Skocz do zawartości


Zdjęcie

Legendy polskie, czyli - o królu Sobku słów kilka...


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6632
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dawno temu, gdy dookoła Polski panowały wojny z Tatarami, żył król Sobek. Chan pustoszył ziemie sąsiedzkie i zbliżał się do polskich granic, ale nie zdecydował się ich przekroczyć, wiedząc, że lud liczny zamieszkuje królestwo. Król, tymczasem, przyjął swoich doradców, którzy niedawno powrócili z wyprawy po kraju, żeby sprawdzić jak zarządzane są królewskie ziemie i jak się wiedzie ludowi królowi Sobkowi poddanemu – wysłannicy chcieli szybko spotkać się z władcą, mieli mu coś ważnego do powiedzenia – król, tak jak chcieli, przyjął ich już następnego dnia po ich przybyciu.

 

Rano podczas audiencji spotkali się – król Sobek i jego małżonka-królowa z doradcami, a ci mieli im wiele do powiedzenia – chłopi w całym królestwie skarżyli się, że plony w tym roku zebrali marne i nie mają czym wyżywić swoich rodzin, dzieci w każdej rodzinie przybywało, a rosły słabo, bo też nie miały odpowiedniej strawy, dzięki której mogłyby szybko i w zdrowiu rosnąć. Według doradców królewskich – konieczne było podjęcie odpowiednich kroków, aby do stanu całkowitej klęski nie dopuścić.

Radzili tak długo, godzina za godziną mijała, a oni nie potrafili znaleźć dobrego rozwiązania, w końcu postanowili radę do następnego tygodnia odłożyć. Mijały dni, król Sobek coraz bardziej zmartwiony chodził, a jego małżonka z coraz to bardziej tajemniczą miną przechadzała się po zamkowych komnatach, widać po niej było, że myśl jakaś coraz mocniej ją zajmuje, na razie jednak nikomu nic nie zdradzała, po kilku dniach widząc pytanie w oczach męża postanowiła zdradzić się ze swoimi coraz bardziej przemyślanymi zamiarami…

Małżonkowie weszli do sali tronowej, udekorowanej obrazami przedstawiającymi ziemie królestwa, przechadzali się powoli, ciesząc oczy pięknymi malowidłami, w sercach ich jednak zagościł niepokój i nie pozwolił cieszyć się ze słonecznego, ciepłego dnia… Królowa wreszcie zaczęła mówić, to co mówiła zadziwiało coraz bardziej jej małżonka, wydawało się jednak, że to, co cichym głosem mówi mu żona, coraz bardziej go przekonywało, kręcił jednak głową przecząco, zatrzymywał się pośrodku komnaty, pochylał głowę i tępym wzrokiem po posadzkach marmurowych wodził. Królowa mówiła i mówiła, przekonywała, wreszcie król, westchnąwszy odpowiedział jej – „niech tak będzie!” i szybkim krokiem wyszedł z sali tronowej w kierunku swoich komnat.

Zasiadł przy bogato inkrustowanym stole, zamaczał pióro w kałamarzu i zaczął pisać list, gdy go skończył, opatrzył królewskim glejtem i podał wysłańcowi, a ten pojechał wprost do tatarskiego chana…

Tak oto król Sobek do pomysłu swojej żony się przychylił! Królowa wmówiła mu, że jedynym sposobom na zaniechanie fali głodu, która niechybnie wyniszczy kraj i zdziesiątkuje ludność, będzie wyprzedanie ludu Tatarom!

Gdy tylko chan przyjął królewskiego posła i list od króla Sobka przeczytał, nie czekając długo, szybko ku granicom królestwa wyruszył – niedługo oddziały tatarskie weszły na ziemie króla Sobka, od razu dając się we znaki przerażonemu ludowi, gdzie tylko wojska chana przeszły, tam pozostawiały rubieże, pożary, zgliszcza i krzyk przerażenia, ludzie nie mieli gdzie uciekać, zewsząd hordy tatarskie atakowały i wioski, i miasta…

 

2jg7y87.jpg

Twórca: Bartynowski Wł., Karol Wawrosz
Czas powstania: między 1880 a 1908
Miejsce powstania / znalezienia: Kraków
Wymiary: wys. 46 cm, szer. 29.1 cm
Materiały: papier czerpany
Techniki: litografia
Nr identyfikacyjny: MNK III-ryc.-22061
Właściciel: Muzeum Narodowe w Krakowie

 

Tych, którzy przeżyli, chan ze swoimi dowódcami w jasyr pędził, nie bacząc, czy są to mężczyźni, czy kobiety, dzieci, czy starcy. Jęki i krzyki napełniały rozpaczliwym tonem całą okolicę, choć ci, którym udało się uniknąć pojmania, słyszeli zawodzenia innych, nie mieli gdzie uciekać. W końcu chan napisał do króla Sobka, aby porachował swój lud, który pod panowanie chana ma przejść i określił wysokość zapłaty. Jak chan chciał, tak król uczynił i na miejsce umówionego spotkania się stawił, gdy przejeżdżał przez swoje królestwo w stronę miejsca, w którym kosz tatarski stał, przerażenie włosy mu z głowy podnosiło, z wyżyn swojego zamku nie widział niczego niepokojącego, a jego doradcy, z namowy królowej, pochlebstwa jedynie, miłe królewskim uszom, wypowiadali, Sobek nie wiedział więc jak sprawy w kraju po wejściu chana się mają, choć orszak królewski wybierał taką drogę, aby król wszystkich szkód uczynionych przez oddziały chana nie zauważył, to jednak czuć było w powietrzu złowróżbną ciszę, w mijanych wioskach nie słychać było żadnych dźwięków, psy nie ujadały, próżno było szukać bawiących się i śmiejących dzieci, na żadnym progu nie było widać zwykle rozmawiających ze sobą całymi godzinami staruszków, ani koni, ani ludzi nie ujrzało oko królewskie na polach, które wysuszone, po zimie, bez oznak wschodzących kłosów, przedstawiały smutny widok.

Przeczuwał król, że coś bardzo niedobrego stało się w całym kraju i, że namowa jego małżonki nie okazała się skuteczną, wreszcie usłyszał dziwne głosy, jęki, skargi, płacze… tak, to pojmani ludzie przy koszu tatarskim, powiązani sznurem, wznosili swe oczy ku niebu i prosili o pomoc Boga, gdy zobaczyli orszak królewski ich smutek i rozpacz zmieniły się w wielką radość, ludzie byli przekonani, że król przyjechał ich wykupić z tatarskiej niewoli, gdy Sobek zobaczył, co swoim naiwnym rozkazem uczynił, przeraził się, a jego serce zalała fala miłosierdzia nad ludem, zaczął błagać chana, by od umowy odstąpił, prosił, by zgodził się, aby mógł swój lud z jego rąk wykupić, proponował zapłatę dwa razy wyższą niż chan miał mu za lud wypłacić, na nic się jednak zdały królewskie namowy, chan za nic w świecie nie chciał się pozbyć tak wielu niewiernych, którzy latami mogli mu służyć.

Cisza i przerażenie zapanowało wśród pojmanego ludu, gdy król ze swym orszakiem zaczął oddalać się od obozowiska chana. Król głowę miał zwieszoną, konie pod jeźdźcami także, jak ludzie, czując wielki smutek, powoli i ciężko stąpały…

Nastała noc i orszak zatrzymał się na nocleg w pobliżu wielkiego jeziora, gdy wszyscy rycerze już spali, król Sobek opuścił swój namiot, cicho poszedł w stronę jeziora, w którego wodach znalazł zapomnienie… Okoliczni mieszkańcy mówią, że każdej nocy księżycowej z wód jeziora jeździec na pięknym rumaku wyjeżdża i błąka się po okolicznych łąkach, a z nastaniem pierwszych promieni słońca w jeziorze cień jego przepada… Na jego dnie król Sobek odbywa pokutę za swój dawny czyn.

 

2lwlyc2.jpg

fot/cba

 

Źródło: Legendy polskie 23mxab7.jpg

link: http://legendy-polskie.cba.pl/?p=36

 





#2

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Chm... Legenda o tym, że nie należy słuchać małżonek?


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych