Domy dla panien z dziećmi były w Irlandii częścią państwowego systemu opieki nad „upadłymi kobietami” oraz ich potomstwem. W zastępstwie państwa opiekę sprawował potężny wtedy w tym kraju Kościół katolicki. Biskupi wynegocjowali z państwem i władzami lokalnymi niezwykle korzystny dla siebie układ. Na każdą matkę i każde dziecko w takich ośrodkach Kościół dostawał dotację równą średniej płacy robotnika. Były to spore pieniądze. Tym bardziej że młode matki harowały w tych ośrodkach bez żadnego wynagrodzenia.
– Dlaczego dzieci, które umierały, miały zwykle w akcie zgonu adnotację „z niedożywienia”? Dlaczego współczynnik śmiertelności niemowląt w kościelnych domach dla panien z dziećmi był do sześciu razy wyższy niż średni? – zastanawia się w rozmowie z „Newsweekiem” Susan Lohan, współzałożycielka Adoption Rights Alliance, irlandzkiej organizacji zajmującej się od 13 lat losami kobiet i dzieci z ośrodków. Lohan odrzuca tłumaczenia organizacji kościelnych, według których dzieci przychodziły na świat chore. – Dlaczego zatem nie trafiały do szpitali, tylko siostry pozostawiały je swojemu losowi? – pyta dyrektor Adoption Rights Alliance.
Wiele wskazuje na to, że w ośrodkach funkcjonował makabryczny system selekcji dzieci. Siostry starannie żywiły tylko te, które nadawały się do adopcji, zwykle przez rodziców ze Stanów Zjednoczonych. Na amerykańskich adopcjach Kościół zarabiał pokaźne kwoty. Dzieci chorowite zaniedbywano. Szacuje się, że w domach dla panien z dziećmi umierało przeciętnie co trzecie dziecko. Jeden z poufnych raportów z lat 40. XX wieku opisywał maluchy z wzdętymi brzuchami i obwisłą skórą.
Matkom dzieci nadających się do adopcji zabraniano karmienia swoich pociech piersią. Ich mleko dostarczano noworodkom w innej sali. Chodziło o to, żeby kobiety nie nawiązywały więzi z potomstwem, które i tak miały stracić. Konsekwencją było zmniejszenie odporności dzieci. – To jedna z przyczyn zgonów w domach dla matek – podkreśla Susan Lohan.
Adopcje niemal zawsze dokonywane były pod przymusem, kiedy dzieci miały dwa-trzy lata. – Wiedziałam, że podpisując dokument, stracę prawa do dziecka, jednak w domu sióstr w Castlepollard paraliżował mnie strach – wspominała Vera, jedna z więzionych tam matek. Jej relacja w „The Irish Times” była wstrząsająca: „Pewnego dnia kazały mi wykąpać i ubrać synka. Trzęsły mi się ręce. To było okrutne. Zakonnica powiedziała chłodno: »Całusy i do widzenia«. Podbiegłam do okna, ale słyszałam tylko silnik samochodu. Potem zapadła cisza”.
Adopcje, choć okrutne wobec matek, wyrywały dzieci spod kontroli sióstr. Joe Donelan urodził się w domu w Tuam w roku 1938. – Miałem dużo szczęścia, bo zostałem adoptowany. Kiedy trafiłem do nowego domu, nie wychodziłem spod stołu. Mogli mnie do tego namówić, tylko podsuwając jedzenie. Musiałem być bity przez siostry, bo strasznie bałem się ludzi – wspomina Donelan w rozmowie z „The Irish Mirror”.
Około 2,5 tys. dzieci w katolickich ośrodkach poddano ryzykownym eksperymentom ze szczepionkami. Płacił za to jeden z koncernów farmaceutycznych Burroughs Wellcome. – Matki nie miały wiele do gadania, jak w innych sprawach dotyczących ich dzieci – mówi „Newsweekowi” Susan Lohan. Dziesiątki dzieci królików doświadczalnych okaleczono na całe życie. Dzisiaj zaczynają domagać się sprawiedliwości. – Pozostały mi blizny. Matka mówiła, że taki już byłem, kiedy mnie adoptowała. Dzisiaj wiem, że to ślady po szczepionkach – mówił w radiu Newstalk Christy, jako dziecko przebywający w ośrodku w Bessborough w hrabstwie Cork.
Irlandzki holokaust
Zaszokowany doniesieniami z Dublina londyński „The Times” napisał o „irlandzkim holokauście”. Przebywający w USA premier Irlandii Enda Kenny nakazał natychmiastowe rozpoczęcie dochodzenia. Po powrocie przyznał, że przez dzisięciolecia samotne matki z dziećmi były traktowane w Irlandii niczym podgatunek ludzi. Ojciec Brian D’Arcy, jeden z najbardziej znanych kapłanów w Irlandii, uznał to, co wydarzyło się w Tuam, za równie szokujące jak to, czego dokonywano w nazistowskich Niemczech. Zakon sióstr Bon Secours
w Irlandii (wciąż żyje 112 zakonnic, średnia wieku 78 lat) zatrudnił firmę PR i wydał oświadczenie z wyrazami ubolewania i apelem o wyjaśnienie prawdy.
Komentatorzy w Irlandii zastanawiają się, jak bardzo rozbudowany był system i w ilu ośrodkach działy się podobne rzeczy. Jednym z kościelnych domów dla panien z dziećmi był Sean Ross Abbey w hrabstwie Tipperary. To tam w latach 50. XX w. samotną matkę Philomenę Lee zmuszono do oddania syna Michaela. Dziewczyna zaszła w ciążę w wieku 16 lat i trafiła do ośrodka. Jej historia stała się inspiracją książki, a następnie filmu „Tajemnica Filomeny” z Judy Dench. – Jak kobiety ślubujące miłość Bogu mogły tak postąpić? Wrzucić biedne małe dzieci do pojemnika z nieczystościami – mówiła zaszokowana wiadomościami z Tuam 81-letnia już dziś Philomena Lee.
– Choć doniesienia o aferach z udziałem Kościoła docierają do opinii publicznej w Irlandii od lat, to sprawa szczątków dzieci w Tuam wstrząsnęła sumieniem Irlandii – mówi „Newsweekowi” Patsy McGarry. Przypomina, że grzechy Kościoła zostały opisane w czterech opasłych raportach, w tym sprawozdaniu sędziego Seana Ryana z 2009 roku. Ten ostatni na blisko 2,5 tys. stron opowiadał o szokujących praktykach w kościelnych ośrodkach pracy dla starszych dzieci w Irlandii od 1936 roku. Gwałty oraz przemoc fizyczna były tam normą. Dziecko, które opowiedziało zakonnicy o molestowaniu przez kierowcę furgonetki, zostało wychłostane przez siostry „w celu wygnania diabła”. W nocy księża budzili wychowanków, kazali im biegać w rzędzie i uderzali trzcinkami w penisy. Sędzia Ryan odnotował tysiąc przypadków przemocy seksualnej, w tym jeden szczególnie szokujący: ofiarą zbiorowego gwałtu był chłopak przywiązany do krzyża, otoczony grupą masturbujących się kolegów.
Z kolei los dzieci niewolników w prowadzonych przez Kościół warsztatach oraz poprawczakach opisała Mary Raftery w książce „Suffer the Little Children”. Wychowanką takiego azylu sióstr magdalenek była wokalistka Sinead O’Connor. – Nigdy później nie doświadczyłam podobnego strachu – wspominała pobyt u sióstr. O niewolniczej pracy kobiet w tych ośrodkach opowiadał szokujący film „Siostry magdalenki”. To, co pokazano w 2002 r. na ekranie, potwierdził ubiegłoroczny raport.
Oficjalne dochodzenie, które obejmie Tuam oraz kilka innych domów dla panien, potrwa zapewne parę lat. – Całej prawdy nie zna na razie nikt. To nie był holokaust, lecz zaniedbywanie dzieci przez siostry miało charakter systemowy – mówi McGarry. Mari Steed urodzona w domu dla panien z dziećmi w Bessborough w hrabstwie Cork wątpi, by dochodzenie doprowadziło do ustalenia całej prawdy. Jej zdaniem ustawienie irlandzkiego państwa w roli arbitra to trochę tak, jakby w śledztwie w sprawie ataku na kurnik mianować głównym sędzią dorodnego lisa. Powinno się w tym celu powołać międzynarodowy zespół niezależnych prawników.
Sean Ross Abbey - także w tym domu dla samotnych matek chorowitym dzieciom groziła śmierć / Brian Locker
źródło: http://www.newsweek....y,341637,1.html