Skocz do zawartości


Zdjęcie

Smoki - legenda czy fakt ?


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
7 odpowiedzi w tym temacie

#1

kpiarz.
  • Postów: 2233
  • Tematów: 388
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Każdy z nas zna opowieści o tych tajemniczych stworzeniach, pojawiających się w kulturze masowej od zarania dziejów. Smoki, bo o nich właśnie mowa, na trwałe zapisały się w świadomości każdego niemal człowieka na świecie. Wiemy jak wyglądały, wiemy jak groźne były i wiemy, że nie istniały... Czy aby na pewno to tylko mit?

 

   Z gawędami, bajkami czy legendami o smokach spotkać się można w pismach wielu narodów Europy i Azji już od najdawniejszych czasów - opowiadali o nich Sumerowie, Asyryjczycy, Persowie i Hindusi. Występują w mitach o stworzeniu świata, pojawiają się w dziejach dawnych Słowian i Germanów. W europejskiej symbolice smok ucieleśniał zło, nieszczęście, grozę i cierpienie. Zgoła inaczej natomiast przedstawiano je we wschodniej Azji - smok do dziś uchodzi za symbol szczęścia, sprawiedliwości i urodzaju. Pochodzenie smoków jako mitycznych stworzeń okrywa nadal tajemnica. Zadziwia podobieństwo między opisami i wizerunkami smoków a odnalezionymi szczątkami prehistorycznych gadów. Jednak nie istnieje między nimi żaden związek - pierwszych ludzi od ostatnich dinozaurów oddzielają przecież miliony lat. Pochodzenia ich zatem trzeba szukać gdzie indziej - ale czy na pewno tylko i wyłącznie w ludzkiej wyobraźni i fantazji...?

 

Ich obecność w podaniach, mitach i ikonografii niemal wszystkich narodów Europy i Azji przez wiele stuleci zmusza nas do zadania sobie jednego pytania: skąd wzięły się smoki? Bo przecież nie sposób uwierzyć w to, że starożytni czy średniowieczni ludzie, znajdując w jaskiniach kości i czaszki niedźwiedzi jaskiniowych, w swych prymitywnych umysłach ubrali owe kości w ciało i uzyskali niemal identyczny wizerunek w Niemczech, w Siedmiogrodzie czy w Chinach. Kontakty między kontynentami w tamtych czasach, co prawda istniały ale na niewielką skalę. Jednak obecność w legendach wielkich podróżników jest odnotowana w dużo mniejszym stopniu niż obecność smoków..

.

2db9kw4.jpg

Wizerunek smoka w średniowiecznym bestiariuszu z Aberdeen

 

  Starożytne i średniowieczne bestiariusze, czyli ilustrowane księgi zawierające opisy znanych ówcześnie zwierząt, są niezwykle bogate w przykłady najróżniejszych „fantastycznych” stworzeń, często bardzo szczegółowo omówionych, a staranność i powaga z jakimi były przedstawiane budzą dzisiaj wielkie zdziwienie. Księgi te nie są traktowane poważnie przez współczesną naukę, jednak istnienie wielu opisanych w nich stworzeń znalazło odzwierciedlenie między innymi w znaleziskach archeologicznych. Z cała pewnością można bezdyskusyjnie udowodnić ich istnienie, chociażby na podstawie skamieniałości. Są wśród nich także takie stworzenia jak olbrzymie gady, potwory morskie, gigantyczne węże, latające jaszczury, jednorożce i oczywiście smoki.

 

   Pierwsze wzmianki na temat tajemniczych stworzeń opisywanych jako "latające węże" pochodzą już z Mezopotamii oraz Starożytnego Egiptu, od ok. 3 tysiąclecia p.n.e., gdzie były czczone jako boskie zwierzęta oraz symbole mądrości. Badania archeologiczne dowodzą, że skrzydlaty wąż nie dość, że był częstym motywem artystycznym w Starożytnym Egipcie, to dodatkowo traktowany był jako zwierzę powszechnie znane, występujące w tamtym regionie. Na terenie Egiptu oraz Izraela odnaleziono kilka pieczęci przedstawiających sceny polowania skrzydlatych węży na bydło.

 

   Wizerunek skrzydlatego smoka był wtedy trochę inny niż to sobie dzisiaj wyobrażamy. Opisy z tamtego okresu mówią o zwierzęciu z wyraźnie wężową sylwetką, posiadającą błoniaste skrzydła oraz jedną parą szponiastych odnóży. Inne cechy pojawiające się równie często to rogi lub uszy umiejscowione w tylnej części głowy oraz spłaszczony płat w kształcie rombu, znajdujący się na końcu ogona.

 

qnjlol.jpg

Egipska pieczęć przedstawiająca wizerunek Ibisa broniącego człowieka (po prawej) przed kobrą (po lewej) i skrzydlatym wężem (u góry) - Egipt XII-XIII w. p.n.e.

 

   Popularna sylwetka smoka z dodatkowymi przednimi kończynami pojawiła się, jak podaje Sir Grafton Elliot Smith w "The Evolution of the Dragon" z 1919 r., dopiero w okolicach XVI wieku. Natomiast w starożytnych pismach egipskich, opisujących dowodzoną przez Mojżesza wyprawę Egipcjan przeciwko Nubijczykom, możemy znaleźć cytat żydowskiego historyka Józefa Flawiusza:

    "Tymczasem Mojżesz, zanim wrogowie dowiedzieli się o jego wyprawie, powiódł wojsko do walki, wybrawszy drogę nie przez rzekę, ale przez ląd. Podczas tej przeprawy wspaniale okazał swoją roztropność. Droga bowiem była niezmiernie trudna z powodu mnóstwa wężów, od których roją się owe miejsca; a są tam takie węże, jakich nigdzie więcej nie można spotkać, niezwykłe siłą, złośliwością i przedziwnym wyglądem; niektóre z nich mają nawet skrzydła, tak że mogą nacierać na ludzi wynurzając się z kryjówek w ziemi, albo niespodziewanie spadając na nich z przestworzy. Aby przeprowadzić wojsko bezpiecznie i bez szkody, Mojżesz wynalazł taki oto sposób, wielce przemyślny: kazał upleść z kory papirusowej kosze na kształt skrzyń i nieść je napełnione ibisami. Ten ptak jest wielkim nieprzyjacielem wężów. Na widok ibisa wąż rzuca się do ucieczki, a wtedy ibis chwyta go jak jeleń i połyka.”

(„Dawne dzieje Izraela”, tłumaczenie Zygmunta Kubiaka i Jana Radożyckiego, 1979 r.)

    W V wieku p.n.e. grecki historyk Herodot opisuje występujące w Arabii oraz Egipcie latające węże jako zwierzęta o niewielkich rozmiarach, otaczające często całymi stadami drzewa kadzidłowca. Arystoteles, Ammianus Marcellinus, Cyceron, Pomponiusz Mela, Solinus oraz Klaudiusz Aelianus również opisują te stworzenia, dodatkowo większość z nich wzmiankuje, że były jadowite.

   Słynny średniowieczny przyrodnik, Prosper Alpin, w roku 1580 opisując historię Egiptu w „Histoire Naturelle de l'Egypte” wymienił żyjący na tam gatunek "latających węży". W swoim dziele napisał, że gatunek ten posiada pewien rodzaj grzywy (mały kawałek skóry na głowie), długi ogon o grubości palca, zwieńczony płatem skóry na podobieństwo liścia, a całkowita długość jednego osobnika mierzy tyle ile gałązka palmy.

 

O ŚWIĘTYM, CO SMOKA UBIŁ...

 

ir3rdj.jpg

"Św. Jerzy i smok" pędzla Gustave Moreau

 

   Na początku XI wieku pojawia się legenda o św. Jerzym, rzymskim trybunie ludowym, żołnierzu oraz członku gwardii samego cesarza Dioklecjana w III w. Według podań Św. Jerzy miał rzekomo zabić smoka terroryzującego mieszkańców miasta Silene w Libii (współcześni historycy twierdzą, że chodzi tutaj o miasto Cyrena położone na północnym wybrzeżu Afryki), ratując tym samym życie córki lokalnego władcy. Na drodze smoka stanął, bestię z bożą pomocą ubił, a w nagrodę, jak to zawsze w legendach bywa, otrzymał rękę, jak również pozostałą resztę uratowanej niewiasty. Uciekając zaś przed zagrożeniem (nie wiadomo przed czym uciekał, może przed zemstą smoków a może przed rodziną panny młodej?) dotarł do Anglii i stał się z czasem patronem tego kraju. Prawdziwa historia Jerzego (Georgius) jest jednak zgoła inna... Otóż w 303 roku Dioklecjan wydał edykt zezwalający na prześladowania chrześcijan na terenie Imperium. Jerzy zmuszony został do uczestnictwa w prześladowaniach, pomimo tego, że sam był chrześcijaninem. Gdy publicznie odważył się skrytykować decyzję cesarza, rozwścieczony Dioklecjan nakazał torturować go i zabić. 23 kwietnia 303 roku, po wielu torturach Jerzy został ścięty pod murami miejskimi Nikomedii (dzisiejszy Izmir w Turcji). Jego ciało wróciło do Lyddi, gdzie zostało pochowane. Wkrótce potem chrześcijanie zaczęli modlić się do niego, jako do męczennika. Jak widać legenda mija się z prawdą całkowicie ale i tak Św. Jerzy znany jest dzisiaj głównie ze swojego pojedynku z gadem, stał się również symbolem walki z wszelkim grzechem i złem. Najstarsze ilustracje przedstawiające smoka z Silene zgadzają się niemal całkowicie zarówno ze starożytnymi, jak i średniowiecznymi opisami "skrzydlatych węży" występujących na tamtych terenach.

 

Nie tylko dzielni rycerze mieli do czynienia ze smokami. Zwykli ludzie także stykali się z tymi bestiami i to w codziennym życiu. A popyt na wyroby z ziejących ogniem stworzeń był ogromny. W aptekach sprzedawano "sanguis draconis" - smoczą krew. Była to żywiczna, czerwono-brązowa substancja, bezzapachowa i bezsmakowa, zmielona na proszek. Pozyskiwano ją z łupin owoców wschodnioindyjskich palm Calamus Draco, lub z pociętych pni rośliny  Dracaena Draco L., która rosła na Wyspach Kanaryjskich. Św. Hildegarda, przeorysza klasztoru benedyktynek w Disibodenbergu (1098-1179), zalecała chorym, którzy cierpieli na kamicę, pić smoczą krew. Krew należało przechowywać w jakimś wilgotnym miejscu, żeby trochę tą wilgocią  nasiąkła. Potem wrzucało się do wody, która od krwi się zagrzewała. Pić ją trzeba było na czczo przez 9 dni i zaraz potem coś zjeść. Św. Hildegarda jednak ostrzegała przez używaniem czystej smoczej krwi, bo groziło to człowiekowi nagłą i bolesną śmiercią. Interesująca legenda wiąże się z założeniem benedyktyńskiego klasztoru w Wiltenie, na przedmieściu Insbrucku. Założyć miał go olbrzym Heymo, krótko po tym jak zabił okrutnego smoka, pilnującego miasta. W miejscu, gdzie smok został zabity, zaczęła wyciekać z ziemi czarna, ohydnie pachnąca "smocza krew", której ludzie z powodzeniem używali do leczenia rozmaitych chorób stawów i skóry. Dzisiaj wiadomo, że ta "smocza krew" to olej ziemny (tzw. ichtiol), który zawiera triasowe łupki bitumiczne. Wierzono też, że w mózgu smoka znajduje się "smoczy kamień", który jako niezastąpiony środek przeciwko wszelkim truciznom, był wysoko ceniony. Jeśli został wyjęty z głowy smoka za życia, ten kto go posiadał, nie musiał się obawiać otrucia.

   Wysokie ceny osiągał magiczny proszek z zębów smoka, rzekomo o działaniu odmładzającym. Lecznicze właściwości smoczych szczątków badał i opisał lekarz z Preszowa (dzisiejsza Słowacja),  Johann Paterson Hain (1615-1675). Smocze kości z okolicznych jaskiń pozyskiwał od miejscowych obywateli, albo ich sam poszukiwał. Wyniki badań publikował w czasopiśmie „Miscellanea medico-physica Academiae Naturae Curiosorum sive Ephemeridum medico-physicarum Germanicarum curiosarum”, które wydawała niemieckie towarzystwo przyrodoznawcze. W jednym z numerów wspomniał o jaskini Aksamitka koło Haligowiec, którą uważano na przybytek smoków, ponieważ znajdowano w niej mnóstwo „smoczych” kości:

     "Kości znalazł w bardzo głębokiej i bardzo długiej jaskini niedaleko klasztoru kartuzów koło Dunajca... W górach Karpat jest jaskinia niemal zapełniona kośćmi, jak mówią letni pasterze owiec. Także mówią, że te bestie umierają jedna na drugiej, kiedy są mianowicie zmożone chorobą i szukają ulgi, stąpają po leżących kościach, a kiedy zawieje po jamach i rozpadlinach wiatr, zwierzę tak sobie odpocznie, że aż tam zdechnie i powiększy kupę innych padlin. Mówi się, że bestia w nocy wychodzi, a niekiedy się tam ukrywa... Powiadają, że jakiś Włoch przyszedł do tej jaskini, magicznymi sztuczkami wyprowadził z niej smoka, siadł na niego i odleciał."

W roku 1672 Hain napisał:

     „Wieśniak, który odwiedza smocze dziury, doniósł był prześwietnemu panu hrabiemu Władysławowi Rakoczemu cały szkielet z kości młodego smoka. Te to zmielone kości sprzedawano przeciwko padaczce”.

   O „smoczych kościach" w jaskini koło Haligowiec pisał i polski geograf Stanisław Duńczewski ok. roku 1760, powołując się na Macieja Bela. Kości i zęby znajdowane w jaskiniach należały oczywiście do wymarłych zwierząt. Ich poszukiwacze uzyskiwali za swoje znaleziska dobre ceny, dlatego wiele kości, które mogły być obiektem badań paleontologicznych, bezpowrotnie przepadło.

   Ogromną rolę smoki odgrywały także w chińskiej medycynie ludowej. We wszystkich aptekach można było kupić "smocze" kości i zęby - na choroby serca, nerek i krążenia, jak również na upławy, gorączkę i suchoty. Najdroższy był proszek ze smoczych zębów, który był ulubionym środkiem odmładzającym. W rzeczywistości były to jednak kości i zęby dawno wymarłych zwierząt. Chińscy aptekarze kupowali kości od poszukiwaczy, którzy z tego mieli spore dochody, więc znaleziska ukrywali i uniemożliwiali do nich dostęp paleontologom.

 

W istnienie smoków wierzyli nie tylko prości i niewykształceni ludzie, ale i poważni uczeni. Po wynalezieniu druku, na coraz szerszą skalę zaczęto wydawać popularne zielniki, bestiariusze i przyrodnicze publikacje, kopiując stare rękopisy. Dzisiaj nazwalibyśmy to szeroką dystrybucją. W taki właśnie sposób w ręce ogółu dostały się zapiski świętej Hildegardy, która tak oto opisuje smoka:

 

    "(...) ma suchą skórę i niezwykłą temperaturę. Jego mięso nie jest we wnętrzu ani trochę ogniste. Za to oddech ma taki ostry, że się na powietrzu rozżarza jak iskra wykrzesana z kamienia. Człowieka bardzo nienawidzi i ma diabelską naturę. Kiedy oddycha jadowitym oddechem, otrząsa się powietrze. Mięso i kości z niego nie nadają się na lekarstwa, tyko sadło. Jak smok wyda ostatnie tchnienie, jego krew wysycha i nie płynie, ale jak zatrzyma w sobie oddech, jego krew wilgnie i płynie, i nie można jej używać do celów leczniczych."

 

   Francuski mnich Fulko z Chartres, zmarły w 1127 roku, tak pisał o smokach:

 

    "Smoki charakteryzują się długimi, wstrętnymi pyskami, ostrymi zębami i ognistym językiem, uszy mają podobne do rogów, kark jest długi a ciało jaszczurcze. Dwie nogi są podobne do orlich pazurów, a skrzydła mają jak nietoperze. Smoki mieszkają w Indiach i w Etiopii, gdzie stale jest lato. Są to największe zwierzęta na świecie."   

 

   Kanonik Conradus Megenbergensis, znany szerzej jako Konrad z Megenbergu (1309-1374) w swoim dziele „Księga przyrody” z roku 1349 zamieścił taki opis:

 

    "Smok jest jednym z największych zwierząt na świecie. To zwierzę nie ma jadu. Gardło ma wąskie, a chodząc wystawia język. Paszczę rozwiera szeroko i wydaje skomlące dźwięki, zębami nie szkodzi. Ale przecież i nieznaczne jego ugryzienie jest szkodliwe. Szkoda jednak nie pochodzi z zębów, ale z tego, że pożera jadowite rzeczy. Smok trzyma się najwięcej w jaskiniowych skałach, szczególnie w ciasnych miejscach między skalnymi ścianami. Robi tak z powodu nadmiernej ciepłoty swojego ciała. Takie miejsca wyszukuje przede wszystkim wtedy, kiedy długo lata po kraju albo kiedy w lecie jest nadmiernie gorąco. W krainach, gdzie żyje, bywa też bardzo gorąco natychmiast po wschodzie słońca. Głosem i krzykiem straszy ludzi. Ludzie nie mogą wytrzymać jego spojrzenia i natychmiast umierają... Jeden rodzaj smoków nie ma nóg i pełza na brzuchu, a inny rodzaj, rzadszy, ma nogi."

 

35ldfh0.jpg

Dzieło "Buch der Natur" ("Księga przyrody") autorstwa Konrada z Megenbergu, rok 1349.

 

eb1r1t.jpg

   Athanasius Kircher (1602 - 1680)

 

   Interesujące wzmianki o smokach podał także słynny niemiecki medyk, teolog i jezuita Athanasius Kircher (1602 - 1680) w swoim przyrodniczym dziele „Mundus Subterraneus” („Podziemny świat”). Przyznaje on, że wierzy w istnienie smoków, powołując się przy tym na Pismo Święte, Arystotelesa, kapitanów statków i wielu znanych uczonych. Opisał smoki, których istnienie popierał wieloma wspomnieniami i opisami rzekomo wypchanych smoków z najróżniejszych kolekcji ważnych osób. Wymienia czworonogiego, skrzydlatego smoka, którego rycerz zakonny Deodatus z Gozon, zgładził na wyspie Rodos. Dwunogi smok – wielki jaszczur bez skrzydeł, według Kirchera, należał do kolekcji przyrodnika Aldrovandiego, a uskrzydlony smoka z dwiema nogami oraz dwunogi i dwuskrzydły, który dumnie zdobił kolekcję kardynała Baberiniego. Smok ten miał zostać w roku 1660 zabity nieopodal Rzymu, kiedy to niejaki Lanio, obywatel tego miasta, wyszedł na połów ptaków i dostrzegł smoka wielkości sępa. Sądząc, że to ptak, zarzucił na niego swoją sieć, czym zranił bestię w skrzydło. Rozzłościł tym smoka niemiłosiernie i ten w okamgnieniu rzucił się na mężczyznę. Lanio zdołał jednak bestię ubić, jednak tej samej nocy zmarł i on. Niewątpliwie jedną z przyczyn śmierci nieszczęśnika, według Kirchera, było to, że:

 

    "go smok opryskał zieloną jadowitą śliną, albo dostał zakażenia krwi, kiedy go opryskała krew zabitego smoka, albo się zatruł jadowitym oddechem potwora."

 

2psj8uq.jpg

Ilustracja smoka autorstwa Athanasiusa Kirchera

w "Mundus Subterraneus", rok 1678.

 

   Wkrótce po tym incydencie, na miejscu potyczki szczęśliwym trafem znaleziono martwego smoka, po czym wypchany wełną trafił do kardynalskiego muzeum.

   Ten sam Athanasius Kircher w 1678 roku w drugim tomie swojego „Mundus Subterraneus” opisał dzieje pewnego męża o imieniu Winkelried, który miał rzekomo zabić smoka w czasie budowy swojej osady na terenie Szwajcarii. Zamieszczony w książce przez Kirchera, jego własnoręczny rysunek owego smoka okazał się być tyle przekonujący, że nawet słynny niemiecki paleontolog Peter Wellnhofer opublikował go w swojej książkce „Wielka encyklopedia pterozaurów” z 1993 roku (str. 20), jako obraz zgodny z odkrytymi skamieniałymi szczątkami pterozaura z okresu Mezozoiku.

   Wzmianka z grudnia 1691 roku, także zasługuje na naszą uwagę. Otóż jak podają w swojej książce "The Book of the Dragon" Judy Allen i Jeanne Griffith, jedną z jaskiń niedaleko Rzymu zamieszkiwał potwór określany jako "skrzydlaty smok", który podobno miało terroryzować okolicznych mieszkańców. W posiadaniu niejakiego Ingegniero Cornelio Meyera zachował się jedyny sporządzony przez niego w tamtym okresie szkic, przedstawiający szkielet owego stworzenia. W 1998 roku John Goertzen zidentyfikował je jako gatunek znany pod nazwą "Scaphognathus Crassirostris", czyli pterozaur z rodziny Rhamphorhynchoidea. Charakterystyczne cechy przedstawione na wspomnianym szkicu to według Goertzena:

 

9hnzfq.jpg

Szkic smoczego szkieletu według

Ingegniero Cornelio Mayera z 1691 r.

 

    "- gładki czubek głowy ozdobiony jedynie wyrastającym w tylnej części podwójnym płatem skóry,

    - dokładnie pięć palców wyraźnie widocznych na każdej łapie o podobnej długości z wyjątkiem jednego, krótszego wyrastającego w przeciwnym kierunku do reszty (cecha charakterystyczna dla gatunku Scapognathus)

    - ślady szponów na skrzydłach,

    - błoniaste skrzydła są wyraźnie bliżej głowy niż tylne odnóża i graniczą z kręgami zgodnymi z odnalezionymi współcześnie skamieniałościami Scapognathusa,

    - kość udowa jest poprawnie narysowana jako pojedyncza, kości strzałkowa i piszczelowa są również widoczne.

    Dokładny opis skóry powyższego zwierzęcia, kształt płatów na głowie, uszy oraz dokładny kształt błony na skrzydłach dowodzi, iż nie mamy tutaj do czynienia z rysunkiem skamieniałości, ale realnymi resztkami ciała po żyjącym w tamtym czasie stworzeniu."

(John Goertzen: "The Rhamphorhynchoid Pterosaur Scaphognathus crassirostris:

A 'Living Fossil' Until the 17th Century," 1998 r.)

 

SMOKI NOWOŻYTNE

ohspbb.jpg

Rysunek przedstawiający atak "Kongamato" na rybaków Kaonde.

 

   W 1923 roku przyrodnik Frank Melland w swojej książce o wierzeniach i obyczajach plemienia Kaonde z dzisiejszej Zambii opisał spotykane z bardzo niebezpiecznymi zwierzętami, określanymi przez tubylców jako "Kongamato" (zgniatacze łodzi). Według jego relacji, latające stwory bez piór, o gładkiej, czarnej lub czerwonej skórze, ze skrzydłami mierzącymi nawet do 7 stóp, posiadały długi dziób pełen ostrych zębów. Do tego zachowując się niezwykle agresywnie, miały atakować i wręcz niszczyć łódki rybaków w dystrykcie Mwinilunga w zachodniej Zambii. Zdarzały się również ataki na ludzi, gdy tylko ośmielili się na nie spojrzeć. Wodzowie plemienia Kaonde, którym przedstawiono książkę z ilustracjami pterozaurów, zgodnie identyfikowali Kongamato jako przedstawiciela wymarłego gatunku Pterodactylus, żyjącego niegdyś na terenie Europy i Afryki (według współczesnych paleontologów) w okresie późnej Jury.

 

   W latach 1932-33 miała miejsce ekspedycja do Afryki Zachodniej, wysłana przez Muzeum Brytyjskie, którą dowodził Ivan Sanderson, znany pisarz i zoolog. W dzienniku wyprawy zanotował on spotkanie z pewnym tajemniczym, niezwykle interesującym stworzeniem:

 

    "(...)zaatakowało mnie wieczorem podczas polowania nad rzeką. (...)zwierzę było niezwykle agresywne, posiadało wielkie, czarne, podobne do Draculi skrzydła, wydające dźwięk 'shss-shssing', oraz (...) dużą paszczę najeżoną ostrymi zębami..."

 

   Podobnych relacji, opisujących spotkania ze zwierzętami przypominającymi pterozaury aż po dziś dzień jest bardzo wiele, z czego najwięcej pochodzi od tubylczych plemion afrykańskich z okolic Zambii, Kenii, Rodezji, Zimbabwe, Angoli, Namibii, Tanzanii oraz Kongo - zarówno z terenów leśnych, jak i pustynnych.

 

2s19lxi.jpg

 

2i8ktxc.jpg

Żołnierze Unii z zestrzelonym przez nich "ptakiem gromu"

Obie fotografie wykonano w latach 60-tych XIX w.

 

   Nie tylko dzikie plemiona Afryki natknęły się na tajemnicze stworzenia przypominające smoki lub dinozaury. Po drugiej stronie globu, w cywilizowanych przecież i obeznanych ze współczesną nauką Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej często dochodzić miało do bliskich spotkań z podobnym zwierzęciem.

 

   Zachodnioamerykański historyk Mari Sandoz napisał o "latającym wężu", który był widziany nad Missouri przez pasażerów parowca w latach 50-tych XIX wieku. Dekadę później, w latach 60-tych, doniesienia z czasów wojny secesyjnej informowały o zestrzeleniu przez żołnierzy Unii kilku wielkich, nieznanych nauce ptaków, nazywanych przez miejscowych "ptakami gromu" (Thunderbirds). Z tego okresu zachowało się kilka fotografii, przedstawiających żołnierzy z martwym stworzeniem bardzo przypominającym pterodaktyla.

 

   W latach czterdziestych XX wieku pisarz Robert Lyman także doniósł, że widział ptaka o rozpiętości skrzydeł co najmniej 6 metrów, lecącego w stronę lasów Pennsylvanii. Sądził, że jest to młody okaz "ptaka gromu", który zgodnie z indiańską legendą był odpowiedzialny za zsyłanie grzmotów i błyskawic. Również w 1976 roku o opisie olbrzymiego ptaka przelatującego nad partiami Rio Grande mówił cały kraj. Jego wzrost wynosił 4 stopy (około 1,3 metra) i miał czarne pióra, długi dziób i błyszczące, czerwone oczy. Gazety natychmiast nazwały go "wielkim ptakiem" (nazwa pochodziła od postaci z "Ulicy Sezamkowej")

 

SMOKI A SPRAWA POLSKA

 

 

2uh4mfq.jpg

Smok wawelski,

pomnik w Krakowie

 

   Poruszmy teraz temat nam najbardziej bliski - nasze polskie smocze podwórko. Trzeba to sobie szczerze powiedzieć, że w naszym kraju jeśli chodzi o smoki i relacje o nich, nie mamy się za bardzo czym pochwalić. Jest co prawda stary i poczciwy smok wawelski, może nie imponował swoimi rozmiarami (można tak sądzić po wielkości jego nory), ale reprezentował najbardziej typowy smoczy gatunku: skrzyżowanie jaszczurki z krokodylem, wężem i może jeszcze nietoperzem. Żywił się głównie dziewicami, a kiedy populacja kobiet "nietkniętych" przez chłopa drastycznie spadła – musiał zadowolić się jedzeniem zastępczym w postaci miejscowego bydła a nawet okolicznych wieśniaków. Zionący ogniem, przykry, brzydki, cuchnący i zawsze groźny nie padł, jak powszechnie wiadomo w szlachetnym boju z dzielnym rycerzem. Stał się natomiast ofiarą spisku, podstępu i swojego łakomstwa. Niejaki pomocnik szewca, zwany Dratewką (lub Skubą według XVI-wiecznego historyka Marcina Bielskiego), podsunął bestii owce nafaszerowaną siarką. Smok zjadł, dostał zgagi, po czym tak długo pił wodę z Wisły aż pękł. Dzisiaj pewnie obeszłoby się zarówno bez owcy jak i bez siarki - do zabicia gada wystarczyłaby w zupełności sama woda z Wisły.

 

   Na miano drugiego z polskich smoków zasługuje niewątpliwie warszawski Bazyliszek, może mniejszy od swojego poprzednika, ale posiadający znacznie groźniejszą broń skuteczniejszą od kłów czy pazurów - zabójcze spojrzenie. Pierwowzorem w tym przypadku wydaje się być Grecka Meduza, która prócz kłów dzika, skrzydeł i węży zamiast włosów, posiadała zdolność zabijania wzrokiem. Bardzo możliwe, że prototypem i Bazyliszka, i Meduzy był sumeryjski Duch Śmierci, posiadający podobne moce, przeciwko któremu użyto zwierciadła...

 

   W XII-wiecznej Kronice Galla Anonima smoki osobiście nie występują. Jedną z nielicznych wzmianek autora jest nadanie smoczych cech Bolesławowi Krzywoustemu.  Trzeba jednak zauważyć, że smok ma tu niewątpliwie skojarzenia pozytywne, komplementujące króla:

 

    "(...) I jak ogniem zionący smok, samym tylko tchnieniem paląc wszystko dokoła, a to, co nie spłonęło, rozbijając ruchem ogona, przebiega ziemię, by czynić spustoszenia - tak Bolesław uderzył na Pomorze, niszcząc żelazem opornych, a ogniem warownie."

 

Skromne wzmianki o smokach w naszym kraju nie odbiegają zbytnio od tych, jakie znaleźć można w innych częściach świata od kilkuset lat. Jest tylko jedna rzecz, która wyróżnia naszego gada od tysiąca innych bestii. Chodzi tutaj o samą nazwę „gatunkową” potwora. We wszystkich niemal językach indoeuropejskich smok wywodzi się z greckiego słowa "drakon", co dawniej znaczyło „bystrooki”. Dziś po grecku smok to "δράκος", po angielsku i francusku – "dragon", po hiszpańsku – "dragón", po włosku – "drago", po rosyjsku – "дракон", po niemiecku – "Drache". Po słowacku i czesku – "drak", czasami można też spotkać nazwę "šarkan", co pochodzi od węgierskiej nazwy smoka - "sárkány". Wbrew pozorom wyraz ten nie pochodzi od "siarki", którą to smok śmierdział, lub którą go należało zabić. Siarka po węgiersku to "kén", a jak powszechnie wiadomo, Węgrzy wszystko mają inaczej. Co najwyżej odwrotnie: polska „siarka” może pochodzić od węgierskiego "sárkány".

  Określenie "smok" jest czymś zupełnie oryginalnym i według Aleksandra Brücknera (Słownik etymologiczny języka polskiego z roku 1927) może pochodzić od słów "smoktać" lub "cmokać", co dawniej znaczyło "ssać" bądź "połykać". W języku starocerkiewnosłowiańskim "smok" może oznaczać "węża", a wszystko to razem ma źródłosłów indoeuropejski "śmaśru" oznaczający "połykanie". Brückner pisał też, że w południowej Polsce słowo "smak" wymawiało się często jak "smok", ale dziś raczej już się tego nie spotyka.

 

CZY DARWIN SIĘ POMYLIŁ

 

 

iw3xbn.jpg

Karol Darwin. Fotografia z roku 1854

 

   Jednym z powodów, dla którego istnienie wspomnianych wyżej istot nie może być traktowane poważnie, jest wymóg dostosowania wszelkich aspektów otaczającej nas flory i fauny do zasad „teorii ewolucji" Karola Darwina, która w dzisiejszych czasach jest błędnie rozumiana przez wielu ludzi. To właśnie między innymi z tego powodu niektórzy, mimo wielu dowodów w postaci archeologicznych odkryć, nie mogą uznać kilku gatunków zwierząt za możliwe do spotkania przez człowieka, ponieważ ich zdaniem żyły one i wymarły, miliony lat temu. Wymarły i koniec... Powołują się przy tym na teorię Darwina, która (według nich) jasno to potwierdza. Czy maja rację w tej kwestii? Sprawa nie jest jednoznaczna, ponieważ Darwin nie wykluczał niczego. Czy aby na pewno gatunek raz uznany za wymarły, nie mógł przetrwać gdzieś w ukryciu, w niedostępnych rejonach naszej planety? Teoretycznie mógł i pewnie gdzieś przetrwał. Wielu współczesnych badaczy błędnie próbuje sugerować się faktem, iż starożytne pisma ani razu nie wspominają słowa „dinozaur”. Brak wzmianki o dinozaurach jest, logicznie rzecz biorąc, całkowicie oczywiste. Przecież słowo „dinozaur” powstało dopiero w XIX wieku, więc jakim cudem miałoby się znajdować w pismach sprzed setek czy tysięcy lat? Wszelkie stworzenia uznawane dzisiaj za fantastyczne, znane jako smoki, potwory morskie czy latające węże są wielokrotnie wspominane nie tylko w Biblii, ale również w wielu innych księgach historycznych. Co ważne, są tam one traktowane jako zwierzęta powszechnie znane, choć wielokrotnie podkreślany jest fakt, że spotkać je można stosunkowo rzadko.

 

   A co jeśli wszystkie spotkania ludzi ze smokami faktycznie miały miejsce? Jeśli ludzie widząc te stworzenia, opisywali je tylko jednym znanym przez siebie słowem "smok"? Skoro jeszcze 150 lat temu  ludzie zarówno z Afryki jak i z Ameryki donosili o bliskich kontaktach z groźną, latającą bestią, to równie dobrze mogli tego doświadczać w czasach zamierzchłych, od starożytności po średniowiecze. Jeśli jakimś trafem ptaki podobne do pterodaktyli, czyli słynne "ptaki gromu" lub "Kongamato", nie wyginęły i cudownym zrządzeniem losu dotrwały do naszych czasów, to niemal pewne jest, że latały po niebach również kilkaset lat temu. Budziły strach i trwogę miejscowej ludności, siały zniszczenie i zagrażały bezpieczeństwu zwykłych ludzi. Dzielni rycerze walczyli z nimi i często je zabijali. Wtedy nie znano takich słów jak "teoria ewolucji", "dinozaur", "pterodaktyl", więc najprościej było dać im własną nazwę. Stworzenia te były szybkie, zwinne i trudne do schwytania, więc dawni badacze nadali im nazwę "bystrookie" - z greckiego "drakon", czyli po naszemu "smok"...

 

POSTSCRIPTUM..

 

 

ciaup.jpg

Latimeria (łac. Latimeria menadoensis)

Odkryty w 1938 r. gatunek, który oficjalnie

"wyginął" ponad 60 mln lat temu

.

   Prawda jest taka, że kierując się zdrowym rozsądkiem, niezmiernie trudno jest uwierzyć w istnienie zwierząt, które przynajmniej teoretycznie, mogłyby zionąć ogniem, czy posiadać inne cechy nie spotykane u znanych nam współcześnie gatunków. Jednakże kierując się identyczną logiką, każdy z nas nie powinien również skłaniać się do wiary w to, że legendy i podania o istnieniu tych stworzeń, wzięły się znikąd i są wyłącznie wytworem ludzkiej wyobraźni. Przecież krokodyle żyją od czasów dinozaurów, nie zmieniając się za bardzo fizycznie przez 80 milionów lat i co najważniejsze, mają się zupełnie dobrze... Co roku na lądzie, w morzu i w powietrzu odkrywane są nowe gatunki zwierząt. Co jakiś czas archeolodzy odnajdują nowe zagadki i tropy w teorii ewolucji, zupełnie wcześniej nie przewidziane. Południowo-afrykańskie morze przed II wojną światową, dokładnie 22 grudnia 1938 roku, wyrzuciło na brzeg trzonopłetwą latimerię, która rzekomo wymarła mniej więcej w tym samym czasie, co dinozaury. Jak się okazało około 1000 dorosłych osobników latimerii zamieszkuje dziś jaskinie w szelfach Oceanu Indyjskiego. Ciekawe, co by na to powiedział Darwin?

 

http://wmrokuhistori...a-czy-fakt.html


Użytkownik kpiarz edytował ten post 11.04.2014 - 09:58

  • 12



#2

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Co jakiś czas archeolodzy odnajdują nowe zagadki i tropy w teorii ewolucji, zupełnie wcześniej nie przewidziane. Południowo-afrykańskie morze przed II wojną światową, dokładnie 22 grudnia 1938 roku, wyrzuciło na brzeg trzonopłetwą latimerię, która rzekomo wymarła mniej więcej w tym samym czasie, co dinozaury. Jak się okazało około 1000 dorosłych osobników latimerii zamieszkuje dziś jaskinie w szelfach Oceanu Indyjskiego. Ciekawe, co by na to powiedział Darwin?

 

Akurat przykładu latimerii nie da się przełożyć na sytuację dinozaurów z kilku przyczyn:

 

Po 1. Latimerie jako rodzaj (już nie mówiąc o gatunkach) teoretycznie nigdy nie były uważane za wymarłe - po prostu nie wiedziano o ich istnieniu. Z tą żywą skamieliną chodzi o to, że latimerie reprezentują podgromadę ryb znaną jako trzonopłetwe i to właśnie ta podgromada była uznawana za wymarłą.

Przekładając na dinozaury - dinozaury należały do podgromady diapsydów (wg jednej z wielu proponowanych systematyk, ale nie są to w tym przypadku tak istotne kwestie). Współczesne zwierzęta należące do tej samej podgromady co dinozaury to m.in. węże, ptaki (jeżeli będziemy rozpatrywać diapsydy jako takson monofiletyczny) i być może także żółwie (kwestia sporna).

 

Tak więc - współczesny gatunek latimerii nie istniał 60 mln lat temu i jest on na podobnej zasadzie spokrewniony z innymi prastarymi trzonopłetwymi jak węże i ptaki z dinozaurami. Latimerie, w odróżnieniu od węży, nazywamy żywymi skamielinami z prostej przyczyny - czas świetności trzonopłetwych minął dziesiątki milionów lat temu (przez co znane były głównie z wykopalisk)i od tej pory powoli acz nieuchronnie zmierzają one do wymarcia, a latimerie to jedne z ostatnich ich manifestacji.

 

Po 2. Kwestia habitatu - Latimerie to ryby żyjące stosunkowo głęboko, w podwodnych jaskiniach - jest to środowisko bardzo stałe i mimo, że warunki na powierzchni ziemi diametralnie się zmieniały przez okres 60 mln lat, to ta nisza ekologiczna jaką są głęboko położone jaskinie mogła pozostawać we względnej równowadze. Właśnie dlatego przetrwały mimo prymitywnej budowy ciała - stałość zajmowanego siedliska nie wymuszała na nich zbyt wielu zmian ewolucyjnych.

 

Zupełnie inaczej ma się sprawa z dinozaurami - w większości były to zwierzęta lądowe (a jeżeli morskie, to żyjące w otwartej toni i raczej płytko), a przez ostatnie 60 mln lat na lądzie zaszło tak wiele zmian klimatycznych, że dinozaury po prostu nie miały prawa przetrwać w znanej nam formie. Dinozaurami, które przetrwały i przystosowały się do zmian klimatycznych i siedliskowych są właśnie ptaki.


  • 4



#3

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wojna Secesyjna i pterodaktyl? :papapa:

 

Super - naprawdę rozpaliło mi to wyobraźnię - i to głównie za ten wątek duży plus :beer2:

Szkoda tylko, że to najprawdopodobniej fotomontaż jest. :>

 

Znalazłem stronę gościa, który zajmował się tym tematem dość długo (prawie półtora roku). Efektem jego śledztwa jest stwierdzenie, że fotografie są... ciut "podrasowane". Strona jest, niestety w języku angielskim - może ktoś by się skusił na profesjonalne przetłumaczenie?

Myślę, że warto, bo samo śledztwo dotyczącej tej fotografii, jest równie ciekawe jak ona sama.

 

link do strony poświęconej 1 fotografii

 

link do strony poświęconej 2 fotografii


  • 2



#4

kpiarz.
  • Postów: 2233
  • Tematów: 388
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie tylko latimerie są żywymi skamielinami, dla których czas się zatrzymał. Innymi przykładami są stekowce, hatteria. Szczególnie ta ostatnia, niewiele się zmieniła przez okres 150 mln lat. Badacze tego gada twierdzą, że największe zmiany nastąpiły w erze mezozoicznej.

Latimeria jest najbardziej znanym i opisywanym okazem "żywych skamielin", ale nie jedynym. Takich zwierząt jest więcej.

Nie jest wykluczone, że ułamek procenta dinozaurów przeżył okres wymierania w czasie mezozoiku, i w oddzielonych habitatach przetrwał do naszych czasów.


  • 0



#5

Amontillado.
  • Postów: 631
  • Tematów: 50
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 21
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W tym przypadku warto postarać się stwierdzić czy ewentualne skamieliny i szczątki dinozaurów były dla prastarego symbolu Smoka pierwszą przyczyną (główną inspiracją), czy raczej inspiracją wtórną.

Teza o tym, że pierwowzorem Smoków z licznych starożytnych mitologii miały być pozostałości po dinozaurach jest przede wszystkim trudna do udowodnienia, ale ciągle prawdopodobna. Problemem jest jednak fakt, że najstarsze przedstawienia smoków są hybrydą zwierząt realnych – zwykle był to wąż o skrzydłach orła (lub innego drapieżnego ptaka), a nie teoretyczną interpretacją znalezionych pozostałości po prehistorycznych bestiach.


2i6gglf.jpg


Kompilacja węża z ptakiem ma swoje symboliczne uzasadnienie, gdyż wyraża połączenie i trwanie w pierwotnej jedności dwóch przeciwstawnych światów - świata ziemi i materii (wąż) oraz świata nieba i ducha (ptak). Przy czym fakt, że swoje ‘fizyczne’ cechy Smok dostawał zawsze od zwierząt agresywnych i drapieżnych (wąż, krokodyl, orzeł, nietoperz, lwów, itd.) świadczy o tym, że sam w sobie jest symbolem bardzo aktywnym, a przy tym wewnętrznie napiętym. Trudnym do rozgryzienia.

Jako harmoniczne połączenie przeciwstawnych światów, Smok zdaje się wyrażać odwieczną mitologiczną mądrość – że przeciwieństwa, cała dwubiegunowość tego świata (światło-mrok, kreacja-destrukcja, dobro-zło, życie-śmierć) jest tak naprawdę odbiciem Jednego. Z tego też względu Smok, jako symboliczna Istota, sam w sobie nie jest ani dobry ani zły – jednocześnie jednak reprezentuje siłę podtrzymującą materialny świat, która zawsze objawia się w dwójnasób i może dążyć zarówno do złego jak i dobrego.

Zresztą historia, na przykładzie samego symbolu Smoka, dostarczyła nam nauki płynącej z tej przewrotnej mądrości mitycznej bestii – doskonale wiemy bowiem jak skrajnie są postrzegane smoki.
Nasze europejski smoki, wyrosłe na gruncie starożytnych cywilizacji jak Sumer, Egipt czy Grecja, są zawsze złe. Średniowieczne smoki wyrażają zagrożenie dla dusz, są niebezpieczne i przerażające. Sieją chaos, zniszczenie i destrukcję. Tak jak bohaterowie antycznej Grecji (np. Apollo, Perseusz), tak jak średniowieczni bohaterowie musieli zmierzyć się ze złym smokiem, aby dostać skarb (albo ocalić księżniczkę.) – tak też dzisiaj współcześni psycholodzy są zgodni, że symbol smoka w terapii wyraża coś złego, co koniecznie trzeba pokonać, by stać się "bohaterem". Z kolei świat Wschodu (Chiny, Japonia, itd.) postrzegają smoki jako istoty pozytywne, dobroczynne, przynoszące szczęście i życie.
I te różnice w odbiorze występują pomimo tego, że w swym fizycznym rdzeniu Smok Zachodu jest niemal taki sam jak Smok Wschodu.
  • 2



#6

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Nie tylko latimerie są żywymi skamielinami, dla których czas się zatrzymał. Innymi przykładami są stekowce, hatteria. Szczególnie ta ostatnia, niewiele się zmieniła przez okres 150 mln lat. Badacze tego gada twierdzą, że największe zmiany nastąpiły w erze mezozoicznej.

Latimeria jest najbardziej znanym i opisywanym okazem "żywych skamielin", ale nie jedynym. Takich zwierząt jest więcej.

Nie jest wykluczone, że ułamek procenta dinozaurów przeżył okres wymierania w czasie mezozoiku, i w oddzielonych habitatach przetrwał do naszych czasów.

Oczywiście, że jest więcej i zgoda - ułamek procenta mógł przetrwać, nie neguję tego. Zastanawiam się tylko nad tym w jakiej formie przetrwać?

Spójrzmy na hatterie - to niewielkie (w porównaniu do swoich przodków) gady wyglądem nie różniące się praktycznie od współczesnych jaszczurek, a przetrwać zdołały tylko na kilku niewielkich, odizolowanych wyspach w ewolucyjnie najbardziej odizolowanym regionie świata - oceanii.

 

Więc tak, zgadzam się z tym, że zwierzęta z linii rozwojowych, których okresy świetności minęły dziesiątki milionów lat temu mogły przetrwać, ale z kilkoma zastrzeżeniami - tylko w niewielkich, stałych habitatach oraz tylko w formie, która przetrwanie w takim środowisku umożliwia. Między bajki możemy więc włożyć gady wielkości samochodu buszujące od milionów lat po europejskich czy amerykańskich lasach. W praktyce będą to małe populacje raczej małych zwierząt w miejscach, w których diabeł mówi dobranoc.


  • 0



#7

kpiarz.
  • Postów: 2233
  • Tematów: 388
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Amontillado, wydaje mi się, że smoki zaczęły mieć negatywną opinię za czasów chrześcijaństwa. W starożytności  występowały również pozytywne aspekty smoczych legend. Smok podobnie jak wąż wiązał się z symboliką wody. W starożytnym Rzymie traktowany był niekiedy jako istota podziemna czuwająca nad urodzajem. Był symbolem autorytetu i potęgi, wiązanym ze słońcem i symboliką królewską, podobnie jak lew i orzeł. Stanowił alegorię wiedzy, mądrości, czujności i dobrej straży. Plujący ogniem mógł przedstawiać lato. W heraldyce był oznaką waleczności, a jego zawinięty w pętle ogon świadczył o sile i energii. Smoka ukazywano także gryzącego własny ogon, jak węża Ouroborosa, wówczas był emblematem wiecznego ruchu, cykliczności i odnowy. W psychologii smok w jaskini mógł być symbolem aktu seksualnego. Wiązano go także z Wielką Matką.

Skittle

Myślę, że już w średniowieczu wiedziano, że smoki /czytaj dinozaury / żyły w klimacie tropikalnym.

Francuski mnich Fulko z Chartres, zmarły w 1127 r., tak pisał o smokach: "Smoki charakteryzują się długimi, wstrętnymi pyskami, ostrymi zębami i ognistym językiem, uszy mają podobne do rogów, kark jest długi a ciało jaszczurcze. Dwie nogi są podobne do orlich pazurów, a skrzydła mają jak nietoperze. Smoki mieszkają w Indiach i w Etiopii, gdzie stale jest lato. Są to największe zwierzęta na świecie"

Owszem, opis tego smoka jest kompilacją dwóch dinozaurów : lądowego i skrzydlatego. Ale trrudno się dziwić, skoro tylko nieliczne jednostki widziały dinozaura. A i wtedy ich opis mógł być mocno niedokładny, bo z reguły, nieuzbrojony człowiek, gdy widzi nieznane zwierzę z dużymi zębami i pazurami, po prostu ucieka.

Najlepszy przykład, jak mocno może być błędny opis żyjacego do dziś zwierzęcia jest opis goryla z ekspedycji  kartagińskiego admirała Hanno z V wieku p.n.e., który trafił na na te zwierzęta najprawdopodobniej na terenie Sierra Leone.

 Nazwa gatunkowa pochodziła od greckiego słowa Gorillai ("plemię owłosionych kobiet") . Wskazuje na to, ze goryle uważano za plemię prymitywnych ludzi.

Dopiero dokładny opis goryla powstał w połowie XIX wieku. Sądzę, że gdyby dinozaury dożyłyby naszych czasów, również doczekałyby się naukowego opisu.


  • 2



#8

Mr. Saturday.
  • Postów: 147
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Bardzo interesujący artykuł, jednak wydaje mi się że polskie "smok" nie jest takie do końca oryginalne, występuję ono również w Bułgarii i Serbii (jako „cmok”, odnosi się zarówno do mitycznej bestii spokrewnionej ze Żmijem jak i do określenia „wąż”), występowało w języku czeskim (jako „zmok”) jednak zostało wyparte przez termin "drak", podobnie w Słowacji („zmok\zmak”). Samo słowo "smok" można wyprowadzić z prasłowiańskiego "sъmъkъ" co oznacza przedostać się, przejść, przesunąć się. - Słownik etymologiczny języka polskiego, Boryś, W. , Kraków 2005. Chociaż warto tu wspomnieć iż znana jest prasłowiańska forma „smokъ” a jej etymologia jest niejasna (więc wyprowadzenie jej od "sъmъkъ" jest tylko jedną z możliwości).
Przydałoby się też chyba wspomnieć o żmijach, które w mitologii słowiańskiej miały dwojaką naturę. Na wschodzie były utożsamione ze smokami, natomiast na zachodzie walczyły z nimi. Były przedstawiane jako skrzydlate gady, ale miały zdolności polimorficzne (ukazywały się pod postacią orła, koguta albo człowieka z łuskami bądź ogonem). Żmij był również uznawany za zoomorficzne wcielenie Welesa\Wołosa które pilnowało bram świata podziemnego. Słowo żmij najprawdopodobniej było pierwotnie ogólnym oznaczeniem istot smoko-podobnych u Słowian, jednak wyszło z użycia, a jego funkcję przejął wyraz smok.
Prasłowiańskie słowa „zmьjь” i „ zmьja” są pokrewne słowu „ziemia” (stąd „z” zmieniło się na „ż”) dlatego Żmije mają powiązania chtoniczno-akwatyczne (w przeciwieństwie do smoków które miały konotacje uraniczne). Żmij był również przeciwnikiem boga gromowładcy (co ilustrują praktycznie wszystkie mitologie ludów indoeuropejskich Indra- Wrytra, Dzeus-Tyfon, Thor-Jormungand, idp.)

Jeszcze co do negatywnej opinii na temat smoków, nie wydaje mi się to sprawką chrześcijaństwa. U Słowian zachodnich smoki powodowały susze, podobnie do wedyjskiego smoka-demona Wrytry, dalej grecki Tyfon, Irański Aži Dahaka i całkiem sporo innych niezbyt miłych demonów, bóstw, czy potworów smoko-kształtnych.

P.S.
Większość tego to oczywiście dywagacje ponieważ stwierdzenie czegoś „na pewno” w przypadku mitologii słowiańskiej jest raczej rzeczą trudną.

Użytkownik Mr. Saturday edytował ten post 13.04.2014 - 11:13

  • 3



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych