Skocz do zawartości


Zdjęcie

Muti – mroczny sekret RPA

muti RPA morderstwo rytualne

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
4 odpowiedzi w tym temacie

#1

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Muti.jpg
Athenkosi Nkone, 3 letni chłopczyk z Cape Town zamordowany i okaleczony na muti.

 

Czy kraj może być jednocześnie cywilizowany i dziki? Czy istnienie plemiennych obrzędów nie kłóci się z lepszym niż prze laty poziomem życia i symbolami nowoczesności takimi jak wszechobecne telefony komórkowe?
Niewyobrażalne się wydaje życie w dwóch jakże odrębnych światach – świecie guseł i czarów oraz w świecie iPadów, komórek i tanich lotów. I często w głowie się nie mieści, do czego zdolni są ludzie omamienie przez ludowe wierzenia. W RPA. Najbardziej cywilizowanym kraju w Afryce.

 

O muti usłyszałam po raz pierwszy od Teściowej. Opowiedziała mi historię o kobiecie sprzątającej w biurze Teścia. Pewnego dnia w biurze pojawiła się policja i kobieta została aresztowana. Okazało się, że zamordowała własnego wnuka, a części jego ciała sprzedała lokalnym znachorom na muti.

 

Przyznam, że nie raz słyszałam od białych w RPA niestworzone (jak mi się wtedy wydawało) historie, więc w duchu posądziłam Teściową o rasizm. Ale muti to nie wymysł białych nie rozumiejących afrykańskich tradycji.
Muti, w formie najbardziej okrutnej i niezrozumiałej dla cywilizowanego człowieka istnieje naprawdę.
I ma się całkiem dobrze.

 

Słowo „muti” pochodzi z języka zuluskiego i oznacza drzewo, ale określenie przyjęło się jako określenie na miksturę mającą na celu wyeliminowanie jakiegoś problemu oraz poprawę sytuacji danego człowieka. Związane z medycyną naturalną, zazwyczaj nie oznacza nic innego niż roślinne mikstury, wykorzystywane w ten sam sposób jak inne leki homeopatyczne.

 

Ale muti to nie tylko leczenie bólu głowy ziołami. Dobre, mocne muti ma przynieść powodzenie w polityce czy biznesie. Ma dać szczęście i władzę, dobre zdrowie, miłość, mądrość i wiele innych przywilejów wpływających na radość i jakość życia. I nie byłoby w tym nic szokującego, w końcu czary i zaklęcia znane są od wieków – gdyby nie fakt, że w wielu przypadkach to mocne muti robi się nie tylko roślin czy nawet zwierząt. Robi się je z organów ludzi.

 

National Geografic nakręcił kiedyś serię filmów zatytułowanych „TABU”. Próbowałam do nich dotrzeć, ale nie znalazłam odcinka o muti. Czyżby National Geografic w imię politycznej poprawności nie podjął się wyzwania? Może po prostu nie odnalazłam właściwego odcinka z tej serii?

 

Proceder ten znany jest ogólnie pod nazwą „morderstwa muti”. Ludzie, zazwyczaj dzieci lub starsi – mordowani są w celu pobrania organów takich jak  usta, uszy, oczy, powieki, jądra, piersi czy wargi sromowe. Czasem obcinane są, palce, ręce czy nogi… Szczególnie narażeni są albinosi – muti z ich ciała ma opinię najskuteczniejszego.

 

Morderstwa muti są niezwykle brutalne – w momencie pobrania organów ofiara zwykle jeszcze żyje – ma to wzmocnić działanie muti. Dokonywane bywają na zamówienie, choć często klient sam dostarcza organy według przepisu lokalnego znachora, który z pozyskiwaniem „składników” w takich przypadkach zazwyczaj woli nie mieć nic wspólnego. Ale nie zawaha się przed ich wykorzystaniem lub podaniem „przepisu”.

 

Morderstwa muti występują głównie w rejonach wiejskich – co związanie jest oczywiście z niskim poziomem edukacji. Te, popełniane w rejonach miejskich których w RPA tak obawiają się zarówno lokalni mieszkańcy, jak i cudzoziemcy, to morderstwa rabunkowe, z muti nie mające nic wspólnego.

 

Organy przeznaczone na muti są zazwyczaj mielone i spożywane. Nieco mniej agresywna forma muti to kaleczenie zwłok. Dzieje się to w kostnicach czy pracowniach szpitali, ale mają miejsce także przypadki rozkopywanie grobów. Muti ze zwłok nie uważa się jednak za tak skuteczne jak muti pobrane na żywca.

 

Paradoksalnie – wraz z rozwojem RPA, liczebność morderstw muti nie maleje, sukces sąsiadów czy znajomych często nie jest przypisywany im samym, lecz postrzegany jako efekt działania muti. Dokładne statystyki rejestrujące to zjawisko morderstw muti nie istnieją – od 2001 roku, kiedy policja ujawniła, że w posiadaniu organów ludzkich złapano 2.5 tys osób – statystyki dotyczące muti są utajnione. Oficjalnie policja klasyfikuje je jak każde inne morderstwo a jego występowalność szacuje się na kilkadziesiąt do kilkuset przypadków rocznie.

 

I choć w skali morderstw w RPA stanowi to 1 -2%, jest to zatrważająca liczba, zwłaszcza, że RPA uzurpuje sobie prawo do bycia określaną jako kraj cywilizowany. Liczebność morderstw związanych z muti zazwyczaj wzrasta podczas zamieszek, niestabilności politycznej czy działań zbrojnych, co widoczne było w latach 90-tych, w końcowej fazie apartheidu, choć wtedy zwłoki bywały kaleczone, aby odwrócić podejrzenie o zbrodnię polityczną, kierując na podejrzenia na morderstwo rytualne.

 

Dwa lata temu światem wstrząsnęły wydarzenia w Marikanie podczas których zginęło 34 osoby, a 70 zostało rannych – tam też dochodziło do rytuałów muti.

Świadomość w RPA jest tak niska, że wiele osób otwarcie przyznaje się do tych praktyk, a w fakcie, że jakaś praktyka nie została zachowana – tak, jak to miało w przypadku strajków w Marikanie – dopatruje  się źródeł klęski.

Górnicy uczestniczący w strajkach otwarcie przyznali się komisji badającej sprawę, że spożyli muti zawierające ludzkie części ciała (język i broda zamordowanego wcześniej członka ochrony kopalni).

Miało ono ochronić ich od kul. Jak pokazały późniejsze wydarzenia, nie do końca odniosło skutek… Sangoma zabronił im także krzywdzić okolicznego królika, który kicał sobie po okolicy nie przeczuwając rychłego końca. Ale niektórzy nie wzięli sobie rad sangomy do serca i zabili królika. Stąd całe nieszczęście.

Przekonani są, że gdyby królika nie zabili, sprawy wyglądałyby dużo lepiej. Tak samo, jak przekonani są, że bez pomocy sangomy ofiar masakry byłoby dużo więcej.

 

O tym, że rząd RPA zdaje sobie sprawę, że ma problem który nie bardzo już może ukryć pod maską poprawności politycznej świadczy konferencja w Pretorii na początku 2010 roku, podczas której praktykujący medycynę naturalną zaproponowali kod etyczny  zobowiązujący do walki z praktykami muti oraz zakazujący wykorzystywania swojej uprzywilejowanej pozycji do celów prywatnych. Poza tą jedyną konferencją jednak nie znalazłam informacji o tym, aby rząd podejmował jakieś aktywne działania mające na celu ograniczenie zjawiska.

Rząd najwyraźniej problem muti traktuje jak zgniłe jajo – wie, że jest ale woli nie tykać.

 

Poniżej film dokumentalny o praktykach muti w RPA.

 

źródło


  • 10



#2

Blitz Wölf.
  • Postów: 495
  • Tematów: 7
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Prymitywny zwyczaj mający korzenie w zabobonach.

Takich czynów nie zasłoni się określeniem "inna kultura, której nie rozumiemy" - takie zachowania należy wyplenić, bo są zwyczajnie barbarzyńskie i noszą znamiona kanibalizmu. Tylko pytanie - jak to zrobić?


  • 0



#3

Monolith.

    ótta

  • Postów: 1248
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Gorzej, że to ma wymiar polityczny.


  • 0

#4

Robakatorianin.
  • Postów: 1732
  • Tematów: 41
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Jeżeli chodzi o RPA to przypominam sobię:

Nikt nigdy nie został skazany za "gwałt naprawczy", ale garstka odważnych aktywistów ryzykuje życiem, by przypadek Millicent był zarzewiem zmian. Ich apel do Ministra Sprawiedliwości Radebe ma na celu zmuszenie go do ustosunkowania się do ponad 140 000 podpisów nadesłanych z całego świata i spotkania z aktywistami (w chwili tłumaczenie tego tekstu odnotowano już 623 000 podpisów).

Pokażmy rządowi, że obywatele RPA i całego świata popierają grupę aktywistów. Wezwijmy Prezydenta Zumę oraz ministra sprawiedliwości do publicznego potępienia "gwałtów naprawczych", do penalizacji zbrodni z nienawiści i zapewnienia natychmiastowego egzekwowania kar, a także do edukacji społecznej i ochrony ofiar. Podpisz petycję i powiadom o niej innych.

RPA była pierwszym krajem, który zapewnił obywatelom konstytucyjną ochronę przed dyskryminacją ze względu na orientację seksualną. Ale w samym Kapsztadzie lokalna organizacja partnerska Avaaz Luleki Sizwe zarejestrowała przynajmniej jeden "gwałt naprawczy" dziennie, bazujący na oburzającym i absolutnie fałszywym przekonaniu, że przy pomocy gwałtu lesbijkę można "przerobić" na heteroseksualną kobietę. Te ohydne akty nie są nawet kwalifikowane jako zbrodnie z nienawiści. Nawet nagłośniony w 2008 roku zbiorowy gwałt i morderstwo Eudy Simelane, gwiazdy narodowej reprezentacji piłkarskiej, niczego nie zmienił i zaledwie w zeszłym tygodniu Minister Radebe twierdził stanowczo, że w przypadkach "gwałtu naprawczego" pojęcie zbrodni z nienawiści nie ma zastosowania.

RPA ma najwyższy na świecie wskaźnik udokumentowanych gwałtów. Dziewczynka dzisiaj urodzona ma "szansę" 1 : 4, że zostanie zgwałcona przed 16 rokiem życia; jest bardziej prawdopodobne, że zostanie zgwałcona, niż nauczy się czytać. Za taki stan rzeczy winę ponosi wiele czynników, jak np.: męskie poczucie "prawa" (62 proc. chłopców powyżej 11 roku życia nie uważa zmuszania do seksu za akt przemocy), bieda, przeludnienie osad, bezrobocie, społeczna akceptacja. A w tych nielicznych przypadkach, które odważnie zostały zgłoszone władzom - skandaliczny brak zaangażowania policji i pobłażliwe wyroki.

To jest katastrofa człowieczeństwa. Ale organizacja Luleki Sizwe i jej partnerzy z Change.org otworzyli niewielkie okno nadziei przeciwdziałania temu koszmarowi. Jeśli cały świat wywrze teraz nacisk, możemy wywalczyć sprawiedliwość dla Millicent i zapoczątkować ogólnonarodową akcję kładącą kres "gwałtom naprawczym". To zapoczątkuje przemiany w RPA i na całym kontynencie.

Prezydent Zuma sam był sądzony za gwałt, jednak w zeszłym roku potępił aresztowanie gejowskiej pary w Malawi. Pod wpływem potężnej społecznej presji zarówno krajowej jak i międzynarodowej, RPA zaaprobowała wreszcie oenzetowską rezolucję, która sprzeciwia się bezprawnym linczom związanym z orientacją seksualną.

Jeśli wystarczająco duża liczba przyjaciół dołączy do tego apelu, zmusimy Zumę do otwartych wypowiedzi i zainicjujemy konieczne działania rządu. Rozpoczniemy ogólnonarodowy dialog, który może zasadniczo zmienić społeczne nastawienie wobec gwałtów i homofobii. W zeszłym roku w Ugandzie udało się nam zbudować tak potężną falę społecznego nacisku, że rząd odłożył na półkę ustawę, która skazywała homoseksualnych Ugandyjczyków na śmierć. Powszechne wsparcie śmiałych aktywistów zmusiło też przywódców RPA do zajęcia się kryzysem AIDS, który pożerał kraj. Połączmy teraz siły i opowiedzmy się za światem, w którym każda istota ludzka może żyć bez lęku przed prześladowaniem. Podpisz się i roześlij wici!

Z nadzieją i determinacją

 


  • 1

#5

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie chcę zakładać nowego tematu, bo tradycja "mingi" wpisuje się doskonale (chociaż nie jest to najszczęśliwsze określenie) w ten, dotyczący zabójstw "muti" - chociaż dotyczy innego kraju. Jest jednak podobnie okrutny i niezrozumiały dla europejczyka XXI wieku

 

Okrutna tradycja w Etiopii. Zabili matce 15 dzieci

Boko Bal­gu­da ma 45 lat. Miesz­ka w ple­mien­nej wio­sce Karo na te­re­nie etiop­skiej Do­li­ny Omo. Uro­dzi­ła 15 dzie­ci i żadne z nich już nie żyje. Wszyst­kie zo­sta­ły za­bi­te tuż po po­ro­dzie. Star­szy­zna wio­ski uzna­ła je bo­wiem za prze­klę­te. I nie jest to od­osob­nio­ny przy­pa­dek w tym od­cię­tym od świa­ta re­gio­nie.

 

mingi.jpg
Mieszkanka Doliny Omo

 

Dolina Omo to jeden z ostatnich ocalałych fragmentów dziewiczej Afryki. Żeby się tam dostać, trzeba jechać ok. dwóch dni ze stolicy kraju Addis Abeby. Wyboiste drogi prowadzą do wiosek pozbawionych elektryczności i bieżącej wody, gdzie plemienne tradycje są podstawą egzystencji i trwają niezmienione od wielu pokoleń.

Jedna z nich wiąże się z rzadko wymawianym głośno w tym regionie słowem "mingi". To przekonanie, bardzo mocne u plemion Kara, Banna i Kamaer, że dane dziecko urodziło się jako przeklęte. By uznać je za takie, nie trzeba wiele - wystarczy, że pochodzi z nieślubnego łoża albo... jego zęby rozwijają się nieprawidłowo. Za pechowe uznawane są także dzieci niepełnosprawne, niektóre z bliźniaków, czy te, na których poczęcie zgody nie wyrazili przywódcy plemienia.

Tubylcy uważają, że dzieci "mingi" są przekleństwem dla wioski - sprowadzają suszę, głód i choroby. Dlatego są zabijane.

Nierzadko już noworodki są wrzucane do pełnej krokodyli rzeki Omo, pozostawiane na śmierć w buszu lub duszone przez zatkanie ust ziemią. Jak wiele bezbronnych dzieci zostało zabitych w ten sposób? Znawcy tego regionu przyznają, że podanie statystyk jest niemożliwe, ale najprawdopodobniej liczba ofiar sięga wielu tysięcy.

- Straciłam pięć, plus pięć, plus pięć - w sumie 15 dzieci - opowiada Boko Balguda brytyjskiemu "Daily Mail". - Miałam siedmiu chłopców i osiem dziewczynek. Nie szanowałam naszych tradycji, a więc oni zabili moje dzieci - dodaje.

Problemy zaczęły się jeszcze zanim została matką. Mężczyzna, którego poślubiła, nie wziął udziału w inicjacyjnym rytuale skoku przez byka. W efekcie starszyzna oświadczyła, że wszelkie dzieci, jakie narodzą się z ich związku, zostaną uznanie za nielegalne i zabite zaraz po urodzeniu.

Chociaż 45-latka nie została zmuszona do zamordowania swoich dzieci, patrzyła, jak były zabierane na śmierć przez ludzi z jej wioski. - To nie ja je zabiłam. To inni ludzie - opowiada.

Rodzicom, którzy opłakują swoje dzieci, mówi się, że nie powinni być smutni, bo ta ofiara pozwala ocalić wioskę.

Dla przeklętych dzieci niedawno pojawiła się jednak nowa nadzieja. Lale Labuko - 30-latek, który dorastał w Dolinie Omo i stracił dwie siostry, uznane za "mingi" wraz z fotografem i podróżnikiem Johnem Rowe założyli fundację Omo Child. Od 2012 roku nie szczędzą wysiłków, przekonując rodziców, by zgodzili się oddawać "przeklęte" dzieci, zamiast je zabijać.

Fundacja prowadzi sierocińce w Dolinie Omo. I choć ostatnio jej założycielom udało się przekonać plemię Kara do zaniechania tradycji zabijania dzieci "mingi", to przyznają, że ich walka jest bardzo trudna. Przesądy, wpajane mieszkańcom regionu od wielu lat są bowiem bardzo silne.

- Pewna kobieta powiedziała mi, że chociaż chciałaby mieć dziesięcioro dzieci, to gdy któreś z nich okaże się "mingi", natychmiast je"wyrzuci" - opowiada Labuko. I przyznaje, iż dopóki wszystkie plemiona nie odrzucą okrutnej tradycji, dramat kobiet takich, jak Boko Balguda, będzie się powtarzać.

źródło


  • 1





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych