. Matka bardzo cierpi z powodu czynów syna. Niels postanowił przerwać milczenie, żeby zaoszczędzić jej dalszych cierpień.

 

Wszyscy zgodnie przyznają, że Niels H. był wykwalifikowanym, zaangażowanym pielęgniarzem. Może trochę za bardzo nakręconym, rozsadzanym przez nadmiar energii. Zawsze pragnął być na pierwszej linii frontu walki o ratowanie ludzkiego życia. Po skończeniu szkoły pielęgniarskiej w Wilhelmshaven rozpoczął pracę w szpitalu w Oldenburgu na oddziale intensywnej opieki medycznej. Szybko się zaaklimatyzował. Uważał się za wysokiej klasy specjalistę. Zawsze ofiarny, gotowy do pomocy przy najtrudniejszych przypadkach. Pewnego dnia ordynator wylał na pielęgniarza kubeł zimnej wody. Oświadczył, że stracił do niego zaufanie. Lekarz był świadkiem, jak Niels H. zawołał do dwóch młodych praktykantek: "Chodźcie, zobaczycie jak wygląda profesjonalna reanimacja!". Dopiero potem rozpoczął ratowanie chorego.

 

Dobre świadectwo pracy

 

Dyrekcja szpitala w Oldenburgu musiała mieć sporego kaca moralnego, wysyłając pielęgniarza na przymusowy, trzymiesięczny płatny urlop. Obiecano mu dobre świadectwo pracy pod warunkiem, że złoży wypowiedzenie. W okresie zatrudnienia Nielsa H. w szpitalu doszło do dwunastu, niewyjaśnionych zgonów. W 2002 roku pielęgniarz znalazł pracę w klinice w Delmenhorst. W krótkim czasie zużycie leku nasercowego Gilurytmal wzrosło o 450 procent.

67-letni Lothar B. jest chemikiem z wykształcenia, 25 lat kierował apteką szpitalną w Oldenburgu. Od dwóch lat jest na emeryturze. Starannie składa płaszcz i przewiesza na oparciu krzesła. - Apteka szpitalna działa według innych zasad niż normalne apteki - zaczyna. W ciągu tygodnia apteka dostarczała po 50 ton leków do 15 klinik, również w Delmenhorst. - Czy nikomu nie wydał się podejrzany gwałtowny wzrost zapotrzebowania na lek nasercowy? - zapytał sędzia. - Z mojego punktu widzenia nie zauważyłem niczego niepokojącego - odpowiada świadek. Wzrost zapotrzebowania mógł wynikać z zastosowania nowej terapii w niektórych placówkach szpitalnych. Osoby odpowiedzialne za monitorowanie leków bardziej zaniepokoiło większe zużycie antybiotyków. Są znacznie droższe od leków nasercowych.

 

Wkracza policja

 

Był 22 czerwca 2005 roku. W szpitalu rozpoczęła nocny dyżur jedna z pielęgniarek. Najpierw weszła do pokoju niedawno operowanego pacjenta. Jego stan był stabilny, gdy nagle pojawiły się poważne zaburzenia pracy serca. Przy chorym był Niels H. Pacjenta trzeba było reanimować. Pielęgniarka zaczęła coś podejrzewać. Oddała do analizy próbkę krwi chorego. Badanie wykazało obecność Gilurytmalu. W apteczce brakowało pięciu ampułek leku. W koszu na oddziale intensywnej opieki medycznej znalazła cztery puste ampułki. Pielęgniarka zaalarmowała dyrekcję, a ta wezwała policję. Nareszcie.

 

Niels H. stanął przed sądem. W 2006 roku skazano go na pięć lat więzienia i pięcioletni zakaz wykonywania zawodu z powodu usiłowania pozbawienia życia pacjenta.

Co było potem? Czy Niels H. trafił za kratki? Czy zbadano inne, zagadkowe zgony? Skądże znowu. Nic takiego się nie wydarzyło.

Niels H. odwołał się od wyroku. Cały czas przebywał na wolności. Zakaz wykonywania zawodu nie był prawomocny z powodu złożonej apelacji. Natychmiast znalazł pracę w domu opieki w Wilhelmshaven, później pracował jako sanitariusz w pogotowiu ratunkowym. Nie ostrzeżono jego nowych pracodawców. Nie zarządzono śledztwa w celu wyjaśnienia podejrzanej liczby zgonów na dyżurach pielęgniarza.

 

Niels H. trafił do więzienia dopiero w maju 2009 roku po oddaleniu apelacji i przebywa w nim do dzisiaj. Nie wiadomo, ile osób naraził na śmiertelne niebezpieczeństwo, nim po trzech latach prawnych przepychanek wreszcie uprawomocnił się wyrok sądowy.

Dlaczego prokuratura nie sprawdziła, czy nie doszło do innych zabójstw? Dlaczego rodziny ofiar musiały naciskać na wznowienie dochodzenia? Kathrin Lohmann dowiedziała się od policji, że w dniu śmierci matki dyżur pełnił Niels H. Zadzwoniła do prokuratury w Oldenburgu z prośbą o przeprowadzenie ekshumacji. - Usłyszałam, że pielęgniarz został już skazany, a ekshumacja jest zbyt droga i generuje zbędne koszty - wspomina córka. Przez cały rok walczyła o ujawnienie prawdy. Po ekshumacji matki w jej organizmie stwierdzono obecność Gilurytmalu. - Zawsze podejrzewałam, że śmierć mamy nie była dziełem przypadku - mówi Kathrin Lohmann.

Prokuratura nie miała żadnych wątpliwości, czy podejrzeń. Funkcjonariusze policji zeznali przed sądem, że sprawa wydawała się rozwojowa, ale prokuratura uznała, że posiada wystarczający materiał dowodowy i nie ma konieczności przeprowadzenia kolejnych ekshumacji.

 

Organy ścigania nie wyjaśniają morderstw

 

Dwóch prokuratorów odkładało decyzję o wznowieniu śledztwa w sprawie Nielsa H. Dopiero w listopadzie ubiegłym roku powołano specjalną komisję śledczą "Soko Kardio". Ma za zadanie prześwietlić wszystkie podejrzane zgony w klinikach w Oldenburgu i Delmenhorst oraz domu opieki w Wilhelmshaven. Dopiero teraz dyrekcja szpitala w Oldenburgu zleciła zewnętrznemu rzeczoznawcy przeanalizowanie 57 niewyjaśnionych zgonów pacjentów w okresie 1999-2002, kiedy w szpitalu pracował Niels H. Dyrekcja szpitala w Delmenhorst nabrała wody w usta. Wiadomo, że od 2002 roku statystyka zgonów poszybowała do góry i podwoiła się w porównaniu z poprzednimi latami.

 

Choć sprawa dotyczy seryjnych morderstw można odnieść wrażenie, że organy ścigania nie są zainteresowane jej wyjaśnieniem. - Bez naszych nacisków nie doszłoby do wznowienia dochodzenia - stwierdza adwokatka rodzin ofiar, Gaby Lübben z organizacji "Biały Krąg", spieszącej z pomocą ofiarom przestępstw. Wkrótce dojdzie do ekshumacji wszystkich pacjentów, których zgon budzi jakiekolwiek wątpliwości. (...)

 

Zbrodniarz traci rachubę

 

Wyjaśnienie okoliczności wszystkich zabójstw zależy od dobrej woli pielęgniarza i niezawodności jego pamięci. Czy zdołał zapamiętać wszystkie ofiary? Współwięzień z celi zeznał przed sądem, że Niels H. wyznał mu kiedyś, że stracił rachubę po pięćdziesiątym morderstwie. - Oczywiście mógł uśmiercić ponad 30 pacjentów. Nie sądzę, że prowadził jakąś statystykę. Nawet jemu samemu będzie trudno podać wiarygodną liczbę ofiar - uważa mecenas Gaby Lübben.

 

Śledztwo prowadzi także prokuratura w Osnabrück, ale nie przeciwko Nielsowi H. lecz koledze po fachu z prokuratury w Oldenburgu za utrudnianie postępowania karnego. Wykroczenie uległo przedawnieniu po upływie pięciu lat i prokuratorowi grozi co najwyżej postępowanie dyscyplinarne za brak podjęcia czynności wyjaśniających w sprawie Nielsa H. - Chcemy mieć całkowitą jasność i poznać wszystkie okoliczności sprawy - zapowiedział prokurator generalny Andreas Heuer. Dopiero teraz dochodzenie nabrało tempa, choć podejrzenia istniały od wielu lat.

 

Nadgorliwy pracownik

 

W dniu 8 stycznia 2015 roku Sąd Krajowy wezwał na świadka Otto Dapunta. W latach 1999-2014 zajmował stanowisko ordynatora w klinice w Oldenburgu. Lekarz starannie waży każde słowo. Nie chce powiedzieć niczego, co podważy jego reputację. Potwierdza, że chciał się pozbyć pielęgniarza ze swego oddziału. Nie dlatego, że był niekompetentny. Niels H. zawsze chętnie brał zastępstwa za kolegów. Szkopuł w tym, że podczas jego dyżurów trzeba było reanimować podejrzanie wielu pacjentów. Ordynator Dapunt uznał, że to stanowczo za dużo. - Żałuję, że nie zareagowaliśmy wcześniej - przyznał lekarz. Przesunął Nielsa H. na inny oddział. Wkrótce szpital chciał się jak najszybciej pozbyć nadgorliwego pracownika.

 

- Odetchnęliśmy z ulgą, kiedy Niels. H. opuścił naszą placówkę - przyznaje dyrektor ds. ekonomicznych Dirk Tenzer. - Dochodziły do nas rozmaite pogłoski, mieliśmy poczucie dyskomfortu, a niekiedy wręcz przekonanie, że dzieje się coś niedobrego. Nie chodziło o świadome chowanie głowy w piasek, lecz brak gotowości do przeanalizowania błędów - dodaje Dirk Tenzer. - Jeśli podejrzewasz, że twój kolega z pracy jest alkoholikiem, kiedy powinieneś to ujawnić? W przypadku tak poważnego podejrzenia, jakim jest morderstwo, większość ludzi ma z tym nie lada problem. Sądzi, że posiada zbyt mało dowodów i nie chce rzucać fałszywego oskarżenia.

Pielęgniarz otrzymał pozytywne świadectwo pracy i szybko znalazł nowe zajęcie w klinice w Delmenhorst. - Świadectwo pracy było rzeczywiście dobre, ale nie celujące - dyrektor Tenzer starannie dobiera słowa. - Mieliśmy związane ręce. Z pewnością mogliśmy użyć innych, bardziej krytycznych sformułowań - dodaje.

 

Dyrekcja szpitala w Oldenburgu przynajmniej rozmawia na ten temat. W Delmenhorst umywają ręce. (…) Prawnik zatrudniony przez klinikę, Erich Joester odrzuca wszelką odpowiedzialność personelu szpitalnego. Zgadza się udzielić jedynie ogólnikowej wypowiedzi. Przypomina, że większość uśmierconych pacjentów była nieprzytomna lub podłączona do respiratora. Dlatego Niels H. miał mniej zahamowań. - Proszę popracować trzy dni na odziale intensywnej terapii - radzi śmiertelnie poważny prawnik. Później zagrożenie maleje, bo między pacjentem a personelem tworzy się relacja oparta na bliskiej więzi.

"Pompa przestaje pracować"

 

Najwyraźniej w Delmenhorst powyższa teoria nie zdała egzaminu. Niels H. wyznał psychiatrze, że faszerował lekami nasercowymi wyłącznie nieprzytomnych pacjentów. Bał się ich przerażonych spojrzeń, gdy "zdawali sobie sprawę z tego, że pompa przestaje pracować". To słowa pielęgniarza. Często używa tego typu dosadnych określeń.

 

Tymczasem matka Kathrin Lohmann była całkowicie przytomna. Podobnie jak pacjentka cierpiąca na astmę, czy pan M. z Delmenhorst. Pielęgniarz znał go bardzo dobrze, bo chory na płuca mężczyzna przebywał od dłuższego czasu na oddziale. Niels H. czytał list od jego córki. Napisała, że rzuciła palenie, by oddać ojcu swe płuco. Niels H. widział, jak rodzina walczyła o powrót pacjenta do zdrowia. Pielęgniarza łączyła emocjonalna więź z chorym.

 

"Jeszcze tylko ten jeden, jedyny raz“

 

Pech chciał, że na oddziale pojawił się młody praktykant. Niels H.postanowił mu za wszelką cenę zaimponować. Pan M. był bardzo ciężko chory i pielęgniarz doszedł do wniosku, że jego śmierć nie wzbudzi podejrzeń, jeśli trochę ją przyspieszy. "Jeszcze tylko ten jeden, jedyny raz“ - pomyślał. Nie obchodziło go dobro pacjenta. Pragnął uznania i pochwał, chciał znowu stanąć na najwyższym podium. Chciał pokazać, że jest po prostu najlepszy.

 

Na sali sądowej siedzi wdowa. Jest biała jak kreda.

- Jakie motywy skłoniły oskarżonego do popełnienia tych czynów? - zapytał sędzia biegłego psychiatrę i otrzymał zadziwiające wyjaśnienie.

Konstantin Karyofilis opowiada, że tak naprawdę Niels. H. jest zlepkiem różnych lęków i fobii. Cierpi na lęk wysokości, boi się jazdy autostradą, ale najbardziej paraliżuje go lęk przed śmiercią. Jak na ironię losu człowiek, który ma szansę zapisać się w dziejach niemieckiej kryminalistyki jako największy masowy morderca, nie potrafi stawić czoła śmierci. Zdaniem psychiatry nie ma w tym żadnej sprzeczności. Niels H. był bezradny i przerażony, gdy w trakcie porodu żony nastąpiły komplikacje. Potem rzucił się w wir pracy, zamiast pomóc żonie osłabionej połogiem. Wyparł ze świadomości zawał ojca.

W pracy starał się pokazać, że potrafi zapobiec śmierci. Prowokował sytuacje, w których mógł przezwyciężyć obezwładniający lęk. - Za wszelką cenę chciał pokonać śmierć - mówi psychiatra. Pacjenci zapłacili za jego fobię najwyższą cenę.

 

http://wiadomosci.on...c-smierci/jedjs


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych