Skocz do zawartości


Zdjęcie

Góralski czarnoksiężnik - baca

góralskie wierzenia baca czarnoksiężnik

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Czarnoksiężnicy z gór: o magii, bacach i diabelskich paktach

Głowa żmij, sznur wisielca, kości wykopane o północy z cmentarza - to niezbędne składniki tajemnej praktyki magicznej, która przetrwała w Karpatach. – To nie bajki, a niebezpieczna wiedza, w której ponoć maczał palce sam diabeł – przestrzegają ludzie gór. Kto ma bacę wyłącznie za wesołka z owieczkami, jest w błędzie. To najpotężniejszy z czarnoksiężników.

"U szczytu hierarchii czarowników stoją bezsprzecznie bacowie. Umiejętności magiczne są nierozerwalnie związane z tym zawodem. A mianem bacy obdarza się nie tylko starszego pasterza, ale tego pasterza, który umie czarować" – pisała etnograf Anna Kowalska-Lewicka, która w latach 60. prowadziła badania terenowe w społecznościach pasterskich. Wiedzę tę najbarwniej oddają karpackie legendy. Opowieści o adeptach sztuki czarodziejskiej przekazywane są w górach od pokoleń. Podążamy ich tropem.

 

Magia biała i diabelska

- W górach się gada, że baca to umiał „pocynić”. To był człowiek niezwykły i zaufany. Taki lekarz i czarodziej można by rzec. Do baców się po radę szło i po pomoc w chorobie. Każdy baca miał swoje wielkie tajemnice i ich nie zdradzał - opowiada gospodarz z Ochotnicy Górnej, malowniczej wsi w paśmie Gorców. Niemal pod każdą strzechą wspominają tu Bulandę, pasterza i maga, którego sława przetrwała w opowieściach.

 

On to musiał mieć spółkę z samym diabłem, bo wszystko wiedział, co i gdzie się zdarzyło, nawet jak na własne oczy nie widział. Mówili, że to sam Zły mu donosił – podpowiada miejscowa bajarka i sypie legendami o tajemnych sprawkach gorczańskiego bacy.

Józef Michałek, baca z Beskidu Żywieckiego podkreśla, że pasterska wiedza - hermetyczna i niedostępna - przetrwała do dziś.

 

- Żaden baca o tej sferze nie będzie opowiadał, bo bacowską legendę buduje aura tajemnicy. Ta wiedza jest nadal używana, a ludzie często zwracają się o pomoc w różnych sprawach. Niestety dużo złego robią różnej maści znachorzy, którzy bazują na ludzkiej naiwności. Tymczasem mądrość bacy płynie z doświadczenia i dziedziczonych przekazów – opowiada. Podkreśla jednocześnie, że działania takie opierają się wyłącznie na białej magii, czyli tej, która służy dobrym celom i nie wyrządza krzywdy.

Juhasi z Beskidu Sądeckiego widzą jednak w czarodziejskich sprawkach siły piekielne.

 

Ej, wielu takich było i jest do tej pory, co umiało czarami poważnie zaszkodzić. Taki baca czarownik, to musiał opowiedzieć się po której jest stronie: boskiej, czy diabelskiej. Bez wątpienia, ci potężniejsi, to pakty z samym diabłem zawierali. I to nie żadne bajania, a prawda, bo wielu na oczy widziało, co umieli poczynić. Ten, co się w potężnej magii „babrał”, musiał być po ciemnej stronie mocy – opowiadają.

 

Znawcy folkloru Beskidów również podkreślają demoniczną stronę bacowania.

Temat bacowskiej magii jest w pewnym sensie tematem przeklętym i niedostępnym. O tym się głośno nie mówi. Przecież konszachtowanie z diabłem czy używanie magii jest powiązane z kultem satanistycznym. A ludzie gór - tak bardzo z kościołem związani - jednak swoje problemy zawierzali nie księdzu, a bacy, doskonale wiedząc z jakimi mocami spółkuje – opowiada folklorystka i mieszkanka karpackiego przysiółka. Trudno tu znaleźć rozmówcę, który czarodziejską moc bacy poddawałby w wątpliwość.

- Nikt jednak nie chce mówić otwarcie, bo tu chodzi o moce potężne. To nie bajki dla dzieci, a poważne sprawy. Moc bacy brała się z diabelskich konszachtów. I tu wątpliwości nie ma – przekonuje starszy pasterz z Wierchomli. Na górskich halach, w towarzystwie baców, spędził kilkadziesiąt sezonów i niejedno widział.

 

Za górami, za lasami

Opowieść o bacowskiej potędze musi sięgnąć realiów dawnej wsi karpackiej. Przez setki lat, aż do początków XX wieku, podstawą gospodarki wiejskiej była hodowla owiec. Nabiał, mięso i skóry stanowiły o bogactwie gospodarstwa. Baca, któremu oddawano zwierzęta na wielomiesięczny wypas, zarządzał majątkiem społeczności, a więc musiał być człowiekiem obdarzonym największym zaufaniem.

Przekładając to na język współczesny można powiedzieć, że baca był menadżerem firmy. To od jego działań zależał dobrobyt i powodzenie całej społeczności. Tradycyjna społeczność wpisana była mocno w cykl przyrody i od niej uzależniona. A baca, jako przebywając najbliżej natury, postrzegany był jako ten, który wie i widzi więcej – opowiada Józef Michałek.

 

Trudne warunki wypasu - często na odległych halach, smaganych deszczem i wiatrem - wymagały od pasterzy wielu umiejętności związanych z medycyną, zarządzaniem, przepowiadaniem pogody, a przede wszystkim wiedzą magiczną. Wiara w czary i uroki była powszechna na polskiej wsi. Obrządek magiczny podczas wypasu chronić miał zwierzęta przed szkodliwym działaniem innych czarowników, którzy mogli odebrać zwierzętom mleczność lub sprowadzić na nie choroby. Baca łączył więc funkcję wodza, maga i szamana.

Do bacy szło się nie tylko zaklinać i odczarowywać zwierzęta. Znane w górach było rzucanie klątw między rodami. Jak się chciało pomocy w uleczeniu, albo i zaszkodzeniu komu, to się szło do niego, bo miał w tym temacie wiedzę największą. Użycie czarnej magii zawsze jednak pozostawiało ślad. Takie „babranie się carami” ciążyło na wiele pokoleń. I te złe moce w górach ciągle krążą, bo z urokiem to jest tak, że on nigdy nie znika, nie można go usunąć, a co najwyżej przenieść na inną osobę - opowiada juhas.

Każdy z baców wiedzę magiczną zdobywał drogą dziedziczenia, ale przez całe życie starał się ją wzbogacać, zdobywać od innych czarowników czy wyczytywać w księgach czarnoksięskich.

 

„Zdo­by­wa­nie wie­dzy ma­gicz­nej było jed­nym z naj­waż­niej­szych zadań, a, że naj­po­tęż­niej­si czar­no­księż­ni­cy za­miesz­ki­wa­li te­re­ny Sło­wa­cji, pol­scy pa­ste­rze wy­ru­sza­li do nich na prak­ty­kę, czy po­ra­dę w trud­niej­szych spra­wach. Ba­co­wie sło­wac­cy do dziś cie­szą się sławą po­tęż­nych cza­row­ni­ków. Spe­cja­li­za­cja w czar­nej magii przy­spa­rza im wielu klien­tów” – pisze Anna Ko­wal­ska-Le­wic­ka w „Magii Ho­dow­la­nej”.

- Nie raz będąc na ba­ców­ce wi­dzia­łem, jak lu­dzie ze spra­wa­mi przy­cho­dzi­li. Baca za­wsze z góry wie­dział, po co kto przy­szedł. Prze­wi­dy­wać umiał wszyst­ko. Cza­sem to­wa­rzy­szy­li­śmy mu pod­czas tych ob­rzę­dów, a cza­sem – jak to po­waż­niej­sze spra­wy były – baca zo­sta­wał sam. Za­wsze jed­nak za­czy­nał czary od tego, że szaty wkła­dał i laskę pa­ster­ską brał - re­la­cjo­nu­je juhas.

Te­re­sa, miesz­kan­ka łom­nic­kie­go przy­siół­ka, na wła­sne oczy wi­dzia­ła te ba­cow­skie czary.

Raz, gdy owca za­cho­ro­wa­ła, po ugry­zie­niu żmii, po­szli­śmy do bacy na Wier­chom­lę. Baca nas pyta: "chce­cie wi­dzieć tego, co zło zro­bił?". A my od­po­wia­da­my, że chce­my. Wtedy pod ba­ców­kę żmija przy­peł­zła i padła.

 

Księ­gi i kości

„Ko­niecz­nym atry­bu­tem praw­dzi­we­go czar­no­księż­ni­ka była i jest nadal książ­ka czar­no­księ­ska ('ksią­ska z ca­ra­mi') gdzie wpi­sa­ne są for­mu­ły za­klęć” – po­da­je Ko­wal­ska–Le­wic­ka.

 

- Rze­czy­wi­ście takie książ­ki ist­nie­ją i na wła­sne oczy wi­dzia­łem – za­rze­ka się juhas. - Ale rzecz to bar­dzo nie­bez­piecz­na jak do­sta­nie się w nie­po­wo­ła­ne ręce – do­po­wia­da go­spo­darz z Wier­chom­li. Jak bar­dzo nie­bez­piecz­na? Jedną z opo­wie­ści przy­ta­cza mu­zy­kant z Kro­ścien­ka nad Du­naj­cem. – Raz po­dob­no tak było, że wy­brał się baca z pie­niń­skiej hali do sło­wac­kich magów. W tym cza­sie ju­ha­sów pod­ku­si­ło i otwo­rzy­li za­ka­za­ną skrzy­nię, a tam księ­ga w czar­ne skóry opra­wio­na, za­czę­li czy­tać. Naraz za­czę­ły dziać się rze­czy dziw­ne i strasz­ne. Ko­li­ba za­czę­ła uno­sić się nad zie­mią i wi­ro­wać, prze­ra­że­ni ju­ha­si po­wstrzy­mać tego nie mogli. Baca, po­wia­do­mio­ny przez ta­jem­ne siły w porę wró­cił i za­klę­cie od­wo­łał – opo­wia­da góral.

 

Kufer bacy, oprócz księ­gi czar­no­księ­skiej, za­wie­rał wiele przed­mio­tów nie­zbęd­nych do od­pra­wia­nia prak­tyk ma­gicz­nych.

Różne to były rze­czy, o stuła wy­kra­dzio­na z ko­ścio­ła, wosk z grom­ni­cy po­sta­wio­nej na oł­ta­rzu, przy­stęp, czyli ziele ma­gicz­ne i czo­snek wy­ho­do­wa­ny w pasz­czy żmij. A co naj­waż­niej­sze, kości zmar­łe­go z grobu wy­grze­ba­ne - wy­li­cza juhas z Są­dec­czy­zny.

Dr Ur­szu­la Ja­nic­ka-Krzyw­da, et­no­graf spe­cja­li­zu­ją­ca się w magii pa­ster­skiej tak opi­su­je ry­tu­ał ze­bra­nia kości. „Baca wę­dro­wał nago, bez świad­ków, na cmen­tarz, aby za­opa­trzyć się w kości i zęby nie­bosz­czy­ka, drza­zgi z trum­ny, zie­mię z mo­gi­ły. Cen­nym 'le­kiem' była rów­nież woda użyta do ob­my­wa­nia zwłok zmar­łe­go, sznur wi­siel­ca i drza­zgi z drze­wa po­wa­lo­ne­go przez pio­run (…)”.

 

Dzie­dzi­cze­nie ta­jem­ni­cy

W gó­rach mówi się, że baca nie umarł, do­pó­ki nie prze­ka­zał swo­jej wie­dzy. Za­zwy­czaj rody czar­no­księ­skie miały w pro­stej linii przy­naj­mniej kilku magów, więc tra­dy­cja prze­ka­zy­wa­na była z ojca na syna.

- Zda­rza­ło się cza­sem, że baca uzna­wał, że po­to­mek jest tej wie­dzy nie­god­ny, albo źle ją wy­ko­rzy­sta i wy­bie­rał in­ne­go dzie­dzi­ca. Wy­bra­niec mu­siał przejść sze­reg róż­nych ob­rzę­dów. A jak baca umie­rał, to księ­gę ma­gicz­ną mu od­da­wał. Ale wta­jem­ni­cza­nie trwa­ło długo, ca­ły­mi la­ta­mi – opo­wia­da juhas.

Jeśli zda­rzy­ło się, że z ja­kichś przy­czyn ta­jem­nej wie­dzy nie prze­ka­zał, wszyst­kie przed­mio­ty na­le­żą­ce do bacy kon­fi­sko­wał ponoć sam dia­beł – tak przy­naj­mniej mówi le­gen­da, za­sły­sza­na na ba­ców­ce w Be­ski­dzie Są­dec­kim. – Mó­wio­no, że jak nikt dzie­dzic­twa nie przej­mie, to sza­tan wy­sy­ła stado kru­ków, by znisz­czy­ły cha­łu­pę i cały do­by­tek, żeby jaka wie­dza się nie prze­do­sta­ła w nie­po­wo­ła­ne ręce – opo­wia­da pa­sterz.

 

A co dziś po­zo­sta­ło po tam­tym dzie­dzic­twie?

- Ma­gicz­na wie­dza w gó­rach nie umar­ła. Tylko z po­zo­ru się wy­da­je, że tam­ten świat od­szedł w nie­pa­mięć. On trwa po­tęż­ny, uśpio­ny. Ba­cow­ska wie­dza dalej jest prze­ka­zy­wa­na, a w róż­nych spra­wach lu­dzie szu­ka­ją nadal po­mo­cy w gó­rach – pod­kre­śla juhas z Wier­chom­li.

- A co do księ­gi ma­gicz­nej, to niech ni­ko­go nie świerz­bi, żeby ją od­na­leźć. Chro­nią jej takie moce, że biada temu, kto znaj­dzie i bez­myśl­nie użyje – prze­strze­ga na ko­niec.

 

Na pod­sta­wie re­la­cji ze­bra­nych w Be­ski­dzie Są­dec­kim, Gor­cach i Pie­ni­nach oraz pu­bli­ka­cji:

- Ko­wal­ska-Le­wic­ka Anna, Ho­dow­la i pa­ster­stwo w Be­ski­dzie Są­dec­kim, Kra­ków, 1980.

- Ja­nic­ka-Krzyw­da Ur­szu­la „ Pa­ster­ska magia”, etnomuzeum.​eu.

 

źródło

 

 


  • 7



#2

ikop.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czy ktoś z Was ma może wiedzę jakie konkretnie czary robił baca? Jakieś przykłady? Pytam dlatego, iż zajmując się genealogią mojej rodziny doszłam do informacji o moim prapradziadku że jakoby umiał czarować. Pochodził on z miejscowości Brenna (Beskidy), gdy się ożenił przeprowadził się do sąsiedniej wsi i był rolnikiem. Nic mi nie wiadomo, czy wcześniej był bacą, może jednak ktoś z jego przodków. W Brennej hodowla owiec i wypasanie jej na halach były popularne. Ale dlaczego o to pytam.

Znam dwie opowieści o czarach mojego przodka i ciekawi mnie, czy można to powiązać z umiejętnościami jakie mieli bacowie. A może ktoś z Was słyszał o podobnych czarach? Otóż:

 

1. W czasie wykopek ziemniaków, Wiadomo, że kopało się kiedyś ręcznie, kopaczkami, wybrane z ziemi ziemniaki wrzucano do wiklinowych koszy, sporo ludzi przy tym pracowało. I wieczorem gdy mieli iść do domu chcieli zabrać wykopane ziemniaki, aby ich w nocy nikt nie ukradł. Wtedy mój prapradzadek powiedział: "Nie bójcie się, nikt nie ukradnie" i kazał kosze z ziemniakami zostawić. Rano gdy szli na zagony zobaczyli chłopa, który z koszem ziemniaków na plecach stał na polu ziemniaczanym. Gdy do niego podeszli potulnie zapytał czy go wypuszczą. Czary miały polegać na tym, że z tymi ziemniakami na plecach, które chciał ukraść nie mógł się poruszyć.

2. Kiedyś ukradziono mu konia, wtedy przewrócił stół kuchenny do góry nogami, związał nogi łańcuchem i zapiął kłódką. Łańcuch zaczął się cały ruszać, szarpać, jakby ktoś próbował go rozerwać, ale bezskutecznie. Miał to wtedy skomentować: „Oj, moja kobyłka jest mocno przywiązana”. Wnioskuje z tej opowieści, że te czary ze stołem miały doprowadzić do tego, żeby koń się uwolnił z pętów i sam wrócił do domu.

 

Będę wdzięczna za odp.


  • 1



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych