Skocz do zawartości


Zdjęcie

Przerażające okręty widma i ich mroczne historie.


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
11 odpowiedzi w tym temacie

#1

Simba.

    Simbarosa

  • Postów: 441
  • Tematów: 290
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 51
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Doniesienia o tajemniczych bezzałogowych statkach, smętnie dryfujących po oceanach, towarzyszyły nam od niepamiętnych czasów. Związane z nimi legendy i przerażające historie jeżyły włosy na karkach nawet najbardziej zatwardziałego marynarskiego zakapiora. Trudno się dziwić - przesądy mówią, że natrafienie na statek widmo niczego dobrego nie wróży. O Latającym Holendrze czy Mary Celeste pewnie już wszyscy słyszeli. Na szczęście nie są to jedyne morskie zjawy.

 

259a238.jpg

 

Ourang Medan

 

Niewiele wiemy o tym holenderskim statku. Jedyne co jest pewne to to, że płynął on z Chin do Kostaryki w 1947 roku. Na indonezyjskich wodach terytorialnych coś bardzo złego przytrafiło się załodze.

 

16np6d.jpg

 

Ze statku nadano alfabetem Morse'a taką wiadomość: „Wszyscy, łącznie z kapitanem leżą w kabinie nawigacyjnej i na mostku. Prawdopodobnie martwi.” Dalsza część przekazu była już nieczytelna. Dopiero końcówka nie budziła żadnych wątpliwości. Brzmiała ona: „Umieram.”. Wkrótce statek został zlokalizowany przez ekipę ratunkową, która wszedłszy na pokład zastała przerażający widok - wszędzie walały się trupy zastygłe w dziwacznych pozach, często z rękoma wyciągniętymi ku niebu.

 

b6pwck.jpg

 

Zanim zdążono bliżej sprawie się przyjrzeć, w ładowni wybuchł pożar i ratownicy musieli błyskawicznie opuścić pokład. Strawiony przez ogień statek poszedł na dno wraz ze swoją mroczną tajemnicą. Na temat tego incydentu pojawiło się kilka teorii - być może załoga zatruła się przemycanymi chemikaliami, które weszły ze sobą w reakcję, być może statek padł ofiarą ataku ufo, być może za tą tragedią stoi sam Cthulhu, który swoim boskim wyglądem przeraził marynarzy na śmierć...

 

SS Valencia

 

W 1906 roku wielki, ważący 1598 ton parowiec ruszył w podróż z San Francisco do Seattle. Na pokładzie znalazło się 9 oficerów, 56 marynarzy oraz 108 pasażerów. Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała - coraz gęstsza mgła ograniczała widoczność, a fale utrudniały manewrowanie pomiędzy ostrymi rafami co chwilę wyłaniającymi się ze wzburzonych wód. W końcu Valencia uderzyła w jedną z nich i zaklinowała się pomiędzy dwoma skałami.

 

infmvc.jpg

 

Pasażerowie nabierającego wody, niemalże pękniętego na pół parowca wpadli w panikę. Wrzask przerażonych ludzi, mieszał się z płaczem dzieci i przekleństwami rzucanymi przez marynarzy. Niektórzy wspinali się na maszty. Siedzieli tam dwa dni zanim i ich dopadł gniew oceanu. Załoga przepływającego nieopodal statku zorganizowała akcję ratunkową - zabrała do siebie 37 osób. Reszta w histerii usiłowała dostać się na dwie łodzie ratunkowe, które ostatecznie wpadły do wody i nikomu życia nie uratowały. Ocean pochłonął zarówno Valencię, jak i wszystkich ludzi.

 

30wbj83.jpg

 

Od tego czasu wielokrotnie pojawiały się doniesienia o nadprzyrodzonych zjawiskach zachodzących w miejscu tragedii, a dwadzieścia siedem lat po katastrofie w pobliżu feralnych raf znaleziono dryfujące dwie łodzie ratunkowe, które wpadły do wody podczas dramatycznych prób ewakuacji z tonącego wraku. Obie były w zaskakująco dobrej kondycji.

 

High Aim 6

 

Nieco świeższa, ale równie tajemnicza historia dotyczy indonezyjskiego statku High Aim 6, który namierzony został u wybrzeży Australii w 2003 roku. Nikogo na pokładzie nie znaleziono. Brak było również jakichkolwiek powodów, dla których ktoś miałby go opuszczać – znaleziono osobiste rzeczy załogi, a także sporo zapasów paliwa i jedzenia. Żadnych śladów walki, strzelaniny czy ataku skrzydlatych meduz. Początkowo myślano, że głównymi pasażerami statku są nielegalni emigranci chowający się gdzieś po pokładem, jednak przypuszczenie to szybko porzucono, gdy zamiast ludzi znaleziono tam tony rozkładających się ryb.

 

vglgzm.jpg

 

Niedługo po rozpoczęciu śledztwa natrafiono na jedynego pozostałego przy życiu marynarza, który zeznał, że załoga zamordowała kapitana oraz pokładowego inżyniera i opuściła statek. Nie wiadomo jednak, co było powodem tej napaści. Ostatecznie wrak pocięto na kawałki i o sprawie zapomniano.

 

Lady Lovibond

 

W 1748 roku angielski szkuner - Lady Lovibond - rozbił się w pobliżu wybrzeży hrabstwa Kent. I jak to bywa w wielu przypadkach - zawiniła tu kobieta. Zgodnie z morskimi przesądami, zabranie baby na pokład zawsze kończy się źle. Tym razem okazja była dość konkretna - kapitan Simon Reed dopiero co wziął ślub i chciał swoją świeżą małżonkę, Annettę, zabrać w podróż. Na nic zdały się ostrzeżenia starych wilków morskich... Legenda mówi, że na pokładzie znalazł się dawny konkurent do ręki żony kapitana – John Rivers i gryziony przez chorobliwą zazdrość postanowił paskudnie się zemścić. Zakradł się do osoby zajmującej miejsce przy sterze i zmiażdżył jej czaszkę silnym uderzeniem ciężkim prętem. Następnie skierował szkuner na słynną płyciznę Goodwin Sands, która to jeśli wierzyć wilkom morskim - stoi za katastrofami przeszło 2000 statków! Nikt z załogi nie przeżył.

 

2jeedtc.jpg

 

Od tego czasu widmo wraku pojawiał się na wodach średnio co 50 lat. Ostatni udokumentowany raport o Lady Lovibold pochodzi z 1948 roku, kiedy to kapitan pewnego statku opisywał nieprawdopodobnie realny, wiekowy szkuner pokryty zieloną mgłą.

 

Octavius

 

Z podobnego okresu pochodzi inny angielski szkuner - Octavius, któryto utknął w lodzie u wybrzeży Grenlandii. Po jakimś czasie, uwolniwszy się z lodowej pułapki, żaglowiec dryfował po arktycznych wodach.

 

281h7jc.jpg

 

W 1775 roku załoga przepływającego niedaleko statku natknęła się na Octaviusa. W środku zastano całą 28-osobową załogę. Zamarznięte ciała zachowane były w doskonałym stanie. Niektórzy marynarze leżeli skuleni pod kocami, jakby wciąż spali. Przy biurku zaś siedział sam kapitan, w dalszym ciągu trzymając pióro w dłoni. Przed nim spoczywał dziennik pokładowy z ostatnim wpisem z 1762 roku. Oznaczałoby to, że szkuner spędził na lodowatych wodach całe 13 lat. Marynarze, którzy dostali się na pokład Octaviusa, nie zdecydowali się na dalsze eskapady i przerażeni szybko opuścili tę pływającą mogiłę.

 

2w2g8pz.png

 

 

Lyubov Orlova

 

Radziecki okręt Lyubov Orlova już dawno powinien zostać przerobiony na żyletki. W styczniu 2013 roku przeżarty przez rdzę, rozpadający się wrak odbywał swój ostatni kurs - z Kanady na Dominikanę, gdzie wreszcie miał zostać zezłomowany. Po dniu od rozpoczęcia rejsu, pękła lina holownicza i okręt zaginął gdzieś na Atlantyku.

 

10zd9qq.jpg

 

Niedawno jednak znów zaczęto mówić o radzieckim liniowcu - okazuje się, że  niezidentyfikowany statek powoli płynie w kierunku Wielkiej Brytanii. Dużo wskazuje, że to właśnie Orlova. Najgorsze jednak jest to, że na pokładzie okrętu znajduje się kilka tysięcy szczurów, które nie tylko intensywnie rozmnażają się, ale i pożerają nawzajem. Zatopienie wraku mogłoby spowodować wyciek do wody ropy, a to raczej nie spodobałoby się ekologom. Póki co postawiono więc w stan gotowości straż przybrzeżną. Uznano, że Wielka Brytania i tak zmaga się z problemem imigrantów, a wizyta kolejnych wcale by tej sytuacji nie poprawiła...

 

 

 

 

 

 

 

źródło : http://joemonster.or...roczne_historie


  • 17



#2

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zaciekawiło mnie to zdjęcie zamarzniętej kobiety, tym bardziej, że wypadek Ourang Medan miał miejsce na... cyt. "indonezyjskich wodach terytorialnych" cfaniak.gif

enyłejs

Poszperałem w sieci i, a propos wspomnianej fotografii kobiety, znalazłem taką oto historię:

 

Kobieta z lodu

Pochodząca ze Stanów Zjednoczonych Jean Hilliard reprezentuje na naszej liście skarbnicę zagadek świata medycyny. Tak naprawdę wielu komentatorów wciąż nie wie, do jakiej kategorii zaliczyć jej casus - niektórzy sugerują, że należy go rozpatrywać w kategorii cudów; zdaniem innych kwalifikuje się on do zjawisk paranormalnych; tymczasem racjonaliści stoją na straży stanowiska, że Jean Hilliard skrywa jakąś niezbadaną cechę ludzkiego ciała. Ale do rzeczy.

Pewnego mroźnego dnia 1980 r., mieszkającą w Minnesocie młoda kobieta została odnaleziona w śnieżnej zaspie przez swojego sąsiada. Była nieprzytomna i kompletnie zmarznięta. Jadąc wcześniej samochodem, prawdopodobnie straciła kontrolę nad pojazdem i wypadła z drogi. Karkołomna próba znalezienia przez nią pomocy skończyła się dramatycznie. W trakcie trzaskającego mrozu, Jean Hilliard straciła świadomość i całą noc przeleżała w śniegu.

Kobieta została odwieziona do szpitala, gdzie po wstępnej diagnozie lekarze nie dawali jej większych szans na przeżycie. Zdaniem świadków wyglądała tak, jakby przed chwilą ktoś wyciągnął ją z zamrażarki. Kończyny były tak zmarznięte, że nie można było ich zgiąć ani nimi poruszać, a na jej twarzy można było spostrzec lodową skorupę. Specjaliści uznali, że nawet jeśli kobiecie uda się przeżyć, będzie musiała przejść amputację wszystkich kończyn. Zastrzegli też, że długotrwały pobyt w tak ekstremalnych warunkach z pewnością wyrządził nieodwracalne szkody w jej mózgu.

Potem stało się jednak coś niewytłumaczalnego. Po dwóch godzinach, ku wielkiemu zdziwieniu lekarzy, Jean doznała poważnych konwulsji i odzyskała przytomność. Okazało się, że 19-latka znajduje się w doskonałej kondycji - zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Była jedynie zaskoczona całą sytuacją. Ślady odmrożeń w tempie błyskawicznym zniknęły z jej kończyn, a po kilkudziesięciu dniach Jean w pełni sił opuściła szpital.

 

źródło

 

Może nie bardzo jest ona w klimacie marynistycznym tego wątku ale za to wyjaśnia, że wspomniana pani jest "z lodu", a nie ze statku Ourang Medan. :szczerb:


  • 2



#3

RaidenX.
  • Postów: 8
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mary Celeste

Niewielka brygantyna, należąca do nowoszkockiego przedsiębiorstwa armatorskiego J.H. Winchester and Co przemianowany z imienia Amazon. Statek zyskał rozgłos, gdy został odnaleziony na oceanie opuszczony przez załogę, której nigdy nie udało się odnaleźć. Losy statku i załogi to jedna z najgłośniejszych nierozwiązanych tragedii morskich.

800px-Mary_Celeste_as_Amazon_in_1861.jpg






5 listopada (wg innych źródeł – 7 listopada) 1872 wyszedł z portu w Nowym Jorku w rejsie do Genui z ładunkiem 1701 beczek spirytusu. 4 grudnia został dostrzeżony około 400 mil od Gibraltaru – płynął już bez załogi pierwotnie liczącej 8 osób.
Załoga statku Dei Gratia, która zauważyła dryfujący statek-widmo z częściowo uszkodzonymi żaglami stwierdziła, iż wszystko znajduje się w niemal idealnym porządku, niedopita herbata, rozwieszona bielizna i inne rzeczy osobiste pozostały na swoich miejscach w niewyobrażalnym ładzie. Nie brakowało żadnej szalupy ratunkowej. Po odprowadzeniu do Gibraltaru Mary Celeste została poddana szczegółowym oględzinom. Nie udało się jednak ustalić przyczyn zniknięcia załogi. Podczas rozładunku towaru w Genui stwierdzono, że 9 beczek jest pustych. Do dziś zostaje ono jedną z największych zagadek marynistyki.


Istnieje wiele hipotez dotyczących nagłego zniknięcia załogi statku. Najbardziej prawdopodobna jest taka, że załoga wyczuła opary alkoholu wydobywające się z beczek i z obawy przed eksplozją błyskawicznie opuściła statek i nie zdołała nań powrócić. Należy wspomnieć, że w owym czasie zdarzały się wypadki, iż transportowany na statku alkohol w wysokiej temperaturze wybuchał i możliwe, że stąd wzięła się tak paniczna reakcja załogi.


Użytkownik RaidenX edytował ten post 08.04.2014 - 10:49

  • 1

#4

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wracając do Ourang Medan, to choć historia jest naprawdę fascynująca, wygląda na to, że mogła nigdy nie mieć miejsca.
Tematem tym zajmował się historyk Roy Bainton, który próbował udokumentować pochodzenie i historię statku.
Żadnych informacji na jego temat nie znalazł w Brytyjskim Towarzystwie Klasyfikacyjnym Lloyda, podobnie jak w Słowniku Katastrof na Morzu 1824-1962 opisującym wszystkie wypadki i zaginięcia statków na przestrzeni ponad stu lat.
Podobnym efektem zakończyły się poszukiwania w materiałach brytyjskiej admiralicji i narodowym Muzeum Morskim w Greenwich. W tym ostatnim miejscu skierowano go do Holandii ale na liście statków holenderskich, również taka jednostka nie istniała.
Nie było jej również na wykazach statków Urzędu Morskiego w Singapurze.
Inni badacze tej zagadki podejrzewają, że statek mógł pochodzić z Sumatry będącej wtedy holenderską kolonią (tzw. Holenderskie Indie Wschodnie).

Wskazywałaby na to nazwa statku - "Ourang", w języku indonezyjskim oznacza człowieka, a "Medan" jest nazwą największego miasta na wyspie Sumatra.
Wygląda jednak na to, że SS Ourang Medan, nigdy nie figurował, w żadnych oficjalnych dokumentach.
Jedyne co ustalono z całą pewnością, to fakt, że "Silver Star", amerykański statek handlowy, którego załoga odnalazła i próbowała ratować "Ourang Medan", istniał rzeczywiście, chociaż nie znaleziono jakichkolwiek udokumentowanych jego powiązań z tą historią.

 

źródło

 

Pod linkiem źródłowym można znaleźć dużo bardziej drobiazgowy opis dotyczący szczegółów odkrycia Ourang Medan - niestety po angielsku.


Użytkownik pishor edytował ten post 08.04.2014 - 12:14

  • 1



#5

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

 

A dla wszystkich miłośników paranormalności absolutnej jeszcze jedna historyjka, na którą natknąłem się w internecie.

 

Od razu zastrzegam - nie znalazłem ŻADNYCH innych informacji na ten temat (wspomnianych w artykule zdjęć, będących ''dowodem" również, więc traktuję ją jako miejską, czy też raczej górską legendę (zdaje się, że "popełnioną" przez Rosjan, sądząc po informacji o tłumaczu).

 

Ale, że brzmi smakowicie, łącząc ze sobą chyba wszystkie dziedziny paranormalne - dlatego zamieszczam. :szczerb:

 

Znalezisko w Kordylierach

Jeszcze dziwniejsza historia związana ze statkiem-widmem  zdarzyła się w 2006 roku. Grupa wspinaczy wracała z powrotem po wyjściu na jeden ze szczytów Kordylierów. Zaczęła się śnieżyca i alpinistom przyszło zmienić trasę powrotną. Wszedłszy na górską płaśń ku swemu niebotycznemu zdumieniu ujrzeli oni stojący wśród skał i lodów wielki kadłub statku!

Roger Feinstone zobaczył to jako pierwszy doszedł do wniosku, że to jakaś halucynacja wskutek zmęczenia. Jednakże jego towarzysze widzieli dokładnie to samo: pokryty rdzą kadłub statku.

Oczywiście wiedzieli, że od czasu do czasu znajdowano wyrzucone na brzeg statki bez załogi albo z martwą załogą, przy czym wszystkie rzeczy zostawały na swoich miejscach. Wyglądało to zawsze tak, jakby śmierć zastała ludzi w czasie wykonywania rutynowych czynności i była natychmiastowa. Ale w tym przypadku było inaczej. Obejrzawszy rdzawy statek alpiniści odkryli, że nie ma tam żadnych ludzkich zwłok ani rzeczy w tym dziennika okrętowego. Znikły także meble i przyrządy nawigacyjne. Ale najciekawsze było to, że na burcie nie było ani nazwy statku, ani portu macierzystego! Wszystkie inwentarzowe i fabryczne numery i oznaczenia zostały wytarte czy zatarte doszczętnie czyjąś ręką. Nawet po tabliczkach informacyjnych na grodziach zostały tylko dziurki na uchwyty i haki.

 

A potem zaczęło być jeszcze ciekawiej. Znajdując się na pokładzie statku, nasi badacze odczuli naraz irracjonalny lęk, wydawało im się, że zaraz się z nimi coś stanie, coś strasznego i szybko opuścili statek-widmo.

Powróciwszy do domu, alpiniści oczywiście opowiedzieli o swoim odkryciu uczonym i dziennikarzom. Na początku im oczywiście nie uwierzono. Zdecydowano, że historia o statku-widmie w górach to jakiś hoax – głupi żart. Ale alpiniści przedstawili fotografie, które stały się dowodem w sprawie.

Badacz-psychotronik, specjalista od zjawisk paranormalnych Oscar Bernsen oświadczył, że sądząc po zdjęciach, statek ów był zbudowany w Europie przed II Wojną Światową. Ale jak to się stało, ze znalazło się tak wysoko w górach?

Jak na razie Bernsen postawił dwie hipotezy:

· Albo statek został przeniesiony w góry przez Kosmitów, albo…
· …dostał się tam z Trójkąta Bermudzkiego…
…wszak właśnie tam zaginęło bez wieści mnóstwo statków, a co się z nimi stało – tego nie wie nikt.

Oczywiście istnieją także inne warianty tego, co mogło się stać temu statkowi znalezionemu w Kordylierach. I tak byłaby to sprawka piratów, którzy opanowali statek, zamordowali załogę i literalnie wypatroszyli jednostkę tak, że pozostał z niego tylko pusty wrak, aby nikt go nie znalazł. Ale jak udało się im zataszczyć go w góry. I po co to im było? Gdzie znajdują się doczesne szczątki ludzi? Czy wyrzucono je w morze?

Można założyć także, iż na statku doszło do jakiejś tragedii w czasie II Wojny Światowej. Wszak w tym okresie na przestworach Wszechoceanu zaginęło wiele statków i uzyskanie jakichkolwiek informacji o ich losach było i jest niemożliwością. Być może był to jakiś statek „wojenno-tajny”. Być może to tłumaczy zatarcie wszelkich znaków, które mogłyby zidentyfikować nazwę i armatora oraz kraj przynależności tej jednostki.

Wreszcie hipoteza, że statek ten mogli rozgrabić maruderzy, ale znów zachodzi pytanie: skoro tak, to dlaczego zadali sobie trud zacierania wszelkich cech identyfikacyjnych tego statku?

I już na zakończenie jeszcze jedno zupełnie „nieznanoświatowe” wyjaśnienie. Co zaszło, gdy nasi bohaterowie znaleźli się w silnej strefie anomalnej, będącej w stanie zmienić właściwości materii ożywionej i nieożywionej i po długich latach zmienić statek w pustą łupinę? Przecież nie od wczoraj ludzie widzieli tam dziwne zdarzenia. Jeżeli statek był rzeczywiście fantomem, to na jaki czas wyrywał się on ze swej widmowej realności i nawet pozwalał obejrzeć siebie i utrwalić na zdjęciach?

 

Źródło – „Tajny XX wieka” nr 34/2012, ss. 36-37

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz

 

źródło


Użytkownik pishor edytował ten post 08.04.2014 - 17:13

  • 7



#6

Simba.

    Simbarosa

  • Postów: 441
  • Tematów: 290
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 51
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@ pishor : "Może nie bardzo jest ona w klimacie marynistycznym tego wątku ale za to wyjaśnia, że wspomniana pani jest "z lodu", a nie ze statku Ourang Medan."

                Brawo za spostrzegawczość. Nie zauważyłam tego, a wystarczyło poczytać komentarze pod tematem . Gapa ze mnie. Dziękuję :)


  • 1



#7

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

To jeszcze a propos tematu.

Takich morskich historii można znaleźć dość sporo ale większość niesie ze sobą mniej więcej taki ładunek emocji, jak informacja o kolejnej stłuczce samochodowej.

Poniżej kilka mniej spektakularnych, których jednak autor artykułu, trochę na wyrost chyba, nie zawahał się umieścić w kategorii "upiory mórz".

 

BAYCHIMO – SZARY DUCH ALASKI

W tę historię trudno uwierzyć, ale jest prawdziwa. Porzucony przez załogę parowiec Baychimo co najmniej 38 lat tułał się u wybrzeży Alaski, a może krąży tam do dziś. Oparł się niezliczonym burzom oraz uściskowi lodów, często zgniatających nawet mocne kadłuby. Oparł się także ludziom, próbującym go odzyskać.

Baychimo zwodowany został w 1914 roku w Göteborgu w Szwecji dla niemieckiego armatora. Po I wojnie światowej w ramach odszkodowań wojennych stał się własnością Wielkiej Brytanii. Był to solidnie zbudowany stalowy parowiec o wyporności 1322 ton i długości 70,15 metra. W 1921 roku został zakupiony przez spółkę Hudson’s Bay Company. Bazował w szkockim porcie Ardrossan i co roku wypływał na północne wody Kanady. Zawijał do nadbrzeżnych faktorii handlowych, zabierał zgromadzone tam przez traperów futra, zostawiał pocztę, zaopatrzenie i inne towary. Baychimo odbył 9 takich udanych podróży. W 1931 r. statek pomyślnie pobrał futra i zawrócił do Vancouver. Zima tego roku przyszła jednak bardzo wcześnie. 1 października Baychimo został uwięziony w lodach koło wyspy Victoria. 22 członków załogi ewakuowano samolotami. 15 pozostało, zdecydowanych spędzić w pobliżu okrętu zimę. Ci marynarze, z którymi pozostał kapitan John Cornwell, zbudowali w pewnej odległości od Baychimo drewnianą chatę. W nocy 24 listopada rozpętała się gwałtowna burza. Kiedy wichura w końcu osłabła, ludzie ujrzeli 20-metrowe góry z potrzaskanego lodu. Okręt zniknął. Żeglarze zrozumieli, że Baychimo poszedł na dno podczas nawałnicy. Wrócili na bezpieczny ląd, gotowali się do powrotu. W kilka dni później eskimoski łowca fok przyniósł zaskakującą nowinę – oto okręt wciąż utrzymuje się na wodzie – tkwi wśród lodów jakieś 85 kilometrów na południowy zachód. Marynarze podążyli we wskazanym kierunku i Baychimo rzeczywiście tam był. Kapitan Cornwell wiedział jednak, że w warunkach srogiej zimy nie doprowadzi statku do portu. Nakazał swoim zabrać co cenniejsze futra z ładowni i zostawić okręt. Baychimo, szary statek-widmo, dryfował odtąd u wybrzeży Alaski. W marcu 1932 r. wypatrzył go Leslie Melvin, traper podróżujący z psim zaprzęgiem. Dostał się na pokład, zobaczył w ładowni futra, wciąż znajdujące się w znakomitym stanie, ale samotnie nie mógł przedsięwziąć niczego. W marcu następnego roku ok. 30 eskimoskich myśliwych pływających na kajakach dotarło do porzuconego okrętu. Wtedy nieoczekiwanie rozpętał się sztorm i nieszczęśni łowcy musieli trwać na pokładzie Baychimo przez dziesięć dni i o mało nie umarli z głodu. W listopadzie 1939 roku kapitan Hugh Polson spostrzegł „upiora Alaski” ze swego statku. Postanowił, że doprowadzi porzucony okręt do portu. Polson wraz z ludźmi zdołał dotrzeć do Baychimo, lecz morze było tak skute lodem, że ledwo zdołał wyprowadzić swój okręt bezpiecznie i nawet nie próbował holować wraka. Po raz ostatni arktyczny wędrowiec został spostrzeżony w 1969 r. (38 lat po tym, jak został opuszczony przez załogę!). Widzieli go Eskimosi na Morzu Beauforta niedaleko Point Barrow. Baychimo był zardzewiały, zniszczony przez wichury, śnieżyce i burze, ale wciąż utrzymywał się na wodzie. W 2006 roku władze Alaski w ramach projektu „Statek- widmo Arktyki” postanowiły upewnić się, czy Baychimo poszedł na dno, czy wciąż pływa. Jak dotąd, nie udało się rozwiązać tej zagadki.

 

JOYITA – ZAGADKA POŁUDNIOWEGO PACYFIKU

Nazwano go Mary Celeste Południowego Pacyfiku. Drewniany statek handlowy Joyita odnaleziono w 1955 roku bez żywej duszy na pokładzie. Po pasażerach i marynarzach ślad zaginął.

Joyita została zbudowana w 1931 roku jako luksusowy jacht. Po wybuchu wojny przejęta przez marynarkę wojenną pełniła służbę patrolową na wodach Hawajów. W 1952 r. wyczarterował ją kapitan Thomas H. Dusty Miller, były oficer brytyjskiej marynarki wojennej, mieszkający na Samoa. Joyita stała się statkiem handlowym i rybackim. Miller, zadłużony po uszy, chciał zarobić trochę grosza, przywożąc ładunek kopry z odległych około 430 km wysp Tokelau. Zdecydował się na rejs, aczkolwiek wiedział, że jego statek jest w złym stanie – silniki dławiły się i gasły, poszycie przeciekało.

31 października 1955 roku Joyita wypłynęła z portu Apia na Samoa z 16 członkami załogi i 9 pasażerami na pokładzie. Wśród tych ostatnich było dwoje dzieci, urzędnik rządowy, handlarz koprą oraz dr Alfred Parsons, chirurg podróżujący do pacjenta, który czekał na amputację. Joyita zabrała 4 tony ładunku – lekarstwa, drewno, produkty żywnościowe, puste beczki po oleju. Statek powinien zawinąć do portu Fakaofo na Tokelau 5 listopada, ale nie dotarł tam nigdy. Akcja ratownicza, podjęta przez lotnictwo Nowej Zelandii, trwała 6 dni. Objęła 260 tysięcy kilometrów kwadratowych oceanu, lecz nie przyniosła żadnych wyników.

Dopiero 10 listopada mocno zanurzoną w wodzie Joyitę wypatrzyła załoga statku Tuvalu idącego z Suva do Funafuti. Dryfowała w odległości ponad tysiąca kilometrów od szlaku, którym powinna płynąć. Marynarze z Tuvalu nie znaleźli na pokładzie Joyity nikogo. Zniknął także ładunek, dziennik pokładowy oraz tysiąc funtów, przeznaczonych na zakup kopry. Radio było nastawione na międzynarodową frekwencję alarmową 2182 kHz, lecz nikt nie odebrał wołania Joyity o pomoc. Dochodzenie nie wyjaśniło losów ludzi z tego statku. Dzienniki „Fiji Times” i „Herald”, powołujące się na „wiarygodne źródła”, sugerowały, że statek wpłynął we flotę japońskich jednostek rybackich i załoga „zobaczyła coś, co Japończycy chcieli ukryć”

Bardziej prawdopodobne jest to, że ludzie na pokładzie Joyity zostali wymordowani przez piratów, którzy wyrzucili ciała ofiar za burtę i umknęli z ładunkiem. Niektórzy sugerują, że kapitan wdał się w bójkę ze swym potężnie zbudowanym matem Amerindem „Chuck” Simpsonem, zwanym „Goryl”. Mat wypadł za burtę, a ciężko ranny kapitan nie był w stanie nawigować statkiem. Przerażeni ludzie umknęli na łodziach ratunkowych, z wyjątkiem kapitana, który pragnął umrzeć na pokładzie. Uciekinierzy w szalupach zginęli na bezkresnym oceanie, a opuszczona Joyita została złupiona przez japońskich rybaków. Pojawiały się też hipotezy bardziej fantastyczne, jak uprowadzenie przez UFO, ale los żeglujących na Joyicie wciąż pozostaje nieznany.

 

HIGH AIM 6 – RYBACY PRZEPADLI BEZ WIEŚCI

Rybacki trawler High Aim 6 o wyporności 130 ton i długości 20 metrów, żeglujący pod banderą indonezyjską, wyszedł z tajwańskiego portu Liuchiu 31 października 2002 roku. Na pokładzie znajdowali się: tajwański kapitan, starszy mat oraz co najmniej pięciu indonezyjskich marynarzy. Po raz ostatni armator rozmawiał z kapitanem w końcu grudnia. Potem radiostacja High Aim 6 zamilkła. Dopiero 3 stycznia 2003 roku trawler został spostrzeżony na wodach australijskich, 250 km na zachód od portu Broome. Trawler szedł na włączonym silniku. Kiedy jednak 8 stycznia australijscy marynarze weszli na pokład dziwnej jednostki, maszyny High Aim 6 już nie pracowały, zaś ster zablokowany był w takiej pozycji, że trawler płynął prostym kursem, bez zataczania kół. Po załodze pozostały tylko szczoteczki do zębów. „Bezludny” statek został zaholowany do Broome. Przypuszczano, że trawler przemycał do Australii nielegalnych imigrantów, okazało się jednak, że jego ładownie pełne są psujących się ryb. Marynarka i lotnictwo australijskie spenetrowały 24 tysiące km kwadratowych oceanu w poszukiwaniu zaginionej załogi – bez skutku. Prowiantu i paliwa na High Aim 6 było pod dostatkiem. Według jednej z hipotez rybacy zostali wymordowani przez piratów, lecz na pokładzie nie znaleziono żadnych śladów walki. Pewnym tropem okazał się fakt, że telefon komórkowy, należący do Lin Chung-lee, szefa maszyn trawlera, był już po zaginięciu załogi aż 87 razy używany na wyspie Bali. Nie wiadomo jednak, czy rybacy uciekli ze statku na Bali (w jakim celu?), czy też telefon zrabował pirat zabójca. Trawler High Aim 6 zyskał miano „Mary Celeste XXI wieku”.

 

ZBIORNIKOWIEC BEZ WŁAŚCICIELA

W marcu 2006 roku samolot australijskiej straży przybrzeżnej wykonał zdjęcia dziwnego statku, dryfującego w zatoce Carpentaria, 180 km od miasta Weipa w stanie Queensland.

Po analizie fotografii wysłano okręt straży przybrzeżnej Storm Bay, który doścignął tajemniczego wędrowca. Okazało się, że to 80-metrowy zbiornikowiec bez załogi na pokładzie. Musiał długo błąkać się po oceanie, gdyż maszyny były już przerdzewiałe. Na pokładzie nie było żadnych dokumentów, na burcie udało się odczytać nazwę Jian Seng, tym niemniej takiej jednostki nie udało się odnaleźć w rejestrach morskich. W ładowniach znajdowały się znaczne ilości ryżu, toteż przypuszczano, że domniemany Jian Seng był używany jako statek zaopatrzeniowy dla flot rybackich. Statek był pozbawiony większości wyposażenia, wysunięto więc hipotezę, że holowany był do stoczni na złomowanie, jednak lina pękła i zbiornikowiec się „zgubił”. Nie udało się ustalić właściciela jednostki, toteż władze australijskie poleciły ostatecznie zatopić go.

 

KAZ II – WIDMOWY JACHT

„Wyglądało to bardzo dziwnie. Wszystko wydawało się w porządku, tylko nie było załogi” – bardzo trafnie opisał sytuację na pokładzie 12-metrowego katamarana Kaz II Jon Hall ze służb ratowniczych australijskiego stanu Queensland. Kaz II wypłynął z portu Airlie Beach 15 kwietnia 2007 roku. Na pokładzie znajdowało się trzech doświadczonych żeglarzy. Jacht zmierzał do portu Townsville. Miał to być pierwszy etap rejsu wokół północnej Australii do zachodniej części tego kontynentu. 18 kwietnia załoga helikoptera wypatrzyła katamaran dryfujący w pobliżu Wielkiej Rafy Koralowej. Wysłany na rozpoznanie okręt straży przybrzeżnej dotarł do Kaz II. Silnik katamarana wciąż pracował, radiostacja i system nawigacji satelitarnej były w pełni sprawne, komputer włączony, na pokładzie znajdowała się łódź i kamizelki ratunkowe, na stole stały talerze i przygotowane posiłki, na linach suszyło się pranie. I tylko trzech żeglarzy brakowało. Poszukiwania zaginionych, prowadzone do 22 kwietnia, nie przyniosły rezultatu. Jacht odholowano do Townsville i poddano badaniom. Analiza systemu GPS wykazała, że Kaz II zaczął dryfować już po południu, w dniu, w którym wypłynął z portu, a przedtem znalazł się w strefie wzburzonych wód. Poza zniknięciem żeglarzy, jedynym świadectwem, że na pokładzie stało się nieszczęście, był poszarpany żagiel. Losu żeglarzy nie udało się wyjaśnić. Niektórzy sugerowali porwanie na pełnym morzu, według innych, ludzie zostali zmyci z pokładu przez wielką falę, spiętrzającą się niekiedy niespodziewanie tzw. falę fenomenalną. Według innej hipotezy Kaz II utknął na mieliźnie, żeglarze wskoczyli do wody, aby go zepchnąć, wtedy nagle powiał wiatr i katamaran odpłynął, zostawiając ludzi na pewną śmierć. Australijskie media wiele pisały o tym „jachcie-widmie”.

źródło 


Użytkownik pishor edytował ten post 09.04.2014 - 22:09

  • 2



#8

The Truth Is Out There.

    Internetowy Alvaro

  • Postów: 276
  • Tematów: 42
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tak w temacie to na statku, na którym jestem rok temu zmarł Chief Oficer. Spadł z zejściówki do ładowni. Filipino mk mówili, że czasem coś się samo przemieści w forcastle (dziobowa część statku gdzie trzymamy różne narzędzia, liny cumownicze, farby itp.). Ja nic paranormalnego tam nie zauważyłem i nie odczułem.Załączam zdjęcia wejścia do ładowni przez tą zejściówkę gdzie spadł oficer.

Załączone grafiki

  • 20180530_084430.jpg
  • 20180530_084531.jpg
  • 20180530_084538.jpg

  • 2



#9

Anunnaki.
  • Postów: 540
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

w queen mary 2 bodajże były wypadki z grodziami wodoszczelnymi,kilku pracowników zostało przez nie zabitych,podczas budowy miały wydarzyc się incydeny w postaci uwięzienia pracowników we wnętrzu kadłuba.

 

inne podobne zdarzenie dotyczyło titancia w trakcie budowy - część podpór lub rusztowania spada i zabija pracownika na miejscu,podczas wodowania statku też były liczne ofiary.

 

do grona "przeklętych" statków mógłby zostać zaliczony olympic - kumpel titanica. przetrwał kolizję z drugim statkiem,przetrwał trafienie torpedą która nie uległa detonacji,staranował niemiecki okręt podwodny,potem jeszcze  staranował i zatopił latarniowiec.potem  poszedł na złom. miał wspaniałą karierę pełną wzlotów i trochę upadków ale był chyba najbardziej szczęśliwym wśród pechowych statków.

 

do współczesnych statków pechowych można zaliczyć prom  jan heweliusz,wadliwie wykonany statek miał problem z stabilnością a późniejszy pożar i źle wykonane naprawy doprowadziły do zatonięcia w sztormie.


Użytkownik Anunnaki edytował ten post 18.06.2018 - 02:40

  • 0

#10

Komarzyca.

    The daughter of Satan.

  • Postów: 114
  • Tematów: 11
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Z tematem skojarzył mi się fajny horror o nazwie " Ciśnienie " może nie aż tak bardzo,

przerażający aczkolwiek ma swój klimat.Nie mogłabym sobie wybaczyć gdybym nie

podrzuciła wam linku do ciekawego tematu, jest to opuszczony statek który się

niesamowicie dobrze zachował, zdjęcia są z 2014 roku. https://www.proj3ctm...e-october-2014/

Naprawdę, warto zerknąć.

 

 

http://www.dailymail...-squatters.html <-

Ciekawy temat oraz zdjęcia z kolejnego opuszczonego statku.

https://www.hauntedr...ps-famous-found <-

Znalezione, ale ciągle żywe? Historie statków w skrócie również ze zdjęciami.


  • 0

#11

Agnieszka81.
  • Postów: 321
  • Tematów: 29
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

To jeszcze jedna historia ode mnie znaleziona w internecie.   ;p

 

 Carroll A. Deering

 

 

carroll.jpg

 

Statek osiadł na mieliźnie osławionych Diamond Shoals w pobliżu Cape Hatteras (Północna Karolina) w 1921 roku, gdzie utknął na kilka dni, zanim na miejsce dotarli ratownicy. Później Straż Przybrzeżna stwierdziła, że z opuszczonego statku zniknął sprzęt, dziennik i dwie łodzie ratunkowe, a sam statek nie był uszkodzony. Ponoć na pokładzie znajdował się jedynie kot. Dochodzenie wykazało, że w tym samym czasie kilka innych statków zaginęło w tajemniczych okolicznościach, co, jak sądzono, mogło być wynikiem działalności piratów, buntu załogi, lub dodatkowej aktywności sejsmicznej wokół niesławnego Trójkąta Bermudzkiego.

 

 

źródło


  • 0

#12

abnormal.
  • Postów: 129
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

MV Joyita był wygodnym jachtem z 25 pasażerami, który w tajemniczych okolicznościach zaginął na południowym Pacyfiku w 1955 roku. Co stało się z pasażerami i załogą MV Joyita?

 

MV Joyita był 21-metrowym drewnianym jachtem zbudowanym w 1931 roku dla reżysera filmowego Rolanda Westa, który nazwał statek Joyita, co po hiszpańsku oznacza „mały klejnot”, na cześć swojej żony, aktorki Jewel Carmen. W październiku 1941 roku Joyita została zakupiona przez Marynarkę Wojenną Stanów Zjednoczonych, która wykorzystywała ją jako statek patrolowy na Wielkiej Wyspie Hawajów do końca II wojny światowej.
W 1943 roku Joyita osiadła na mieliźnie i została poważnie uszkodzona. Marynarka wojenna nadal pilnie potrzebowała statków, więc statek został naprawiony. Po wojnie statek stał się zbędny i został sprzedany firmie Louis Brothers. Potem „Joyita” zmieniała kilku właścicieli, była używana jako statek handlowy i rybacki. Joyita opuściła port Apia na Samoa 3 października 1955 r. o godzinie 5. Statek kierował się na oddalone o około 270 km Wyspy Tokelau. Joyita miała wypłynąć dzień wcześniej, ale spóźniła się z powodu awarii silnika opuściła Samoa na jednym silniku. Na pokładzie było 25 osób: szesnastu członków załogi i dziewięciu pasażerów. MV Joyita miał płynąć przez około 48 godzin i przybyć do Tokelau 5 października.

Kiedy statek nie przybył zgodnie z oczekiwaniami, rozpoczęto akcję poszukiwawczo-ratowniczą. Od 6 do 12 października przebadano 100 000 kilometrów kwadratowych oceanu, ale nie znaleziono żadnego śladu MV Joyita ani jej pasażerów. Żadnego śladu MV Joyita nie znaleziono aż do 10 listopada, kiedy Gerald Douglas, kapitan statku handlowego Tuvalu, natknął się na Joyitę około 600 kilometrów od miejsca jej zaginięcia. MV Joyita miał płynąć przez około 48 godzin i przybyć do Tokelau 5 października. Kiedy statek nie przybył zgodnie z oczekiwaniami, rozpoczęto akcję poszukiwawczo-ratowniczą. Od 6 do 12 października przebadano 100 000 kilometrów kwadratowych oceanu, ale nie znaleziono żadnego śladu MV Joyita ani jej pasażerów.


Żadnego śladu MV Joyita nie znaleziono aż do 10 listopada, kiedy Gerald Douglas, kapitan statku handlowego Tuvalu, natknął się na Joyitę około 600 kilometrów od miejsca jej zaginięcia. Statek był w bardzo złym stanie i mocno zalany. Nigdzie nie było widać pasażerów i załogi. Brakowało również czterech ton ładunku. Ratownicy zauważyli, że stacja radiowa Joyita została dostrojona do częstotliwości 2182 kHz, która jest międzynarodowym kanałem radiowym morskim. „Joyita” unosiła się na boku. Części statku były wgniecione i połamane. Okna i drzwi były wybite. Joyicie brakowało łodzi ratunkowej i trzech tratw ratunkowych. Stwierdzono, że silnik statku na prawej burcie był przykryty materacami. Silnik na lewej burcie został zdemontowany. W maszynowni zainstalowano pompę, ale nie została ona prawidłowo podłączona. Radiostacja na pokładzie była uszkodzona i miała zasięg zaledwie około dwóch kilometrów, co praktycznie uniemożliwiało wezwanie pomocy. Zegar elektryczny na pokładzie zatrzymał się o godzinie 22:25, a włączniki światła zostały włączone, co oznaczało, że wszystko, co się wydarzyło, wydarzyło się w nocy. Większość wyposażenia nawigacyjnego statku została wyłączona. Na pokładzie znaleziono torbę lekarską zawierającą sprzęt medyczny i zakrwawione bandaże. Na podstawie ilości paliwa pozostałego na pokładzie ustalono, że MV Joyita została porzucona 50 kilometrów od Tokelau. Korkowy kadłub statku i ładunek pustych beczek prawie uniemożliwiały zatonięcie. Nie wiadomo, dlaczego załoga opuściła Joyitę.

Najbardziej zagadkowym aspektem tajemnicy MV Joyita jest to, dlaczego pasażerowie i załoga opuścili statek, gdy był on praktycznie niezatapialny. Przedstawiono kilka wyjaśnień jako możliwych opcji. Kapitan Miller miał duże doświadczenie na MV Joyita i musiał być świadomy wyjątkowej zdolności statku do utrzymywania się na powierzchni. Doprowadziło to niektórych do spekulacji, że coś stało się z kapitanem, zanim statek wpadł w tarapaty. Zakrwawione bandaże na pokładzie mogły należeć do niego. Gdyby kapitan nie zapewnił pasażerów i załogi o zdolności Joyty do utrzymania się na powierzchni, mogliby wpaść w panikę i spróbować uciec na tratwach ratunkowych.

Są to jednak tylko przypuszczenia, ponieważ nie znaleziono ani łodzi ratunkowych, ani ludzi.

 

źródło: https://innemedium.p...achtu-mv-joyita


  • 2



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych