Skocz do zawartości


Zdjęcie

Opowieści o duchach,naukowe podejście do nich i nawiedzenia


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
7 odpowiedzi w tym temacie

#1

PHANTOM.
  • Postów: 92
  • Tematów: 11
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

POLTERGEISTY


Dziwne przypadki u rodziny Maturów zaczęły się 21 czerwca 1985 roku. Wówczas z sufitu i ścian ich mieszkania w Sosnowcu zaczęła płynąć woda. Na początku myślano, że to pęknięta rura, jednak wizyta u sąsiada na górze sprawiła, że odrzucono tę wersję. Wezwano więc hydraulików, którzy też nie znaleźli usterki. Najdziwniejsze jest to, że woda przestawała ciec wieczorami, a zaczynała znowu rano. Następną osobą, którą wezwano, był doktor Z. Cias. Stwierdził on, że woda cieknie tylko w obecności w pokoju 12-letniego Artura Matury. Przeniesiono go więc do łazienki, wynikiem czego było to, że woda przestała ciec. Ciągle nie wiadomo było, co wywołuje płynięcie wody.

Chłopak twierdził, że woda idzie za nim nawet do szkoły. Mówił, że pojawia się wtedy, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Podejrzewano oszustwo, ale dr Cias stwierdził, że chłopiec nie byłby zdolny do przenoszenia takiej ilości wody i wylewania jej. Administracja oskarżyła Maturów o próby wyłudzenia odszkodowania. Zarząd spółdzielni mieszkaniowej wpadł na ciekawy pomysł: sprowadził różdżkarza, który wykrył "podejrzane pole energetyczne". Wszystko wskazywało na to, że Artur był celem tego pola.

Artur przeszedł wiele testow medycznych i niezupełnie medycznych. Aby wykluczyć do końca oszustwo, przywiązano Artura do wersalki i zostawiono go na kilka minut samego w pokoju. Po powrocie obserwatorów, znaleziono chłopaka mokrego z powodu wody cieknącej z sufitu... Gdy Artur osiągnął dojrzałość, woda przestała lać się z dziwnych miejsc w jego obecności. Zamiast tego, w pomieszczeniu, w którym się znajdował, zaczęły latać i roztrzaskiwać się o ściany przedmioty. Opisany powyżej przypadek określany jest w środowisku badaczy zjawisk paranormalnych mianem "nawiedzenia przez poltergeista". Coś takiego najczęściej przytrafia się dzieciom lub nastolatkom i zanika w miarę ich dorastania.

Badacze na całym świecie nie są zgodni do tego, czym są poltergeisty. Według niektórych są to ataki siły z zaświatów, według innych ofiary same są przyczyną dziwnych wydarzeń - chcą zwrócić na siebie uwagę i podświadomie powodują przesuwanie się przedmiotów. Czasami ataki poltergeista okazują się zwykłymi oszustwami albo źle zinterpretowanymi naturalnymi zjawiskami.

Prawdopodobnie przykładem oszustwa jest historia poltergeista z Enfield w Anglii. Dziwne wypadki działy się w obecności dwóch sióstr. W większości z tych wypadkow siostry te mogły "pomóc" duchowi, trudno je jednak podejrtzewać o unoszenie ciężkich kanap...
Przykładem naturalnego zjawiska jest historia kobiety z Wallasey (Anglia). W jej mieszkaniu przy drzwiach kuchennych pojawiały się kałuże wody, znikały przedmioty, a na ścianie pojawiła się dziwna substancja. Jej pojawienie się wg. starszej pani zostało spowodowane dziwnymi światłami widzianymi w tym samym miejscu na ścianie. Okazało się jednak, że kałuże są wynikiem bardzo dużej wilgoci ścian. Przedmioty ktoś z domowników odkładał po prostu w inne miejsca. Substancja na ścianie okazała się zwykłym grzybem, a światła były sygnałami alarmowymi z pobliskiego sklepu.
Podobnym przykładem może być sprawa rodziny budzonej co noc dźwiękami dochodzącymi z zabawkowej gitary. Malcolm Robinson, badacz zjawisk paranormalnych, sprawdził, co dzieje się w mieszkaniu tej rodziny. W nocy sfilmował pusty pokój i gitarę. Nagrał też dźwięki. Później okazało się, że dochodziły one z innej, zepsutej, zabawki.
Zdarzały się oczywiście niewyjaśnione przypadki. Jednym z nich jest sprawa poltergeista, ktory nawiedzał dom w Kilsyth w Szkocji. Matka i syn, mieszkające w tym domu, mieli już wszystkiego serdecznie dość. Badacze postanowili pozbyć się gościa. Przyklejono wszystkie obiekty do podłogi i zamontowano kamery i czujniki ruchu. Zarejestrowano kilka nietypowych zjawisk, np. wrażenie chłodu lub dziwne światła. Jednak po tej interwencji badaczy ataki poltergeista nie powtórzyły się więcej.

Poltergeisty nie muszą zawsze być przekleństwem. Bywają "przyjaciółmi", jak ten z Altrincham w Anglii. Podczas nieobecności właściciela domu, sprzątał go. Znane są inne przykłady pożytecznego ducha. Prawdopodobnie dzięki jednemu z nich, pewien człowiek codziennie odnajdywał w domu antyki, np. stare kule armatnie.

W ekipie zajmującej się przypadkiem z Kilsyth znalazła się kobieta - medium. Wyczuła ona rzekomo obecność dwóch duchów - małego chłopca i starszego mężczyzny. Usiłowała ona przekonać zjawy, aby przeniosły się na "tamten świat". Zabiegi, jak widać, przyniosły skutek... Obecnie usługi podobnych mediów są bardzo często stosowane w przypadkach nawiedzeń przez poltergeisty. Ich delikatne "wypraszanie" ducha pozwala na prowadzenie badań.
Dzięki takim badaniom wiadomo dużo więcej o ofiarach poltergeistów. Dowiedziano się, że większość z nich cierpi na migrenę albo epilepsję. Wysunięto na tej podstawie teorię, że u tych ludzi prawa półkula mózgowa jest bardziej rozwinięta. Może to więc powodować "napady furii parapsychicznej", czyli ataki "myślowe".

Dowody, które pojawiają się w coraz większej liczbie, mówią o powiązaniach nawiedzonych przez poltergeistów z tymi, którzy "widzą duchy" lub doświadczają innych zjawisk paranormalnych. 20% rzekomo porwanych przez UFO miało do czynienia z poltergeistami. Możliwe więc, że wszystkie te zjawiska stanowią razem jedno, któremu jedni ulegają częściej, a inni rzadziej.



NAUKOWE PODEJŚCIE DO DUCHÓW


Pewne wydarzenie bardzo wpłynęło na życie Lindy Simpson. Wieczorem siedziała ona przed telewizorem, gdy nagle usłyszała głos córki. Linda była pewna, że jej córka śpi, więc zdziwiło ją to. Okazało się, że córka Lisa siedzała na schodach i z kimś rozmawiała. Linda nie widziała jednak rozmówcy. Lisa spojrzała na nią i powiedziała: "On tu jest". Linda próbowała przerwać rozmowę, jednak jej zabiegi nie przyniosły skutku. Dopiero po pewnym czasie Lisa pożegnała się z "nim". Po kilku tygodniach zdarzenie powtórzyło się. Wtedy Linda kazała Lisie opisać rozmówcę. Lisa powiedziała, że był to miły, siwy, starszy pan. Pod wpływem pytań Lindy, Lisa powiedziała, że mężczyzna ów nazywa ją "rybeńką". Wtedy Linda przypomniała sobie, że ją też tak kiedyś nazywano. Linda pokazała córce stare zdjęcia i poprosiła, aby wskazała osobę, z którą rozmawiała. Okazało się, że rozmówcą był pradziadek Lisy, który zmarł dwa dni przed pierwszą wizją, a którego dziewczynka nigdy nie widziała.

Powyższa historia wydarzyła się naprawdę w miejscowośi w Anglii. Zjawa nie pozostawiła żadnych śladów, więc wiarygodność relacji można ustalić jedynie na podstawie wypowiedzi świadków. Istnieje jednak wiele przykładów nawiedzeń, w których badaniu można było wykorzystać naukę. Jednym z nich jest sprawa Chingle Hall.

Chingle Hall jest posiadłością w Wielkiej Brytanii, zbudowaną w 1260 roku. W tym budynku w XVII wieku chronili się katoliccy księża. Prawdopodobnie to oni tam się pojawiają.
Od wielu lat pojawiają się informacje, że w domu pojawiają się niebieskie światła oraz że słychać stukanie dochodzące z nisz. Widziano też białe, unoszące się postacie. W 1980 roku przeprowadzono pierwsze próby, mające na celu zbadanie tych zjawisk. Największą "ekspedycję" zorganizowano w 1996 roku, kiedy w budynku przez 4 dni przebywało 16 badaczy. Byli oni wyposażeni w wiele kamer, mikrofonów oraz termometrów (podczas pojawienia się zjaw obserwuje się znaczne spadki temperatury, więc badacze chcieli sprawdzić, czy to tylko doznania świadków, czy rzeczywiste zjawisko). Jedna z sesji okazała się owocna. Badacze poczuli chłód, ale termometry nie wskazały zmian. Wyczuto też silny zapach lawendy oraz nagrano dźwięki przypominające chór dziecięcy. Sfilmowano także słynne niebieskie światła.

Aby zbadać dokładniej przypadki nawiedzeń, w Wielkiej Brytanii stworzono kilka niezależnych organizacji. Najbardziej znanymi spośród nich są:

ASSAP - zajmuje się badaniem ludzi, którzy doświadczyli nawiedzenia. Organizacja ta bada, czy dana osoba miała kiedykolwiek styczność ze zjawiskami paranormalnymi oraz poddaje ją testom mającym na celu wykluczenie przypadku, że osoba zdaje fałszywe relacje w celu uzyskania rozgłosu.
SPR - stara się znaleźć dowody na potwierdzenie autentyczności zjawisk. Wykorzystuje do tego najnowsze zdobycze techniki, włącznie z kamerami na podczerwień i czujnikami ruchu, podłączonymi do komputera.
Jednym z bardziej znanych i dziwnych przyrządów, służących do wykrywania zjaw, jest... wykrywacz zjaw. Został on stworzony przez Terence'a Whitakera, aby zbadać zjawy w Chingle Hall. Urządzenie służy do wykrywania zmian pola elektromagnetycznego w nawiedzonym pomieszczeniu. Wydaje wówczas z siebie dźwięki o zmiennym brzmieniu - zależnie od natężenia pola. Podczas jednej z sesji z wykorzystaniem wykrywacza, wydał on z siebie zmienne sygnały dźwiękowe tuż po tym, jak badacze poczuli chłód. Usłyszano wtedy także trzy wyraźne puknięcia w ścianę.

O zjawisku nawiedzeń wiadomo bardzo niewiele. Nauka stara się jednak znaleźć sposób na ostateczne potwierdzenie albo odrzucenie twierdzenia o prawdziwości duchów. Być może już niedługo będzie można powiedzieć więcej na ten temat.



RUCHOME TRUMNY Z BARBADOS


Sprawę odkryto w sierpniu 1812 roku. Do krypty rodu Chase'ów na Barbados miał być wówczas złożony Tomas Chase. Jego trumna wykonana była z ołowiu i ważyła prawie tonę. Po otwarciu krypty, grupę ludzi obecnych przy pogrzebie ogarnęło przerażenie. Zobaczyli oni, że dwie z trzech trumien leżących już w grobowcu leżą w nieładzie. Pierwsza trumna - należąca do Tomasiny Goddard pochowanej w 1807 roku - stała oparta o ścianę pod dziwnym kątem. Obok leżała do góry dnem mała trumna Mary Chase, zmarłej w wieku 2 lat w 1808 roku. Obie trumny były ołowiane. Jedyną trumną, która nie zmieniła położenia, była drewniana trumna Dorcas Chase, pochowanej w lipcu 1812 roku. Trumny poukładano i złożono obok trumnę Tomasa Chase. Wejście do grobu zasunięto marmurową płytą i zamurowano.

Sprawa przycichła. Wszystko rozpoczęło się na nowo 25 września 1816 roku. Wtedy to odbywał się pogrzeb Samuela Brewstera Amesa, który zmarł w wieku 1 rok i 1 miesiąc. Po otwarciu grobowca ludzie obecni na pogrzebie ponownie ujrzeli trumny rozrzucone po całym grobowcu. Nawet trumna Tomasa (którą wnosiło do grobu 10 mężczyzn) leżała nie tam, gdzie powinna. Tylko trumna Dorcas była na swoim miejscu.

Kolejny raz sprawa ujrzała światło dzienne przy pogrzebie Samuela Brewstera Seniora, ojca chłopca pochowanego wcześniej. Mężczyzna ten został zabity w czasie powstania niewolników w kwietniu 1816 roku. Z powodu walk nie można go było pochować w rodzinnym grobowcu. Jego zwłoki złożono do grobu w St.Philip. Po stłumieniu powstania można było przenieść ciało do rodzinnego grobu. Wówczas sprawa ruchomych trumien była już znana na wyspie, dlatego na pogrzeb przybyło wiele gapiów. Podniesiono wieko grobowca i ujrzano znany już obraz: tumny leżały nie tam, gdzie powinny. Wyjątkiem była - jak zawsze - przegniła już trumna Dorcas. Trumny poukładano i włożono do środka trumnę Samuela Seniora.

Sprawą zainteresował się gubernator Barbados. Uznał on, że trzeba coś zrobić. Dlatego osobiście przybył na pogrzeb Thomasiny Clarke, kolejnej osoby z rodu Chase'ów. Wówczas to na własne oczy zobaczył, że opowieści o rozrzuconych trumnach to nie bajka. Przejął komendę i nakazał asystentom zbadanie ścian i podłogi grobowca w poszukiwaniu tajnych przejść. Nic nie znaleziono. Gubernator rozkazał ustawić trumny w odpowiednich miejscach i rozsypać naokoło nich piasek z plaży. Ewentualni włamywacze zostawiliby ślady na nim, a gdyby winne była wody gruntowe, też byłoby to widoczne. Grobowiec zamknięto i zamurowano, a gubernator i kilku innych ludzi zostawiło na wilgotnym cemencie odciski swoich pieczęci.

18 kwietnia 1820 roku gubernator przebywał na plantacji położonej blisko grobowca. Ponieważ od ostatniego pogrzebu kogoś z rodziny Chase'ów minęło już 9 miesięcy, postanowił on zobaczyć stan grobowca. Wezwał miejscowego pastora, a ten dał pozwolenie na otwarcie grobu. Gubernator, jego przyjaciel i pastor ruszyli na cmentarz. Po drodze grupa została zwiększona o kilku robotników. Dokładnie sprawdzono stan pieczęci - były nienaruszone. Otwarto grób. Trómny znowu były porozrzucane, ale na piasku na podłodze nie było żadnych śladów. Oto, jak opisał wydarzenie jeden z członków ekspedycji: Z zewnątrz grób wyglądał na nietknięty, ani jedno źdźbło, ani jeden kamyk nie został poruszony. Jakiekolwiek oszustwo było wykluczone - ani my, ani żaden z Murzynów nie wiedział, że tego dnia będziemy sprawdzać grobowiec; decyzja o wyprawie na cmentarz zapadła dosłownie przed chwilą... Wiem tylko tyle, że to znowu się stało, widziałem to na własne oczy. Gubernator uznał się za pokonanego i kazał przenieść wszystkie trumny do innego grobowca. Odtąd krypta Chase'ów stoi pusta.

Oto kilka teorii próbujących wyjaśnić, co działo się w grobowcu:

Wszystkiemu winni są rabusie. Teorię tę odrzucono po doświadczeniach gubernatora.
Winę ponosi woda zalewająca grobowiec. Ta teoria została odrzucona również po eksperymentach gubernatora.
Przemieszczenia trumien zostały spowodowane przez wstrząsy podziemne. Ta teoria jest raczej nieprawdopodobna, gdyż wówczas wstrząsy musiałyby być bardzo ograniczone i regularne oraz powinny także dokonać jakichś innych zniszczeń.
Kilka innych teorii jest jeszcze bardziej nieprawdopodobnych. Mówią one między innymi o działalności poltergeistów (choć ta teoria znajduje potwierdzenie w tym, że w grobowcu leżała dwójka małych dzieci - niektórzy twierdzą, że gdy umiera niemowlę, wówczas wydziala się nadwyżka energii psychicznej - oraz w tym, że dwoje pochowanych ludzi miało problemy z osobowością, co mogło spowodować zwiększoną aktywność poltergeista) oraz o wpływie Obcych.

Zagadka trumien z Barbados do dzisiaj zajmuje badaczy zjawisk paranormalnych. Nie sądzę jednak, żeby udało się coś ustalić badając grób. Według mnie, należałoby zbadać trumny i ich zawartość albo zostawić sprawę w spokoju.



Część artykułów z tego działu napisano na podstawie czasopisma Faktor X.





Gdzie szukać duchów?

Gdzie szukać duchów? Wędrując przez różne okolice, poznając różne krajobrazy i różne rodzaje terenu, można wyczulić się na obecność duchów, a może raczej tylko owej energii, która w sprzyjających warunków, natrafiwszy na wrażliwe umysły, może w końcu zamanifestować się pod osobą duchów. Pewne miejsca są duchowo żyzne, a inne duchowo jałowe. Ciekawe, że ta żyzność lub jałowość duchowa jest niemal tym samym, co biologiczna żyzność lub jałowość gleby i całego krajobrazu.

Niemal tym samym - ale jednak nie tym samym. Na pewno fantastyczna żyzność i biologiczne, wilgotno-księżycowe rozbuchanie Bieszczadów łączy się z żyznością duchową tych gór. Tam na pewno ludzie uzdolnieni jako jasnowidze-duchowidze dostrzegliby mrowie bezcielesnych istot. Z drugiej strony jednak przypominam sobie wycieczkę do Biskupina, do tamtejszego skansenu Kultury Łużyckiej. Tamta okolica, mimo swoich jezior i żyznej, pszeniczno-buraczanej brunatnej gleby wydała mi się - o ile mogą ufać tylko swojej intuicji - pusta w duchy. I myślę, że za owo spustoszenie odpowiada zbyt intensywna, zbyt sztuczna gospodarka rolna - rolnicy, którzy przekształcili tamtejszą glebę w nawozowy preparat do sprawnej produkcji. Plantacje i monokultury nie są naturalnym środowiskiem duchów. Tam gdzie na pola wchodzi komosa i pokrzywa - wskaźniki przenawożenia, przeazotowania gleby - stamtąd zapewne duchy musiały się wynieść.

Duchy - tak jak kruki, jeże i zimorodki - lubią pokłady opadłych liści, których nikt nie grabi, lubią stare drzewa, dziuple, torfowiska i starorzecza. Żyją w miejscach, z których człowiek - zwłaszcza człowiek nowoczesny, miejski i telewizyjny nie ma żadnego pożytku.

Tak się więc przypadkiem składa, że ochrona przyrody jest - zarazem, ubocznie - ochroną duchów. Jeżeli gdzieś przetrwają dzisiejsze ciężkie dla siebie czasy, to właśnie w rezerwatach: nad Biebrzą, nad Jeziorem Łebsko - tam, gdzie się chroni wcale nie ich, tylko łosie albo świstaki. Ale może któreś z następnych pokoleń będzie już na tyle świadome, że także duchy weźmie pod ochronę, nie zasłaniając się tym, że chodzi o bioróżnorodność albo zachowanie ekosystemów. (Duchy są czułe na nasze słowa, i słysząc ten paskudny żargon, uciekają.)

Przyrodniczy byt duchów, ich zakorzenienie w krajobrazie i przyrodzie, to tylko jedna strona. Drugą jest ich zakorzenienie w umysłach ludzi. Można by sądzić, że my, ludzie, w istocie nie jesteśmy im do szczęścia potrzebni: wydaje się przecież, że istniały przez miliony lat, przejawiając się w ryku tygrysów i czochraniu się dzikich świń o olchowe pnie, kiedy ich żadne ludzkie oko nie oglądało. Potem jednak ludzie włączyli się w obieg ich energii, czego dowodem zrównanie niemal ducha ze zwierzęciem w pierwotnych kulturach. Tamte czasy, kiedy duch przejawiał się jako zwierzę, odcisnęły się najwyraźniej w naszej głębokiej, genetycznej pamięci, bo tylko tak tłumaczyć można owe roje zwierząt mocy, które pojawiają się nie tylko pod wpływem nadamazońskiej ayahuaski, ale i w podróżach przy bębnie, praktykach bez porównania łagodniejszych.

Lecz jednak duchy, które nie mają do nas dostępu, które nie przejawiają się w naszych umysłach, dla nas nie istnieją. A ponieważ nie ma sposobu sprawdzić, czy duchy istnieją poza przejawianiem się w naszym umyśle, więc kiedy tracimy je z oczu, znikają. Czy wraz z nimi znika problem, czy nie ma czym się odtąd zajmować? Na utracie kontaktu z duchami my tracimy, tracimy bowiem dostęp do potężnego źródła energii... Utrata energii i niemożność jej doładowania, to stanowczo najgorsza rzecz jaka może spotkać kogokolwiek: zarówno jednostkę, jak i społeczność. Więc kontaktu z duchami tracić nie warto... Ale także duchy tracą na zerwaniu świadomego kontaktu z nami. Mamy podstawy przypuszczać, że duchy oderwane od ludzi, duchy osierocone, wygnane jak bezpańskie psy - dziczeją i złośliwieją. Jestem przekonany, że współcześnie, w naszym obecnym świecie, 99% przejawiania się energii duchów przypada na jej przejawianie się złośliwe. Duchy wywołują choroby i szaleństwa. W dawnych społecznościach od tego byli szamani, aby duchy powstrzymywać przed tą dywersją. Dziś bez tej ochrony osamotnione duchy wchodzą na drogę energetycznego wampiryzmu. Wydaje się, że jest to dla nich łatwe, że to taka łatwizna... - podobnie jak tym duchom, które są wywoływane na seansach najłatwiej przychodzi kłamać (zasady etyczne są dla nas, nie dla nich...), zaś poltergajstom tłuc ludziom szklanki po domach.

Są jeszcze szkody poczynione przez ludzi opętanych przez duchy. Dla takiego ducha to zabawa, my płacimy wojnami i przemocą.

Nie wydaje się, że świat duchów, który kiedyś istniał, nagle wynurzy się przed oczami jakiegoś zdolnego jasnowidza w całej okazałości - podobnie jak nie da się w wyniku jakiejś akcji przywrócić dawnych stad żubrów nie mówiąc o mamutach. Jeśli chodzi o duchy, nie należy oczekiwać cudów. Raczej wskazana by była wytrwała praca u podstaw, wytrwała hodowla duchów.

htttp://spiritsy.webpark.pl
  • 0

#2

vcore.
  • Postów: 833
  • Tematów: 26
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Dziwne przypadki u rodziny Maturów zaczęły się 21 czerwca 1985 roku. Wówczas z sufitu i ścian ich mieszkania w Sosnowcu zaczęła płynąć woda. Na początku myślano, że to pęknięta rura, jednak wizyta u sąsiada na górze sprawiła, że odrzucono tę wersję. Wezwano więc hydraulików, którzy też nie znaleźli usterki. Najdziwniejsze jest to, że woda przestawała ciec wieczorami, a zaczynała znowu rano. Następną osobą, którą wezwano, był doktor Z. Cias. Stwierdził on, że woda cieknie tylko w obecności w pokoju 12-letniego Artura Matury. Przeniesiono go więc do łazienki, wynikiem czego było to, że woda przestała ciec. Ciągle nie wiadomo było, co wywołuje płynięcie wody.

To jest kłamstwo bylo w Programie niedowiary dokladnie o tym chłopaku gdy postawiono kamere ukrytą gdzies w scianie chłopak wyciągnoł strzykawke i prysnoł na sufit :lol :
  • 0

#3

Kori.
  • Postów: 217
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

chłopak wyciągnoł strzykawke i prysnoł na sufit :lol :


Ale jeśli przywiązano go do wersalki... Chociaż, pewnie i tak miał całkiem sporą swobodę ruchów, bo jak można kogos ciasno do werslaki przywiązać?
  • 0

#4

vcore.
  • Postów: 833
  • Tematów: 26
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

hmm w programie niedowiary był pewien wątek ze wlasnie oni wszyscy sie upierali ze On nie kłamie i ze byc moze stracił swoja moc i dlatego uzył strzykawki ... ale w sumie o wersalce nic nie było hehe ale wiem ze dokladnie o tym samym Chłopaku pisze autor i Pisze ja :P Babcia jego sie upierała ze ma jakies moce :P
  • 0

#5

Kori.
  • Postów: 217
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W tekście jest napisane, że mu przeszło... A jakby do ciebie przyjechała telewizja, też chciałbyś coś pokazać. :D
  • 0

#6

vcore.
  • Postów: 833
  • Tematów: 26
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

wlansie w tym sęk ze on sie sam zgodził :lol : zeby przyjechali :P
  • 0

#7

Kori.
  • Postów: 217
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

No a jak ciebie mieli by pokazac w niedowiary, to bys krzyknal w sluchawke ,,NIGDY W ZYCIU"? Chociaz biorac pod uwage rzeczy, ktore sa w tym programie pokazywane, rzeczywiscie moglbys sie nie zgodzic :P

Coz, jedno jest pewne - film nie do konca potwierdzi jego wersje...
  • 0

#8

grayzon.
  • Postów: 17
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Tak na marginesie:
BARBADOS:
Trumna ważyła 800 lb czyli około 360 kg (zaprzeczenie tego co napisał FaktorX znajduje się w tym artykule, bo jak do licha 10 osób może unieść tonę????) No cyba że odbył się kolejny a raczej pierwszy konkurs StrongMan.
W całą sprawę zaangażował się twórca Sherlocka Holmes'a sir Arthur Conan Doyle, znany ówcześnie badacz "paranormalny" jeśli ktokolwiek chciałby zapoznać się z opisem alternatywnym (FaktorX był znakomitym pismem, mam wszystkie numery) zapraszam na stronę:
http://www.caribbean...tofBarbados.htm
jest to jeden z opisów, niestety wielu....
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych